[142]Ikar.
Ferdynandowi Hösickowi.
»Wyleciałem pod niebo!... Gdzie ziemia? Gdzie świat?...
W otchłań padł!
Ha! Jak pląsa swobodnie w obłokach ma głowa!...
Gwiazdy chwytam spłoszone i jak złote kule
Ciskam — lecą, błyszczą się, płomienieją, skrzą się,
Ścigam je w boskim pląsie — —
Ah! Jaka mgła ogniowa!...
Prysły — i kędyś w morskim spadły tonąć mule...
Boski śmiech mię ogarnia, śmiech szczęścia, wesela,
Śmiech tryumfu, potęgi, której nie podziela
Ze mną nikt ze śmiertelnych. Ty, promienny Febie,
Jeden, jak ja, żeglujesz po gwieździstem niebie!
Ty jeden, boże jasny, wielki, srebrnostrzały,
Ty jeden! Lecz me skrzydła warte twoich koni!
Mój lot sokoli, szybki, jak wiatr rozbujały,
Promienny wóz twój, złoty Heliosie, przegoni!
Ha! Ściągasz twych rumaków spienione wędzidła,
Zadrżał srebrny twój kołczan z szalonego biegu,
[143]
Rozwijam skrzydła!
W pęd, w pęd bez brzegu!
Wichr przegnaliśmy lotem!.. Na ziemi i niebie
Widziałże kto wspanialszą gonitwę, o Febie?!
Napróżno! Twoje ścigłe nie zgonią mię konie!
Złoty wóz już jak gwiazda, już jak gwiazdka płonie...
Ha! Strzała!...«
Na wybrzeżu posępnej martwej, morskiej wody,
We krwi, co się kałużą szeroką rozlała,
Leży ciało, trup leży złotowłosy, młody...
Jeszcze pierś, zda się, dyszy; jeszcze, zda się, pała
To oko niezamknięte, gdzie samą zwycięża
Śmierć: boski zachwyt życia, promienisty, śmiały...
Skrzydła skrwawioną głowę jak w gloryę ubrały,
Skrzydła przebite strzałą, co obok, do węża
Podobna, błyszczy w piasku... Wokoło żórawie
I ibisy czerwone patrzą się ciekawie,
A tam, na nieboskłonie, cięciwę morderczą
Puszczając w dźwięk, bóg słońca śmieje się szyderczo.