Historyja prawdziwa o Janie Dubeltowym (Kraszewski, 1858)/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historyja prawdziwa o Janie Dubeltowym |
Pochodzenie | Podróż do miasteczka |
Wydawca | S. Orgelbrand |
Data wyd. | 1858 |
Druk | S. Orgelbrand |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe opowiadanie Cały zbiór |
Indeks stron |
Romuald, który nie wiem zkąd zna księdza Jacka, uśmiechnął się do niego w progu ze zwykłą sobie łagodnością i przywitał go, coś mu szepcząc na ucho, ja zawiązłem w progu, nieśmiejąc iść daléj, i oczyma bojaźliwemi rzucając w koło, jakbym się przerażającego spodziewał widoku. Tymczasem ujrzałem tylko kilku mężczyzn w szlafmycach i zwykłém szpitalném ubraniu, przechadzających się powoli, poważnie, spokojnie po izbie sklepionéj. Na żadnéj z tych twarzy nie było szału, jakiegom się obawiał, choć na każdéj silne wstrząśnienie wyryło ślad niestarty; wszyscy byli męczennikami jakiéjś istoty, jakiegoś uczucia, jakiéjś myśli lub wypadku, który pochłonął ich życie i igłę zegara na smutnéj zatrzymał godzinie. Romuald, Edward i Eugenijusz poszli daléj, ja zostałem przy drzwiach, i widać, że poczciwy Z. coś tam opiekując się mną szepnął księdzu, który z uśmiechem, jakby dla dodania mi odwagi i zrobienia znajomości, poczęstował mnie tabaką. Przyjąłem ją, ale nieprzywykły, kichnąłem straszliwie, i gdym oczy otworzył, obok kłaniającego mi się z życzeniem dobrego zdrowia Bonifratra, ujrzałem i drugą postać w złowrogiéj białéj szlafmycy.
— Pomyślności — rzekł nieznajomy, który się zaraz do mnie przywiązał, dosyć wesoło — pomyślności! panie akademiku!
— Przedstawiam panu, mego dobrego przyjaciela pana Jana — rzekł ksiądz Jacek, który uczuł się potrzebnym do dozoru w drugim końcu celi, i spiesznie odszedł w inną stronę, zostawując mnie sam na sam z owym Janem. Przyznam się, że w niemałym byłem strachu.