Tam, gdzie się potok wpośród lasów pieni,
A wzdęte wichrem o brzeg biją fale,
W dębów stóletnich rozłożystej cieni,
Śpiewak znużony spoczywa na skale.
Na łąki bujne i skaliste góry,
Kiedy spokojnie błędnem rzuca okiem,
Myśl swą unosząc ponad ciemne chmury,
Poi swe serce natury widokiem!
Tam, gdzie brzeg zdroju sosna ciemna wieńczy,
Promień gasnący słońca się przemyka,
A wiatr w jej szczycie kiedy smutno jęczy,
Żyjących istot powieki zamyka.
Cała natura w głębokiej jest ciszy,
Przy gwiazd niebieskich świetle on spoczywa,
A gdy słowika żale zdala słyszy,
I jego lutnia słodko się odzywa!
Nocy zasłona kiedy świat pokrywa,
Oko na nieba spoczywa błękicie,
Gdy żaden odgłos myśli nie przerywa,
Wtenczas spokojne każde serca bicie!
Myśl, porzucając ziemi nikłe cienia,
W duszy swej słodkich gubi się marzeniach,
Łączy z przyszłością przeszłości wspomnienia,
Śpiewa szczęście w słodkich lutni pieniach.
Śpiewa, a z każdem lutni uderzeniem
Tony ku niebu z ziemi się unoszą,
Raz płyną z słodkiem miłości westchnieniem,
To znowu łzy czyste struny lekko roszą!
Chciałem wesołą piosenkę zanucić
Gdy noc już ciemne rozrzuciła cienie,
I chciałem przerwać natury milczenie,
Uśpione echa mym śpiewem pokłócić.
Pieśń była krótka, pieśń wesołej treści,
Pieśń, co westchnienie w głębi duszy tłumi.
Cicho, to echo! — Nie, to wiatr szumi.
Cicho, to echo! — Nie, to liść szeleści.
I głos uleciał, ponure milczenie,
Liść zaszeleściał i wiatr zaszumiał,
Prut dalej płynie, Prut mię nie zrozumiał,
Spełzło mej duszy gorące marzenie.
Więc nie ma echa w tej martwej naturze?
Każde uczucie w duszy grób swój grzebie?
Więc niema echa na ziemi, na niebie,
W sercu powstają, w sercu gasną burze?
Westchnąłem, obok westchnęła i skała,
Słyszałem oddźwięk własnego westchnienia,
Jak się o twarde odbijał sklepienia,
Głos czysty, jakby i w głosie łza drżała.
I echa wkoło obudzone nagle
Wspólnem westchnieniem odbiły głos duszy,
Jak kiedy burza ciche wody wzruszy,
Zaszumi ostry wiatr w rozpięte żagle.
Jak z słońca promień, głos z duszy wypłynął,
Zamilkł i w duszy zostawił milczenie;
Lecz ciągle własne słyszałem westchnienie,
Słaby głos głosów tysiące rozwinął.
I coraz ciszej gubi się w oddali,
Jak wąż się wijąc między skały skrycie,
Gaśnie, jak gaśnie w dziecku, w starcu życie,
Jak w kwiatu listkach nikną krople fali.
Więc i natura ma także westchnienie,
I naszą duszą jej dusza oddycha?
Gdy źródło uczuć już w sercu wysycha,
Ona łzy suszy, podziela cierpienie.
Tam, gdzie bezludne, dzikie, zimne góry,
Tam, gdzie cyprysy rozrzucają cienie,
Tam, gdzie grobowe wznoszą się kamienie,
Tam drzemią echa, tam dusza natury.
Ona ucieka od zgiełku, od ludzi,
Jak koń puszczony na stepy bez końca;
Lecz komu gasną już nadziei słońca,
Każdem westchnieniem jej echo obudzi.
Wszystko się modli i ja kończę modły,
Na krzyżu wsparty samotny wędrowiec;
Lecz nim odejdę, uszczknę gałąź jodły,
Świeżemi kwiaty uwieńczę grobowiec.
Grobowca, z gęstej widnego krzewiny,
Strzegą olbrzymie, mchem porosłe sosny,
A na grobowcu krzyż z twardej cisiny,
Barwnemi kwiaty uwieńczony wiosny.
Czyliż i puszczę ożywia westchnienie?
Który w wieńce splatał te kwiaty, te kłosy,
W które księżyca wplątane promienie
Drżą w kroplach czystych, w kroplach łez czy rosy?
Kiedy myśliwy hardy i zuchwały
Przez te wyłomy lotną sarnę goni,
Gdy się zapuści między knieje, skały,
Stanie przy krzyżu i łezkę uroni.
Widząc znak krzyża pielgrzym zboczy z drogi
I z łzawem okiem przyklęknie na grobie,
Osty wyrywa, poobcina głogi,
W pamiątce gałąź zostawia po sobie.
Hoża Hucułka z tej pobliskiej chatki,
Gdy księżyc blady zpoza skały wschodzi,
Nad brzegiem Prutu zbiera barwne kwiatki,
Niemi krzyż wieńczy, z modlitwą odchodzi.
Kto ten grobowiec usypał wysoki?
Któż krzyż wyciosał, pozasiewał kwiaty?
Któż garstką ziemi przysypał te zwłoki?
Któż nad tym grobem modlił się przed laty?
Któż tu przychodził cień błędny przywitać,
Gdy z grobu wstaje w północnej godzinie?
Tych skał, tych jodeł możesz się zapytać,
Zapytaj Prutu, co przy grobie płynie.
Chciałem odpocząć, stanąłem na brzegu;
Szumiały fale modre, przeźroczyste.
Ach, tylko chwilkę, jednę chwilkę w biegu
Chciejcie się wstrzymać me fale ojczyste
FALE.
Bywaj zdrów, bywaj zdrów!
My się wstrzymać nie możemy;
Co masz mówić, prędzej mów,
Z twem westchnieniem popłyniemy.
Wami i nami władnie przeznaczenie;
Pieniąc się, szumiąc płyną spiesznie fale.
My także mamy i łzy i westchnienie;
Drży obraz życia w czystych wód krysztale.
TRZECIA FALA.
Drży i szumi dawna fala
I srebrną kroplą połyska,
Z szumem nowa pędzi zdala
I w grób starą falę ciska.
PODRÓŻNY.
Czemuż spokojnie jedna obok drugiej
Nie chcecie razem mknąć do grobu z nami?
Kres życia blisko, ciąg czasu nie długi,
Spoczniemy razem między mogiłami.
CZWARTA FALA.
Uchodź prędzej, patrz na wschód,
Jakie groźne w chmurach blaski;
Ponad brzegi wezbrał Prut,
Wiatr wzburzone pędzi piaski.
Żegnam cię, Prucie, i was zdradne fale,
Gdzie, jedna drugą w grób z wściekłością wtrąca;
Tam pod jodłami, lam na twardej skale
Także się fala sączy zimna, drżąca.
Ta fala cicha, jakby myśl zamknięta,
Co człowiek w głębi swego serca tłumi;
To fala czysta jakby ta łza święta,
Łza, którą tylko nieszczęście zrozumie.