Hawa/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hawa |
Podtytuł | obrazek z natury |
Pochodzenie | Obrazki galicyjskie |
Wydawca | Księgarnia Polska |
Data wyd. | 1897 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Minęło pół roku. Staromiejscy żyli jak u Boga za drzwiami. Zarobek szedł, i to teraz podwójnie, gdyż Maryńcia była już od miesiąca żoną Andrusia, ten posiadał wóz i parę dobrych koni i woził progi pod budującą się od Dobromila do Chyrowa kolej, zarabiając przy tem ładny pieniądz. Prawda, od dwóch miesięcy Hawa zamawiał już mniej czepców, ale za to dla jakichś mazurskich wsi okazała się potrzeba drobniutkich siatek, służących za welony ślubne, i siatki te dawały zarobek jeszcze lepszy niż czepce.
Był piękny jesienny dzień, kiedy Hawa znowu zawitał do chaty Staromiejskiego. Chata ta pod rękami młodego i gospodarnego Andrusia również odmłodniała i przybrała widok porządnej, zagospodarowanej osady. Hawa nie patrzał jednak na to otoczenie; w oczach jego tliły jakieś iskierki jak w oczach kota, składającego się do skoku na mysz.
— Dzień dobry wam, panie Staromiejski — rzekł Hawa wchodząc.
— A, jaksiemasz, Hawo?
— Źle się mam — rzekł żydek, siadając na ławie — kiepskie czasy.
— E, co tam, da Bóg, targi się poprawią.
— Być może, że się kiedyś poprawią, ale teraz kiepsko z nami. Wiecie, już trzy tygodnie czekam. Od trzech tygodni ani jednegom czepca nie sprzedał.
— Nie może być! — zawołał Staromiejski na pół żartobliwie, bo nie wierzył słowom Hawy.
— Ba, nie może być, kiedy jest. Wszyscy mają dosyć czepców na teraz, no, i co im zrobimy.
— Trzeba szukać gdzie dalej, gdzie nas jeszcze nie znają.
— Szukałem, nic nie pomaga. A ja myślę, że na jakiś czas trzeba będzie zaprzestać robić.
— Zaprzestać robić! — zawołał Staromiejski już z nieudanym niespokojem. — Teraz zaprzestać robić, kiedy najlepszy czas do roboty? Całe lato, kiedy można było w polu zarobić i sobie trzeba było choć cokolwiek ruszyć, tośmy siedzieli za krosnami, a teraz, kiedy sama pora taka, żeby siedzieć, my mamy zaprzestać roboty! Nie, Hawo, żartujesz.
— No, ale cóż ja wam poradzę! — żałośnie zawołał Hawa — kiedy u mnie nikt już czepców nie kupuje. Mam ich na składzie trzy kopy, co z nimi robić? A ilem w nich pieniędzy wbuchał, sami policzcie!
— Ale bój się Boga, Hawo, cóż my będziemy robić?
— No, Bóg łaskaw i wy nie zginiecie — mówił uśmiechając się Hawa. — Macie nieuroku takiego dobrego zięcia, co tyle zarabia przy kolei, to jakoś wyżyjecie. A może za miesiąc, za drugi i robota z czepcami znowu się znajdzie. Skoro tylko zaczną kupować, to bądźcie pewni, że wam zaraz dam znać.
— No, ale te, co są już gotowe, co się z nimi stanie?
— A dużo ich macie?
— Czterdzieści sztuk.
— Cóż mam robić, muszę już wziąć, niech stracę, ale słowa dotrzymam.
Hawa wziął czepce i wypłacił pieniądze. Staromiejski stał przy stole, spoglądał na pozasnowywane nićmi krosienka i na ździwione twarze córek i skrobał się w głowę.
— Nie, Hawo — rzekł wreszcie stanowczo — to nie może być, żebyśmy teraz zaprzestali roboty.
— Ny, to róbcie — rzekł spokojnie Hawa.
— Słuchaj Hawo. Ja myślę, czy nie będzie tak dobrze. U nas tu jest jeszcze parę centów uskładanych, nakupimy materyału i będziemy robić, a skoro się kupiec ruszy, to ty będziesz miał już towar gotowy. Dobrze tak będzie?
Hawie tylko tego trzeba było.
— Cóż, jeżeli chcecie, to niech i tak będzie. Ale ja wam naprzód mówię, że nie wiem, jak długo trzeba będzie czekać na kupca.
— Cóż robić! Jak długo trzeba będzie czekać, to zaczekamy, a tymczasem będziemy robić. Teraz przecież nigdzie na zarobek nie pójdziemy, a w domu darmo siedzieć, to grzech. A tak robiąc, przynajmniej nadzieję mieć będziemy, że nie darmo robimy.
Hawa wyszedł od Staromiejskich bardzo uradowany. Rzecz cała weszła na taką drogę, że koniec łatwo było przewidzieć.