Historja o wąchockim opacie i o djable
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historja o wąchockim opacie i o djable |
Pochodzenie | Facecje z dawnej Polski |
Redaktor | Teodor Tyc |
Wydawca | Spółka Wydawnicza „Ostoja“ |
Data wyd. | 1917 |
Druk | Drukarnia „Pracy“ |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Teodor Tyc |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Historia
o wąchockim opacie i o djable. (rkp. bibl. uniw.
Wrocł. MPH VI. 588). |
Żył sobie pewien opat cysterski, Mikołaj Besiga, w wąchockim klasztorze, bez opamiętania w zbytkach i rozkoszach tonący, bez sromu i bez obawy. Był zupełnie świeckim człowiekiem, jedynie po habicie znać było mnicha. Bezbożnik, bezwstydnik, rozpustnik, gadatliwy, krzykacz, ciągle podpity. Żebraków, gdy za jałmużną przychodzili, kijem okładał: „Wolej djabłów bym widział, niż te drapichrusty!“
Braci, którzy ubogim dawali pokryjomu resztki obiadu, srogo więził, lub wypędzał; dobra klasztorne z dziewkami i szlachtą rozpuszczał, lub z szpilmanami i rybałtami, braciom zaś skąpo albo nic nie dawał. Wyżły bardziej miłował niż biednych i tak broił bez końca. Raz w sam dzień św. Jakóba 1461-go roku wyprawił w klasztorze wielką ucztę wszystkim sąsiadkom i szlachcicom przyjaciołom, bo sam był szlachcic ze krwi, ale z cnoty paskudnik niepoprawny. Na ucztę tę sprowadził lutnistów i grajków przeróżnych, aby sproszeni panowie i panie bawili się, jedli i tańcowali, w miejscu Bogu jeno poświęconem a nie świeckiej rozkoszy.
Gdy więc opat ucztował pośród szlachcianek, zapomniawszy się jakoby w żarze miłości a rozkoszy — oto wszedł djabeł okropny, w postaci czarnego murzyna, podszedł śmiało do opata i rzecze: „Przeklęty, powiadam ci, powstań i idź za mną, towarzyszem wiecznych ciemności!“ A gdy zamilkł opat, a wszyscy siedzieli struchleli, chwycił go za kark, wyciągnął i uniósł w powietrze. Więc opat w krzyk: „Na pomoc, przyjaciele i bracia, na pomoc! bo ginę!“ Nie wołał zaś do Boga i do świętych, lecz wołał przyjaciół swych w niebezpieczeństwie, których więcej miłował niż Boga i świętych. Djabeł zaś ciskał nim w powietrzu jak rękawicą; przyjaciele kochani w boleści z dołu na niego spoglądali, aż wielka chmura ognista obu pochłonęła; niema dotąd nadziei, aby powrócił.