Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres II/4
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852) |
Część | Okres II |
Rozdział | Flottwell a szlachta polska |
Wydawca | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Data wyd. | 1918 |
Druk | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tak upośledzając język polski, zwalczał Flottwell równocześnie szlachtę polską. Przyznając jej świadomość i zręczność, a przy należytem wychowaniu gładkość w obejściu i umiejętność ujmowania sobie ludzi, dzielił ją na trzy kategorye. Pierwszą wedle niego stanowili ludzie starsi, dziedzice znacznych majątków, uznający z wdzięcznością korzystne, w porozumieniu do rodaków z pod zaboru rosyjskiego i austryackiego, położenie Polaków pod rządem pruskim, ale nie śmiejący objawiać na zewnątrz tych uczyć z obawy przed młodszą, nieraz bezwzględnie występującą generacyą, lub też przed własnemi żonami.
Do drugiej kategoryi zaliczał Flottwell większość właścicieli dóbr ziemskich, którzy bezpośredni wzięli udział w postaniu, a uważając się za przedstawicieli narodu, przy każdej sposobności bronić polskiej narodowości byli gotowi. „Pomiędzy tymi — pisze Flottwell — są bardzo zacni, rozumni i umiarkowani mężowie, którzy jednak nie śmieją sprzeciwiać się swym zapalonym współobywatelom.”
Trzecią kategoryą tworzyli wedle Flottwella jeszcze nieosiadli synowie właścicieli ziemskich, dzierżawcy lub posiedziciele mniejszych posiadłości i zbankrutowani lub bliscy bankructwa obywatele. „Ta bardzo liczna — pisze Flottwell — po większej części niestałe życie wiodąca klasa, a przepędzająca czas w winiarniach i kasynach, istniejących po miastach, jak w Poznaniu, Gnieźnie, Szamotułach, Gostyniu, Raszkowie itd., zajmuje się prawie wyłącznie czytaniem wychodzących zwłaszcza we Francyi pism rewolucyjnych, wyznaje na wskroś demokratyczne zasady i głoszonemi z polską swadą i niesłychaną butą frazesami sprawia wrażenie na spokojnych i rozsądnych ludzi swego stanu. Nie ulega żadnej wątpliwości, że istnieje pomiędzy nimi związek, kierowany przez naczelników, a śledzący postępowanie lepiej myślących Polaków, tak, że każde zbliżenie się tychże do Niemców lub wyższych urzędników zaraz się wydaje i jak najostrzejszej podlega naganie. Od tych kierowników, pod inną jednakże firmą, wychodzą skargi na rząd o rzekome pokrzywdzenie narodowości i cały nienawistny opór przeciwko niemu, ale byłoby wielkiem złudzeniem, gdyby mniemano, że większość tych skarg pochwala przeważna część tych polskich właścicieli dóbr, którym przedewszystkiem o tem sądzić przystoi, lub że uwzględnienie tych skarg zadowolniłoby tę klasę ludzi. Zależy im najwięcej na tem, aby niezadowolenie i opór przeciwko rządowi ożywiać i podtrzymywać i dla tego nie bardzo byli wdzięczni arcybiskupowi, że pozorną uległością zakończył przynajmniej tymczasowo spór, który im obitego do lżenia rządu dostarczał materyału. Tylko walka przeciwko istniejącemu porządkowi i wywrot wszystkich urządzeń, które ten porządek i stan prawny zabezpieczyć mają, jest ich hasłem i dla tego z każdego ustępstwa rządu i z każdej zmiany dotychczasowego systemu administracyjnego wezmą pochop do nowych żądań. Bardzo ważnym jest wpływ tych ludzi na wybory stanowe wszelkiego rodzaju, jak tego najjaśniej dowodzą wybory radców Ziemstwa i innych stanowych deputowanych, które bez względu na uzdolnienie prawie zawsze padają na tych, co albo popierali powstanie lub też w inny sposób objawili swe polityczne przekonanie.”
„Jasnem jest — kończy Flottwell — że do szlachty, z takich składających się żywiołów, zaufania mieć nie można.”
Chodziło więc o to, aby patryotyczną szlachtę polską zgnieść i nieszkodliwą uczynić.
W tym celu chwycił się Flottwell następujących sposobów:
Za czasów Księstwa Warszawskiego wyszło 23 lutego 1809 r. rozporządzenie rządowe, mocą którego ustanowiono do sprawowania policyi i rządów gminnych po miastach burmistrza z dwoma lub więcej ławnikami, a po wsiach wójta, którego czynności jednak miał na mocy dekretu ministeryalnego z 28 lipca 1809 r. wypełniać w dobrach szlacheckich dziedzic z prawem mianowania zastępcy. Tak burmistrza jak wójta mianował prefekt departamentu.
Tym sposobem sądownictwo policyjne w dobrach szlacheckich było w rzeczy samej w ręku dziedziców.
Aby zniweczyć wpływ ich już Baumann jako prezes rejencyi poznańskiej podał 14 czerwca 1815 r. naczelnemu prezesowi memoryał, w którym polecał zaprowadzenie w W. Księstwie Poznańskiem t. z. policyjnych komisarzy obwodowych, niezawisłych od polskich radców ziemiańskich. Podobny pomysł miał później radca dworu Falkenberg, znany jako zręczny urzędnik śledczy w sprawie akademików polskich i t. z. „demagogicznych” dążności z r. 1820.
Ale ich pomysły nie znalazły w Berlinie oddźwięku.
Dopiero po powstaniu listopadowem na naradach w Berlinie poruszyli tę sprawę Flotwell i komenderujący 5-go korpusu Grolman. Za ich staraniem, a wbrew zdaniu następcy tronu (późniejszego króla, Fryderyka Wilhelma IV) oraz ministrów Altensteina i Kamptza zniósł król rozkazem gabinetowym z 9 marca 1833 r. dawnych wójtów, a w miejsce ich zaprowadził nowych, którzy, płatni przez rząd, mianowani przez rejencyą, potwierdzeni przez naczelnego prezesa, a podlegli radcom ziemiańskim, mieli w obwodach 2—6000 dusz liczących, sprawować w imieniu króla czynności policyjne i wykonywać polecenia rządowe. Od tych nowych wójtów wymagano „wypróbowanej lojalności” i znajomości języka niemieckiego, a polskiego tylko w tych obwodach, w których była większość polska.
Flottwell wyszukiwał na te posady przedewszystkiem Niemców i to wysłużonych oficerów i podoficerów pruskich. I tak mianował w rejencyi poznańskiej wójtami 18 byłych wojskowych, a w rejencyi bydgoskiej 4, wykluczył zaś szlachtę polską.
Rozkaz gabinetowy z 10 grudnia 1836 r. rozszerzył obwody na 6—9000 dusz, nazwę wójtów zmienił na nazwę komisarzy obwodowych i tychże stosunek do radców ziemskich bliżej określił. Mieli być pomocnikami radców ziemiańskich, otrzymali jednak pewien zakres samodzielnej działalności.[1]
Tak więc stworzono dla W. Księstwa Poznańskiego wyjątkową w pańśtwie pruskiem instytucyą, wymierzoną w pierwszej linii przeciwko szlachcie polskiej.
Rozkaz gabinetowy z dnia 3 lutego 1833 r. zawiesił też wybór radców ziemiańskich przez stany powiatowe, nadając prawo mianowania ich rejencyom.
Aby dalej usunąć miasta szlacheckie z pod wpływu dziedziców, wydano prawo dnia 15 maja 1833 r. mocą którego nastąpiło zniesienie wszelkich osobistych i procederowych podatków, płaconych dotąd dziedzicom. Tym wypłaciła kasa rządowa kapitał odszkodowy, zastrzegłszy sobie odebranie go w ratach od gmin miejskich.
w tymże roku 1833, dnia 13 marca wyszedł w tajemnicy za naleganiem Flotwella rozkaz gabinetowy, mocą którego dobra polskie, przez rząd zakupowane i tylko Niemcom odsprzedawane być miały, na który to cel król z swojej szkatuły przeznaczył milion talarów. Sprawą tą zajmować się miała utworzona cichaczem przez Flottwella t. z. Komisya bezpośrednia (Immediat-Commission).
Wykupowanie dóbr z rąk polskich Flottwell systematycznie urządził. Nagle wszystkie publiczne zakłady pieniężne, jako to kasy wdów, sierot, itd., mające wierzytelność na hipotekach polskich, podniosły swe kapitały. Powodu tego nikt odgadnąć nie mógł. Tym sposobem nie tylko kredyt gospodarski upadł, ale i cena dóbr znacznie się zniżyła. Prywatne osoby nie były w możności dostarczyć obywatelom wiejskim pieniędzy na spłacenie wypowiedzianych kapitałów, nastąpiły bankructwa, a komisya bezpośrednia kupowała za marny pieniądz obszerne włości, które odstępowała z daleka sprowadzonym Niemcom pod korzystnymi dla nich warunkami.[2]
„Jako się łatwo było spodziewać, na ochoczych przedsiębiorcach nie zabrakło i wielka liczba spekulantów, przynęcona nadzieją zrobienia prędko majątku, zewsząd napłynęła. Że dobra z czasem się podniosły, wszyscy bardzo pozarabiali i, zachęciwszy innych, skierowali na Księstwo znaczną część kapitałów z innych prowincyi. Owa warstwa niemieckiej ludności, nieskrupulatna w sposobach, pozbawiona wzniosłych uczuć, jak są ich zwykle pozbawieni wszyscy koloniści, którzy z niespokojności albo przez chciwość pieniędzy godziwy zarobek i obowiązki przyrodzone w ojczyźnie rzucają — największą zaciętość przeciw Polakom w każdej okoliczności pokazywała.”[3]
Tak przeszło wiele dóbr polskich w ręce niemieckie, np. z wolnej ręki dobra Szamotulskie i Sierakowskie, przez subhastę dobra po Wiktorze Szołdrskim, dalej dobra Koźmińskie, Radlińśkie, Kargowskie, Obornickie itd. Wogóle od r. 1833—1840, a więc w przeciągu lat 7 pomnożyła się liczba właścicieli dóbr rycerskich niemieckiej narodowości o 30.
Inne dobra parcelowano między chłopów niemieckich. I tak starano się we wsiach Kaszlinie, Chrzypsku, Ryżynie, Mielinie osadzić Niemców z Marchii, tak samo we wsiach Słomowie, Szczytnie, Boguminie i w dobrach ostatniego komandora poznańskiego kawalerów maltańskich, Andrzeja Marcina Bończa Miaskowskiego, po którego śmierci (21 czerwca 1832 r.) rząd zabrał dobra komandorskie. A były znaczne, bo składały się z folwarku św. Jana pod Poznaniem i wsi Maniewa, Radzimia, Żukowa, Ślepuchowa, Pogorzelicy, Baranowa, Psarskiego, Suchegolasu, Chrostowa i Rabowic.[4]
W r. 1837 powziął też Flottwell myśl osadzenia gromadnego protestanckich Niemców z Zillerthalu w należących do rządu dobrach Radlińskich i Koźmińskich. Dobra Radlińskie obejmowały: Radlin, Stęgosz, Starą i Nową Cielczę i Tarce, razem 16,028 mórg, dobra zaś Koźmińskie: Lipowiec z zamkiem Koźmińskim, Czarnysad, Psiepole, Staniewo, Orlę z Mogiłką, Wykow, Obrę i Gulewo z Trzebinem, razem 17,105 mórg.[5]
Każdemu z 80—100 ojców rodzin radził Flottwell dać 50—80 mórg. Wprawdzie — wywodził — ziemia ta jeszcze nieuprawna i po części lasami pokryta, ale, jeśli się osadnicy znają cokolwiek na gospodarstwie, można ją wkrótce doprowadzić do kultury. Ponieważ drzewo i inny materyał budowlany niezmiernie tani w tej okolicy, można domy mieszkalne i budynki gospodarcze wznieść bardzo małym kosztem, a osadnikom, jeśli niezamożni, dać zaliczki na odpłatę po dogodnych warunkach. Tymczasem możnaby ich umieścić w Koźminie i okolicy.
„Wykonanie tego planu — kończył Flottwell — nie tylko spowodowałoby mniej kosztów i trudności, niż to przy tak rozległej kolonizacyi w każdej innej okolicy nastąpić musiało, ale i pod względem politycznym byłoby w wysokim stopniu pożądane, bo bardzo ważnem jest właśnie ową okolicę prowincyi zaludnić niemiecką ludnością. Odpowiadałoby to też wypowiedzianym z najwyższego miejsca zamiarom co do użycia nowonabytych w W. Księstwie Poznańskiem dóbr ziemskich.”
Atoli ministerstwo pruskie obawiało się rozmaitych trudności, któreby z osadzenia gromadnego osadników niemieckich i protestanckich wśród rdzennie polskiej i katolickiej ludności wyniknąć mogły, i nie zgodziło się na plan Flottwella.[6]
Pod wpływem Flottwella nie pozwalał rząd przystępować do poznańskiego Ziemstwa Kredytowego tym obywatelom wiejskim, którzy nie mogąc usunąć przeszkód hipotecznych, nie zdołali dotąd wziąć udziału w tej dobroczynnej instytucyi, a nie pozwalał, chociaż chcieli zaraz przy wstępie złożyć składki do funduszu amortyzacyjnego za czas dawniejszy.
- ↑ Manfred Laubert. Die geschichtliche Entwickelung des Posener Distriktskommissariats. Zeitschrift der historischen Gesellschaft für die Provinz Posen. 1912.
- ↑ Der Generalstabs-Major von Voigts-Rhetz über den polnischen Aufstand im Jahre 1848, beleuchtet von Gustaw Senst.
- ↑ Pisma ks. Jana Koźmiana. Poznań 1881. I, 24.
- ↑ Karwowski St. Komandorya i kościół św. Jana Jerozolimskiego w Poznaniu. Poznań 1910.
- ↑ Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1839.
- ↑ Laubert M. Ein Kolonisationsprojekt Flottwells. Historische Monatsblätter VI, 7.