Historynka/Rozdział VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucy Maud Montgomery
Tytuł Historynka
Wydawca Wydawnictwo J. Przeworskiego
Data wyd. 1936
Druk Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Janina Zawisza-Krasucka
Tytuł orygin. The Story Girl
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VI
TAJEMNICA ZŁOTEGO KAMIENIA.

Asystowaliśmy wszyscy przy okładaniu Paddy’ego słoniną, lecz główną kapłanką tej ceremonji była Historynka. Później zabrano mu wszystkie kołderki i poduszki i umieszczono w maleńkiej sionce, aby mógł dokładnie wylizać swe futerko. Zabieg ten powtarzaliśmy codziennie przez tydzień i Pat zupełnie wrócił do zdrowia i humoru, my zaś poczęliśmy interesować się nową kwestją — zbieraniem funduszu na szkolną bibljotekę.
Nauczyciel nasz doszedł do wniosku, że powinniśmy mieć własną bibljotekę szkolną i zaproponował, aby wszyscy uczniowie w miarę możności zebrali pewną sumę pieniędzy podczas miesiąca czerwca. Wolno nam było te pieniądze zarobić jakąśkolwiek uczciwą pracą, lub też zebrać je wśród grona naszych znajomych.
Rezultatem tego była straszna rywalizacja, bo każdy chciał zebrać jaknajwiększą sumę. Rywalizacja ta przybrała największe rozmiary w naszem szczupłem gronie rodzinnem.
Już wszyscy krewni dali nam drobne kwoty, resztę zaś należało zdobyć w jakiś inny sposób. Piotrek od samego początku był ogromnie zmartwiony, gdyż nie miał rodziny, ani przyjaciół, którzyby mu mogli w zdobyciu pewnej sumy dopomóc.
— Gdyby ciotka Jane żyła, napewnoby mi coś dała — tłumaczył. — Gdyby ojciec od nas nie uciekł, teżbym od niego coś dostał. W każdym razie zrobię, co będzie w mojej mocy. Wasza ciotka Oliwja powiada, że mógłbym zająć się zbieraniem jajek i za każdy tuzin dostanę jedno jajko, które będę mógł sprzedać.
Fela zawarła jakąś potajemną umowę ze swą matką, a Historynka i Celinka miały zarabiać po dziesięć centów tygodniowo za zmywanie naczyń po obiedzie. Feliks i Dan przyjęli na siebie obowiązek wyrywania chwastów z ogrodu, ja zaś złowiłem kilka pstrągów w rzece przepływającej przez dolinę i sprzedałem je po cencie za sztukę.
Sara Ray była z nas wszystkich najbardziej nieszczęśliwa. W żaden sposób nie mogła zdobyć pieniędzy. Oprócz matki, nie miała żadnych krewnych w Carlisle, a matka nie pochwalała projektu założenia bibljoteki szkolnej i nie chciała dać Sarze ani centa, przyczem zabraniała jej w jakikolwiek sposób pieniądze zarabiać. Dla Sary było to wszystko szalenie upokarzające. Czuła się intruzem w naszem pracowitem gronie, w którem każdy codziennie obliczał zebraną sumę i cieszył się, gdy choć odrobinę wzrosła.
— Muszę modlić się do Boga, żeby mi zesłał pieniądze — oświadczyła wreszcie zrozpaczona.
— Wątpię, czy to się przyda na coś — zaśmiał się Dan. — Bóg zsyła ludziom wiele rzeczy, ale nigdy nie zsyła pieniędzy, bo ludzie sami je powinni zarabiać.
— A ja nie mogę — zawołała Sara z namiętnem zuchwalstwem. — Myślę, że Pan Bóg powinien to jednak wziąć pod uwagę.
— Nie martw się, kochanie — wtrąciła Celinka, która zawsze wszystkich uspokajała. — Jeżeli nawet nie będziesz mogła zebrać pieniędzy, to każdy przecież wie, że to nie twoja wina.
— Ale zawsze się będę czuła nieswojo, ile razy wypożyczę książkę z bibljoteki — żaliła się Sara.
Dan, dziewczynki i ja siedzieliśmy w rowie, pod parkanem ogrodu ciotki Oliwji, przyglądając się, jak Feliks piele klomby. Feliks pracował pilnie, chociaż bardzo nie lubił pielenia — „grubi chłopcy nigdy tego nie lubią“, oświadczyła Fela. Feliks udał, że tego nie słyszy, ja jednak wiedziałem, że dosłyszał, bo nagle mu uszy poczerwieniały. Feliks nigdy nie rumienił się na twarzy, tylko w chwilach zażenowania uszy miał strasznie czerwone. Co do Feli, to zazwyczaj czyniła takie uwagi nie dlatego, żeby chciała być złośliwa, ale nie miała pojęcia, że Feliks nie lubił, gdy go się nazywało grubym.
— Zawsze strasznie żałuję tych biednych chwastów — szepnęła w rozmarzeniu Historynka. — Przykro im musi być, że się je ustawicznie wyrywa.
— To nie powinny wyrastać na nieswojem miejscu — rzekła Fela obojętnie.
— Ale jak chwasty pójdą do nieba, to napewno staną się kwiatami — ciągnęła dalej szeptem Historynka.
— Ty myślisz zawsze o dziwnych rzeczach — obruszyła się Fela.
— Pewien bogaty pan w Toronto miał kwiatowy zegar w swych ogrodzie — wtrąciłem. — Wyglądał zupełnie, jak prawdziwy zegar, a godziny też oznaczone były kwiatami i w ten sposób zawsze się wiedziało, która godzina.
— Ach, żebyśmy taki zegar mieli! — westchnęła Celinka.
— Jaki byłby z niego pożytek? — zapytała Historynka nieco pogardliwie. — Nikomu nie potrzebna jest godzina w ogrodzie.
Nagle przypomniałem sobie, że nadeszła już pora przyjęcia nowej dawki czarodziejskiego lekarstwa. Kupiłem je przed trzema dniami w szkole od Billa Robinsona, który zapewniał mnie, że bardzo szybko będę rósł, zażywając to lekarstwo.
Zaczynałem już w duchu martwić się, bo jakoś do tej pory wcale nie urosłem. Słyszałem, jak ciotka Janet mówiła, że będę taki sam mały, jak wuj Alec. Kochałem bardzo wuja Aleca, lecz pragnąłem być wyższy od niego, to też gdy Bill wyznał mi pod uroczystą przysięgą zachowania tajemnicy, że ma „takie czarodziejskie ziarno“, pod wpływem którego chłopcy rosną i chętnie mi sprzeda pudełko tego ziarna za dziesięć centów, z radością przyjąłem propozycję. Bill był najwyższy ze wszystkich chłopców w Carlisle i zapewniał mnie, że urósł tak dzięki owemu lekarstwu.
— Byłem jeszcze mniejszy od ciebie, nim zacząłem to zażywać — mówił — a teraz spójrz na mnie! Dostałem to ziarno od Peg Bowen; wiesz, że to jest czarownica! Nie poszedłbym znowu do niej po nowy zapas czarodziejskiego ziarna. Musisz wiedzieć, że to było zadanie nielada. Mam już tego ziarna niewiele, ale przypuszczam, że wystarczy, żebyś osiągnął taki wzrost, jak mój. Musisz połykać szczyptę tego ziarna co trzy godziny i nie wolno ci nikomu wspominać o tem, bo gdybyś komukolwiek powiedział, ziarno straciłoby swoją moc. Nikomubym tego nie odprzedał, ale ty jesteś wyjątkiem.
Byłem wdzięczny Billowi i przykro mi było, że go kiedyś nie lubiłem. Niewiadomo dlaczego nikt w szkole nie lubił Billa Robinsona, ja jednak postanowiłem starać się na przyszłość go polubić. Zapłaciłem mu dziesięć centów z radością i zabrałem czarodziejskie ziarno, przyjmując je codziennie według polecenia, dzięki czemu musiałem ustawicznie biegać do hallu, żeby spojrzeć na zegar, czy aby nie minęła oznaczona pora. Pod względem swojego wzrostu nie dostrzegałem jeszcze żadnej różnicy, tem się jednak pocieszałem, że brałem to lekarstwo dopiero od trzech dni.
Pewnego dnia Historynka wpadła na nowy pomysł.
— Chodźmy do Niezgrabiasza i do pana Campbella, aby nam dali coś na fundusz bibljoteczny — zaproponowała. — Jestem pewna, że nikt tam jeszcze u nich nie był, bo nie mają w Carlisle żadnych krewnych. Chodźmy wszyscy i jeżeli dostaniemy coś, podzielimy tę sumę między sobą.
Propozycja ta była niezbyt zachęcająca, bo zarówno pana Campbella, jak i Niezgrabiasza uważano za dziwaków, a ponadto pan Campbell podobno specjalnie nie lubił dzieci. Lecz jeżeli Historynka szła z nami, poszlibyśmy za nią nawet na koniec świata. Następnego dnia, w sobotę wyruszyliśmy w drogę zaraz popołudniu.
Wybraliśmy najkrótszą ścieżkę do Złotego Kamienia, poprzez zielone pokryte rosą pola, naprzełaj przez łąki, których nie złociły już promienie słoneczne. Z początku nastrój nie był nadzwyczajny. Fela była nie w humorze, bo chciała włożyć swoją nową sukienkę, a ciotka Janet zadecydowała, że mundurek szkolny jest zupełnie wystarczający na „dreptanie po piachu“. Na dodatek Historynka zjawiła się w swojej najnowszej sukni i kapeluszu, który jej ojciec przysłał z Paryża. Sukienka była z miękkiego czerwonego jedwabiu, a kapelusz opasywał wianuszek płomiennych maków. Ani Fela, ani Celinka nie mogłyby włożyć takiego kapelusza, ale Historynce było w nim wyjątkowo do twarzy. Wyglądała, jak uosobnienie energji, radości i uśmiechu, bo czerwony kolor uwydatniał jeszcze bardziej jej specyficzną urodę, nadając twarzy koloryt młodości i zdrowia, a cerze jedwabistą świeżość.
— Nie przypuszczałam, że włożysz najnowszą sukienkę, idąc na zwykłą żebraninę — mruknęła złośliwie Fela.
— Ciotka Oliwia powiada, że gdy się idzie za ważnym interesem do mężczyzny, powinno się wyglądać jaknajlepiej — tłumaczyła się Historynka, strzepując delikatnie dłońmi gęsto namarszczoną spódniczkę.
— Psuje cię ta ciotka Oliwja — skonstatowała Fela.
— Mylisz się, Felicjo King! Ciotka Oliwia jest kochana. Codziennie wieczorem całuje mnie na dobranoc, czego twoja matka nigdy nie robi.
— Moja mama nie szafuje tak pocałunkami — odcięła się Fela — ale zato codziennie do obiadu daje nam po kawałku doskonałego placka.
— Nie myśl, że mi ciotka Oliwja nie daje!
— Tak, ale jakie są te kawałki! Ciotka Oliwia poza tem daje ci tylko zbierane mleko, a nasza mama nam daje zawsze śmietankę.
— Zbierane mleko Ciotki Oliwji jest o wiele lepsze, niż wasza śmietanka — zawołała z oburzeniem Historynka.
— Ach, dziewczynki, nie kłóćcie się — wtrąciła Celinka, występująca zawsze w roli anioła pokoju. — Taką piękną mamy pogodę i tak pięknie możemy przepędzić czas, jeżeli nie będziecie się kłócić.
— My się wcale nie kłócimy — zaprotestowała Fela. — Ja przecież także lubię ciotkę Oliwję, ale nasza mama nie jest wcale gorsza od niej i to wszystko!
— Naturalnie, że nie jest gorsza. Ciotka Janet jest nawet bardzo dobra — przyznała Historynka.
Uśmiechnęły się przyjaźnie. W gruncie rzeczy Fela z Historynką lubiły się bardzo wzajemnie i tylko od czasu do czasu wynikały między niemi jakieś drobne sprzeczki.
— Mówiłaś kiedyś, że znasz ciekawą historję o Niezgrabiaszu — odezwał się Feliks. — Mogłabyś ją nam teraz opowiedzieć.
— Bardzo chętnie — zgodziła się Historynka. — Jedno jest tylko nieprzyjemne, że nie znam końca tej historji, ale opowiem wam chociaż tyle, ile sama wiem. Nazwałam tę historię „Tajemnicą Złotego Kamienia“.
— Bardzo wątpię, czy ta historja jest prawdziwa — rzekła Fela. — Przecież wszyscy wiecie, że pani Griggs jest osobą wielce romantyczną. Mama nasza powiada, że zawsze coś potrafi wymyśleć.
— Tak, ale nie chce mi się wierzyć, aby i tę historię wymyśliła, więc sądzę raczej, że mówi prawdę — odparła z powagą Historynka. — Jeśli chcecie, chętnie ją wam opowiem, chłopcy. Wiecie o tem, że Niezgrabiasz mieszka zupełnie sam od czasu, gdy mu matka umarła dziesięć lat temu. Abel Griggs służy u niego za parobka i obydwoje z żoną mieszkają w maleńkim domku przy samym końcu alejki, biegnącej od domu Niezgrabiasza. Pani Griggs piecze dla Niezgrabiasza chleb i od czasu do czasu sprząta mu mieszkanie, chwali się zresztą, że utrzymuje je w wyjątkowym porządku, lecz do zeszłej jesieni do jednego pokoju nigdy nie wchodziła. Pokój ten od strony zachodniej, z oknem wychodzącem na ogród, był stale na klucz zamknięty. Pewnego dnia zeszłej jesieni Niezgrabiasz wyjechał do Summerside, a pani Griggs sprzątała właśnie kuchnię. Potem przeszła się po całym domu i mimowoli nacisnęła klamkę u drzwi prowadzących do tego pokoju wychodzącego na zachód. Musicie wiedzieć, że pani Griggs jest ogromnie ciekawa. Wuj Roger powiada, że wszystkie kobiety posiadają pewną dozę ciekawości, ale pani Griggs posiada jej stanowczo więcej. Przypuszczała, że drzwi zastanie zamknięte, jak zwykle, a okazało się, że nie były zamknięte. Otworzyła je więc i weszła. Jak przypuszczacie, co tam zobaczyła?
— Prawdopodobnie była to komnata Sinobrodego — domyślił się nieśmiało Feliks.
— Ach, nie, skądże! Nic takiego nie mogłoby istnieć na Wyspie Księcia Edwarda. Ale gdyby nawet na wszystkich ścianach ujrzała kobiety wiszące za włosy, napewno nie byłaby bardziej zdziwiona. Pokój ten za życia matki Niezgrabiasza stał przeważnie pustkami, teraz jednak był elegancko umeblowany, chociaż pani Griggs twierdzi, że nie ma pojęcia, kiedy tu te meble wniesiono. Powiada, że jeszcze nigdy na wsi nie widziała tak pięknie umeblowanego pokoju. Sprawiał wrażenie sypialni i saloniku jednocześnie. Na podłodze leżał puszysty dywan, wyglądający, jak miękki zielony aksamit. U okien zwisały cudowne jedwabne zasłony, a wszystkie ściany obwieszone były pięknemi obrazami. Stało w pokoju małe białe łóżeczko, toaletka, bibljoteczka napełniona książkami, stoliczek do robót i fotel na biegunach. Nad bibljoteczką wisiał portret kobiety. Pani Griggs podejrzewa, że to była kolorowa fotografja, ale prawdopodobnie zupełnie się na tem nie zna. W każdym razie był to portret bardzo ładnej dziewczyny. Najbardziej jednak ze wszystkiego zdziwiła panią Griggs suknia kobieca, wisząca na krześle przy stole. Pani Griggs przysięga, że to nie była suknia nieboszczki matki Jaspera Dale, bo stara pani Dale uważałaby za grzech taką suknię. Była to suknia z blado-niebieskiego jedwabiu. Oprócz sukni na podłodze stała para niebieskich jedwabnych pantofelków na wysokich obcasach, a na wszystkich oprawach książek napisane było imię „Alicja“. Okazuje się, że Jasper Dale nie ma żadnej krewnej o takiem imieniu i nikt nigdy nie słyszał, aby Niezgrabiasz miał ukochaną. Czyż to nie jest cudowna historja?
— W każdym razie bardzo tajemnicza — skinął głową Feliks. — Ciekawe tylko, czy jest prawdziwa i co się w tem wszystkiem kryje?
— Właśnie mam zamiar to wykryć — oświadczyła z powagą Historynka. — Pragnę zaznajomić się z Niezgrabiaszem, bo później już mi łatwo będzie się dowiedzieć, kim jest ta Alicja.
— Nie wyobrażam sobie, jak będziesz mogła zawrzeć z nim znajomość — zawołała niedowierzająco Fela. — Przecież on nigdzie nie bywa, tylko w kościele. Przeważnie siedzi w domu i czyta książki, jak nie ma nic innego do roboty. Mama powiada, że z niego prawdziwy pustelnik.
— Jakoś to się zrobi — uśmiechnęła się tajemniczo Historynka, a my co do tego nie mieliśmy już żadnych wątpliwości. — Muszę tylko zaczekać aż będę trochę starsza, bo Niezgrabiasz nie zdradzi tajemnicy małej dziewczynce. Ale nie wolno mi znów czekać zbyt długo, bo podobno dorosłych dziewcząt nie lubi, gdyż zawsze ma wrażenie, że się z niego wyśmiewają. Ja tam mam przeczucie, że go nawet zdołam polubić. Ma całkiem miłą twarz, chociaż jest taki niezgrabny. Wygląda, jak człowiek, o którym można bez końca opowiadać anegdoty.
— I sprawia wrażenie takiego, który się przewraca przez własne nogi — zachichotała Fela. — Przyjrzyjcie mu się dokładnie! Wuj Roger powiada, że Niezgrabiasz jest długi, chudy, wąski i skurczony.
— Wuj Roger wszystko widzi w czarnych kolorach — zawołała Historynka. — Wuj Edward twierdzi, że Jasper Dale jest bardzo mądrym człowiekiem i szkoda, że nie mógł ukończyć uniwersytetu. Wiecie o tem, że był dwa lata na uniwersytecie? Później ojciec mu umarł, więc musiał być w domu z matką, która wiecznie chorowała. Ja go nazywam bohaterem. Nie wiem, czy to prawda, ale krążą pogłoski, że pisze poezje. Pani Griggs mi nawet o tem mówiła. Powiada, że widziała, jak pisał wiersze w bronzowym zeszycie. Nie mogła podejść bliżej, aby przeczytać, ale jest pewna, że to były poezje.
— Bardzo możliwe. Jeżeli ta niebieska jedwabna suknia jest prawdą, to już gotowa jestem we wszystko uwierzyć — rzekła Fela.

Szkic pięciu osób na tle ściany domu z oknem — stojący przodem dorosły mężczyzna i odwrócone w jego stronę czworo dzieci

Zbliżaliśmy się teraz do Złotego Kamienia. Dom mieszkalny był duży, zbudowany z szarego piaskowca, obrośnięty dzikiem winem i krzewami pnących róż. Trzy kwadratowe okna na drugiem piętrze zdawały się witać nas przyjaźnie, wyłaniając się z pośród gęstych liści dzikiego wina — przynajmniej takie wrażenie odniosła Historynka, której zawsze przyznaliśmy słuszność.
Nie weszliśmy jednak do wnętrza domu, bo Niezgrabiasza spotkaliśmy na podwórzu i dał nam natychmiast niewielką sumę na bibliotekę. Jakoś dzisiaj wyjątkowo nie był zawstydzony, ani niezgrabny, ale przecież my byliśmy tylko dziećmi, on zaś miał zawsze więcej odwagi, gdy się znajdował na „własnych śmieciach“.
Był wysokim, smukłym mężczyzną, nie wyglądającym zupełnie na czterdzieści lat, o gładkiem wysokiem czole i jasnych, przenikliwych, dużych ciemnych oczach. W ciemnej jego czuprynie nie było ani jednego siwego włosa. Miał duże ręce, duże nogi i chodził zawsze trochę rozleniwionym krokiem. Lękam się, że patrzyliśmy na niego dziwnie podejrzliwie, gdy Historynka z nim mówiła. Ale, czyż nie był znanym w okolicy Niezgrabiaszem, którego uważano za pustelnika, który w zamkniętym pokoju przechowywał niebieską jedwabną suknię i pokryjomu przed wszystkimi pisał poezje? Nikt inny nie byłby lepszy na naszem miejscu.
Wychodząc z ogrodu Niezgrabiasza, przez cały czas mówiliśmy o nim i wszyscy doszliśmy do wniosku, że jest bardzo miły, chociaż mówił z nami niewiele i na twarzy jego odmalowało się zadowolenie, gdy się nas wreszcie pozbył.
— Dał nam pieniądze, jak gentleman — rzekła Historynka. — Jestem pewna, że tego datku nie żałuje. Teraz idziemy do pana Campbella. Przecież na jego cześć włożyłam tę moją czerwoną jedwabną sukienkę. Wątpię, czy Niezgrabiasz zwrócił na nią uwagę, ale pan Campbell napewno ją dostrzeże.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lucy Maud Montgomery i tłumacza: Janina Zawisza-Krasucka.