[305]
Gospodarz
Jeszcze tylko od ognisk polatuje Woń —
Duch niespokojny.
Jeszcze tylko za progiem trzaśnie piorunem o ziemię
Bóg — Woźnica.
Jeszcze jarzębina osypie blade skronie panny
I staje panna w cierniach
Jak Płonący Ogrójec.
Po kościach zimno — świecami tam grzeją.
Po cmentarzach gwarno — dąb rozpuścił liście.
Biegają palce dąbrowę,
Stukają do wrót:
„A kto tam?” — zapytasz,
„My swoi, my swoi”.
A nie ma gościny, bracia. Chrustu nie ma, jadła,
Ledwom zaczął wieczerzać z mym ptakiem —
Dzwonem pogrzebnym.
Już tu grabieżczy kulig w złocistej zamieci?
I tkliwie,
Najczulej
Ujmuję biczysko
Pioruna — przez Boga w gradzie porzucone —
Gonię lichwiarzy z domostwa świątyni.
[306]
Potem przez — mrozem okwiecone — oczy
Długo oglądam odwrót pokostniałych palców.
Płyną pełną szelestu, wirującą rzeką
W ciepłe gęby zwierząt.
Ogrzeją tam paznokcie.
Tam im chudoba.