Gauchos Wituh/Rozdział VII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Gauchos Wituh |
Pochodzenie | Na dalekim zachodzie |
Wydawca | G. Centnerszwer |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Zakłady Artystyczne w Monachium |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Tomasz lat kilka spędził w domu Warrena, nie doznawszy żadnych osobliwszych przygód. Interesa handlowe szły pomyślnie, do czego się on sam nie mało przyczyniał. Lecz na ziemi nic stałego niema; szczęście wiecznie trwać nie może.
Na wiosnę 1817 roku Wituh pędził przez ulice Buenos Ayres, kierując konia ku domowi Warrena. Na progu powitał go Tomasz ze smutnem obliczem i głową pochyloną.
„Bądź pozdrowiony, kochany przyjacielu!“ zawołał doń wzruszonym głosem. „Dzięki Bogu, żeś zdążył w porę, będziesz się mógł pożegnać z biednym moim wujem.“
Łzy stanęły w oczach Wituh; rzuciwszy cugle konia w ręce peonów, wszedł pocichu po schodach i wkroczył do pokoju konającego starca. Usłyszawszy obce kroki, otworzył starzec oczy; gdy poznał Wituh, uśmiechnął się doń przyjaźnie; usta jego z trudnością wydały słowo: „Wituh!“ poczem spokojnie skłonił głowę i skonał.
Wituh odprowadził zwłoki Warrena na miejsce wiecznego spoczynku, poczem kazał sobie zaraz konia osiodłać. Nigdy jeszcze rozstanie się z Tomaszem nie było dlań tak ciężkiem, jak wówczas; kiedy w towarzystwie swych peonów, milcząc, przejeżdżał przez miasto, zdawało mu się, że widzi je po raz ostatni.
W istocie, widział je po raz ostatni. W kilka miesięcy po śmierci Warrena w walce, jaką ponownie musiał stoczyć z Indjanami, ugodziła go śmiertelnie strzała; ostatniemi słowy, z jakiemi się zwrócił do swoich peonów, było pozdrowienie dla Tomasza.
Czytelnik łatwo może sobie wyobrazić, z jakiem uczuciem przyjął Tomasz wieść o śmierci Wituh. Długo jeszcze prowadził interes, objęty po wuju; szczęście i nieszczęście nieraz zawitało w jego progi, lecz pamięć o dzielnym Gauchosie nigdy nie wygasła w jego sercu. —