Historynka/Rozdział XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historynka |
Wydawca | Wydawnictwo J. Przeworskiego |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Janina Zawisza-Krasucka |
Tytuł orygin. | The Story Girl |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Było już pół do szóstej, gdyśmy nazajutrz rano wstali. Na schodach spotkaliśmy Felę, zarumienioną od snu i głośno ziewającą.
— Ach, mój Boże, strasznie zaspałam! Wuj Roger prosił, żeby mu dać śniadanie na szóstą, mam jednak nadzieję, że ogień już rozpalony, bo Historynka bardzo dawno wstała. Napewno wygniata jeszcze ciasto. Całą noc biedaczka spać nie mogła, zaniepokojona, czy jej się chleb uda.
Ogień istotnie płonął wesoło, a rozradowana i triumfująca Historynka wyciągała właśnie z pieca bochenek chleba.
— Spójrzcie, — zawołała z dumą. — Bocheneczki, jak cacuszka! Wstałam o trzeciej, a ponieważ już było widno, wygniotłam zaraz ciasto i wsadziłam je do pieca. Dzięki temu już teraz mam wszystko gotowe. Ale bochenki jakoś nie są duże, jak zwykle, — dorzuciła z powątpiewaniem.
— Saro Stanley! — zawołała Fela, wpadając do kuchni. Więc wsunęłaś chleb do pieca zaraz po wygnieceniu ciasta, nie pozwalając mu nawet wyrosnąć?
Historynka nagle pobladła.
— Tak, — wyszeptała. — Ach, Felusiu, więc nie trzeba było tak robić?
— Zmarnowałaś cały chleb, — oznajmiła chłodno Fela. — Teraz jest ciężki, jak kamień. Oświadczam ci, Saro Stanley, że byłoby lepiej, gdybyś miała trochę więcej rozumu, zamiast zajmować się wiecznie opowiadaniem bzdurnych bajek!
Gorzka istotnie była porażka biednej Historynki.
— Tylko nie mów wujowi Rogerowi, moja droga, — jęknęła zrozpaczona.
— Ach, napewno mu nie powiem, — obiecała łaskawie Fela. — Całe szczęście, że jeszcze wystarczy nam chleba na dzisiaj, bo ten trzeba będzie dać kurom. Ale szkoda, że się zmarnowało tyle pięknej mąki!
Historynka wraz ze mną i Feliksem wymknęła się do sadu, podczas, gdy Piotrek i Dan rozpoczęli już swą pracę w stodole.
— Widzę, że nic nie będzie z tej nauki gotowania, — rzekła.
— Nie martw się, — uspokajałem ją. — Zato umiesz opowiadać najcudowniejsze historje.
— Ale historjami temi nie nakarmię przecież głodnych, — martwiła się Historynka.
— Ludzie niezawsze są głodni, — pocieszał ją Feliks. — Bywają takie chwile, kiedy głodu zupełnie nie odczuwają.
— Niebardzo mi się chce w to wierzyć, — jęknęła Historynka, coraz więcej poirytowana.
— Zresztą, — dorzucił Feliks tonem człowieka, którego zasadą jest, że póki się żyje należy mieć nadzieję, — możesz się jeszcze nauczyć gotować, jeżeli masz dobre chęci.
— Ale ciotka Oliwia nie pozwoli mi psuć mąki. Miałam nadzieję, że nauczę się czegoś podczas tego tygodnia, Fela jednak jest tak zniechęcona, że już więcej nie pozwoli mi się do niczego dotknąć.
— Mnie tam na tem nie zależy, — oświadczył Feliks. — I tak cię lubię więcej od Feli, chociaż nie umiesz gotować. Przecież nie wszystkie kobiety koniecznie muszą umieć piec chleb, ale zrozum, że niewiele jest takich, które potrafią tak pięknie opowiadać, jak ty.
— Lepiej jednak być osobą pożyteczną, niż interesującą, — westchnęła Historynka ze smutkiem.
A przecież Fela, która była pożyteczna, w głębi duszy marzyła zawsze o tem, żeby stać się interesującą. Jakież dziwne są usposobienia i dążenia ludzkie!
Popołudniu zjechali do nas niespodzianie goście. Najprzód zjawiła się siostra ciotki Janet, pani Patterson z szesnastoletnią córką i dwuletnim synkiem. Za nimi nadjechał lekki powozik załadowany gośćmi z Markdale, a potem przybyła pani Elderowa Frewen ze swą siostrą z Vancouver i jej dwiema małemi córeczkami.
— Jak już się chmurzy, to musi być ulewa, — rzekł wuj Roger, wychodząc przed dom na spotkanie gości. Tylko Fela była w swoim żywiole. Przez całe popołudnie piekła i teraz śpiżarnia zapełniona była poprostu sucharkami, torcikami, ciasteczkami i pasztetami, któremi pożywić by się mogli nawet wszyscy mieszkańcy Carlisle. Celinka nakryła do stołu, a Historynka usługiwała gościom i zmywała potem talerze. Lecz główny zaszczyt spadł tego dnia na Felę, która zebrała tyle komplementów, że starczyło by ich chyba na cały tydzień. Siedziała na honorowem miejscu przy stole z taką gracją i godnością, jakby miała o wiele więcej, niż dwanaście lat i z wytrawnością doświadczonej gospodyni częstowała gości, podsuwając im co chwilę coś innego. Zarumieniona z podniecenia, była dzisiaj tak wyjątkowo piękna, że nie miałem czasu jeść, patrząc wciąż na nią, przejęty zachwytem.
Historynka przeciwnie, znajdowała się na ostatnim planie. Była blada i przygaszona po nieprzespanej nocy i wczesnem wstaniu. Nie zdradzała nawet ochoty opowiedzenia jekiejś bajki, zresztą nikt jej o to nie prosił i nikt nie zwracał na nią uwagi. Był to najwyraźniej uroczysty dzień Feli.
Po podwieczorku pani Frewen z siostrą zapragnęły odwiedzić mogiłę swego ojca na cmentarzu w Carlisle. Okazało się, że wszyscy chcieli tam pójść z niemi, ktoś jednak musiał zostać w domu z małym Jimmy Pattersonem, który zasnął na sofce w kuchni. Wreszcie Dan zdecydował się zaopiekować małym. Miał nową książkę Henry’ego, którą chciał skończyć i twierdził, że będzie miał z tego owiele więcej przyjemności niż z pójścia na cmentarz.
— Przypuszczam, że wrócimy, zanim się Jimmy obudzi, — powiedziała do Dana pani Patterson. — W każdym razie jest zawsze bardzo grzeczny i napewno po obudzeniu nie sprawi ci zbytniego kłopotu. Pamiętaj jednak, żebyś go nie wypuszczał nadwór, bo od kilku dni jest mocno przeziębiony.
Wyszliśmy wszyscy, pozostawiając Dana siedzącego na progu i zatopionego w książce, a Jimmy Pattersona chrapiącego smacznie na sofce. Gdy wróciliśmy — Feliks, dziewczynki i ja wyprzedziliśmy starszych — Dan siedział jeszcze na tem samem miejscu zaczytany, lecz małego Jimmy na sofce nie było.
— Dan, gdzie jest dziecko? — zawołała Fela.
Dan obejrzał się. W oczach jego odzwierciadliło się zdziwienie i nigdy w życiu jeszcze nie widziałem tak głupiej miny, jak w owej chwili była mina Dana.
— Boże święty, nie mam pojęcia, — wyszeptał bezradnie.
— Tak byłeś zaczytany w tej idjotycznej książce, że dziecko wyszło i Bóg wie, gdzie jest teraz, — wołała Fela przerażona.
— Ależ nie, — bronił się Dan — Jimmy musi być bezwarunkowo w domu. Przecież siedziałem tutaj na progu od chwili, kiedy wyszliście i gdyby chciał wyjść, musiałby przeze mnie przeskoczyć. Musi bezwarunkowo być gdzieś w domu.
— W kuchni go niema, — jęczała zadyszana Fela, biegając jak oszalała po mieszkaniu, — a nie mógł przejść do dalszych pokojów, bo drzwi od hallu zamknęłam na klucz i dziecko w żaden sposób nie mogło ich otworzyć. Wszystkie okna również są zamknięte. Mógł tylko wyjść drzwiami, Danie King, i ty jesteś za to odpowiedzialny!
— Temi drzwiami wyjść nie mógł, — obstawał przy swojem Dan. — Mógłbym nawet przysiąc.
— Więc gdzie jest, może mi powiesz? Tutaj go niema. Czyżby się rozpłynął w powietrzu? — oskarżała brata Fela. — Ach, chodźcie wszyscy i pomóżcie mi szukać. Nie stojcie, jak kamienie. Musimy go koniecznie znaleźć, zanim ciotka przyjdzie. Danie King, straszny z ciebie głupiec!
Dan był zbytnio przerażony, aby zareagować w tej chwili na taki epitet. W każdym razie nie ulegało wątpliwości, że Jimmy z domu wyszedł. Przeszukaliśmy cały dom i całe podwórze, zaglądając do każdego schowka, dziecka jednak nigdzie nie było, poprostu zniknęło, jak kamień rzucony w wodę. Pani Patterson wróciła, a Jimmy się jeszcze nie znalazł. Sytuacja stawała się naprawdę poważna. Przywołano z pola wuja Rogera i Piotrka, a pani Patterson dostała spazmów i leżała na kanapce w małym pokoiku, trzeźwiona rozmaitemi domowemi środkami. Wszyscy mieli wyraźną pretensję do Dana. Celinka pytała go, jak się będzie czuł, jeżeli Jimy nigdy się nie znajdzie, Historynka zaś opowiedziała mu przy okazji historyjkę o pewnem dziecku z Markdale, które wyszło taksamo z domu...
— I znaleziono je dopiero następnej wiosny, lecz znaleziono już tylko jego szkielet porosły trawą, — dorzuciła szeptem.
— Dla mnie to jest zupełnie niezrozumiałe, — zastanawiał się wuj Roger po godzinie bezowocnego szukania. — Mam nadzieję, że dziecko nie powędrowało chyba na moczary. Niemożliwe, żeby taki malec zaszedł aż tak daleko, ale na wszelki wypadek trzeba tam pójść i przekonać się. Felusiu, daj mi moje wysokie buty, które stoją pod sofką.
Fela, blada i zapłakana, uklękła i uniosła brzeg kretonowej narzutki, która przykrywała sofkę. I oto pod sofką, z głową opartą na butach wuja Rogera leżał Jimmy Patterson, najspokojniej chrapiąc!
— Ależ to jest niebywałe! — zawołał z radością wuj Roger.
— A mówiłem wam, że nie mógł wyjść drzwiami, — triumfował Dan.
Gdy ostatnia bryczka z gośćmi odjechała, Fela sprzątnęła ze stołu i wszyscy usiedliśmy na kuchennym ganku, zajadając wiśnie i obrzucając się wzajemnie pestkami. Celinka pierwsza przerwała panującą ciszę:
— Co znaczy „jak się chmurzy, to już musi być ulewa“?
— Ach, to znaczy, że jeżeli coś się stanie, to coś innego też stać się musi napewno, — odparła Historynka. — Zaraz ci to dokładniej wytłumaczę. Jest naprzykład taka pani Murphy. Do czterdziestu lat życia, nigdy nikt jej się nie oświadczał, a później w ciągu jednego tygodnia, aż trzech mężczyzn przyszło z oświadczynami, ona jednak była tem tak przejęta, że wybrała najmniej odpowiedniego i do dzisiaj jest z nim bardzo nieszczęśliwa. Rozumiesz teraz, co to znaczy?
— Mam wrażenie, że tak, — odparła Celinka z powątpiewaniem. Po kilku godzinach usłyszeliśmy, jak dzieliła się tą wiadomością z Felą, krzątającą się po śpiżarni.
— „Gdy się chmurzy, to musi być ulewa“, to znaczy, że naprzykład przez dłuższy czas nikt nie chciał się z tobą ożenić, a potem nagle znalazło się kilku chętnych naraz.