Gösta Berling (Lagerlöf, 1929)/Kaczucza
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Gösta Berling |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie R. Wegnera |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rumaku bojowy! Bojowy rumaku, który pasiesz się teraz na trawie, czyli pamiętasz młodość swoją? Czy pamiętasz dzień bitewny, rumaku dzielny, bojowy? Pędziłeś, niby na skrzydłach niesiony, grzywa jak płomień pałała nad twą głową, a krew i piana spływała ci po bokach czarnych. Gryząc pozłociste wędzidło, pędziłeś w dal, a ziemia drżała pod kopytami twemi. Rozkosz cię ogarnia, dzielny rumaku. Ach, jakżeś był piękny!
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
W skrzydle rezydentów ekebijskiego dworzyszcza panuje szary mrok. W wielkiej sali stoją pod ścianami czerwono malowane skrzynki kawalerów, a świąteczna ich odzież wisi na gwoździach w kącie. Płomień kominka oświetla bielone ściany i firanki w żółtą kostkę, kryjące alkowy. Mieszkanie kawalerów, to nie serail, nie królewskie komnaty.
Ale rozbrzmiewają tu skrzypce Liliencrony. Gra szarą godziną kaczuczę.
Powtarza ją raz po razu.
Zerwijcie struny, złamcie smyk! Czemuż to powtarza się bez końca ten przeklęty taniec? Czemuż gra właśnie w chwili, kiedy Örneclou leży w łóżku, wijąc się w reumatycznych bólach i wstać nie może? Wyrwijcież mu skrzypce i rozbijcie o ścianę, skoro przestać nie chce!
Czy dla nas grasz kaczuczę, maestro? Czy można ją zatańczyć po chwiejnej podłodze skrzydła rezydenckiego, pośród ciasnych, brudnych, zakopconych ścian, z niskim pułapem? Ach, do licha, jakże ty grasz!
Czyż ta kaczucza jest dla nas, kawalerów? Na dworze szaleje zadymka. Czy uczysz płatki śniegu tańczyć do taktu? Czy grasz do tańca szybkonogim dzieciom Króla Śniegu?
Zali masz tu kobiece ciała, drżące pod tętnem krwi, małe usmolone rączki, co odsuwając garnek, chwytają kastaniety, bose nogi, widne z pod wysoko zakasanych spódniczek, podwórze wyłożone marmurem, cyganów skulonych z dudą i tamburynem, maurytańskie kolumnady, księżyc i czarne oczy... czy masz to wszystko tutaj, maestro. Jeśli nie, to połóż smyczek!
Kawalerowie suszą przemoczoną odzież u ognia. Niesposób chyba tańczyć w długich, kutych butach, o podeszwach grubych na cal? Przez cały dzień brodzili po śniegu łokciowej wysokości, tropiąc niedźwiedzia. Czy sądzisz, że zechcą tańczyć w mokrych, kurzących się ubraniach z fryzu, mając zamiast danserki kudłatego misia?
Zali masz dla nas, mistrzu, wygwieżdżone niebo, czerwone róże w ciemnych włosach kobiecych, oszałamiający gorąc wieczora, wrodzoną plastykę poruszeń i miłość, płynącą z nieba i buchającą z ziemi, co faluje w powietrzu? Pocóż w przeciwnym razie zmuszasz nas, byśmy za tem wszystkiem tęsknili?
Okrutniku, zali trąbisz wsiadanego rumakowi bojowemu, co stoi na uwięzi? Rutger von Örneclou leży przykuty do łoża bólami reumatycznemi. Oszczędź mu męki rozkosznych wspomnień! I on też nosił sombrero i barwistą siatkę na włosach i on też przywdziewał kaftan z aksamitu, oraz nosił sztylet za pasem. Szczędźże mistrzu, starego Örneclou.
Ale Liliencrona gra i gra kaczuczę, zaś Őrneclou cierpi jak kochanek, co widzi jaskółkę, lecącą w stronę odległego mieszkania kochanki, jak jeleń spragniony, którego myśli pędzą mimo źródła w lesie.
Na moment odejmuje Liliencrona skrzypce od podbródka i pyta:
— Powiedz Chorąży, czy pamiętasz piękną Rózię von Berger?
Örneclou ciska straszliwe przekleństwo.
— Lekka była, jak płomień. Lśniła i tańczyła, jak brylant na końcu smyczka, Pamiętasz ja pewnie z karlsztadzkiego teatru. Widywaliśmy ją tam za młodu, pamiętasz, Örneclou?
Czy pamięta? Była mała, dzika i sypała skrami, jak ogień. Tańczyła kaczuczę. Uczyła kaczuczy wszystkich młodych ludzi Karlsztadu, a także trzaskać kastanietami. Na balu u landrata tańczył chorąży z panną von Berger kaczuczę, oboje w strojach hiszpańskich, a tańczył ją, jak się tańczy, pod figowcami i platanami jak Hiszpan prawdziwy.
Nikt w całej Wermlandji nie umiał, jak on tańczyć kaczuczy, to jest tak, by wart było o tem wspominać. Wielką stratę poniosła Wermlandja, gdy gościec zesztywnił mu członki, a na stawach potworzył wielkie guzy.
Cóż to był za kawaler, jaki smukły, piękny, rycerski! „Pięknym Örneclou“ zwały go dziewczęta, poprzysięgając sobie dozgonną nienawiść z jego powodu.
Liliencrona rozpoczyna na nowo kaczuczę, a myśli Örneclou cofają się w dawne lata.
Oto stoi tu, a Rózia Berger tam! Byli właśnie przez chwilę sami w garderobie, on jako Hiszpan, ona jako Hiszpanka. Dała mu się pocałować, ale ostrożnie, gdyż przerażały ją wypomadowane wąsy. Teraz tańczą... jak się tańczy jeno pod figowcami i platanami. Cofa się, ona nastaje, on się uzuchwala, ona czyni dumny gest, on się obraża, ona gotowa jest do zgody. Gdy wkońcu pada na kolana i chwyta ją w rozpostarte ramiona, przez salę płynie westchnienie — westchnienie zachwytu.
Hiszpan, prawdziwy Hiszpan!
Przy tem właśnie pociągnięciu smyczka, pochylał się w ten sposób, tak wyciągał ramiona, a potem wysuwał nogę, by płynąć w powietrzu... Cóż za wdzięk! Można go było kuć w marmurze.
Nie wiem sam, jak się to stało, ale przerzuca nogi przez bok łóżka, wstaje, pochyla się, wyciąga ramiona, strzela z palców i chce płynąć ponad podłogę, jak za onych dawnych lat, kiedy nosił trzewiki tak ciasne, że je musiano rozcinać, by zdjąć z pończoch.
Brawo, Örneclou! Brawo, Liliencrona!
Noga nie słucha, nie może stanąć na końcach palców. Chwieje się przez chwilę na jednej nodze, potem zaś pada zpowrotem na łóżko.
Piękny senor, postarzałeś się, a senorita zapewne także!
Tylko pod platanami Grenady tańczą kaczuczę wiekuiście młodzi gitanosi, wiecznie młodzi, gdyż każda wiosna nowych wydaje.
A może pora przeciąć struny skrzypiec?
Nie, graj, Liliencrona, graj dalej i dalej kaczuczę. Ucz nas tej wielkiej prawdy, że i tu, w skrzydle rezydenckiem, mimo ciężkiego ciała i sztywnych członków, jesteśmy w sercu zawsze ci sami,... zawsze Hiszpanie!
Rumaku bojowy! Powiedz, że lubisz sygnał galopu, mimo postronka, który ci w chwili rozpędu do krwi nogę ociera.