Wszystko się modli i ja kończę modły,
Na krzyżu wsparty samotny wędrowiec;
Lecz nim odejdę, uszczknę gałąź jodły,
Świeżemi kwiaty uwieńczę grobowiec.
Grobowca, z gęstej widnego krzewiny,
Strzegą olbrzymie, mchem porosłe sosny,
A na grobowcu krzyż z twardej cisiny,
Barwnemi kwiaty uwieńczony wiosny.
Czyliż i puszczę ożywia westchnienie?
Który w wieńce splatał te kwiaty, te kłosy,
W które księżyca wplątane promienie
Drżą w kroplach czystych, w kroplach łez czy rosy?
Kiedy myśliwy hardy i zuchwały
Przez te wyłomy lotną sarnę goni,
Gdy się zapuści między knieje, skały,
Stanie przy krzyżu i łezkę uroni.
Widząc znak krzyża pielgrzym zboczy z drogi
I z łzawem okiem przyklęknie na grobie,
Osty wyrywa, poobcina głogi,
W pamiątce gałąź zostawia po sobie.
Hoża Hucułka z tej pobliskiej chatki,
Gdy księżyc blady zpoza skały wschodzi,
Nad brzegiem Prutu zbiera barwne kwiatki,
Niemi krzyż wieńczy, z modlitwą odchodzi.
Kto ten grobowiec usypał wysoki?
Któż krzyż wyciosał, pozasiewał kwiaty?
Któż garstką ziemi przysypał te zwłoki?
Któż nad tym grobem modlił się przed laty?
Któż tu przychodził cień błędny przywitać,
Gdy z grobu wstaje w północnej godzinie?
Tych skał, tych jodeł możesz się zapytać,
Zapytaj Prutu, co przy grobie płynie.