Historynka/Rozdział IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historynka |
Wydawca | Wydawnictwo J. Przeworskiego |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Janina Zawisza-Krasucka |
Tytuł orygin. | The Story Girl |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po dwutygodniowym pobycie w Carlisle, byliśmy już jak u siebie w domu, a największy urok dla nas miała panująca tu swoboda. Z Piotrkiem, Danem, z Felą, Celinką, Historynką i z bladą, szarooką małą Sarą Ray byliśmy już serdecznie zaprzyjaźnieni. Oczywiście chodziliśmy do szkoły, a pozatem wykonywaliśmy pewne czynności w gospodarstwie, które nam powierzono i za które byliśmy odpowiedzialni. Mimo to mieliśmy mnóstwo wolnego czasu do zabawy. Nawet Piotrek miał dużo czasu, gdy skończyły się siewy i sadzenie jarzyn.
Wszyscy zgadzaliśmy się z sobą, chociaż istniały między nami pewne drobne różnice poglądów. Również z dorosłymi naszego małego światka żyliśmy w jaknajlepszej harmonji.
Lubiliśmy ciotkę Oliwję, bo była ładna, wesoła i dobra, a szczególnie dlatego, że pozostawiała dzieciom najzupełniejszą swobodę. Jeżeli tylko każde z nas myło się codziennie, unikało sprzeczek i nie posługiwało się łobuzerską gwarą, ciotka Oliwia była z nas zupełnie zadowolona. Ciotka Janet przeciwnie, wygłaszała nam całe mnóstwo pouczających kazań i tak ustawicznie tłumaczyła nam, co należy robić, a czego robić nie należy, że wszystko mieszało nam się w głowach i nic z tego wszystkiego nie rozumieliśmy.
Wuj Roger, jak nas Historynka poinformowała, był wesoły i najchętniej każdemu dokuczał. Lubiliśmy go, lecz doznawaliśmy nieprzyjemnego uczucia, że znaczenie jego uwag posiadało zawsze jakąś myśl uboczną. Czasami nawet zdawało nam się, że wuj Roger wyśmiewa się z nas, na czem najbardziej cierpiała nasza duma dziecięca.
Najgorętszem uczuciem darzyliśmy wuja Aleca. Wyczuwaliśmy podświadomie, że mamy nim najserdeczniejszego przyjaciela bez względu na to, czy jakąś czynność spełniliśmy, czy też któreś z nas uchyliło się od wykonania powierzonej mu pracy. W słowach, które wuj Alec wypowiadał, nigdy nie kryło się nic „ubocznego“.
Życie społeczne młodzieży w Carlisle koncentrowało się głównie w szkole codziennej i w Szkole Niedzielnej. Szczególne zainteresowanie budziła w nas Szkoła Niedzielna, bo mieliśmy tam wyjątkowo miłego nauczyciela, którego lekcje były tak ciekawe, że przestaliśmy uważać, jak dotychczas zajęcia w Szkole Niedzielnej za nieprzyjemny obowiązek. Przeciwnie, wyczekiwaliśmy z niecierpliwością niedzieli i wszystko co nam zadawał nauczyciel, staraliśmy się odrabiać najpóźniej w poniedziałki albo wtorki. Przyznaję nawet ze wstydem, że reszta dni w tygodniu dłużyła nam się niewymownie.
Nauczyciel nasz głęboko interesował się posłannictwem bożem, co naprowadziło Historynkę na myśl zorganizowania misjonarskiej pracy wśród naszego szczupłego grona. Przedewszystkiem postanowiła nakłonić Piotrka, aby zaczął chodzić do kościoła.
Fela nie pochwalała tego zamiaru i na ten temat wypowiedziała się całkiem szczerze.
— Przecież nie wie nawet, jak się należy zachować, bo nigdy w życiu nie był w kościele — ostrzegała Historynkę. — Gotów jeszcze popełnić jakieś głupstwo, a ty potem będziesz miała wstyd przez całe życie i będziesz żałowała tej chwili, kiedy go do tego zaczęłaś namawiać. Nie mam najmniejszej ochoty zasiąść w jednej ławce z chłopcem do posług.
Ale Historynka, nie zważając na to wszystko, usiłowała przełamać upór Piotrka. Nie była to rzecz taka łatwa! Piotrek nie dawał się do tego nakłonić, zresztą tłumaczył się, że nie postanowił jeszcze, czy ma zostać Prezbiterjaninem, czy Metodystą.
— Wszystko jedno, czem zostaniesz — perswadowała mu Historynka. Prezbiterjanin i Metodysta po śmierci razem idą do nieba.
— Ale jeden musi być lepszy od drugiego, bo inaczej nie istniałaby ta różnica — argumentował Piotrek. — Ja bym chciał znaleźć sposób najłatwiejszy. Bardzobym pragnął zostać Metodystą, bo moja ciotka Jane też była Metodystką.
— A teraz już nie jest? — zapytała Fela impertynencko.
— Właściwie dokładnie nie wiem, bo umarła — odparł Piotrek niechętnie. — Czyż ludzie pozostają tem samem po śmierci?
— Nie, oczywiście, że nie. Po śmierci stają się aniołami. Nie są Metodystami, ani Prezbiterjanami, tylko poprostu aniołami, ale tylko wtedy, gdy idą do nieba.
— A przypuszczasz, że jest jeszcze jakieś inne miejsce?
Lecz w tej chwili teologiczna wiedza Feli osiągnęła już kres. Odwróciła się plecami do Piotrka i odeszła z pogardliwą miną.
Historynka wciąż jeszcze nie dawała za wygraną.
— Mamy takiego miłego księdza, Piotrku. Wygląda zupełnie, jak święty Jan na obrazku, który mi ojciec przysłał, tylko jest starszy i ma siwe włosy. Jestem pewna, że go bardzo polubisz. Jeżeli nawet postanowisz zostać Metodystą, to możesz i tak chodzić do kościoła prezbiterjańskiego. Najbliższy kościół Metodystów znajduje się o sześć mil stąd, w Markdale, więc tak często byś tam chodzić nie mógł. Chodź tymczasem do kościoła prezbiterjańskiego, dopóki nie dorośniesz i nie będziesz miał własnego konia pod wierzch.
— Ale ja się boję, że kościół prezbiterjański tak mi się spodoba, że potem nie będę miał już ochoty zmieniać — tłumaczył się Piotrek.
Jednem słowem Historynka miała twardy orzech do zgryzienia, postanowiła jednak wytrwać i pewnego dnia przybiegła do nas z wiadomością, że Piotrek wreszcie się zgodził.
— Jutro ma iść z nami do kościoła — oświadczyła z triumfem.
Znajdowaliśmy się na pastwisku wuja Rogera, siedząc na dużych kamieniach w pobliżu kępki białych brzóz. Za nami ciągnął się stary poszarzały parkan, za którym rosły gęsto fiołki i brodawniki. Nieco niżej znajdowała się dolina Carlisle z malenkiemi domkami, wyłaniającemi się z gęstych owocowych sadów i obszernych połaci żyznych pól. Górna krawędź doliny tonęła w delikatnej wiosennej mgle. Lekki wietrzyk dął od strony pola, przynosząc z sobą balsamiczną woń łącznych kwiatów.
Jedliśmy małe ciasteczka z marmeladą, które upiekła dla nas Fela. Ciasteczka Feli były zawsze wyśmienite! Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, dlaczego nie wszystkim wystarczało, że była ładna i umiała piec takie smaczne ciasteczka. Żeby jeszcze była bardziej interesująca! Fela nie posiadała tego uroku, który wiał z każdego ruchu Historynki, nie potrafiła tak dźwięcznie mówić i przesyłać tak obiecujących spojrzeń. Ach, nie każdy może posiadać wszystkie zalety! Ale znowu Historynka nie miała takich rozkosznych dołeczków na buzi.
Wszyscy zachwycaliśmy się ciastkami, z wyjątkiem Sary Ray. Jadła je wprawdzie, ale zdawała sobie sprawę, że jeść ich nie powinna. Matka jej nie lubiła, gdy Sara cośkolwiek jadła między śniadaniem i obiadem, a tembardziej ciasteczka z marmeladą. Pewnego razu, gdy Sara tonęła w głębokiej zadumie, zapytałem ją, o czem tak myśli?
— Myślę o tem, czy istnieje na świecie coś, czegoby mi mama nie broniła — odpowiedziała z westchnieniem.
Wszyscy byliśmy ogromnie zadowoleni, że Piotrek zdecydował się pójść do kościoła, zadowolenia tego nie podzielała jedynie Fela. Zalała nas całym potokiem ponurych sprzeciwów i ostrzeżeń.
— Bardzo ci się dziwię, Felicjo King, — zgromiła ją surowo Celinka. — Powinnaś się cieszyć, że biedny chłopak pragnie wreszcie wstąpić na „uczciwą“ drogę.
— Ale on ma taką wielką łatę na swoich najlepszych spodniach — zaprotestowała Fela.
— Lepsza łata, niż dziura — rzekła Historynka, sięgając po następne ciasteczko. — Pan Bóg nie zwraca uwagi na łaty.
— Nie, ale ludzie uwagę zwracają — odcięła się Fela, utwierdzona w tem mniemaniu, że opinja ludzi jest najważniejsza. — Wątpię również, czy Piotrek ma jakieś porządne pończochy. Jak się będziesz czuła, gdy przyjdzie do kościoła i skóra mu będzie prześwitywać przez dziury?
— Wcale się tego nie obawiam — zapewniła ją Historynka z niezachwianym spokojem. — Piotrek sam musi dbać o siebie.
— Miejmy nadzieję, że na tę uroczystość choć raz umyje sobie uszy, — dorzuciła złośliwie Fela.
A jak się dzisiaj czuje Pat? — zapytała Celinka, usiłując za wszelką cenę zmienić temat rozmowy.
— Troszeczkę lepiej. Już chodzi nawet po kuchni, — odparła Historynka z uśmiechem. — Znalazłam dzisiaj w stodole mysz. Miałam w ręku laskę i jakoś udało mi się mysz zabić. Potem zaniosłam ją Paddy’emu. Czy uwierzycie? Nawet spojrzeć na nią nie chciał! Taka jestem zmartwiona! Wuj Roger powiada, że trzeba mu koniecznie dać jakieś lekarstwo. Ale jak mu je dać, to też jest pytanie. Wsypałam trochę proszku do mleka i usiłowałam wlać mu to mleko do gardła, podczas gdy Piotrek z całych sił go trzymał. Spójrzcie, jak mnie podrapał! Mleko oczywiście rozlało się na wszystkie strony, tylko ani kropli uparciuch nie połknął.
— Straszne byłoby, gdyby... gdyby coś się stało Patowi, — szepnęła Celinka.
— Głupstwo, mielibyśmy wesoły pogrzeb, — zawołał Dan.
Spojrzeliśmy na niego z takiem zgorszeniem, że natychmiast pośpieszył się usprawiedliwić.
— Mnieby także było bardzo przykro, gdyby Pat umarł, ale gdyby się tak stać musiało, wyprawilibyśmy mu piękny pogrzeb. Przecież Paddy jest jakby członkiem naszej rodziny.
Historynka zjadła już ciasteczka i wyciągnęła się na trawie, założywszy ręce pod głowę, zapatrzona w niebo. Była z gołą głową, jak zwykle, a czerwona jej wstążka powiewała purpurą na wietrze. Położyła tuż przy sobie świeżo zerwane brodawniki, które dokoła jej loków tworzyły jakby koronę utkaną ze złotych gwiazdeczek.
— Spójrzcie na tę podłużną ciemną chmurkę, — rzekła. — Co wam ona przypomina, dziewczynki?
— Welon ślubny, — zawołała Celinka.
— Właśnie Ślubny Welon Dumnej Królewny. Znam o tem piękną opowieść. Wyczytałam ją z książki. Pewnego razu, — oczy Historynki stały się rozmarzone, a słowa poczęły padać w przestrzeń, jak strząsane przez wiatr płatki róży, — była sobie królewna, którą uważano za najpiękniejszą królewnę na świecie i królowie z wszystkich krajów przybywali, prosząc ją, aby została ich żoną. Lecz królewna była tak samo dumna, jak piękna. Ze wszystkich swych wielbicieli wyśmiewała się, nie przyjmując propozycji żadnego. A gdy wreszcie ojciec zaczął przynaglać królewnę, aby któregoś z wielbicieli wybrała na męża, rozgniewała się wielce — o tak —
Historynka zerwała się na równe nogi i nagle w oczach naszych przeistoczyła się w ową królewnę z bajki...
— Rozgniewała się wielce i rzekła:
— Nie wyjdę za nikogo zamąż, dopóki nie zjawi się taki król, który będzie mógł pokonać wszystkich królów. Wowczas zostanę żoną króla świata i nie będzie już większej ode mnie królowej.
— Tak więc wszyscy królowie udali się na wojnę, aby udowodnić królewnie, że potrafią zwyciężać swych przeciwników i przelewano na wojnie krew ludzką, a na świecie panowała coraz większa nędza. Lecz dumna królewna śmiała się i śpiewała i wraz ze swemi służebnicami tkała piękny biały welon, który zamierzała włożyć na głowę, gdy wróci do niej król wszystkich królów. Welon ten był wyjątkowo piękny, lecz służebnice szeptały, że wybraniec serca królewny umrzeć musi i że każdy ścieg na welonie oznaczać będzie łzę kobiet, które utraciły kogoś na wojnie.
— I tak się działo, że kiedy już któryś król był pewien, że zwyciężył wszystkich innych królów, zjawiał się jakiś przeciwnik i jego właśnie zwyciężał. Trwało to długie lata, aż wreszcie ludzie poczęli szeptać, że królewna nigdy męża nie zdobędzie. Duma królewny była jednak tak wielka, że nie przerażało jej czekanie, nie przerażała nawet nienawiść poddanych, którzy już dosyć mieli wojny. Aż wreszcie pewnego dnia zagrał ktoś na rogu u bramy pałacowej i na białym koniu wjechał na dziedziniec wysoki rycerz zakuty w zbroję, z opuszczoną na twarz przyłbicą. Gdy oświadczył, że przybył, aby zaślubić królewnę, wszyscy się śmiać zaczęli, bo nie miał przecież na sobie bogatych szat i nie miał na głowie złotej korony.
— „Ale ja jestem król, który zwyciężył wszystkich królów“, — rzekł rycerz.
— Musisz mi to udowodnić, zanim cię poślubię, — odparła dumna królewna. Zadrżała jednak i zbladła, bo w głosie rycerza było coś takiego, co ją śmiertelnie przeraziło. A gdy rycerz roześmiał się, śmiech jego był jeszcze bardziej okropny.
— Mogę ci to z łatwością udowodnić, piękna królewno, musisz jednak pojechać ze mną do mego królestwa na próbę. Weź ze mną ślub, a potem ciebie, twego ojca i twój dwór zabiorę do mego królestwa. Jeżeli nie będziesz ze mnie zadowolona, będziesz mi mogła oddać pierścionek i wrócić do domu tak samo wolna, jak byłaś dotychczas.
— Było to dziwne żądanie i wszyscy przyjaciele błagali królewnę, aby rycerzowi odmówiła. Lecz dumna królewna tak bardzo pragnęła stać się królową całego świata, że przystała na propozycję rycerza. Służebnice ubrały ją i przypięły jej do włosów welon, który przez tyle lat był przez nie tkany. Potem odbył się ślub, lecz pan młody ani na chwilę nie uniósł przyłbicy i nikt z obecnych jego twarzy nie widział. Dumna królewna stała się jeszcze bardziej dumna, niż dotychczas, lecz twarz jej była tak biała, jak welon ślubny, przypięty do włosów. Nikt nie weselił się na ślubie, nikt nie żartował, wszyscy tylko spoglądali z żałością na królewnę i z nieufnością na zakutego w zbroję rycerza.
— Po weselu pan młody usadowił swą żonę na siodle przed sobą, zaś ojciec królewny i dworzanie dosiedli koni i ruszyli w drogę za młodą parą. Jechali i jechali, a niebo stawało się coraz chmurniejsze, wiatr dął coraz mocniej i cienie nocy powoli zapadały. O zmroku wreszcie dotarli do ciemnej doliny, w której dostrzegli pomniki i mogiły.
— Dlaczego mnie tutaj przywiozłeś? — zawołała gniewnie dumna królewna.
— To jest moje królestwo, — odparł rycerz. — Są to mogiły królów, których pokonałem. Spójrz na mnie, piękna królewno. Ja jestem Śmierć!
Uniósł przyłbicę i wszyscy ujrzeli wreszcie jego twarz. Dumna królewna zadrżała z przerażenia.
— „Chodź w moje objęcia, żono moja“, — zawołał rycerz. — „Zdobyłem cię przecież. Jestem królem, który pokonał wszystkich królów!“
Przytulił ją do swej kościstej piersi i skierował konia w stronę mogił. Ulewny deszcz spadł na dolinę a królewna i rycerz zniknęli z oczu króla i dworzan. Wielce zasmuceni wracali dworzanie z królem do domu i nigdy już, nigdy żadna ludzka istota nie widziała więcej dumnej królewny. Lecz, gdy takie podłużne białe obłoczki płyną po niebie, wieśniacy w kraju, w którym królewna żyła, mówią: „Patrzcie, to jest Ślubny Welon Dumnej Królewny“.
Magiczny czar bajki owładnął nami na dłuższą chwilę, choć Historynka już umilkła. Przebywaliśmy wraz z nią w królestwie śmierci i doznawaliśmy uczucia tego samego przerażenia, jakie zakradło się do serca biednej królewny. Dan pierwszy przerwał uroczyste milczenie.
— Widzisz, Felu, że duma nikomu nie popłaca, — wołał, trącając siostrę w bok. — Najlepiej, żebyś mniej zwracała uwagi na łaty na spodniach Piotrka.