<<< Dane tekstu >>>
Autor Klementyna Hoffmanowa
Tytuł Historya Maryni
Podtytuł Powieść czwarta
Pochodzenie Wybór powieści, opisów i opowiadań historycznych
Redaktor Piotr Chmielowski
Wydawca „Czytelnia Polska“
Data wyd. 1898
Druk Drukarnia C. K. Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Historya Maryni.
Powieść czwarta.


Ja się nie spieszę z moją historyą, bo ja nie taka szczęśliwa jak wy, moje panienki: jednej z was umarła jedna Mama, ale znalazła drugą; drugim nie umarła i mają; a mnie umarła i nie mam. Ja nawet nic a nic mojej Mamy nie pamiętam, i dopiero rok minął jakem się dowiedziała, że nie mieć Mamy jest wielkiem nieszczęściem. Mój Tata zawsze mieszkał i mieszka na wsi, ja go jeszcze nigdy na jeden dzień nie odstąpiłam, jak zapamiętać mogę. Pierwsze miejsce, w którem Tatę i siebie pamiętam, jest grób Mamy. W naszej wsi jest kościół i koło niego duży cmentarz; na tym cmentarzu jest piękny grób, osadzony wierzbami i topolami, a w nim kamień z takim napisem:

Tu leży Elżbieta Kaniewska
Zgasła w kwiecie wieku
Zostawiła żal nieutulony w sercu Męża
Przykład najlepszy
jedynaczce Córce.


Ten grób jest grobem Mamy, A, ten napis — pierwsze słowa, które przeczytać gładko umiałam, bo tam codzień Tata, czarno ubrany, prowadził mnie, siadał na kamieniu, brał mnie na kolana, i laseczką wskazując złote głoski, uczył mnie: to T, to U, to L i tak dalej. Nie wiem doprawdy, jak długo chodziliśmy oboje na ten grób Mamy, ale to wiem, że bardzo lubiłam tam chodzić, i że nieraz nawet i sama poszłam; bo Tata nie mieszkał w pałacu, ale kazał sobie wystawić umyślnie mały domek niedaleko kościoła, i tam mieszkaliśmy. Nieraz słyszałam jak ksiądz proboszcz mówił Tacie:
— Szkoda, że nikt w pałacu nie mieszka! Ale Tata odpowiadał:
— Jak Marynia urośnie, tam mieszkać będzie: ja nie mogę!...
I pałac stał pustkami; nikt w nim nie mieszkał a nasz domek i przez połowę nie był tak duży i piękny. Nie było w tym domku ani jednego próżnego pokoju, nikt też z gości nie bywał, a słyszałam nieraz od służących i od księdza proboszcza, że dawniej bardzo wiele ludzi bywało, póki Tata w pałacu mieszkał. Mówili także, że Tata dawniej lubił się bawić. Ale teraz nie chce wiedzieć o żadnych zabawach, tylko siedzi nad książkami i nad papierami, i chodzi ze mną na grób Mamy. Jednego wieczora, pamiętam, pierwszy raz przeczytałam cały ten napis, i Tata bardzo był kontent; nazajutrz więc raniuteńko wymknęłam się z mego pokoju, od Tekli, mojej piastunki, i poszłam na cmentarz. Siadłam na kamieniu, wzięłam kijek, i wskazując sobie słowo po słowie, czytałam głośno i wyraźnie cały napis; czytałam go kilka razy, żeby nie zapomnieć, bom nic a nic tych słów nie rozumiała, kiedy usłyszałam jakiś hałas za sobą. Myślałam, że to dziad idzie dzwonić na Mszę, albo że Tata po mnie przyszedł; obejrzałam się jednak i zobaczyłam jakiegoś nieznajomego mężczyznę. Zlękłam się trochę; a on mnie się spytał:
— Co tu robisz, moje dziecię?
— Uczę się czytać na grobie Mamy! — odpowiedziałam mu.
— O Boże! to więc prawda — zawołał, załamując ręce — to grób twojej Matki!
To mówiąc tak zbladł i osłabł, że aż się o drzewo oprzeć musiał. Ja się niezmiernie przelękłam i zdziwiłam. Dla mnie grób Mamy nic nie miał ani smutnego, ani okropnego; owszem, ja tam chodzić lubiłam. Tata tam najwięcej ze mną rozmawiał, czytać mnie uczył, takie mi śliczne rzeczy mówił o Bogu, o drugiem życiu, o duszy, o cnocie. O co tylko na grobie Mamy go prosiłam, czy dla siebie, czy dla kogo, nic mi nie odmówił. Zadziwił mnie więc niezmiernie przestrach tego pana, a widząc, że wciąż jest blady, pobiegłam do domu; zobaczyłam z daleka powóz czterokonny jadący do pałacu, i Tatę wychodzącego naprzeciw. Zaczęłam wołać:
— Tato! Tato! jakiś pan zasłabł na grobie Mamy!
Tata pobiegł ku mnie; wyszedł też i ten pan z cmentarza, i zaczęli się z Tatą ściskać i całować.
— Bracie! kochany bracie! jakie nieszczęście!
Takie tylko słowa słyszałam, a i Tata i ten pan bardzo płakali. Dowiedziałam się wnet, że to był brat Mamy, a mój wujaszek, o którym Tata nieraz z księdzem proboszczem wspominał. On był daleko za granicą i nie wiedział, że Mama umarła; słyszał coś o tem przyjechawszy do kraju, ale nie wierzył. Zajechał jak dawniej przed pałac, a tam nie zastawszy nikogo, zląkł się; kazał powozowi iść pomału, a sam szedł do księdza proboszcza: kiedy mnie spostrzegł na cmentarzu, zobaczył grób Mamy, i dopiero z pewnością przekonał się, że umarła. Dowiedziałam się wnet tego wszystkiego, a razem i tego, że śmierć Mamy była wielkiem nieszczęściem, i że dlatego tak wujaszek zbladł, i wraz z Tatą tak płakał.
O, płakali długo! Tata opowiadał całą chorobę i śmierć Mamy, Tata tak mnie żałował, nazywał mnie nieszczęśliwą, biedną sierotką. Wujaszek i mnie i jego żałował; mówił, że bardzo Tacie smutno być musi tak żyć samemu. Tata mu odpowiedział, że już inaczej żyć nigdy nie myśli, że jego córka, Marynia, całą jest jego pociechą, i innej nie chce; i że kiedy tak Bóg zrządził, on już do śmierci żyć będzie w smutku.
Ja tego wszystkiego słuchałam z niezmiernem zadziwieniem; i mogę powiedzieć, że od tej chwili coś dziwnego zaczęło się dziać ze mną. Już zaczynałam pojmować, że śmierć Mamy była wielkiem nieszczęściem, już nawet na jej grób bez smutku patrzeć nie mogłam, ale jeszcze nie pojmowałam wcale, dlaczego o tem nie wiedziałam dotąd? i jakim sposobem ja, mała dziewczyna, która nic nie umiała, mogłam być całą pociechą Taty. Wujaszek mi naprzywoził różnych zabawek i książek, był dla mnie niezmiernie dobry, bardzo mnie kochał, i ja go też bardzo pokochałam; zdawało mi się, że go już znam dawno, umyśliłam sobie wypytać go o to wszystko, co mnie tak dziwiło? Jednego dnia, kiedy Tata zamknął się w swoim pokoju, zaprowadziłam go na grób Mamy i prosiłam, żeby mi to wszystko wytłómaczył. Wujaszek opowiedział mi takie słowa, których nigdy nie zapomnę:
— Byłaś jeszcze bardzo małem dziecięciem, moja Maryniu — mówił — kiedy twoja Mama umarła, nie mogłaś więc czuć tej straty; nie mogłaś także poznać się na tem, że Tata dlatego smutny, boś przy jego smutku urosła; a z czem kto rośnie, tego nie widzi. Tak było ze smutkiem Taty, i ze śmiercią twojej Mamy, jak z napisem jej grobu; czytasz gładko słowa, ale nie rozumiesz co znaczą; w nich jednak wielka jest dla ciebie nauka: przekonam cię o tem, tylko słuchaj uważnie co ci powiem. Niema dla dziecka, osobliwie dla dziewczynki, większego nieszczęścia jak stracić Matkę; ty moja Maryniu, w tem przynajmniej szczęśliwą jesteś, że ci Bóg dobrego Ojca zostawił. Powinnaś więc tak go kochać, jak gdyby on był razem i Mamą i Tatą twoim. Póki Mama żyła, on miał żonę, którą kochał, która była jego pociechą; teraz jej nie ma, tylko ciebie jedną: ty jesteś całą jego pociechą, jak sam mówi; uważ więc sobie, jak dobrą powinnaś być dla niego: usługuj mu, nadskakuj, a broń Boże! w niczem nie martw; nie bądź upartą i niegrzeczną, ani próżniakiem i nieukiem, bo jakąż onby miał ze złej córki pociechę?
Zrozumiałam zupełnie te słowa wujaszka: umyśliłam sobie słuchać ich we wszystkiem, i prosiłam go jeszcze, żeby mi napis grobu Mamy wytłómaczył; bo teraz już wszystko chciałam wiedzieć i rozumieć. Wujaszek i to zrobił, i pamiętałam zupełnie jak on raz czytał, drugi raz mówił:
Tu leży Elżbieta Kaniewska. To znaczy: że tu leży ciało twojej Mamy; kiedy ona umarła, to jest: kiedy dusza opuściła ciało, tu jej ciało zamknięte, w drewnianej skrzyni złożyli; zostało tu w ziemi pod tym kamieniem, a dusza poszła daleko do Boga; tam zawsze żyć będzie, tam Tata twój i ty sama, jeśli dobrą będziesz, zobaczysz ją kiedyś. Zgasła w kwiecie wieku; to jest: była młoda, świeża, jak te kwiatki w ogródku twoim rosną, kiedy podobało się Bogu zabrać ją od was. Zostawiła żal nieutulony w sercu Męża; to jest: zostawiła w sercu twego Taty smutek, który dopiero wtenczas się skończy, kiedy on sam umrze; a nakoniec, zostawiła przykład najlepszy jedynaczce córce. Te słowa najwięcej uważać powinnaś, mogą ci być na całe życie nauką. Mama twoja była łagodna, słodka, pobożna, miłosierna, pracowita, miała wszystkie cnoty potrzebne kobiecie; więc ty będąc jej córką jedynaczką, wszystkie te jej cnoty mieć powinnaś, i powtórzyć je za nią w sercu, jak za mną słowa tego napisu powtarzasz. Bo kiedy która córka miała, albo ma jeszcze dobrą Mamę, powinna koniecznie starać się być taką samą jak ona, i ani Bóg, ani ludzie jej nie kochają, jeżeli taką nie jest. Pytajże się więc często, moja Maryniu, Taty i mnie, póki tu jestem, jaką była twoja Mama? i staraj się iść za przykładem, który ci zostawiła, to jest być taką jak ona.
Ucałowałam ręce wujaszka, płacząc serdecznie, gdy mi to wszystko powiadał. Niezmiernie się zadziwiłam, że tak wiele było rzeczy w tym krótkim napisie; że ja go dawniej nic nie rozumiałam, a teraz pojęłam tak wybornie. Wujaszek jeszcze długo u nas bawił i wiele mi mówił o Mamie; między temi książkami, które mi przywiózł, była jedna z abecadłem i z powieściami: wujaszek i Tata naprzemian uczyli mnie na niej czytać. Już prawie wszystkie głoski znałam z grobu Mamy, ale te w książeczce były takie maleńkie; jednak widząc jak Tatę cieszyło, kiedy ja się czego nauczyłam, tak się starałam, że nim wujaszek wyjechał, już nieźle na każdej książce czytałam. Po jego wyjezdzie Tata mnie zaczął uczyć pisać i rachować; Tekla mnie też już dawno pończoszkę robić i szyć uczyła. Właśnie tu jadąc Tata mi powiedział, że pojedzie do Lublina po jedną panią niemłodą, która przy nas bawić będzie, i nauczy mnie wielu rzeczy. Zawsze ze mną rozmawia: już wiem dosyć z Pisma Świętego i z historyi powszechnej; za każdym razem jak wujaszek przyjedzie, zawsze go z jaką nową robotą albo nauką przywitam. Trzy razy u nas był od tego czasu; już teraz nie on mnie, ale ja jemu napis grobu Mamy tłomaczę; i jak był ostatni raz, powiedział mi, że widzi, żem go zupełnie zrozumiała, i że go często odczytywać muszę; bo jak on mówi, zanosi się na to, że będę kiedyś zupełnie do Mamy podobną; ja też o tę łaskę codzień Boga proszę, i o tą drugą, żebym mogła być Taty pociechą.




Tak skończyła historyę swoją Marynia; Józia, Joasia i Anielka ją uściskały, nawet Paulina, a dziewczynki powiedziały:
— O! zapewne ty nie jesteś taka szczęśliwa, jak my, ale za to my cię najlepiej kochamy!
— Ja poproszę twego Taty — dodała Józia — żebyś u nas została, jak on pojedzie do Lublina!
— A jak będzie ciepło — zawołały drugie — będziemy prosić naszych Rodziców, żeby nas zawieźli do naszej wsi: pokażesz nam grób twojej Mamy, i przeczytamy z tobą ten piękny napis.
— O dobrze! dobrze! — wołała Marynia, ściskając je wzajemnie.
Po tej historyi zupełna poufałość nastąpiła między dziewczynkami. Zadawały sobie tysiączne zapytania, a najwięcej Maryni. Dali wieczerzę, dziewczątka siedząc przy okrągłym stoliczku, więcej rozmawiały niż jadły. Gdy dziesiąta godzina wybiła, z trudnością przyszło nakłonić je do spania. Nazajutrz i innych dni bawiły się wybornie; pan Kaniewski zostawił Marynię na dwa tygodnie u Rodziców Józi; pokochały się bardzo z Józią, a Paulina uszczęśliwiona była, że się tak udał jej pomysł.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie .