Iliada (Popiel)/Pieśń XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Iliada |
Wydawca | nakładem tłómacza |
Data wyd. | 1880 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Paweł Popiel |
Tytuł orygin. | Ἰλιάς |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Więc do Asklepiadesa w skrzydlate odezwie się słowa:
„Zważajże o Machaonie téj sprawy obrót i koniec;
Hałas ochoczéj drużyny albowiem przy łodziach się zwiększa.
Aż Hekameda o pięknych warkoczach ci łaźnię gorącą
Przygotuje i krew od kurzu spieczoną obmyje;
Ja zaś wyszedłszy obejrzę się szybko z obszernéj widowni.“
Rzekłszy to chwycił za tarczę wyborną syna swojego,
Miedzią świecąca, a tenże ojcowskiéj tarczy używał.
Chwycił za dzielny swój oszczep okuty w ostre żelazo,
Stanął po za namiotem i dzieło nieszczęsne obaczył,
Pomięszane tych szyki, a tamtych goniących od tyłu,
Równie jak morze ponuro ciemnieje głuchemi bałwany,
Jakby w oczekiwaniu kierunku szybkiego, co wiatry
Dadzą mu ostre, i w żadną nie toczy się stronę ogromem,
Zanim wybrany od Zewsa stanowczo wiatr nie zawieje;
Stron, czy pójdzie do tłumów Danajów szybko jeżdżących,
Czy téż do Agamemnona Atrydy pasterza narodów.
Podczas gdy tak się namyślał wydało mu się najlepszém,
Udać się wprost do Atrydy. Mordują się tamci nawzajem
Ciężkich od razów mieczy lub obosiecznych oszczepów.
W drodze Nestora spotkali książęta od bogów zrodzeni,
Powracający od statków, ranami od spiżu okryci,
Syn Tydeja, Odyssej a z nim Agamemnon Atrydes.
Wzdłuż morskiego wybrzeża; z kolei najpierwsze na ziemię
Powyciągano, za niemi zaś mury przy stérach wzniesiono.
Wcale niemogło albowiem wybrzeże, aczkolwiek obszerne,
Wszystkie pomieścić okręty i było zbyt ciasno dla wojska;
Otwór zatoki zajęli, ścieśnionéj przylądki stromemi.
Oni to pragnąc obaczyć i bitwę i wrzawę wojenną,
Szedli oparci na dzidach pospołem, a serce zgryzione
W piersiach dźwigali. Staruszek ich wtedy na drodze napotkał
Agamemnon przemożny się z mową do niego odezwał:
„Synu Neleja Nestorze Achajów ozdobo szlachetna!
Czemuż od bitwy trawiącéj uchodząc tutaj przybyłeś?
Boję się żeby straszliwy mi Hektor słowa nie spełnił,
Że nie rychlej od naszych okrętów do Ilion powróci,
Zanim nie spali takowych, a samych nas pozabija.
Tak on wtedy przemawiał, a teraz to wszystko się spełnia.
Przebóg, zaprawdę już inni Achaje łydookuci
Niechcąc się więcéj potykać nakoło sterniczych okrętów.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź bohater Nestor Gereński:
„Wszystko się tak skończyło i stało, że nawet odmiennie
Zews z wysokości gromiący niezdołał by jej przeinaczyć.
Jako na silną, zaporę dla statków i równie nas samych;
Tamci przy szybkich okrętach niezmierne bitwy staczają
Bez ustanku i nawet nie poznasz choć jakbyś wyglądał,
W której li stronie Achaje są parci w ciężkiej potrzebie,
Radźmy więc nad tém, jaki by obrót nadać téj sprawie,
Czyli jej rada pomoże; do bitwy was nienamawiam
Puszczać się, rannym albowiem już dalej walczyć nie można.“
Książe narodów Atrydes mu na to rzeknie w odpowiedź:
Mury wzniesione już więcéj nie chronią, ani przekopy
Które tak wiele mozołu nadały Danajom, w nadziei
Nieprzełamanej zapory dla statków i równie nas samych;
Zdaje się zatém że tak się podoba Zewsowi możnemu,
Przewidywałem to, nawet gdy był Danajom życzliwym,
Widzę zaś teraz, że tamtych zarówno jak bogów szczęśliwych
Darzy, a naszą potęgę i dłonie związał w niemocy.
Zatém słuchajcie i jako ja mówię ustąpcie mi wszyscy.
Wyciągnijmy i wszystkie na morze boskie wysuńmy;
Z dala kotwicą na fali je przymocujmy, aż zajdzie
Święta noc, może wtedy Trojańskie wojska przestaną
Walczyć, a później wszystkie okręty puścimy na morze.
Lepiéj ucieczką przed zgubą się chronić niż być uprzedzonym.“
Spoglądając ponuro przebiegły odrzecze Odyssej:
„Cóż to za słowo Atrydo niebacznie ci z ust wyleciało?
Ty nieszczęsny, bodajbyś tchórzliwém innem dowodził
Nadał Zews, by do późnéj starości wytrzymać statecznie
Walki okrutne, aż póki nie zginą wszyscy do szczętu.
Tak to zamierzasz Trojan szerokouliczne opuścić
Miasto, z powodu którego znosiliśmy tyle nieszczęścia?
Słowa, którego by żaden przez usta mąż nie wypuścił,
Któren by wiedział w umyśle jak słusznie gadać przystoi,
Zwłaszcza gdy berło dzierży i taki mu naród podwładny,
Jakim ty jako król nad Argejami panujesz;
Kiedy nam radzisz w pośrodku poczętéj walki i wrzawy,
Statki wiosłowe do morza wyciągać, by coraz to więcéj,
Działo się dobrze Trojanom, mającym już znaczną przewagę,
Zguba zaś nas okropna dosięgła. Bo wtedy Achaje
Ale trwożliwie się będą oglądać i bitwy unikać.
Wtedy by twoja nas rada zgubiła, dowódco narodów.“
Książe narodów Atrydes mu na to rzeknie w odpowiedź:
„Bardzo zaprawdęś mi w sercu dojechał twoją naganą
Synów Achajskich, by w morze wyciągać wiosłowe okręty.
Niechże tu przyjdzie kto teraz nam sposób lepszy doradzi,
Młody czy stary, niczego ja bardziéj sobie nie życzę.“
Wtedy się do nich odezwie Diomed o głosie donośnym:
Chcecie mnię słuchać i gniewem się każdy srożyć niebędzie,
Oto że wiekiem najmłodszy jestem z pomiędzy was tutaj;
Z ojca dzielnego atoli i ja pochodzeniem, Tydeja
Szczycę się, (jego już w Thebach mogiłą ziemia przykryła).
Którzy mieszkali w Plewronie i Kalidonie wyniosłéj,
Agryj i Melas, a trzecim był z rzędu Ojnej wojownik,
Ojciec mojego rodzica, wartością nad innych celował.
On więc także pozostał, lecz rodzic mój w Argos zamieszkał
Jedną z córek Adresta zaślubił i mieszkał w domostwie
Żyjąc zamożnie i miał podostatkiem żyznéj ziemicy,
Pszennej, w koło zaś liczne ogrody z drzewami na grzędach;
Miał i niemało bydełka, a wszystkich Achajów przewyższał
Zatém nie sądźcie bym z rodu był podłym i człekiem niewieścim,
Ani mą radą otwartą nie gardźcie, wypowiem ją zaraz.
Daléj do walki, choć ranni jesteśmy, konieczność przynagla;
Tamże daleko się trzymać będziemy od wrzawy wojennéj,
Będąc w pośrodku zaś innym dodajmy ducha, co przedtem,
Dawszy już folgę odwadze ustali i stronią od walki.“
Tak się odezwał, słuchali go chętnie i skłonić się dali;
Poszli więc spiesznie, przewodził im książe narodów Atrydes.
Ale w postaci starego wiarusa do nich przystąpił;
Prawą chwyciwszy rękę Agamemnona Atrydy,
Mowę ku niemu obraca i w lotne odezwie się słowa:
„Synu Atreja, zapewne Achilla serce złośliwe
Oglądając; bo wcale rozumu i troszkę w nim nie ma.
Bodajby zginął tak samo, a bóg haniebnie go skruszył.
Jeszcze bogowie szczęśliwi dla ciebie złéj woli niemają;
Owszem być może że jeszcze Trojańscy wodzowie i pany
Uciekających ku miastu na odwrót namiotów i łodzi.“
Rzekłszy to krzyknął donośnie po gładkiéj krocząc równinie,
Gdyby to dziewięć tysięcy krzyknęło, lub dziesięć tysięcy
Mężów śród boju, co w sprawie morderczéj na siebie natarli;
Odgłos; atoli każdemu z Achajów odwagę ogromną
Wlał do duszy, by bić się niezłomnie i mężnie potykać.
Here zaś złototronna bogini, stojąca patrzała
Na dół oczyma od szczytu Olimpu, i zaraz poznała
Brata i szwagra zarazem, i w duszy się uradowała.
W tém siedzącego na szczycie najwyższym, w strumienie obfitéj
Idy, Zewsa ujrzała, zawrzała jéj dusza od gniewu.
Wtedy się wypukłooka dostojna Here namyśla,
Taki jéj wreszcie pomysł wydaje się w duszy najlepszym;
Jak najlepiéj się przyozdobiwszy do Idy podążyć,
Czyby téż nie zapragnął podzielić się łożem w miłości,
W obec jéj wdzięków, a potem łagodném i słodkiém uśpieniem
Spieszy więc do sypialni; urządził ją syn jéj Hefajstos
Luby, i szczelne drzwi przystosówał misternie do słupków,
Skrytém zamknięciem, nikt inny go z bogów otworzyć nie zdoła.
Tamże wszedłszy, za sobą przymknęła świecące podwoje.
Skazy wszelakie obmywszy, namaszcza się czystym olejkiem,
Ambrozyjskim milutkim, aż woń się od niego rozchodzi;
Ledwie nim tym tylko poruszy w śpiżowych gmachach Diosa,
Dymek woniący ku ziemi, i w górę się niebios rozchodzi.
Przeczesawszy, rękoma świécące uplata warkocze,
Ambrozyjskie, ze skroni je nieśmiertelnéj odgarnia.
W koło zaś ambrozyjską się szatą obwija; Athene
Z tkanki ją przędła cieniutkiéj i haftem przybrała misternie;
Potém przepaskę zarzuca, zdobiło ją sto kutasików;
W uszka dokładnie przeszyte kolczyki prześlicznéj roboty,
Trójgwiaździste zakłada, wesołym odblaskiem świeciły.
Wszystko to potem bogini wspaniałą pokrywa namiotką,
Do świecących zaś stóp przywięzuje ozdobne postoły.
Wreszcie gdy całym tym strojem odziała swą postać bogini,
Spiesznie wychodzi z sypialni, by Afrodytę na stronę
Z dala od bogów odwołać, i słowem się do niéj odezwie:
Tylko czy mi nieodmówisz, bo żal masz do mnie w twej duszy,
Oto, że ja dla Danajów, a tyś dla Trojan życzliwą?“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Afrodys córa Diosa:
„Hero bogini najstarsza, wielkiego córo Kronosa!
Jeźli je spełnić potrafię, i jeźli możebném je spełnić.“
Z myślą podstępną odpowie jéj na to Here dostojna:
„Daj mi luby twój urok i czary, któremi ty wszystkich
Serca przedwiecznych podbijasz, a niemniéj ludzi śmiertelnych.
Okeanosa, co gniazdem jest bogów i matkę Thetydę,
Którzy mnie w swoich pałacach żywili i wychowywali,
Z ręki mnie Rhei przyjmując, gdy Zews rządzący Kronosa
W ziemi otchłaniach osadził i morza dzikiego pustyni.
Dużo już bowiem czasu minęło jak stronią od siebie,
Od miłości i łoża, bo w duszy na siebie są gniewni.
Żebym to lube ich serca słowami zmiękczyć zdołała,
Oraz do łoża nakłonić by wspólnie miłości zażyli,
Afrodyte o słodkim uśmiechu odpowie jej na to:
„Zgoła mi nie przystoi żądaniu się twemu sprzeciwiać;
W najwyższego albowiem spoczywasz Zewsa objęciach.“
Rzekła i z piersi odpina przepaskę haftami pokrytą,
Mieści się w niéj i miłość, pragnienie i szepty miłosne,
Lube namowy co zmysłów i najrozumniejszych pozbawią.
Tę jéj rzuciła na ręce wygłasza słowo i mówi:
„Oto masz tę przepaskę i w piersi ją schowaj głęboko,
Żebyś napróżno wróciła, gdy czegoś w duszy zapragniesz.“
Rzekła, uśmiecha się Here, wypukłooka dostojna,
Śmiejąc się jeszcze przepaskę następnie w piersi zanurza.
Ona więc poszła do zamku Diosa docz Afrodyte,
Zaszła do Pierji i kraj Emathei uroczéj przebywszy,
Pędzi ku szczytom śnieżystym Thraków co końmi harcują,
Aż do skał niebotycznych i ziemi nie dotknie stopami;
Z wyżyn Athosu na morze falami pieniące się spuszcza,
Tam się spotyka ze Snem rodzonym śmierci braciszkiem,
Chwyta go dłonią za dłoń wygłasza słowo i mówi:
„Śnie potężny co rządzisz bogami i ludźmi wszystkiemi,
Jeśli też kiedyś słuchałeś mych słów, to jeszcze i teraz
Uśpij mi tylko Zewsa pod brwiami oczy świecące,
Skoro się tylko przy jego położę boku w miłości.
Pięknym cię w zamian tronem obdarzę, trwałości wieczystéj,
Złotym; Hefaistos mój syn, na obie nogi kulawy
Żebyś świecące swe stopy mógł na niém opierać przy uczcie.“
Odpowiadając na to, odezwie się do niéj Sen błogi:
„Hero, bogini najstarsza wielkiego córo Kronosa!
Żebyć to kogoś innego z przedwiecznie bogów żyjących,
Okeanosa, co wszystkich jest łonem i pierwszym początkiem;
Ale do Zewsa Kronidy zaprawdę się zbliżyć nie ważę,
Ani go zmorzyć uśpieniem, jeżeli on sam nie rozkaże.
Bowiem za innym już razem nauczkę z twéj rady powziąłem,
Od Iliony odpłynął zniszczywszy miasto Trojańskie.
Wtedy ja umysł Diosa co trzęsie egidą uśpiłem,
Zlawszy się nań łagodnie, lecz ty tamtemu złorzecząc,
Rozhukałaś na morzu huragan wiatrów straszliwych;
Z dala od wszystkich przyjaciół, lecz Zews obudzony się wściekał,
Ciskał bogami po gmachu, a mnie przed innemi wszystkiemi
Szukał, i byłby zniweczył i wrzucił z eteru do morza,
Żeby mnie Noc nie zbawiła, władczyni bogów i ludzi;
Lękał się bowiem, by szybkiéj na przekor Nocy nie zrobić.
Ty zaś namawiasz mnie znowu, by sprawę nieszczęsną poczynać.“
Here wypukłooka, dostojna mu rzeknie w odpowiedź:
„Czemuż o Śnie o tych rzeczach takowe masz w duszy mniemanie?
Jak z Heraklesa powodu swojego syna się gniewał?
Ale ty chodź, ja zaś tobie z Charytek jedną z najmłodszych
Dam w zamęźcie, byś mógł towarzyszką ją swoją nazywać.
[Tę Pazytheję za którą tęskniłeś dniami wszystkiemi].“
„Teraz mi więc poprzysięgnij na Styxa nurt nieskalany;
Jedną ręką się uchwyć za wielożywną ziemicę,
Drugą zaś połóż na morzu świécącém, ażeby nam wszyscy
Bogi podziemne świadczyły, co koło Kronosa się mieszczą;
Tę Pazytheję, za którą tęskniłem dniami wszystkiemi.“
Rzekł, nie odmawia bogini Here o śnieżnych ramionach,
Ale przysięgła jak żądał i bogów nazwała wszelakich
W głębi Tartaru siedzących, co ich Tytanami nazwano.
Poszli oboje i miasta Lemnos i Imbros opuszczą,
Mgłą się zakrywszy, i szybko podróży swéj dokonywują.
Weszli do Idy w strumienie obfitéj, macierzy zwierzyny,
Oraz do Lektos gdzie morze opuszczą; następnie zaś lądem
Tamże się Sen zatrzymuje, nim Zewsa się oczom ukaże,
Wszedłszy na jodłę wyniosłą, co wtedy na Idzie lesistéj,
Jako najwyższa strzeliwszy, przez chmury etheru sięgała;
Tamże on usiadł, głęboko się skrywszy w gałęziach jodłowych,
Bogi Chalkidą go zowią, u ludzi się zowie jastrzębiem.
Here zaś wspina się szybko po stroméj Gargaru krawędzi
W Idzie wysokiéj, i tam ją Zews chmurozbiorca spostrzega.
Skoro ją ujrzał utonął mu bystry umysł w pragnieniu,
Idąc do łoża, tajemnie przed rodzicami drogiemi.
Więc naprzeciwko niéj staje, wygłasza słowo i mówi:
„Hero, dokądże dążąc z Olimpu tutaj przybywasz?
Niema tu twoich rumaków i wozu byś na nim zasiadła.“
„Ziemi żywiącéj granice obaczyć się teraz wybieram,
Okeanosa, co łonem jest bogów i matkę Thetydę,
Którzy mnie w swojém domostwie żywili i wychowywali;
Onych to idę obaczyć, by swary bez końca zagodzić.
Od miłości i łoża, bo w duszy na siebie są gniewni.
Moja powózka u stóp w strumienie Idy obfitéj
Czeka, by nosić mnie wszędzie, po stałym lądzie i falach.
Teraz atoli dla ciebie z Olimpu tutaj przybywam,
Puszczam się w drogę do Okeanosa o falach głębokich.“
Zews co chmury gromadzi odrzecze jéj na to w odpowiedź:
„Hero! wszak znajdzie się czas by się późniéj tamże wybierać;
My zaś oboje miłosnéj zażyjmy rozkoszy na łożu.
Takiem nie zachwyciła i serce mi w piersi podbiła;
[Ani gdym pałał miłością do Ixioneja małżonki,
Która mi Pejrithoosa spłodziła rozumu boskiego;
Ani gdy Akrizyonę Danai córkę kochałem
Ani też córę Fenixa, władyki o sławie szerokiéj,
Która Minosa spłodziła i Rhadamantę boskiego;
Anim Semelę tak kochał, lub w Thebach Alkmenę uroczą,
Która mi syna umysłu dumnego zrodziła Heralda;
Ani gdym kochał Demetrę królowę o bujnych kędziorach,
Ani gdy Letę nadobną, ani gdym pałał do ciebie,]
Nigdy cię tak nie kochałem i luba mną żądza nie wrzała.“
Jemu z umysłem podstępnym odpowie Here dostojna:
Jeśli tak pragniesz w miłości obecnie łoża zażywać,
Tutaj na szczytach Idajskich, co zewsząd widoczne bywają;
Jakże to będzie, jeżeli kto z Bogów przedwiecznie żyjących
Zejdzie nas tutaj leżących i zniósłszy się z bogi wszystkiemi
Z łoża powstawszy; zaprawdę zupełnie by się nie godziło.
Jeźli zaś pragniesz koniecznie i miłem dla serca ci będzie,
Oto masz blizko sypialnią, twój syn ją miły zbudował,
Tamże się idźmy położyć, gdy tak ci tęskno za łożem.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź potężny Zews chmurozbiórca:
„Hero nikogo się z bogów nie lękaj, ani téż z ludzi
Ujrzeć, tak gęstą ja chmurę w około ciebie obtoczę
On co ma światło najtęższe, by w głąb wszystkiego zaglądać.“
Rzekł i ścisnął w objęciach syn Krona swoją małżonkę;
Boska ziemica pod niemi wydała trawki młodziutkie,
Lothus od rosy świeżutki i szafran i miłe hyacynty,
Na niém się oni układli, i chmurką się gęstą przykryli,
Piękną, złocistą, z jéj łona spadała rosa przejrzysta.
Rodzic więc tak nieruchomie spoczywał na szczycie Gargara,
Snem i miłością zwalczony, w objęciach trzymając małżonkę.
Z wieścią przychodząc do Ennozygaja co lądem potrząsa.
Blizko więc przy nim stanąwszy w skrzydlate odezwie się słowa:
„Teraz na prawdę Danajom Pozejdaonie pomagaj,
Sławę téż dla nich pozyskaj, choć chwilę, dopóki śpi jeszcze
Here go zaś namówiła, by z nią w miłości spoczywał.“
Rzekłszy to wrócił napowrót do głośnych ludzi pokoleń;
Jeszcze zaś więcéj tamtego zachęcił by wspierać Danajów.
Zaraz on w pędzie okrutnym skoczywszy do pierwszych zawoła:
Priamidzie, by porwał okręty i sławę pozyskał?
Tak on mniema i chełpi się z tego, z powodu że Achill
Koło głębokich okrętów zostaje w duszy zgniewany.
Bardzo nam jego tak znowu brakować niebędzie, jeżeli
My zostający zagrzewać się będziem, by sobie pomagać.
Ile jest tarczy najlepszych w obozie, i które największe,
Bierzmy, a głowy nasze pokrywszy hełmami dokoła
Świecącemi, a w rękę chwyciwszy oszczepy najdłuższe
Idźmy, ja sam zaś będę dowodził, i wcale nie sądzę,
[Jeśli waleczny więc mąż za małą ma tarczę na ręku,
Niechże ją odda słabszemu a sam się większą zasłania.“]
Rzekł, a tamci z uwagą słuchają i byli posłuszni.
Sami ich więc książęta szykują, choć byli rannemi,
Chodząc pomiędzy wszystkiemi, morderczą broń przemieniają;
Lepszą waleczny się zbroi, a gorszą słabszemu oddaje.
Wtedy dopiero gdy ciało pokryli lśniącém żelazem,
Spiesznie ruszają, dowodził Pozejdon lądem trzęsący;
Groźną jak błyskawica, do któréj wara się zbliżać,
W pośród zamieszki nieszczęsnéj, bo trwoga ludzi przykuwa.
W stronie przeciwnéj zaś Hektor prześwietny Trojan szykował.
Wtedy to kłótnie zaciekłą toczyli do strasznéj rozprawy,
Ten się potyka dla Trojan, Argejom się tamten poświęca.
Morze się z hukiem podnosi w namiotów i łodzi Argeiskich
Stronę, lecz oni na siebie natarli z wrzaskiem ogromnym.
Ani pieniące bałwany nie huczą tak przeciw wybrzeżom,
Ani nie trzeszczą tak strasznie czerwone ognia płomienie
W górskich parowach, gdy pożar posuwa się wpuszczę lesistą;
Nawet i wicher tak silnie wśród niebotycznych nie szumi
Dębów, on co najbardziéj straszliwém się wyciem rozchodzi;
Kiedy z krzykami groźnemi wzajemnie na siebie natarli.
Pierwszy naprzeciw Ajaxa uderzył Hektor prześwietny
Dzidą, bo prosto na niego się był obrócił, nie chybił,
Tam go ugodził, gdzie dwa rzemienie na piersi się schodzą,
One to miękkie mu ciało schroniły. Rozgniewał się Hektor,
Widząc że szybki mu pocisk napróżno z dłoni wyleciał.
Szybko się w zgiełk towarzyszy wycofał przed śmiercią się chroniąc.
Cofającego się zaś Telamończyk Ajas kamieniem
Aż pod stopy walczących rzuconych; jednego dźwignąwszy
W piersi nad brzeżkiem tarczy w pobliżu go szyi ugodził;
Skręcił się kamień od rzutu jak bąk i po ziemi kołował.
Równie jak dąb od gromu rodzica Diosa się wali,
Z pniaka, uchodzi zaś męztwo każdemu, co temu się przyjrzał
Z bliska, bo ciężkie bywają Diosa gromy wielkiego;
Takoż i siła Hektora odrazu padła na ziemię.
Z ręki mu dziryt wyleciał, a za nim się tarcza stoczyła,
Z głośnym okrzykiem radości przybiegną synowie Achajscy,
Mając nadzieję go porwać, i mnogie na niego puszczają
Dzidy, lecz z nich ani jeden pasterza narodów nie zdołał
Pchnięciem lub rzutem ugodzić, bo pierw go junacy zasłonią,
Wódz Likijski Sarpedon i Glaukos nieskazitelny;
Z innych nie lenił się żaden, by jego ratować, lecz nad nim
Tarcze okrągłe trzymali, a towarzysze następnie
Dłońmi dźwignąwszy z potrzeby wynieśli, by zdążył do koni
Z tyłu czekały, z woźnicą i wozem ozdoby świecącym;
One ku miastu go niosą okrutnie stękającego.
Kiedy zaś doszli do brzegu powabnie rzeki płynącéj,
Xantha nurtującego, co rodził go Zews nieśmiertelny,
Lali; on wtedy odetchnął i w górę spojrzał oczyma;
Wsparłszy się na kolanach, buchnęła z niego krew czarna;
Znowu się potém ku ziemi pochylił i oczy mu ciemną
Nocą się zaćmią, bo jeszcze od ciosu był odurzonym.
Jeszcze się bardziéj na Trojan rzucili, pamiętni potyczki.
Wtedy najpierwszy o wiele Olejczyk Ajas najszybszy,
Nadbiegając ugodził kończystym Satnia oszczepem,
Enopidesa, którego młodziutka nimfa zrodziła
Jego to syn Ojleja kopijnik, blizko dopadłszy,
Pchnął niżéj brzucha, przewraca się tamten, a tuż koło niego
Toczą okropną walkę Trojanie przeciwko Danajów.
Jego by pomścić nadbiega Polydam udatny do dzidy,
Syna Areïlykosa; przez ramię dzida potężna
Przeszła, on padłszy w kurzawę rękoma za ziemię uchwycił.
Chełpił się strasznie Polydam i całym głosem zawrzasnął:
„Teraz nie sądzę zaprawdę, że z wielkodusznego Panthojdy
Utkwił on w ciele któregoś z Argejów, i sądzę że na nim
Opierając się zejdzie do wnętrza domu Hadesa.“
Rzekł, Argeje się wielce z przechwałek jego zmartwili;
Głównie zaś w boju dzielnego Ajaxa duszę oburzył,
Szybko więc za odchodzącym wypuścił dzidę błyszczącą.
Wtedy Polydam wprawdzie uniknął Kiery śmiertelnéj,
Na bok sunąwszy; w to miejsce, Archeloch Antenoryda
Został ugodzon, bo jemu bogowie zgon przeznaczyli.
W kostkę najwyższą pacierza i oba ściągacze mu przeciął;
Dużo więc prędzéj się jego głowa i nos i oblicze
Z ziemią zetknęły gdy padał, niż łytki, kolana i nogi.
Wtedy to Ajas ryknął na Polydamanta dzielnego:
Czyż niegodzien ten mąż polegnąć za Prothoenora?
Sądzę że miernym nie jest i pewno go mierni nie rodzą,
Owszem rodzony brat Antenora, co końmi harcuje,
Albo i syn, bo do rodu bardziéj się zdaje podobnym.“
Wtedy Akamas Promacha Bojotyjczyka ugodził
Dzidą, w obronie brata, gdy tamten go ciągnął za nogi.
Nad nim Akamas znęcając się strasznie, na cały głos krzyknął:
„Otoż Argeje co celnie strzelacie i wiecznie grozicie,
Będzie, lecz kiedyś i was tak samo pozabijają.
Patrzcie, jak z waszych spokojnie Promachos, leży złamany
Moim oszczepem; by czasem braterska krzywda nie długo
Oczekiwała pomszczenia; toć męża każdego życzeniem,
Rzekł, Argeje się wielce z przechwałek jego zmartwili.
Głównie zaś Peneleosa mężnego duszę oburzył;
Natrze więc na Akamanta, lecz tenże włóczni nie dotrwał
Peneleosa książęcia; ugodził więc Ilioneja,
Z Trojan ukochał Hermeias, i wielkim dostatkiem obdarzył;
Z nim to matka spłodziła jednego Ilioneja;
Jego to tuż pod brwiami w sam środek oka ugodził;
Zmiażdżył źrenicę ze wszystkiem, a dzida przez oko na wylot
Usiadł, a wtedy Penelej dobywszy miecza ostrego
W samym go karku utopił, odrąbał głowę i z hełmem
Strącił na ziemię; z impetem potężny oszczep utkwiony
W oku jeszcze pozostał, on zaś jak makówkę chwyciwszy
„O tém donieście Trojanie, świetnego Ilioneja
Matce i ojcu drogiemu, niech żale w pałacach rozwodzą;
Równie albowiem Promacha małżonka Alegnoridesa,
Męża drogiego powrotem się cieszyć nie będzie, gdy późniéj
Tak powiedział, a wszystkim od strachu nogi zadrżały;
Każden oglądał się w koło gdzie uciec przed zgubą okropną.
Teraz powiedźcie mi Muzy, co w domach Olimpu mieszkacie,
Któren też pierwszy z Achajów zbroczone rycerskie rynsztunki
Pierwszy więc Ajax syn Telamona, Hyrtysa ugodził,
Gyrtiadesa co Myzów o duszy zuchwałéj prowadził;
Mermerosa i Falka, Antyloch obdarł ze zbroi;
Merion atoli pokonał Morysa i Hippotiona;
Wreszcie zaś Hyperenora pasterza narodów Atrydes,
Trafił poniżéj brzucha, do głębi jelita przecięła
Dzida śpiżowa, lecz dusza przez ranę szeroko zadaną
Uszła pędzona; ciemności zaś jemu oczy pokryły.
Żaden albowiem podobnie w pogoni ścigać nie umiał,
Mężów uciekających, gdy Zews postrachem zagraża.