I Sfinks przemówi.../Otwarcie nowego teatru we Lwowie dla wszystkich
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Otwarcie nowego teatru we Lwowie dla wszystkich |
Pochodzenie | I Sfinks przemówi... |
Wydawca | Instytut literacki „Lektor“ |
Wydanie | pośmiertne |
Data wyd. | 1923 |
Druk | Drukarnia Dziennika Polskiego we Lwowie |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa — Poznań — Kraków — Lublin |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Dziś wieczorem przemówi Sfinks, kryjący w sobie od roku zagadkę i zagadką tą zajmujący tłumy.
Przemówi dziś tylko do... wybranych, jutro — pojutrze i szereg lat długich mówić będzie — dla wszystkich.
Czy tylko — dla wszystkich?
Wiem — jestem przekonaną, że wykwintny znawca niejeden wieczór w murach tych spędzi z zadowoleniem i wyszedłszy, szukać będzie w ciszy nocy i wśród gwiazd, w harmonji domowych sprzętów lub w miłosnem marzeniu dalszego ciągu wrażeń, które potęgować będzie oddalenie uniesionej wizji.
To będą mieli znawcy literatury, esteci, wykwintni dyletanci, zapaleni muzycy, wreszcie entuzjaści i snoby lwowskie, udające znawców, estetów i entuzjastów. Lecz społeczeństwo nietylko składa się z estetów i znawców. To wierzch statuy ludzkości — to ta złota palma, która na dachu świeci, to światełka djamentów strojące koronę. Ludzkość ma tors o wiele słabszy, niż stopy — a stopy te choć często bose, są olbrzymie i potężne. Stopy te — to proletarjat i ten dźwiga tors i koronę estetów. Ze stopami temi liczyć się należy, boć one niosą tors coraz wyżej i zapomniane i poniewierane, gangreną okryć się mogą.
A gangreny takiej nic nie wstrzyma. Pójdzie ona szybko mimo wspaniałych szat i brylantów, w jakie wierzch statuy się przystroi. Dojrzą ją inni, bo purpura fałszu i egoizmu nie zdoła zakryć stóp zczerniałych. Kaplicę estetów napełni woń rozkładającego się ciała. I nic nie zdoła tej trupiej woni zagłuszyć. Ani wonne kadzidła palone na ołtarzu sztuki, ani sztuczne zapachy importowanych odurzających kwiatów. Tors zwalić się musi i brylanty estetów zapadną w mrok. Należy więc i o stopach społeczeństwa pomyśleć.
Viktor Barrucand jest to niepozorny, mały człowieczek i gra na flecie w jednym z małych teatrzyków paryskich. Ten Viktor Barrucand wstrząsnął lat temu trzy całym Paryżem. Uczynił niewielką propozycję. Oto podał projekt, aby chleb wydawany był darmo, ot, jak woda, jak oświetlenie, jak użycie bruku. Chleb… dla wszystkich. Było to bardzo proste. Jednak nie przyszło do skutku. Natomiast w Paryżu jest zwyczaj, że teatra rządowe dają pewną ilość przedstawień darmo. I to są przedstawienia… dla wszystkich. Opera jest pięknym gmachem w Paryżu, a przecież nikt się nie lęka wpuścić owej „darmochy“ kilka razy do roku. Całą noc wyczekują ludzie ustawieni sznurem na trotuarach, aby wejść do owego, wiecznie dla nich zamkniętego, przybytku. I być tam pomiędzy niemi, śledzić wrażenia na tych rozgorączkowanych i zaciekawionych twarzach, sprawia wiele radości. Cały rok taki biedak żyje wspomnieniem ujrzanego Piękna… Cały rok taka rodzina mówi o tem wielkiem święcie, podczas którego i przed nimi otwarła się kraina ułudy, kraina snu, kraina ekstazy. Ich naiwny zachwyt jest stokroć szczerszy, niż „och!“ i „ach!“ snobów. Znam aktorów i wiem, że granie przed taką publicznością byłoby dla nich wielką przyjemnością. Dwa lub trzy popołudnia w roku, to nie ubytek kasowy, a ileż radości w biednych, smutnych duszach. Verlaine powiedział, „iż niema nic piękniejszego dla duszy ludzkiej, jak uczynić drugą duszę mniej smutną“.
A smutne jest życie biednych ludzi, czyż więc i dla nich nie powinien Sfinks ów przemówić!
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Modlitwą dziś zaczęto dzień, modlitwą, która pod skrzydła swoje gromadzi wszystkich i jest… dla wszystkich! Do kościoła wchodzą wszyscy — a Bóg, który jest najwyższem pięknem, ma jednak dla wszystkich — ramiona otwarte. Do świątyni sztuki zamknięto drzwi dla maluczkich i kazano im stać u progu. A przecież i tam ludzie modlą się szlachetnością swych natchnień, które Potęga bożej iskry w nich zapala. I przy wznoszeniu tej świątyni Piękna pracowało setki rąk — wprawdzie tylko pewną siłę roboczą przedstawiających, ale niemniej była to praca ciężka, często z niebezpieczeństwem życia połączona.
A każda praca, to modlitwa — bo czynami i kroplami potu modli się człowiek a nie szemraniem pacierzy. Więc należy się tym smutnym duszom wejść rzadko, och! bardzo rzadko pod tę kopułę, którą w górę dźwignęli, aby rzec można było, że świeci w słońcu — dla wszystkich.