Niech świat patrzy i nie wie co ta pierś zamyka,
Czy ziemskiéj szał radości, czy ból męczennika,
Niechaj ręka obéjmie tych co cierpią z nami,
I ulży im brzemienia — my je dźwigniem sami.
Idźmy z krzyżem na barkach, i na piersi z krzyżem. Krokiem śmiałym, sercem chyżem,
A włócznię, co nam piersi przeszywa skrwawiona, Całujmy cisnąc do łona.
Biada kto upadł w drodze i jęczy napróżno,
Biada kto sakwę rzucił przed czasem podróżną,
I kto z ziemi ratunku wołał, a nie z nieba,
Nam wytrwać, iść i skonać błogosławiąc trzeba.
Gdy siły się wyczerpią, kiedy skroń się skłoni,
I serce bić przestanie, i pot zimny zleje,
My krzyża z osłabionéj nie puszczajmy dłoni,
I patrząc weń straconą odzyszczmy nadzieję.
Cicho — pusto — głos wichru szyderstwa przynosi,
Zapaśnik opuszczony w cyrku leżąc kona,
I zemdlony na chwałę Panu głos podnosi,
A nad czołem męczeńska świéci mu korona.
Krzyż nasz nieśmy z uśmiéchem i twarzą pogodną,
Bo jedna boleść cicha jest boleścią płodną.
Skroni nie posypujmy czernią i popiołem,
Męczennicy z obliczem umrzyjmy wesołém.