Iliada (Popiel)/całość
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Iliada |
Wydawca | nakładem tłómacza |
Data wyd. | 1880 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Paweł Popiel |
Tytuł orygin. | Ἰλιάς |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Θρέπτρα φίλοις ἀπέδώκε.
(Il. XVII. 301).
„Wer den Dichter will verstehen
Muss in Dichter's Lande gehen“
powiedział Goëthe. Według téj maksymy ściśle postępując właściwie tylko prawdziwy poeta powinienby się zabierać do przekładu innego poety, i rzeczywiście potrzeba umysłu równie wysokiego, i wielkiego mistrzostwa języka, aby przekład poezyi odpowiadał swojemu celowi. To téż prawdziwie mistrzowskie
przekłady, których liczba nader jest szczupłą, zawsze jedynie z pod pióra wielkich mistrzów wychodziły.
Tak tłumaczył sam Goethe, Schyller, tłómaczyli Siemiński, Odyniec, Słowacki: a z pewnością żaden naród takim przekładem Homera się nie poszczyci, jaki nam Siemiński w swojéj Odyssei pozostawił. W obec takich talentów i dzieł tego rodzaju, których przekład stanowi odtworzenie i nowy, a samoistny niejako utwór literaturze ojczystéj przyswaja, można i należy być pobłażliwym co do ścisłości filologicznéj; natomiast zaś w ocenieniu główną uwagę zwracać należy na ducha i charakter poezyi, a z ogólnego wrażenia o wartości całéj pracy wyrokować; takich wymagań atoli nie można często stawiać, bo tylko wybrane umysły odpowiedzieć byłyby im zdolne. Jest więc obok tego jeszcze inne dla tłómacza pole, jest i być musi, bo w innym razie tylko w bardzo rzadkich przypadkach moglibyśmy się obznajamiać z arcydziełami obcéj literatury rozmaitych czasów i narodów. Jeżeli więc kogo nie stać na przekład owego wyższego rodzaju, o którym dopiero co wspominaliśmy, to zawsze pozostaje dla niego zadanie mniéj świetne wprawdzie, ale za to może użyteczniejsze, przekładanie ścisłego i sumiennego, byle z zachowaniem surowém formy i treści oryginału, chociażby i zdolności nie wystarczały na utworzenie np. takiego „Księcia Niezłomnego“. Jednakże w tym ostatnim przypadku wymaga się od tłómacza zupełnego zapomnienia o sobie, a przejęcia się bezpośrednio oryginałem. W takim razie najmniejsze zboczenie od myśli i słów autora, jakakolwiek samowola w dobieraniu wyrazów, chociażby najszczęśliwiéj wybranych, będzie rzeczywistym usterkiem przekładu i ważną ujmą dla takowego.
Takim był cel obecnego tłómaczenia Iliady, i z tego powodu postanowiłem niewolniczo trzymać się tekstu, i o ile to było możliwém, tłómaczyć słowo za słowem, a w każdym razie wiersz za wierszem. Dlatego téż mianowicie, kolej wiersza nie została ani razu zmienioną, tak że każden numer wiersza w tłómaczeniu, odpowiada temuż samemu numerowi w oryginale; i jeżeli częstokroć, zmuszony koniecznością budowy wiersza, umieściłem wyraz z jednego wiersza w poprzednim, lub następującym, to działo się to jedynie w obrębie ukończonego interpunktacyą zdania, tak że treść i myśl każdego wiersza ściśle według oryginału postępuje. Rezultatem tego usiłowania było, że z małemi wyjątkami interpunktacya stósuje się zupełnie do tekstu. Na to jednakże musiałem się trzymać wyłącznie jednego wydania Iliady, tak że aczkolwiek kilka najlepszych wydań ustawicznie porównywałem, to przy ostatecznéj redakcyi tylko jedno wydanie miałem przed sobą.
Heyne, Bothe, Spitzner, Faesi i Pierron, oto są wydania, które miałem pod ręką i któremi w ciągu pracy się posługiwałem.
Według moich wiadomości (niebędąc filologiem z powołania stanowczo o tém wyrokować nie jestem w stanie) wydanie Pierron’a[1] uważam za najlepsze. Raz z powodu bardzo jasnego i doskonałego komentarza, powtóre bo jak najmniéj i to bardzo ostrożnie zapuszcza się w konjektury, starając się jak najusilniéj o utrzymanie tekstu, jak nam go najlepsze kodeksa przekazały; wreszcie bo w komentarzach opiera się głównie na Arystarchu i Scholiach, aczkolwiek tak dawna jak i nowsza literatura Homera, wydawcy na wskroś jest znaną.
Tego wydania przy ostatecznéj redakcyi wyłącznie się trzymałem, dlatego téż jedynie te wiersze w obecnym przekładzie jako podejrzane opatrzone zostały klamrami, które i w wydaniu Pierron’a za takie poczytane zostały. Wprawdzie Pierron utrzymuje częstokroć w swoim tekście takie wiersze, które w „Rękopiśmie Weneckim“ były opatrzone obelami; ale tak jasno i przekonywująco się przy każdej takiéj sposobności z tego usprawiedliwia, że mimo woli czytelnika ze sobą pociąga. W niektórych przypadkach Pierron nawet przeciwko zdaniu Arystarcha i najlepszych krytyków szkoły Aleksandryjskiéj, stara się uratować podejrzane wiersze; w takich razach, nieposiadając dostatecznego zasobu wiadomości filologicznych by módz pytanie rozstrzygnąć, wolałem już jednego się trzymać przewodnika. W trudniejszych miejscach dzieła Karola Lehrs’a[2] wydanie i Prolegomena Villoison’a[3], Prolegomena Wollfa[4], obok wyżéj wzmiankowanych komentarzy były mi głównie pomocnemi.
Ktokolwiek Homera dokładnie czytał w oryginale temu wiadomo, że aczkolwiek w ogóle łatwym jest do zrozumienia, a w prostocie pisania z nikim innym porównać się nie da, to jednakże co chwila bardzo wielkie nasuwają się trudności. Żadnych takich trudności nie pominąłem i, o ile mnie na to było stać, a środki które miałem pod ręką starczyły, jaknajusilniéj z temi trudnościami walczyłem, starając się prawdziwą myśl poety odgadnąć i w tłómaczeniu dokładnie oddać. Rzeczą jest krytyki osądzić, czy się z tego zadania wywiązać potrafiłem. Również i krytyki jest rzeczą wykazać błędy, w jakie popadłem i poddać skuteczne myśli lub szczęśliwsze wyrażenia;
każdą tego rodzaju krytykę z prawdziwą wdzięcznością przyjmę, a jeśliby z czasem (czego się nie śmiem spodziewać) okazała się potrzeba nowego wydania niniejszéj pracy, mógłbym ze wszystkich skazówek korzystać i wtedy z pomocą Szanownych Panów filologów moglibyśmy wspólnemi siłami dojść do prawdziwie poprawnego tłómaczenia.
Co do formy przekładu, to uważałem za najstosowniejsze trzymać się formy oryginału. Zdolności rymotwórcze nie są każdemu dane, a rymowany wiersz nie łatwo się nadaje do powagi i dyapazonu poetów starożytnych. Tylko bardzo wielkie mistrzowstwo języka i prawdziwy talent poetycki może upoważnić do obrania wiersza rymowanego; to téż przekłady takowym, oprócz nielicznych wyjątków, robią zupełnie odmienne od oryginału wrażenie, a forma ta już sama przez się sprawia uczucie pewnego obniżenia, którego w hexametrze dużo łatwiej uniknąć można.
Wprawdzie język nasz w ogóle nie dobrze się nadaje do wiersza białego, tém mniéj do hexametru; wielu utrzymuje że hexametr w naszym języku jest po prostu nie możliwym — sądziłbym jednakże że dadzą się poprawne hexametry polskie budować bez zbytniego kaleczenia języka, ale się trzeba do czytania takowych wprawić. Wszak i greckich i łacińskich hexametrów uczymy się w szkołach skandować, a dopiero po dłuższym ćwiczeniu zdołamy je, przy zachowaniu miary, naturalnie, bez zbytniego nacisku na prozodyą czytać. Ale zawsze takie ćwiczenie jest konieczném i nikt bez takowego hexametrów starożytnych porządnie i dźwięcznie odczytać nie potrafi. — Oczywiście że hexametr polski nie dorówna nigdy greckiemu, będzie w nim zawsze coś naciąganego i sztucznego, ale byle nie był rażącym i z językiem po macoszemu się nie obchodził, to zawsze najstosowniejszym będzie do przekładu Epików starożytnych. Hexametr jest wyłącznym produktem języka greckiego, w nim się wyłącznie wyrobił i wykształcił, w nim tylko w całéj harmonii i dźwięku się przedstawia. Już w łacińskim języku, chociaż tenże ma swoją prozodyą, ileż mniéj piękne i udatne ma brzmienie, jak często stapianiem samogłosek, a nawet samogłosek ze spółgłoskami w jeden dźwięk posługiwać się musi. Największy mistrz języka pomiędzy poetami Rzymskiemi, Owidiusz, a przecież hexametry jego dalekie są od greckich. U Wirgiliusza z niejednym twardym brzmieniem spotkać się można, a u Horacego jeszcze o wiele częściéj; tém mniéj więc języki nowożytne niemające prozodyi, a zwłaszcza język polski do hexametru nadawać się mogą. Mimo to mam to przekonanie, że w naszym języku takie same hexametry jak np. w niemieckim budować się dadzą, a nawet mogą być mniéj sztywne i nakręcone. Jednakże i w niemieckim języku pomiędzy hexametrami Goethego np.: a Vossa, Stolberga i tylu innych Niemców którzy Homera metrycznie tłomaczyli jeszcze wielka zachodzi różnica. Ale niechaj się u nas prawdziwy mistrz do hexametru weźmie, a mogą być jak ulane.
Czy warto jeszcze dzisiaj Homera tłomaczyć i czy taka praca w ogóle może być użyteczną, na to odpowiedzi dać nieśmiem. To pewna że Iliada i Odyssea tak się zrosły z wyższemi, wykształconemi umysłami wszystkich wieków, że do dziś dnia krytyka, estetyka, archeologia, a nawet i historya tak samo gorliwie się Homerem zajmuje jak swego czasu szkoła aleksandryjska temu lat z górą dwa tysiące. Homer należy do wszystkich czasów i narodów; niechaj więc chęć przyczynienia się do rozpowszechnienia jego znajomości w naszym kraju posłuży za wytłomaczenie niniejszej pracy. Przy tém nie od rzeczy może będzie zastąpić wierném tłomaczeniem polskiém tysiączne fabrykaty niemieckie, które się po naszych szkołach błąkają.
„Owe dwie dziwne stare pieśni, przedmiot podziwienia dla dziewięćdziesięciu pokoleń, do dziś zachowały całą swoją świeżość, do dzisiaj pobudzają uszanowanie umysłów na literaturze niejednego wieku i niejednego narodu wykształconych; do dzisiaj nawet w lichych przekładach są uciechą szkolnej młodzieży. Przeżywszy dziesięć tysięcy kapryśnych zmian i gustów; w obec najrozmaitszych następstw po sobie przestarzałych już prawideł krytyki pozostają dla nas do dziś dnia nieśmiertelnemi nieśmiertelnością prawdy; czy je dzisiaj odczytuje uczony w swéj cichéj pracowni, czy jak dawniej je deklamowano przy biesiadach Jońskich Władyków“[5].
Temi słowami znakomitego historyka i krytyka angielskiego zakończam to wstępne słowo polecając zarazem niniejszą pracę względom łaskawych czytelników.
W końcu muszę tu jeszcze wymienić z prawdziwą wdzięcznością nazwisko Pana Prof. Hugona Zatheja, któren mnie do pracy zachęcał, czasu swojego mi nie skąpił, a zwłaszcza w pierwszych księgach niejedną dobrą radą, niejednym szczęśliwym zwrotem mi dopomagał, za co Mu tutaj składam publiczne podziękowanie.
Zgubny, który tak wiele nieszczęścia przysporzył Achajom;
Wiele szlachetnych dusz bohaterów do Hada wyprawił,
Ciała ich zaś na pastwę psom i ptakom drapieżnym
Odkąd w gniewie zaciętym naprzeciw siebie stanęli,
Książę narodów Atrydes i boski wojownik Achilles.
Którenże z bogów ich obu do gniewu na siebie pobudził?
Lety i Zeusa syn. On bowiem na króla zagniewan,
Przeto że Chryza kapłana Atrydes nie uszanował.
Chryzes albowiem przybył do szybkich okrętów Achajskich,
Wyzwolenia swéj córki żądając za wykup ogromny,
Wieniec w dal godzącego Apollina w rękach na berle
Głównie zaś obu Atrydów rządzących licznemi narody:
„Atrydowie i wszyscy Achaje na łydach okuci,
Niech wam bogi, mieszkańcy Olimpu gmachów dozwolą
Zniszczyć gród Priamowy i zdrowo do domu powrócić;
Zeusa potomka szanując Apollina w dal godzącego.“
Wtedy wszyscy Achaje dobremi słowy radzili,
Żeby kapłana szanować i wykup odebrać bogaty;
Na to jednakże nie przystał Atreusa syn Agamemnon,
„Bodajbym ciebie o starcze przy łodziach głębokich nie zdybał
Błąkającego się tutaj, bądź później powracającego,
Nic nie wskórałbyś berłem i wieńcem boga twojego.
Córki zaś twej nie wypuszczę, aż zestarzeje się u mnie,
Tam koło przędzy się krzątać i łoże dzielić me będzie.
Teraz mnie dłużéj nie drażnij, bo lepiéj dla ciebie, byś wracał.“
Skończył, uląkł się starzec, rozkazu wysłuchał i milcząc
Uszedł ku morza brzegowi, gdzie fala groźnie szumiała.
Pana, którego zrodziła o pięknych Leto warkoczach:
„Słuchaj mnie srebrnołuczysty, co Chryzę trzymasz w opiece,
Takoż i Killę wspaniałą i silnie rządzisz w Tenedzie.
Sminthej! azali kiedy świątynię ci miłą pokryłem,
Tobie na cześć, więc teraz wypełnij moje życzenie,
Abyś twojemi pociski me łzy na Danaach pomścił.“
W takich słowach się modlił, usłuchał go Foibos Apollon.
Rozgniewany ze szczytu Olimpijskiego się spuszcza;
Strzały świstały na barkach rozjątrzonego Apolla,
Gdy się z miejsca poruszył do czarnéj nocy podobny.
Usiadł opodal okrętów i strzały pomiędzy nie puścił;
Wtedy z łuku srebrnego się rozległ dźwięk przeraźliwy.
Ale gdy później na ludzi śmiertelne strzały skierował,
Gęste widziano stosy, na których ciała palono.
Całe dni dziewięć na wojsko padały boga pociski;
W dniu dziesiątym Achilles powołał wojska na radę,
Zdjęta litością na widok smutnego Danajów konania.
Gdy się zeszli na radę i wszyscy gromadnie stanęli,
Prędki w biegu Achilles powstawszy, do nich przemówił:
„Sądzę Atrydo, że teraz nie osiągnąwszy zamiaru,
Naraz bowiem choroby i wojna niszczą Achajów:
Trzeba jednakże zapytać wróżbity albo kapłana,
Albo tłómacza snów (boć sny od Zeusa pochodzą),
Niech wyrokuje, dlaczego Foibos Apollon się gniewa,
Może i pragnie ofiary wybranych owiec i kozłów,
Gdyby ją przyjął, możeby nieszczęście od nas odwrócił.“
Tak przemówiwszy usiadł, a Kalchas głos po nim zabrał,
Syn Testora, co wróżył najlepiéj z ptactwa polotu.
On to okręty Achajskie do Ilion kiedyś wprowadził
Z daru wieszczego pomocą, którego udzielił Apollon;
Dobrze myślący, rozważnie przemówił do nich i radził:
„Żądasz odemnie Achillu, w łasce u bogów będący,
Powiem ci tedy uważaj, lecz uroczyście obiecaj
Chętnéj gdy będzie potrzeba i w mowie i w czynach pomocy.
Sądzę albowiem, że gniewać się będzie ów mąż, co potężnie
Rządzi narodem Argejskim i w ryzie trzyma Achajów.
Chociażby bowiem i wybuch powstrzymał na chwilę obecną,
W sercu jednakże zachowa swój żal i zemści się z czasem;
Powiedz mi zatém na pewno, że bronić będziesz w potrzebie.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź najszybszy biegiem Achilles:
Na ulubieńca Diosa Apolla Kalchasie przyrzekam,
Pod którego wezwaniem Danajom wróżby objawiasz,
Iż za życia mojego i póki na ziemię spoglądam,
Nikt przy obszernych okrętach na ciebie ręki nie wzniesie
Który się chełpi, że wszystkich Achajów o wiele przewyższa.“
Ośmielony się wtedy odezwał wróżbita szanowny:
„O szlub jemu nie chodzi, ani też o hekatombę,
Ale z powodu kapłana, którego Atrydes obraził,
Zdala dosięgający dlatego ukarał i nadal
Ścigać będzie. Nie prędzej Danajów od klęski uwolni,
Zanim wypukłooką dziewicę się ojcu nie odda,
Darmo i bez okupu, ofiary należne odbywszy
Takie wyrzekłszy zdanie, usiadł, a powstał do mowy
Dzielny Atreusa syn, Agamemnon pan wiele możny,
Rozjuszony, bo gniewem nabrało mu serce wokoło
Czarno zalane, zaś oczy jak płomień iskrami sypały.
„Wieszczu nieszczęsny zaprawdę, nigdyś mi dobrze nie wróżył
Tylko nowiny złowrogie miło ci jest zapowiadać,
Ale dobrego słowa nie rzekłeś ani dopełnisz;
Również i teraz, gdy bogów Danajom wolę tłómaczysz,
Bo za córkę Chryzea okupu przyjąć nie chciałem,
Chociaż i wspaniałego; zapewne, bo dużo mi miléj
W domu ją mieć; gdyż nawet nad Klytemnestrę przekładam,
Towarzyszkę młodości, bo w niczém jéj nie ustępuje,
Mimo to gotówem oddać, jeżeli to ma być zbawienniéj,
Pragnąc dobra narodu, a nie by marnie zaginął.
Przeto mi zaraz gotujcie nagrodę zaszczytu, bym jeden
Z między Argejów bez chwały nie został, boć tak nie przystoi.
Rzeknie mu na to w odpowiedź Achilles boski najszybszy:
„Sławny Atrydo ze wszystkich najwięcéj chciwy majątku,
Zkądże ci wielkoduszni Achaje nagrodę wynajdą?
Nigdzie bowiem nie widzim, by łupy zebrane leżały;
Żądać od wojska nie możesz, by łupy nanowo znosiło;
Owszem bogowi ją teraz odeszléj, a za to Achaje
Trzykroć czterykroć nagrodzą, gdykolwiek dozwoli nam Kronid
Dobrze warowną siedzibę Trojańską zburzyć do szczętu.“
„Nie tak, chociażeś dzielnym Achillu do bogów podobny
W pole mnie wyprowadzisz i chytrą ubiegniesz namową.
Pragniesz zachować twój dar, a ja mam gołym pozostać
Z tego, co mi się należy wyzutym, i żądasz bym oddał?
Zgodnie z mojém życzeniem, by równoważyła się ceną,
Jeśli zaś nie, to wtedy ja sam ją sobie zabiorę
Z twojéj lub Ajaxowéj zdobyczy, albo z Odyssa,
Porwę dla siebie, a będzie w opałach, którego dosięgnę.
Trzeba nam ciemny statek na falę boską wypuścić,
Wioślarzami obsadzić i włożyć weń hekatombę;
Potém Chryzeidę o wdzięczném obliczu wprowadzić do niego,
Jeden zaś mąż jako wódz wyprawą będzie kierował,
Albo i ty Peleido nad wszystkich mężów straszliwy,
Byś nam w dal godzącego boga ofiary przebłagał.“
Groźnie spojrzawszy na niego Achilles szybki, mu odrzekł:
„Człeku bezwstydem okryty, za zyskiem tylko patrzący,
Drogi dla ciebie się podjąć i z wojskiem potykać się dzielnie?
Wszakże nie przeciw Trojanom walczących dzidą przybyłem
Tutaj wojować, toć oni mi w niczém nie zawinili.
Nigdy mi bowiem rumaków i wołów nie uprowadzili,
Nie zniszczyli posiewów, boć rozdzieleni jesteśmy
Lasokrytemi górami i morzem głośno szumiącém;
Ale za tobą idziemy zuchwalcze i tobie na korzyść,
Za Menelaja zniewagę ukarać Trojan, i ciebie
Teraz atoli mi grozisz, że dar mój zaszczytu zabierzesz
Ciężko zdobyty, przez synów Achajskich mnie udzielony.
Nigdy równego udziału nie miałem z tobą, gdy wojska
Który z grodów Trojańskich o licznych mieszkańcach zburzyli;
Nadstawiając méj dłoni, to późniéj gdy przyszło do działu,
Główną zabrałeś nagrodę; ja zaś na małém przestając,
Chętnie wracałem do statków, znojami walki strudzony.
Teraz do Fthyi powracam, bo za najlepsze uważam
Będąc tu zapoznanym, dla ciebie łupy gromadzić.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź narodów król Agamemnon:
„Ruszajże, jeśli cię serce nakłania, ja cię nie będę
Błagać, byś dla mnie pozostał, mam koło siebie i innych
Z królów od boga wybranych najbardziéj cię nienawidzę,
Zawsze ci bowiem po myśli wojna i kłótnia pospołem,
Jeśli zaś jesteś potężny, to tylko z daru bożego.
Wracaj z łodziami do domu i z twymi towarzyszami,
Ani mnie troszczy twój gniew, bo dar i tak ci odbiorę,
Równie jak Foibos Apollon Chryzeidę mi piękną zabiera.
Wyszlę ją tedy na własnym okręcie, załogę dodawszy,
Ale Bryzeidę uroczą na dar zaszczytu ci daną
Ilem od ciebie możniejszym i nikt się więcéj nie ważył
Mienić się równym ze mną i porównywać bezczelnie.“
Tak powiedział, w Pelidzie od gniewu krew zakipiała,
W piersi obrosłej mu serce na dwie się strony ważyło,
Obces i zgraję rozproszyć i zamordować Atrydę,
Czyli też gniew pohamować i jankur w sercu przytłumić.
Podczas gdy się namyślał i już wyciągać zamierza
Szablę potężną z pochwy, nadeszła Pallas Athene
Będąc im w sercu zarówno przychylną i wielce troskliwą.
Z tyłu stanąwszy, Achilla za płową chwyciła czuprynę,
Jemu jednemu widoma, niedostrzeżona dla innych.
Zląkł się Achilles i w tył się odwróciwszy, natychmiast
Wtedy się do niej zwracając w skrzydlate odezwie się słowa:
„Córo Egidodzierżcy Diosa, dlaczegoś tu przyszła?
Może by Agamemnona Atrejdy pychę oglądać?
Ale zapewniam i sądzę, że kiedyś skończy się na tém,
Rzeknie mu na to w odpowiedź promiennooka Athene:
„Na to przybyłam, by gniew twój hamować i żebyś mnie słuchał,
Z nieba, gdyż białoramienna Here mię zawiadomiła;
Będąc wam w sercu zarówno przychylną i wielce troskliwą.
Ale go zelżyj słowami i gadaj co na myśl ci przyjdzie.
Mogę ci zaś przepowiedzieć i tak z pewnością się stanie,
Że w trójnasób ci dadzą i skarby drogiemi obsypią
Za dzisiejszą zniewagę, a teraz się wstrzymaj i słuchaj.“
„Trzeba nam teraz usłuchać waszego rozkazu boginie,
Lepiéj tak będzie, aczkolwiek mi gniewem serce zawrzało.
Kto się bogom poddaje, dla tego są zawsze łaskawi.“
Rzekł i potężną dłonią za srebrną chwycił rękojeść,
Słowom Atheny; lecz ona się wzbiła w Olimp, domostwo
Zeusa egidodzierżcy, pomiędzy bogów czeredę.
Wnet się odezwał Pelejdes i zelżywemi słowami
Wsiadł na Atrydę i znowu gniewem okrutnym wybuchnął:
Nigdy się nie odważyłeś do boju z narodem się zbroić,
Ani téż nie należałeś do śmiałych Achajów zasadzki,
Wszystko to bowiem dla ciebie aż śmiercią pachnie i strachem.
Dużo wygodniéj dla ciebie w obszernym Achajów obozie
Królu nikczemnych, co naród podwładny sobie wysysasz;
Sądzę zaprawdę Atrydo, że po raz ostatni zgrzeszyłeś.
Ale ci to zapowiadam i świętą przysięgą na berło
Stwierdzę to moje, z którego nie puszczą gałązki i liście,
W lesie, bo twarde żelazo na koło liście i korę
Oberżnęło, a teraz Achajów potomki je w rękach
Dzierżą, jako stróżowie od Zeusa postanowieni
Sprawiedliwości; tę moją przysięgę za świętą uważaj.
Potrzebowali, napróżno się będziesz silił i martwił,
By im dopomódz, gdy wielu z morderczéj dłoni Hektora
Padać będzie konając, to z gniewu serce twe będziesz
Szarpał, żeś najlepszego z Achajów uczcić nie umiał.“
Gwoźdźmi złotymi nabitą, a potem usiadł na miejscu.
Sierdził się daléj Atrydes, a wtedy się do nich odezwał
Nestor o mowie łagodnéj, Pylonów rajca wymowny;
Mowa z ust jego płynęła jak miód co pełny słodyczy;
Które za jego życia powstały i z nim się chowały
W świętym Pylosie, a teraz nad trzeciém rządy piastował.
Mądrze i z dobrą wolą przemówił do nich następnie:
„Przebóg, cóż to za klęska ziemię Achajską dotyka;
Pewnieby cały się Trojan serdecznie naród ucieszył,
Gdyby go doszło, że tak się między sobą wadzicie,
Wy, co pierwsi z Danajów do rady i walki stajecie.
Ale słuchajcie, boć obaj młodsi odemnie jesteście.
Od was obydwóch, a przecież nikt mnie lekce nie ważył.
Nigdy już mężów podobnych nie ujrzę i nigdym nie widział,
Jakim był Perithoos i Dryas pasterz narodów,
Oraz i Kainej, Exadios i bogom równy Polifem,
Oni to byli najtężsi z ludzi na ziemi żyjących;
Byli pierwszymi i zawsze z najlepszymi walczyli,
Przeciw olbrzymom górskim i straszne im cięgi dawali.
W takich to mężów drużynie się biłem, przybywszy z Pylosu,
W ich otoczeniu do walki stawałem, a z ludzi dzisiejszych
Pewnie nikogo nie znajdzie, co w boju by zdołał im sprostać.
Przecież i oni méj rady i mowy chętnie słuchali.
Również i wy słuchajcie, bo wyjdzie wam to na dobre.
Ale mu zostaw, co raz mu dali w nagrodę Achaje;
Ty zaś Pelejdo naprzeciw królowi zuchwale nie stawaj,
Żaden albowiem z królów, dzierżących berło, zaszczytu
Tyle dla siebie nie zyskał, a sławę od Zeusa ma w darze.
Tamten atoli możniejszym, bo większym rządzi narodem;
Ty zaś Atrydo niechęci zaniechaj, a ja się postaram,
Żeby Achilles urazy zapomniał, boć jego uznają
Jako najlepszą Achajów obronę w wojnie okrutnéj.“
„Wszystko zaprawdę to słuszne, coś nam Nestorze powiedział,
Cóż kiedy zawsze tamten nad innych chce się wynosić,
Nad wszystkimi przewodzić i własną wolę narzucać,
Wszystkim rozkazy wydawać, nie sądzę by kto ich usłuchał.
Czyż dlatego mu wolno na innych rzucać obelgi?“
Na to mu przerywając Achilles boski odpowie:
„Miałby mnie każdy za tchórza i nikczemnego człowieka,
Żebym się tak powodował wszystkiemi słowy twojemi.
Bo ani myślę rozkazu twojego pokornie usłuchać.
Zresztą, ręczę ci za to i dobrze pamiętaj me słowa;
Więcej z powodu branki do boju ręki nie wzniosę
Przeciw tobie lub innym, bo dawszy, znów zabieracie;
Ani mi waż się dotykać i mimo méj woli zabierać.
Gdyby jednakże, to spróbuj, lecz wtedy zobaczą i tamci,
Jako twa czarna krew po ostrzu się włóczni poleje.“
Tak słowami gorżkiemi wzajemnie na siebie rzuciwszy
Do namiotów Peleides i równoleżących okrętów
Odszedł z Menoitiadesem i resztą swych towarzyszy;
Zaś Agamemnon okręty do morza szybkie wytoczył,
Wybrał wioślarzy dwadzieścia, i hekatombę dla boga
Stanął na czele wyprawy przebiegły wielce Odysses.
Wsiadłszy na statek, mokremi puścili się wody torami.
Wtedy Atrydes nakazał, by naród się z winy oczyścił;
Wszyscy się oczyścili, a wodę po zmazie grzechowéj
Z wołów i kozłów składali na brzegu morza pustego.
W kłębach dymu do nieba ofiary zapach się wznosił.
Podczas kiedy w obozie to wszystko sprawiali, Atrydes
Nie zapominał o zemście, którą Pelejdzie gotował.
Byli to keryxowie i słudzy jego powierni:
„Idźcie mi zaraz gdzie namiot Peleusa syna Achilla,
Weźcie za rękę nadobną Bryzeidę i gwałtem zabierzcie;
Jeśli jéj zaś nie wypuści, to sam ją zabrać potrafię
Z temi Słowami ich wysłał i rozkaz gwałtowny dorzucił.
Oni poszli niechętnie wzdłuż brzegu morza pustego,
Póki do Myrmidońskich namiotów i statków nie doszli.
Tam go znaleźli przy ciemnym okręcie w pobliżu namiotu
Wobec króla ze trwogą i uszanowaniem stanęli,
Żaden z nich się nie odezwał i słowa nie śmiał przemówić;
On się domyślił co w duszy ważyli i mówiąc uprzedził:
„Keryxowie witajcie, Diosa i ludzi posłańce;
Który was tu wysyła z powodu Bryzeidy branki.
Niechże tak będzie, wyprowadź Patroklu boski dziewicę,
Oddaj im, niech ją zabiorą, lecz oba niech będą świadkami;
Wobec bogów szczęśliwych i wszystkich ludzi śmiertelnych,
Mojéj żądano pomocy, by straszne odwrócić nieszczęście
Tego narodu; zaprawdę się wściekać będzie ze złości,
Ani téż zdoła rozpoznać, czy w tył czy naprzód się patrząc,
Jakby ocalić potrafił Achajskie wojska przy łodziach.“
Czarującéj postaci Bryzeidę z namiotu prowadząc,
Oddał ją posłom. Zaś oni wracają do łodzi Achajskich;
Młoda niewiasta odeszła niechętnie; a wtedy Achilles
Zdala od swych towarzyszy usiadł i gorzko zapłakał,
Ręce wyciągnął i matkę gorąco błagać poczyna:
„Matko, kiedy na krótkie żywota mnie chwile zrodziłaś,
Toćby mi władca Olimpu przyczyniać chwały powinien,
Grzmiący wysoko Zeus, a właśnie mię w niczém nie wspiera;
Gwałtem dla siebie zabrawszy nagrodę mnie przynależną.“
Tak uskarżał się z płaczem, słyszała go matka dostojna
W morza głębinach siedząca przy boku ojca starego.
Szybko jak mgła nad poziom sinego morza się wznosząc,
Ręką po twarzy go głaszcze i tak się do niego odezwie:
„Dziecię me czegóż się żalisz i cóż cię za smutek dotyka?
Powiedz nie tając w sercu, abyśmy oboje wiedzieli.“
Ciężko wzdychając jéj odrzekł najszybszy w biegu Achilles:
Oblegaliśmy Thebę gród święty Ejetiona;
Szturmem zdobywszy zabraliśmy wszystko co było na miejscu.
Łupy synowie Achajów pomiędzy sobą dzielili,
Wybrał dla siebie Atrydes Chryseidę dziewkę nadobną;
Przybył do szybkich okrętów Achajów miedzią okrytych,
Wyzwolenia swéj córki żądając za wykup ogromny,
Wieniec w dal godzącego Apollina w rękach, na berle
Złotém podnosząc i wszystkich Achajów błagać poczynał,
Wtedy wszyscy Achaje dobremi słowy radzili
Uszanować kapłana i wykup odebrać bogaty.
Na to jednakże nie przystał Atreusa syn Agamemnon,
Lecz ze złością odesłał i rozkaz dorzucił surowy.
Błagającego wysłuchał, bo był dlań bardzo łaskawy;
Przeciw Argejom śmiertelne wypuścił pociski, a wojska
Całe padały szeregi, bo strzały boga sięgały,
Jak szeroko stanęły Achajów hufce. Dopiero
Wtedy radziłem odrazu, by gniew Apolla przebłagać;
Ale Atryda uniosła krewkość i na mnię powstawszy,
Jął się odgrażać i w końcu zamiaru swego dokonał.
Brankę albowiem Achaje, wesoło patrzący, w okręcie
Onę zaś tylko co posły z namiotu wyprowadzili
Córkę Bryzeja, w nagrodę od synów Achajskich mi daną.
Ty zaś jeśli potrafisz za synem walecznym się ujmij,
Wzniosłszy się w Olimp wysoki zaklinaj Zeusa, wszak nieraz
Często ja bowiem słyszałem, jak w gmachach ojca twojego
Z chlubą mówiłaś, że ty jedyna między bogami
Od haniebnego losu Kronidę chmurnego broniłaś,
Kiedy Olimpijczycy go związać usiłowali,
Ale ty wtedy bogini nadeszłaś i więzy rozcięłaś,
Szybko Sturęcznego wezwawszy na Olimp wysoki
Briara, tak bogowie go zowią, a ludzie śmiertelni
Aigajonem, bo w sile od ojca jeszcze jest tęższym.
Zlękli się jego szczęśliwi bogowie i więzić nie śmieli.
To mu przywiedź na pamięć i kląkłszy obejmij kolana,
Czyby też swojéj pomocy Trojanom udzielić nie zechciał,
W morze zaś wpędził Achajów i nazad w okręty ich zagnał,
Niechże Atreusa syn Agamemnon możny zrozumie,
Ile zawinił pierwszego z Achajów uczcić nie chciawszy.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Thetyda łzy wylewając:
„O moje dziecię dlaczegóż cię w złéj rodziłam godzinie?
Siedzieć, albowiem niedługo kres twego życia nastąpi;
Nie dość, że rychło umrzesz, a jeszcze cię los prześladuje;
Ciebie zrodziwszy na pastwę losowi zgubnemu wydałam.
Z takiém to słowem do Zeusa, co w gromach sobie podoba,
Ty zaś pozostań spokojnie przy statkach szybkobieżących,
Gniewu przeciw Achajom i walki zupełnie unikaj.
Wczoraj ku Oceanowi do zacnych się udał Aethiopów
Zeus na ucztę, i wszyscy się z nim wybrali bogowie;
Wtedy do Zeusa pałacu ze spiżu kutego się udam,
Błagać go będę na klęczkach i może go wreszcie przekonam.“
Tak powiedziawszy odeszła, zaś jego pozostawiła
Rozżalonego z powodu niewiasty kibici wysmukłéj,
Wiódł Hekatombę świętą i dobił nareszcie do Chryzy.
Gdy zawinęli do portu i przystań obrali wygodną
Żagle zwinąwszy, na dnie okrętu ciemnego złożyli,
Maszt ściągnęli na miejsce spuściwszy go na dół po linach
Wyrzucili kotwice i łodzie przymocowali,
Wyszli i sami z okrętu na morza skaliste wybrzeże,
Wyładowali ofiary na cześć Apolla możnego,
Wyprowadzili Chryzejdę z łodzi po falach bieżącéj.
W ręce ojca drogiego ją oddał i tak się odezwał:
„Chryzie! do ciebie mnie wysłał narodów król Agamemnon,
By ci dziecię powrócić i złożyć ofiary Febowi
Na rzecz Danaów, byśmy boga przebłagać zdołali,
Rzekłszy to w ręce oddaje, a ojciec ściska z radością
Dziecię swe miłe; wnet oni hekatombę bogatą
Rzędem ustawiają na ołtarz pięknie wzniesiony,
Potém umywszy się jęczmień ofiarny do góry podnoszą;
„Słuchaj mnie srebrnołuczysty, co Chryzę trzymasz w opiece,
Oraz i Killę świętą, a silnie władasz w Tenedzie;
Jeśli wprzódy me prośby łaskawie wysłuchać raczyłeś,
Karząc Achajów naród, by moją pomścić zniewagę,
Broniąc nadal Danajów od sromotnego nieszczęścia.“
Tak błagając się modlił — usłuchał go Foibos Apollon.
Oni odbywszy modlitwy i ziarna święcone rzuciwszy
Ciągną za szyję ofiary, biją i skóry zdejmują,
Obłożywszy, drobnemi kawałki mięsa przykryją.
Starszy je spalił na łupkach i ciemném winem pokropił,
Młodzież stała na koło z widłami pięciozębnemi.
Kiedy się udźce spaliły i całe spożyto jelita,
Potém starannie upiekłszy napowrót z rożen ściągnęli.
Wreszcie ustali z robotą i ucztę przygotowawszy
Jeść poczęli, dla wszystkich starczyła wspólna biesiada.
W końcu gdy wszyscy napoju i jadła mieli do syta,
Zaczynając od prawéj z kolei wszystkim podają;
Oni tedy dzień cały pieniami boga błagają,
Głosy młodzieży Achajskiej w pajanie pięknym się łączą,
[Chwaląc w dal godzącego, a tenże ich słucha z rozkoszą.]
Koło przystani okrętów udali się na spoczynek.
Ledwo różanopalca powstała na wschodzie jutrzenka
Odpłynęli napowrót do wojska licznego Achajów,
Zesłał im wiatr pomyślny Apollon z dala godzący.
Rozdął wiatr środek żagli, a piana sinawa na koło
Brzegu okrętu huczała, gdy szybko sunął się naprzód;
Żwawo po falach pędził, by dopiąć kresu podróży.
Zawinąwszy nareszcie do wojska licznego Achajów,
Zaciągnęli, podparłszy je wprzódy belkami długiemi,
Sami się zaś rozeszli do swych namiotów i łodzi.
Siedział natenczas w gniewie przy łodziach wybornych do biegu,
Z boga zrodzony Pelejdes, Achilles szybkobieżący;
Ani do bitwy należał, lecz aż mu się serce trawiło
Z nieczynności, bo wzdychał za bitwą i wrzawą wojenną.
Kiedy dwunasta jutrzenka od owéj się chwili zjawiła,
Wtedy wiecznie żyjący wrócili bogowie na Olimp
Syna swojego zlecenia i z piany morskiéj się wznosząc,
Z ranną mgłą do Olimpu i niebios obszernych spieszyła.
Kronid głośny szeroko, z osobna siedział od innych,
Na krawędzi najwyższéj Olimpu wieloszczytnego.
Lewą, prawą zaś ręką pod brodę głaskając, poczęła
Głosem błagalnym do Zeusa wszechwładnego Kronidy:
„Zeusie rodzicu, jeżeli pomiędzy bogami ci kiedy
Mową lub czynem służyłam, to spełnij moje życzenie.
Dano; zaś wielce go skrzywdził narodów król Agamemnon,
Przytrzymując mu dar zaszczytu co gwałtem odebrał.
Teraz go pomścij o Zeusie Olimpijczyku rządzący,
I tak długo Trojanom daj siłę, aż wreszcie Achaje
Tak mówiła, lecz Zeus chmurozbiorca się wcale nie ozwał,
Tylko siedział milczący. Thetyda ścisnęła kolana,
Gdyby to z niemi się zrosła i raz powtórny przemawia:
„Ty coś wierny swym słowom obiecaj głowy skinieniem
Jako ze wszystkich bogów ja najmniéj względów doznaję.“
Z gniewem okrutnym się do niéj odezwie Zeus chmurozbiórca:
„Działasz występnie, że mnie na Herę pragniesz buntować,
Która tak często mnie drażni uszczypliwemi słowami;
Wyrzucając, że w bitwie Trojanom szczęście przynoszę.
Ale ty oddal się teraz, by czegoś nie pomiarkowała
Here, już moja to rzecz, bym zamiar po myśli wykonał.
Głowy skinieniem przyrzekam, byś była pewna swojego;
Nieodwołalném jest bowiem i niezawodnie nastąpi,
Spełnić się musi koniecznie co głowy skinieniem przyrzekłem.“
Tak powiedział i brwiami ciemnemi poruszył Kronion,
Ambrozyjskie kędziory po skroni Pana spłynęły
Tak uradziwszy oboje rozeszli się; zaraz i ona
Olimp opuszcza świetlisty i w morze głębokie się nurza.
Zeus do domu powraca; wraz wszystkie bogi powstały
Ojca witając swojego, i żaden z nich się nie ważył
Tamże on zasiadł na tronie; lecz Hery nie uszło uwagi
Bo dostrzegła wyraźnie, że długo się z nim naradzała
Srebrnonóżka Thetyda morskiego córa staruszka.
Wnet z przekąsem do Zeusa Kronidy wręcz się odezwie:
Widać że zawsze ci miło, po za mojemi plecami
Knować zamiary tajemne; czyż kiedy się na to zdobyłeś,
By mi udzielić życzliwie nowiny, o któréj się dowiesz?“
Ojciec bogów i ludzi w te słowa na to jéj odrzekł:
Znała, nic będzie to łatwo, lubo mi jesteś małżonką.
Co ci się wiedzieć należy, to nadal z bogów nikomu,
Ani téż z ludzi, przed tobą wiadomém nigdy nie będzie;
Lecz co po za bogami bym kiedy uczynić zamierzał,
Here wypukłooka, dostojna mu rzeknie w odpowiedź:
„Najstraszliwszy Kronidzie, cóż to za słowa wyrzekłeś?
Nigdy zaprawdę nie pytam, ani się mięszam do ciebie,
Lecz spokojnie stanowisz co tylko zechcesz uczynić.
Córa starca morskiego, Thetyda o nóżce srebrzystéj;
Zrana bowiem przy tobie usiadłszy objęła kolana;
Przyrzec jéj tedy musiałeś skinieniem, jako Achilla
Pragniesz uczcić, a wielu z Achajów przy łodziach wygubić.“
„Dziwna bogini, posądzasz mnie zawsze choć nic nie ukrywam,
Ale tem nic nie wskórasz i coraz to bardziéj me serce
Będzie ci obcém, a skutki pociągnie gorsze dla ciebie.
Niechby i przyszło do tego, to mojéj woli nie zmieni.
Boby ci wszyscy bogowie Olimpu nic nie pomogli,
Gdybym zbliżywszy się groźne me dłonie podniósł na ciebie.“
Rzekł; przelękła się Here wypukłooka dostojna,
Milcząc usiadła posłusznie i serce wzburzone koiła.
W kunsztach biegły Hefajstos w te słowa do nich rozpoczął,
Chcąc się matce przysłużyć bogini białoramiennéj:
„Smutne to dzieje zaprawdę i dłużéj nie do zniesienia,
Ze z powodu śmiertelnych się między sobą wadzicie,
Nie użyjemy szlachetnej, bo górę bierze co gorsze.
Matkę ja teraz upomnę, aczkolwiek i sama rozumie,
Żeby się ojcu drogiemu przypodobała, by więcéj
Ojciec nie zrzędził i uczty uciechę nam nie popsował.
Z miejsca każdego wyrzuci, boć siłą nad wszystkich celuje.
Ale ty staraj się teraz słodkiemi go słowy ugłaskać,
Wtedy się wnet Olimpijczyk okaże dla nas łaskawszym.“
Tak przemówił i dzbaniec dwuręczny do góry podnosząc
„Przenieś to matko na sobie i krzywdy się staraj zapomnieć,
Bym cię chociaż tak zacną oczyma memi nie ujrzał
Zbitą, bo wtedy pomimo méj zgrozy nie zdołam ci pomódz,
Straszna to bowiem rzecz na Olimpijczyka powstawać.
Uchwyciwszy za nogi wyrzucił z progów niebiańskich.
Przez dzień cały leciałem, dopiero przy słońca zachodzie
Spadłem w Lemnos; niewiele przy duszy mi tchu pozostało.
Tam Syntyjscy mężowie przyjęli mnie potłuczonego.“
Śmieje się i z rąk dziecka podany kielich odbiera.
Wtedy od prawéj strony zacząwszy innym niebianom
Słodki nalewa nektar z dużego czerpiąc krateru.
Zatém szczęśliwi bogowie zaczęli się śmiać do rozpuku,
W taki to sposób dzień cały dopóki słonko nie zaszło
Ucztowali, dla wszystkich starczyła wspólna biesiada,
Ani też cytry nie brakło, do któréj wziął się Apollon,
Muzy zaś pięknym głosem na przemian im przyśpiewywały.
Na spoczynek rozeszli się wszyscy i każdy do siebie,
Gdzie każdemu domostwo w rzemiosłach biegły kulawiec,
Wybudował Hefajstos w pomysły twórcze bogaty,
Grzmiący Zeus Olimpijczyk do łoża swojego się udał,
Tam spoczywał, a przy nim Here tron złoty mająca.
Całą noc spoczywali; lecz Zeusa unikał sen błogi;
W duszy on bowiem rozważał, by jakim sposobem Achilla
Uczcić, a wielu z Achajów przy łodziach szybkich wygubić.
Zesłać Agamemnonowi Atrydzie widzenie obłudne;
Zaraz takowe zagadnął i w lotne odezwie się słowa:
„Ruszaj mi śnie obłudny do szybkich okrętów Achajskich;
Wszedłszy do Agamemnona Atreja potomka namiotu,
Niechaj co prędzéj się zbroić Achajom bujnokędziernym
Każe, gdyż terazby miasto szerokouliczne mógł zdobyć
Trojan, bo już się nie różnią w swém zdaniu Olimpu mieszkańcy
Wieczni bogowie, bo wszystkich na swoją stronę skłoniła
Tak przemówił; oddalił się Sen usłuchawszy rozkazu.
Lecąc spiesznie do szybkich okrętów Achajskich się dostał;
Idzie do Agamemnona Atrydy i widzi w namiocie
Leżącego, bo sen ambrozyjski się spuścił na niego.
Syna, którego najwięcéj w starszyznie czcił Agamemnon;
Postać onego przybrawszy sen boski tak się odezwie:
„Spiszli, synu Atreja dzielnego rumaków poskromcy?
Nie przystoi mężowi radnemu noc całą przesypiać,
Teraz mnie prędko wysłuchaj; Diosa ci jestem posłańcem,
[Któren acz z dala nad tobą się wielce lituje i troszczy].
Kazał co prędzej ci zbroić Achajów bujnokędziernych,
Terazbyś bowiem mógł zdobyć miasto szerokouliczne
Wieczni bogowie, lecz wszystkich na swoją stronę skłoniła
Here prośby swojemi, a zgubą grozi Trojanom
Zeus. Lecz ty bądź w duszy przytomnym, by ciebie niepamięć
Nie ogarnęła, gdy serce kojący sen cię opuści.“
Nad tém zamyślonego, co wcale nastąpić nie miało.
Sądził albowiem, że gród Priamowy dnia tego zdobędzie,
Głupi, nie wiedział co Zeus za dzieło w przyszłości gotuje;
Zesłać on bowiem zamierzał nieszczęścia i jęki boleści
Wreszcie ze snu się przebudził, jak boskiém owiany przeczuciem.
Zerwał się prosto na łożu, chitonem miękkim się odział,
Nowym i pięknym, na siebie szeroką oponę zarzucił;
Na błyszczące zaś nogi przywiązał ozdobne postoły,
Chwycił za berło dziedziczne wiekami nienaruszone;
Z niém się udał do statków Achajów miedzią okrytych.
Boska jutrzenka na Olimp wysoki się wzniosła, by światło
Diosowi zwiastować i bogom wiecznie żyjącym;
Żeby na radę zwoływać Achajów bujnokędziernych;
Oni zwoływać poczęli, a wszyscy się prędko zebrali.
Radę nasamprzód złożył ze starców rozumem dojrzałych,
Koło Nestora okrętu, książęcia rodem z Pylosu;
„Drodzy słuchajcie; we śnie mi się boskie widzenie zjawiło
W noc ambrozyjską; zaś ono zupełnie było podobném
Do boskiego Nestora, z postaci, wzrostu i kształtu.
Koło mej głowy stanęło i tak się do mnie odezwie:
Nie przystoi mężowi radnemu noc całą przesypiać,
Kiedy mu naród powierzon i który ma tyle na głowie.
Teraz mnie szybko wysłuchaj, Diosa ci jestem posłańcem,
[Któren acz z dala nad tobą się wielce lituje i troszczy].
Terazbyś bowiem mógł zdobyć miasto szerokouliczne
Trojan; bo już się nie różnią swém zdaniem Olimpu mieszkańcy,
Wieczni bogowie, lecz wszystkich na swoją stronę skłoniła
Here prośby swojemi, a zgubą grozi Trojanom
Uleciało i znikło, zaś mnię sen błogi opuścił.
Zatém do dzieła, starajmy się synów uzbroić Achajskich.
Słowem ich najprzód spróbuję, jak tego potrzeba wymaga,
Zalecając im odwrót na wielowiosłowych okrętach;
Tak powiedział i usiadł; a wobec nich powstał do mowy
Nestor, który panował w piaszczystych Pylosu równinach;
Dobrze myślący, rozważnie przemówił do nich i radził:
„O moi drodzy, Argejów książęta i wodze przezorni!
Wtedy za fałsz bym poczytał i pewno ze wzgardą odrzucił;
Właśnie atoli je ujrzał najpierwszy z mężów Achajskich.
Naprzód więc, może nam synów Achajskich uzbroić się uda.“
Tak powiedział i z rady najpierwszy począł wychodzić.
Berło dzierżący królowie; narody się tłumnie gromadzą.
Równie jak pszczoły gęstemi rojami w powietrzu bujając,
Ciągle na nowo ze skały drążonéj na świat wylatują;
A kupkach jak winne grona siadają na kwiecie wiosennym
Takoż i liczne narody wychodząc z namiotów i łodzi,
Koło niskiego wybrzeża w szeregach długich się wijąc,
Lecą na radę; a Wieść pomiędzy nich się rozchodzi,
Poseł od Zeusa co pędzi ich naprzód, i wszyscy się kupią.
Kiedy zasiadał i rozruch był wielki; dziewięciu Keryxów
Krzyki głośnemi porządku pilnują, by wrzawa ucichła,
Oraz i głosu królów od boga wybranych słuchali.
Ledwie nareszcie zasiedli na ławach rzędem stojących,
Berło podnosząc, nad którém Hefajstos mozolnie pracował.
Diosowi Kronidzie je Hefest królowi darował;
Zeus następnie je oddał bystremu Argi pogromcy;
Możny Hermes je dał Pelopsowi co końmi harcuje;
W spadku je Atrej zostawił Thyeście co liczne ma stada;
Zaś Agamemnonowi by dzierżył je oddał Thyestes,
Aby niém rządził licznemi wyspami i ziemią Argijską.
Wobec Argejów zebranych wspierając się na niém przemawia:
Wielki Kronida Zeus nieszczęsnym związał mnie losem;
Srogi, co przedtém na pewno zaręczał mnie i zapewniał,
Jako zburzywszy warowną Ilionę do domu powrócę,
Teraz mi zawód okrutny gotuje i każe bym wracał
Widać iż tak Diosowi możnemu podoba się czynić,
Który już tylu miast szczyty pokruszył i zrucił na ziemię,
Wiele zaś jeszcze poburzy, bo władza u niego najwyższa.
Byłoby hańbą, i dla tych co potém nastąpią usłyszeć,
Bezskuteczne potyczki staczając tak długo wojował
Z mniejszym o wiele narodem, a przecież końca nie widać.
Żebyśmy tylko zechcieli Achaje i ludzie Trojańscy,
Wierne złożywszy przysięgi nawzajem siebie rachować;
My zaś Achaje w dziesiętnych gromadkach się uszykowawszy,
Z Trojan męża każdego z osobna cześnikiem wybrali,
Wtedyby pewno dla wielu dziesiątek zabrakło cześnika.
Tyleż mém zdaniem synowie Achajscy liczniejsi od Trojan
Z wielu im grodów przybyło narodu w dzidy zbrojnego,
Który mi wielce zawadza i wbrew méj woli nie daje
Gród Ilioński o licznych mieszkańcach wyburzyć do szczętu.
Dziewięć już lat okrągłych Diosa wielkiego minęło,
Nasze zaś żony i dzieci niewinne co w domu zostały,
Siedząc tęsknią za nami, a nasze zadanie zostaje
Niespełnioném, z powodu któregośmy tu tutaj przybyli.
Zatém stósownie jak powiem rozkazu wszyscy słuchajcie;
Nigdy i tak nie zdobędziem już Troi szerokoulicznej.“
Tak powiedział i serce każdemu w piersi poruszył,
Również i wszystkim po tłumach, co nie usłyszeli wyroku.
Całe się ruszy zebranie jak morza bałwany szérokie
Wzburza je pędząc z obłoków Diosa ojca wiecznego.
Równie jak Zefir gdy łany obszerne powiewem porusza,
Trzęsie gwałtownie, a kłosy do ziemi się naginają;
Tak się całe ruszyło zebranie; gdy jedni z okrzykiem
W kłębach wysoko, zaś inni wzajemnie na siebie wołają,
Żeby za statki uchwycić i w boską je falę wytaczać;
Reszta rowy przebiera i wrzawa ku niebu dosięga
Ludzi do domu spieszących; z pod statków zdejmują podpory.
Żeby Athenę nie była zagadła Here tém słowem:
„Przebóg o córo przemożna egidodzierżcy Diosa!
W tenże to sposób do domu i lubej ziemi ojczystéj
Mają się chronić Argeje po łonie morza obszerném,
Dziecko Argosu Helenę, dla któréj tak wiele Achajów
W Troi zginęło, zdaleka od lubéj ziemi ojczystéj?
Bieżaj więc między narody Achajów miedzią okrytych;
Twemi słodkiemi słowami zatrzymuj męża każdego,
Rzekła; nie była przeciwną promiennooka Athene;
Pędem puściwszy się na dół z wysokich szczytów Olimpu,
Wkrótce potém do szybkich okrętów Achajskich przybyła.
Tamże spotyka Odyssa, Diosa rozumem godnego,
Opatrzonego, bo serce i piersi miał pełne goryczy.
Blisko stanąwszy Athene promiennooka mu rzeknie:
„Synu Laerta szlachetny, w pomysły bogaty Odyssie!
W takiż to sposób do domu i lubéj ziemi ojczystéj,
Zostawując na chlubę Trojanom i Dardanidowi
Dziecko Argejskie Helenę, dla której tak wiele Achajów
W Troi zginęło z daleka od lubéj ziemi ojczystéj?
Bieżaj więc między narody Achajskie i długo nie zwlekaj;
I nie dozwól by statków dwurzędnych do morza wtaczali.“
Rzekła; zmiarkował on głos bogini do niego mówiącéj,
Bieży co prędzéj i zruca swój płaszcz; usłużnie go podniósł
Keryx Erybat z Ithaki, co był towarzyszem wyprawy.
Bierze mu berło dziedziczne wiekami nienaruszone;
Leci z takowém do statków Achajów miedzią okrytych.
Z którym się tylko spotyka władyką lub mężem celniejszym,
Zatrzymawszy się przy nim gładkiemi go słowy namawia:
Siedziałbyś lepiéj spokojnie i reszcie siedzieć nakazał.
Nie wiem albowiem dokładnie jakowéj jest myśli Atrejon;
Teraz próbuje, lecz wkrótce wychłoszcze synów Achajskich.
Wszakże nie mogliśmy wszyscy usłyszeć jak w radzie przemawiał.
Harda ci bowiem jest dusza u króla bogorodnego;
Chwałę ma z daru Diosa i Zeus go miłuje opatrzny.“
Kiedy zaś nadszedł i zoczył którego z ludu krzykaczy,
Berłem takiego uderzał, i słowy go łajał okrutnie:
Którzy są lepsi od ciebie; zaś ty niezdara do bitwy,
Bo na ciebie ni w radzie, ni w boju liczyć nie można.
Przecież nie możem tu wszyscy Achaje razem królować.
Zgubném jest wielowładztwo; niech jeden będzie nam panem,
[Berło i prawo powierzył, ażeby nad wami panował].“
Z taką powagą przebywa szeregi; zaś oni do rady
Napływają napowrót z namiotów idąc i łodzi
Z wrzawą, podobnie jak morza bałwany rozhukanego
Jedni już miejsca zajmują siadając rzędami na ławach;
Tylko jedyny Therzytes gardłował, gaduła bez miary,
Który przywykły do niecnych wyrazów i myśli w swéj duszy,
Próżno i przeciw porządku z królami zadzierać miał zwyczaj,
Był to człowiek najbrzydszy ze wszystkich co poszli pod Ilion;
Zyzem patrzący, na jednę kulawy nogę; ramiona
Miał zgarbione, ku piersi ścieśnione, a z góry śpiczastą
Głowę, na której sterczały kudły pomiędzy łysiną.
Dogadywał im bowiem, i wtedy boskiemu Atrydzie
Ostrą przymówką dokuczał rzucając obelgi; Achaje
Złością pałali ku niemu i w duszy go nienawidzili.
On zaś Agamemnona wrzaśliwie łajać poczyna:
Miedzi namioty masz pełne, a grono kobiet wybranych
Liczne się w twoim namiocie znajduje, któreśmy Achaje
Tobie pierwszemu wydali, gdy miasto się zdobyć udało.
Może ci złota potrzeba, co ręczę, niejeden przynosi
Pojmanego przezemnie, lub kogoś innego z Achajów,
Albo też młodéj kobiety by z nią miłości zażywać,
Którą dla siebie wyłącznie zatrzymasz? Nie godzi się wcale,
Będąc wodzem nieszczęście na synów Achajskich sprowadzać.
Z okrętami do domu wracajmy, a jego zostawmy,
Niechże się w Troi na miejscu darami obłowi, by widział,
Czyli my jemu pomagać będziemy, czy raczéj przeciwnie;
Wszakże on teraz Achilla, o wiele od siebie lepszego
Mało naprawdę ma żółci Achilles i zbytnie powolny,
Bobyś inaczéj Atrydo po raz ostatni był zgrzeszył.“
Tak powiedział i łajał Atrydę pasterza narodów
Therzyt; lecz szybko do niego przystąpił boski Odyssej
„Nędzny gaduło Therzycie, acz jesteś mówcą krzykliwym
Cicho bądź i sam jeden z królami zadzierać się nie waż.
Sądzę albowiem że niema lichszego człowieka nad ciebie
Z tych co z Atreja synami pod Ilion szli na wyprawę.
Ani téż na nich obelgi miotać i czyhać na powrót.
Wszakci nie wiemy dokładnie jak dzieła takowe się skończą,
Ani czy dobrze lub źle powróciemy synowie Achajscy.
[Teraz na Agamemnona Atrydę pasterza narodów
Bohatérowie Danajscy; lecz ty go jawnie obrażasz]
Ale ci to zapowiadam i pewno skończy się na tém;
Jeśli cię kiedy z bredniami takiemi zdybani, jak dzisiaj,
Niechże natenczas Odyssa na karku głowa nie stoi,
Jeśli ja ciebie chwyciwszy nie zedrę ci lubéj odzieży,
Płaszcz i chiton i to co miejsce ci wstydu pokrywa,
Ciebie zaś płaczącego do szybkich wypędzę okrętów
Z rady, sromotnie plagami cię obłożywszy do syta.“
Aż się skręcił, a łzy mu z oczu potokiem się puszczą.
Pręga mu krwawa na plecach z pod razów berła złotego
Wyskoczyła bolesna, lecz on ze strachu przycupnął
Smutny, ogłupiał zupełnie i łzy ocierać poczyna.
Widząc go tak się odezwał niejeden do swego sąsiada:
„Przebóg już liczne Odyssej szlachetne dzieła dokonał,
Mądre podając zamiary, lub zagrzewając do wojny;
Teraz atoli najlepiéj się wszystkim Argejom zasłużył,
Jego zuchwalstwo nie prędko się więcéj o to pokusi
Żeby grubemi słowami książętom ubliżać się ważył.“
Tak mówiło pospólstwo; lecz miasta burzący Odyssej
Powstał berło podnosząc, a przy nim w keryxa postaci
Żeby tak pierwsi jak również ostatni ze synów Achajskich,
Mowę zdołali usłyszeć i radę należnie rozważyć;
Mądrze i z dobrą wolą przemówił do nich i radził:
„Królu Atrydo, na teraz Achaje cię pragną okazać
Nie chcąc wykonać przyrzeczeń co dawniéj tobie czynili,
Kiedy się tutaj wybrali z Argosu koniorodnego,
Jako zburzywszy warowną Ilionę do domu powrócisz.
Owszem zarówno jak dzieci maluczkie, lub wdowy kobiety,
Wprawdzie się praca uprzykrzy i tęskno każdemu powracać.
Jeśli kto bowiem choć miesiąc z daleka od żony zostaje,
Przykro mu siedzieć na wielowiosłowym okręcie, gdy burze
Przytrzymują zimowe i morze falami wzburzone;
Odkąd siedzimy na miejscu; toż nie mam za złe Achajom
Jeśli nareszcie im skuczno przy łodziach obszernych; jednakże
Hańbą tak długo zostawać, a potém z niczem powracać.
Znieście to drodzy i chwilkę czekajcie, żebyśmy wiedzieli,
Dobrze nam bowiem wiadomo i wszyscy jesteście świadkami,
Których Kiery śmiertelne do grobu jeszcze nie wzięły,
Wszakci jak żeby to wczoraj gdy łodzie Achajskie stanęły
W Aulidzie, by Priamowi zagładę gotować i Troji;
Hekatombę wybraną składali bogom w ofiarę,
W cieniu jawora pięknego zkąd woda płynęła srebrzysta;
Tam się nam wielki znak objawił: o łusce ognistéj,
Smok straszliwy na świat przez Olimpijczyka wydany,
Na nim w gniazdeczku siedziały maluczkie wróbla pisklęta,
Na gałązce najwyższéj pod liściem z bojaźni ukryte,
Było ich osiem, a matka dziewiąta co zniosła ptaszęta.
Wszystkie te biedne stworzątka świergotające pożera;
W końcu się ku niej zwróciwszy za skrzydła biedaczkę uchwycił.
Kiedy zaś wróbla pisklęta pożarł i matkę zarazem,
Tenże bóg co go wysłał, na znamię go cudu postawił;
W kamień go bowiem zamienił syn Krona niezbadanego;
Tak się znaki złowrogie wśród hekatomby zjawiły,
Kalchas atoli natychmiast proroctwo takie ogłosił:
„Czemuż jak niemi stoicie Achaje bujnokędzierni?
W takiéj postaci nam Zeus opatrzny wróżbę zesyła,
Owóż jak on te pisklęta wróblowe i matkę podusił,
Których ośmioro, dziewiąta zaś matka co zniosła ptaszęta;
Takoż i my tyleż lat w tém miejscu będziem wojować,
W roku dziesiątym zaś miasto szerokouliczne zdobędziem!“
Zatém wytrwajcie tu wszyscy Achaje na łydach okuci.
Póki nie weźmiem przemocą wielkiego miasta Priama.“
Tak powiedział Argeje krzyknęli raźno (z okrętów
Groźny się odgłos rozchodzi tak silnie wrzasnęli Achaje)
Wtedy się także odezwał Nestor witeź Gereński:
„Przebóg zaprawdę jak widzę podobnie do dzieci bajecie
Głupie, które się wcale nie troszczą o dzieła wojenne.
Gdzież się nasze umowy i wierne przysięgi podziały?
Z wina ofiary czystego i zaprzysiężone poręki;
Próżno tu bowiem się słowy kłóciemy i środka żadnego
Nie możemy wymyśleć, tak wiele już czasu zbawiwszy.
Ty zaś Atrydo i teraz, jak dawniéj z niezłomnym zamiarem
Niech tam jeden lub drugi zmarnieje, co mimo Achajów
Rady na stronie układa, (z pewnością im się nie powiedzie)
Żeby do Argos powracać, nim egidodzierżcy Diosa
Przyrzeczenie się fałszem okaże, czyli przeciwnie.
Dnia onego, jak wsiedli do szybkobieżących okrętów
Argejowie, niosący Trojanom pożogę i zgubę;
Z prawéj uderzył piorunem, przychylną wróżbę zwiastując.
Zatem niech nikt się nie waży na powrót do domu nastawać,
Żeby się zemścić za wszystkie Heleny zgryzoty i smutki.
Jeśli zaś komu tak strasznie do domu się zechce powracać,
Niechaj się chwyta ciemnego, zdobnego wiosłami okrętu,
Aby się przed innemi doczekał kary i śmierci.
Niechaj dla ciebie próżnemi nie będą słowa co rzeknę.
Według rodów i plemion wybieraj mężów Atrydo,
Żeby się rodów rody trzymały, a plemion plemiona.
Jeźli sobie tak poczniesz, a pójdą za tobą Achaje,
Który zaś mężnym, bo będą o swoją sprawę się bili;
Również i poznasz, czy z boskich wyroków grodu nie bierzesz
Czyli téż z ludzi tchórzostwa i nieznajomości wojennéj.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź potężny król Agamemnon:
Żebym to ojcze Diosie, Apollinie możny, Atheno!
Takich dziesięciu rajców napotkał pośród Achajów;
Wtedy by szybko się gród Priamowy do zguby nachylił,
Pod naszemi rękoma zdobyty i w niwecz obrócon.
Który pomiędzy niesnaski i marne swary mnie rzuca.
Takoż i ja z Achillesem się pokłóciłem o dziewkę
Nieprzyjaznemi słowami, lecz ja się kłócić począłem;
Żebyśmy tylko się kiedy na jedno zgodzili, natenczas
Idźcie się teraz posilić by każdy do walki był gotów;
Dobrze niech każdy swą dzidę zaostrzy i tarczę nastawi,
Dobrze i szybkobieżącym rumakom obroki zasypie,
Dobrze i wóz naokoło obejrzy i myśli o bitwie,
Wcale albowiem spoczynku nie będzie, ani cokolwiek,
Chyba że noc nadchodząca walczących odwagę rozbroi.
Koło piersi na pewno się tobie zagrzeją od tarczy
Pokrywającéj rzemienie, a ręka na kopji zdrętwieje;
Jeśli zaś kogo zobaczę, co z dala od bitwy by pragnął
Pozostawać nieczynnie przy obłączastych okrętach,
Taki z pewnością nie umknie od psów i ptaków drapieżnych.“
Skończył; Argeje huknęli donośnie, zarówno jak fala
Prosto na skały sterczące; od których bałwany nie schodzą
Wcale, bo każdy je wiatr, to ztąd, lub z owąd zatacza.
Hurmem ruszyli się wszyscy i szybko po łodziach rozeszli,
Ognie rozpalą w namiotach, by strawę poranną gotować.
Prosząc by śmierci uniknąć i ciężkiej Aresa roboty.
Wtedy wołu poświęcił Atrydes książe narodów,
Pięcioletniego, tłustego na chwałę możnemu Kronidzie;
Najcelniejszą starszyznę ze wszystkich Achajów przywołał,
Potem atoli Ajaxów obojga i syna Tydeja,
Na szóstego Odyssa, Diosa rozumem godnego.
Sam ze siebie nadeszedł o głosie Menelaj donośnym,
Poznał on bowiem w umyśle, jak bratu ciążyła robota.
Pośród nich modły rozpoczął i rzekł Agamemnon potężny:
„Sławny Diosie najwyższy, pochmurny co mieszkasz w etherze!
Bodajby słońce nie zaszło i wieczór ciemny nie zapadł,
Zanim na dół nie pozrucam wysokich Priama szczytów
Nie rozedrę chitona w kawałki na piersi Hektora,
Mieczem przeszywszy, a wielu mu towarzyszy z pod boku
Kunie w kurzawę i ziemię zębami będzie rozrywać.“
Tak się modlił atoli nie słuchał go wcale Kronion;
Oni modlitwy odbywszy i ziarna święcone rzuciwszy
Ciągną za szyję ofiary, biją i skóry zdejmują,
Wykrawają udźce i sadłem wokoło podwójnie
Obłożywszy drobnemi kawałki mięsa przykryją.
Kładą na rożna jelita i obracają nad ogniem.
Kiedy się udźce spaliły i całe spożyto jelita,
Resztę w kawałki skrajawszy na rożnach poosadzali,
Potem starannie upiekłszy na powrót z rożen ściągnęli.
Jeść poczęli, dla wszystkich starczyła wspólna biesiada.
W końcu gdy wszyscy napoju i jadła mieli do syta
Z mową się do nich obrócił Nestor witeź Gereński:
„Dzielny Agamemnonie Atrydo królu narodów!
Dzieła nie odkładajmy od boga nam powierzonego.
Niechajże zaraz keryxy Achajów miedzią okrytych
Naród zwołują, co teraz gromadzi się koło okrętów,
My zaś tu zgromadzeni Achajów liczne szeregi
Rzekł; Agamemnon książe narodów nie był przeciwnym.
Natychmiast nakazuje keryxom o głosie donośnym,
Nawoływać do boju Achajów bujnokędziernych.
Oni wołają, a tamci się wszyscy raźnie gromadzą.
Pędzą składając szeregi, wśród nich sowiooka Athene
Dzierżąc egidę wspaniałą o wiecznej młodości i sile;
Na niéj sto złotolitych kutasów za wiatrem powiewa,
Pięknie splecionych, a każdy był wart hekatombę zupełną.
Pędząc ich naprzód, a w serce każdemu leje odwagę,
Żeby się bić nieustannie i w boju mężnie potykać.
To téż o wiele im słodszą się bitwa niż powrót wydaje
W wydrążonych okrętach do lubéj ziemi ojczystéj.
Puszcze niezmierne, i z dala czerwona łuna jaśnieje;
Takoż i przy ich pochodzie od śpiżu groźnego strzelała
Jasność na wszystkie strony, przez ether nieba sięgając.
Tamże jak ptaków skrzydlatych się stada liczne zbierają,
W pośród niziny Azyjskiéj, w bliskości nurtów Kaystria,
Tędy owędy latają i dokazują skrzydłami,
Wreszcie zniżają się z krzykiem, aż zaszeleści na łące;
Takoż i onych z namiotów i łodzi narody przeliczne
Groźnie zatętniała od chodu i kopyt rumaków.
Wszyscy w dolinie Skamandra kwiecistéj rzędem stanęli
Niezliczeni, jak liście i kwiaty co puszczą na wiosnę.
Albo jak much latających przeliczne roje się zbiorą,
W porę wiosenną, gdy mleka do brzegów skopce są pełne,
Tyleż i przeciw Trojanom Achajów bujnokędziernych
W gładkiéj stanęło równinie, o zgubę ich pragnąc przyprawić.
Równie jak pasterz swe kozy gromadząc w obszernych pastwiskach
Tak i wodzowie walczących bądź tu, bądź tam przydzielają,
Aby do bitwy uderzyć; śród nich Agamemnon przemożny,
Z oczów i głowy do Zeusa, co gromem się cieszy podobny,
Do Aresa przepaską a piersią do Pozejdaona.
W pośród pastwiska; on bowiem przoduje wołom zuchwale;
Takoż Atrydę w dniu onym wspaniale Zeus przyozdobił
Że z bohaterów tak wielu się wydał najokazalszym.
„Teraz mi Muzy zwiastujcie co w domach Olimpu mieszkacie;
Myśmy zaś tylko słyszeli o sławie, lecz wcale nie wiemy,
Jacy książęta i wodze stawali na czele Danajów.
Co do narodów, to nazwać lub o nich powiedzieć nie zdołam,
Choćbym i dziesięć języków i piersi dziesięć posiadał,
Jeśli mi Muzy z Olimpu, Diosa egidodzierżcy
Córy nie wspomną o wszystkich, co poszli wyprawą na Ilion.
Wodzów atoli okrętów i wszystkie okręty wymienię.“
Peneleos i Lejtos wodzami byli Bojotów
Którzy zaś w Hyrii mieszkają i w Aulidzie w skały obfitéj,
Schojny i Skolu leśnego i Etejona mieszkańcy,
Niemniéj z Thespii i Graji i z Mykalezu równego,
Których siedziby są w Harmie w Eilesion lub Erythrei,
Z grodu Medeońskiego pięknego i z Okaleji,
Z Eutrezydy i Kopy i z Thysby w gołębie obfitéj,
Którzy z Koronii pochodzą i z Haliartu żyznego,
Którzy dzierżyli Plateję i w Glizie mają siedziby,
Święty prócz tego Onchestos i gaj Pozydoński zielony,
Którzy siedzieli w Midei, lub w Arnie o licznych winnicach,
Anthedona mieszkańcy i Nizy dalekiej granicznéj;
Ci wyruszyli w pięćdziesiąt okrętów, a w każdym okręcie,
Którzy mieszkali w Aspledon i w grodzie Minejskim Orchomnie?
Temi dowodził Askalaf i Jalmen synowie Aresa,
Których zrodziła w domostwie Aktora Azejdy, wstydliwa
Astyocheja dziewica, wyszedłszy na górną komnatę,
Oni w trzydzieści głębokich okrętów szli na wyprawę.
Hufcem atoli Fokeów kierował Epistrof i Schedios,
Wielkodusznego Ifity synowie Naubolidy;
Którzy zaś Kyparyssę i Python skalisty dzierżyli,
Ludzie co w Anemorei i koło Jampola mieszkali,
Jakoż i koło strumienia Kefiza boskiego siedzący,
Również i ci co Lilaję nad źródłem Kefiza dzierżyli;
Z niemi czterykroć dziesięć płynęło ciemnych okrętów.
Zaraz przy boku Bojotów od skrzydła lewego stanęli.
Nad Lokrami dowodził Olejczyk Ajas najszybszy,
Mały; że ani go równać z Ajaxem Telamończykiem,
[Mniejszy o wiele i wzrostu drobnego, w pancerzu płóciennym,
Którzy dzierżyli Opoent i Kynos i Kalliaros,
Z Bessy, Skarfy i pięknéj Augajeskiéj krainy,
Z Tarfy i z Throniona, gdzie płynie strumyk Boagria;
Z niemi razem czterdzieści okrętów ciemnych płynęło,
Którzy Ewboję dzierżyli, Abanci o sercu odważném,
Ejrytreję, Chalkidę i winorodną Histeję,
Kerynth leżący nad morzem, Diosa miasto wspaniałe,
Również i ci co Karystos dzierżyli i w Styrze mieszkali;
Chalkodonta potomek, naczelnik Abantów odważnych.
Jego szybci Abanci słuchają, co w tył zaczesują
Włosy, do kopii sposobni, a z wypuszczonemi dzidami
Naprzód się rwą, by zbroje na piersiach wrogów przebijać;
Którzy Atheny dzierżyli, gród w domy strojny bogate,
Wielkodusznego Erechty krainę, którego Athene,
Córa Diosa chowała (rodziła go żyzna ziemica),
Ona mu dała siedzibę w Athenach w świątyni bogatéj;
Młodzież Ateńska corocznie w krążącym czasów obiegu;
Niemi atoli dowodził Menesthej, syn Peteona.
Z ludzi na ziemi żyjących mu żaden dorównać nie zdołał
W szykowaniu rumaków i mężów tarcze niosących.
On za sobą pięćdziesiąt okrętów ciemnych prowadził.
Od Salaminy dwanaście okrętów Ajas prowadził,
[Które do boju szykował gdzie stały hufce Atheńskie].
Którzy dzierżyli Argos i Tyrynth murami warowny,
Ejoneję i Trojzę i winem słynący Epidaur,
Którzy w Eginie mieszkali i w Mazie, mołojcy Achajscy;
Temi naczelnie dowodził Diomed o głosie donośnym,
Oraz i syn ukochany sławnego Kapana Sthenelos;
Syn Talajonidesa, Megisty króla możnego.
Wodzem atoli naczelnym był Diomed o głosie donośnym;
Osiemdziesiąt okrętów za niemi ciemnych płynęło.
Którzy ciągnęli z Mykeny strojnego miasta w domostwa,
Którzy w Orneji uroczéj i koło Arajthry mieszkali,
Oraz w Sykyonie, któremu Adrestos pierwszy królował,
Hyperezyi mieszkańcy i Gonoessy wysokiéj,
Którzy dzierżyli Pellenę i koło Aigios mieszkali,
Tych Agamemnon potężny prowadził w setce okrętów,
Syn Atreja, najwięcéj szło za nim wyborowego
Wojska; lecz on przywdziawszy świecącą zbroję śpiżową,
Pysznie wystąpił i tém bohatery wszystkie przewyższał,
Lakedemony mieszkańcy głębokiéj, jarami porzniętéj,
Fary, Sparty i Messy, gdzie stada gołębi latają,
Mieszkający w Bryzejach i pięknie leżących Awgejach,
Którzy dzierżyli Amyklę i Helos miasto nadmorskie,
Temi brat jego dowodził, Menelaj o głosie donośnym,
Z sześćdziesięcioma łodziami, lecz oni z osobna ciągnęli.
Sam szeregami kierował, ufając własnéj odwadze,
Zagrzewając do wojny, a w sercu pragnął gorąco,
Którzy mieszkali w Pylosie i pięknych Areny dolinach,
W brodzie Alfeja Thryenie i w Ajpie, mieście wspaniałém,
Którzy w Amfigenei i Kyparyssie mieszkali,
W Pteleos, Helos i Dorios, gdzie muzy trafunkiem spotkały
Kiedy z Ojchali przybywał przy Ojchalejskim Erycie;
Chlubił się bowiem zuchwale, że śpiewem pokonać potrafi
Nawet i Muzy, potomstwo Diosa co trzęsie egidą;
One zaś rozgniewane ślepotą go tknęły, a boskiéj
Temi na czele dowodził Nestor witeź Gereński;
Dziewięćdziesiąt okrętów obszernych za nim płynęło.
Którzy Arkadyę dzierżyli u stóp Kylleny spadzistéj,
Koło Ajpyckiéj mogiły, gdzie męże walczą na ostro,
Rypę, Stratę, Enispę, gdzie wiatry ciągle dmuchają,
Mieszkający w Tegei lub Mantynei uroczéj,
Którzy w Stymfelu siedzieli i ziemię orali w Parhazyi;
Tym Agapenor możny, syn Ankajosa przewodził;
Mężów szło na wyprawę, wytrawnych, w sztuce wojennéj.
Sam Agamemnon książe narodów im łodzie darował
Opatrzone wiosłami, by ciemne morze przerzynać,
Syn Atreja, bo dzieła morskiego nie byli świadomi.
Również i których ścieśniała Hyrmina i Myrsyn graniczny,
Z boku drugiego atoli Alejzios i skały Oleńskie,
Mieli aż czterech dowódców, a każdy na czele dziesięciu
Szybkich okrętów wystąpił z załogą mężów Epejskich.
Ten był synem Kteata Eryty, ów Aktoriona;
Dalej Amarynkejdes dowodził silny Diores,
Czwartym oddziałem kierował Polixen do bogów podobny,
Agasthenosa potomek Awgeji księcia możnego.
Po za morzem daleko naprzeciw Elidy leżących,
Temi dowodził Meges, Aresa rówiennik, Fylejczyk,
Rodził go bowiem Fylej wojownik, Diosa wybraniec;
Pogniewawszy się z ojcem opuścił on kiedyś Dulichion;
Wielkodusznemi Odyssej dowodził Kefalenami,
Którzy dzierżyli Ithakę i Neryt o lasach szumiących,
W Krokylei mieszkali lub w Aigilipie skalistéj,
Koło Zakynthu dzierżawy i w Samos mający siedziby,
Niemi dowodził Odyssej Diosa godny rozumem;
Jemu służyło dwanaście okrętów o ścianach czerwonych.
Syn Andrajmona Thoas prowadził Aetolów szeregi;
W Pleurach siedziby mający, w Olenie a także w Pylenie,
Wielkodusznego Ojneja synowie już bowiem nie żyli,
Również i jego zabrakło, Meleagr płowy zaś umarł;
Poruczono mu zatém prowadzić wszystkich Aetolów,
Za nim ciemnych okrętów postępowało czterdzieści.
Którzy dzierżyli Knozos i obmurowaną Gortynę,
Lyktos, Milet i skały białemi świecący Lykastos,
Oraz i grody Fajstos i Rytios o licznych mieszkańcach,
Inni którzy zasiedli na Krecie sto grodów liczącéj.
Wraz z Merionem, co równie jak Enyal męże morduje;
Osiemdziesiąt okrętów za niemi ciemnych płynęło.
Heraklikes Tlepolem, i dzielny i silnéj budowy
Dziewięć z Rodu okrętów prowadził Rodian butnych,
W Lindos i w Jelyzos i w biało świecącym Kameiros.
Ostro na dzidy walczący dowodził niemi Tlepolem,
Herkulesowéj potędze zrodziła go Astyocheja,
Kiedy ją porwał z Efiru, z nad brzegu rzeki Selleon,
Ledwo się w gmachach wytwornych Tlepolem na męża wychował,
Wnet kochanego wuja własnego rodzica zabija,
Wiekiem już podeszłego Likymna, potomka Aresa.
Szybko więc łodzie buduje i kupę zebrawszy narodu,
Heraklesa potęgi synowie i wnuki przeliczni;
Wiele w tułaczce doznawszy do Rodu wreszcie się dostał;
W trojgu oddziałach szczepowych tam zamieszkali; łaskawie
Zeus im pomagał, co ludźmi, zarówno i rządzi bogami,
Nirej trzy równoległe okręty od Symy prowadził,
Nirej Aglay potomek i Haroposa książęcia,
Nirej najurodziwszy z mężów co poszli pod Ilion
Z wszystkich Danajów, z wyjątkiem nieskazitelnego Pelejdy;
Którzy zaś koło Nizyru Krapatha i Kaza mieszkali,
W Kosie Eurypylosa grodzie, na wyspach Kalydnos,
Temi dowodzą Fejdyppos i Antyf szermierze odważni,
Obaj synowie Thessala, władyki ze szczepu Herakla;
Teraz przechodzę do tych co w Pelasgijskim Argosie
Zamieszkali, a również w Alopie, Alos i Trechi,
Którzy dzierżyli Helladę o pięknych kobietach i Fthyję,
Mianem Hellenów ich zwano, Achajów lub Myrmidonami;
Oni zaś w bitwie okrutnéj nie brali udziału żadnego,
Męża nie mając obecnie, by ich szeregami dowodził.
Leżał albowiem w okrętach Achilles w biegu najszybszy,
Rozgniewany z powodu Bryzeidy o pięknych warkoczach,
Lyrnes do szczętu zburzywszy i mury warowne Thebańskie;
Wtedy Epistrof i Mynet od jego polegli oszczepu,
Króla Ewena potomstwo z plemienia Selapiadejskiego;
Z jéj to powodu się gniewał, lecz wkrótce miał powstać do boju.
Kraj ulubiony Demetry, i bydło Ithon rodzący,
Antron leżący nad morzem, i Ptelej o żyznych pastwiskach;
Temi Protezylaos, Arejczyk naczelnie dowodził
Jeszcze za życia; lecz wtedy go czarna ziemia objęła.
Oraz i dom nieskończony; zabija go wojak Dardański
Właśnie gdy z łodzi wyskoczył, najpierwéj ze wszystkich Achajów.
Mimo to bez dowództwa nie byli, choć wodza im brakło,
Ale ich w szyki ułożył Podarkes Aresa potomek,
Był zaś bratem rodzonym dzielnego Protezylasa,
Młodszy latami, bo tamten był starszym, a razem silniejszym.
[Protezylaos bohater, Arejczyk, lecz wodza nie brakło
Wojsku, jednakże tęskniło za wodzeni szlachetnym i dzielnym;]
Fery mieszkańcy, leżącej nad Bojbejskiemi wodami,
Bojby, Glafiry i miasta Jaolka o domach zamożnych;
Temi w dziesięć i jeden okrętów, Admeta potomek
Ewmel dowodził, którego Admecie zrodziła Alkestis,
Którzy wokoło Methony i pięknéj Thawmakii mieszkali,
Meliboję dzierżyli, skałami sterczący Olizon,
Temi dowodził Filoktet, łuczniczéj sztuki świadomy,
W siedem okrętów, a w każdym pięćdziesiąt było wioślarzy,
Ale on leżał na wyspie, cierpieniem srogiém złożony,
W świętym Lemnos, bo tam go synowie Achajscy odeszli,
Ciężka toczyła go rana, przez węża strasznego zadana;
Tamże on leżał w boleściach, lecz wkrótce mieli pamiętać
Mimo to bez dowództwa nie byli, choć wodza im brakło;
Ale ich Medon szykował, Oileja nieprawy potomek,
Jego zaś Rene zrodziła Oilowi co grody wywraca.
Którzy dzierżyli Trykkę, a niemniéj Ithomę skalistą,
Temi znów dowodzili Asklepia obaj synowie,
Biegli lekarze, nazwiska Machaon i Podalejros;
Oni trzydzieści obszernych okrętów na wojnę stawili.
Którzy w Ormenion mieszkali, w pobliżu źródła Hyperii,
Temi dowodził Erypil, Ewajmona sławny potomek;
Za nim czterdzieści ciemnych okrętów szło na wyprawę.
Którzy dzierżyli Agryssę i koło Gyrtony mieszkali,
Orthę, Helonę i gród Oloossa biało świecący;
Pejrithoa potomek, z Diosa wiecznego się rodził;
Sławna Hippodameia zrodziła go Pirythoowi,
Tego samego dnia co pokonał potwory kudłate;
Zrucił ich wtedy z Pelionu i zagnał w Ajthyków krainę;
Syn waleczny hardego Korona Kaineadesa;
Za nim czterdzieści ciemnych okrętów szło na wyprawę.
Gunej od Kyfu prowadził dwadzieścia dwoje okrętów;
Za nim ciągnęli Eniony i w boju odważni Perajby,
Ziemię orając nad brzegiem pięknego Titareziona,
Który swą wodę przejrzystą do Penejonu wypuszcza,
Nigdy jednakże z nurtami się Penejonu nie łączy,
Ale po wierzchu wody na sposób oliwy się trzyma,
Protoos Tenthredona potomek Magnety dowodził,
Którzy zaś koło Peneja i Pelios gęstoleśnego
Zamieszkali, na wodza szybkiego Protoa mieli;
Za nim czterdzieści ciemnych okrętów szło na wyprawę.
Który był z nich najlepszym, opowiedz mi teraz o Muzo!
Z mężów, a także z rumaków, co poszli z Atreja synami.
Konie o wiele najlepsze posiadał Feretiades,
Maści téj samej i wieku, grzbietami równemi do wagi,
Srebrnołuczysty Apollon w Penei był je wychował,
Obie kobyły Aresa pogróżkę do walki niosące.
Z mężów atoli najlepszym był Ajax, syn Telamona,
Póki się gniewał Achilles, bo tenże był tęższym o wiele,
Lecz on w zaokrąglonych okrętach po morzu bieżących,
Leżał pełen urazy do Agamenmona Atrydy
Wodza narodów; a wojska po stronie wybrzeża morskiego,
Zabawiały się ciągle rzucaniem oszczepów i dysków,
Skubiąc lothus i różne trawiska po bagnach rosnące,
Odpoczywały, a wozy przykryte oponą w namiotach
Stały książęcych; zaś wojsko nie mając wodza dzielnego,
Tutaj i ówdzie łaziło w obozie od bitwy zdaleka.
Ziemia zajękła, podobnie gdy Zeus lubujący w piorunach,
W gniewie chłoszcze gromami ziemicę koło Tyfonu,
W stroméj Arymie gdzie leży jak mówią siedlisko Tyfona;
Takoż i pod ich stopami jęczała rozległa ziemica,
Irys o wietrznych nóżkach przybyła do Trojan, wysłaniec
Egidodzierżcy Diosa, nowinę przynosząc złowrogą;
Oni więc koło Priama podwoi się w radę zebrali
Wszyscy pospołem, tak dobrze starszyzna jako i młodzi.
Z głosu podobna do syna władyki Priama Polity,
Któren u Trojan pilnował na warcie, dufając zwinności,
Siedząc wysoko na szczycie mogiły Ajzyta starego,
Chwili czychając gdy z łodzi uderzą do szturmu Achaje;
„Starcze! jeszcze ci zawsze są miłe próżne gadania,
Równie jak żeby w pokoju, wybuchła zaś wojna niezmierna.
Nie po raz pierwszy zaprawdę znajduję się w mężów potyczce,
Alem nigdzie takiego i tyle narodu nie widział;
Zalegają równinę, by zewsząd uderzyć na miasto.
Głównie ja tobie Hektorze polecam, byś tak mi się sprawił;
W Priama grodzie potężnym znajduje się moc sojuszników,
Każden innego języka, z narodów co ziemię obsiedli;
Naprzód ich wyprowadzi, a mieszczan w szeregi szykuje“. —
Rzekła; lecz Hektor nie stracił z uwagi przestrogę bogini,
Zaraz naradę rozwiązał, i wszyscy ku murom wypadli,
Bramę na roścież otwarto i tłumy na zewnątrz się cisną,
Wprost naprzeciwko miasta pagórek stromy się wznosi,
Na równinie daleko, obchodzić go można do koła.
Ludzie pomiędzy sobą go Batijają nazwali,
Ale bogowie mogiłą Meriny lekkoskaczącéj;
Hektor z powiewającym szyszakiem Trojany dowodził
Priama syn, a z nim najlepszy i najodważniejszy
Naród się zbroił do wojny, zacięty do walki na dzidy.
Dardanami dowodził syn Anchizesa waleczny,
W gajach Idajskich, bogini z człowiekiem łożem się dzieląc;
Nie sam jeden, lecz z nim dwaj Antenora synowie,
Archeloch z Akamantem wszelakiej bitwy świadomi.
Mieszkający w Zelei na krańcu Idy podnóża,
Ludzie Trojańscy; ich wodzem był świetny syn Lykaona
Pandar, którego łukiem Apollo sam obdarował.
Którzy dzierżyli Adrestę i kraje w Apajza pobliżu,
Koło Pitei mieszkali u stóp Terei górzystej;
Perkozydy Meropa synowie, któren nad wszystkich
Znał się na wróżbach, lecz synom nie zechciał nigdy dozwolić
Iść na wyprawę wojenną, co męże niszczy, lecz oni
Nie usłuchali, bo Kiery ku czarnéj ich śmierci pędziły.
Sestos, Abydos dzierżyli, a także boską Arysbę,
Temi dowodził Hyrtakid Azyos, władyka narodów,
Azyos potomek Hyrtaka, zaś jego przyniosły z Arysby
Konie ogniste i rosłe z nad Selleonta strumienia.
Hippothoos, w Laryssie o skibie szerokiej osiadłych;
Niemi dowodził Hippothoj i Pylaj Aiaxa potomek,
Obaj synowie Lethosa Pelasgi Tewtamidesa.
Thraków atoli prowadził Akamas i Pejros bohatér
Ejfem atoli był wodzem Kikonów do kopii sposobnych,
Syn Keadesa Trojzena, co boskiém staraniem się chował.
Hufce Pajonów z łukami giętemi Pyraichmes prowadził,
Od Amydona z daleka, z pod Axia nurtów głębokich,
Paflagonami dowodził Pylajmen o piersi obrosłéj,
Z kraju Enetów zkąd muły żyjące w dzikości pochodzą;
Temi co Kytos dzierżyli i zamieszkali w Sezamie,
Po nad rzeką Parthenios pałace świetne zajęli,
Alizonami naczelnie dowodził Epistrof i Odyj,
Z wielce odległej Aliby zkąd kruszec srebra pochodzi.
Myzyjczyków był wodzem Ennomos wróżbita i Chromis,
Ale od czarnéj śmierci wróżbami się chronić nie zdołał;
W rzece téj saméj, gdzie wielu walecznych Trojan poległo.
Forkys Frygów prowadził i bogom Askanios podobny,
Gdzieś z dalekiej Askanii, odważnych do boju wstępnego.
Mesthles i również Antyfos na czele stali Meonów,
Niemniej i szczepy Meońskie z podnóża Tmola prowadzą.
Wodzem Karów był Nastes, mówiących głosem chrapliwym,
Którzy dzierżyli Milet i Fthyrów góry lesiste,
Nurty wijące Meandra i strome szczyty Mykaly,
Nastes i dzielny Amfimach Nomiona dzieci szlachetne,
Któren ze złotem na wojnę się wybrał jakoby dzieweczka;
Głupi, nie odwróciło mu ono zagłady okrutnéj;
Zginął on owszem w potyczce z rąk Ajakidy szybkiego
Lyków szeregi prowadził Sarpedon i Glaukos mężny,
Z Lykii daleko gdzie Xanthos nurtami wiruje głęboki.
Wyszli z krzyki głośnemi Trojanie do ptaków podobni;
Równie jak granie żórawi do nieba wysoko się wznosi,
Które się chroniąc przed zimą i nieustannemi dészczami,
Śmierć i zagładę ze sobą dla Pigmejczyków niosący;
Z rana samego wszczynają niesnaski dla ludzi nieszczęsne:
Złością zaś pałający Achaje w milczeniu ruszali,
W duszy postanawiając pomagać sobie wzajemnie.
Której pasterze nie radzi, złodzieje zaś wolą od nocy;
Dalej zaś nawet nie ujrzy, niż kamień rzucony doleci:
Tak i pod ich stopami kurzawa w kłębach się wznosi
W pośród pochodu, bo szybko biegali po gładkiej równinie.
Szedł Alexander boskiéj postaci Trojanom dowodząc,
Skórę na ramię zawiesił lamparcią i łuk zakrzywiony,
Oraz i miecz, a dwojgiem oszczepów o końcach śpiżowych
Wywijając, Argeiów najlepszych ogółem wyzywał
Skoro go tylko Menelaj do boju gotowy obaczył
Zamaszystemi krokami wyprzedzającego szeregi,
Jakby lew się ucieszył, co wpadł na zdobycz nielada,
Wytropiwszy jelenia z rogami lub dzikie koźlątko
Szczują go szybkie psy i młodzież ochocza naciera.
Tak Aleksandra boskiego ujrzawszy oczyma Menelaj,
Cieszył się, mówił albowiem, że uwodziciela ukarze.
Zaraz téż z wozu na ziemię zeskoczył w pełnym rynsztunku.
Gdy się na przedzie ukazał, upadło w nim serce ze trwogi;
Cofnął się zatém do swoich przed losem srogim uchodząc.
Jakby kto smoka ujrzawszy w parowie lasu górskiego
Przestraszony się cofnął, od strachu mu nogi zadrżały,
Takoż i on przycupnął, w mołojców Trojan szeregach
Aleksander wspaniały, ze strachu przed dzielnym Atrydą.
Jego ujrzawszy Hektor w te słowa sromotne wybuchnie:
„Podły Parysie, odważny z pozoru, latawcze, dziéwkarzu!
Tegobym życzył najbardziéj i lepiéjby było dla ciebie,
Mi się tak na pogardę i widok powszechny wystawiać.
Szydzą zaprawdę już teraz Achaje bujnokędzierni,
Myśląc że dzielny bohatér przoduje, dlatego żeś piękny
Takim to będąc ty śmiałeś w okrętach po morzu bieżących
Morską poczynać wyprawę, w gromadzie druhów zebranych.
Wdawać się z ludźmi obcymi i piękną uwodzić kobiétę
Z ziemi dalekiéj, pokrewną wojaków co dzidą władają,
Wrogom zaś na uciechę, a sobie samemu na hańbę?
Teraz dotrzymać nie zdołasz dzielnemu Menelajowi?
Znałbyś jakiego to męża porwałeś kraśną małżonkę.
Cytra i dary Kiprydy cię teraz obronić nie zdolne,
Ale zaprawdę Trojanie są tchórze, bo jużby cię byli
W szaty kamienne odziali za złe, któregoś nabroił.“
Na to mu Aleksander postaci boskiej odrzeknie:
„Kiedyś mnie słusznie wyłajał, Hektorze, nie zaś niesłusznie,
Który się wrzyna do drzewa pod ręką męża, co zręcznie
Belkę na statek obrabia, a pracą w zamachu się ćwiczy;
Takoć i ty masz w sercu nieustraszoną odwagę —
Ty mi zaś Afrodyty złocistéj łask nie wymawiaj,
Oni je sami rozdają, a nikt samowolnie nie bierze.
Jeźli zaś chcesz, bym teraz do walki stanął i bitwy,
Innym Trojanom i wszystkim Achajom rozkaż zaprzestać,
Mnie zaś i Menelaja dzielnego w pośrodku postawicie;
Któren zaś z obu zwycięży i w boju mieć będzie przewagę,
Skarby niech wszystkie zabiera, niewiastę zaś do dom prowadzi;
Inni zaś zgodę i wierne przysięgi wykonywając,
W żyznéj wy sobie Troi osiądźcie, a ci niech do Argos
Rzekł, ucieszył się Hektor słyszawszy wielkie to słowo,
I wstąpiwszy do środka szeregi Trojan zatrzymał,
Wpół uchwyciwszy za dzidę, a wszyscy się uspokoili;
Z łuków do niego strzelali Achaje bujnokędzierni,
Wtedy na cały głos Agamemnon, książe narodów,
„Stójcie Argeie, zawołał, nie ciskaj młodzieży achajska,
Hektor z powiewającym szyszakiem nam chce coś powiedzieć.“
Rzekł, ustaje potyczka, lecz oni wszyscy ucichli
„Teraz Trojanie słuchajcie i łydookuci Achaje,
Słowa Aleksandrosa, co waśń między nami wywołał.
Żąda, by wszyscy Trojanie i całe wojsko achajskie,
Zbroje ozdobne zrzuciwszy, na bujną ziemię złożyli,
Sami się o Helenę i skarby będą rozprawiać.
Któren atoli zwycięży i w boju przewagę mieć będzie,
Skarby niech wszystkie zabierze, niewiastę zaś do dom prowadzi;
Reszta niech zgodę poręczy, i wierne przysięgi wykona.“
Potém się do nich odezwie Menelaj o głosie donośnym:
„Teraz i mnie wysłuchajcie, boć duszę moję najwięcéj
Smutek dotyka, a tuszę, iż teraz się w zgodzie rozejdą
Z Trojanami Argeie, tak wiele złego poniósłszy
Kogo więc z nas przeznaczenie i śmierci los oczekuje,
Niechaj ginie, a reszta co prędzéj się w zgodzie rozejdzie.
Nieście jagnięta; baranek niech biały, a czarna mateczka
Będzie dla ziemi i słońca; innego dla Zewsa pragniemy.
Sam, niewierni są bowiem i dumni jego synowie,
Żeby téż ktoś zbrodniczo przysięgi Diosa nie splamił.
Niestateczne są bowiem umysły u ludzi młodzieńczych,
Kiedy zaś stary do czegoś się weźmie, to w tył i przed siebie
Rzekł, ucieszyli się wielce Achaje, a także Trojanie,
Mając nadzieję, że wojny zaprzestaną nieszczęsnéj.
W rzędy stawiają rumaki, i sami z wozów zeskoczą,
Zbroje ze siebie zdejmują, na ziemi takowe składając,
Dwoje wysyła natychmiast do grodu Hektor keryksów,
Żeby co prędzéj jagnięta przynosić i wezwać Priama.
Zaś Agamemnon potężny od siebie wysyła Talthybia,
Aby szedł do okrętów obszernych i jagnię rozkazał
Irys do białoramiennéj Heleny przybyła z nowiną
W jéj bratowéj postaci, małżonki Antenorydaja;
Antenora ją syn Helikaon możny posiadał,
Najnadobniejszą z córek Priama Laodyceę,
Purpurowe, podwójne, a na niém haftuje zapasy
Trojan, co końmi harcują, i miedzią okrytych Achajów,
Którzy z powodu jéj saméj pod dłońmi Aresa cierpieli.
Blizko stanąwszy rozpocznie o szybkich nóżkach Iryda:
Trojan, koni poskromców, i miedzią okrytych Achajów;
Oni, co przedtém w boju łzawego Aresa znosili
Tam na równinie zupełnie wojnie okrutniéj oddani,
Teraz w milczeniu spoczęli — bo zaprzestano potyczki —
Aleksander atoli i w boju dzielny Menelaj
Dzidy długiemi z powodu ciebie się będą potykać;
Któren atoli zwycięży, za lubą cię pojmie małżonkę.“
Słowy takiemi bogini tęsknotę jéj słodką pobudzi
Wnet zarzuciwszy na siebie namiotkę z tkanki srebrzystéj,
Swoję opuszcza sypialnię, łagodne łzy wylewając:
Ale nie sama, lecz za nią służące dwie postępują;
Aithre, Pittea córeczka i wypukłooka Klimena.
Tamże w około Priama, Pantos, a także Tymojtes
Hiketaon i Lampos i Klityj ze szczepu Aresa,
Z Ukalegonem Antenor, obydwaj rozumem dojrzali,
Cała starszyzna imrodu na bramach Skajskich zasiedli;
Szlachetnymi, jak leśne szarańcze, co w lesie cienistym
Na drzewinie usiadłszy, wydają głos przenikliwy;
Takoż i Trojan książęta na bramie wszyscy siedzieli.
Oni ujrzawszy Helenę ku bramie postępującą,
„Jakże tu za złe mieć Trojanom i zbrojnym Achajom,
Że dla takiéj niewiasty czas długi znoszą przykrości,
Która postacią bogini równa się nieśmiertelnéj.
Mimo to chociaż tak piękna, w okrętach niechaj powraca,
Tak rozmawiali, lecz Priam Helenę głosem przywołał:
„Chodźże tu dziecię kochane i bliżéj koło mnie usiądź,
Abyś męża pierwszego widziała, przyjaciół i krewnych;
Tyś mi nie zawiniła, wszystkiemu winni bogowie,
Teraz mi nazwij owego męża postawy ogromnéj,
Cóż to za jeden ten mąż Achajski tak wielki i dzielny:
Wprawdzie widzę i innych, co więksi o głowę od niego;
Ale tak urodziwego nigdym na oczy nie widział,
Jemu Helena w te słowa odrzeknie, boska wśród niewiast:
„Teściu mój drogi, szanowny mi jesteś, lecz lękam się ciebie;
Niechby mi raczéj się zgon podobał straszny, nim tutaj
Poszłam za twoim synem i krewnych i dom opuszczając,
Ale się stało inaczéj i teraz ginę ze smutku.
Teraz ci zaś wytłómaczę o co mnie pytasz i badasz;
Jestto Atreusa syn Agamemnon, pan wiele możny,
Dobry zarówno król jak i dzielny na kopie wojownik.
Rzekła, a starzec się jeszcze dziwował i znów się odezwie:
„Szczęsny Atrydo! losu wybrańco z pod gwiazdy szczęśliwéj,
Tak że to wielu młodzieży Achajskiéj tobie podlega!
Dawniéj gdy szedłem wyprawą do Frygii winem obfitéj,
Harcujących, Otrea i bogom równego Mygdona
Wojska, stojące obozem nad Sangaryaja brzegami;
Będąc albowiem z niemi w sojuszu, liczyłem się do nich,
W on dzień gdy amazonki do mężów podobne napadły;
Znowu atoli Odyssa ujrzawszy, zapyta staruszek:
„Teraz i tego mi nazwij, córeczko; cóż to za jeden,
Któren od Agamemnona Atrydy o głowę jest mniejszy,
Szerszy atoli w ramieniach i piersią wydaje się tęższym.
Sam zaś podobnie jak baran szeregi mężów lustruje;
Z trykiem grubo wełnistym zaprawdę bym go porównał
Kołującym po stadzie świecących wełną owieczek.“
Odpowiedziała mu na to Helena ze szczepu Diosa:
Któren z Itackiéj krainy skałami sterczącéj pochodzi;
Znane mu wszelkie fortele, a cięty rozumem i sprytem.“
Wtedy dorzucił do mowy niewiasty roztropny Antenor:
„O! niewiasto, zaprawdę niepłonne słowo wyrzekłaś;
Z twego powodu wysłany, wraz z Menelajem odważnym;
Wtedy ich ugaszczałem i w domu przyjąłem uczciwie,
Powierzchowność i spryt przenikliwy ich obu poznałem.
Kiedy się oni do koła zebranych Trojan wmięszali,
Gdy zaś usiedli Odyssej wydawał się więcéj poważnym,
Potém swojemi podstępy i mowy wikłać poczęli;
Wtedy, zaprawdę, Menelaj pobieżnie tylko przemawiał,
Krótko ale dobitnie, bo niebył on wielemownym,
Kiedy zaś powstał na nogi Odyssej w pomysły obfity,
Stanął i patrzał przed siebie, ku ziemi oczy wlepiwszy,
Berłem zaś ani w tył ani naprzód wcale nie ruszył,
Lecz nieruchomo je trzymał, podobny do człeka prostego;
Wtedy dopiéro, gdy głosu wielkiego z piersi wydobył,
Słowa zaś gęsto padały jakoby śnieżna zadymka,
Wtedyby żaden człek inny z Odyssem się nie mógł porównać.
My zaś byśmy się jego postaci nietyle dziwili.“
„Któż zaś znowu ten mąż Achajski wysoki i butny,
Górujący nad wszystkich Argejów ramiony i głową?“
Z powłoczystemi szatami Helena boska odpowie:
„Ten to Ajas potężny, najlepsza zapora Achajów,
Stoi do boga, a wodze kreteńscy go otaczają
Wiele go razy ugaszczał Menelaj w boju odważny
W naszém domostwie, gdykolwiek od Krety do nas przybywał.
Teraz i innych Achajów dostrzegam śmiało patrzących,
Dwóch jednakże przywódzców narodu dojrzeć nie mogę,
Polydewkesa z Kastorem, ten z koni, ów sławny z kułaka.
Moich rodzonych braciszków, bo jedna nas matka rodziła.
Czyżby nie nadciągnęli od Lacedemony uroczej?
Może już teraz niezechcą z mężami się w boju potykać
Hańby i wstydu mnogiego, co na mię spada, się bojąc?“
Tak mniemała, lecz ich już ziemia rodząca pokryła
Właśnie w Lacedemonie ich drogiéj ziemi ojczystéj.
Jagniąt dwoje i wino rzetelne, co ziemia wydała,
W miechu ze skóry baraniéj; Idaios keryks, błyszczący
Dzbaniec za sobą przynosi, do tego złociste puhary;
Blizko staruszka stanąwszy takiémi go słowy pobudzi:
„Laomedontyadesie powstawaj, wołają najlepsi
Z Trojan, co końmi harcują i z miedzią okrytych Achajów;
Żebyś się udał w równinę, by wierne przymierza zawierać.
Aleksandros atoli i w boju dzielny Menelaj
Dzidy długiemi z porodu niewiasty się będą potykać;
Inni zaś zgodę poręczą i wierne przysięgi składając,
My w urodzajnéj Troi mieszkajmy, a ci niech do Argos
Koniorodnego wracają i kobiét uroczych Achajskich.“
Rzekł; przestraszył i się starzec i wraz towarzyszom rozkazał
Wsiadł do powózki Priam i lejce ku sobie pociągnął,
Obok niego Antenor prześliczne zajął siedzenie.
Rącze więc konie w równinę przez Skajską bramę kierują.
Kiedy atoli przybyli pomiędzy Achajów i Trojan,
W środku pomiędzy Trojany i Achajami kroczyli.
Zerwał się na ich przybycie wódz mężów, książe Atrydes;
Powstał Odyssej przebiegły, a wnet szlachetni keryksy
Wierne składają przysięgi dla bogów, i wino w kraterach
Syn Atreusa dobywszy rękoma noża ostrego,
Któren zawsze mu wisiał przy wielkiej pochwie od miecza,
Wełnę na głowach baranów oberżnął, a potém keryksy
Między najlepszych z Achajów i Trojan takową rozdzielą:
„Zewsie rodzicu przesławny, najwyższy co w Idzie królujesz!
Słońce co wszystko oglądasz, i słyszysz dokładnie o wszystkiém,
Rzeki, ziemio i wy, co ludzi w otchłani będących
Jeszcze po śmierci karzecie za krzywo złożone przysięgi,
W razie, że Menelaosa zabije nam Aleksander,
Niechże zachowa Helenę, i skarby wszelakie zabiera,
My zaś do domu wracajmy w okrętach po morzu bieżących;
Jeśli zaś Aleksandra zabije płowy Menelaj,
Zaś Argejom wypłacą nagrodę jak się należy,
Żeby z niéj mogli korzystać i ludzie co późniéj żyć będą.
Jeśliby zaś mi za winę i Priam i Priama dziatwa
Zadość uczynić nie chcieli, gdy Aleksandros polegnie,
Tutaj zostając tak długo, aż wojny wypadek nastąpi.“
Rzekł i srogiém żelazem podrzyna karki baranom;
I na ziemi układa drgające jeszcze ofiary,
Tchu pozbawione, bo siłę przecięło ostre żelazo.
Pokrapiają i bogów, żyjących wiecznie, błagają.
Wtedy się głosy odezwą z pomiędzy Achajów i Trojan:
„Zewsie przesławny, największy i inni bogowie nieśmiertni!
Którzy najpierwsi z nas przeciwko przysiędze zawinią,
Samych, i dzieci, z żony niech obcym będą poddane.“
Tak mówili lecz Kronion bynajmniéj ich mowy nie słuchał.
Wtedy się Priam Dardanid słowami do nich odezwie:
„Teraz Trojanie słuchajcie i w zbroje okuci Achaje!
Nie przeniosę albowiem na sobie oczyma oglądać
Syna drogiego potyczkę z odważnym Menelaosem;
Tylko jednemu Zewsowi wiadomo i bogom przedwiecznym,
Dla którego z obydwu śmiertelny los przeznaczony“.
Rzekł i ułożył w siedzeniu jagnięta mąż bogorodny,
Zajął i sam w niém miejsce i lejce ku sobie pociągnął;
Z boku zaś jego Antenor prześliczne zajął siedzenie.
Razem więc nawróciwszy, do Ilion z powrotem zdążają;
Hektor atoli Priama syn i boski Odyssej
Losy przyjąwszy, w szyszaku spiżowym potrząsną, by wiedzieć,
Któren z nich pierwszy z kolei ma godzić włócznią śpiżową.
Modli się naród i ręce ku bogom podnoszą do góry;
Wtedy się głosy odezwą zpomiędzy Achajów i Trojan:
Któren do kłótni, co między nimi powstała, dał powód,
Temu daj by zginąwszy, zatonął w domie Hadesa,
Nam zaś użycz i zgody i dotrzymania przysięgi.“
Tak się modlili, a Hektor o powiewającym szyszaku
Oni natenczas siadają rzędami, gdzie stały każdego
Konie o lekkich kopytach i zbroje ozdobne leżały;
Wdziewa więc zbroję na siebie, i cały piękny rynsztunek
Boski Aleksandr, mąż Heleny o pięknych warkoczach.
Piękne, gwoździkami srebrnemi na kostce zdobione;
Pancerz atoli następnie do piersi przystosowuje,
Lykaona swojego braciszka, był prawie na niego.
Miecz nabijany srebrem, stalowy, na silne zawiesił
Czoło wyniosłe nakrywa przyłbicą wytwornéj roboty,
Z grzywą końską a buńczuk od góry groźnie powiewał.
Chwycił za tęgi swój oszczep, co dobrze się dłoni nadawał;
Potém tak samo Menelaj waleczny zbroję przywdziewa.
Wystąpili na środek pomiędzy Achajów i Trojan,
Groźnie spoglądając; ogarnął przestrach patrzących
Trojan, co końmi harcują, i miedzią okrytych Achajów.
Wreszcie w pobliżu od siebie na placu zmierzonym stanęli
Pierw Aleksander oszczepem ciągnącym cień poza sobą
Rzucił i w tarczę Atrydy ugodził, gładko wykutą;
Spiżu atoli nie przebił, bo koniec spisy na tarczy
Hartowanéj się ugiął. Następnie oręż podnosi
„Daj mi Diosie ukarać onego, co pierwszy mnie skrzywdził,
Aleksandra boskiego, bym dłonią mą go pokonał,
Aby się każden obawiał i z ludzi później żyjących,
Krzywdzić ugaszczającego, co w zaufaniu go przyjął.“
I w Priamidy tarczę ugodził gładko wykutą.
Nawskróś tarczę świecącą przebiła włócznia potężna,
Również i łuski pancerza roboty misternéj przeszyła;
Tuż ponad brzuchem i chiton przecięła dzida na wylot :
Wtedy Atrydes dobywszy oręża o srebrném okuciu,
Zamierzywszy się, ciął w sam guzik od hełma; od razu,
W troje i w czworo się klinga rozprysła i z rąk mu wypadła.
Jęknął natenczas Atrydes na niebo spojrzawszy szerokie:
Chciałemci ja Aleksandra za niegodziwość ukarać,
Teraz atoli mi w rękach się szabla złamała, a włócznia
Z dłoni napróżno skoczyła i nawet go zranić nie mogłem.“
Rzekł i skoczywszy ku niemu za grzywę od hełma uchwycił;
Szyję gładziutką tamtego naszyty ściskał rzemyczek,
Któren pod brodą zawiązał dla przymocowania szyszaka.
Byłby go wywlókł i tém niezmierną chwałę pozyskał,
Żeby nie była dostrzegła Diosa córa Afrodys;
Próżna więc tylko przyłbica zawisła na dłoni żylastéj.
Nie zakręcił dokoła bohatér i cisnął pomiędzy
Dobrze zbrojonych Achajów, druhowie ją mili podnieśli.
Natrze powtórnie, koniecznie go pragnąc ubić śpiżową,
Łacno, boć to bogini, i w gęstéj mgle go ukryła,
Potém unosi i sadza w sypialni woniami pachnącéj.
Sama zaś idzie by wołać Helenę; zastaje ją właśnie
Na wieżycy wysokiéj, a wkoło niéj wiele Trojanek.
I w postaci staruszki podeszłéj wiekiem przemówi,
Staréj prząśniczki; Helenie gdy w Lacedemonie mieszkała
Wełnę czesała puszystą i miłą jéj była najwięcéj.
W takiéj postaci bogini Afrodyta jéj rzeknie:
„Za mną idź, Aleksander cię woła, byś do dom wracała.
Siedzi na teraz w sypialni na łożu misternie rzeźbioném,
Świecąc urodą i szaty i nigdybyś nie uwierzyła,
Że dopiéro co z boju powraca; lecz jakby do tańców
Się wybierał, lub tańczyć przestawszy, odpoczął na chwilę.“
Ona jednakże ujrzawszy bogini szyję prześliczną,
Piersi budzące pragnienie i oczy płomieniem świecące,
Lęka się w duszy, a potém wygłasza słowo i rzeknie:
„Dziwna bogini, dla czegóż mnie pragniesz i teraz uwodzić?
Zaprowadzisz, do Frygii, czy téż do Meonii uroczéj,
Jeśli i tam masz kochanka u ludzi językiem mówiących?
Że Aleksandra boskiego Menelaj obecnie zwyciężył,
I choć znienawidzoną do domu mnie zabrać zamierza,
Osiądźże przy nim samym i boskich zaniechaj zwyczajów,
Niechże już nigdy twa noga nie stanie w Olimpu podwojach,
Tylko nad onym się zawsze rozkwilaj i miéj go na pieczy,
Póki cię kiedyś za żonę nie pojmie lub za niewolnicę.
Łoże onemu gotować, bo tylko by późniéj Trojanki
Wszystkie ze mnie szydziły; już dosyć mam smutku gorzkiego.“
Afrodyte bogini odrzecze jéj na to zgniewana:
„Draźnić mnie nie śmiéj zuchwała, bym w gniewie cię nieopuściła,
Między obiema stronami zgotuję ja straszne nieszczęścia
Danaom i Trojanom, a ciebie doczeka los ciężki.“
Tak mówiła; Helena ze szczepu Diosa się zlękła;
Lice przykrywszy zasłoną ze tkanki, srebrzystéj odeszła
Milcząc, przed Trojankami ukryta; bogini szła naprzód.
One gdy w Aleksandra mieszkanie wspaniałe wstąpiły,
Zaraz do swojéj roboty się obróciły służące,
Ona zaś boska niewiasta na górną wyszła sypialnią.
Afrodyte bogini o słodkim uśmiechu podjąwszy
Tamże usiadła Helena, egidodzierżcy Diosa
Córa, i z odwróconemi oczyma łajała małżonka:
„Powrociłeś z potyczki, bodajbyś zginął na miejscu,
Bohaterowi uległszy, co był moim pierwszym małżonkiem.
Będziesz i władzą i dłonią i rzutem oszczepu silniejszym;
Ale ty idź Menelaja śmiałego teraz wyzywać,
Żeby powtórnie z nim w boju się mierzyć; atoli ci radzę,
Byś od tego odstąpił i nadal naprzeciw płowego
Nierozważnie, byś rychło pod jego dzidą nie skonał.“
W odpowiedzi jéj na to w te słowa Parys odrzecze:
„Nie zakłócaj mi duszy, kobiéto, gorzkiemi obelgi,
Prawda że teraz był górą Menelaj z Ateny pomocą.
Teraz atoli miłości na łożu miękkiém użyjmy;
Nigdy mnie bowiem zaiste pragnienie tak nie ogarnęło,
Nawet i wtedy gdy najpierw z Lacedemony uroczéj
Ciebie porwawszy, uniosłem na łodziach po morzu bieżących,
Także i teraz cię kocham i słodkie mi budzisz pragnienie.“
Rzekł i do łoża się zbliżył, a za nim poszła małżonka.
Oni tedy na łożu rzeźbioném odpoczywali.
Lecz Atrydes po tłumach, jak zwierz drapieżny się kręcił,
Żaden atoli z Trojan lub sojuszników przesławnych,
Menelajowi dzielnemu Aleksandra wskazać nie umiał.
Pewnoby jego z przyjaźni nie skryli, gdy którenby zoczył,
Równie bowiem jak śmierć, był wszystkim znienawidzonym.
„Teraz Trojanie słuchajcie, Dardany i wy sojusznicy!
Po Menelaja stronie się okazało zwycięztwo,
Zatém oddajcie Argejską Helenę, a z nią i klejnoty,
Niemniéj składajcie nagrodę, stosownie jak do was należy,
Tak przemówił Atrydes, pochwala to reszta Achajów.
Na złocistych podłogach, pomiędzy nimi dostojna
Hebe nektarem częstuje; zaś oni złotemi czarami
Piją jedni do drugich na miasto Trojan się patrząc.
Słowy przykremi, więc tak z przycinkiem się do nich odezwie:
„Dwie Menelaja boginie zaprawdę mają na pieczy,
Here Argejska i niemniéj Alalkomenejska Athene.
Ale z daleka od niego siedząc patrzeć na niego
Zawsze tamtemu pomaga, od Kiery go broniąc złowrogiéj.
Wyratowała go teraz, gdy sądził że zginąć mu przyjdzie.
Teraz atoli zwycięztwo przy dzielnym jest Menelaju;
My więc obmyśleć musiemy co począć z temi dziełami,
Wzbudzić, czy téż do zgody się między niemi przyczynić.
Jeśli się tedy to wszystkim podoba i bodzie do smaku,
Niechże i nadal zamieszkan będzie gród Priama króla,
Zaś Helenę Argejską Menelaj do domu prowadzi.“
Blizko przy sobie siedziały, Trojanom biedę gotując.
Cicho siedziała Athene i słowa jednego nie rzekła
Sierdząc się na Diosa i passya ją dzika trawiła;
Here zaś gniewu nie mogąc pomieścić w piersi wyrzecze:
Chcesz więc bym nadaremnie, bez celu mą pracę łożyła
Potem oblawszy się z pracy? i moje rumaki zmęczywszy
Wojsko i naród gromadząc na zgubę Priama i dziatwy.
Działaj że; ale my inni bogowie się na to nie zgodzim.“
„Dziwna! czémże więc tobie i Priam i Priama dziatwa,
Tyle na złość uczynili, że tak pożądasz gorąco
Ilion miasto o domach wspaniałych wyniszczyć do szczętu?
Żebyś ty się dostawszy do bram i murów obszernych
Razem z innemi Trojany, twój gniew by się może ukoił.
Róbże jak ci się podoba, by z tego na później nie było
Kłótni lub wielkiéj niezgody pomiędzy nami obojgiem.
Ale ci zapowiadam i dobrze to chowaj w pamięci;
Zkąd pochodzą mężowie co leżą tobie na sercu,
Żebyś nie hamowała mi gniewu i dała mi spokój:
Teraz na twoje przystałem, choć prawda z niewielką ochotą.
Ile ich bowiem pod słońcem i widnokręgiem gwiaździstym,
Z nich najwięcéj mi w sercu jest drogą święta Iliona,
Oraz i Priam i naród Priama do kopii dzielnego.
Nigdy mi na ich ołtarzach nie brakło wspólnéj biesiady,
Ani téż z wina i zwierząt ofiary na cześć mi złożonéj.“
„Mnie najbardziéj ze wszystkich są grody trzy ukochane,
Sparta, Argos, i wreszcie Mykena szerokouliczna;
Zburz je sobie, gdy kiedy ci serce do gniewu pobudzą;
Bronić ich wtedy nie myślę, i tobie przeszkadzać niebędę.
Nic złą wolą nie wskóram, boć wiele jesteś możniejszym.
Ale należy by moje staranie bez celu niebyło;
Boć jam także jest bogiem i ród mi tenże co tobie,
Skryty zaś Kronos mnie spłodził bym była godnością najwyższą,
Zowię się, ty zaś wszystkiemi bogami rządzisz wiecznemi.
Zatém sobie nawzajem będziemy ustępowywali,
Raz ja tobie, ty małe, zaś inni pójdą za nami
Wieczni bogowie; lecz ty co rychło nakaż Athenie,
Kusząc, ażeby Trojanie przeciwko Achajom przemożnym,
Rozpoczęli zaczepkę i pierwsi złamali przysięgę.“
Rzekła; lecz ojciec bogów i ludzi nie był przeciwnym.
Więc do Atheny odrazu w skrzydlate odezwie się słowa:
Skusić, ażeby Trojanie przeciwko Achajom przesławnym
Rozpoczęli zaczepkę i pierwsi złamali przysięgę.“
Temi słowami pobudził i tak już ochoczą Athenę;
Wnet ze szczytów Olimpu wysokich, puszcza się pędem
Która przyświeca na znak żeglarzom lub wojsku narodów
Jasno, iskrami licznemi rzucając w swoim pochodzie.
W téj postaci na ziemię spuściwszy się Pallas Athene,
Nagle skoczyła do środka; przejęła trwoga patrzących
Wtedy to widząc niejeden się tak do sąsiada odezwie:
„Znowuć i teraz wojna złowroga i wrzawa okrutna
Będzie, albo i zgodę pomiędzy stronami położy
Zeus, co władzę nad wojną pomiędzy ludźmi piastuje.“
Ona zaś w męża postaci do zgiełku Trojan się wmięsza,
Antenorydy Pajdoka, tęgiego na dzidy wojaka,
Wyszukując Pandara boskiego, i zdybać go pragnąc.
Lykaonidę silnego, nieskazitelnego znajduje
Wojska, które od nurtów Ajzepa za nim ciągnęło.
Tuż koło niego stanąwszy lotnemi odezwie się słowy:
„Czybyś mi teraz zaufał Lykaona synu waleczny?
Żebyś to lotną strzałą ugodzić śmiał Menelaja,
A najwięcéj ze wszystkich dla Aleksandra książęcia.
Pierwszy byś pewno pozyskał od niego dary wspaniałe,
Gdyby on téż Menelaja Atreusa syna obaczył,
Twym przeszytego pociskiem na srogi stos złożonego.
Ślubuj Apollinowi celnemu co z Lykii pochodzi,
Hekatombę wspaniałą poświęcić z owiec wybranych,
Kiedy powrócisz do siebie do grodu Zeleji świętego.“
Rzekła Athene i serce nierozważnego skłoniła.
Kozła, którego sam był kiedyś w piersi ugodził,
Schodzącego ze skały, zoczywszy go na zasadzce,
W piersi go strzelił, a tenże na wznak się na skale przewrócił.
Dłoni szesnaście wysokie mu z głowy rogi wyrosły;
Potém obrobił dokładnie i złote spojenie przyczepił.
Naciągnąwszy takowy starannie oparł na ziemi,
Wkoło zaś niego trzymali szlachetni druhowie swe tarcze,
By nie natarli pierwéj Achajów synowie waleczni,
Wtedy on wieko podnosi kołczana i strzałę wybiera,
Nieostrzelaną, pierzastą zwiastuna czarnych boleści;
Wnet do cięciwy dokładnie przykłada strzałę złowrogą,
Apollinowi celnemu co z Lykii pochodzi ślubuje
Kiedy powróci do siebie do grodu świętéj Zelei.
Potém wspólnie za karb i cięciwę chwyciwszy wołową,
Aż do brodawki cięciwę przysunął, zaś ostrze do łuku.
Wreszcie gdy ściągnął łuk że aż się nagiął do koła,
Ostrokończysta, by lotnie się w środek tłumu zapuścić.
Lecz Menelaju szczęśliwi bogowie pamiętni o tobie,
Wieczni, a córa najpierwsza Diosa co łupy gromadzi,
Która przy tobie stanąwszy śmiertelną strzałę odwróci.
Muchę z dziecięcia odgania, gdy słodkim senkiem spoczywa,
Ona ją w miejsce atoli zwróciła, gdzie sprzączki od pasa
Złote się schodzą, i gdzie podwójnie pancerz się składa.
Strzała raniąca utkwiła w rzemieniu szczelnie dopiętym,
Również i pancerz roboty misternéj na wylot przeszywa,
Wreszcie nawiązkę co skórę od rzutu oszczepów osłania,
Ona go głównie chroniła, lecz także ją strzała ruszyła.
Tylko tam koniec strzały wojaka skórę podrasnął;
Równie jak z Karyi niewiasta lub téż z Meonii słoniowe
Kości purpurą nakrapia, na końskich cugli ozdobę;
Złoży je potém w sypialnię, a wieleby jeźdzców pragnęło
Zabrać takowe, lecz one na dar przeznaczone dla króla,
Tak Menelaju i tobie się krwią zbroczyły kolana,
Aż do łydek okrągłych i kostek pięknych u spodu.
Wtedy dopiero się zląkł Agamemnon książe narodów,
Kiedy zobaczył krew czarną lejącą się z rany otwartéj;
Lecz gdy sznurek i haczyk od strzały ujrzał na zewnątrz,
Dobra otucha napowrót mu w piersi się obudziła.
Do nich się więc Agamemnon odezwie ciężko wzdychając,
Menelaja za rękę trzymając; westchnęli druhowie:
Postawiwszy samego do walki za nami z Trojany.
Ciebie ranili Trojanie deptając wierne przysięgi.
Próżną jednakże nie będzie przysięga i jagniąt ofiary
Jakoż i z wina czystego i zaprzysiężone poręki.
Zrobi on swoje i późniéj, a wielu będą na własnych
Głowach karani, a niemniéj na żonach a także na dzieciach.
Wszystko to bowiem dobrze przeczuwam i w myśli i w sercu;
Przyjdzie nareszcie dzień kiedy runie Ilion święta,
Zeus Kronides atoli co rządzi wysoko w eterze,
Sam nad wami wszystkiemi egidą groźną potrząśnie,
Wiarołomstwo karając. Nie będzie to bez swego końca;
Alebym z twego powodu miał żal Menelaju bolesny,
Wstydem okryty bym wrócił do Argos o źródłach ubogich;
(Wnet sobie bowiem przypomną Achaje ziemię ojczystą)
Zostawiając na chwałę Trojanom i Priamowi,
Dziecie Argejskie Helenę; zaś twoje by kości próchniały
Jeszcze by któren się późniéj przechwalał z Trojan zuchwałych
Wyskakując na grób Menelaja ze sławy głośnego:
,Bodajby tak Agamemnona gniew się na wszystkiém zakończył,
Równie jak teraz nadarmo Achajów szeregi prowadził,
W próżnych okrętach straciwszy dzielnego brata na wojnie!‘
Tak by mówili; a wtedy niech wielka mnie ziemia pochłonie.“
Jemu otuchy dodając odezwie się płowy Menelaj:
„Bądź odważnym i wcale się nie bój o naród Achajski.
Chronił mnie pas ozdobny, od spodu zaś dzielnie okuta
Blachą przepaska, dzieło nad którem płatnerz pracował.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź potężny król Agamemnon:
„Bodajby tak się stało o Menelaju mój drogi.
Leki, po których ci może sfolgują czarne boleści.“
Rzekł i zaraz Talthybia keryxa boskiego zawoła:
„Sprowadź że mi Talthybiu Machaona tutaj co prędzej,
Syna zacnego Asklepia, lekarza nieskazitelnego,
Biegły go jakiś łucznik ugodził strzałą, Trojański,
Albo Lykijski dla siebie na chwałę, lecz nam na żałobę.“
Rzekł; usłyszawszy rozkazu się Keryx wcale nie wzbraniał,
Ale co prędzej do zgiełku pancernych Achajów się puścił,
Stojącego, a z nim szeregi zuchwałe z tarczami
Wojska, co za nim z Tryki rodzącéj konie dążyło.
Tuż koło niego stanąwszy lotnemi zagadnie go słowy:
„Synu Asklepia przybywaj, bo woła cię król Agamemnon,
Biegły go jakiś łucznik ugodził strzałą, Trojański,
Albo Lyjkijski dla siebie na chwałę lecz nam na żałobę.“
Tak powiedział i serce do żywa mu w piersi poruszył;
Zatem puszczają się w tłumy szerokim obozem Achajskim.
Leżał zraniony (a przy nim się zgromadzili najlepsi
Wkoło) pomiędzy nich mąż boskiej postaci się wmięszał,
Z pasa przylegającego mu strzałę wyciągnął od razu,
Za wyciągniętą strzałą wylazły ostre haczyki.
Blachą okutą nawiązkę, płatnerza dzieło misterne.
Obejrzawszy zaś ranę gdzie sroga strzała trafiła,
Wyssał krew i maście gojące na ranę przyłożył
Biegle: Cheiron je ojcu życzliwie kiedyś udzielił.
Już nacierają Trojanie w szeregach tarczami okrytych,
Zbroje zaś tamci napowrót przywdziali gotowi do walki.
Wtedy ospałym nie ujrzysz Agamemnona boskiego,
Ani z bojaźni ukrytym, lub nie ochoczym do walki,
Konie bowiem i wóz opuścił od miedzi kapiący,
Które mu giermek na stronie oblane potem pilnował,
Ptolemaja Pejrydy potomek, Ewrymed bohatér;
Jemu nakazał się trzymać w bliskości, na ten przypadek
On zaś pieszo się udał by hufce mężów lustrować.
Szybko jeżdżących Danajów gdy ujrzał ochoczych do walki.
Zatrzymując się przy nich słowami odwagi dodawał:
„Nie ustawajcie Argeje nacierać silnym impetem;
Ale którzy najpierwsi przeciwko przysiędze czynili,
Owych ciała z pewnością żarłoczne sępy rozszarpią;
Lube ich zaś małżonki i niemowlęta maluczkie
Uprowadzimy w okrętach, jak tylko miasto zdobędziem.“
Tych co zmieściło się łajał pełnemi gniewu słowami:
„Czyliż wam nie wstyd Argeje, wy tchórze, z daleka walczący?
Cóż tak oszołomieni stoicie jakoby koźlątka,
Które po szybkim biegu po długiéj równinie ustały,
Oszołomieni zarówno i wy stoicie bez walki.
Chcecież doczekać aż blisko Trojanie dojdą, gdzie statki
Piękne się rozpostarły nad morza sinego wybrzeżem,
Żeby zobaczyć azali was dłonią zasłoni Kronion?“
Wpada na Kreteńczyków, zbrojnemi hufcami przechodząc.
Oni się zwartym szeregiem skupili przy Idomeneju;
Przodem nacierał Idomen, podobny siłą do dzika,
Merion zaś od tylu prowadził falangi do walki.
Zaraz do Idomeneja się z mową odezwie serdeczną:
„Idomeneju najbardziej cię cenię z konnych Danajów,
W boju zarówno, jak niemniej do dzieła każdego innego,
Równie do uczty gdy wino przejrzyste oznakę godności,
Chociaż bowiem powszechnie Achaje bujnokędzierni
Piją tylko do miary, twój kielich zawsze jest pełny,
Jakoż i mój, by łyknąć jak tylko przyjdzie ochota.
Teraz uderzaj do walki, pamiętny dawnéj twéj sławy“.
„Wiernym druhem zaprawdę ci będę na zawsze Atrydo,
Również jako i dawniéj przyrzekłem i obiecywałem;
Ale ty innych pobudzaj Achajów bujnokędziernych,
Żeby walczyli co prędzéj ponieważ się przeniewierzyli
Wskutek iż wykroczyli najpierwsi mimo przysięgi.“
Rzekł; a daléj postąpił z radością w duszy Atrydes.
Wszedł i na obu Ajaxów przechodząc zbrojne szeregi;
Byli gotowi, a z niemi szła chmara wojska pieszego.
Chmurę Zefirem rzuconą, co pędzi po nad wodami;
Jemu co stoi opodal wydaje się czarna jak smoła,
Po nad morzem lecąca, i burze liczne przynosi;
Zląkł się tego widoku, i trzodę w jaskinię zapędził;
Do straszliwéj potyczki się zwarte cisną szeregi,
Sine, stérczące dokoła tarczami i spisy długiémi,
Równie i tych zobaczywszy ucieszył się król Agamemnon.
I zwróciwszy się do nich odezwie się słowy lotnemi:
Wam (nie wypada mi nawet pobudzać) rozkazów nie daję,
Sami bo zachęcacie naród by walczył odważnie.
Żeby to Zeusie rodzicu, Apollinie, można Atheno!
Takim duchem odważnym by wszyscy byli przejęci,
Dłońmi naszemi zdobyte i srogo zniszczeniem skarane“.
Rzekłszy to ich pozostawił i znów się do innych obróci.
Wnet mu się Nestor nawinął Pylonów rajca wymowny,
W rzędy wojsko ustawiał i silnie do walki zagrzewał,
Stali, Chajmon odważny i Bias pasterz narodów.
Konne wojsko na przedzie postawił z taborem i końmi,
Zaś od tyłu piechurów szykuje licznych i dzielnych,
Jako zaporę waleczną w potyczce; najgorszych do środka,
Najprzód wojska na wozach napomniał wyraźnym rozkazem,
Konie trzymać na wodzy i w tłumy się nagle nie puszczać.
„Sztuce woźniczéj niech nikt i własnéj odwadze dufając,
Sam nie wysuwa się naprzód w pragnieniu walki z Trojany,
Jeśli kto z wozu własnego dosięgnie innéj powrózki,
Niechaj dzidą uderzy, bo wtedy jest siła największa.
Tak zdobywali przodkowie i grody i mury warowne,
Równą w piersiach odwagę i męztwo w sercu chowając“.
Również i jego zoczywszy ucieszył się król Agamemnon
I do niego zwrócony w skrzydlate odezwie się słowa:
„Żebyć to stary, tak samo, jak w lubém sercu odwaga,
Nogi ci jeszcze służyły, a siłyś miał niezachwiane.
Inny brzemię jéj nosił, a tyś do młodszych należał.“
Na te słowa mu Nestor Gereński witeź odrzecze:
„Również i ja bym pragnął Atrydo być takim jak wtedy,
Kiedym to w bitwie pokonał Erewthaliona boskiego.
Byłem ci dawniéj młodym, a teraz mi starość doskwiera.
Będę i tak towarzyszył konnicy i dawał rozkazy
Słowem i radą; boć takim jest owoc zaszczytny starości.
Niech dokazuje dzidami ta młodzież, która odemnie
Rzekł; a daléj postąpił z radością w duszy Atrydes.
Syna Peteja spotyka Menestha co końmi harcuje;
Stał, Atheńczycy przy nim świadomi krzyków bojowych;
Ale najbliżéj nich Odyssej czekał przebiegły,
Stały, bo nieusłyszały ich wojska jeszcze pobudki,
Świeżo albowiem ze sobą się spotykały falangi,
Trojan koni poskromców i dzielnych Achajów; czekali
Stojąc, azaliby inny Achajów hufiec nadchodząc,
Ich Agamemnon ujrzawszy się zgniewał książe narodów,
I zwróciwszy się do nich w skrzydlate odezwie się słowa:
„O Peteona synu książęcia bogorodnego!
Oraz i ty podstępny co w chytrych celujesz zabiegach,
Toćby wam należało stawając pomiędzy pierwszemi,
Obces naprzeciw piekącéj zamieszki odważnie się rzucić;
Do biesiady gdy wołam, to zaraz mnię pierwsi słyszycie,
Kiedy biesiadę dla starszych Achaje przyładujemy.
Wina jak miód słodkiego wychylać ile się zmieści;
Teraz przyjemno wam czekać, chociażby i z dziesięć oddziałów,
Poszło przed wami Achajów by walczyć ostrém żelazem.“
Rzeknie mu na to z ponurem spojrzeniem przebiegły Odyssej:
Jakto, więc my od walki stroniemy? gdy właśnie Achaje
Podżegamy do walki na Trojan co końmi harcują;
Maszli ochotę, zobaczysz jeżeli ci tak o to chodzi,
Telemacha rodzica pomiędzy pierwszemi do bitwy
Uśmiechając się na to mu król Agamemnon odrzecze,
Widząc że się obraził i zaraz cofnął swe słowo:
„Laertiadesie od bogów zrodzony Odyssie roztropny!
Wszak cię na prawdę nie łaję i napominać nie myślę;
Zachowujesz i ze mną też same myśli podzielasz.
Ale ty idź; naprawiemy to później, jeżeli coś złego
Rzekło się teraz; bogowie to wszystko nam udaremnią.“
Rzekłszy to jego zostawił i między innych się udał.
Stojącego przy koniach i wozie roboty wytwornéj,
Koło zaś niego stał Sthenelos syn Kapaneja.
Z jego widoku był nie rad potężny król Agamemnon,
I zwrócony do niego lotnemi odezwie się słowy:
Czemu się kryjesz i patrzysz za szparą pomiędzy hufcami?
Niemiał ci Tydej zwyczaju się tak z bojaźni ukrywać,
Ale przed ulubionemi druhami się z wrogiem potykał,
Jak powiadają ci, co go w dziele widzieli; co do mnie
Nie w zamiarze podboju się udał kiedyś w Mykeny,
Tylko w gościnę, by wraz z Polynejkiem naród gromadzić,
Ongi jak mieli uderzyć na święte mury Thebańskie;
Proszą ich bardzo by dano im sojuszników odważnych.
Ale się Zews nie przychylił, złowrogie znaki zesławszy.
Kiedy się tedy wybrali i w dalszą drogę ruszyli,
Poszli nad Azop sitowiem obrosły i trawy żyznemi;
Tam Achaje Tydeja wysłali jako posłańca.
Ucztujących w pałacu Eteoklesa potęgi.
Tamże acz obcy się nie bał Tydej co końmi kieruje,
Będąc sam jeden pomiędzy wieloma Kadmejonami,
Ale do walki na próbę ich wyzwał i w każdéj zwyciężył
Rozgniewani Kadmeje, co konia ostrogą spinają,
Wracającemu zasadzkę ukrytą gotują, prowadząc
Pięćdziesięciu młodzianów, a dwóch z nich było na czele,
Majon Chajmonides niebianom dorównywający,
Ale i tym przeznaczenie sromotne Tydej zgotował;
Wszystkich zabił, jednego samego do domu odesłał;
Tylko Majona wypuścił, ufając boskim wyrokom.
Takim był Tydej Etolczyk, lecz syn jak widzę się gorszym
Skończył lecz nic mu na to nie odrzekł silny Diomed,
Bo się obawiał nagany książęcia poważanego,
Ale się wmięszał syn Kapaneja głośnego ze sławy:
„Fałszu nie gadaj Atrydo boć dobrze ci prawda wiadoma.
Wszak zdobyliśmy Thebę, warownię o bramach siedmiorgu,
Chociaż nieliczne pod mury Aresa wojsko prowadząc,
Ufni w boskie wyroki i dzielną pomoc Diosa;
Tamci ulegli zgubie na skutek swéj niebaczności.
Wtedy z ponurem spojrzeniem się ozwał silny Diomed:
„Drogi mój siedź w milczeniu i słowa mojego usłuchaj.
Niemam się o co gniewać na Agamemnona, pastérza
Ludów, że łydookutych Achajów do walki zagrzéwa;
Trojan w końcu zwyciężą i świętą Ilionę zdobędą;
Wielką zaś klęskę by poniósł na skutek porażki Achajów.
Zatem do dzieła my obaj zacięcie do walki się bierzmy.“
Rzekł i z powózki natychmiast zeskoczył na ziemię z rynsztunkiem;
Nawet i nieustraszony by przed nim trwodze się poddał.
Równie jak fala morska naprzeciw głośnego wybrzeża
Kipi gęstemi bałwany, od spodu Zefirem ruszona;
Najprzód z dala na morzu się burzy, atoli następnie
Skałę do szczętu obtoczy i pianą słoną wybuchnie;
Takoż i gęsto po sobie Danajów się cisną falangi
Bezustannie do walki. Swych ludzi każden prowadzi
Z wodzów; lecz oni spokojnie suwają (że anibyś myślał,
Milczkiem, lękają się bowiem dowódzców; a koło nich wszystkich
Zbroje świéciły barwiste któremi odziani dążyli.
Zaś Trojanie jak owce w zagrodzie męża bogacza
Nieprzeliczone stanęły, gotowe dać mleko w udoju,
Również w obozie Trojańskim rozlega się wrzawa széroko;
Bo nie ten sam u wszystkich był głos i mowa nie jedna,
Ale się język mięszał, bo z różnych stron byli ludzie.
Jednych poruszył Ares, tych znów sowiooka Athene,
Mordującego męże Aresa druchna i siostra;
Ona z początku malutka się wszczyna, atoli następnie
Głową aż nieba dosięga, stąpając zarazem po ziemi.
Również i wtedy niezgodę powszechną pomiędzy nich rzuci,
Oni w impecie wzajemnym gdy w jedno miejsce się zeszli,
Tarcze ze sobą się zetkną i dzidy i mężów zaciekłość
W miedź uzbrojonych, atoli paiże na środku wypukłe
Jedne z drugiemi się starły i wrzawa się wielka poczęła.
Zabijających, ginących, a krew popłynęła na ziemię.
Jak zimowe potoki ze szczytów gór spadające,
Wodę gwałtowną rzucają w dolinę gdzie spadki się łączą
Żygającego źródła, na dół głębokich parowów,
Również i za ich zetknięciem poczęły się krzyki i trwoga.
Pierwszy Antyloch porywa Trojanów męża zbrojnego,
Walczącego na przedzie Echepola syna Thalyzia;
W guzik od hełma zdobnego buńczukiem go naprzód uderzył;
Ostrze spiżowe, ciemnością mu wtedy się oczy pokryły.
Runął zarówno jak wieża w pośrodku okropnéj potyczki.
Padającego pochwycił za nogi chwat Elefenor
Chalkodonta, potomek naczelnik Abantów odważnych;
Zbroje mu zedrzeć, atoli nie długo mu trwała robota.
Trupa gdy bowiem wyciągał, Agenor dzielny zobaczył
Jako mu gdy się nachylił z pod tarczy się żebra odkryły;
Tam kończystym oszczepem go pchnął, osłabły mu członki,
Srogie Achajów i Trojan; lecz oni podobnie jak wilki
Nacierają na siebie i mąż się z mężem boruka.
Tam Telamończyk Ajas Anthemia syna ugodził,
W kwiecie żywota młodziana Simeizia, co kiedyś go matka
Kiedy z ojcami wybiegła by stada bydła oglądać;
Simoeisem go wtedy nazwano, lecz drogim rodzicom
Niewynagrodził starania i życie mu krótkie ubiegło,
Skonał on bowiem z oszczepu Ajaxa wielkodusznego.
Prawéj, przeszła na wylot przez ramie dzida śpiżowa.
On zaś jakby topola na ziemię w proch się położył,
Która w nizinie wielkiego bagniska gładko wyrosła,
Aż do samego wierzchu gałązeczkami okryta;
Ściął, by ją nagiąć na sprychy do wytwornego siedzenia,
Ona zaś długo na brzegach strumyka by wyschła poleży.
Tak Simoeisa, syna Anthemia rynsztunku pozbawił
Ajas od boga zrodzony. Na niego Antyfos w ruchoméj
Ale go chybił, zaś Leuka Odyssa druha zacnego,
W przyrodzenie ugodził, gdy trupa wyciągał na stronę;
Wraz z nim runął na ziemię i trup mu z ręki wyleciał.
Złością się w duszy zapalił Odyssej na zgon towarzysza;
Zbliżył się jak najbardziej i gładkim rzucił oszczepem
W koło się obejrzawszy. Trojanie w tył się cofnęli
Przed rzucającym mężem. Na darmo nie puścił pocisku,
Lecz bękarta Priama Demookonta ugodził,
Rozżalony o druha Odyssej go dzidą ugodził,
W skronie, na drugą stronę przez czaszkę przeszyło śpiżowe
Ostrze, a wtedy mu śmierć ciemnością oczy zasłoni.
Runął z łoskotem, a broń i rynsztunek zabrzękły w około.
Głośno Argeje krzyknęli poległych uprowadzając,
Bardziéj do przodu się jeszcze rzuciwszy. Rozgniewał się Fojbos
Na dół z Pergamu się patrząc i głośno zawoła na Trojan:
„Naprzód witezie Trojańscy, nie ustępujcie Argejom
Aby ich bronić od śpiżu, co skórę w impecie przeszywa.
Wszak nie walczy Achilles Thetydy syn pięknowłoséj,
Ale się gryzie w okrętach gniewem co serce mu trawi.“
Z miasta ich tak napominał bóg straszny; atoli Achajów
Krocząc między tłumami gdzie ujrzy nieskorych do walki.
Tam przeznaczeniu ulega Diores Amarynkeides;
Ostrym albowiem kamieniem trafiono go w kostkę na prawéj
Łydce, od rzutu męża co Thrakijczykami dowodził,
Oba ściągacze i kości mu kamień srogi na miazgę
Skruszył, zaś on się wtedy na wznak na ziemię przewrócił;
Ręce obydwie składając ku druhom lubym zwrócony,
Ducha wyzionął. Peiroos, co trafił ku niemu podskoczył,
Wypłynęły na ziemię, zaś oczy mu zaszły ciemnością.
Pierzchającego Etolczyk Thoas oszczepem dosięgnął
W piersi powyżéj brodawki, utkwiło w płucach żelazo.
Zbliżył się Thoas ku niemu i dzidę chwyciwszy donośną
Ciął go po środku brzucha i tak pozbawił go życia.
Zbroi mu zaś nie odebrał, bo druhy stanęły dokoła
Thracy z wysoką czupryną, z tęgiemi w rękach dzidami;
Oni go chociaż był mężnym, odważnym i dziarsko się trzymał
Oni tak obaj w kurzawę runęli blisko przy sobie,
Thraków jeden, a drugi Epejów miedzią okrytych
Wodze naczelni, lecz wielu poległo prócz tego wokoło.
Wtedyby mąż coby nadszedł zapewne dzieła nie zganił,
Pobojowisko przebywał, a wiodła go Pallas Athene,
Wziąwszy za rękę i broniąc od rzutu mnogich pocisków.
Wielu albowiem Achajów i Trojan w ciągu dnia tego
Rozciągnięto przy sobie zwróconych twarzą ku ziemi.
Duchem i siłą natchnęła, by jaśniał pomiędzy wszystkiemi
Argejami a ztąd mu sława szlachetna urosła.
Z jego szyszaka i tarczy promienił ogień nie zgasły,
Świeci jasnością gdy z fali się Oceanu podnosi.
Takoż od głowy i ramion strzelała mu jasność dokoła;
Ruszył się raźnie do środka gdzie ciżba walczących największa.
Między Trojany się Dares, bogaty i zacny znajdywał,
Idajosa i Fega do każdéj walki sposobnych.
Oni z osobna od innych naprzeciw niemu ruszyli
Stojąc na wozach, lecz on im pieszo czoło postawił.
Kiedy się nacierający na siebie wzajemnie zbliżyli,
Ale nad lewém ramieniem Tydejdy ostrze świsnęło
Włóczni; nie trafił go wcale; następnie żelazem wymierzył
Syn Tydeja; nadarmo nie puścił z ręki pocisku,
Ale go w środek piersi ugodził i zrucił z powózki.
Z braku odwagi, by stanąć w obronie brata co ginął;
Byłby zarówno i on przed Kierą czarną nie uszedł,
Gdyby Hefaistos nie pomógł i w mgle ukrywszy ratował,
Aby ze wszystkiém stary ciężkiemu nie uległ zmartwieniu.
Druhom takową poruczył, by ją do okrętów odstawić.
Duszy odważnéj Trojanie gdy ujrzą synów Dareta,
Tego w ucieczce, tamtego jak leżał martwy przy wozie,
Wszystkim się dusza wzburzyła, lecz sowiooka Athene
„Ares, Aresie morderco zbroczony, co mury wywracasz!
Czyż nie wypada nam samych zostawić Achajów i Trojan
W bitwie, na kogo téż Zeus nasz ojciec zwycięztwo przechyli,
Nam zaś cofnąć się w tył unikając gniewu Diosa?“
Potém go zaś posadziła nad brzegiem wysokim Skamandra.
Parli Achaje Trojan, i każden do męża się bierze
Z wodzów. Pierw Agamemnon narodów książe z powózki
Alizonów dowódzcę wielkiego Odia wyrzucił;
W środek pomiędzy ramiona, przez piersi się ostrze dobyło.
Gruchnął o ziemię aż zbroja zabrzękła na nim w upadku.
Faista Idomen atoli, potomka Bora z Meonii,
Zabił, któren przybywał z Tarny o skibie szerokiéj.
Pchnął włażącego na wóz i w prawe ramie ugodził;
Zwalił się z wozu i wtedy go cień śmiertelny ogarnął.
Zbroje mu szybko porwali druhowie Idomeneja.
W łowach atoli biegłego Skamandria, Strofia potomka,
Myśliwego dzielnego; uczyła go sama Artemis
Łowów na zwierza każdego co w lasach górzystych się chowa.
Ale Artemis ciesząca się łukiem go nie ochroniła,
Ani też celne pociski, któremi się dawniéj odznaczał;
Pierzchającego z miejsca ugodził w plecy oszczepem,
W środek pomiędzy ramiona, piersiami się ostrze dobyło.
Gruchnął o ziemię aż zbroja zabrzekła na nim gdy padał.
Syna Ferekla Tektona Merionéj życia pozbawił,
Wykonywał. Lubiła go bardzo Pallas Athene.
On téż Alexandrowi okręty gładkie wycinał,
Złego wszelkiego początek, bo zgubę Trojanom przyniosły,
Jakoż i jemu gdyż boskich wyroków poznać nie umiał.
W prawą pchnął go pachwinę a dzida przeszyła na wylot
Pęcherz i tuż nad krokiem pod kością na wierzch się dobyła.
Z jękiem padł na kolana, śmiertelna go ciemność ogarnie.
Antenora potomka Pedaja, Meges pokonał;
Równo z dziećmi drogiemi, by małżonkowi dogodzić.
Jego wyborny kopijnik Fylejdes blisko podchodząc,
Srogim oszczepem ugodził pod głowę w karku zagięcie;
Przeszło zębami żelazo i język mu spodem ucięło.
Hypsenora boskiego Ewajmonides Erypil,
Dolopidę hardego zaczepił, któren Skamandra
Był kapłanem wybranym, i bosko czczony od ludu;
Jego tedy Erypil, syn Ewajmona przesławny,
Jednym zamachem szabli mu dzielną obciął prawicę.
Ręka zbroczona na ziemię upadła, zaś oczy oboje
Purpurowa zajęła śmierć i Mojra przemożna.
Ciężko się tak ucierali w pośrodku bitwy okrutnéj.
Czyli się w mięszał w Achajskie, albo téż w Trojan szeregi.
Rzucał się bowiem w równinie podobny do rzeki wezbranej
Wody śnieżnemi, co w bystrym przebiegu tamy rozrywa;
Dłużéj utrzymać nie mogą zapory co bieg jéj ścieśniają,
W nagłym pochodzie, gdy Zeusa ulewa lunie na ziemię;
Wiele zaś pracy młodzieży w szalonym pędzie pustoszy;
Tak i pod ręką Tydejdy waliły się gęste szeregi
Trojan co placu dotrzymać nie mogli choć byli tak liczni.
Gdy po równinie się miotał i hufce przed sobą rozbijał,
Zaraz przeciwko Tydejdzie łuk obłączasty skierował;
Trafił nacierającego i w prawe go ramie ugodził,
W samo złożenie pancerza; świsnęła strzała złowroga
Na to zawołał donośnie syn Lykaona waleczny:
„Naprzód o dzielni Trojanie co konia ostrogą spinacie,
Najdzielniejszy albowiem z Achajów jest ranny, nie sądzę,
Żeby na długo wytrzymał groźnego pocisku, jeżeli
Chełpił się tak; lecz strzała polotna tamtego nie zmogła,
Ale się zwrócił i wyprost rumaków i wozu stanąwszy,
Rzeknie pospiesznie te słowa do syna Kapana Sthenela:
„Drogi mój Kapanejadzie, powstań i wyskocz z powózki,
Tak powiedział; Sthenelos wyskoczył z wozu na ziemię,
Przy nim stanął i strzałę co ramię przeszyła wyciągnął;
Krew buchnęła z pod zbroi misternie z łuski plecionéj.
Wtedy błagając przemawia Diomed o głosie donośnym:
Jeśliś kiedy, czy ojcu, czy mnie pomagała życzliwie
W bitwie okrutnéj, to dzisiaj bądź znowu życzliwą Atheno;
Daj mi ugodzić wojaka, i trafić go moim oszczepem,
Który mnie rzutem uprzedził i teraz chełpi się mówiąc,
Tak błagając się modlił; słyszała go Pallas Athene,
Członki mu lekkie uczyni i nogi i ręce od góry;
Potem zaś blisko stanąwszy lotnemi odezwie się słowy:
„Miéj odwagę Diomedzie do walki przeciwko Trojanom;
Męztwo, jak było Tydeja witezia co tarczą potrząsał.
Z oczów ci zdjęłam powłokę, co przedtém na nich zawisła,
Abyś dobrze rozpoznał pomiędzy bogiem a mężem.
Gdyby zaś któren z bogów się zjawił by z tobą się mierzyć,
Z żadnym; jeżeliby zaś Afrodyte córa Diosa
Przyszła do walki, natenczas podraśnij ją ostrem żelazem.“
Tak powiedziawszy odeszła niebieskooka Athene.
Zaś Tydejda ponownie do pierwszych się wmięszał szeregów;
To mu nateraz potrójnie odwagi przybyło, podobnie,
Jak ten lew co go pasterz, pilnując owiec wełnistych
Zranił, gdy tenże przeskoczył zagrodę, lecz zabić nie zdołał;
Silę w nim owszem rozbudził i później już trzody nie bronił,
Póki ściśnięte przy sobie nie legły wszystkie zabite,
Rozjuszony zaś tamten z głębokiej wyskoczył zagrody;
Z takim zapałem się rzucił na Trojan silny Diomed.
Tam Astynoja porywa i wodza narodów Hypeira;
Mieczem ogromnym drugiego w obojczyk ciął przy ramieniu,
Tak że rozplatał ramię od karku i na dół przez plecy.
Tych opuściwszy dogonił Abanta i Polyejda,
Eurydamanta synów staruszka co sny wypowiadał;
Obu ich bowiem przemożny Diomed rynsztunku pozbawił.
Potém Thoona i Xantha, Fainopa synów zaczepił;
Obaj się późno rodzili, on smutną zużyty starością,
Syna innego nie spłodził by mienie przy nim zostawić.
Obum Diomed, zaś ojcu zostawił żałobę i smutek,
Już ich bowiem żyjących nie przyjął z powrotem po wojnie,
Boczni zaś krewni majątek pomiędzy sobą rozdzielą.
Tamże pochwycił dwóch synów Priama Dardanidesa,
Równie jak lew co się rzuci pomiędzy bydło i skręci
Kark jałówce lub cielcu, gdy w gęstych się pasą zagajach;
Tak ich obydwóch wyrzucił z powózki Tydeja potomek,
Srogo i przeciw ich woli a potém ich obdarł ze zbroi;
Jego ujrzawszy Aeneasz gdy łamał mężów szeregi,
Ku walczącym się udał gdzie dzidy sterczały najgęściéj,
Siedząc za boskim Pandarem czy jegoby gdzie nie wypatrzył.
Lykaonidę dzielnego nieskazitelnego wyszukał;
„Gdzież twój łuk Pandarze i strzały pierzaste, gdzie sława?
Z którą się nikt nie zmierzy z tutejszych mężów, a w Lykii
Nie ma nikogo co może się chwalić że lepszym od ciebie.
Ręce do Zeusa podnosząc, bierz na cel tego tu męża,
Zdziałał, bo mężów niemało szlachetnych o zgubę przyprawił;
Byle to nie Bóg jaki co na nas Trojan się sierdzi,
Gniewny z powodu ofiary; a ciężko się znosi gniew boski.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź prześwietny syn Lykaona:
Walecznemu Tydejdzie bym jego zupełnie porównał,
Z tarczy to widzę i z roga długiego na hełmie poznaję,
Jakoż i patrząc na wóz; lecz bogiemli jest dobrze nie wiem.
Jeśli o którym ja mówię jest synem Tydeja walecznym,
Stoi kto przy nim z niebian, od ramion w obłoki okryty,
Któren strzałę ku niemu pędzącą gdzieindziéj skierował.
Strzałę już bowiem na niego puściłem i w ramie trafiłem
Prawe, i miejsce na wylot przeszyłem gdzie pancerz się składa,
Nie pokonałem go jednak; zapewne się z bogów kto gniewa.
Teraz już nie mam przy sobie rumaków i wozu do jazdy;
W Lykaonowych pałacach mam jedenaście powózek,
Pięknych nowo zrobionych i kobiercami do koła
Stoi, do syta jedzących bielutki jęczmień i owies.
Radził mi wprawdzie usilnie kopijnik stary Lykaon,
Gdym się jeszcze do drogi gotował w bogatém domostwie,
I napominał bym wszedłszy na wóz i końmi kierując,
Alem go nie chciał usłuchać — o ileby lepiéj się stało —
Bacząc na konie, ażeby im czasem obroku nie brakło,
Gdyby nas otoczyli, gdyż one przywykłe do strawy;
Tak je pozostawiwszy piechotą przybyłem do Ilion,
Strzały już bowiem puściłem na dwóch najlepszych wojaków,
Raz na Tydejdę a potem na syna Atreja i obum
Krwi upuściłem z pewnością, lecz jeszczem ich więcéj rozjuszył.
Pod złą wróżbą naprawdę z wieszadła łuki okrągłe
Szedłem z Trojany, jedynie na prośby Hektora boskiego.
Jeśli zaś kiedy powrócę i jeszcze oglądać oczyma
Będę ojczyznę, małżonkę i dom budowany wspaniale,
Niechże mi zaraz kto obcy z ramienia głowę odetnie,
Ręką go pokruszywszy, bo wodzę go z sobą napróżno.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Aeneasz Trojan dowódzca:
„Nie mówże tak, albowiem to wszystko nie będzie inaczéj,
Zanim z wozami i końmi przeciwko mężowi onemu
Wsiadajże teraz na moją powózkę ażebyś obaczył,
Jakie są Trosa rumaki, wprawione by pośród równiny
Tutaj lub owdzie doganiać najprędzéj, albo się zwracać.
One do miasta ucieczkę ułatwią, jeżeliby znowu
Teraz atoli do ręki ozdobne lejce i batóg,
Chwytaj, na wóz ja wsiądę ażebym do walki był gotów,
Albo na niego nacieraj, o koniach ja będę pamiętał.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź waleczny syn Lykaona:
Lepiéj pod ręką zwykłego woźnicy z wygiętą powózką
Pójdą, jeżeli nam przyjdzie uciekać przed synem Tydeja;
Żeby się zaś nie zacięły spłoszone i potém nie chciały
Z bitwy nas wyprowadzić wołania twojego czekając,
Nas pozabijał a konie o lekkich kopytach zagarnął.
Twoim więc wozem ty sam pokieruj i twemi rumaki,
Ja zaś nacierającego przywitam ostrym oszczepem.“
Tak pomówiwszy ze sobą na wóz ozdobny wyskoczą,
Widząc ich wtedy Sthenelos przesławny syn Kapaneja,
Szybko do syna Tydeja w skrzydlate odezwie się słowa:
„Synu Tydeja Diomedzie najbardziej w duszy mi luby,
Widzę dwóch dzielnych mężów na ciebie idących do walki,
Pandar, któren się szczyci być Lykaona potomkiem,
Drugim Aeneasz, potomek hardego w duszy Anchiza,
Szczyci się tem pochodzeniem, a matką mu jest Afrodyta.
Teraz atoli się z wozem cofnijmy i więcéj się tutaj
Rzeknie ponuro spojrzawszy mu na to silny Diomed:
„Nie radź ucieczki, bo pewno do tego nakłonić nie zdołasz;
Nie mam ja tego zwyczaju cofając się walkę odbywać,
Ani téż tracić odwagę; zupełnie się czuję na siłach.
Walkę im wydam; od strachu obroni mnie Pallas Athene.
Już nie powiozą ich więcéj napowrót szybkie rumaki
Obu z rąk naszych, chociażby i jeden umknąć potrafił.
Lecz co innego ci powiem i dobrze to chowaj w pamięci;
Żebym ich obu pokonał, natenczas bystre rumaki
Tutaj zatrzymaj związawszy lejce na brzegu siedzenia,
I pamiętaj narazie pochwycić konie Eneja,
Żebyś od hufców Trojańskich je pędził ku zbrojnym Achajom.
Za Ganymeda w nagrodę darował Trosowi, naprawdę
Są to najlepsze rumaki pod słońcem i piękną jutrzenką.
Z tego je ukradł zawodu narodów książe Anchises,
Skrycie przed Laomedontem swe klacze odstanowiwszy;
Cztery zachował dla siebie i dobrze wykarmił przy żłobie,
Dwa zaś Eneji darował, bieguny najszybsze w ucieczce.
Gdybyśmy zdobyć je mogli to głośną sławę zyszczemy.“
Oni tak o tém wszystkiém pomiędzy sobą mówili;
Pierwszy się wtedy odezwie prześwietny syn Lykaona:
„Duszy rogatéj, odważny Tydeja synie świetnego!
Me pokonały cię szybkie pociski lub strzały gryzące,
Zatem ja teraz oszczepem spróbuję czy lepiéj się uda.“
W tarczę Tydejdy ugodził i przez takową na wylot,
Lotem przeszyła spiżowa włócznia i zbroi dotknęła.
Krzyknął na to radośnie waleczny syn Lykaona:
„Przecież cię raz ugodziłem w sam bok, na wylot, nie sądzę
Nieustraszony mu na to Diomed silny odpowie:
„Wcaleś nie trafił, chybiłeś, lecz wy jak sądzę nie prędzej
Odpoczniecie po walce, aż jeden z was legnie na placu,
Własną krwią nasyciwszy strasznego w potyczce Aresa.“
Prosto na nos między oczy i białe zęby mu przebił.
Również i język od spodu ucięło hartowne żelazo,
Samym podbródkiem dopiero się włócznia na wierzch wydobyła.
Z wozu na ziemię się stoczył, zabrzękła zbroja w około,
Szybkie, lecz jemu odrazu i tchu i siły zabrakło.
Wtedy się zerwał Aeneasz z ogromną dzidą i tarczą,
Bojąc się żeby Achaje mu trupa nie uprowadzili.
Koło więc niego obchodził, jak lew co ufa swéj sile;
Gotów zabić każdego co przeciw niemu by stanął,
Groźne wydając okrzyki. Lecz syn Tydeja za kamień
Ręką uchwycił ogromny; i dwóch go mężów nie wzniesie
Dzisiaj żyjących; lecz on sam jeden z łatwością go dźwigał.
Kręci się w biodrze, a ludzie zazwyczaj zowią to stawem;
Skruszył mu staw, a prócz tego potargał oba ścięgacze,
Skórę zaś kamień chropawy pozdzierał, a wtedy bohatér
Na kolana się spuścił, a dłonią żylastą na ziemi
Byłbyć i zginął na miejscu narodów książe Aeneasz,
Tylko że Afrodytę Diosa córa spostrzegła,
Matka, co go powiła Anchizie na łące przy wołach.
Syna drogiego ramiony białemi okrąży dokoła,
Broniąc od strzał, by któren z Danajów szybko jadących,
W piersi żelazo mu topiąc nie zabrał życia lubego.
Ona więc syna drogiego z potyczki uprowadziła;
Syn Kapaneja tymczasem nie chybił przeciw zleceniom,
Zatem rumaki o silnych kopytach przytrzymał na miejscu,
Zdala od zgiełku, a lejce nawiązał około siedzenia;
Przyskoczywszy do koni Eneja piękno-grzywiastych,
Pędzi takowe od hufców Trojańskich ku zbrojnym Achajom.
Cenił go między równemi, bo w myślach się wszystkich zgadzali,
Żeby je pędził ku łodziom obszernym; a wtedy bohatér
Skoczył na swoją powózkę i chwycił za lejce ozdobne;
Szybko do syna Tydeja kieruje podkute rumaki
Widząc że jest to bezsilna bogini, i nienależąca
Do tych bóstew co w bitwie pomiędzy mężami rej wodzą,
Zatém ani Athene lub miasta burząca Enyjo.
Kiedy więc do niéj się dostał przez gęstą ciżbę się pchając,
W koniec ją ręki podrasnął trafiwszy ostrym oszczepem,
Miękkiéj; odrazu i skórę przebiła dzida kończysta,
Nawskroś szat ambrozyjskich, co same Charytki je przędły,
Blizko przy zgięciu w dłoń; polała się krew nieśmiertelna,
Strawą ci bowiem nie żyją i wina ciemnego nie piją;
To téż i krwi nie mają i nieśmiertelnemi się zowią.
Ona krzyknęła boleśnie i syna puściła na ziemię.
Jego zaś Foibos Apollon własnemi wybawia rękoma,
W piersi żelazo mu topiąc lubego życia nie zabrał.
Nad nią wrzasnął okrutnie Diomed o głosie donośnym:
„Córo Diosa powinnaś unikać walki i mordów;
Czyż to nie dosyć, że słabe niewiasty uwodzisz namową?
Zlękniesz się, chociażby tylko z daleka o niéj posłyszeć.“
Rzekł; lecz ona ze smutkiem odeszła, bo srodze cierpiała.
Iris o wietrznych nóżkach objąwszy ją z tłumu prowadzi
Boleściami zgnębioną; od krwi się skóra czerwieni.
Siedział on w chmurze zakryty z oszczepem i końmi szybkiemi.
Ona przed bratem kochanym się na kolana rzuciwszy,
Prosi usilnie by koni o złotych naczółkach użyczył:
„Ratuj mnię drogi mój bracie i twoich mi użycz rumaków,
Srodze ja cierpię na ranę przez śmiertelnika zadaną,
Syna Tydeja co teraz i z ojcem Diosem by walczył.“
Rzekła; rumaki o złotych naczółkach jéj Ares oddaje.
Ona zajmuje siedzenie w swém łubém sercu zmartwiona,
Biczem do biegu je pędzi, a one ruszyły ochoczo.
W krotce przybyły do Bogów siedziby wzniosłego Olimpu.
Tam zatrzymała konie o wietrznych nóżkach Iryda,
Z wozu wyprzęgła i strawę im ambrozyjską rzuciła.
Padła na łono, lecz ona ramiony swą córkę objęła,
Ręką ją pogłaskała i mówiąc rzekła te słowa:
„Którenże z niebian cię tak pokrzywdził dziecko me drogie,
Niezasłużenie jakżebyś otwarcie co złego zrobiła?“
„Zranił mnie syn Tydeja Diomed umysłu hardego,
Z tego powodu żem syna drogiego wywiodła z potyczki,
Aeneasza co między wszystkiemi jest dla mnie najdroższym.
Wojny Achajów z Trojany już teraz nie ma okrutnéj,
Znowu jéj na to odpowie niebiańska bogini Dione:
„Znieś to me dziecko i w duszy się podnieś acz jesteś zmartwiona;
Wielu już z nas cierpiało co w domach Olimpu siedziemy,
Z ludzi powodu, gdyśmy na krzywdę sobie czynili.
Aloeja synowie związali w okrutne kajdany;
Przez trzynaście miesięcy okuty był w lochu śpiżowym.
Byłby tam zginął Ares, nienasycony pożogi,
Żeby nie jego macocha prześliczna Eeriboja,
Gdy mu już siły nie stało, bo ciężkie ściskały okowy.
Here cierpiała, gdy dzielny potomek Amfitryona
W pierś ją prawą ugodził potrójnie okutym pociskiem;
Wtedy uległa téż ona nieuleczonym boleściom.
Kiedy go właśnie ten mąż, syn Zeusa egidodzierżcy,
W Pylos pomiędzy trupów rzuciwszy, skazał na żale.
Wtedy na Olimp wysoki do domu Diosa się udał,
W duszy zmartwiony, boleścią przeszyty; strzała albowiem
Jemu Pajeon lekarstwa co ból uśmierzają zadawszy,
Niemi wyleczył, bo śmierć być jego losem nie mogła.
Straszny to w dziele zuchwalec i złe bez obawy popełniał,
Który swym łukiem i bogom dokuczył co siedzą w Olimpie.
Głupi, zaprawdę w umyśle nie poznał Tydeja potomek,
Jako długo nie żyje, kto walczy z nieśmiertelnemi.
Dzieci nie będą mu tulić do kolan się jego z pieszczotą,
Z bitwy powracającemu i strasznéj pożogi wojennéj.
Strzeże by lepszy od ciebie naprzeciw niego nie stanął;
Żeby zaś Aigialeja roztropna córa Adrasta,
Łkaniem ze snu nie zbudziła swych domowników przychylnych.
Opłakując młodego małżonka, pierwszego z Achajów,
Rzekłszy to z rany jéj krew obiemi rękoma wyciera.
Ręka się wnet zagoiła i srogie ustały boleści.
Jéj się przypatrywując Athene i Here, słowami
Dokuczliwemi Diosa Kronidę drażnić poczęły.
„Ojcze Diosie nie będzieszli gniewał się o to co powiem?
Pewno zbałamuciła Kipryda, którą z Achajek
By z nią poszła do Trojan, co tak ich namiętnie miłuje,
Może głaskając którą z Achajek o szatach ozdobnych,
Tak mówiła, uśmiechnął się ojciec bogów i ludzi,
Złotą więc Afrodytę wołając do niéj przemówił:
„Wszak nie dzieła wojenne oddane tobie me dziecie;
Krzątaj się koło pragnienia słodkiego i dzieła wesela,
Taka się między niemi toczyła o wszystkiém rozmowa.
Znów Aeneasza zaczepia Diomed o głosie donośnym,
Chociaż i widział, że sam Apollo go w rękach unosił,
Lecz nie ustraszył się on i boga wielkiego, a ciągle
Trzykroć ku niemu poskoczył pałając żądzą by zabić,
Trzykroć mu tarczy blaskiem świécącącéj pogroził Apollon;
Kiedy zaś po raz czwarty nacierał silny jak demon,
Wtedy się w dal godzący Apollo groźnie odezwał:
Równym nie zechciéj się mniemać, bo nigdy nie było podobném,
Plemię nieśmiertnych bogów do ludzi co chodzą po ziemi.“
Tak powiedział; Tydejda się w tył cokolwiek wycofał,
Umykając przed gniewem Apollina w dal godzącego.
W Pergamie świętym, na miejscu gdzie stała jego świątynia.
Tam Aeneasza Leto i strzały lubiąca Artemis,
W gmachach obszernych przybytku leczyli ze czcią go przyjmując.
Wtedy srebrnołuczysty Apollon wyrzeźbił figurę,
Wszędy zaś koło tej rzeźby Trojanie i boscy Achaje
Jedni drugich rąbali po piersiach i tarczach okrągłych,
Skórą wołową obszytych i lekko zwrotnych paiżach.
Wkrótce Aresa dzikiego namawia Foibos Apollon:
Czybyś to nie mógł wmięszawszy się męża od walki usunąć,
Syna Tydeja co teraz i z ojcem Diosem by walczył?
Najprzód on z bliska Kiprydę na zgięciu w rękę skaleczył,
Później i na mnie samego się rzucił podobnie jak demon.“
Ares natenczas przybywszy pobudził Trojan szeregi,
W Akamanta szybkiego przewódcy Thraków postaci.
Mowę do bogorodnego Priama plemienia obraca:
„Dzielni Priama synowie, króla ze szczepu boskiego!
Może aż walczyć nareszcie przy bramach będą warownych?
Leży tu mąż co na równi go czcimy z boskim Hektorem,
Cny Aeneasz, potomek Anchizy wielkodusznego.
Zatem naprzód! z potyczki wybawmy druha dzielnego.“
Wtedy Sarpedon surowo połajał Hektora boskiego:
„Gdzież się podziała Hektorze odwaga co dawniéj ją miałeś?
Miałeś obronić miasto bez wojska i sojuszników,
Jeden sam pospołem z krewnemi i braćmi twojemi.
Ale upadli na duchu jak psy co lwa się przelękły;
My zaś walczyć musiemy choć tylko w sojuszu jesteśmy.
Wszakżem i ja sojusznikiem, z daleka bardzo przybyłem;
Z Lykii albowiem odległéj, od Xanthu o nurtach głębokich;
Również i wielki majątek, w potrzebie by każden go pragnął;
Ale i tak Likijczyków zachęcam i sam poszukuję
Męża do walki; a przecież niczego tu niemam na miejscu,
Coby mi któren z Achajów odebrał lub téż uprowadził;
Wojsku by dotrzymywało i brało w obronę kobiety.
Oby was w nastawione széroko sidła nie wzięto,
Byście mężem złej woli na łup i pastwę nie poszli,
Którzyby wnet zburzyli wasz gród zbudowan obszernie.
Naczelników przymierza o sławie szérokiej zaklinać,
Żeby tu mężnie wytrwali, i ciężkich unikać zarzutów.“
Tak przemawiał Sarpedon; ubodło to w serce Hektora.
Porwał się raźno z powózki i z bronią wyskoczył na ziemię,
Zachęcając do walki i wrzawę straszną pobudzał.
Oni się prędko zwracają i stają naprzeciw Achajów;
Nieustraszeni Argeie czekali ich zbici do kupy.
Równie jak wiatr na świętych klepiskach porusza plewami,
W miarę jak wiatr powiewa rozdziela plewy od ziarna,
Plewy zaś w kupie od spodu się bielą; tak wtedy Achajów
Biała od góry pokryła kurzawa, co wskroś ich szeregów
W niebo spiżowe się wznosi od kopyt dzielnych rumaków
Wojsko się naprzód odważnie rzuciło, a nocą wokoło
Srogi roztoczył Ares, w potyczce Trojan wspierając;
Wszędzie z pomocą przybywał i Foiba o mieczu złocistym
Wykonywał rozkazy Apollina, któren mu zlecił
Uszła; ona to bowiem wspierała głównie Danajów.
On zaś Eneję z przybytku w dostatki opływającego
Wysłał, i w duszy pasterza narodów odwagę pobudził.
Stanął pomiędzy druhami Aeneasz; radują się wielce
Pełen szlachetnej odwagi; lecz wtedy go nic nie badają.
Krwawa nie dała robota, co srebrnołuczysty ją wznieca,
Również i Ares morderczy i Eris co drażni zawzięcie.
Tamtych zaś obaj Ajaxy, Odyssej i dzielny Diomed
Nie obawiali się Trojan potęgi ani pogoni;
Ale czekali podobnie jak chmury, które Kronion
W niebie spokojném zawiesił nad stromoszczytnemi górami
Niewzruszone, dopóki uśpiona potęga Boreja,
Z przeraźliwym podmuchem na wszystkie strony miotają.
Równie bez trwogi, niezłomnie czekali Achaje na Trojan.
Kroczył pomiędzy tłumami Atrydes wydając rozkazy:
„Drodzy mężami bądźcie i wt sercu odwagę chowajcie,
Kiedy ambitni mężowie, najwięcéj ich ujdzie na cało,
Jeśli zaś tchórze, to sława i siła ich również ominie.“
Rzekł i oszczepem co żywo ugodził męża na przedzie,
Druha Eneaszowego, zacnego Deikoonta
Czcili, bo zawsze był gotów do walki pomiędzy pierwszemi.
Jego to król Agamemnon ugodził w tarczę oszczepem;
Włóczni takowa nie zdoła powstrzymać i ostrze na wylot
Szytą przebiło przepaskę, aż w spodzie brzucha utkwiło.
Wtedy Aeneasz na nowo z Danajów mężów najlepszych
Porwał, synów Diokla Krethona i Orsilochosa.
Ojciec ich Ferę zamieszkał ozdobnie zabudowaną,
Uposażony w dostatki, z Alfea strumienia się rodził,
Zrodził on Orsilochosa, by rządził narody licznemi;
Wspaniałego umysłu Diokla spłodził Orsyloch,
Dioklesowi się zaś urodziły bliźnięta chłopaczki,
Krethon a drugi Orsiloch do każdej zdolni potyczki.
Koniorodnego z innemi Argeiów synami przybyli,
Stawać w obronie czci, Agamemnona i Menelaja,
Dzielnych Atrydów, lecz los śmiertelnym ich pokrył całunem.
Równie jak dwoje lwiątek co razem na szczytach wysokich,
One bydlęta tłuste i woły wciąż porywają,
Niszczą i ludzkie zagrody, tak długo aż wreszcie i same
Śmierci uległy od mężnych dłoni przez ostre żelazo;
Takoż i ci pokonani potężną dłonią Enei,
Nad ich zgonem Arejczyk Menelaj się srodze litował;
Spieszy więc w przednie szeregi okryty miedzią świecącą,
Potrząsając oszczepem; pobudził mu Ares odwagę,
Mając nadzieję, że zginie pod Aeneasza rękoma.
Spieszy do przednich szeregów, z obawy o wodza narodów,
Aby nie poległ i wielce zamiaru całego nie spóźnił.
Oni oszczepy i dłonie trzymając na pogotowiu,
Ostre, mierzyli na siebie, pragnący walkę rozpocząć;
Nie dotrzymał Aeneasz, acz wielce był skorym do walki,
Widząc blizko przy sobie dwóch mężów oczekujących.
Oni gdy ciała następnie zawlekli do tłumów Achajskich,
Tych biedaków do rąk towarzyszy drogich rzucili,
Tam Pylajmena porwali godnego siłą Aresa,
Paflagonów dowódcę, odważnych tarczami okrytych;
Jego Atryda Menelaj przesławny z boju na włócznie,
Stojącego dzirydem ugodził i trafił w obojczyk;
Atymniadę dzielnego (nawracał on szybkie rumaki),
W łokieć kamieniem go trafił, i zaraz mu z ręki na ziemię
Lejce, od kości słoniowej świecące wypadły w kurzawę.
Przyskoczywszy Antyloch po skroni go szablą uderzył;
Głową naprzód w kurzawę na sztorc ramieniem się oparł.
Długo tak stérczał (albowiem na piasek natrafił głęboki),
Wreszcie go konie trąciwszy, na ziemię rzuciły w kurzawę.
One zaś batem Antyloch popędził w obóz Achajski.
Z krzykiem; a za nim poszły Trojańskie zbite szeregi
Dzielne. Na czele ich kroczył i Ares i sroga Enyjo;
Ona mająca przy sobie potęgę wichrzenia okropną,
Ares atoli olbrzymim oszczepem rękoma potrząsał;
Jego ujrzawszy się przeląkł o głosie donośnym Diomed.
Równie jak mąż bezradny széroką idący płaszczyzną,
Stoi nad brzegiem bystrego strumienia co w morze się rzuca,
Widząc jak pieni się w biegu, i szybko napowrót się cofa,
„Drodzy! czemuż to tak podziwiamy Hektora boskiego,
Jako, że dzielny kopijnik i wojak odważny do boju.
Wszakci mu zawsze przy boku jest bóg co zgubę odwraca;
Takoż i teraz pomaga mu Ares podobny do męża.
Coraz w tył i nie ważcie się z bogiem na ostro potykać.“
Tak przemówił; Trojanie bliziutko natarli w szeregach.
Hektor tamże pokonał dwóch mężów do boju świadomych,
W jednéj powózce siedzących, Menestha i Anchialosa.
Stanął bliziutko podchodząc i świsnął dzidą świecącą,
To téż ugodził Amfia Selaga syna, co w Pajzie
Mieszkał w dostatku na włościach obszernych, lecz los go zapędził,
Na sojusznika, pomiędzy Priama i jego potomstwo.
Tak że dzida cienista głęboko do brzucha się wryła.
Gruchnął o ziemię padając. Prześwietny Ajas przyskoczył
Broń zabierając, Trojanie sypnęli na niego dzidami,
Świecącemi ostremi, o tarcze się liczne odbiły.
Z trupa; lecz więcéj nie zdołał ozdobny rynsztunek z ramienia
Ściągnąć i zabrać, albowiem prażyli go gęsto strzałami.
Zląkł się nareszcie strasznego impetu mężów Trojańskich,
Którzy odważnie i licznie natarli naprzód z dzidami;
Odepchnęli od swoich; natenczas się cofnął z przestrachem.
Krwawe znoje ponoszą w pośrodku walki okrutnéj.
Tlepolema potomka Herakla, dzielnego wielkiego,
Los napędził okrutny ku Sarpedonowi boskiemu.
Syn i wnuczek Diosa co chmury skinieniem gromadzi,
Wtedy pierwszy Tlepolem odezwie się z mową do niego:
„Jakaż cię zmusza potrzeba Sarpedzie władyko Lykijski
Wciskać się tu bojaźliwie, boć walki świadomy nie jesteś?
Zeusa, albowiem ci wiele brakuje do miary tych mężów,
Którzy z Diosa pochodzą, z prastarych ludzi pokoleń.
Innym to był, jak mówią, potomek Herkulesowéj
Siły, mój ojciec, odważny jak lew i w boju zuchwały;
Tylko z sześcioma łodziami, i mało licznym narodem,
Gród Ilionu rozburzył i wszystkie ulice spustoszył.
Lecz ty podłe masz serce i wojsko twoje marnieje.
Wcale jak sądzę pomocy dla Trojan z ciebie nie będzie,
Ale mej dłoni ulegniesz i bramy Hadesa przebędziesz.“
Lykijczyków dowódca Sarpedon mu rzeknie w odpowiedź:
„Prawdą ci jest Tlepolemie, że zburzył on świętą Ilionę,
Wskutek lekkomyślności świetnego Laomedonta,
Koni wzbraniając się wydać, dla których z daleka on przybył.
Ale ci tu zapowiadam, że śmierć i koniec okrutny
Z mojej cię ręki dosięgnie; zwyciężon moim oszczepem
Chwałę mi dasz, a duszę sławnemu z koni Hadowi.“
Podniósł do góry; zaś onych oszczepy ogromne zarazem
Z rąk wyleciały! Sarpedon tamtego ugodził w pośrodku
Szyi, zaś włócznia bolesna takową na wylot przeszyła;
Groźne ciemności natychmiast zasłoną mu oczy pokryły.
Trafił tak silnie, że włócznia w impecie takową przebiła
I do kości się wryła; lecz ojciec odwrócił zagładę.
Sarpedona boskiego co żywo druhowie usłużni
Wyprowadzili z potyczki; ciężyła mu dzida co za nim
Dzidy klonowéj z nogi wyciągnąć, by stąpał swobodnie,
W takim pośpiechu i w takich się znajdowali opałach.
Łydookuci Achaje z przeciwnej strony Tlepolma
Wynosili z potyczki; zobaczył to boski Odyssej,
Zastanawiał się tedy w swej duszy i sercu jak czynić,
Czyli iść w pogoń za synem Diosa co gromi z łoskotem,
Czyli też pierwej licznych żywota Lykiów pozbawić.
Lecz przeznaczoném nie było Odyssie wielkodusznemu,
Jego zaś umysł Athene do Lykiów tłumu zwróciła.
Więc Alastora porywa, następnie Kojrana i Chromia,
Alkandrosa i Halia, Prytana i Noemona.
Jeszczeby więcej był Lykiów zmordował boski Odyssej,
Więc do pierwszych pospieszył świecącą miedzią okryty,
Grozę niosący Danajom; ucieszył się jego przybyciem
Syn Diosa Sarpedon, i rzeknie mu słowy smutnemi:
„Synu Priama nie dozwól, bym tutaj na pastwę Danajom
W mieście waszém, ponieważ już nie jest mi przeznaczoném,
Abym wróciwszy do domu i drogiéj ziemi ojczystéj,
Lubą małżonkę ucieszył i maluczkiego synaczka.“
Rzekł; nie odezwał się wcale Hektor o hełmie grzywiastym,
Mógł odeprzeć Argejów i wielu życia pozbawić.
Sarpedona boskiego coprędzej waleczni druhowie,
Usadowili pod bukiem Diosa egidodzierżcy;
Wtedy mu dzidę klonową z pachwiny wydobył na zewnątrz
Wreszcie mu ducha zabrakło i ciemność na oczach zawisła;
Wkrótce jednak odetchnął, a chłodny powiew Boreja
Przydmuchując ożywił mu siły tak srodze znękane.
Wobec Aresa Danaje i w śpiż okutego Hektora,
Ani do walki się biorą, lecz ciągle w tył się cofają,
Kiedy spostrzegli że Ares pomiędzy Trojany się wmięszał.
Męża któregoż najprzód, którego w ostatku pokonał
Hektor Priama potomek i Ares ukuty ze śpiżu.
Kopijnika Trechosa, Aitola i Oinomaosa,
Ojnopidesa Helena, Oresbia o pasie złocistym,
Któren w Hylei mieszkając, zarządzał wielkim majątkiem,
Koło zatoki Kefizos, a przy nim licznie wokoło,
Onych ujrzawszy bogini Here o białych ramionach,
Jako Argejskie narody w potyczce niszczyli okrutnéj,
Szybko Athenę zagadnie rzucając jéj lotne to słowo:
„Przebóg! o córo potężna Diosa co trzęsie egidą!
Jako że gród Ilionu warowny zburzywszy powróci,
Jeśli przystaniem, by Ares okrutny tak dokazywał.
Zatém naprzód i my do walki się srogiéj wmieszajmy.“
Rzekła, nie była przeciwną promiennooka Athene.
Here, najstarsza bogini, wielkiego córa Kronosa;
Hebe do wozu pospiesznie stósuje kola spiżowe,
Ośmiosprychate, koliste, wkładając na osie żelazne.
Niezużyte są dzwona, złociste atoli na wierzchu
Piasty zaś były ze srebra toczone, w cyrkiel gładziutko.
Na złocistych i srebrnych siedzenie pasach wisiało,
Dwie zaś literki nakoło całego się wozu ciągnęły.
Z przodu wystaje srebrzysty dyszel, na końcu którego
Złotem dziergane przywiąże; pod jarżmo Here prowadzi
Szybkie rumaki, by w zgiełk i walkę z odwagą się rzucić.
Zaś Athene córa Diosa co trzęsie egidą,
Miękkie odzienie ze siebie spuściła w ojcowskiéj komnacie,
Potém zaś chiton przywdziawszy Diosa co chmury gromadzi,
Zbroi się w pełny rynsztunek na opłakaną potyczkę.
Kutasami zdobioną egidę na ramię zarzuca,
Groźną, bo wkoło niej wieńcem się trwogi znamiona gromadzą;
Tamże i głowa Gorgony, strasznego potworu, okropna,
Przerażająca, godło Diosa co trzęsie egidą.
Hełm osadziła na głowie, grzywiasty poczwórnie zagięty,
Złoty, a wystarczający by wojsko stu grodów obronić.
Dużą ciężką i dzielną, poskramia nią mężów odważnych
Hufce, na których się córa strasznego ojca pogniewa.
Here zaś szybko batogiem rumaki do ruchu pobudza.
Bramy niebieskie się z hukiem rozwarły, trzymają je Hory,
Aby obłoków zasłonę roztwierać, to znowu zamykać.
Prosto przez bramy kierują rumaki ostrogą pędzone;
Kroniona znajdują, gdy siedział z osobna od innych
Bogów, na szczycie najwyższym Olimpu wieloszczytnego.
Zeusa Kronidę możnego zapyta i rzeknie do niego:
„Czyliż się Zeusie nie gniewasz na dzieła zuchwałe Aresa,
Ze tak wiele dzielnego wygubił narodu Achajów,
Marnie losowi na przekór? Na moje strapienie! w spokoju
Draźniąc owego szaleńca co nie zna sprawiedliwości.
Zeusie rodzicu czyż gniewać się będziesz na mnie jeżeli,
Ciężko Aresa dotknąwszy wypłoszę go z walki okrutnéj?“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Kronion co chmury gromadzi:
Która ma zwyczaj go zawsze o ciężkie przyprawić zmartwienie.“
Rzekł; usłuchała Here o białych ramionach bogini;
Konie zacięła; zaś one bez chęci naprzód nie poszły,
Przez sam środek pomiędzy ziemicą a niebem gwiaździstem.
Siedząc na skale i ztamtąd na ciemne morze patrzący;
Tyleż za każdym poskokiem sunęły się rżące rumaki.
Kiedy zdążyli do Troji na brzeg strumieni dwoistych,
Gdzie nurtami się łączą Simoeis a drugi Skamandros,
Z wozu je potem wyprzęgła i mgłą naokoło pokryła;
Potem staraniem Simoisa wyrosła na paszę ambrozia.
One zaś poszły, ruchami podobne spłoszonym gołębiom,
Pragnąc gorąco mężom Argeiskim na pomoc przybywać.
Stali nakoło potęgi Diomeda koni poskromcy
Zbici do kupy, jak lwy co żyją ścierwem surowém,
Albo jak dzikie odyńce, co siły są niepomiernéj,
Wtedy stanąwszy krzyknęła Here o białych ramionach,
Któren tak silnie krzyczał jak innych pięciudziesięciu.
„Wstyd Argeie, wy podli tchórze! pokaźni z postaci!
Póki się tylko do bitwy zabierał boski Achilles,
Nigdy a nigdy Trojanie za bram Dardańskich obręby
Teraz daleko za miastem już walczą przy nawach obszernych“.
Tak powiedziawszy każdemu odwagę i serce wzbudziła.
W stronę Tydejdy się puszcza o sowich oczach Athene;
Tego znajduje książęcia przy wozie i swoich rumakach,
Pot mu bowiem dokuczał z pod szérokiego rzemienia
Tarczy okrągłej; takowy go trawił, trętwiała mu ręka;
Wreszcie ulżywszy rzemienia krew czarną począł obcierać.
Ręką za końskie jarżmo chwyciwszy mówiła bogini:
Tydej, co wprawdzie był drobny postacią, ale wojownik.
Wszakto i wtedy gdy ja mu walczyć nie dozwoliłam,
Ani się gromko rzucać, gdy szedł od Achajów daleko,
Jako poseł do Thebów, do licznych Kadmeionów;
On zaś mając odwagę niezłomną, jak zawsze bywało,
Młodzież Kadmejską po sobie wyzywał i wszystkich zwyciężył
[Łatwo; bo tak dalece na pomoc mu wtedy przybyłam.]
Ale i tobie ja teraz przy boku stać będę i bronić,
Tobie zaś albo mordęga okropna kolana ścisnęła,
Albo cię trwoga niemęzka ogarnia; już więcéj natenczas
Synem Tydeja nie będziesz dzielnego Ojneidesa.“
Odpowiadając jej na to przemówił silny Diomed:
Zatém opowiem ci chętnie to słowo i wcale nie skryję.
Trwoga niemęzka mną wcale lub gnuśność nie owładnęła;
Dobrze jednakże pamiętam zlecenia jakie mi dałaś.
Walczyć mi bowiem zabraniasz naprzeciw bogów szczęśliwych
Walkę poczęła, to miałem ją ranić ostrém żelazem.
Z tego powodu ja sam ustępuję, a również i reszcie
Nakazałem Argeiów, by wszyscy się tu gromadzili;
Widzę ja bowiem, że Ares na czele bitwę prowadzi.“
„Synu Tydeja Diomedzie, najmilszy sercu mojemu!
Tylko się nie bój Aresa i również innego żadnego
Z nieśmiertelnych, albowiem gotowam na twoję obronę.
Owszem wpierw na Aresa pokieruj szybkie rumaki,
Tego szaleńca, istotny z nim kłopot, bo służy dwóm stronom;
Wszak ci on przedtém i mnie i Herze obiecał na słowo,
Walczyć przeciwko Trojanom, Argeiom zaś dopomagać;
Teraz atoli Trojanom pomaga, o tamtych zapomniał.“
Ręką go w tył porwawszy, lecz on ochoczo zeskoczył.
Ona zajęła siedzenie przy boku Diomeda boskiego
Roznamiętniona bogini; trzeszczały osie bukowe,
Pod ciężarem bogini grożącéj i męża pierwszego.
W stronę Aresa co żywo kieruje szybkie rumaki.
Z Peryfanta on właśnie wielkiego zbroje zdejmował,
Najdzielniejszego z Aitolów Ochezia syna świetnego;
Jego to Ares morderczy obdzierał, atoli Athene,
Skoro zaś Ares okrutny boskiego ujrzał Diomeda,
Wtedy on Peryfantesa wielkiego na miejscu zostawił
Leżącego, gdzie wprzód zabiwszy go, życie odebrał;
Potém zaś szedł naprzeciwko Diomeda koni poskromcy.
Ares mierzył przed siebie powyżej jarżma i lejców
Dzidą śpiżową, pragnący tamtego życia pozbawić;
Ręką takową chwyciwszy atoli Pallas Athene,
W bok od siedzenia ją pchnęła i dzida świsnęła nadarmo.
Dzidą śpiżową, lecz Pallas Athene jej dała kierunek,
W dołek brzucha, gdzie końce przepaski ze sobą się schodzą.
Tamże właśnie ugodził i piękną rozdziera mu skórę;
Potém wyciągnął dzidę. Tak wrzasnął Ares śpiżowy,
W boju się potykających, gdy bitwę morderczą prowadzą.
Trwoga dokoła Danajów, a również i Trojan objęła
Zlękłych, tak ryknął Ares, co walki jest nienasycony.
Równie jak niebo czasami gęstemi się chmury zaciemni,
Takim synowi Tydeja Diomedzie się Ares miedziany
Zdawał, gdy razem z chmurami się wznosił w niebo szérokie.
Szybko się dostał do bogów siedziby stromego Olimpu,
Zasiadł obok Diosa Kronidy na duchu strapiony,
I wybuchając żalem w skrzydlate odezwie się słowa:
„Czyliż się Zeusie nie gniewasz gdy patrzysz na dzieła zuchwałe?
Toć my zawsze bogowie najgorsze znosić musiemy,
Jeden przez wolę drugiego, jak ludziom pociechę niesiemy.
Zgubnych zamiarów, co zawsze ma dzieła na myśli szkaradne.
Inni albowiem wszyscy, jak wiele nas bogów w Olimpie,
Tobie jesteśmy posłuszni i każden się ciebie obawia;
Ją zaś nigdy i słowem nie skarcisz, ani też czynem,
Ona to dzisiaj, Diomeda, Tydeja syna, hardego
Nakłoniła, by bogom nieśmiertnym zuchwale się stawiał.
Najprzód on z bliska podrasnął Kiprydę w rękę na zgięciu,
Potem zaś na mnie się rzucił podobny do ducha istnego;
Męki tam znosił w pośrodku strasznego tłumu poległych.
Albobym żył bezsilnym kaléką od cięcia żelaza.“
Srogo na niego spojrzawszy odrzecze Zeus chmurozbiorca:
„Ani mi waż się tu stękać, co zdradzasz jednych i drugich.
Zawsze ci bowiem po myśli i wojna i bitwa pospołem.
Matki masz umysł niesforny, co nigdy nie chce ustąpić,
Hery, którą ja sam z trudnością słowy poskramiam.
Sądzę, że tobie z powodu jéj rady cierpieć przychodzi.
Z mego bo rodu pochodzisz, i ciebie mi matka zrodziła.
Gdyby cię inny kto z bogów tak zuchwałego był zrodził,
Już byś dawno głęboko pod niebianami był leżał.“
Rzekłszy tak Pajeona zawołał by jego wyleczył.
I wyleczył, albowiem śmiertelny go los nie dotykał.
Równie jak mléko choć płynne pod sokiem figowym się szybko
Ścina i wnet ztężeje pod ręką tego co mięsza;
Tak i dzikiego Aresa naprędce ranę zagoił.
Potém się zaś usadowił zuchwale przy Zeusie Kronidzie.
Tamte się nazad wróciły do gmachów Diosa wielkiego
Here Argijska pospołem z Alalkomenajską Atheną,
Powstrzymawszy krwawego Aresa od mężów zabójstwa.
Często się tu lub owdzie w równinie walka odbywa,
Podczas gdy jedni na drugich spiżowe dzidy kierują,
W środku pomiędzy nurtami Xanthosa i Simoenta.
Trojan szeregi przełamał i światło druhom zapewnił,
Męża ubiwszy, co pewnie najlepszy był między Thrakami,
Akamanta Ejssora potomka wielkiego, dzielnego.
Trafił go najprzód w guzik od grzywiastego szyszaka;
Dzida spiżowa; lecz jemu ciemności oczy zakryły.
Potém Axyla pokonał Diomed o głosie donośnym,
Syna Tewthrana, co mieszkał w Arysby domach ozdobnych,
Opływając w dostatki, od ludzi był wielce lubianym;
Ale go żaden z nich nie ratował od smutnéj zagłady,
Piersią go zasłoniwszy; obydwóch zabił Diomed,
Jego i Kalezego pachołka, któren mu końmi
Jako woźnica kierował; obydwóch ziemia pokryła.
Późniéj Pedaza dogonił z Ajzepem; niegdyś ich wodna
Nimfa Abarbarea zrodziła Bukolionowi.
Ten ostatni był synem świetnego Laomedonta,
Rodem najstarszy, lecz jego tajemnie matka powiła;
Jemu zaś była powolną i dzieci bliźnięta zrodziła.
Ich to ciała młodzieńcze pozbawił siły i życia
Syn Mekistesa i cały rynsztunek im obdarł z ramienia.
W boju odważny Polypoit Astyalosa pokonał;
Dzidą spiżową, a Teukros Aretaona boskiego.
Dzidą świecącą powalił Ablera, Antyloch Nestora
Dzielny potomek, Elata zaś król Agamemnon przemożny;
Mieszkał on koło brzegów Satniosa co płynie uroczo,
Zbiegającego; Erypil Melanthia wyzuł z rynsztunku.
Adrestosa następnie Menelaj o głosie donośnym
Złapał żywego; bo konie spłoszywszy mu się na równinie,
Zawadziwszy o gałęź jałowica, powózkę zagiętą
Dokąd i inne rumaki w popłochu tym uciekały;
On zaś sam się na ziemię potoczył tuż wedle koła,
Głową naprzód na twarz w kurzawę. Zatrzymał się przy nim
Menelaos Atrydes trzymając włócznię ogromną.
„Daruj mi synu Atreja, ty okup godny odbierzesz.
Wiele bogaty mój ojciec ma skarbów w zapasie leżących,
Śpiżu i złota i sztucznie wyrabianego żelaza,
Z tego z radością ci ojciec wypłaci okup ogromny,
Tak powiedziawszy onemu nakłonił umysł i serce,
Zaraz go towarzyszowi chciał oddać, by tenże do szybkich
Zaprowadził go łodzi Achajskich; lecz Agamemnon
Biegnąc naprzeciw niego potężnym głosem zawołał:
Masz miłosierdzia? zaprawdę wybornie się z tobą Trojanie
W domu obeszli; lecz z nich ani jeden zguby nie ujdzie
Z naszych rąk; ani ten co go jeszcze matka w swém łonie
Nosi jako niemowle, i taki nie ujdzie, lecz wszyscy
Temi słowami braterskie serce bohater odmienił,
Słusznie gadając, lecz tamten odepchnie ręką od siebie
Adrestosa dzielnego; zaś jego król Agamemnon
A brzuch ugodził; przewrócił się tamten, atoli Atrydes
Nestor zaś do Argejów na cały głos się odezwie:
„Drodzy i dzielni Danaje Aresa cni towarzysze!
Niechże się nikt do łupienia nie rzuca i nie pozostaje
W tyle, ażeby najwięcéj zabrawszy do łodzi się dostał,
Ciała poległych będziecie obdzierać pośród równiny.“
Tak powiedziawszy pobudził odwagę i serce każdemu.
Byliby wtedy Trojanie przez mężnych parci Achajów
Do Iliony wrócili, zwątpieniem wszyscy znagleni,
Ozwał się syn Priamowy Helenos najlepszy z wróżbitów:
„Aeneaszu i ty Hektorze, ponieważ o pracy
Lykiów i Trojan myślicie najwięcéj, bo pierwsi jesteście,
Jak do każdéj wyprawy, tak również do rady i walki;
Wszędzie na koło odchodząc, ażeby w objęcia małżonek
Uciekając nie wpadli, na wrogów naszych uciechę.
Skoro zaś tylko falangi wszelakie w ruch wprowadzicie,
My pozostając tutaj w obroty weźmiemy Danajów,
Ty zaś Hektorze do miasta się udaj i potem napomnij
Twoją i moją matkę, by zgromadziwszy staruszki,
W sowiookiéj Atheny świątyni, na szczycie warowni,
Otworzywszy kluczami świętego bramy przybytku,
Z domowego zapasu; o którą téż dba osobliwie,
Na kolanach Atheny jedwabnowłoséj złożyła;
Niech jéj obieca poświęcić w świątyni wołów dwanaście,
Rocznych, nieujarżmionych, ażeby się zmiłowała
Oby też syna Tydeja wstrzymała od świętéj Iliony
Kopijnika srogiego, strasznego dowódcę pogoni,
Któren jak sądzę ze wszystkich Achajów najodważniejszy.
Nawet bym tak Achillesa rycerzy kwiatu się nie bał,
Dokazuje, i nikt mu siłą dorównać nie może.“
Tak powiedział, a Hektor się bratu nie chciał opierać.
Zaraz wyskoczył z powózki z rynsztunkiem całym na ziemię,
Trzęsąc ostremi dzidami obchodził wszędy szeregi,
Oni się w miejscu zwracają i stają naprzeciw Achajów;
Argejowie się zaś cofnąwszy mordować przestali;
Sądzą albowiem, że któren z bogów od niebios gwiaździstych
W pomoc Trojanom przybywa, tak nagle się oni zwrócili.
„Serca dzielnego Trojanie i sojusznicy przesławni!
Bądźcie drodzy mężami i ciężkiéj pamiętni potyczki,
Podczas kiedy ja pójdę ku Ilion i starcom zapowiem,
W radzie zasiadającym i również naszym małżonkom,
Rzekłszy oddalił się Hektor o powiewającym szyszaku;
Potrącała go brzegiem o szyję i kostki włósiasta,
Skóra ciemna, wisząca wokoło tarczy wypukłéj.
Glaukos Hippolochosa potomek i syn Tydejowy,
Gdy się nareszcie zbliżyli naprzeciw do siebie idący,
Wtedy się pierwszy odezwie o głosie donośnym Diomed:
„Kimże ty jesteś wojaku szlachetny, z ludzi śmiertelnych?
Nigdym cię bowiem nie widział wśród bitwy dla mężów zaszczytnéj
Pełen odwagi, że mojej cienistéj włóczni się stawiasz.
Tylko nieszczęsnych rodziców dzieci się mierzą z mą siłą.
Jeśli zaś nieśmiertelnym ty jesteś i z nieba przybyłeś,
Wtedy co do mnie z bogami, co w niebie, walczyć nie pragnę.
Długo nie istniał, bo śmiał podraźnić bogów niebiańskich;
Któren to kiedyś Dionyza szalejącego piastunki
Do Nyzeja boskiego zapędził; one zaś różczki
Zielem owite cisnęły, przez zabójczego Lykorga
W pianę się morską zanurzył, przyjęła go w łonie Thetyda
Zdjęta obawą, bo strach ją ogarnął na krzyki zabójcy.
Toż się na niego sierdzili bogowie swobodnie żyjący;
Wkrótce go tknął ślepotą syn Krona i już nie na długo
Z szczęśliwymi bogami i ja więc walczyć nie myślę.
Jeśli zaś jesteś z ludzi co ziemi płodami się żywią,
Wtedy się zbliżaj, by prędzéj cię zguba śmiertelna dosięgła.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź syn świetny Hippolochosa:
Równie jak liści rodzaje, tak samo ród mężów powstaje.
Liście albowiem na ziemię strącają wiatry, lecz lasy
Nowe puszczają pędy, gdy pora wiosenna powraca;
Tak pokolenia i ludzi, to rosną, to znów upadają.
Powiem ci zkąd pochodziemy; acz wielu to ludziom wiadomo.
W głębi koniorodnego Argosu jest miasto Efira,
Tamże przebywał Syzyf, nad wszystkich mężów przebiegły,
Syzyf Aiola potomek; on spłodził Glauka syna,
Jego bogowie urodą i czarującą męzkością,
Obdarzyli. Lecz Projtos mu w duszy był nieżyczliwym,
Z kraju go bowiem wypędził, bo był od innych Argejów
Najmożniejszym, a Zews mu władzę oddał pod berło.
Skrycie w miłości się łączyć, lecz nie skłoniła do tego
Męża umysłu zacnego dzielnego Bellerofonta;
Ona się wtedy z kłamstwem odezwie do Projta książęcia:
,Albo umieraj Projcie lub zabij Bellerofonta,
Tak przemówiła, lecz król usłyszawszy gniewem zapłonął,
Wzdrygał się on go zabijać, bo w duszy się wielce obawiał,
Lecz do Lykii go wysłał i wróżby złowieszcze dołączył,
W szczelnie zamkniętej tablicy, spisawszy nań wyrok zagłady;
Wybrał się tedy do Lykii pod błogą bogów opieką;
Kiedy zaś w Lykię się dostał i Xantha nurty głębokie,
Przyjął go szczerze i uczcił władyka Lykii obszernéj.
Dziewięć dni go ugaszczał i dziewięć wołów poświęcił.
Wtedy go badać poczyna i żąda wieści obaczyć,
Jakie od zięcia swojego, od Proita posłaniec przynosi.
Gdy się atoli dowiedział o zgubnych zięcia wyrokach,
Żąda od niego po pierwsze, by niezwyciężoną Chimajrę
Z przodu on lew, od tyłu jak smok, a środkiem jak koza,
Buchający okropnie płomieniem ognia silnego.
Jego tedy pokonał ufając znakom od bogów;
Z Solymami powtóre sławnemi się musiał potykać;
Zaś Amazonki po trzecie, do mężów podobne, pokonał.
Wreszcie na wracającego podstępem się chytrym uwzięto;
W Likii obszernéj wybrawszy co było mężów najlepszych
Kazał im iść na zasadzkę. Lecz z nich ani jeden nie wrócił,
Wreszcie atoli gdy poznał go dzielnym i z rodu boskiego,
Tamże jego zatrzymał i córkę mu własną zaślubił,
Władzę królewską mu oddał, i z nim do połowy ją dzielił,
Lykijczycy mu zaś wybornej ziemi kawałek,
Troje Bellerofontowi zrodziła żona potomstwa:
Hippolochosa, Izandra i córkę Laodameję.
Laodameję do łoża zapragnął Zews niezbadany,
Ona powiła boskiego Sarpeda o zbroji miedzianéj;
Wszystkich, pośród Alejskiéj równiny samotnie się błąkał,
Trawiąc siły żywotne i śladów ludzkich unikał];
Syna zaś jego Izandra do walki Ares najskorszy
Zabił, gdy tamten wyprawę na sławnych Solymów gotował;
Mnie zaś spłodził Hippoloch, od niego mój ród ja wywodzę;
On to mię wysłał do Troji i napominał usilnie,
Żeby się zawsze najlepiej sprawować, nad innych celując,
Oraz imienia praojców nie skalać, którzy o wiele
Z tego ja rodu pochodzę i takiem się szczycę krewieństwem.“
Tak opowiadał, ucieszył się Diomed o głosie donośnym.
Dzidę z zamachem wepchnął do ziemi obficie rodzącéj,
Potém zaś mową przyjazną zagadnie pasterza narodów:
Boski albowiem Ojneusz dzielnego Bellerofonta,
Kiedyś w pałacach ugaszczał i dni dwadzieścia zatrzymał,
Ci zaś piękne goścince pomiędzy sobą mieniali:
Od purpury świecącą przepaskę Ojneusz darował,
Pozostawiłem go w mojem domostwie, wybrawszy się w drogę.
[Już nie pamiętam Tydeja, bo mnie jeszcze bardzo małego
Pozostawił, gdy naród Achajów zginął pod Thebą].
Przyjacielem więc jestem dla ciebie w pośrodku Argosu,
Unikajmy nawzajem pocisków naszych śród walki;
Wielu mi Trojan zostanie i sojuszników przesławnych,
Których mi bogi pozwolą pokonać, i w biegu dosięgnąć,
Tobie zaś wielu Achajów, byś zabił kogo potrafisz.
Wszyscy, że się rodową przyjaźnią nawzajem szczyciemy.“
Oni więc po tych słówkach, skoczywszy z powózek na ziemię,
Dłońmi nawzajem się łączą, i wierność poprzysięgają.
Kronid wtedy przytomność umysłu Glauka pomięszał,
Złotą, wartości stu wołów, na miedź wartości dziewięciu.
Hektor atoli gdy przybył do bramy Skajskiej i buka,
Zaraz małżonki Trojan i córki się zbiegły dokoła
Zapytywując o braci, o synów, i blizkich pokrewnych,
Wszystkim z kolei; nad wielu głowami wisiała żałoba.
Kiedy zaś do wspaniałego Priama domu się dostał,
Opatrzonego gankami gładkiemi — w pośrodku zaś jego,
Było pięćdziesiąt komnat o ścianach z gładkiego kamienia,
Priamowi mieścili przy zaślubionych małżonkach.
Naprzeciwko dla córek tożsamo z wnętrza dziedzińca
Było komnat pokrytych dwanaście z gładkiego kamienia
Jedna tuż koło drugiej stawiane; w takowych zięciowie
Tamże on spotkał matkę dobrocią słynącą, gdy właśnie
Szedła do Laodycei, swych córek najurodziwszej;
Ona go bierze za rękę, wygłasza słowo i mówi:
„Czemuż o synu z okropnéj uchodząc walki przybyłeś?
Siejąc postrach po mieście; zapewne cię serce skłoniło
Wszedłszy na szczyty grodu do Zewsa ręce podnosić.
Chwilę zaczekaj aż wina jak miód słodkiego przyniosę,
Byś Diosowi na cześć i innym bogom poprzednio
Utrudzonemu mężowi sił wiele wino dodaje,
Kiedy jak ty się umęczył w obronie narodu i krewnych.“
Hektor o powiewającym szyszaku w odpowiedź jéj rzecze:
„Wina co serce pociesza nie dawaj mi matko dostojna,
Ręką nieczystą dla Zewsa wylewać wino złociste
Boję się; ani się godzi Kroniona w chmurach skrytego
Błagać, gdy jestem krwią zbroczony i błotem zbryzgany.
Ty się atoli do świątyń Atheny co łupy gromadzi
Peplum najozdobniejsze i najobszerniejsze wybieraj,
Z tych co się mieszczą w komnatach, i które ci najulubieńsze;
Na kolanach Atheny o pięknych warkoczach je połóż,
Obiecując zarazem w przybytku wołów dwanaście
Ulitowała się Trojan, żonami i dziećmi drobnemi,
Żeby i syna Tydeja wstrzymała od Ilion świętego,
Kopijnika strasznego co wszędy grozi postrachem.
Zatem się udaj do świątyń Atheny co łupy gromadzi;
Czy się też zgodzi usłuchać namowy; bodajby go ziemia
Pochłonęła, bo Zews go na zgubę wielką Trojanom,
Priamowi zacnemu i dzieciom jego wychował.
Gdybym go wpadającego do głębi Hadesa obaczył,
Tak powiedział, lecz ona wracając ku domu na sługi
Woła, by one po mieście zebrały godniejsze niewiasty.
Sama zaś do wykadzonej komnaty sypialnéj pobiegła;
Były tam szaty z purpury złożone, roboty Sydońskich
Kiedyś z Sydonu sprowadził, przebywszy morze szerokie,
W onéj podróży gdy przywiózł Helenę rodu możnego.
Wziąwszy z nich jedną Hekabę w ofierze poniosła Athenie,
Która haftami najdroższą była i razem największą,
Wyszła nareszcie, a wiele staruszek jéj towarzyszyło.
One gdy zaszły do świątyń Atheny na grodu wyżynie,
Zaraz im bramy otwarła Theano o licach uroczych,
Córa Kisseja, małżonka Antenora koni poskromcy;
Wszystkie na głos do Atheny się modlą ręce podnosząc.
Odebrawszy zaś peplum Theano ślicznego oblicza,
Składa je na kolanach Atheny o pięknych warkoczach,
Wznosząc modły błagalne do córy Diosa możnego.
Diomedowe pociski pokrusz i uczyń by onże,
Twarzą padając na ziemię przy bramie Skajskiéj zakończył,
Byśmy ci mogli odrazu w przybytku wołów dwanaście
Rocznych, nieujarzmionych poświęcić, ażebyś nad grodem
Tak ślubując się modli, lecz Pallas-Athene odmawia.
Tak się one wpraszały do córy Diosa możnego.
Do Alexandra pałaców tymczasem Hektor podążył,
Pięknych, sam je zbudował z mężami co wtedy pierwszemi
Oni mu wybudowali sypialnią i gmach i dziedziniec,
Blizko Hektora siedziby i Priama w mieście na wzgórzu.
Dążył tam Hektor Diosa wybraniec z kopią w ręku,
Długą na stóp jedenaście; od przodu proporca świeciło
Jego w sypialni znajduje, gdy czyścił zbroję ozdobną,
Tarczę i pancerz, i łuk opatrywał w kabłąk zagięty;
Z nim Helena Argijska siedziała pomiędzy niewieścią
Służbą, nadzorująca ozdobną służek robotę.
„Dziwny! zaiste nie pięknie urazę chować w pamięci.
Wycieńczają się wojska w obronie miasta i murów
Walcząc; z twego powodu ten zgiełk okrutny potyczki
Wre naokoło grodu; i ty byś innemu wyrzucał,
Ocknij się więc aby miasto na pastwę płomieni nie poszło.“
Na to mu zaś Alexander do bogów podobny odrzecze:
„Kiedy mnie słusznie Hektorze skarciłeś, nie zaś niesłusznie,
Zatem ci wręcz powiadam, a ty mnie słuchaj z uwagą.
Siedzę w sypialni; mym żalom dopiero oddać się miałem.
Teraz atoli mnię żona słodkiemi słowy skłoniła
Bym się do walki gotował; sądzę i ja, że tak lepiéj
Będzie, albowiem kolejno zwycięztwo mężom przysłuża.
Albo téż idź, będę gotów i sądzę, że zdążę za tobą.“
Skończył; nie ozwał się wcale Hektor z powiewnym szyszakiem;
Lecz Helena do niego się z mową odezwie serdeczną:
„Szwagrze niegodnéj kobiety, złowrogiéj, niesławę niosącéj,
Gdzieś tam daleko porwała złośliwa trąba powietrzna
W góry, lub też na bałwany huczącéj groźnie otchłani;
Fala by mnie pochłonęła, nim wszystko się stało jak dzisiaj.
Kiedy jednakże bogowie te klęski postanowili,
Któren by uczuł nienawiść i wszelką hańbę u ludzi.
On nie posiada zaś męztwa żadnego, ani też późniéj
Mieć go nie będzie i sądzę, że skutków tego doświadczy.
Teraz atoli tu wstąp i spocznij na tém krzesełku,
Dla mnie kobiety niegodnéj i grzesznych dzieł Alexandra,
Których tak srogo nawiedził nieszczęściem Zews, że i późniéj
Będziem przedmiotem żałośnych pieśni dla przyszłych pokoleń“
Hektor o powiewającym szyszaku jéj rzecze w odpowiedź:
Już mię bowiem sumienie pobudza, bym lepiéj ochraniał
Trojan, bo w méj niebytności tęsknota ich wielka zdejmuje;
Ale ty jego pobudzaj, bodajby i sam się rozruszał,
Żeby mnie jeszcze dogonił dopóki w mieście zostanę.
Domowników i drogą małżonkę i syna niemowle.
Nie wiem albowiem czy jeszcze bądź kiedy do nich powrócę,
Lub czy bogowie rozkażą bym uległ dłoniom Achajów.“
Rzekł i puścił się w drogę Hektor o hełmie powiewnym.
Lecz Andromachy nie zastał w komnatach, białoramiennéj;
Ona bowiem z dziecięciem i niańką schludnie ubraną
Stała na wieży płacząca i w smutku nieutulona.
Gdy więc w domu nie spotkał małżonki nieskazitelnéj,
„Chodźcie no tu służebnice i wszystko po prawdzie gadajcie.
Gdzież Andromache o białych ramionach wyszła z komnaty?
Czy nawiedziła siostry mężowe i strojne bratowe,
Czyli też wyszła do świątyń Atheny, gdzie teraz i inne
Nadzorczym sumienna mu na to rzeknie w te słowa:
„Kiedy mi każesz Hektorze, bym wszystko jak prawda mówiła,
Ani do sióstr mężowych i strojnych bratowych nie poszła,
Ani do świątyń Atheny, gdzie teraz zebrały się inne
Ale na szczyt się udała Iliony wysoki, słyszawszy
Że upadają Trojanie, a wielką jest siła Achajów.
Wtedy w pośpiechu największym do murów twierdzy pobiegła,
Jakby szalona, zaś niańka chłopaczka za nią poniosła.“
Drogą tą samą wracając przez zabudowane ulice.
Gdy zaś dążąc przez miasto ku bramie doszedł obszernej,
Skajskiéj, (tędy albowiem zamyślał wyjść na równinę),
Tam przybiegła ku niemu bogata, posażna małżonka
Ejetiona co mieszkał w pobliżu Plakos leśnego,
W Tebie pod górą Plakos i mężom Cylickim panował;
Jego to córkę za żonę posiadał Hektor wojownik.
Ona go tedy spotkała, dążyła za nią służąca
Hektorydę miłego, równego gwieździe świecącéj.
Jego nazywał Hektor Skamandrem, lecz inni go zwali
Astyanaxem, bo Hektor sam jeden bronił Iliony.
Jemu się Hektor uśmiechnął w milczeniu na chłopca patrzący;
Zbliża chwytając za rękę i słowem poczyna i mówi:
„Dziwny! kiedyś cię zgubi twe męztwo, ach nie masz litości
Nad niemowlęciem i mną nieszczęsną; ja wkrótce zostanę
Wdową po tobie, bo wnet cię zamordują Achaje,
Skryć się pod ziemię, gdy ciebie mi braknie, bo wtedy pociechy
Żadnej nie będzie, gdy ty przeznaczenia swego dokonasz,
Tylko żałoba, — już nie mam ni ojca ni matki dostojnéj.
Ojca bowiem naszego pokonał boski Achilles,
Thebę o bramach wysokich i zabił Ejetiona;
Broni mu zaś nie odebrał, bo wielce się tego obawiał,
Ale go spalił na stosie z rynsztunkiem całym ozdobnym,
W miejscu mogiłę usypał; wiązami ją poobsadzały
Wszakci też braci siedmioro ja miałam w pałacach ojcowskich,
Oni zaś wszyscy jednego poranku zeszli do Hada,
Wszystkich albowiem zabił Achilles w biegu najszybszy,
Koło ciężko chodzących wołów i białych owieczek.
Tutaj na miejsce sprowadził, zarazem z innemi łupami;
Wkrótce ją wprawdzie on puścił pobrawszy wykup ogromny,
Ale ją w domu ojcowskim Artemis łucznica zabiła.
O Hektorze tyś dla mnie i ojcem i matką dostojną
Teraz nademną się zmiłuj i zostań tutaj na wieży,
Byś nie zostawił chłopaczka sierotą, a wdową małżonkę.
Wojsko przy drzewie figowem uszykuj, bo tędy najłatwiéj
Można do miasta się dostać i ponad murem przeprawić.
Pod Idomena sławnego przewodem i dzielnych Ajaxów,
Z Atrydami pospołem i synem odważnym Tydeja;
Bądź że im ktoś tak objawił co dobrze wróżby świadomy,
Bądź że ich samych odwaga i męztwo ku temu skłoniło.“
„Wszystko i mnie to obchodzi, niewiasto; lecz wielce się boję
Trojan a także Trojanek o długich wlokących się szatach,
Jeźlibym równie jak tchórz z daleka wojny unikał;
Ani mi serce po temu, bom zwykły szlachetnie się sprawiać
Imie chwalebne ojcowskie chowając i własną mą sławę.
Dobrze mi to jest albowiem i w sercu i w duszy wiadomo;
Przyjdzie o przyjdzie ten dzień kiedy zginie święta Iliona,
Priam i wszystek naród Priama kopią dzielnego.
Ani też saméj Hekaby koleje, lub króla Priama,
Ani też braci rodzonych, acz wielu ich padnie i dzielnych
W pośród kurzawy bojowej, zwalczonych wrogów rękoma,
Ile twój los, kiedy któren z Achajów miedzią okrytych
Jeślibyś w Argos będąca dla innéj przędzę trzymała,
Albo też wodę nosiła z Messejdy lub z Hyperei,
Bardzo niechętnie, przymusem do tego srogim znaglona,
Jeśliby ktoś cię ujrzawszy zalaną łzami powiedział:
Koni poskromców, gdy ongi wokoło Iliony się bili!‘
Może to kiedyś powiedzą; ztąd nowe zmartwienie dla ciebie,
Wdowy bez męża, którenby od losu niewoli cię bronił.
Bodaj bym zginął i ziemia mnię pierwéj mogiłą zakryła,
Tak powiedziawszy chciał objąć synaczka Hektor prześwietny;
Dziecko atoli do piersi się niańki starannie ubranéj
Z krzykiem tuliło, postaci drogiego się bojąc rodzica,
Patrząc z obawą na grzywę włosistą, która od szczytu
Na to się ojciec kochany i matka dostojna zaśmieli.
Zaraz atoli swój szyszak zdejmuje Hektor prześwietny
Z głowy i cały błyszczący, ostrożnie kładzie na ziemię;
Syna zaś potem drogiego całując i głaszcząc rękoma
„Zewsie i inni bogowie! przyzwólcie niech takim zostanie
Mój oto syn, by również pomiędzy Trojany celował,
Tak niezużytym był w sile i dzielnie rządził w Ilionie.
Niech o nim kiedyś powiedzą: o wiele jest lepszym od ojca!
Męża strasznego zabiwszy, niech serce matczyne pociesza.“
Tak powiedziawszy go w ręce małżonki drogiéj oddaje,
Syna swojego, lecz ona do piersi woniącej go tuli
Między łzami się śmiejąc. Rozczulił się mąż na ten widok,
„Biedna! smutkowi zbytniemu w swéj duszy się nie oddawaj.
Żaden mnie mąż wbrew losu do Hada wysłać nie może;
Nie ma zaś męża takiego co przeznaczenia uniknie,
Czy on dobry czy zły, jak tylko się raz już urodził.
Koło wrzeciona i przędzy, a sługom nakazuj, by każden
Pracą się swoją zajmował. O boju radzą mężowie
Wszyscy, a ja najwięcéj z mieszkańców miasta Iliony.“
Tak powiedziawszy do góry grzywiasty szyszak podnosi
Często się odwracając i łzy wylewając serdeczne.
Kiedy zaś nazad ku domu Hektora co męże morduje
Obszernego wróciła, i tamże mnogą zastała
Czeladź, natenczas i w nich żałobę wszystkich wzbudziła.
Nie sądziły albowiem, że jeszcze powróci żyjący
Z wojny, uchodząc szczęśliwie potędze i dłoniom Achajów.
Ani się Parys ociągał w pałacu o szczytach wysokich,
Ale przywdziawszy sławny rynsztunek, od miedzi świecący,
Równie jak rumak na stajni, wyobroczony przy żłobie,
Pęty zerwawszy, wybiegnie brykając po płaskiéj równinie,
Przyzwyczajony się pławić w strumieniu uroczo szumiącym,
Łeb zadzierając do góry zuchwale, a grzywa nakoło
Szybko nogami przebiera ku klaczy pastwisku znanemu;
Takoż i syn Priamowy Parys od szczytów Pergama,
Świecąc swoim rynsztunkiem, kroczył podobny do słońca,
Pełen otuchy, a szybkie nosiły go nogi. Pokrótce
Miał się odwracać od miejsca gdzie z żoną poufnie rozmawiał.
Wtedy się pierw Alexander do bogów podobny odezwie:
„Drogi mój, chociaż ci spieszno ja wiele ci czasu zabieram
Przez ociąganie, na czas nie przybywszy jak mi poleciłeś.“
„Dziwny! żaden by człowiek umysłu sprawiedliwego,
Dzieł twych wojennych nie zganił, albowiem jesteś odważny,
Ale się lubisz ociągać i nie chcesz, a jestem strapiony
W duszy i sercu, że słyszę o tobie gadki niegodne
Trzeba nam iść, ułożymy to potem, jeżeli dozwoli
Zews nam kiedyś, by bogom niebieskim, wiecznie żyjącym
Kielich na cześć wolności nastawić w naszych pałacach,
Gdy się nam z Troji wypędzić Achajów zbrojnych powiedzie.
Jego zaś brat Alexander podążał pospołem, a w duszy
Obaj gorąco pragnęli się bić i dzielnie wojować.
Równie jak bóg żeglarzom stęsknionym wiatry pomyślne
Podróżując po morzu, i członki uległy strudzeniu;
Takoż i oni Trojanom stęsknionym się wreszcie zjawili.
Jeden z nich syna zaczepił Areïthooja książęcia
W Arnie mieszkającego Menesthia; maczugę dzierżący
Hektor zaś Ejoneja ugodził ostrym oszczepem
W szyję po brzegu od hełma ze śpiżu i członki rozwiązał.
Glaukos Hippolochida, Likijskich mężów dowódca,
Ifinoosa ugodził oszczepem w potyczce okrutnéj,
W ramię; on z wozu na ziemię wyleciał, osłabły mu członki.
Sowiooka bogini Athene gdy widzi że giną
Takim sposobem Argeie w pośrodku walki okrutnéj,
Pędem ze szczytów najwyższych Olimpu spuszcza się na dół
Spoglądając z Pergamu, dla Trojan zwycięztwa on pragnął.
Tak się oboje nawzajem spotkali przy drzewie bukowém.
Pierwszy się do niej odzywa syn Zewsa możny Apollon:
„Czemuż to z takim zapałem Diosa córo wielkiego,
Czyli to żeby Danajom zwycięztwo w boju stanowcze
Oddać? kiedy już nie masz litości nad zgubą Trojańską.
Gdybyś mnię chciała usłuchać, o wiele by lepiéj się stało;
Dajmy nateraz pokój zamieszkom i wrogiej potyczce
Los Iliony zapadnie; gdy tyle wam w sercu jest miło,
Wam boginiom przedwiecznym ten gród wyburzyć do szczętu.“
Sowiooka bogini Athene mu rzeknie w odpowiedź:
„Niechże tak będzie, godzący daleko; ja sama w tej myśli
Jakże atoli zamierzasz potyczkę mężów zatrzymać?“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź syn Zewsa możny Apollon:
„Męzką odwagę pobudźmy Hektora koni poskromcy,
Żeby któregokolwiek sam na sam wyzwał z Danajów
Oni zaś w oburzeniu Achaje miedzią okryci,
Niechaj postawią jednego do walki z boskim Hektorem.“
Rzekł; nie sprzeciwia się temu niebieskich oczów Athene.
Ich zamiary Helenos Priama syn drogi przewidział
Stanął więc koło Hektora i mową do niego się zwraca:
„Synu Priama Hektorze! w rozumie do Zewsa podobny,
Może mnię teraz usłuchasz; wszak bratem ci jestem rodzonym;
Innym każ teraz odpocząć Trojanom i wszystkim Achajom,
Żeby się z tobą mierzył w rozprawie strasznéj oręża;
Nie przeznaczono ci teraz umierać i losu dokonać,
Taki bo głos usłyszałem od bogów co wiecznie istnieją.“
Tak powiedział lecz Hektor ucieszył się wielce tą mową,
W pół za dzidę chwytając, i wszyscy jak jeden stanęli.
Tak Agamemnon i zbrojnym Achajom siąść nakazuje;
Również usiadła Athene i srebrnołuczysty Apollon,
Przemienieni oboje w postacie sępów żarłocznych,
Mając uciechę w mężach; siedziały ich gęste szeregi,
Oszczepami, tarczami i szyszakami sterczące.
Równie jak fala na morzu się marszczy pod wpływem Zefiru,
Kiedy zawieje na nowo i morze się pod nim zaczerni;
Hektor natenczas do jednych i drugich mowę obraca:
„Posłuchajcie Trojanie i łydookuci Achaje,
Żebym powiedział do czego mnie umysł w duszy nakłania.
Przysiąg naszych Kronides o władzy wysokiéj nie stwierdził,
Póki wy nie zdobędziecie Iliony o wieżach obronnych,
Lub téż sami przy łodziach po morzu bieżących zginiecie.
Między wami są pierwsi z Achajów całego narodu;
Jeśli odwaga którego do walki ze mną nakłania,
Taki mój zamiar a Zews pomiędzy nami niech świadczy.
Jeśli mnię dzidą spiżową o długim proporcu pokona,
Niechaj zabrawszy rynsztunek do łodzi go niesie obszernych,
Ciało zaś moje niech wróci w domostwo, ażeby Trojanie
Jeśli zaś ja go zwyciężę i sławy użyczy Apollon,
Wtedy zabrawszy mu zbroję zaniosę do świętej lliony,
By ją spalić w świątyni Apollina w dal godzącego,
Ciało zaś oddam napowrót do statków ozdobnych wiosłami,
Oraz usypać mogiłę nad Hellespontem szerokim;
Wtedy opowie niejeden i z ludzi przyszłych pokoleń,
W nawie z licznemi wiosłami po morzu płynąc głębokiem:
,Oto wysoka mogiła wojaka już dawno zmarłego,
Może to kiedyś powiedzą, i sława mi nigdy nie zginie.“
Tak powiedział; a wszyscy w milczeniu głębokiém zostali;
Było im wstyd odmówić a przyjąć się obawiali.
Późno dopiero Menelaj się podniósł i zabrał do słowa,
„O wy pyszałki prawdziwe, Achajki, a nie zaś Achaje!
Jakaż to będzie hańba i plama niewymazana,
Jeśli żaden z Danajów naprzeciw Hektora nie stanie.
Bodaj byście się wszyscy na ziemię i wodę zmienili,
Przeciw niemu ja sam się uzbroję, albowiem nad nami
Losy przewagi zawisły przez wiecznych bogów trzymane.“
Tak powiedziawszy na siebie przywdziewa zbroję ozdobną.
Wtedyby o Menelaju dla ciebie kres życia nastąpił
Żeby nie przyskakując porwali królowie Achajów;
Jakoż i sam Agamemnon Atryda pan wiele możny,
Chwycił za prawą rękę i słowo zabrawszy powiedział:
„Szał, Menelaju cię boski ogarnia; na czegóż ci trzeba
Ani też chciéj z nienawiści się z mężem lepszym potykać,
Z Priamidą Hektorem, którego niejeden się boi.
Nawet Achilles unika w bitwie dla mężów zaszczytnéj
Z nim się potykać, a przecież o wiele nad tobą celuje.
Przeciw niemu zaś męża innego postawią Achaje.
Chociaż on wielce zuchwałym i walki nienasyconym,
Sądzę że ugnie on kolan ochoczo, ażeby uciekać
Od zaciętéj potyczki i srogiéj orężem rozprawy.“
Mówiąc rozsądnie; usłuchał go tamten, a jemu następnie
Ucieszeni druhowie zdejmują zbroję z ramienia.
Nestor z pomiędzy Argeiów powstaje i słowo zabiera:
„Przebóg! wielkie nieszczęście Achajską ziemię dotyka!
Dzielnie Mirmidonami rządzący radą i słowem,
Który mnię z wielkiém zajęciem w domostwie swém wypytywał,
Kiedyś o pochodzenie i ród każdego z Argeiów.
Żeby usłyszał, iż dzisiaj się wszyscy Hektora lękają,
Żeby mu dusza z członków uchodząc wróciła do Hada.
Bodajem Zewsie, Atheno, Apollinie możny, był jeszcze
Młodym, jak wonczas gdy bitwę nad Keladontem staczali
Wojsko zebrane Pylejskie i wprawni do dzidy Arkadzi,
Na ich czele się bił Erythalion do bogów podobny,
Zbroję Areïthoosa książęcia na sobie dźwigając,
Arejthoosa boskiego, co miał od maczugi przydomek,
Takim go bowiem nazwali mężowie i strojne kobiety,
Ale maczugą żelazną szeregi zbrojne rozbijał.
Jego to Lykoorgos chytrością pokonał, nie siłą,
W ciasnym przesmyku, a tam, od zguby go nie ochroniła
Pałka żelazna, wtedy Lykorgos wpierw uderzywszy
Zbroję zaś którą mu Ares miedziany był kiedyś darował,
Wydarł i późniéj takową w zamieszkach dźwigał Aresa;
Kiedy atoli Lykorgos postarzał się późniéj w domostwie,
Erythalionie ją oddał w użytek druchowi miłemu;
Oni tak wielce się bali i drżeli, że żaden nie stanął;
Mnię zaś pchała odwaga by ciężkiéj walki się podjąć
Z taką otuchą; a wiekiem najmłodszym byłem ze wszystkich;
Staję z nim tedy do walki, Athena mi sławy nie skąpi,
Kiedy zaś leżał jak długi, zajmował placu niemało.
Żebym to jeszcze był młodym i siły miał nienaruszone;
Zaraz by miał z kim walczyć Hektor o hełmie grzywiastym.
Z między was chociaż liczycie najlepszych ze wszystkich Achajów,
Zgromił ich tak staruszek; lecz z nich dziewięciu powstało.
Pierwszy wystąpił na plac Agamemnon książe narodów;
Po nim silny Diomed potomek Tydeja powstaje;
Obaj Ajaxy z kolei, siarczystéj pełni odwagi;
Merion, odwagi téj saméj co Enyal mężów morderca;
Później za niemi Erypil syn Ewajmona szlachetny;
Thoas nareszcie Andrajma potomek i boski Odyssej.
Wszyscy oni pragnęli z Hektorem się boskim potykać.
„Teraz losami z kolei wybierzcie na kogo zapadnie;
Losem wybrany pocieszy Achajów na łydach okutych;
Ale i sam się ucieszy w swéj duszy, jeżeli zwycięzko
Wyjdzie z okrutnéj potyczki i srogiéj orężem rozprawy.“
Potém rzucili je w hełm Atrydy Agamemnona.
Wojsko się całe modliło i ręce do bogów podnosi;
Wtedy mówili do siebie w niebiosa szérokie się patrząc:
„Zeusie niech los na Ajaxa lub syna Tydeja zapadnie,
Tak powiadali, a losy pomięszał Nestor Gereńczyk;
Z hełmu wyskoczył zaś los Ajaxa, jak sobie życzyli;
Wtedy go keryx obnosząc, wszędy pomiędzy tłumami
Z prawéj począwszy, najlepszym z Achajów wszystkim okazał.
Kiedy atoli po tłumach obnosząc na tego natrafił,
Któren swe godło do hełmu był rzucił, Ajax prześwietny,
Wtedy on rękę podsunął, a keryx mu z blizka je rzucił;
Okiem rzuciwszy on godło swe poznał i w duszy się cieszył.
„Drodzy! poznaję zaprawdę mój los i sam się raduję
W duszy, bo sądzę, że pewno zwyciężę Hektora boskiego.
Dosyć na teraz, bo przywdziać mi trzeba zbroję wojenną.
Wy tymczasem błagajcie Diosa, pana Kronidę.
Lub otwarcie, bo zgoła nikogo się tutaj nie boim;
Wszakże przeciwko méj woli do tego mnie gwałtem nie pędzą,
Ani podstępem wojennym, albowiem na fryca takiego,
Sądzę żem się w Salaminie, nie rodził ani wychował.“]
Wtedy mówili do siebie w niebiosa szérokie się patrząc:
„Zewsie rodzicu! co w Idzie panujesz, najlepszy, największy!
Daj Ajaxowi zwycięztwo, by sławę szlachetną pozyskał.
Chociaż więc i Hektora miłujesz i masz go w opiece,
Tak mówili, lecz Ajax uzbraja się miedzią świecącą.
Ale gdy w pełny rynsztunek na całém ciele się odział,
Wtedy pospieszył podobnie, jak Ares kroczy ogromny
W bitwę pomiędzy mężów dążący, których Kronides
Również i Ajax ogromny powstaje zapora Achajów,
Na pochmurném obliczu z uśmiechem, a nogi od spodu
Zamaszyście rozkroczył i dzidą cienistą potrząsał.
W niego się patrząc Argeie radości chlubnéj są pełni,
Hektorowi samemu zaczęło serce bić w piersi;
Ale już czasu nie było się cofać i w tłumy napowrót
Wojska się chować, albowiem on sam był walkę wywołał.
Zbliżył się Ajax unosząc tarczę śpiżową jak wieża,
Z wszystkich rymarzy najlepszy, co w Hyle dom zamieszkiwał.
Rzutką mu tarczę wyrobił złożywszy do kupy skór siedem,
Z wołów dobrze pasionych, po ósme zaś miedzią obłożył.
Ajax syn Telemona takową unosząc nad piersią,
„Zatém obecnie Hektorze sam na sam dokładnie się dowiesz,
Jacy to dzielni mężowie znajdują się w liczbie Danajów,
Nawet i prócz Achillesa o sercu lwiem, niszczyciela.
Lecz on leży przy giętych okrętach po morzu bieżących,
Ale i nas stać na to, by tobie czoło postawić,
Wielu nas takich; lecz ty zaczynaj rozprawę i walkę.“
Hektor o hełmie powiewnym ogromny w odpowiedź mu rzecze:
„Boski Telamończyku Ajaxie dowódco narodów!
Albo niewiastę, któréj nieznane są dzieła wojenne.
Dobrze mi znaną jest walka i mężów pokonywanie;
Umiem na prawo, i umiem na lewo tarczą z wyschniętéj
Skóry kierować, i ona do walki mi służy niezłomnéj;
Umiem i w ręcznéj potyczce ze srogim pohulać Aresem.
Nie chcę ja skrycie atoli na tak mężnego szermierza
Godzić, i owszem otwarcie próbuję czy trafić się uda.“
Rzekłszy to jednym zamachem wypuścił dzidę ogromną
W pokład śpiżowy najwyższy co ósmy tarczę otaczał;
Miedź niezużyta płatając sześcioro pokładów przebiła,
W siódméj atoli wołowéj utkwiła skórze. Następnie
Ajax rodu boskiego puściwszy dzidę cienistą
Dzida hartowna na wylot przez tarczę przeszła świecącą,
Oraz i pancerz misterny na wskróś impetem przebiła,
Aż nareszcie chitonu poniżéj żebra dosięgła
Dzida; lecz on się zwróciwszy uniknął zgonu czarnego.
Wpadli na siebie, podobni do lwów ze ścierwa żyjących,
Albo do leśnych odyńców o niepospolitéj potędze.
Wtedy po środku tarczy Priamid oszczepem uderzył,
Miedzi atoli nie złamał, bo koniec w tył mu się zagiął.
Przeszła tak silnie, że pędem zaczepkę tamtego wstrzymała,
W szyję go tylko drasnęła i czarna krew się polała.
Walczyć jednakże nie przestał Hektor o hełmie powiewnym,
Ale cofnąwszy się dłonią żylastą porwał za kamień,
Rzucił nim w siedmioskórną potężną tarczę Ajaxa,
W środek na samą wypukłość, aż miedź nakoło zabrzękła.
Ajax chwyciwszy z kolei za kamień o wiele ważniejszy,
Puścił go zakręciwszy ostatka sił dobywając,
Członki mu nadwerężył; na wznak się tamten pochylił,
Przygnieciony przez tarczę, lecz podniósł go nazad Apollon.
Byliby teraz mieczami z bliskości na siebie natarli,
Żeby nie Keryxowie Diosa posłańcy i ludzi,
Idaj i Talthyb, obaj mężowie rozumem dojrzali;
Między nich w środek swe berła stawiają i mówić poczyna,
Keryx Idajos roztropnej i światłéj rady świadomy:
„Drodzy synowie nie bijcie się dłużéj i nie potykajcie;
Jeden i drugi wyborny kopijnik, widzieli to wszyscy
Ale zapada już noc, a dobrze i nocy się poddać.“
Syn Telamoński Ajax mu rzeknie na to w odpowiedź:
„Nakaż Idaju ażeby i Hektor to samo powiedział;
Niechże on zacznie; usłucham jeżeli mu również po myśli.“
Hektor o hełmie powiewnym mu na to wielki odrzecze:
„Kiedy Ajaxie ci bóg wielkości użyczył i siły
I rozumu, bo w kopii z Achajów jesteś najlepszy,
Dzisiaj; później się znowu bić będziem aż dajmon wyrokiem,
Sprawę rozsądzi i jednym lub drugim użyczy zwycięztwa.“
Teraz już noc zapada, i nocy dobrze usłuchać;
Tybyś wszystkich Achajów pocieszył nakoło okrętów,
Ja zaś do miasta wielkiego Priama króla się udam,
Aby Trojan pocieszyć i szaty wlokące Trojanki,
Które za mną błagając w przybytku się bożym zebrały.
Między sobą zaś dary wspaniałe obaj zamieńmy,
,Patrzcie walczyli ze sobą z powodu waśni zajadłéj
Ale się przy rozstaniu napowrót przyjaźnią złączyli.‘
Tak powiedziawszy darował mu szablę we srebro okutą,
Razem i pochwę oddając i pas do wieszania rzemienny;
Tak się obydwa rozeszli, do wojska się jeden Achajów
Udał, drugi zaś w tłumy Trojańskie. Cieszyli się wielce,
Kiedy ujrzeli żywego i wychodzącego bez szwanku,
Z pod Ajaxowéj potęgi i rąk jego niezwyciężonych;
W drugiém zaś wojsku Ajaxa do Agamemnona prowadzą
Łydookuci Achaje, zwycięstwem uradowanego.
Kiedy atoli w namiotach Atrydy się wszyscy zebrali,
Wtedy im wołu poświęcił narodów król Agamemnon,
Jego obdarli ze skóry i rozebrali ze wszystkiém;
Pokrajawszy dokładnie i drobno wsadzili na rożna,
Potem starannie upiekłszy napowrót z rożen ściągnęli.
Wreszcie ustali z robotą i ucztę przygotowawszy,
Uczcił Ajaxa szczególnie długiemi sztukami krzyżówki
Bohaterski Atrydes potężny król Agamemnon.
Kiedy atoli napitku i jadła mieli do syta,
Wtedy staruszek najpierwszy swój zamiar objawiać poczyna,
Zatem się do nich odezwie z życzliwą mową i radą:
„Królu Atrydo i wy ze wszystkich Achajów najlepsi!
Wielu niestety zginęło Achajów bujnokędziernych,
Których krew poczerniałą nakoło bystrego Skamandra
Zatém ze świtem należy Achajom walki zaprzestać;
Sami wszyscy gromadnie przywieziem tutaj poległych
Wołów i mułów zaprzęgiem, a potém trupy spalemy,
[Trochę opodal okrętów, by kości każden dla dzieci
Koło stosu mogiłę jedyną wynieśmy w równinie,
Wspólną dla wszystkich; a przy niéj wybudujemy naprędce
Baszty wysokie, co będą dla statków i zmarłych obroną;
Do nich urządzim i bramy co szczelnie się będą zamykać,
Zewnątrz, zaś poza niemi wybierzmy fossę głęboką,
Która biegnąc nakoło powstrzyma jazdę i wojsko,
Żeby nas kiedyś nie zgniotła Trojanów dumnych zaczepka.“
Tak przemówił a wszyscy książęta się na to zgodzili.
Odbywała się wielce burzliwa przy gmachach Priama.
Miedzy niemi roztropny Antenor zagaił rozprawy:
„Posłuchajcie Trojanie, Dardany i wy sojusznicy,
Żebym powiedział co w piersi mi dusza mówić nakaże.
Oddać napowrót Atrydom, bo teraz wierne złamawszy
Przyrzeczenia walczemy, i nie mam nadziei, by wyszło
[Nam to na lepsze, jeżeli stósownie działać nie będziem.]“
Tak powiedziawszy napowrót usiadł, a po nim powstaje
Któren mu odpowiadając w skrzydlate odezwie się słowa:
„Antenorze zaprawdę nie mówisz dla mnie życzliwie;
Pewno byś umiał i lepsze niż takie słowo doradzić.
Jeśli zaś mówisz naprawdę i z przekonania szczérego,
Wobec Trojan atoli co końmi harcują ogłaszam,
Wypowiadam otwarcie, że nigdy niewiasty nie oddam;
Skarby zaś, któreśmy z Argos do domu naszego zabrali,
Gotówem oddać wszystkie i jeszcze z mojego dorzucić.“
Syn Dardana Priamos do bogów rozumem podobny,
Usposobiony życzliwie przemówił do nich i radził:
„Posłuchajcie Trojanie, Dardany i sojusznicy,
Żebym powiedział co w piersi mi dusza mówić nakaże.
Pamiętajcie o straży, by każden był w pogotowiu;
Lecz ze świtem Idajos niech idzie do łodzi obszernych
By Agamemnonowi i Menelajowi Atrydom,
Słowo Parysa ogłosić, bo kłótnia przez niego powstała;
Walki nieszczęsnéj zaprzestać, aż ciała poległych spalemy;
Późniéj atoli się znowu bić będziem aż dajmon wyrokiem
Sprawę rozsądzi i jednym lub drugim zwycięztwa użyczy“.
Rzekł; słuchali z uwagą i byli posłuszni rozkazom.
Z rankiem Idajos atoli do łodzi obszernych podążył.
Druhów Aresa Danajów znajduje w pełnéj naradzie
Koło Agamemnona sterniczéj łodzi; zaś do nich,
W środku stanąwszy odezwie się Keryx o dźwięcznym głosie.
Priam i wszyscy Trojanie szlachetni wydali zlecenie,
Donieść (jeżeli to będzie przyjemném dla was i miłém)
Wam Alexandra słowa, z powodu którego ta wojna.
Ile zaś Alexander w okrętach głębokich do Troji
Chętnie oddaje wszystkie i jeszcze, ze swego dorzuci;
Zaś Menelaja sławnego małżonkę młodziuchną uwolnić
Wzbrania się, nawet chociażby Trojanie mu tak nakazali.
Przytém zlecono mi wam oznajmić to słowo, czy chcecie
Późniéj się znowu bić będziem, aż między nami rozsądzi,
Któren z bogów i jednym lub drugim użyczy zwycięztwa“.
Tak powiedział, a wszyscy zostali w milczeniu głębokiém.
Późno dopiero się ozwał Diomed o głosie donośnym:
Ani Heleny, albowiem wiadomo jest nawet i głupim,
Jako niedługo dla Trojan nastąpi chwila zagłady“.
Rzekł, a synowie Achajscy krzyknęli wszyscy ochoczo,
Pochwalając te słowa Diomeda koni poskromcy.
„Sam usłyszałeś Idaju to słowo synów Achajskich,
Jakie zlecenie ci dają, a mnię się to samo podoba.
Co się zaś tyczy spalenia poległych, zabraniać nie myślę;
Żadnéj albowiem zwłoki nie wolno przy ciałach poległych,
Grżmiący Hery małżonek niech świadkiem będzie umowy“.
Tak powiedział i berło ku wszystkim bogom podnosi;
Lecz Idajos napowrót się udał do świętéj Iliony.
W zgromadzeniu siedzieli Trojanie i Dardaniony,
Idaj; on idzie z powrotem i swoje poselstwo odprawił
W środku stanąwszy; więc oni się szybko przygotowują,
Jedni by zwozić poległych, a drudzy po drzewo do lasu;
Z drugiéj zaś strony Argeie od łodzi o rzędach wiosłowych,
Kiedy zaś nowym promieniem rzuciło słońce na pola,
Z Okeanu o fali łagodnéj, a nurtach głębokich,
Wolno do nieba się wznosząc, spotkali się jedni z drugiemi.
Tam na placu niełatwo każdego męża rozpoznać;
Łzy wylewając gorące na wozy wszystkich ponieśli.
Wielki Priamos lamentów zabronił, a zatém w milczeniu
Na palące się stosy dźwignęli trupy żałośnie;
W ogniu je zaś spaliwszy odeszli do świętéj Iliony.
Na palące się stosy dźwignęli trupy żałośnie;
Potém je w ogniu spaliwszy do łodzi obszernych odeszli.
Jeszcze nie świta jutrzenka i noc się szarzy na niebie,
Kiedy się naród wybrany Achajów przy stosie zgromadził;
Wspólną, a w jej pobliżu stawiają mury warowne
Z wysokiemi basztami, obrona dla statków i dla nich.
Do nich i bramy zrobili dokładnie dopasowane,
Żeby pod niemi dla jazdy dogodną drogę urządzić;
Długą, széroką, a dołem spiczaste pale ubili.
W taki się sposób krzątają Achaje bujnokędzierni.
Koło Diosa siedzący bogowie gromorzutnego,
Dziwią się dziełu wielkiemu Achajów miedzią okrytych.
„Znajdzież się Zewsie rodzicu pomiędzy ludźmi na ziemi,
Choćby i jeden co bogom zamiary i myśli odsłania?
Czyli nie widzisz, jak znowu Achaje bujnokędzierni
Wymurowali mur przy okrętach, a fossę nakoło
Będą z tego mieć chwałę gdzie tylko zaświta jutrzenka,
W zapomnienie zaś pójdzie co ja i Foibos Apollon
Z takim stawiali mozołem dla Laomedonta dzielnego“.
Zews co chmury gromadzi mu na to z gniewem odpowie:
Żeby to inny z bogów takiego się lękał zamiaru,
Któren o wiele od ciebie jest słabszym potęgą i dłonią;
Ale twa sławka zachowa się wszędy gdzie świta jutrzenka.
Zatem więc, gdy napowrót Achaje bujnokędzierni
Mur wyburzywszy takowy w całości rzucisz do morza,
I napowrót ogromne wybrzeże piaskiem pokryjesz,
Wielka natenczas Achajów budowa zginie bez śladu“.
Oni tak o tém wszystkiém pomiędzy sobą mówili.
Bili więc woły nakoło namiotów i jedli wieczerzę.
Z Lemnos okręty do lądu przybiły wino przywożąc,
Mnogie, które wysyłał Jezona syn Euneos;
Jego to Hypsypila zrodziła po dzielnym Jezonie.
Przysłał osobno Jezonid lepszego wiader aż tysiąc.
Kupowali więc wino Achaje bujnokędzierni,
Jedni za ważną miedź, za świecące żelazo zaś inni,
Reszta za skóry, znów inni w zamian za same bydlęta,
Potém przez całą noc Achaje bujnokędzierni
Ucztowali, a w mieście Trojanie i sojusznicy.
Zews atoli rządzący przez noc im zgubne zamiary
Knuje grżmiąc przeraźliwie, aż blada ich trwoga ogarnia;
Wypić, nim na ofiarę pokropił możnemu Kronidzie.
Potém poszli wypocząć i z łaski snu korzystają.
Wtedy zaś bogów na radę zwoływa Zews gromolubny,
Na krawędzi najwyższej Olimpu wieloszczytnego.
Sam odzywa się do nich, a wszyscy bogowie słuchają:
[Żebym powiedział co w piersi mi dusza mówić nakaże]
Niechże mi żadna bogini niewieścia i żaden bóg męzki,
Nie próbuje przeszkodzić méj mowie, lecz wszyscy zarazem
Niechaj się godzą, ażebym co prędzéj ukończył te dzieła.
Idącego Trojanom na pomoc albo Danajom,
Ten do Olimpu schłostany wstydliwie nazad powróci;
Albo téż jego porwawszy wyrzucę w ciemny Tartaros,
Właśnie tam gdzie najgłębsza pod ziemią się otchłań znajduje;
Tyle pod Hadem głęboko jak niebo dalekie od ziemi;
Pozna on ile ja jestem od wszystkich bogów możniejszym.
Ale spróbujcie bogowie żebyście wszyscy wiedzieli;
Linę ze złota na szczycie niebieskim uczepcie a potem
Nie ściągniecie i wtedy ze szczytu niebios na ziemię
Zewsa najwyższą potęgę, chociażby z wysiłkiem największym.
Żebym zaś kiedyś i ja pociągnąć zechciał naprawdę,
Z morzem i samą ziemią bym was do siebie pociągnął.
Związał, wtedyby znowu to wszystko w powietrzu wisiało.
Tyle ja znaczę pomiędzy bogami a tyleż u ludzi“.
Tak powiedział, a wszyscy w milczeniu głębokiém zostali,
Dziwiąc się jego słowom, bo z wielką potęgą przemawiał.
— „O Kronidzie rodzicu nas wszystkich i panie najwyższy!
Wszakci nam dobrze wiadomo, że siła twa niezwyciężona;
Ale jednakże bolejem nad kopijnikami Danajów,
Którzy groźnemu losowi przybywszy tutaj ulegną.
Ale choć radę podamy Achajom na własną ich korzyść
Żeby nie wszyscy ginęli z powodu gniewu twojego“.
Uśmiechając się do niéj odrzecze Zews chmurozbiórca:
„Nie bój się Tritogeneja córeczko droga; w méj duszy
Rzekł i do wozu rumaki zaprzęga spiżem okute,
Szybko bieżące, złotemi grzywami przyozdobione;
Złoto sam przyodziewa na ciało i chwyta za batóg
Złoty, wybornie spleciony i siada na swoją kolaskę.
Środkiem pomiędzy ziemią i niebem gwiazdami zasianém.
Dobił do Idy we źródło obfitej, macierzy zwierzyny,
Do Gargaru, bo tamże ma gaik i ołtarz woniący.
Tam bieguny zatrzymał śmiertelnych ojciec i ludzi
Sam zaś pomiędzy szczytami usiędzie w dumie radośnéj,
Spoglądając na Trojan miasto i łodzie Achajskie.
Oni do strawy się biorą Achaje bujnokędzierni,
W pośród namiotów pospiesznie i zaraz potém się zbroją.
Liczbą słabsi; lecz pragną i tak się w bitwie potykać,
Koniecznością zmuszeni w obronie dziatek i niewiast.
Wszystkie rozwarły się bramy i wysypały się wojska
Piesze i zbrojne na wozach; i wielka wrzawa powstała.
Zetkną się tarcze ze skóry, oszczepy i mężów odwaga,
W miedź uzbrojonych, atoli o guzach tarcze wypukłych
Jedne do drugich się zbliżą i wrzawa okrutna powstaje.
Słychać zarazem lamenty i krzyki zwycięztwa od mężów,
Póki świtała jutrzenka i dnia świętego przybywa,
Póty wzajemnie pociski leciały, padały narody.
Potem gdy słońce do środka w niebieskiém kole dobiegło,
Wtedy ojciec do góry podnosi wagi złociste;
Trojan koni poskromców i miedzią okrytych Achajów;
Waży je biorąc za środek; dzień zguby Achajów zapada.
[Losy albowiem Achajów ku ziemi obficie rodzącéj
Ciążą, atoli Trojan w obszerne się niebo podnoszą].
Znaki ogniste pomiędzy Achajskie narody; lecz oni
Zlękli się widząc, a wszystkich ogarnia trwoga śmiertelna.
Nie śmiał już Agamemnon pozostać, Idomen, tak samo,
Nie wytrzymali téż obaj Ajaxy, Aresa druhowie;
Mimo swéj woli, bo koń był raniony; ugodził go strzałą
Alexander bohater, Heleny mąż pięknowłoséj,
Po łbie wysoko na miejscu, gdzie pierwsze koniom wyrasta
Włosie na czaszcze, a rana najbardziéj bywa śmiertelną.
Resztę zaś koni popłoszył w uprzęży miedzianéj się plącząc.
Ledwo staruszek rzemienie od konia oderznął bocznego
Szablę do góry podnosząc, gdy szybkie Hektora rumaki
Nadbiegają do zgiełku, Hektora dzielnego woźnicę
Żeby go bystro nie dojrzał Diomed o głosie donośnym;
Wtedy na cały głos wrzasnąwszy pobudza Odyssa:
„Z boga Laertiadesie zrodzony, przebiegły Odyssie!
Dokądże tyły podając tak lecisz, jak podły w potyczce?
Naprzód, ażeby od starca odeprzeć męża dzikiego“.
Rzekł, nie usłyszał go boski Odyssej co wiele przecierpiał,
Ale go minął biegając, ku łodziom obszernym Achajów.
Syn Tydeja choć sam, do przednich szeregów się wmięszał;
I do niego zwrócony w skrzydlate odezwie się słowa:
„Starcze sędziwy zaprawdę cię młodsi wojacy naparli;
Tobie już siły nie starczą i wiek cię podeszły obciąża;
Już niedołężny woźnica i szkapy twoje kaleki.
Jako wprawione są Trosa rumaki, by szybko w równinie
Tędy lub owdzie się zwracać w pogoni, albo w ucieczce,
Które ja kiedyś Eneji zabrałem, groźnemu wodzowi.
Twoje zaś niechaj pachołki pilnują, a memi natenczas
Poznał, ażali mój oszczep się w dłoni rozhulać potrafi“.
Rzekł, nie sprzeciwił się jemu bohater Nestor Gereński.
Nestorowych rumaków zatenczas woźnice pilnują
Dzielni, Sthenelos, a z nim Ewrymed hartu męzkiego.
Nestor chwycił rękoma za lejce od złota kapiące,
Zaciął rumaki, i szybko w pobliżu Hektora stanęli.
Nań gdy obces nacierał oszczepem wymierzył Tydejda,
Ale go chybił, lecz za to usługującego woźnicę,
Trzymającego za lejce, ugodził w pierś po brodawce.
Spadł z powózki na ziemię, a w tył się cofnęły rumaki
Szybkonogie; na miejscu postradał i duszę i siły.
Serce Hektora się żalem okrutnym o giermka burzyło,
O towarzysza, i zaraz woźnicy szuka dzielnego.
Długo téż koniom nie brakło dozorcy, bo szybko wynalazł
Archeptolema dziarskiego Ifity syna; w powózkę
Kazał mu szybko zaprzężną wyskoczyć, i lejce powierzył.
Może do Ilion by byli ich wparli, podobnie jak owce,
Żeby nie dojrzał bystro śmiertelnych ojciec i bogów.
Groźnie atoli zagrzmiawszy wypuścił jasne pioruny
Uderzając na ziemię na prost Diomeda rumaków;
Aż się konie przelękłe pod wóz nachylają w popłochu:
Z rąk wyleciały Nestora ozdobne lejce na ziemię;
Trwoga przejęła go w sercu i do Diomeda przemówi:
„Kieruj Tydejdo na odwrót rumaki o silném kopycie.
Zews Kronides nateraz daruje sławę onemu
Dzisiaj; potém i nam z kolei gdy zechce udzieli.
Żaden człowiek atoli Diosa nie wstrzyma zamiaru,
Nawet i najdzielniejszy boć on o wiele możniejszym“.
„Wszystko to starcze zaprawdę mówiłeś wedle słuszności;
Ale mi srogie strapienie dosięga umysłu i serca;
Kiedyś albowiem Hektor na radzie Trojan opowie:
,Uciekając przedemną Tydejda w okręty się schronił.‘
Rzeknie mu na to w odpowiedź bohater, Nestor Gereński:
„Cóż to wyrzekłeś o synu Tydeja z odwagi znanego.
Choćby i Hektor powiedział, że jesteś bezsilnym i tchórzem,
Toby mu nie uwierzyli Trojanie i Dardaniony,
Którym ubiłeś w potyczce wspólników łoża kwitnących“.
Tak powiedziawszy na odwrót skierował rączo rumaki
Wpośród zgiełku potyczki; za niemi Trojanie i Hektor
Z wrzawą nadprzyrodzoną sypali straszliwe pociski.
„Czcili cię wielce Tydejdo Danaje co końmi harcują,
Krzesłem zaszczytu, mięsiwem i kielichami gęstemi;
Teraz cię wzgardą ukarzą, boś jak niewiasta się sprawił.
Ruszajże podła laleczko, albowiem za mojém ustępstwem,
Nie uprowadzisz w okrętach; i pierwéj zgubę ci zeszlę“.
Tak powiedział; Tydejda w umyśle rozważał wątpliwie,
Czyli nawrócić rumaki by obces walkę rozpocząć.
Trzykroć się zastanawiał w umyśle przytomnym i sercu,
Wróżbę Trojanom podając walnego w bitwie zwycięztwa.
Hektor na Trojan zawołał dobywszy głosu całego:
„Likijczycy, Trojanie i z blizka walczący Dardanie!
Bądźcie mężami drodzy i walki na ostro pamiętni;
Sławy i całéj przewagi, a zgubę Danajom gotuje;
Głupi, którzy ten oto warowny mur wymyślili,
Lichy, nietrudny do wzięcia; co męztwa naszego nie wstrzyma.
Łacno albowiem rumaki wybrane rowy przesadzą.
Niechajże mi w pogotowiu trzymają ogień palący,
Żebym zapalił okręty płomieniem, a samych Argeiów
[Pozabijał w okrętach, gdy w dymie przytomność utracą]“.
Tak powiedziawszy na konie zawoła i głosem je pędzi:
Teraz opiekę nagrodźcie staranną, co miała nad wami
Andromache córeczka zacnego Ejetiona.
Ona wam zawsze najpierwej pszenicę pożywną sypała,
[Również i wino mięszała do picia gdy była ochota],
Teraz pędźcie mi naprzód co żywo, ażebyśmy wzięli
Tarczę Nestora, o któréj aż w niebie wieści roznoszą,
Jako że cała ze złota i takież od wnętrza ma drążki;
Zaś Diomedzie z ramienia porwiemy, koni poskromcy,
Żebyśmy tyle zdobyli, to myślę, że wtedy Achaje
Jeszcze téj nocy by wsiedli na szybkobieżące okręty“.
Tak on dumnie przemawiał; zgniewała się Here dostojna
Aż na tronie się trzęsła i wielkim ruszyła Olimpem;
„Przebóg o lądotrzęsco potęgi szérokiéj, na widok
Zgonu Achajów, czyż tobie się serce w duszy nie kraje?
Wszakże ci oni do Ajgów i Heliki dary zwozili
Mnogie i pocieszające, więc pomóż im do zwycięztwa.
Trojan zgnębić i Zewsa szérokogłośnego zatrzymać,
Toby dopiero się martwił siedzący samotnie na Idzie“.
Wielce zagniewan odrzecze jéj na to ziemią trzęsący:
„Hero w twéj mowie zuchwała, o jakież to słowo wyrzekłaś.
Zewsa Kronidy powstawał, boć wielce góruje potęgą“.
Oni tak o tém wszystkiém pomiędzy sobą mówili.
Miejsce w pobliżu okrętów, pomiędzy murami a rowem,
Pełném było zarówno i koni i mężów z tarczami
Hektor Priama syn, gdyż Zews go chwałą obdarza.
Byłby on wtedy zapalił płomiennym ogniem okręty,
Gdyby nie Here dostojna Atrydę w sercu natchnęła,
Któren i tak już czynny, Achajów raźnie pobudził.
Wielki swój płaszcz z purpury podnosząc w ręce żylastéj;
Stanął przy ciemnym okręcie Odyssa, o brzegu wysokim
Umocowanym na środku; by zewsząd go można usłyszeć.
[Bądź ze strony Ajaxa Telameńczyka namiotów,
Ustanowiła, ufając odwadze i sile ramienia;]
Wtedy zawołał, by wskroś Danajskich szeregów był słyszan:
„Wstyd niedołęgi wierutne, Argeie napozór waleczni!
Gdzież się przechwałki podziały, gdy mieliśmy się za najlepszych,
Z wołów o rogach wysokich zjadając mięsiwa dostatkiem,
Połykając kielichy pieniące się winem do brzegu;
Wtedyby każden był stu, lub dwustu Trojanom w potyczce
Placu dotrzymał, a teraz jednego nie warci Hektora
Zewsie rodzicu czyż kiedyś którego z królów przemożnych
Tak napawałeś goryczą i chwałyś go wielkiéj pozbawił?
Twierdzę albowiem żem nigdy ołtarza twojego nie minął,
Wspaniałego, w okręcie wiosłowym tutaj się wlokąc;
Dążąc do tego by Troję warowną wywrócić do szczętu.
Zatem to jedno życzenie mi spełnij o Zewsie przemożny,
Żebyś nam chociaż uciekać dozwolił i zguby uniknąć,
Nie dopuszczając by tak Achaje Trojanom ulegli.“
Przystał by naród się całym pozostał i zguby uniknął.
Orła mu zatem posyła, najlepszéj on wróżby jest znakiem,
Trzymającego w szponach koźlątko, płód łani lękliwéj;
Przed ołtarzem Diosa prześlicznym koźlątko wyrzucił,
Oni poznawszy, iż ptak rzeczywiście od Zewsa przyleciał,
Raźniéj skoczyli w Trojańskie szeregi by walczyć ochoczo.
Wtedy się nikt nie poszczycił z Danajów, choć wielu ich było,
Jako że końmi rączemi wyprzedził syna Tydeja,
Przed innemi Trojanom porywa męża zbrojnego,
Fradmonidę Agela, co końmi uciekać zamierzał;
W plecy mu wepchnął dzidę, gdy właśnie w tył się odwracał,
W środek pomiędzy ramiona i piersi mu przeszył na wylot.
Za nim tuż Agamemnon i brat Menelaj Atrydzi,
Zaś Ajaxowie za niemi spieszyli z odwagą zaciętą,
Po nich Idomen, a z nim towarzysz Idomeneja,
Merion, odwagi téj saméj, co Enyal mężów morderca;
Tewker dziewiąty wystąpił i łuk naciągał sprężysty,
Stanął atoli za tarczą Ajaxa Telamończyka.
Ajax niekiedy swéj tarczy uchylał, a wtedy bohater
Śledził oczyma; gdy kogoś ugodził strzałę puściwszy
On zaś nazad wracając jak dziecko do matki się tulił
Ku Ajaxowi, a ten go tarczą przykrywał świecącą.
Kogóż tam z Trojan pierwszego uprzątnął Tewker waleczny?
Najpierw Orsilochosa, Ormena i Ofelestę,
Amopaona, Polyaimonidesa i Melanippa;
[Wszystkich jednego po drugim na ziemię powalił rodzącą].
Jego ujrzawszy się cieszył narodów książe Atrydes,
Niszczącego z pod łuku tęgiego szeregi Trojańskie;
„Tewkrze Telamończyku najdroższy, władyko narodów!
Zawsze tak strzelaj, ażebyś na chwałę Danajom posłużył,
Oraz i Telamonowi, co z mała cię chował jak ojciec
W domu cię swoim pilnując, aczkolwiek jesteś nieprawym;
Ale ci to zapowiadam i tak z pewnością się stanie.
Jeśli mi egidodzierżca dozwoli Zews i Athene,
Miasto wybornie stawiane Iliony zburzyć do szczętu,
Wtedy pierwszemu po sobie zaszczytną doręczę nagrodę,
Albo niewiasta, co łoże przy tobie będzie zajmować“.
Tewker nieskazitelny mu rzeknie na to w odpowiedź:
„Najsławniejszy Atrydo, dlaczego mnię naglisz, acz pilno
Mnie jest samemu? zaprawdę o ile sił tylko starczy,
Odtąd łukiem pracując kolejno mężów zabijam.
Ośm wypuściłem strzał zakończonych ostrzem podłużném,
Wszystkie utkwiły w ciele mołojców, jak Ares odważnych;
Tego jednego nie zdołam ugodzić sobakę wściekłego“.
Wprost na Hektora, łaknęło mu serce by jego ugodził.
Ale go chybił, natomiast Gorgythia nieskazitelnego,
Syna dzielnego Priama ugodził w piersi pociskiem;
Jego to matka poboczna z Ajzymy wzięta rodziła,
Równie jak główki makowe na stronę w sadzie się chylą,
Obciążone owocem, zwilżone dészczem wiosennym,
Takoż i jemu się głowa schyliła pod hełmu ciężarem.
Jeszcze w tém inną strzałę wypuszcza Tewker z cięciwy
Ale i wtedy go chybił; odwrócił takową Apollon;
Archeptolema natomiast woźnicę dzielnego Hektora,
Dążącego do walki ugodził w piersi w brodawkę.
Z wozu wyleciał, a konie w popłochu w tył się cofnęły,
Serce Hektora żal srogi obejmie o swego woźnicę,
Ale go tam pozostawił jak leżał, acz gorżko strapiony,
Bratu zaś Kebrionowi co blizko stał nakazuje,
Lejce pochwycić rumaków, a tenże chętnie usłuchał.
Głosem ryknąwszy straszliwie i dłonią chwyciwszy za kamień,
Wprost na Tewkra naciera pragnący z duszy go trafić.
Tamten atoli z kołczana wyjąwszy strzałę kończystą,
Do cięciwy przykłada, lecz wtedy go Hektor ugodził
Dzieli obojczyk, a rana zazwyczaj bywa śmiertelną;
Tam godzącego na niego kamieniem uderzył spiczastym,
I cięciwę mu zerwał; na zgięciu mu ręka zdrętwiała;
Stanął i padł na kolana, i łuk mu z ręki wyleciał.
Ale nadbiega co żywo i tarczą go swoją przykrywa;
Dwaj ulubieni druhowie schyliwszy się potém ku niemu,
Syn Echiosa Mekistes i bogom podobny Alastor,
Ciężko stękającego ponieśli do gładkich okrętów.
Oni więc parli Achajów naprosto fossy głębokiéj;
Hektor pomiędzy pierwszemi nacierał ufając swéj sile.
Równie jak pies zajadłego lwa, lub odyńca dzikiego
Chwyta od tyłu zębami, szybkiemi ścigając nogami,
Takoż i Hektor Achajów dogania bujnokędziernych,
Wciąż zabijając ostatnich w szeregu; lecz oni pierzchali.
Kiedy zaś po za fossę i ostrokoły przebiegli
Uciekając, a wielu Trojańskim dłoniom uległo,
Jedni na drugich wołając i wszystkich niebian wzywają,
Ręce podnosząc do góry i każden usilnie się modli;
Hektor zaś obróciwszy dokoła grzywiaste rumaki
Miał wejrzenie Gorgony lub męże mordercy Aresa.
Zaraz więc do Atheny lotnemi odzywa się słowy:
„Przebóg, egidodzierżcy Diosa córo, czyż nigdy,
Nawet w ostatku nad zgonem Danajów się nie zlitujemy?
Oni losu ciężkiego spełniwszy miarę, pod rzutem
Hektor Priama potomek, już wiele on złego dopełnił“.
Rzeknie jéj na to bogini o sowich oczach Athene:
„Bodajby tenże zaprawdę postradał życie i siły,
Pod Argeiów rękoma skruszony w ziemi ojcowskiéj;
Srogi i zawsze złośliwy, zawada méj nienawiści.
Tego mi zaś nie pamięta, że bardzo często mu syna
Zmordowanego w zapasach Erystesowych zbawiłam.
Wtedy on błagał ze łzami do nieba, lecz mnię to wyprawił
Żebym to wtedy już była w umyśle rozumnym poznała,
Kiedy go wysłał do Hada o bramach szczelnie zamkniętych,
Żeby sprowadził z Erebu Hadesa kundla groźnego,
Byłby się pewno nie schronił przed Styxa nurtami bystremi.
Która mu pieści kolana i ręką za brodę ujęła,
Domagając się pomsty dla grodobórcy Achilla.
Nazwie on późniéj mnię znowu swą drogą o sowich oczętach.
Teraz dla nas rumaki zaprzęgaj o silnych kopytach,
Pójdę się bronią na wojnę opatrzéć, ażebym widziała,
Czy téż Priama synalek o hełmie Hektor powiewnym,
Będzie się cieszył, gdy my się ukażem w bitwy granicach.
Wtedy niejeden z Trojan sobaki i ptaki drapieżne,
Rzekła; nie była przeciwną Hera o białych ramionach.
Więc zaprzęga pospiesznie o złotych naczółkach rumaki,
Here najstarsza bogini, wielkiego córa Kronosa;
Egidodzierżcy zaś córa Diosa, Pallas Athene,
Różnobarwną, co sama własnemi uprządła rękoma;
Potém zaś chiton przywdziawszy Diosa co chmury gromadzi,
Całym się zbroi rynsztunkiem na opłakaną potyczkę.
Potém na wóz płomienisty wstąpiła, chwyciła za dzidę,
Hufce, na których się córa strasznego ojca pogniewa.
Here zaś szybko batogiem rumaki do ruchu pobudza.
Bramy niebieskie się z hukiem rozwarły, trzymają je Hory
Którym powierzon jest Olimp i całe niebo szerokie,
Przez takowe kierują swe konie pędzone kolcami.
Kronid ojciec zoczywszy to z Idy zagniewał się srodze;
Zaraz wysyła z poselstwem Irydę o złotych skrzydełkach:
„Ruszaj mi szybka Irydo, napowrót ich zwróć i nie dawaj
Zapowiadam albowiem i na tém z pewnością się skończy;
Sparaliżuję im obum rumaki rącze u wozu,
Same atoli z siedzenia wyrzucę i wozy potrzaskam;
Nawet zaś w latach dziesięciu w okręgu powracających,
Niech Sowiooka zmiarkuje, co znaczy na ojca powstawać.
Tyle zaś żalu do Hery nie czuję ani się gniewam,
Zawsze albowiem przywykła przeszkadzać temu co rzeknę“.
Rzekł; do poselstwa się Iris o wietrznych nóżkach zabiera;
Ona przy wrotach najpierwszych Olimpu wielokątnego
Przytrzymuje spotkawszy i słowo im Zewsa powtarza:
„Dokąd spieszycie? Dlaczego wam serce w piersi się burzy?
Nie dozwala wam Kronid Argeiom pomocy udzielać.
Że wam sparaliżuje u wozu szybkie rumaki,
Same was potém z siedzenia wyrzuci i wozy potrzaska;
Nawet zaś w latach dziesięciu w okręgu powracających,
Nie zabliźnią się rany przez jego pioruny zadane;
Tyle zaś żalu do Hery nie czuje i za złe jej nie ma,
Zawsze albowiem przywykła przeszkadzać temu co rzecze.
Wrogą zaś jesteś, i suką bezwstydną, jeżeli naprawdę
Śmiesz naprzeciwko Diosa ogromną dzidę podnosić.“]
Here zaś do Atheny się z taką mową odezwie:
„Przebóg egidodzierżcy Diosa córo, ja więcéj
Nie chcę wbrew Diosowi, dla ludzi walczyć śmiertelnych.
Niechże pomiędzy niemi ów ginie, a tamten pożyje,
Danajom i Trojanom niech prawa jak zechce nakłada.“
Rzekłszy kieruje na powrót o silnych kopytach rumaki,
Onym zaś Hory wyprzęgły rumaki strojne grzywami;
Przywiązując je potém do żłobu ambrozyjskiego,
Tamte zaś na złocistych krzesełkach miejsce zajęły,
Między innemi bogami, w umyśle lubym strapione.
Zews od Idy swe konie i wóz opatrzony kołami
Ku Olimpowi kierując do bogów siedziby się dostał.
Wóz pod wystawę zatoczył i nad nim oponę rozciągnął;
Potém zaś Zews o szérokiém spojrzeniu na tronie złocistym
Usiadł; pod jego stopami się zachwiał Olimp ogromny.
One samotnie z daleka od Zewsa Athene i Here
On tymczasem rozpoznał co w sercach ważyły i rzecze:
„Czegóż tak zakłopotane jesteście Atheno i Hero?
Nie utrudzone jesteście tak bardzo przez walkę zaszczytną,
Gnębiąc Trojany, dla których nienawiść srogą żywicie.
Ze mną nie pokierują i wszyscy bogowie Olimpu.
Przestrach atoli już was za gładkie pochwycił kolana,
Zanim ujrzałyście wojnę i dzieła okropne wojenne.
Ale wam zapowiedziałem i tak by się było skończyło;
Wrócić byście nie mogły do bogów siedziby Olimpu.“
Rzekł; obruszyły się na to i Here i Pallas Athene;
Blisko przy sobie siedziały, Trojanom biedę gotując.
Wprawdzie Athene cicho siedziała i słowa nie rzekła,
Here zaś gniewu niemogąc pomieścić w piersi wyrzecze:
„Najstraszliwszy Kronidzie, jakie to słowo wyrzekłeś!
Wszakci nam dobrze wiadomo, że siła twa niezwyciężona;
Ale jednakże bolejem nad kopijnikami Danajów,
[Zatem się wprawdzie od wojny wstrzymamy jak nakazujesz,
Tylko choć radę podamy Achajom na własną ich korzyść,
Żeby nie wszyscy ginęli z powodu gniewu twojego.“]
Odpowiadając jéj na to przemawia Zews chmurozbiórca.
Poznasz jeżeli zechcesz, o Hero bystrego wejrzenia,
Mszczącego Argejskich dzidowców liczne szeregi.
Nie ustanie albowiem od walki Hektor potężny,
Zanim się szybkobieżący Pelejon z okrętów nie ruszy,
W ścisku okropnym potykać, przy Patroklosie poległym].
Takie już jest przeznaczenie. O ciebie nie troszczę się wcale
Że się gniewasz, a nawet chociażbyś do granic ostatnich
Ziemi dotarła i morza, gdzie siedzą Japetos i Kronos,
Ani téż wiatry ucieszą, wokoło zaś Tartar bezdenny.
Niechbyś aż tam się dostała wędrując, i wtedy o twoje
Dąsy ja nie dbam, albowiem już nie ma zuchwalszéj nad ciebie.“
Rzekł; nie ozwała się wcale o białych Here ramionach.
Ciemną noc zaciągając na ziemię pokarmy rodzącą.
Przeciw Trojan życzeniu zagasło światło; Achajom
Trzykroć zaś pożądane zapadły nocne ciemności.
Trojan atoli naradę prześwietny Hektor zgromadził,
W miejsce gdzie wolne od trupów się pole ukazywało.
Z wozów zeszedłszy na ziemię słuchali słowa co mówił
Hektor od boga lubiany, trzymając kopią w ręku,
Długą na stóp jedenaście; od któréj proporca świeciło
Na niéj tedy oparty, w te słowa do Trojan przemawia:
„Posłuchajcie Trojanie, Dardany i sojusznicy;
Teraz myślałem, że statki zniszczywszy i wszystkich Achajów,
Będziem się nazad wracali do Ilion wiatrami owianéj;
Naród Argeiów i statki u brzegu morza głośnego.
Teraz atoli nam trzeba się godzić z nocnemi cieniami,
I przygotować wieczerzę; lecz wy grzywiaste rumaki
Wyprzęgajcie od wozów rzuciwszy im obrok dostatni;
Spiesznie, a razem i wina co serce pociesza przynieście,
Strawy do tego z domostwa i drzewo na kupę zbierajcie,
Byśmy przez całą noc, aż nowa zaświta jutrzenka,
Mnogie palili ogniska i łuna do nieba sięgała;
Nie zechcieli uciekać po łonie morza obszerném.
Żeby przynajmniej bez troski na statki nie siedli bezpiecznie;
Niechże dopiero się w domu wyleczy od srogich pocisków
Ugodzony, to strzałą, lub dzidą ostrokończystą,
Lękał koni poskromcom gotować Aresa łzawego.
W mieście od bogów lubiani keryxy niechaj ogłoszą,
Żeby się młodzież, i starce o skroni szronem okrytéj,
Rozłożyli po mieście przy wieżach stawiania boskiego;
Ognie wielkie założą; i straż bezustanną zachować,
Żeby zasadzką do miasta nie weszli gdy wojska nie będzie.
Niechaj tak będzie Trojanie szlachetni jako zalecam
[Słowa, które mówiłem za zdrową niech radę obstoją,
Mam zaś niepłonną nadzieję w Diosie i innych niebianach
Że mi się uda wypędzić tych psów złym losem zesłanych.
[Których nam przeznaczenie przyniosło na ciemnych okrętach].
Miejmy się więc na baczności przez całą noc bez ustanku,
Będziem przy gładkich okrętach pobudzać srogiego Aresa.
Będę ja widział, czy mnię Tydejda odważny Diomed,
Od okrętów ku murom odeprze, lub czyli ja śpiżem
Jego zabiję, i krwią zbroczone łupy odniosę.
Nadstawioną wytrzyma; lecz sądzę, że między pierwszemi
Będzie leżał zabity i liczni przy nim druhowie,
Kiedy nam w dniu jutrzejszym zaświta słonko. Bodajem,
Tak był nieśmiertelnym i młodym po wszystkie czasy,
Jako że dzień obecny Argeiom zagładę przyniesie“].
Tak się Hektor odezwał; krzyknęli na zgodę Trojanie.
Oni konie wyprzęgli z pod jarżma spocone, i potém
Przywiązują linkami każden do wozu swojego;
Spiesznie, a razem i wina co serce pociesza przynieśli.
Strawy do tego z domostwa i drzewo na kupę zebrali.
[Hekatomby zupełne dla nieśmiertelnych gotują],
Z których woń od równiny do nieba wiatry podnoszą
Nie chcą, bo wielce im była Iliona znienawidzona
Jakoż i Priam i naród Priama do kopji dzielnego].
Tamże z otuchą na miejscu dzielącém wojska od siebie,
Całą noc przesiedzieli, przy licznie palących się ogniach.
Odznaczające się świecą, gdy cisza powietrze zalega;
[Szczyty i strome wyżyny się wszystkie uwydatniają,
Oraz doliny, zaś ether niezmierny się w niebie rozchodzi];
Wszystkie się gwiazdy ukażą, a pasterz w sercu się cieszy;
Trojan się ogniów paliło, świecących naprzeciw Iliony.
Ognie tysiączne w równinie się palą, a koło każdego
Pięćdziesięciu siedziało przy blasku ognia żywego.
Konie zaś biały jęczmień skubiące spokojnie i szporek
Popłoch boski owładnął przestrachu mroźnego towarzysz;
Bólem nieznośnym zaś wszyscy najlepsi byli rażeni.
Jak dwa wiatry poruszą rybami morze obfite,
Podnoszące się nagle, a wszędy się ciemne bałwany
Wznoszą do góry, za morze przeliczne trawy rzucając;
Takoż i serce Achajom boleśnie się w piersi krajało.
Ciężką na sercu boleścią Atreja potomek przybity,
Żeby imiennie do rady wołali męża każdego,
Byle nie głośno; a sam pomiędzy pierwszemi się krząta.
Zatém na radę zasiedli zmartwieni; lecz Agamemnon
Stanął zalany łzami, jak źródło o wodzie głębokiéj,
Tak on ciężko wzdychając Argejom rzeknie te słowa:
„Towarzysze kochani Argejów książęta i wodze!
Wielki Zews Kronida, nieszczęsnym związał mnię losem;
Srogi, co kiedyś napewno zaręczył mnię i zapewnił,
Teraz mi zawód okrutny gotuje i każe bym wracał,
Z hańbą do Argos napowrót, straciwszy tyle narodu.
[Takoto Zews przemożny podoba sobie uczynić,
Który już tylu miast szczyty do góry nogami przewrócił,
Teraz co mówię słuchajcie i wszyscy zgódźcie się na to;
Uciekajmy z okręty do drogiéj ziemi ojczystéj,
Nie zdobędziemy już bowiem Troji szérokoulicznéj.“
Tak przemówił; a wszyscy zostali w milczeniu głębokiém.
Późno się wreszcie odezwał Diomed o głosie donośnym:
„Tobie się najprzód Atrydo nierozważnemu sprzeciwię;
Taki bo zwyczaj o królu, w naradzie; nie gniéwaj się o to.
Moją odwagę niedawno zganiłeś wobec Danajów,
Wszystko to jest Argejom, tak dobrze młodym jak starym.
Jedném ciebie obdarzył syn Krona niezbadanego;
Razem ci z berłem nadawszy, byś był nad wszystkich szanowan,
Ale odwagi, co jest największą potęgą, ci nie dał.
Byli nieskorzy do wojny i tak bezsilni, jak twierdzisz?
Jeśli atoli nakłania cię serce, ażeby powracać,
Wracaj, otwarta ci droga, i blizko na morzu okręty
Stoją, które z Mykeny za tobą liczne przybyły.
Póki nie zniszczym Iliony; jeżeli zaś inni tak samo
Będą uciekać z łodziami do drogiéj ziemi ojczystéj,
Wtedy Sthenelos i ja będziemy walczyli, aż końca
Troji się doczekamy, przybywszy za boskim wyrokiem.“
Pochwalając te słowa Diomeda koni poskromcy.
Między niemi powstawszy się Nestor witeź odzywa:
„Synu Tydeja nietylko w potyczce jesteś walecznym,
Ale i w radzie pomiędzy rówiennikami najpierwszy;
Ani się tobie sprzeciwi; lecz mowy niedokończyłeś.
Młodym ci wprawdzie jesteś, i mógłbyś synem być moim
Wiekiem ostatnim, a jednak przemawiasz bardzo rozsądnie
[Wobec książąt Argejskich i wszystko do rzeczy mówiłeś].
Wszystko wypowiem i przejdę, i pewno nikt mojéj mowy
Lekko ważyć nie będzie, chociażby i król Agamemnon.
[Niechaj będzie wyzutym z ogniska rodu i prawa
Każden co dąży do wojny w narodzie, żałobę niosącéj].
Zatém wieczerzę gotujmy; niech wartownicy się każden
Koło fossy gromadzą na zewnątrz muru wybranéj.
Wszystko to nakazuję młodzianom, atoli następnie
Stanij na czele Atrydo, bo z książąt jesteś najpierwszym.
Napełnione masz winem namioty, co łodzie Achajów
Codzień od strony Thrakii, na morzu przywożą szérokiém;
Wszystkich możesz ugościć, bo nad wieloma panujesz.
Kiedy się wielu zgromadzi, usłuchaj tego co lepszą
Rady rozumnéj i zacnéj, bo wrogi w pobliżu okrętów
Liczne palą ogniska; czyż można z tego się cieszyć?
Noc zaś obecna wojska przyprawi o zgubę lub zbawi“.
Rzekł, wysłuchali go wszyscy uważnie i robią co kazał.
Z Thrazymedem Nestora synem, pasterzem narodów,
Koło potomków Aresa, Jalmena i Askalafosa,
Z niemi się wybrał i Merion, Afarej i sławny Dejpyros,
Wreszcie im boski Lykomed Krejonta syn towarzyszył.
Młodych postępowała, z tęgiemi w rękach dzidami.
W środek pomiędzy fossę i mur zaszedłszy usiedli;
Tam zapalili ogniska i każden wieczerzę gotował.
Starców atoli Atrydes, przedniejszych z Achajów prowadzi
Oni do przygotowanéj sięgają rękoma zastawy.
Wreszcie gdy jadła i picia wszelkiego mieli do syta,
Wtedy staruszek najpierwszy swój zamiar objawić poczyna;
Nestor, którego się rada i wprzód najlepszą zdawała;
„Najsławniejszy Atrydo Agamemnonie władyko!
Z tobą zakończę i z tobą rozpocznę, z powodu że wielu
Królem jesteś narodów, i masz udzielone od Zewsa
Berło i sprawiedliwość, ażebyś im przewodniczył.
Oraz innego zamiary wykonać, gdy dusza mu każe
Ku dobremu przemawiać; od ciebie zależy co pocznie.
Powiem atoli co mnię się wydawać będzie najlepszém.
Nikt albowiem od téj nie wynajdzie lepszéj porady,
Odkąd ty, od boga zrodzony, Bryzeidę młodą
Achillowi na złość z namiotu jego porwałeś,
Przeciw zdaniu naszemu; bo wtedy ja tobie zaprawdę
Odradzałem usilnie, lecz ty w umyśle schardziałym,
Obraziłeś, i dar zaszczytu porwałeś. Na teraz
Zastanówcie się jakby namową jego ugłaskać,
Szlachetnemi darami i słowy pełnemi słodyczy.“
Odpowiada mu na to narodów król Agamemnon:
Zawiniłem i sam nie zaprzeczam. Od wielu narodów
Więcej jest wart ten mąż, co go w sercu Zews umiłował,
Któren go tak uszanował i zgnębił naród Achajów
Kiedy atoli zgrzeszyłem nędznego pociągu słuchając,
Zatém wobec was wszystkich bogate dary wymienię:
Siedm trójnogów nowiutkich i dziewięć złota talentów,
Naczyń świecących dwadzieścia, do tego dwanaście rumaków,
Tłustych, wygrywających, co biegiem zebrały nagrody.
Ani mu téż nie zabraknie złota wartości wysokiéj,
Które w nagrodzie przyniosły o tęgich kopytach rumaki.
Siedem dołożę i kobiet, wytwornych robót świadomych,
Z Lesbii, które gdym ongi pokonał Lesbos obszerny,
Te mu daruję, a z niemi tamtę co kiedyś zabrałem,
Młodą Bryzejdę i na to przysięgę składam prawdziwą,
Żem jéj łoża się nigdy nie tykał i z nią się nie łączył,
Jako jest zwyczaj u ludzi pomiędzy niewiastą i mężem.
Miasto szérokie Priama bogowie dozwolą pokonać,
Niechaj okręty do syta napełnia złotem i miedzią
Przy wsiadaniu, zaś kiedy łupami Achaje się dzielić
Będziem, niechaj wybierze Trojańskich kobiet dwadzieścia,
Gdy zaś, w Argos Achajski, wybraną ziemię powrócim,
Zięciem niechaj mi będzie, na równi go uczczę z Orestem,
Któren, mój ulubieniec, się w pełnym chowa dostatku.
Córki mi trzy się rodziły w domostwie wybornie stawianém,
Której pożąda niech bierze za lubą, i wiana nie dając,
Niechaj prowadzi do domu Peleja, dołożę dostatków
Tyle, jak nigdy jeszcze w wyprawie córce nie dano.
Miast zaludnionych obficie siedmioro na własność mu nadam,
Fery co słyną świętością i gęsto zarosłą Antheję,
Pięknie leżącą Ajpeię i sławny z winnic Pedazos.
Wszystkie nad morzem, o miedzę od piaszczystego Pylosu.
Tam zamieszkują mężowie bogaci w bydlęta i trzodę,
Przypadające mu z berła obfite znosząc daniny.
Wszystko dla niego to zrobię, jeżeli gniewu zaniecha.
Niech się zwycięży (bo tylko Hades przebłagać się nie da;
To téż go ludzie ze wszystkich bogów najwięcéj nie cierpią);
Oraz o ile dojrzałym się szczycę wiekiem przodować.“
Nestor, witeź Gereński, w odpowiedź na to mu rzecze:
„Najsławniejszy Atrydo i władco Agamemnonie!
Gardzić nie można darami co Achillesowi przeznaczasz;
Do namiotów co prędzej Peleusa syna Achilla.
Zatém ja ich wypatrzę, zaś oni niech będą posłuszni.
Niechaj Fojnix od bogów lubiany wystąpi na czele,
Wielki Ajas następnie, a wreszcie boski Odyssej;
Ręce wodą pokropcie i ciszę nabożną nakażcie,
Żeby Diosa przebłagać, a może będzie mieć litość.“
Tak powiedział: a wszystkim się spodobały te słowa.
Zaraz im wodę na ręce keryxy obficie nalali;
I począwszy od prawej kolejno wszystkim rozdają;
Pokropiwszy na cześć i wypiwszy co stało ochoty,
Z Agamemnona Atrydy namiotu się wybierają.
Mnogie im daje zlecenia, bohater Nestor Gereński,
By się starali przebłagać nieskazitelnego Pelejdę.
Poszli więc obaj nad brzegiem szumiących groźnie bałwanów,
Ziemiodzierżcy co lądem potrząsa niemało ślubując,
Żeby z łatwością przekonać wyniosłą, myśl Aeakidy.
Grającego znaleźli ku serca pociechy na lutni,
Pięknéj, roboty misternéj, koziołek był na niéj ze srebra;
Z łupów takową był zabrał, gród Ejetiona zburzywszy;
Duszę takową pokrzepiał, o sławie mężów śpiewając.
Wyczekując gdy śpiewać przestanie wnuk Ajakosa.
Postąpiwszy ku niemu, na czele boski Odyssej,
Zatrzymali się przed nim. Zdziwiony powstał Achilles
Z lutnią zarazem, i krzesło na którém spoczywał opuścił.
Z niemi się tedy witając przemówił szybki Achilles:
„Witam was jako najdroższych mi gości; nieszczęście jest wielkie,
Ale choć zagniewanemu, z Achajów jesteście najmilsi.“
Tak powiedziawszy za sobą prowadził ich boski Achilles,
Do Patrokla się zaraz odezwał co siedział w blizkości:
„Większy nam tutaj krater Menojtia synu zastawiaj,
Wina lepszego namięszaj i kielich przygotuj każdemu.
Męże najulubieńsi pod moją strzechę przybyli.“
Tenże stolnicę od mięsa do blasku płomienia przysunął,
Na niéj comber barana i kozy pasionéj rozłożył,
Również i wieprza paśnego krzyżówkę od sadła kapiącą.
Automedon potrzymał, a krajał boski Achilles.
Boski zaś Menojtiades rozniecił ogień potężny.
Potém kiedy się ogień wypalił i zgasło zarzewie,
Głownie do kupy zebrawszy nad niemi rożna rozciągnął,
Które oparłszy na widłach, dar boży soli przymięszał.
Chleba nabrawszy Patroklos każdemu na stole w koszykach
Pozastawiał ozdobnych, podzielił zaś mięso Achilles.
Potém swe miejsce zająwszy naprzeciw boskiego Odyssa,
Koło przeciwnéj ściany, Patrokla wzywa by bogom
Oni do strawy gotowo leżącéj sięgają rękoma.
Wreszcie gdy jadła i picia wszelkiego mieli do syta,
Ajas Foinixowi dał znak. Zrozumiawszy Odyssej
Pełnym wina kielichem wypija w ręce Achilla:
Tak w obozie, w namiotach Agamemnona Atrydy,
Jakoż znowu i tutaj; albowiem obfita zastawca
Stoi przed nami, lecz nam o biesiadę miłą nie chodzi;
Ale, od boga zrodzony, gdy klęskę okrutną widziemy,
Łodzie wiosłami zdobione, jak ty nie uzbroisz się w męztwo.
Blizko ci bowiem okrętów i muru stanęli obozem
Duszy wyniosłéj Trojanie i sojusznicy przesławni,
Liczne palący ogniska w szeregach, i mówią że na tém
Zews Kronida do tego przychylne im znaki objawia,
Grzmiąc od prawéj; a Hektor ze swojéj dumny odwagi,
Diosowi ufając straszliwie się miota i nie dba,
Ani o bogów i ludzi, lecz wściekłość ogarnia go sroga.
Grozi albowiem że utnie wysokie dzioby okrętów,
One zaś w ogniu niszczącym popali, atoli Achajów
Koło okrętów pokona, przed dymem uciekających.
Tego się wielce obawiam w méj duszy, ażeby mu groźby
Zginąć w Troji, z daleka od koniorodnego Argosu.
Zatém jeżeli masz wolę, to późno choć synów Achajskich
Marnie ginących wyratuj od natarczywości Trojańskiéj.
Żal by ci późniéj samemu pozostał, bo nie ma już środka
Staraj się żebyś Danajom odwrócił grożący dzień zguby.
Drogi mój, wszakże ci tak twój ojciec Pelej zalecił
W onym dniu kiedy z Fthyi do Agamnona cię wysłał:
,Niechaj ci dziecko kochane odwagi Athene i Here
Naucz się w sercu powściągać, bo dobroduszność jest lepszą;
Zwady co myśli złośliwe poddaje unikaj, ażeby
Czcili cię więcéj Argeje zarówno starzy jak młodzi!‘
Stary cię tak napominał, nie baczysz; atoli choć teraz
Dary wspaniałe położy, jeżeli gniew twój porzucisz.
Jeśli mnię tedy zechcesz usłuchać to ja ci wyliczę,
Jakie ci dary w namiocie obiecał król Agamemnon;
Siedm trójnogów nowiutkich i dziesięć złota talentów,
Tłustych, wygrywających, co biegiem zabrały nagrody.
Biednym nie będzie ten mąż, któremu to się dostanie,
Ani mu téż nie zabraknie złota wartości wysokiéj,
Które Atrydzie przyniosły w nagrodach rumaki bieżące.
Z Lesbii, które gdy ongi zdobyłeś Lesbos bogaty,
Sobie zatrzymał, urodą niewieści ród przewyższały.
Wszystkie ci zwraca, w ich rzędzie i tamtę co wtedy ją porwał,
Młodą Bryzejdę, i na to przysięgę składa prawdziwą,
Jako jest zwyczaj u ludzi pomiędzy niewiastą i mężem.
Wszystko to będzie odrazu gotowe, jeżeli zaś kiedy,
Miasto wspaniałe Priama bogowie dozwolą pokonać,
Statek natenczas do syta napełniaj złotem i miedzią
Będziem, wtedy wybieraj Trojańskich kobiet dwadzieścia,
Najurodziwszych co będą po jednéj Helenie Argejskiéj.
Kiedy zaś w ziemię wybraną Argosu powrócim Achajów,
Żebyś jego był zięciem, na równi cię uczci z Orestem,
Córki mu trzy się rodziły w domostwie wybornie stawianém
Chryzothemis, Laodyka i trzecia Ifianassa;
Którą z nich zechcesz zabieraj; za lubą, i wiana nie dając,
Możesz do domu Peleja sprowadzić, dołoży dostatków
Miast zaludnionych obficie siedmioro ci nada na własność,
Kardamylę, Enopę, jak Irę w pastwiska obfitą,
Fery co słyną świętością i gęsto zarosłą Antheję,
Pięknie leżącą Ajpeję i sławny z winnic Pedazos,
Tam zamieszkują mężowie bogaci w bydlęta i trzodę,
Którzy cię pewno darami zarówno jak boga czcić będą,
Przypadające ci z berła obfite znosząc daniny.
Wszystko dla ciebie to zrobi, jeżeli sierdzenia zaniechasz.
Również on sam, jak i dary, to przecież nad resztą Achajów
Zlituj się, marnie ginących wśród wojny, zaś oni jak boga
Będą cię czcić, bo dla nich szlachetną chwałę pożyszczesz.
Nawet Hektora byś teraz pokonał, co pewno do ciebie
Jemu, z pomiędzy Danajów ile ich łodzie przywiozły.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź najszybszy biegiem Achilles:
„Z boga zrodzony Laertiadesie przebiegły Odyssie!
Twego żądania ci muszę odmówić zupełnie otwarcie,
Byście to jeden, to drugi mi nie dokuczali skargami.
Równie ja bowiem onego nie cierpię, jak bramy Hadesa,
Któren w sercu inaczéj ukrywa, a mówi inaczéj.
Ale ja tobie powiadam, co mnię się wydaje najlepszém.
Ani kto inny z Danajów, bo danku się nie ma żadnego,
Za walczenie z mężami wrogiemi bez przerwy i folgi.
Równy ma los nieczynny, jak ten co walczy gorąco,
I tak samo szacują, czy tchórza, czy męża dzielnego;
Na co mi zresztą się przyda, gdy w duszy przeniosłem cierpienia,
Wciąż moje życie narażać i ustawicznie być w boju.
Jak pisklętom bez skrzydeł podaje ptak pożywienie,
Które dopiero co złapał, choć jemu samemu brakuje;
Oraz i krwawą dobę niejedną w boju przebyłem,
Z waszych małżonek powodu z wrogami się potykając.
Miast zaludnionych dwanaście z okręty mojemi zdobyłem,
Pieszo zaś jedenaście po żyznéj krainie Trojańskiéj;
Potém Agamemnonowi Atrydzie takowe oddałem
Wszystkie, lecz on pozostając w tyle na szybkich okrętach
Odebrawszy, cokolwiek rozdzielił, a wiele zatrzymał.
Dary jednakże zaszczytu książętom i mężnym darował;
Zabrał, i lubą bogdankę zatrzymał; przy niéj spoczywając
Niech się ucieszy; lecz na cóż się zdało Argejom z Trojany
Walczyć? i na cóż narodu zebrawszy tyle sprowadził
Tutaj Atrydes? czyż nie dla pięknowłoséj Heleny?
Jedni Atrydzi? toć każden mąż zacny i dobrze myślący,
Swoją miłuje i ma ją na pieczy, tak samo jak oną
Miłowałem serdecznie, choć pozyskałem ją bronią.
Teraz wyrwawszy mi z rąk mój udział i mnię oszukawszy,
Z tobą natomiast Odyssie i z książętami innemi,
Niechaj się stara od łodzi odwrócić ogień palący.
Wszakże już bardzo wiele dokazał bez mojéj pomocy,
I warownię wystawił i mur naokoło pociągnął,
Ale i tak nie potrafi potęgę Hektora mordercy
Wstrzymać. Tak długo, jak ja się biłem w szeregach Achajów,
Nigdy się Hektor nie ważył za murem walki poczynać,
Ale się tylko do Skajskiéj bramy i buku przybliżył;
Teraz atoli gdy nie chcę potykać się z boskim Hektorem,
Jutro dla wszystkich bogów i Zewsa ofiary sprawiwszy,
Kiedy zładuję okręty i w morze takowe zaciągnę,
Będziesz widział, jeżeli zechcesz i to cię obchodzi,
Moje okręty, a w nich wiosłującą dzielnie załogę.
Jeśli pomyślną żeglugę użyczy lądem trzęsący,
Wtedy na trzeci dzień do Fthyi żyznéj dobiję.
Mam podostatkiem majątku com tutaj przybywszy zostawił,
Oraz i piękne kobiety i stali szarawéj niemało,
Które losami zyskałem; lecz dar co sam mi był wręczył,
Nazad odebrał zuchwale, potężny król Agamemnon,
Syn Atreja (donieście mu wszystko jak tutaj polecam,
Jeśli którego z Danajów się kiedyś omamić spodziewa,
Zawsze podłością się rządząc); atoli nie zdoła co do mnię,
Chociaż ma duszę sobaczą, otwarcie w oczy mi spojrzyć;
W jego zaś radzie udziału nie pragnę, odmawiam i w czynie;
Nie oszuka mnię słowy; dość na tém. Niechże spokojnie
Idzie do zguby, bo zmysły mu Zews rządzący odebrał.
Wstrętne mi są jego dary i wcale ja nie dbam o niego.
Choćby mi dziesięć, a nawet dwadzieścia razy dał tyle,
Nawet i to co posiada Orchomen i Theby egipskie,
Gdzie po domach największe bogactwa znajdzie leżące,
Gdzie sto bram się otwiera, a z każdej potrafi dwadzieścia
Mężów odrazu wyruszyć na koniach i z całym taborem;
Nawet i tém Agamemnon zamysłu mego nie wzruszy,
Zanim odpłaci zupełnie obelgę co duszę zakrwawia.
Agamemnona Atrydy zaś córki poślubić nie pragnę;
Nawet chociażby urodą Kiprydę złotą zwalczyła,
Ani jéj tak nie zaślubię; niech inny ją pojmie z Achajów,
Któren mu będzie stosownym, i większym odemnie książęciem.
Jeśli mnię bowiem wybawią bogowie i wrócę do domu,
Wtedy Pelej z pewnością mi sam niewiastę zaślubi.
Córki wysokich panów, rządzących licznemi grodami;
Którą z nich zechcę, za drogą poślubić mogę małżonkę.
Wtedy, o wieleż to razy ma dusza męzka tęskniła,
Żebym pojąwszy małżonkę za towarzyszkę dobraną,
Ale to dla mnię żywota niewarte, chociażby to wszystko,
Ile jak mówią się w mieście ozdobném Ilionie mieściło,
Dawniéj za czasów pokoju, nim przyszli synowie Achajów;
Nawet i tyle co próg łucznika zawiera kamienny,
Można ci bowiem zabierać i woły i paśne bydlęta,
Łupem pozyskać trójnogi i płowogrzywiaste rumaki,
Życie atoli człowieka zaborem napowrót nie wróci,
Ani téż łupem, jak tylko uciecze przez zębów zaporę.
Że dwojaką mnię Kiery do śmierci drogą poniosą.
Jeśli tutaj zostawszy oblegać będę Ilionę,
Wtedy przepadnie mój powrót, lecz sława mi wieczna zostanie;
Jeśli zaś wrócę do domu i drogiéj ziemi ojczystéj,
Będzie i nie tak prędko granicę śmierci przestąpię.
Miałbym ochotę i reszcie tę samą radę udzielić,
Żeby do domu wracali, bo zguby się nie doczekacie
Iliony wysokiéj, bo Zews daleko widzący
Teraz atoli wróciwszy, książętom Achajów odnieście
One poselstwo, (bo taki jest urząd zaszczytny starszyzny);
Żeby w rozumie innego, lepszego sposobu szukali,
Któryby zdołał okręty wybawić, i naród Achajski
Któren obecnie obrali, jak długo trwam w moim gniewie.
Foinix tutaj niech z nami zostając użyje spoczynku,
Żeby w okrętach do drogiéj ojczyzny ze mną powrócił
Jutro, jeżeli tak zechce; przymusem go nie uprowadzę“.
Dziwiąc się jego wyrazom, bo dziwnie potężnie przemawiał.
Późno dopiero się stary odezwał Foinix wojownik
Łzy wylewając gorące, bo bał się o łodzie Achajskie.
„Jeśli Achillu prześwietny w umyśle powrót na prawdę,
Ognia strasznego nie myślisz, bo gniewem ci serce nabrało;
Jakże bym mógł drogie dziecię przez ciebie być tu opuszczonym
Sam? Wszak z tobą mnię stary wojownik Pelej wysyłał,
Kiedy w dniu onym cię z Fthyi do Agamemnona wyprawił,
Ani téż sejmu, gdzie męże znakomitemi zostają.
W takim on celu mnię wysłał bym ciebie wszystkiego nauczył,
Mową za ciebie się wstawiał i dzielnie czynami pomagał.
Z tego powodu przez ciebie me dziecko drogie bym nie chciał
Zdjąwszy brzemie starości, że młodym napowrót zostanę,
Takim jak pierw gdym opuścił Helladę o pięknych kobietach,
Ojca zawiści się bojąc Amyntora Ormenidesa;
Któren się na mnię pogniewał o pieknowłosą kochankę.
Moją matką. Lecz ona mnię wciąż na klęczkach błagała,
Żebym z kochanką się łączył, by starca znienawidziła.
Tak uczyniłem posłusznie; lecz ojciec jak tylko zmiarkował,
Strasznie przeklinał i srogie przyzywał na mnię Erynye,
Drogie dziecie spłodzone; bogowie spełnili wyklęcie,
Groźny podziemny Zews i straszna Persefoneia.
[Zamierzałem ja wtedy go zabić ostrém żelazem,
Ale mój gniew jeden z bogów powstrzymał i w duszy przypomniał,
Żebym w narodzie Achajskim za ojcobójcę uchodził].
Wtedy zupełnie mi serce się w duszy na to wzdrygało,
Wobec zagniewanego rodzica w domu przebywać.
Wprawdzie obecni krewniacy i druhy się wielce starali,
Wiele też bydląt i ciężko chodzących wołów rogatych
Bili, a wiele pasionych wieprzów o jędrnej słoninie,
Rozciągnięto by w ogniu Hefaista je potem wyparzyć,
Z dzbanów staruszka do tego toczono miodek bez miary.
Zatém na wartę kolejno stawali i nigdy nie gasnął
Ogień, jeden pod gankiem dziedzińca ogrodzonego,
Drugi zaś na przedsionku, na prosto drzwi do sypialni.
Kiedy atoli nadeszły dziesiątéj nocy ciemności,
Otworzywszy wyszedłem i kratę dziedzińca przebyłem,
Łatwo się kryjąc przed mężów i kobiet służebnych wartami
Potém uszedłszy daleko przez włości Hellady obszerne,
Do urodzajnej Fthyi zdążyłem, trzodami obfitéj,
Tak się do mnię przywiązał, jak dziecię swe ojciec jedyne
Kocha w starości spłodzone, dziedzica wielkiego dostatku;
On mnię bogactwy obsypał i liczny naród mi poddał;
Tam Dolopami rządząc na Fthyi granicy mieszkałem.
Całém cię sercem kochając, bo nigdy z innym nie chciałeś
Ani do stołu się udać, lub smacznie w komnacie zajadać,
Zanim ja sam cię na swoich kolanach nie posadziłem,
Zeby ci mięso pokrajać, nakarmić i wino podawać.
Kiedyś wino w dziecinnéj niesforności wypluwał.
Takem się wiele dla ciebie nacierpiał i wiele umęczył,
Myśląc sobie, że kiedy własnego potomstwa bogowie
Nie użyczyli, ja ciebie Achillu do bogów podobny
Hardą więc duszę Achillu poskramiaj, bo nie powinieneś
Serce mieć twarde, wszak nawet bogowie się dadzą nakłonić
Których przecież jest większa, i cześć, potęga i cnota.
Nawet i onych kadzidłem i pokornemi ślubami
Wskutek błagania, gdy czasem kto zgrzeszył albo przekroczył.
Wszakże istnieją i Prośby, Diosa córy wielkiego,
Kulejące, skurczone, lękliwie z pod oka patrzące,
Które za winą przychodząc, takowej uważnie pilnują.
Wszystkie o wiele prześciga, i spieszy po całéj ziemicy
Ludziom na szkodę; lecz one napowrót złe załagodzą.
Zatém kto córy Diosa szanuje, gdy doń się zbliżają,
Temu pomogą skutecznie, i prośby wysłuchać umieją;
Wtedy błagają do Zewsa Kronidy podchodząc, by wina
Towarzyszyła onemu, aż srogą odpłaci pokutą.
Zatém Achillu i ty się przychyl, by córy Diosa
Cześć odebrały, co serca i reszty szlachetnych skłaniają.
Jeszcze Atreusa syn, lecz wciąż namiętnie się gniewał,
Wtedy zaprawdę bym ja ci nie radził byś gniew porzuciwszy,
Bronił Argejów od zguby, acz wielce by byli w potrzebie;
Dzisiaj zaś wiele ci daje natychmiast, a późniéj przyrzeka,
Achajskiego narodu wybrańców, a którzy i tobie
Są z Argejów najmilsi; więc nie udaremniaj ich mowy,
Ani téż drogi; co pierwéj, to gniew twój nie był niesłuszny.
Takoż i ongi nas wieść o mężów doszła zacności,
Jako się podarunkami i słowy dawali nakłamać.
Zdawna ja takie zdarzenie pamiętam, lecz rzecz ta nie nowa,
Jak się działo; i wszystkim obecnym tu lubym opowiem.
Bili się między sobą Kureci i dzielni Ajtole,
W Kalydony uroczéj obronie stawali Ajtole,
Kiedy Kureci w pożodze wojennéj ją niszczyć pragnęli.
Tamtym zaś złototronną Artemis wiele szkodziła,
W gniewie, że z pola żyznego jéj plonów nie ofiarował
Jednéj jéj niepoświęcił, Diosa córze wielkiego,
Przez niepamięć lub winę, bo zaślepionym był w duszy.
Rozgniewana bogini, co w strzałach sobie podoba,
Silnéj tuszy odyńca o kłach potężnych nasłała,
Wiele z gruntu na ziemię wywrócił drzew rozłożystych
Z korzeniami do góry i z kwieciem na owoc kwitnącym;
Aż nareszcie go ubił Ojneja syn Meleagros,
Z wielu grodów myśliwych mężów i psów zgromadziwszy,
Tak był ogromnym, i wielu na srogi stos poprowadził.
Ona w około niego wznieciła kłótnię i wrzawę,
O kudłatą skórę i łeb odyńca dzikiego,
Między Kuretów i dzielnych Ajtolów niezgodę rzuciwszy.
Wtedy się ciągle Kuretom źle działo i nigdy nie mogli,
Poza murami dotrzymać, aczkolwiek wielu ich było.
Kiedy zaś Meleagra ogarnął gniew, co każdemu
Umysł w piersi rozdyma, a nawet zupełnie rozsądnym;
Przy Kleopatrze, nadobnéj małżonce swojéj spoczywał,
Którą zwinna Marpessa, Ewena córka zrodziła
Z ojcem Idasem, co z ludzi był najsilniejszym na ziemi
Dawnych, (to téż się nawet na władcę z łukiem porywał,
Wtedy jéj w zamku ojciec i matka nadała dostojna
Alkyony przydomek, z powodu że własna jéj matka,
Równym jak nieszczęśliwy Alkyon losem dotknięta
Gryzła się, kiedy ją porwał Apollo zdala godzący);
Matczynemi przekleństwy zrażony, bo ciągle od bogów
Z płaczem takowych żądała z powodu braci zabójstwa.
Uderzała téż często rękoma ziemię żywiącą,
Przywoływując Hadesa i straszną Persefoneję
Śmierci na syna ściągnąć; w ciemności chodząca Erinys
Głos usłyszała z Erebu, bo serce ma nieubłagane.
Wkrotce téż hałas i wrzawa przy bramach powstaje, gdy lecą
Na wieżyce pociski. Błagają go wtedy Ajtolscy
Żeby się ruszył do walki za wielką ręcząc nagrodę;
Tam gdzie pola najlepsze-na Kalydońskiéj równinie,
Każą mu sobie wybierać przepyszny ziemi kawałek,
Pięćdziesięciu stajanek, w połowie na winne ogrody,
Prosił go wtedy usilnie sędziwy Ojnej wojownik,
Aż na próg wyszedłszy sypialni wysoko leżącéj,
Kołatając do szczelnéj bramy i syna błagając;
Wiele się naprosili dostojna matka i bracia;
Którzy mu byli najmilsi i najwierniejsi ze wszystkich;
Ale i wtedy umysłu mu w piersi nie nakłonili;
Zanim gęstemi pociski trafiono sypialnię, i baszty
Szturmem zdobyli Kureci i gród zapalili obszerny.
Zaklinając ze łzami, wylicza wszystkie cierpienia,
Jakie spadają na ludzi, gdy w mieście bywają zamknięci;
Mężów mordują a miasto w perzynę ogień obraca,
Porywają dzieciątka i żony fałdzisto przybrane.
Zabrał się więc i na ciało przywdziewa rynsztunek świecący.
Tak on wtedy Ajtolów od pory nieszczęścia obronił,
Męztwa słuchając własnego; lecz darów mu wcale nie dali,
Licznych i sercu przyjemnych, a zgubę za darmo odwrócił.
Bóg cię do tego nie skłania mój drogi; bo byłoby gorzéj
Bronić palących się już okrętów; lecz wzamian za dary
Ruszaj; bo czcić cię będą zarówno jak boga Achaje.
Jeśli bez darów albowiem morderczą bitwę podejmiesz,
Rzeknie mu na to w odpowiedzi Achilles biegiem najszybszy:
„Starcze ojcowski Foinixie, od boga zrodzony, nie trzeba
Takiéj mi chwały, bo sądzę, że wyrok Zewsa mnię uczcił,
Któren służyć mi będzie przy giętych okrętach, jak długo
Zaś co innego ci powiem i dobrze to chowaj w pamięci;
Duszy mi więcéj nie trudź twym płaczem i twemi skargami,
Bohaterowi Atrydzie na korzyść, a tyś nie powinien
Jego miłować, byś mnię co cię kocham wstrętnym nie został.
[Króluj na równi ze mną, i chwały połowę dostąpisz].
Oni odejdą z poselstwem, a ty pozostawszy się połóż
W łożu miękkiém; a kiedy zaświta jutrzenka będziemy
Radzić ażali w swą stronę wróciemy lub téż pozostaniem“.
Fojnixowi by łoże zgotować, ażeby coprędzéj
Tamci o wyjściu z namiotu myśleli, a w tém Telamończyk
Ajas do bogów podobny, się do nich z mową odezwie:
„Boski Laertiadesie przebiegły wielce Odyssie!
Na téj drodze dopniemy, a jak najprędzéj odpowiedź
Zanieść potrzeba Danajom, aczkolwiek niedobrze wypadło,
Którzy zapewnie tam siedzą czekając. Atoli Achilles
Duszę wyniosłą w piersi do dzikiéj passyi nastroił;
Którą, wysoko nad innych go czciliśmy zawsze przy łodziach;
Niemiłosierny; wszak nawet z powodu brata zabójstwa
Przyjął okup niejeden, lub syna własnego co zginął;
Taki natenczas po ciężkim okupie w ojczyźnie zostaje,
Kiedy mu wynagrodzono za krzywdę, lecz ciebie złośliwém
Nieporuszoném bogowie umysłem w piersi natchnęli,
Z jednéj dzieweczki powodu. Wszak siedem tobie najlepszych
Obiecujemy, i wiele prócz tego. Ty serce łagodne
Z ludu całego Danajów, i pragniem dla ciebie wyłącznie
Przyjaciółmi pozostać, jak wielu nas jest Achajów“.
Rzeknie mu na to w odpowiedź Achilles biegiem najszybszy:
„Boski Telamończyku Ajaxie przywódco narodów!
Ale mi serce od gniewu nabiera, gdykolwiek pomyślę
O tem, jak wręcz haniebnie w narodzie Argejskim się ze mną
Obszedł Atrydes, jakżeby z niegodnym jakim przybyszem.
Zabierajcie się teraz i opowiedzcie poselstwo;
Zanim Hektor bohater Priama syn doświadczonego,
Aż do namiotów i łodzi się Myrmidonów dostanie,
Zabijając Argejów i ogniem okrętów nie spali.
Sądzę albowiem, że koło méj łodzi i mego namiotu,
Tak powiedział, a każden podjąwszy kielich dwuręczny,
Pokropiwszy, do łodzi powracał, na czele Odyssej.
Towarzyszom atoli i służkom Patroklos nakazał,
Dla Fojnixa wygodne zgotować łoże co prędzéj.
Skóry, dywany i lnu przędziwa wielkowłosiste.
Tam się starzec ułożył i czekał na boską jutrzenkę.
W kącie atoli namiotu wygodnym się przespał Achilles,
Przy nim leżała niewiasta z Lesbosu przyprowadzona,
Z drugiéj się strony położył Patroklos, a miał on przy sobie
Strojną Ifidę, Achilles mu boski ją kiedyś darował,
Skyrę zdobywszy wysoką Enyeja miasto bogate.
Kiedy zaś do namiotów Atrydy tamci wrócili,
I to jeden to drugi witając powstawszy pytają;
Pierwszy ich badać zaczyna narodów król Agamemnon:
„Gadajże cenny wysoko Odyssie ozdobo Achajów;
Chceli on bronić okrętów od kieski ognia srogiego,
Doświadczony cierpieniem, Odyssej mu rzeknie w odpowiedź:
„Agamemnonie narodów królu Atrydo przesławny!
Wcale nie myśli tamten zawiści poskramiać, i owszem
Pełen jest gniewu i tobie odmawia, i twe podarunki.
Jakim sposobem wybawisz okręty i naród Achajski;
Sam zaś grozi, że razem z jutrzeką przyświtającą,
Wciągnie do morza okręty na dwie kołyszące się strony;
Również powiedział, że innym to samo doradzić zamierza,
Iliony wysokiéj, bo Zews daleko widzący
Dłońmi ją swemi ochrania, zaś wojska nabrały odwagi.
Tak powiedział, powtórzą i ci co się ze mną wybrali,
Ajas i dwoje Keryxów, obydwaj wielce roztropni.
Żeby w okrętach do drogiéj ojczyzny mu towarzyszył
Jutro, jeżeli tak zechce, przymusem go nie uprowadzi“.
Tak powiedział, a wszyscy w milczeniu głębokiém zostali
[Dziwiąc się jego słowom, bo bardzo potężnie przemówił].
Późno dopiero przemówił Diomed o głosie donośnym:
„Agamemnonie narodów królu, Atrydo przesławny!
Bodajbyś nigdy dzielnego Pelejdy nie był zaklinał,
Dary tysiączne mu dając; i tak on hardym pozostał;
Dajmy onemu nareszcie już pokój, niech sobie powraca,
Albo zostaje; na nowo on będzie walczył, gdykolwiek
W piersi odwaga mu każe, bądź Bóg mu serce pobudzi.
Wy atoli uczyńcie, jak mówię i wszyscy słuchajcie;
Strawą i winem, bo na tém odwaga i siła zależy.
Kiedy zaś piękna, o palcach różowych powstanie jutrzenka,
W kupie trzymaj usilnie i wojsko i konie przy łodziach,
Ducha dodając i sam potykaj się między pierwszemi“.
Podziwiając tę mowę Diomeda koni poskromcy.
Pokropiwszy więc winem udali się każden w namioty
Tam spoczywali na lożach i daru sennego użyli.
Całą noc spoczywali zmorzeni snem błogodajnym;
Agamemnona atoli Atrydę pasterza narodów
Błogi nie objął sen, bo wiele w duszy rozważał.
Ciągłe i nieustanne ulewy lub grady gotując,
Albo zadymkę co biało uprawną rolę pokrywa,
Bądź w zapowiedzi ogromnéj paszczy wojennéj goryczy;
Tak Agamemnon raz po raz dusznemi wzdychał piersiami
Zwłaszcza dopiero, gdy oczy w Trojańską wlepił równinę,
Mnogim dziwował się ogniom, co przed llioną gorzały,
Odgłosowi piszczałek i trąb i wrzawie wojennéj;
Kiedy atoli na łodzie i wojska spojrzał Achajów,
Zewsa błagając, a piersią łaknącą chwały oddychał.
Taka na tedy się rada najlepszą w duszy wydała,
Żeby nasamprzód się udać do Nelejskiego Nestora,
Czyby téż z nim pewnego nie zdołał ukuć zamiaru,
Wyprostowawszy się więc na piersiach się odział chitonem;
Pod błyszczące swe stopy nawiązał piękne postoły;
Potém zawiesił na ramię czerwono połyskującą
Skórę ze lwa, co do nóg mu spadała, i chwycił za dzidę.
Sen na powiekach nie spoczął), z obawy by nie ucierpieli
Argejowie, co z jego powodu na torach wilgotnych,
Przypłynęli do Troji by wojnę przedsiębrać zaciętą.
Plecy szérokie nasamprzód lamparta skórą przyodział,
Wsadził na głowę i dłonią żylastą za dzidę uchwycił.
Spieszy by zbudzić własnego brata, co dzielnie Argejom
Wszystkim panował, i w ludzie zarówno jak bóg był szanowan.
Jego znajduje gdy zbroję ozdobną na ramie przywdziewał,
Pierwszy go tedy zagadnął Menelaj o głosie donośnym:
„Czemu się zbroisz mój drogi w ten sposób? czy z druhów którego
Między Trojany chcesz wysłać na zwiady? obawiam się wielce,
Ze nikogo nie znajdziesz co tego by dzieła się podjął,
W noc ambrozyjską; zaprawdę by wielce był nieustraszonym“.
Rzeknie mu na to w odpowiedź potężny król Agamemnon:
„O Menelaju potrzeba nam rady, jak mnię tak i tobie,
Mądréj, któraby zbawić i wyratować zdołała
Nakłaniając się więcéj zaprawdę ofiarom Hektora.
Nigdym albowiem nie widział i z opowieści nie słyszał,
Żeby tak wiele zgubnego mąż jeden za dnia dokonał,
Ile od bogów lubiany uczynił Hektor Achajom,
[Dzieła wykonał, co długo jak sądzę będą Argejom
Ciążyć na duszy, tak wiele Achajom złego nabroił].
Więc Idomena co prędzéj, a z nim Ajaxa przywołaj,
Szybko bieżąc ku łodziom, a ja do Nestora boskiego
Wydać rozkazy drużynie świętéj co stoi na warcie.
Jemu albowiem najwięcej ufają, boć jego syn własny
Stoi na czele straży i Merion Idomeneja
Giermek, bo głównie im poruczono dozór nad strażą“.
„Jakże mi więc twemi słowy polecasz i nakazujesz?
Czy mam z niemi pozostać czekając na ciebie aż przyjdziesz,
Czyli téż spieszyć napowrót zleciwszy dokładnie co każesz?“
Odpowiada mu na to narodów król Agamemnon:
Idąc do siebie, bo wiele się drożyn w obozie krzyżuje.
Wołaj, gdzie się obrócisz i do czuwania zachęcaj,
Męża każdego po jego nazwisku rodowém witając,
Cześć każdemu oddając; a w duszy nie bądź wyniosłym.
Od urodzenia nas takiém brzemieniem złego nawiedził“.
Tak powiedziawszy odesłał brata, zleciwszy dokładnie,
Sam zaś wybrał się szukać, Nestora pasterza narodów;
Jego przy ciemnéj łodzi w pobliżu namiotu znajduje
Tarcza i dwoje oszczepów i hełm od miedzi świecący.
Gibka przepaska w blizkości leżała, którą się starzec
Przepasywał gdy w bitwę, trawiącą życie, się zbroił,
Wojsko prowadząc, bo smutnéj się nie poddawał starości.
Do Atrydy przemówił i słowy go badać poczyna:
„Któż to w pośród obozu do łodzi samotnie przybywa,
W ciemnéj śród nocy gdy inni śmiertelni snem spoczywają?
[Szukali tenże którego ze swych towarzyszów lub muła?]
Odpowiada mu na to narodów król Agamemnon:
„Synu Neleja Nestorze, ozdobo chwalebna Achajów!
Poznaj Agamemnona Atrydę, którego nad wszystkich
Zews w kłopotach do reszty utopił, jak długo mi oddech
Włóczę się tak bo mi sen na powiekach błogi nie spocznie,
Ale mi ciąży na duszy i wojna i smutek Achajów.
Wielce się bowiem obawiam z powodu Danajów, a męztwo
Nie ma stałości, niepokój mnię dręczy, a serce nieomal
Jeśli i ty co zamyślasz, bo sen i ciebie unika,
Więc odrazu ku strażom udajmy się na dół, by widzieć,
Czyli téż trudem wojennym znużeni już się nie oddali
Spoczynkowi samemu, o wartę już wcale nie dbając.
Czyli nawet śród nocy uderzyć nie zamierzają“.
Nestor witeź Gereński mu rzecze na to w odpowiedź:
„Agamemnonie narodów królu, Atrydo przesławny!
Przecież nie wszystkie zamysły rządzący Zews Hektorowe
Ze mu dokuczy bieda i wielka, jak tylko Achilles
Serce nareszcie szlachetne od gniewu odwróci srogiego.
Pójdę ja chętnie za tobą, lecz pójdźmy obudzić i innych,
Syna Tydeja sławnego z oszczepu, tak samo Odyssa,
Żeby to ktoś za niemi udawszy się zwołał ich tutaj,
Bogom równego Ajaxa i księcia Idomeneja;
Łodzie ich bowiem stoją najdaléj i wcale nie blizko.
Ale co do Menelaja zacnego, choć wielce mi drogim,
Bowiem zasypia, zaś pracę na ciebie nakłada jednego.
Tożby powinien się starać i wszystkich mężów naczelnych
Błagać; bo nie do zniesienia nas teraz napiera potrzeba.“
Odpowiada mu na to narodów król Agamemnon:
Często się bowiem opuszcza, i nie chce brać się do dzieła,
Nie, ulegając gnuśności, lub z braku rozumu zdrowego,
Tylko się na mnię ogląda i mego czeka wezwania.
Teraz atoli się pierwéj obudził i do mnię się udał,
Idźmy więc obaczemy zapewne tamtych przy bramach,
Między wartami bo tamże im poleciłem się zebrać“.
Nestor witeź Gereński mu rzecze na to w odpowiedź:
„Kiedy tak, to go żaden nie zgani, a każden z Argejów
Tak powiedziawszy chitonem się przyodziewa na piersiach;
Pod błyszczące swe stopy przywiązał piękne postoły,
Potém na sobie w około przypina oponę podwójną,
Purpurową, obszerną, o spodzie z wełny włosistéj.
I pospieszył ku łodziom Achajów miedzią okrytych.
Najpierw Odyssa co sprytem Diosa jest godzien samego,
Starzec obudził ze snu, Gereński Nestor wojownik,
Głośno wołając. Dotknęło go w sercu odrazu wezwanie,
„Czegóż się tak przy okrętach w obozie samotnie błąkacie,
W ambrozyjskiéj śród nocy? i jakaż was nęci potrzeba?“
Nestor witeź Gereński mu rzecze na to w odpowiedź:
„Boski Laertiadesie, przebiegły wielce Odyssu!
Ale idź z nami, by innych obudzić, do których należy,
Radę doradzić, czy mamy uciekać, czyli téż walczyć.“
Rzekł; do namiotu wracając przebiegły wielce Odyssej,
Tarczę świecącą na ramię zarzucił i poszedł za niemi.
Po za namiotem pod bronią, a w koło niego druhowie
Spali z tarczami pod głową, zaś ich oszczepy w porządku
Stały na sztorc na proporcach zatknięte; a śpiżem dokoła,
Równie jak światło Diosa igrały. Wśród tego bohatér,
Pod głowami zaś miał ułożony kobierzec ozdobny.
Zbliżył się witeź Gereński Nestor i jego rozbudził
Potrąciwszy go piętą, poruszył i łajał odrazu:
„Wstawajże synu Tydeja; czy myślisz noc całą przechrapać?
Blizko okrętów obozem, i małe ich miejsce przegradza?“
Tak powiedział; a tamten ze snu się ocknął odrazu,
I zwrócony do niego w skrzydlate odezwie się słowa:
„Rzeźki staruszku ty nigdy od pracy się nie uchylasz.
Którzyby mogli przecież obudzić z królów każdego
Wszędy zachodząc? lecz ty nieugiętym jesteś o starcze“.
Odpowiada mu na to Gereński Nestor wojownik:
„Wszystko to moje dziecko wyrzekłeś wedle słuszności.
Wiele, niejeden z nich obchodząc by mógł nawoływać;
Teraz atoli okrutna potrzeba Danajów przygniata.
Sprawa ta bowiem dla wszystkich Achajów na ostrzu stanęła
Noża, czy smutny upadek, czy pozostanie przy życiu.
Obudź, (bo jesteś młodszym), jeżeli się o mnię turbujesz“.
Tak powiedział, a tamten zarzucił na ramię lwią skórę,
Płową, ogromną do kostek schodzącą i chwycił za dzidę.
Spiesznie odeszedł i tamtych zbudziwszy prowadzi bohatér.
Straży dozorców już wtedy we śnie pogrążonych nie widzą,
Lecz obudzeni, przytomnie pod bronią wszyscy siedzieli.
Równie jak psy niespokojnie nad bydłem czuwają w zagrodzie,
Przysłuchując się bestyom okrutnym, co w pośród górzystéj
Psów i myśliwych i wszelkiéj do spania ochoty pozbawia;
Takoż i dla nich sen błogi zupełnie od powiek uciekał,
Czuwających śród nocy złowrogiéj, bo wciąż obróceni
Ku równinie słuchają, czy nadciągają Trojanie.
[Zatem się do nich zwróciwszy, lotnemi słowy przemawia:]
„Tak moje drogie dziateczki, czuwajcie, niech sen mi nikogo
Nie obejmie, by ztąd dla wrogów uciecha nie była.“
Tak powiedziawszy za rów pośpieszył; puścili się za nim
Z niemi zarazem i Merion i dzielny potomek Nestora
Poszli, bo ich przywołano, by wspólnie do rady zasiedli.
Przeprawiwszy się więc przez fossę wybraną usiedli
W miejscu, gdzie wolném od ciał poległych się ukazywało
Pognębiwszy Argejów, gdy noc zapadła ciemnością.
Tam zasiadłszy słowami pomiędzy sobą radzili.
Pierwszy się do nich odezwał Gereński Nestor wojownik:
„Drodzy nie znajdzież się mąż, co sobie samemu ufając,
Czyby którego z wrogów, co w tyle pozostał nie chwycił,
Albo się chociaż dowiedział, co między Trojany się mówi,
Jako pomiędzy niemi stanęła narada; czy myślą
Tutaj pozostać z daleka, przy łodziach, czyli do miasta
Żeby się tego wszystkiego dowiedział i do nas bez szwanku
Wrócił, natenczas do niebios by jego chwała dosięgła,
Między ludźmi wszystkiemi, i piękną by dostał nagrodę;
Ile ich bowiem na statkach naczelnem kieruje dowództwem.
Matkę z jagnięciem (a będzie to nieporównanym dostatkiem);
Zawsze zaś będzie obecnym na ucztach i każdej biesiadzie“.
Tak przemówił, a wszyscy zostali w milczeniu głębokiém.
Wtedy się do nich odezwał Diomed o głosie donośnym;
Żeby do wrogów obozu się udać w blizkości będących,
Trojan, gdyby jednakże mi drugi mąż towarzyszył,
Większa by była odwaga i zawsze by śmieléj się poszło.
Kiedy się bowiem samowtór wychodzi, to jeden, to drugi,
To mu rozum stępieje i postanowienie zesłabnie“.
Rzekł, a wielu pragnęło się z Diomedem wybierać.
Obaj Ajaxy pragnęli Aresa dzielni druhowie,
Pragnął i Merion i syn Nestora miał wielką ochotę,
Pragnął i doświadczony Odysséj w tłumy Trojańskie
Wniknąć, zawsze mu bowiem odwagą serce pałało.
Zatém się do nich odezwał narodów król Agamemnon:
„Synu Tydeja Diomedzie, dla serca mego najdroższy!
Któren się tobie wydaje najlepszym, bo wielu ich pragnie.
Tylko się w sercu twém nie obawiaj, lepszego mijając,
A ze względu na wstyd nie wybieraj druha gorszego,
Rodem się powodując, chociażby i godność miał wyższą“.
Znowu się do nich odezwał Diomed o głosie donośnym:
„Jeśli żądacie odemnie, bym sam towarzysza wybierał,
Jakżebym zatém zdołał o boskim Odyssie zapomnieć,
Któren zawsze gotowe ma serce i męzką odwagę,
Jeśli on ze mną pójdzie, to nawet z ognistych płomieni
Cali powrócim oboje, bo wszędzie się znaleźć potrafi.“
Rzeknie mu przygód świadomy Odyssej boski w odpowiedź:
„Ani pochwalaj zbytecznie Tydejdo, ani też zganiaj,
Ale my idźmy, bo noc już urosła, i blizko jutrzenka;
Gwiazdy już schodzą, a większa już pora nocy minęła,
Z dwojga jéj części, a trzecia już ledwo nam pozostaje“.
Tak powiedziawszy groźnemi się odziewają zbrojami.
Miecz obosieczny (bo swój na okręcie był pozostawił),
Oraz i tarczę, a hełm na głowie mu dobrze osadził,
Bez grzebienia i grzywy, skórzany, co się kapicą
Zowie, a głowy dorodnych mołojców od razów ochrania.
Oraz i miecz, a hełm na głowie mu szczelnie osadził,
Wyrobiony ze skóry; od wnętrza liczne rzemienie
Silną tworzyły plecionkę, a zewnątrz kły bielusieńkie,
Dzika srogiego stérczały, gęsto po całéj powierzchni
Z Eleonu go niegdyś Awtolykos łupem wydobył,
Amyntora, Hormena potomka domostwo złupiwszy;
Tenże go Amfidamancie z Kythery w Skandeję darował,
Amfidamas go dał Molosowi gościnnym podarkiem,
Wtedy zaś dobrze się nadał, by głowę Odyssa ochraniać.
Kiedy więc oni przywdziali na siebie groźny rynsztunek,
Poszli, pozostawiwszy na miejscu wszystkich najlepszych.
Z prawej strony im czaplę zesłała blizko przy drodze
Dojrzeć po ciemnéj nocy, lecz tylko ją z głosu poznali.
Ptakiem tym się ucieszył Odyssej i błagał Athenę:
„Słuchaj mnię egidodzierżcy Diosa dziecko, co zawsze,
W każdéj wyprawie przy boku mi stałaś nie wyjdziesz mi z myśli,
Dozwalając bym nazad powrócił do sławnych okrętów,
Wielkie dzieło spełniwszy co wyjdzie na zgubę Trojanom“.
Po nim atoli ślubował Diomed o głosie donośnym:
„Teraz posłuchaj i mnię przemożne dziecko Diosa.
Podczas Thebańskiéj wyprawy gdy posłem szedł od Achajów.
Zbrojnych Achajów on wtedy nad brzegiem Azopa opuścił,
Niosąc poselstwo przyjazne do wojowniczych Kadmeiów
Tamże; atoli wracając dokonał dzieła okropne,
Wspierajże teraz i mnie życzliwie, i mną się opiekuj.
Tobie zaś woła rocznego poświęcę o czole szerokém,
Nieużytego, co nigdy pod jarżmo go ludzie nie wprzęgli;
Tego poświęcę ja tobie i rogi złotem obłożę“.
Śluby więc uczyniwszy dla córy Diosa wielkiego,
Jak dwa lwy z pośpiechem po ciemnéj nocy kroczyli,
Między mordami, trupami, i bronią i krwią poczerniałą.
Również i Hektor odważnym Trojanom nie dał zasypiać,
Ile ich było pomiędzy Trojany książąt i wodzów.
Onych tedy zwoławszy dowcipną radę podaje:
„Któren, że tego się dzieła podjąwszy dokonać jest gotów,
Za podarunek wspaniały? nagrodę stanowczo zabierze.
Jakie najlepsze się znajdą na szybkich okrętach Achajów,
Którenby tego się podjął; dla siebie zaś chwałę pozyszcze;
Chodzi, by podejść ku szybkim okrętom i tam się dowiedzieć,
Czyli czuwają na szybkich okrętach zarówno jak przedtém,
Układają pomiędzy sobą ucieczkę i niechcą
Nocne odbywać straże, znużeni okrutną robotą“.
Tak powiedział, a wszyscy w milczeniu głębokiém siedzieli.
Między Trojany był pewien Dolon Ewmeda potomek,
Niepoczesnéj postawy, atoli rączy w bieganiu;
Był on synem jedynym pomiędzy pięcia siostrami.
Tenże natenczas Hektora i Trojan mową zagadnął:
„Serce i męzka odwaga Hektorze do tego mnię skłania,
Ale z berłem do góry mi złóż uroczystą przysięgę,
Jako że wóz bogaty zdobiony miedzią i konie
Oddasz, które dźwigają nieskazitelnego Pelejdę.
Patrzéć na darmo nie będę przeciwnie waszym nadziejom.
Wreszcie do statku Atrydy, gdzie pewno czekają najlepsi,
Naradzając się w radzie, czy walczyć, czyli uciekać.“
Rzekł, a tamten za berło chwyciwszy dłonią, przysięgał:
„Niechaj wie o tém Zews, mąż Hery grżmiący donośnie,
Z Trojan, tylko ty jeden, jak mówię, się niemi poszczycisz“.
Tak powiedziawszy na fałsz zaprzysiągł, a jego pokusił.
Zatém co żywo na ramię zagięte łuki zarzucił,
Wierzchem zaś popielatą wilczycy skórą się odział,
Potém zaś od obozu ku łodziom pośpieszył; lecz nie miał
Wrócić napowrót z okrętów, by wieść Hektorowi oznajmić.
Kiedy zaś był już opuścił rumaków tłumy i ludzi,
Drogą pospieszał ochoczo; lecz wtedy Boski Odyssej
„Cóż to za mąż od obozu Diomedzie, ku nam się zbliża;
Nie wiem, czyli to szpieg co nasze okręty ogląda,
Czyli téż myśli obdzierać ciało którego z poległych.
Ale dajmy mu pokój, niech pierw się zapuści w równinę
Łacno, znienacka podchodząc, a jeśli nas biegiem uprzedzi,
Zawsze od strony obozu ku łodziom napędzić możemy,
Nacierając dzidami, by czasem ku miastu nie uszedł“.
Tak się więc umówiwszy za drogą między trupami
Kiedy już tak był daleko, jak skład wyorany mułami
Sięga, (są one bowiem w pociągu sporsze od wołów,
Zrychtowany pług ciągnących w nowiznie głębokiéj),
Wtedy nadbiegli, zaś on usłyszawszy hałas przystanął.
Goniąc od Trojan obozu, bo Hektor mu każe powracać.
Kiedy ich tylko rzut włóczni lub mniej od niego przedziela,
Wtedy on wrogów rozpoznał i chyże ruszywszy kolana,
Począł uciekać, zaś oni się szybko w pogoń wybrali.
Gonią zajadle, z uporem jelenia lub w polu zająca,
W pośród lesistych pagórków, a tamten becząc ucieka;
Takoż Tydejda natenczas i grodoburca Odyssej,
Przecinając mu odwrót ku swoim gonili bez przerwy.
Uciekając ku łodziom, Athene Tytejdzie na razie
Ducha dodała, by inny z Achajów miedzią okrytych,
Pierwszym się rzutem nie szczycił, zaś on jako drugi nastąpił.
Godząc na niego oszczepem odezwie się dzielny Diomed.
Nie na długo unikniesz, okropnéj od mojéj prawicy“.
Rzekł i dzidę wypuścił, rozmyślnie męża chybiając;
Po nad prawem ramieniem gładkiego oszczepu kończyna
W ziemi utkwiła, a tamten przystanął srodze zlękniony;
Bladość ogarnia mu twarz; zadyszeni go tamci dognawszy
Uchwycili za ręce; on wtedy się z płaczem odzywa:
„Nie odbierajcie mi życia, zaś ja się wykupię, bo w doma
Wiele mam złota i miedzi i wyrabianego żelaza;
Jeśli się dowie, że jestem przy życiu w okrętach Achajskich.
Rzeknie mu na to w odpowiedź przebiegły wielce Odyssej:
„Nabierz odwagi, a śmierć niechaj ci na myśli nie stoi;
Ale mi teraz opowiedz i wszystko po prawdzie wyrzeknij,
W ciemnéj śród nocy, gdy inni śmiertelni snem spoczywają.
[Czyli zamierzasz którego z poległych na placu obdzierać?]
Albo też czyli cię Hektor na zwiady wysłał wszystkiego
Ku obszernym okrętom? lub samli z umysłu to czynisz?“
„Wielce na moją niedolę mi Hektor ducha nastroił;
Któren mnię końmi dzielnego Pelejdy o giętkich pęcinach,
Udarować obiecał i wozem od miedzi świecącym;
On to namówił, bym w ciemnéj śród nocy jak lot mijającéj,
Czyli téż są w pogotowiu na szybkich łodziach jak dawniéj,
Albo téż czy pokonani pod naszych dłoni przewagą,
Knują pomiędzy sobą ucieczkę i nie chcą już więcéj,
Nocne straże odbywać, mordęgą okropną znużeni“.
„Zapragnęło twe serce wielkiego daru naprawdę,
Ajakidy dzielnego rumaków, które niełatwo
Ludziom śmiertelnym poskromić się dadzą, lub wprzęgnąć do wozu,
Innym wyjąwszy Pelejdy, którego bogini zrodziła.
Gdzieś pozostawił Hektora pasterza narodów gdyś wyszedł?
Jego rynsztunek wojenny gdzie leży, gdzie stoją rumaki?
Jakże są uszykowane Trojanów obozy i straże?“
[Co uradzili pomiędzy sobą i co zamierzają,
Nazad się wrócą, ponieważ Achajów pobili w potyczce?]
Dolon Ewmeda potomek, odrzecze mu na to w odpowiedź:
„Chętnie ci wszystko wypowiem dokładnie i z prawdą zupełną.
Hektor tedy wśród mężów co zwykle stawają do rady,
Zdala od zgiełku; co straże, o które mnie pytasz o wodzu,
Nie wyznaczono ich wcale by strzedz i pilnować obozu.
Gdzie się ogniska trojańskie znajdują, i którym konieczność,
Tam na baczności się mają i napominają do straży,
Odpoczywają, Trojanom zleciwszy straże odbywać;
Tamci albowiem nie mają w blizkości małżonek i dzieci“.
Odpowiadając mu na to przebiegły Odyssej odrzecze:
„Jakże więc, czyli pospołem z Trojany co końmi harcują
Rzeknie mu na to w odpowiedź Dolon Ewmeda potomek:
„Chętnie opowiem ci wszystko dokładnie i z prawdą zupełną:
Pajanowie z łukami giętemi i Karzy nad morzem,
Również i Lelegowie, Kawkony i mężni Pelasdzy.
Frygów konne oddziały i zbrojni na wozach Meoni.
Ale dlaczegóż mnię tak dokładnie badasz o wszystko?
Jeśli wy bowiem pragniecie się dostać do Trojan obozu,
Nowo przybyli Thrakowie są dalej, ostatni z kolei;
Jego zaś konie piękniejsze i większe, niż kiedy widziałem,
Bielsze od śniegu, a biegiem w zawody z wiatrem iść mogą;
Złotem zaś jego powózka i srebrem zdobiona misternie;
Zbroja téż jego jest złota, ogromna, aż dziwo oglądać,
Nie przystoi, lecz ona dla bogów jest nieśmiertelnych.
Teraz atoli mnię wiedźcie do szybkobieżących okrętów,
Albo téż mnię związawszy zostawcie tu w srogich okowach,
Żebyście obaj poszedłszy się mogli o mnie przekonać,
Srogo na niego spojrzawszy odrzecze silny Diomed:
„Nie przypuszczaj mi tylko Dolonie w duszy ucieczki;
Dałeś nam dobrą nowinę, boś w ręce nasze się dostał.
Żebyśmy ciebie zaś teraz zechcieli uwolnić i puścić,
Albo na zwiady lub może, by zbrojnie przeciwko nam stawać.
Jeśli zaś z mojej prawicy polegniesz i życie utracisz,
Wtedy już nigdy na późniéj Argeiom zawadą nie będziesz“.
Rzekł; a tamten zamierzał żylastą ręką za brodę
Ciąwszy go mieczem i oba ściągacze mu przeciął od razu,
Jeszcze zaś mówiącego się głowa z kurzem zmięszała.
Oni mu hełm obłożony łasicą z głowy zdejmują,
Wilczą skórę i łuk sprężysty i dzidę potężną;
W ręku podnosi wysoko i słowo ślubując wyrzeka:
„Raduj się tém o bogini, bo ciebie najpierwszą w Olimpie,
Między wszystkiemi bogami będziemy sławić; lecz teraz
Pokaż nam drogę do mężów Thrakijskich obozu i koni.“
Złożył ją na tamaryskę i znak widzialny położył,
Trzcinę zebrawszy i jasno zielone gałązki drzewiny,
Żeby się z miejscem nie minąć wracając śród nocy pochmurnéj.
Więc się naprzód puścili po zbrojach, krwi i pożodze,
Oni znużeni mordęgą zasnęli, a zbroje ozdobne
Koło nich były złożone na ziemi, w dobrym porządku,
Trzema rzędami, a konie parami stały przy każdym;
Rhezos w pośrodku spoczywał, a przy nim szybkie rumaki,
Jego nasamprzód ujrzawszy Odyssej Diomedzie pokazał:
„Oto jest mąż Diomedzie, i jego to stoją rumaki,
Jako nam Dolon powiedział, któregośmy oba zabili.
Zatém do dzieła! odwagę stanowczą okazuj; nie trzeba
Albo ty mężów zabijaj, a ja pomyślę o koniach“.
Rzekł, sowiooka Athene tamtego natchnęła odwagą;
Rżnął na prawo i lewo, bezecne jęki powstały
Ludzi żelazem zakłutych, od krwi zbroczyła się ziemia.
Na owieczki lub kozy i rzuca się na nie zajadle;
Tak i na mężów Thrakijskich się rzucił syn Tydejowy,
Póki dwunastu nie zabił. Atoli przebiegły Odyssej
Zaraz jak tylko Tydejda którego mieczem uśmiercił,
Ważąc sobie w umyśle, by piękno-grzywiaste rumaki
Mogły z łatwością przechodzić, i żeby ich strach nie ogarnął,
Wskutek deptania po trupach, bo nieprzywykłe do tego.
Wreszcie gdy syn Tydejowy do księcia gromady się dostał,
Stękającego, bo sen złowrogi przy głowach mu stanął,
[Nocy téj, w syna Onejdy postaci, za sprawą Atheny].
Przygód świadomy Odyssej, zatenczas rumaki sprężyste,
Rzemieniami do kupy związawszy z tłumu wypędził,
Zabrać do ręki zapomniał z siedzenia ozdobnej powózki;
Wreszcie świsnął po cichu na znak Diomedzie boskiemu.
Tamten atoli rozważał, co najzuchwalszego uczynić;
Czy uchwyciwszy za wóz, gdzie leżał bogaty rynsztunek,
Czyli téż jeszcze co więcéj Thrakijców życia pozbawić.
Podczas gdy o tém rozważał w umyśle, natenczas Athene
Tuż koło niego stanąwszy zagadnie boskiego Diomeda:
„Myśl o powrocie, o synu Tydeja wielkodusznego,
Żeby zaś inny kto z bogów czujności Trojan nie zbudził“.
Rzekła, lecz on bogini mówiącéj przestrogę zrozumiał,
Więc natychmiast rumaków dosiada, pogania Odyssej
Łukiem; i pędzą obaj ku szybkim okrętom Achajskim.
Kiedy obaczył Athenę idącą za synem Tydeja;
W gniewie na nią, spuściwszy się w tłumy Trojan przeliczne,
Zbudził męża radnego u Thraków Hippoboonta,
Rheza krewniaka zacnego; lecz ten ocknąwszy się ze snu,
Oraz i mężów co drgali śród straszliwego konania,
Głośno się skarżyć poczyna za miłym druhem wołając.
Wszczęły się krzyki u Trojan i wrzawa niewypowiedziana,
Nadbiegających gromadnie; gdy dzieła okropne zoczyli,
Tamci atoli gdy doszli gdzie szpiega Hektora zabili,
Szybkie tam konie zatrzymał Odyssej od bogów lubiany;
Zaś Tydejda na ziemię skoczywszy, rynsztunek zbroczony
W ręce Odyssa oddaje, a sam dosiada rumaka,
[Ku obszernym okrętom, bo tam się dostać pragnęły].
Nestor pierwszy usłyszał tentent i tak się odezwie:
„O moi drodzy Argeiów królowie i wodze naczelni!
Mylę się, albo téż słusznie powiadam? lecz dusza mi każe.
Byleć to był Odyssej, a z nim odważny Diomed,
Którzy tak szybko od Trojan na dzielnych gonią rumakach.
Ale się w duszy okropnie obawiam, by co ich nie zaszło,
Najdzielniejszych z Argeiów śród wrzawy Trojan wojennéj“.
Oni się więc na ziemię spuścili, a tamci radośnie
Prawą witali ich dłonią i serdecznemi słowami.
Pierwszy ich tedy zapyta bohater Nestor Gereński:
„Powiedzże wielce sławiony Odyssu, ozdobo Achajów,
Trojan? chyba wam dał je kto z bogów co w drodze napotkał?
Wielce zaprawdę podobne do jasnych słońca promieni.
Wprawdzie się zawsze z Trojany potykam, i nigdy jak mówię
Nie pozostaję przy łodziach, acz stary już jestem wojownik;
Ale ja sądzę, że bóg spotkawszy was niemi obdarzył;
Obu was bowiem chmurny miłuje Kronid i córka
Egidodzierżcy Diosa niebieskooka Athene.“
W odpowiedzi mu na to przebiegły Odyssej odrzecze:
Łatwoby wedle woli bóg lepsze, niżeli te oto,
Mógł podarować rumaki, boć oni o wiele możniejsi.
Konie staruszku, o które się pytasz, co tylko przybyły,
Thrakijskiego zawodu, lecz pana ich dzielny Diomed
Trzynastego zaś szpiega pojmaliśmy blizko okrętów,
Jego na zwiady albowiem ku obozowi naszemu
Hektor wyprawił, a z nim i inni waleczni Trojanie“.
Z temi słowami przez rów przepędził konie sprężyste,
Kiedy zaś do Tydejdy namiotu pięknego przybyli,
Powiązali rumaki rzemieniem gładko skrajanym,
Koło końskiego żłobu, gdzie również konie Diomeda
Stały, o szybkich nogach jedzące słodką pszenicę;
Złożył Odyssej, do chwili złożenia ofiary Athenie.
Sami następnie z mnogiego się potu obmyli, do morza
Wszedłszy, nogi i szyję oraz i biodra dokoła.
Fala gdy morska następnie im pot obfity ze skóry
Wtedy się w wannach gładziutkich nurzając kąpać zaczęli.
Potém się obaj umywszy i nasmarowawszy oliwą,
Do wieczerzy zasiedli i Pallas Athenie w ofierze,
Pełnym nabrawszy kraterem, wylali wina słodkiego.
Wstała, by nieśmiertelnym zwiastować światło i ludziom;
Zews niezgodę wypuścił do szybkich okrętów Achajskich
Srogą, wojenne godła potężnéj dłoni dzierżącą.
W środku będącą, by módz na obie się strony odzywać,
Albo w stronę Ajaxa namiotów, Telamonidesa,
Albo Achilla, gdyż oni okręty gładkie na krańcach
Przymocowali, rachując na męztwo i dłoni potęgę.
Głośno; każdego z Achajów ogromną siłą natchnęła
W sercu, żeby się bić i bezustannie potykać.
[Im zaprawdę się wojna wydała słodszą, niżeli
Powrót w obszernych okrętach do lubéj ziemi ojczystéj].
Sam zaś przywdział na siebie od miedzi zbroję świecącą.
Koło goleni nasamprzód pasuje szyny stalowe,
Piękne, gwoździkami srebrnemi na kostce zdobione.
Zaś następnie i pancerz do piersi przystosowuje,
Z Kypru albowiem usłyszał o wieści, dlaczego Achaje
Zamierzali w okrętach popłynąć wyprawą do Troji.
W takim go celu darował, królowi chcąc się przysłużyć.
Dziesięć pasów się na nim ciągnęło ze stali niebieskiéj,
Smoki niebieskie od niego stérczały wysoko pod szyję,
Z każdéj strony po troje, do tęczy podobne, co Kronid
W chmurze usadził na znak dla ludzi mową mówiących.
Szablę na ramię zarzucił; w takowéj złote guziki,
Srebrna, gwoździkami srebrnemi zdobiona misternie.
Chwyta za tarczę kunsztowną, co męża całego okrywa,
Piękną, wiło się na niéj miedzianych kół dziesięcioro,
Wewnątrz atoli się mieści cynowych guzów dwadzieścia,
Wreszcie straszliwe Gorgony oblicze się wiło dokoła,
Z groźném wejrzeniem, a przy niéj mieściły się Bojaźń i Trwoga.
Pas do wieszania był srebrny, a na nim wyobrażony
Smok drgający ze stali, mający trzy głowy, co w różne
Hełm z guzami czteroma nałożył na głowę, zdobiony
Końskim ogonem, a buńczuk powiewał groźnie z wierzchołka.
Chwycił za dwoje oszczepów potężnych z okuciem miedzianém,
Ostrych, a blask od miedzi wysoko do nieba się wzbijał;
W celu uczczenia książęcia Mykeny złotem obfitéj.
Swemu woźnicy następnie wydaje każden rozkazy,
Żeby w porządku rumaki ustawić tuż koło rowu;
Sami zaś pieszo walczący pod bronią i w pełnym rynsztunku
Uprzedziwszy o wiele konnicę, nad rowem się kupią,
Konni zaś tuż po za niemi ruszyli. Pobudził złowrogą
Wrzawę Kronides, a z góry wypuścił rosę kroplami
Krwi zaprawioną z eteru, dlatego że wtedy zamierzał,
Z boku drugiego Trojanie na miejscu wyniosłém równiny,
Koło wielkiego Hektora i Polydamanta bez skazy,
Oraz Eneja się łączą, którego jak boga szanują.
Z niemi trzech Antenorydów, Polybos i boski Agenor,
Hektor pomiędzy pierwszemi podnosił tarczę gładziutką.
Równie jak między chmurami zabłyśnie gwiazda złowroga,
Jasno świecąca, i znowu zatapia się w czarnych obłokach;
Takoż i Hektor co chwila pomiędzy pierwszemi się zjawia,
Świecił jak błyskawica Diosa co trzęsie egidą.
Równie jak w polu żniwiarze naprzeciw siebie stojący,
Kładą w pokosy, na łanach człowieka w błogim dostatku,
Złotą pszenicę lub jęczmień, a garście gęste padają;
Biją się z żadnéj strony nie myśląc o podłéj ucieczce.
[Liczbą w potyczce się głowy równały, lecz oni jak wilki
Żrą się. Niezgoda jękami brzemienna widokiem się cieszy;
Ona jedyna z bogów, towarzyszyła walczącym,
W swoich pałacach siedzieli, na miejscu gdzie każden domostwo
Pięknie miał wybudowane w szczelinach obszernych Olimpu.
Wszyscy gniewali się srodze na ciemno chmurnego Kronidę,
Że Trojanom użyczyć wojennej sławy zamierzał.
Zdala od innych osobno się rozsiadł w dumie radośnéj,
Spoglądając na miasto Trojańskie i łodzie Achajów,
Na łyskanie się miedzi, zabitych i zabijających].
Póki stawało poranka i święty dzionek się zwiększał,
W porze zaś kiedy rąbiący dębinę jedzenie gotuje,
W lasu głębokich parowach, bo ręce już dosyć pomęczył
Drzewa wzniosłe spuszczając, a praca mu w duszy się przykrzy,
Zaś błogiego pokarmu pragnienie go w duszy dotyka;
Nawoływając po hufcach na druhów. Ze wszystkich Atrydes
Pierwszy nacierał i chwycił Bianora pasterza narodów,
Jego, następnie zaś druha Ojleja co końmi harcuje.
Tenże z powózki skoczywszy naprzeciw niego się stawił;
W czoło, przyłbica miedziana nie powstrzymała oszczepu,
Któren przeszywszy takową i kości do mózgu się dostał,
Cały się mózg rozprysnął, i tak wojownika pokonał.
Zatém ich tam Agamemnon zostawił książe narodów,
Daléj pędząc Izona i Antyfona rozbraja,
Dwóch Priamowych synów, bękarta i prawowitego,
W jednéj powózce będących; nieprawy końmi kierował,
Z boku zaś walczył Antyfos przesławny; ich kiedyś Achilles
W czasie gdy owce pasali, pojmawszy, lecz puścił za wykup.
Wtedy Atreja syn Agamemnon pan wiele możny,
W piersi ponad brodawką ugodził oszczepem jednego;
Mieczem Antyfa zaś uciął nad uchem i zwalił z powózki.
Poznał ich; widział ich bowiem już dawniéj przy szybkich okrętach,
Kiedy ich z Idy sprowadził Achilles w biegu najszybszy.
Równie jak lew chyżonogiej łani młodziutkie koźlątka
Łatwo zgruchotał, chwytając w paszczękę ostremi zębami,
Ona zaś, chociaż przypadkiem znajduję się blizko, nie zdoła
Zbawić ich; samą albowiem ogarnia trwoga okropna;
Szybko się zatém przedziera przez gęste zarośla i lasy,
Spiesznie, potem oblana pod zwierza strasznego napaścią;
Z Trojan, bo również i oni przed Argeiami pierzchali.
On zaś Hippolochosa i w boju dzielnego Peizandra
Antymachosa bitnego chłopaków, któren to głównie
Złota od Alexandra przyjąwszy i dary wspaniałe,
Jego to dzieci oboje pochwycił możny Atrydes,
W jednéj siedzące powózce, rumaki wspólnie trzymali
Szybkie; lecz uszły im z rąk od złota lejce świecące,
Konie skoczyły spłoszone, Atrydes jak lew się naprzeciw
„Daruj nam synu Atreja, to godny wykup odbierzesz;
W Antymachosa domostwie jest wiele skarbów leżących,
Śpiżu i złota i sztucznie wyrabianego żelaza,
Z tego z radością ci ojciec wypłaci wykup ogromny,
W taki to sposób ze łzami błagali wspólnie książęcia,
Słowy słodkiemi lecz głos usłyszeli niemiłosierny:
„Jeśli wy Antymachosa dzielnego synami jesteście,
Któren to kiedyś w naradzie Trojańskiéj chciał Menelaja,
Zabić na miejscu i nazad nie puścić do mężów Achajskich,
Odpokutujcież na teraz szkaradną zbrodnię ojcowską.“
Rzekł i Pezandra przemocą z powózki rzucił na ziemię,
Pchnąwszy go dzidą w piersi, lecz tenże na wznak się przewrócił.
Ręce mu obciął szabli zamachem i głowę z ramienia,
Potém tołubem jak tłuczkiem zakręcił w pośród zamieszki.
Tych pozostawił, a sam gdzie najgęściéj się hufce miotały,
Tamże pospieszył, a za nim i reszta zbrojnych Achajów.
Konni na konnych (nad niemi wysoko się wznosi kurzawa
Z placu, miotana grżmiącym łoskotem kopyt rumaków)
Srogiém wojując żelazem. Zaś Agamemnon potężny
Ciągle mordując naciera, rozkazy Argeiom wydając.
Wszędy go wiatr wirujący roznosi, a gęste zarośla
Wykorzenione padają przez ognia potęgę zmienione;
Takoż pod Agamemnonem Atrydą głowy padały,
Trojan w ucieczce, i wiele rumaków o szyjach wysokich,
Pozbawionych woźniców przytomnych; lecz oni po ziemi
Rozciągnięci leżeli, dla sępów milsi niż kobiet.
Z pośród pocisków Zews wyprowadzi Hektora i kurzu
Z pośród zabójstwa mężów i krwi i wrzawy bojowéj;
Mimo Ilosa mogiły starego Dardanidesa,
Pędzą ci środkiem równiny mijając drzewo figowe,
Dążąc ku miastu, lecz on ustawicznie wołając podąża,
Syn Atreja z rękoma dzielnemi od krwi zbroczonemi.
Tamże się opamiętali i jedni na drugich czekają.
Jeszcze zaś w pośród równiny pierżchali do krówek podobni,
Które wystraszył lew, co wpadł na podój wieczorny,
Wszystkie; lecz zguba okropna dla jednéj się sztuki pojawia;
Najprzód, potem zaś krew i jelita wszystkie pochłania;
Tak Agamemnon Atrydes przemożny gonił za niemi;
Wciąż ostatniego w szeregu mordując; lecz oni pierżchali.
[Wielu padało na twarz, lub w tył zlatywało z powózek
Kiedy atoli myśleli do miasta i muru stromego
Szybko się dostać, natenczas rodziciel bogów i ludzi
Zasiadł sobie na szczytach Idy we źródła obfitéj,
Z nieba zeszedłszy, a gromy pioruna trzymał oburącz.
„Ruszaj mi szybka Irydo i wieść Hektorowi tę zanieś.
Póki uważa, iż pasterz narodów król Agamemnon,
Walczy pomiędzy pierwszemi i mężów szeregi rozbija,
Póty niech w tył ustępuje, a wojsku innemu nakaże
Kiedy zaś pchnięty ów dzidą, lub strzałą będzie trafiony,
Wtedy niech skoczy na wóz, a ja mu siły użyczę,
Żeby zabijać aż dójdzie do statków zdobionych wiosłami,
Póki nie zajdzie słońce i święte ciemności zapadną“.
Lecz ze szczytów Idajskich do świętéj Iliony się spuszcza.
Syna Priama dzielnego znajduje, Hektora boskiego,
Stojącego przy koniach i wozie dokładnie zrobionym;
Blizko stanąwszy do niego się szybka Iryda odezwie:
Zews mnię ojciec wysyła, by tobie te słowa powiedzieć.
Żebyś tak długo jak ujrzysz pasterza narodów Atrydę,
Walczącego na przedzie, jak mężów niweczy szeregi;
Pótyś od bitwy się cafał, a wojsku innemu nakazał
Kiedy zaś pchnięty on dzidą, lub strzałą będzie trafiony,
Wtedy byś skoczył na wóz, a siłą obdarzy cię Kronid,
Żeby zabijać, aż dojdzie do łodzi wiosłami zdobionych,
Póki nie zajdzie słońce i święte ciemności zapadną“.
Hektor atoli z powózki z rynsztunkiem skoczył na ziemię;
Trzęsąc ostremi dzidami obchodził wszędy po wojsku,
Napominając do walki i straszną potyczkę zagrzewał.
Oni się czołem zwrócili i przeciw Achajom stanęli;
Wszczyna się walka, stanęli do siebie, a w tém Agamemnon
Pierwszy się rzucił, w zamiarze by w bitwie wszystkich wyprzedzić.
Teraz powiedzcie mi Muzy, co w domach Olimpu mieszkacie,
Któren téż pierwszy naprzeciw Agamemnona się stawił,
Syn Antenora Ifidam dorodny, postaci olbrzymiéj,
Rodził się w Thracyi o skibach szérokich, a w bydło obfitéj.
W domu wychował go Kissej od maluczkiego chłopiątka,
Dziadek po matce, co spłodził Theanę o licu uroczém.
Nadal przy sobie go trzymał i córkę swoją mu oddał;
Prosto z sypialni po ślubie na pozew Achajów podążył,
Z dwanaściorgiem okrętów zagiętych co za nim płynęły.
Równoleżące okręty następnie w Perkocie zostawił,
On to się stawił naprzeciw Agamemnona Atrydy.
Gdy się wzajemnie zbliżyli naprzeciw siebie idący,
Wtedy nie trafił Atrydes i dziryd mu bokiem się zwrócił;
Lecz Ifidam w przepaskę, poniżéj pancerza ugodził,
Giętkiej atoli przepaski nie przebił, bo wprzód mu się ostrze
Dzidy wygięło jak ołów spotkawszy na srebrne okucie.
Dzidę chwyciwszy w dłoń Agamemnon pan wiele możny
Silnie ku sobie pociągnął, jak lew, i z ręki onemu
Tamten padając na miejscu śpiżowym snem się położył,
Biedny, od prawéj małżonki daleko, w obronie swych ziomków,
Nie doczekawszy się nawet jéj dzięków, choć wielce obdarzył.
Najpierw darował sto wołów, a potém tysiące obiecał
Wtedy mu Agamemnon Atrydes rynsztunek zabrawszy,
Odszedł niosąc do tłumów Achajskich bronie ozdobne.
Jego zoczywszy Koon, przesławny między mężami,
Z Antenorydów najstarszy, okrutna żałoba mu oczy,
Stojąc na boku z oszczepem przed boskim Atrydą ukryty,
W środek poniżéj łokcia go w samą rękę ugodził;
Przeszło zupełnie na wylot żelazo dzirydu gładkiego.
Z trwogą się cofnął na chwilę narodów książe Atrydes,
Owszem Koona zaczepił oszczepem od wiatru stwardziałym.
Tamten zaś Ifidamanta braciszka z ojca jednego,
Ciągnie odważnie za nogi i krzyknie na wszystkich najlepszych;
Ciągnącego atoli w zamieszce pod tarczą wypukłą,
Potém nad Ifidamantem stanąwszy mu głowę ucina.
Tak Antenora synowie pod króla Atrydy potęgą
Przeznaczenie spełniwszy do domu zeszli Hadesa.
On atoli następne szeregi mężów przebiega,
Póki mu krew gorąca się z rany się jeszcze sączyła.
Później gdy rana mu zaschła i krew ustała się sączyć,
Ostre boleści przeszyły Agamemmona potęgę.
Równie jak srogie cierpienie kobietę rodzącą przeszywa,
Hery potomstwo co ciężkie boleści porodu przynoszą;
Takoż i ostre boleści się w duszę Atrydy wżerają.
Zrywa się więc do powózki i nakazuje woźnicy
W stronę obszernych okrętów kierować, bo cierpiał na duszy.
„Drodzy, Argejów mężowie i naczelnicy dostojni!
Brońcież mi teraz okrętów po morzu obszerném płynących
Od straszliwej potyczki, bo Zews rządzący mi nie dał
Cały ten dzień z Trojany się bez ustanku potykać“.
W stronę obszernych okrętów, puściły się one ochoczo.
Piana im spływa na piersi, od spodu się błotem zbryzgały,
Utrudzonego Pana od walki daleko unosząc.
Hektor atoli ujrzawszy, iż w tył Agamemmon się cofnął,
„Likijczycy, Trojanie i z blizka walczący Dardani!
Drodzy, mężami bądźcie, i siły okrutnej pamiętni.
Mąż najlepszy się cofnął, a sławy mi wielkiej użyczył
Zews Kronida; lecz wy rumaki sprężyste puszczajcie
Słowy takiemi pobudził odwagę i serce każdemu.
Równie jak czasem psiarnią o zębach świecących, myśliwy
Szczuje po kniejach odyńca dzikiego, lub lwa zajadłego;
Przeciw Achajom tak samo poduszcza Trojan odważnych
Żądny zaś chwały pomiędzy szeregi pierwsze skoczywszy,
W zgiełk największy się rzuca, podobny do wichru górnego,
Któren spadając z impetem czarnemi zamiata bałwany.
Wtedy któregoż pierwszego, a kogóż na końcu rozbroił
Więc nasamprzód Azaja, Opita i Autonosa,
Syna Klitysa Dolopa, Ofeltia i Agelaosa,
Ajzymnosa, Orona i Hipponoosa bitnego.
Onych to wodzów Danajskich pochwycił, atoli następnie
Wirującego Notosa, szeroką zawieją wpadając;
Wielce się fale ogromne miotają, a piana od góry
Pryska przed wiatru podmuchem co wszystko do koła rozwiewa;
Głowy tak samo leciały w narodzie z impetu Hektora.
Może by nawet okrętów Achaje dopadli w ucieczce,
Żeby na syna Tydeja Diomeda nie krzyknął Odyssej:
„Synu Tydeja czyż mamy porzucić mężną potyczkę?
Chodźże tu bliżej mój drogi, stój przy mnie, boć wstydem by było,
W odpowiedzi mu na to Diomed silny odrzecze:
„Pozostanę ja chętnie i będę się trzymał, lecz krótko
Będzie tu naszéj pociechy, albowiem Zews chmurozbiórca,
Prędzej Trojanom niż nam zamyśla użyczyć zwycięztwa“.
Pchnąwszy go w lewą brodawkę oszczepem, atoli Odyssej
Tegoż władyki woźnicę Meliona bogom równego.
Po tém ich pozostawili, zupełnie do walki nie zdolnych;
Sami zaś w tłumie zamieszkę wszczynają, jak dwoje odyńców,
Trojan tak samo nawrotem mordują; atoli Achaje
Odetchnęli radośnie od strachu przed boskim Hektorem.
Tam pochwycili powózkę i z ludu najlepszych dwóch mężów,
Synów obojga Meropa z Perkoty, co lepiéj nad wszystkich
Ciągnąć na wojnę co ludzi wyniszcza. Lecz oni go wcale
Nie usłuchali, bo Kiery do smutnéj ich wiodły zagłady.
Onych to właśnie Tydejda z oszczepu sławny Diomed
Duszy i życia pozbawił i wydarł piękny rynsztunek;
Walkę na równo roztoczył pomiędzy niemi Kronion,
Z Idy się patrząc, lecz oni zażarcie bitwę prowadzą.
Właśnie téż pchnął Agastrofa oszczepem syn Tydejowy,
Pajonidesa dzielnego po biodrze; nie było zaś przy nim
Trzymał je giermek na stronie, lecz on się pieszo puściwszy,
Walczył pomiędzy pierwszemi dopóki życia nie stracił.
Zoczył to Hektor pomiędzy hufcami odrazu i z krzykiem
Rzucił się na nich, a za nim spieszyły Trojańskie falangi.
Szybko więc rzeknie Odyssie co właśnie czekał w pobliżu:
„Otóż toczy się ku nam ta plaga, Hektor okropny,
Dotrzymywajmy więc placu i tutaj stańmy zaporą“.
Rzekł i zamachem ogromnym wypuścił włócznię donośną,
W sam wierzchołek szyszaka, lecz miedź się od miedzi odbiła,
Pięknej nie drasła skóry, tamtemu wstrzymała przyłbica
Z trojga pokładów, rogata, co był mu Apollon darował.
Szybko się Hektor wycofał daleko i w tłumy się wmięszał;
Wsparł się, a wtedy ciemności dokoła mu oczy zakryły.
W czasie gdy syn Tydejowy pospieszył za rzutem oszczepu,
Nawskróś pierwszych szeregów, gdzie w ziemi takowy był utkwił,
Wtedy Hektor odetchnął i wraz do powózki wskoczywszy,
Nacierając oszczepem odezwie się dzielny Diomed:
„Znowu uciekłeś od śmierci ty psie! zaprawdę już blizko
Złe cię podeszło, lecz teraz cię jeszcze wybawił Apollon;
Pewnie się modlisz do niego gdy w szczęk oszczepów się wdajesz.
Jeśli kiedyś i mnie kto z niebian przyjdzie na pomoc.
Teraz ja wsiądę na innych, którego pochwycić się uda.“
Rzekł i z Pajonidesa dzielnego ściąga rynsztunek.
Alexander atoli Heleny mąż pięknowłoséj,
Wsparty na pomnik, stojący na ręką sypanéj mogile,
Syna Dardana Ilosa, dawnego władyki narodu.
Właśnie gdy ów Agastrofa dzielnego chwytał misiurkę,
Żeby ją ściągać z piersi, a tarczę świecącą z ramienia,
Puścił, a strzała na darmo mu z ręki nie wyleciała;
W prawą go stopę ugodził; na wylot ją strzała przeszywszy
W ziemi utkwiła, a tamten radośnie i głośno się śmiejąc
Wyskakuje z zasadzki; i dumną odzywa się mową:
Ciebie w sam dołek trafiwszy nakoniec odebrał ci życie.
Wtedyby wreszcie Trojanie od klęski tej odetchnęli,
Którzy się ciebie, jak lwa beczące kozy, lękają.“
Nieustraszony mu na to powiada waleczny Diomed:
Żebyś to czołem do czoła na ostro się ze mną spróbował,
Pewnieby siła i liczne pociski cię nie uchroniły;
Teraz coś tylko mi stopę podrasnął daremnie się chełpisz.
Nic o to nie dbam, jak żeby niewiasta lub dzieciak mnie zranił;
Będzie inaczej z mojego pocisku, choć troszkę uchwyci,
Strzała kończysta zaświśnie i szybko do zmarłych go złoży.
Rozdrapane do koła policzki będą małżonki,
Osierocone dziateczki, lecz on krwią ziemię zbroczywszy
Rzekł, a sławny kopijnik Odyssej blisko podchodząc,
Stanął przed niego; a tamten usiadłszy z tyłu kończystą
Strzałę wyciągnął z podeszwy, okrutna go boleść przeszyła.
Wchodzi napowrót w powózkę i nakazuje woźnicy
Został się sam Odyssej kopijnik i przy nim nikogo
Nie pozostało z Argeiów, bo strach był wszystkich ogarnął;
Zakłopotany więc bardzo wyrzecze do duszy wyniosłej:
„Biada mi, cóż ja tu pocznę? wstyd wielki jeśli z obawy
Mnie samego, bo innych Danajów popłoszył Kronion.
Czemuż atoli mi lube to wszystko serce przekłada?
Wiemci ja bowiem, że tchórze najchętniej stronią od walki,
Kto się zaś w bitwie odznacza, to temu wielce należy
W ciągu jak o tem rozważał w umyśle i duszy statecznej,
Wpadły na niego szeregi Trojańskie tarczami sterczące,
Otoczyli do koła i własną zagładę gotują.
Równie jak w koło odyńca myślistwo dziarskie i psiarnia
Ostrząc swe kły bieluteńkie pomiędzy twardemi szczękami;
Zewsząd ku niemu się rzucą, a zębów zgrzytanie się daje
Słyszeć, lecz oni dotrwają na razie, choć grozi postrachem;
Takoż i wtedy nakoło Odyssa boskiego Trojanie
W ramie wysoko ugodził natarłszy ostrym oszczepem;
Później atoli Thoona i Ennomosa rozbroił;
Cherzydamanta następnie, gdy z wozu na niego nacierał,
Dzidą w pobliżu pępka pod tarczę mierząc wypukłą
Tych pozostawił a potem Charopa dzirydem przeszywa,
Hippazydę, co bratem Sokosa był rodu zacnego.
Spieszy dla brata z pomocą Sokos do bogów podobny;
Stanął bliziutko podchodząc i słowy takiemi wybuchnie :
Albo się dzisiaj pochwalisz, jak dwojga Hippaza potomków,
Mężów tej miary zabiłeś i bronie wydarłeś zwycięzko,
Albo też moim oszczepem ugodzon życie postradasz.“
Tak powiedziawszy uderzył po tarczy gładko wykutej.
Również i łuski pancerza roboty misternej przeszyła;
Całą mu skórę na żebrach obdarła; lecz Pallas Athene
Przeszkodziła, by włócznia dostała się w męża jelita.
Poznał Odyssej że pocisk na miejsce śmiertelne nie trafił,
„Człeku nieszczęsny! zaprawdę okropna cię zguba dosięgnie.
Wprawdzie mi przeszkodziłeś do walki przeciwko Trojanom,
Ale ci tu zapowiadam, że śmierć i czarna zagłada
Ciebie w tym dniu oczekują; zwalczony pod moim oszczepem,
Rzekł; a gdy tamten uchodził ażeby ucieczką się chronić,
W plecy mu wepchnął dzidę gdy właśnie w tył się odwracał,
W środek pomiędzy ramiona i piersi mu przeszył na wylot.
Runął z łoskotem, a boski Odyssej dumnie poczyna:
Otóż i śmierci los cię uprzedził goniący, nie uszłeś.
Biada ci, wcale już tobie ni ojciec ni matka dostojna
Oczów po śmierci nie zamknie, lecz owszem ptastwo żarłoczne
Będzie cię szarpać dokoła gęstemi skrzydłami szeleszcząc,
Z temi słowami Sokosa mężnego dzidę potężną
Na wierzch ciała wydobył i z tarczy wypukło rzeźbionéj;
Kiedy wyciągał buchnęła mu krew i cierpiał na duszy.
Wielkoduszni Trojanie gdy krew Odyssa ujrzeli,
Szybko więc w tył się wycofał i na towarzyszów zawołał.
Potém zakrzyknął po trzykroć, co tylko mu piersi starczyło
Wołającego po trzykroć usłyszał waleczny Menelaj.
Szybko się więc do Ajaxa co stał w blizkości odezwie:
Głos od strony Odyssa, w cierpieniu stałego, mnie doszedł,
Taki zupełnie jak żeby odosobnionemu Trojanie
Gwałt zadawali a odwrót odcięli w gorącej potyczce.
Zatem puszczajmy się w tłumy, boć jego należy obronić.
Chociaż jest dzielnym; Danaje by wielce za nim tęsknili“.
Rzekłszy to puścił się naprzód, a za nim dążył mąż boski.
Wkrótce Odyssa znajdują niebianom miłego, a w koło
Parli Trojanie, jak bure w górzystym lesie szakale
Strzałą, z cięciwy ugodził; on wprawdzie mu lotem się wymknął,
Biegnąc dopóki miał jeszcze krew ciepłą i niosły kolana.
Później atoli gdy szybka do reszty zmogła go strzała,
W górach dopadły go bestye krwiożercze i szarpią w kawały
Zabójczego, pierzchnęły szakale a tamten pożéra;
Takoż i wtedy wokoło Odyssa dzielnego, sprytnego,
Mnodzy natarli Trojanie, odważni, atoli bohatér
Wywijając oszczepem od dnia zagłady się bronił.
Stanął tuż przy nim; Trojanie na wszystkie strony pierżchnęli.
Wtedy Odyssa Menelaj waleczny wyrwał od zgrai
Biorąc za rękę aż końmi woźnica blizko podjechał.
Ajas na wojsko trojańskie wpadając pochwycił Dorykla
Potém zakłuwa Lyzandra, Pyraza, nareszcie Pylarta.
Równie jak pełny czasami w równinę strumień wypada
Potokami górskiemi wezbrany i dészczem Diosa,
Wiele on drzew młodocianych, i wiele sosien wyniosłych
Tak dokazywał w równinie natenczas Ajas prześwietny,
Łamiąc rumaków i ludzi szeregi. Jeszcze zaś Hektor
Tego nie wiedzał, bo walczył po lewém skrzydle utarczki,
Koło wybrzeży strumienia Skamandra, gdzie właśnie najwięcej
W miejscu gdzie stali Arejczyk Idomen i Nestor potężny.
Tamże się Hektor uwijał okropnych dzieł dokonując,
Dzidą i sztuką jeżdżenia, i niszczył młodzian falangi;
Boscy Achaje i wtedy nie byliby w tył się cofnęli,
Machaona dzielnego, do bitwy uczynił niezdolnym,
Strzałą o szpicu potrójnym trafiwszy po prawém ramieniu.
Wielce o niego się zlękli Achaje pełni otuchy,
Żeby go nie pochwycono przy zwrocie szali wojennej.
„Synu Neleja Nestorze ozdobo wielka Achajów!
Wsiadaj co żywo na twoją powózkę, przy Tobie Machaon
Siądzie, i konie sprężyste co prędzej nakieruj ku łodziom;
Mąż co świadomy leczenia o wiele ważniejszy od innych,
Rzekł, nie sprzeciwił się temu Gereński Nestor bohatér.
Swojéj powózki dosiada co prędzéj, a z boku Machaon
Siada, potomek Asklepia lekarza bez żadnéj przygany.
Konie pogania batogiem, a one puściły się chętnie
Kebrionej tém czasem zuważył popłoch u Trojan;
Stojąc przy boku Hektora i słowa do niego wyrzecze:
„Ucieramy się tutaj Hektorze z tłumami Danajów,
W kresie ostatnim potyczki okropnéj, a inni tém czasem
Zaś Telamończyk Ajax naciera, poznaję go dobrze,
Tarcza mu bowiem szeroka wystaje nad ramię; i my téż
Pędźmy w tę stronę powózkę i konie, gdzie teraz najwięcéj
Konnych i pieszych się tłoczy, złowrogą bójkę prowadząc,
Tak powiedziawszy zacina o pięknych grzywach rumaki
Trzaskającym batogiem, zaś one plagi poczuwszy
Szybko poniosły powózkę pomiędzy Achajów i Trojan,
Miażdżąc trupy i tarcze. Od krwi się osie od spodu
Po nich albowiem od kopyt rumaków krople tryskały,
Oraz od kół obręczy. On pragnął zanurzyć się w tłumy
Mężów, i złamać je w swoim zapędzie; zaprawdę on popłoch
Zgubny Danajom gotuje, i chwili od kopii nie spocznie.
Dzidą i mieczem, bryłami kamieni ogromnych miotając;
Z Telamończykiem Ajaxem jednakże potyczki unikał,
Żeby mu Zews nie wyrzucał że z mężem się lepszym potykał.
Ojciec w niebie rządzący Kronides Ajaxa zatrwożył.
Potém obejrzał się w koło i z trwogą uciekał, jak zwierze,
Często zwracając się w tył i zaledwo kolany ruszając.
Równie jak lwa płowego od szczelnéj bydła zagrody,
Odegnały psy czujne i sielska wieśniaków gromada,
Nocą bez przerwy czuwając; lecz on do ścierwa znęcony
Rzuca się, nic atoli nie wskóra, bo gęste oszczepy
Lecą na niego rzucane nieustraszonemi rękoma,
Oraz palące się szczypy, zaś on choć odważny się boi;
Takoż i wtedy się Ajax potulnie od hufców Trojańskich
Zwrócił, choć wielce niechętnie, bo bał się o łodzie Achajskie.
Równie jak osioł nad polem nie zważał na malców, lecz krokiem
Idzie ospałym, bo liczne już kije o niego złamano;
Okładają kijami, lecz siła ich jeszcze dziecinna,
Wreszcie go z biedą wypędzą jak trawy się nażarł do syta
Takoż i wtedy Ajaxa duższego Telamończyka
Hardzi Trojanie i z dala zwołani sojusznikowie,
Ajax na chwilę czasami o mężnym oporze pomyślał,
Nagle się odwracając i powstrzymywał falangi
Trojan koni poskromców, to znowu poczynał uciekać.
Wszystkim atoli przeszkodził do szybkich się dostać okrętów,
Przystawając, lecz dzidy z potężnych dłoni lecące,
Jedne w ogromnej tarczy utkwiły z impetu silnego,
Wiele padając w pół drogi, nim skórę mu białą drasnęły
Sztorcem na ziemi stanęły, pragnące się ciałem nasycić.
Boski Erypil, i widział że gęste go trapią pociski,
Szybko przy boku mu stanął i gładkim rzuciwszy oszczepem,
Apizaona dosiągnął, Fazyadę wodza narodów,
W samą wątrobę pod piersi i wnet go życia pozbawił;
Gdy Alexander natenczas go ujrzał do bogów podobny
Zdzierającego rynsztunek z Apizaona, łukiem natychmiast
Erypilosa wziął na cel i strzałą go w łytkę ugodził
Prawą, złamała się trzcina i łytkę boleśnie obciąża.
Potém donośnie zakrzyknął Danajom by wszędy go słychać:
„O moi drodzy Argeiów książęta i wodze naczelni!
Stójcie zwracając się czołem, Ajaxa od strasznéj zagłady
Brońcie, bo już ulega pociskom; i nawet nie sądzę,
Koło Ajaxa skupiajcie wielkiego Telamończyka“.
Ranny Erypil ich tak napominał; lecz oni się przy nim
W liczną zebrali gromadę schylając tarcze na ramie,
Z podniesionemi dzidami. Przeciwko nich Ajax wychodzi,
Tak więc oni walczyli na kształt błyszczących płomieni.
Z pośród równiny uniosły Nestora Nelejskie rumaki
Potem oblane, wiozące Machaona wodza narodów.
Jego zobaczył i poznał Achilles boski najszybszy;
Patrząc na straszną robotę i walki zgiełk opłakany.
Szybko do druha swojego Patrokla odezwie się słowem,
Głośno z okrętu wołając, a tamten z namiotu usłyszał;
Wyszedł, jak Ares nieledwie; zaczęła się wtedy mu zguba.
„Czego mnię wołasz Achillu i cóż ci odemnie potrzeba?“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Achilles biegiem najszybszy:
„Boski Menojtiadesie mojemu sercu najmilszy!
Sądzę że teraz Achaje do kolan mych składać z prośbami
Idźże Patroldu od bogów lubiany i pytaj Nestora,
Kogo to z mężów rannego prowadzi w zgiełku potyczki.
Z tyłu zupełnie podobnie do Machaona wygląda,
Asklepidy, lecz męża oblicza dostrzedz nie mógłem,
Tak powiedział; Patroklos usłuchał drucha miłego;
Szybko więc ku namiotom i łodziom Achajskim pospieszył.
Tamci atoli stanąwszy u Nelejadesa namiotu,
Sami się zaraz na ziemię obficie rodzącą spuścili,
Z wozu. Oni zaś pot z chitonów obciérać poczęli,
Stojąc do wiatru nad morza wybrzeżem; atoli następnie
Do namiotu wstąpiwszy na miękkich poduszkach zasiedli.
Im Hekameda o pięknych warkoczach napitek wmięszała;
Córkę Arsinoesa o duszy wyniosłéj; Achaje
Byli ją dali starcowi, bo w radzie nad wszystkich celował.
Ona im tedy nasamprzód wygodnie stół przysunęła,
Piękny i gładki z nogami ze stali, a na nim stawiła
Oraz i miód jasnożółty i kaszę z jęczmienia świętego;
Przytém zaś puhar wspaniały, co z domu go przywiózł staruszek,
Gwoździkami złotemi okuty; stérczały po bokach
Cztéry uszka, a dwie gołębice w około każdego,
Inny by ledwo potrafił ten puhar dźwignąć ze stołu,
Kiedy był pełny, lecz Nestor acz stary bez trudu go wznosił.
W takim to im namięszała niewiasta postaci niebiańskiéj,
Wina Priamnejskiego, do tego zaś tarłem miedzianém
Potém do picia zaprasza, gdy przygotowała napitek.
Kiedy wypili do syta, i ciężkie zgasili pragnienie,
Rozmowami się bawią nawzajem do siebie gadając;
Wtedy przy wrotach się zjawił mąż boskiéj postaci Patroklos.
Biorąc za rękę wprowadził i do siadania go znaglił.
Ale starcowi Patroklos odmówił i tak się odezwał:
„Siadać niemogę staruszku zrodzony od bogów, nie skłonisz.
Gniewu się męża obawiam co mnie tu wysłał na zwiadę,
Oraz poznaję że jest to Machaon pasterz narodów.
Z tém do Achillesa słowem powracam poselstwo odbywszy;
Dobrze ci bowiem wiadomo staruszku boski, że tamten
Srogim jest mężem i łacno choć niewinnego winuje.“
„Czegóż Achilles tak bardzo się troszczy o synów Achajskich,
Ilu ich jest ugodzonych strzałami? czyż niewie on dobrze,
Jakie zmartwienie powstało w obozie? albowiem najlepsi
Leżą w okrętach strzałami ranieni i pokaleczeni.
Ugodzonym Odyssej kopijnik, a z nim Agamemnon;
[Ugodzonym tak samo Erypil w łytkę pociskiem]
Tego zaś ostatniego z potyczki wyprowadziłem,
Strzałą ugodzonego z cięciwy. Atoli Achilles
Chceli on czekać aż prędkie okręty przy morskiém wybrzeżu,
Mimo woli Argeiów zapłoną płomieniem od wrogów,
My zaś polegniem rzędami? bo siła moja już nie jest
Taką, jak przedtém bywała przy członkach gibkich i czerstwych.
Jako za bójki, pomiędzy Elejczykami, a nami,
W skutek rabunku wołów, gdym zabił Itymoneja,
Syna Hipeirochosa bitnego co mieszkał w Elidzie,
Szkody méj poszukując. Lecz on w obronie swych bydląt,
Padł jak długi, a chmary wieśniaków ze strachu pierżchnęły.
Zboża wtedy z równiny zabraliśmy kupę ogromną,
Wołów stadeł pięćdziesiąt i tyleż owiec gromadek,
Tyleż trzód wieprzów, i kóz na stepach tabunów pięćdziesiąt;
Wszystkie kobyły, z nich wiele źrebięta miały przy sobie.
Wszystko zapędziliśmy do Nelejskiego Pylosu,
W nocy do miasta przybywszy; ucieszył się Nelej na sercu
Że się gracko udało młodemu, gdy szedłem do boju.
Wszystkich, którym w Elidzie się należała nagroda;
Wtedy gdy zeszli się rajcy Pylosu, obdzielać zaczęli,
Wielom albowiem Epeje zadosyćuczynić musieli,
Boć i my acz nieliczni cierpieli krzywdę w Pylosie.
Kilka lat wprzódy i wtedy polegli co było najlepszych.
Było nas bowiem dwanaście Neleja zacnego potomków;
Jeden ja z nich pozostałem, a inni wszyscy zginęli.
Wtedy to dumnie się wznosząc Epeje miedzią okryci,
Starzec z tych łupów dla siebie owieczek dostatnią gromadę
Trzysta, i stado bydląt wyłączył, a z niemi pastérzów.
Miał bo i on niepomierną w Elidzie szkodę wetować,
Z czwórki rumaków powodu zwycięzkich, pospołem z uprzężą,
Ścigać się; one atoli narodów krół Augeasz
Zabrał i wypchnął woźnicę o konie sturbowanego.
Starzec o słowo takowe i dzieła gniewem przejęty,
Mnóstwo dla siebie wyłączył, a resztę ludowi zostawił
My zaś wszystko skończywszy, w pobliżu miasta ofiary
Poświęciliśmy bogom, lecz tamci trzeciego dnia wszyscy
Nadciągnęli, tak oni, jak mnóstwo koni sprężystych,
Kupą ogromną, a z nimi się dwóch Molionów zbroiło,
Leży daleko na wzgórzu wyniosłym gród Thryoessa,
Koło Alfeja na krańcu Pylosu o brzegach piaszczystych;
One to Miasto poczęli oblegać pragnący je zniszczyć.
Ale gdy całą równinę przebiegli, do nas Athene
W nocy, i wcale nie gnuśny zebrała naród Pylejski,
Owszem do walki gotowy. Co do mnie bronił mi Nelej
Żebym się zbroił do walki i schował moje rumaki;
Mówił albowiem żem jeszcze wojennych dzieł nie świadomy.
Chociaż i pieszo walczyłem, bo w bój mię wiodła Athene.
Płynie tamtędy rzeka Minejos, co w morze się rzuca,
Blizko Areny, tam świętej oczekiwaliśmy jutrzenki
Jazda Pylosu; piechota całemi narody napływa.
Zdążyliśmy w południe do świętej rzeki Alfeja.
Tamże dla Zewsa złożywszy możnego ofiary wspaniałe,
Alfejowi buchaja i byka Pozejdonowi,
Jałowicę z pastwiska dla modrookiej Atheny,
Potem się zaś do spoczynku zabrali każden pod bronią,
Koło wybrzeży strumienia. Lecz wielkoduszni Epeje
Miasto do koła obiegli, pragnący zniszczyć do szczętu.
Pierwej atoli czekała ich straszna robota Aresa.
Rozpoczęliśmy walkę błagając Athenę i Zewsa.
Kiedy zawrzała Pylejów z Epejczykami potyczka,
Pierwszy ja męża chwyciłem i konie sprężyste zabrałem,
Kopijnika Muliona; on zięciem był Augeja,
Która się znała na ziołach wszelakich co rosną na ziemi.
Kiedy się naprzód posuwał trafiłem go dzidą spiżową;
Padł na murawę, a ja wskoczywszy na jego powózkę
Między pierwszemi stanąłem. Lecz wielkoduszni Epeje,
Męża, dowódcy ich jazdy, co w boju był zawsze najlepszym.
Wtedym się miotał, do burzy o gromach złowieszczych podobny;
Wozów pięćdziesiąt zabrałem, a koło każdego po dwoje
Mężów chwyciło kurzawę zębami pod moim oszczepem.
Żeby nie ojciec ich obu, potężny ziemią trzęsący,
Był ich z potyczki wybawił, okrywszy mgłami gęstemi.
Wtedy to Zews Pylejczykom użyczył męztwa wielkiego;
Gnaliśmy bowiem za niemi tak długo w obszernéj równinie,
Aż pognaliśmy końmi do łanów pszenicznych Buprazia,
Blizko Alejzia, i skały Oleńskiéj, gdzie leży pagórek
Tak nazwany, zkąd wojska napowrót zwróciła Athene.
Ostatniego ubiwszy na placum zostawił, a nasi
Wszyscy zaś z bogów, Zewsa a z mężów Nestora chwalili.
Takim ja byłemci, byłem pomiędzy mężami. Lecz Achill
Sam chce tylko z odwagi korzystać; zaprawdę ja sądzę,
Będzie on później wielce żałował, jak naród przepadnie.
W onym to dniu gdy z Fthyi do Agamemnona cię wysłał,
My zaś będący wewnątrz i ja i boski Odyssej,
Wszystko dokładnie w komnatach słyszeli, jak tobie zalecał.
Myśmy albowiem przybyli do domów Peleja zamożnych,
Wtedyśmy bohaterskiego Menojtia, w domu zastali,
Oraz Achilla i ciebie. Lecz stary Pelej bohatér
Tłuste udźce wołowe zapalił Zewsowi groźnemu,
W ostrokole dziedzińca, i podniósł puhar złocisty,
Wyście się koło wołu krzątali; my właśnie natenczas
W progach podwoi stanęli; zmięszany powstał Achilles,
Biorąc za rękę wprowadził i do siadania nas znaglił,
Wszystko gościnnie przystawił, jak gościom uczynić należy.
Rozpocząłem ja mowę z doradą by poszliście z nami;
Wyście gorąco pragnęli, a tamci was napominali.
Stary Pelej synowi Achillesowi zalecał,
Żeby najlepiéj się sprawiał i zawsze nad innych celował;
,Synu mój, wyższym od ciebie jest urodzeniem Achilles,
Starszym ty jesteś, lecz on o wiele cię siłą przewyższa.
Zatem go słowy mądremi namawiaj i dobrze doradzaj,
Kieruj nim także; zaś on cię usłucha we wszystkiem co słuszne!’
Możesz powiedzieć dzielnemu Achillesowi by słuchał.
Kto wie, może téż jemu za boga pomocą nakłonisz
Duszę namową? a rada przyjaźni bywa skuteczną.
Jeśli zaś w głębi on serca proroctwa pragnie uniknąć,
Niechajże wyśle choć ciebie, a z tobą niech idą szeregi
Myrmidonów, by jakaś nadzieja Danajom zabłysła;
Tobie zaś pięknéj zbroi do bitwy niechaj użyczy,
Żeby Trojanie za niego cię biorąc potyczki złowrogiéj
Mogli odetchnąć; choć krótkie by w bitwie było wytchnienie.
Łacno by niezmęczeni znużonych mężów zdołali
Wrzawą odeprzeć ku miastu od statków i naszych namiotów“.
Tak powiedział i lube mu serce w duszy poruszył;
Kiedy atoli do statków Odyssa boskiego z pośpiechem
Zdążył Patroklos, gdzie ich narada i sąd się odbywał,
W miejscu gdzie ustawione ołtarze były dla bogów,
Tamże w drogę mu zaszedł Erypil syn Ewajmona,
Ustępy wał z potyczki, a pot wilgotny mu spływał
Po ramionach i głowie, i krew się z rany okropnéj
Czarna sączyła, przytomność atoli go nie opuściła.
Jego ujrzawszy się syn Menojtia dzielny zlitował,
„O nieszczęśni Danajów królowie i wodze naczelni!
Tak że to macie z daleka od krewnych i ziemi ojczystéj,
W Troi nasycać biegłe sobaki tłuszczem świecącym!
Teraz atoli mi powiedz Ewrypilosie waleczny,
Czyli już jego dzirytem zwalczeni strawili swe siły“.
Ranny Erypil w odpowiedź mu na to rzeknie te słowa:
„Nigdzie boski Patroklu ratunku dla dzielnych Achajów
Niema, lecz wszyscy polegną na koło ciemnych okrętów.
Leżą w okrętach ranni i pokaleczeni przez dłonie,
Trojan, a tychże przewaga niestety ciągle się zwiększa.
Teraz atoli mnię ratuj prowadząc do statku ciemnego;
Z łytki wyciągnij mi strzałę, i czarną krew mi z takowéj
Drogą, któréj jak mówię cię robić Achilles nauczył,
Jego zaś uczył Chejron z Kentaurów najsprawiedliwszy.
Biegli albowiem lekarze Machaon i Podalerios,
Jeden o ile wiem się ranny położył w namiocie,
Drugi w równinie Trojańskiéj ostrego probuje Aresa“.
Rzeknie mu na to w odpowiedź Menojtia waleczny potomek:
„Gdzież doprowadzą te dzieła? i cóż Erypilu zrobiemy?
Spieszę ja do Achilla strasznego by słowa mu zanieść,
Ale i tak nie opuszczę cię tutaj w tym stanie znękania“.
Rzekł i pod piersi chwyciwszy prowadził pasterza narodów
Do namiotu; podesłał mu skóry wołowe towarzysz,
Tam gdy jego rozłożył, z pod łytki wykroił mu nożem
Wodą mu letnią opłukał i korzeń gorzki przyłożył,
W rękach utarłszy, co ból poskramia, i tenże mu wszystkie
Odjął boleści, przyschnęła mu rana, a krew się wstrzymała.
Leczył Ewrypilosa rannego, a tamci się bili,
Argejowie z Trojany kupami. Lecz nie miał już więcéj
Przekop obronić Danaów, i mur szeroki na brzegu,
Rowem obwiedli (lecz ofiar wspaniałych bogom nie dali),
Żeby im szybkie okręty i liczne łupy wojenne
Wewnątrz obraniać; lecz mimo go woli bogów stawiali
Wiecznych, to téż nie długo miał stać on nienaruszonym.
Króla Priama zaś miasto nie było jeszcze zburzone,
Póty i mur ogromny Achajów stał nieporuszony.
Później atoli gdy z Trojan polegli wszyscy najlepsi,
Z wielu Argejów zaś — jedni polegli, a inni zostali,
Poczém Argeje w okrętach do drogiéj ojczyzny zdążyli;
Wtedy postanowili Pozejdon a z tymże Apollon
Mur rozburzyć, strumieni potęgę nań zesyłając.
Ile ich jest, co z gór Idajskich płynie ku morzu,
Grenikos i Ajzepos, a niemniéj boski Skamander,
Wreszcie Simoïs, gdzie wiele szyszaków i tarczy skórzanych
Nagle runęło w kurzawę wraz z rodem mężów półbogów;
Ujścia ich wszystkich odwrócił zarówno Fojbos Apollon,
Lał bezustannie Zews, by co prędzéj do morza je wrzucił.
Sam zaś ziemią trzęsący, z trójzębem w rękach, na czele,
Podwaliny wszystkie z kretesem do morza wyważył,
Belek i ciężkich kamieni, co z pracą stawiali Achaje;
Potem zaś wielkie wybrzeże napowrót przykrył piaskami,
Mury zniszczywszy, a rzeki skierował by nazad wracały
W swoje koryta, gdzie przedtém urocze wiły się nurty.
Tak to mieli postąpić, Pozejdon i możny Apollon,
Koło warownych murów, i belki na wieżach trzeszczały
Obrzucane. Argeje gwałceni chłostą Diosa;
Do głębokich okrętów przyparci nieśmieli się ruszać,
Pełni obawy Hektora, strasznego dowódcy pogoni;
Równie jak czasem w obławie myśliwych mężów i psiarni,
Dzik albo lew się obraca dufając zuchwale swéj sile;
Oni się sami nawzajem do czworoboku szykując,
Czołem do niego stawają, i wypuszczają przeliczne
Wcale nie lęka, nie boi, aż w końcu go zgubi odwaga;
Często się zwraca próbując przełamać mężów szeregi,
Kędy zaś obces naciera, cofają się przed nim myśliwi;
Takoż i Hektor po tłumach się zwracał i towarzyszów
Nie odważyły się chyże; i z głośném rżeniem na stromym
Brzegu jak wryte stanęły, bo rów ich szeroki odstraszał;
Z bliska zaś ani przesadzić, lub krokiem przejechać nie było
Łatwo, bo brzegi spadziste po całéj długości sterczały
Opatrzone palami, co wbili synowie Achajscy,
Gęsto i wielkie, na silną od wrogich mężów zaporę;
Tędy nie łatwo by konie zaprzężne do wozu z kołami
Przeszły, namyśla się więc piechota czy tego dokaże.
„Dzielny Hektorze i Trojan przywódcy i sojusznicy!
Brakiem rozwagi by było przebywać rów na rumakach.
Trudny on bardzo do przejścia, bo pale ostre na brzegu
Sterczą, a tuż za niemi się wznoszą mury Achajów.
Konnéj, i sądzę że na téj węziźnie na szwank się wystawią.
Jeśli w umyśle złowrogim zupełnie tych zniszczyć zamierza,
Grżmiący wysoko Zews, a Trojan pragnie popierać —;
Pragnąłbym wielce natenczas, by zaraz to wszystko się stało,
Jeśli atoli się zwrócą i pogoń z ich strony się zacznie,
Od okrętów, a my wpadniemy w przekop głęboki,
Wtedy ja sądzę, że nawet posłaniec w możności nie będzie
Dostać się nazad do miasta, przed siłą zwróconą Achajów.
Nasi giermkowie niech konie na brzegu przekopu trzymają,
Sami zaś pieszo walczący pod bronią i w pełnym rysztunku,
W ślady Hektora pójdziemy gromadnie, atoli Achaje
Nie zdołają się trzymać gdy zguba nad niemi zawisła“.
Zatem odrazu z powózki z rynsztunkiem zeskoczył na ziemię.
Reszta zaś Trojan bynajmniéj nie pozostała w powózkach,
Ale się wszyscy ruszyli ujrzawszy Hektora boskiego.
Późniéj zaś każden swojemu woźnicy rozkazy wydaje,
Rozstawiają się zatém i siebie nawzajem szykując,
W pięciu stanąwszy oddziałach za naczelnikami zdążają.
Którzy ciągnęli z Hektorem i z Polydamantem szlachetnym,
Liczbą i męztwem na więcéj celują i głównie pragnęli
Trzeci za niemi podążył Kebrion; a koło powózki,
Hektor zostawił innego niższego wartością niż Kebrion.
Parys, Agenor i Alkath oddziałem drugim dowodził;
Trzecim atoli Helenos i bogom równy Dejfobos,
Azios Hyrtaka potomek; z Arysby go konie przyniosły
Wielkie, ogniste, od brzegów Selleonta strumienia.
Czwartym oddziałem dowodził Anchiza potomek ogromny,
Enej, a razem z nim synowie dwaj Antenora,
Sojusznikami sławnemi dowodził atoli Sarpedon;
Asteropaja dzielnego i Glauka do siebie przydzielił,
Oni mu bowiem stanowczo zdawali się być najlepszemi
Między innemi, lecz po nim, bo on nad wszystkich celował.
Obces na hufce Danajów ruszyli, w nadziei że tamci
Nie zdołają wytrzymać, lecz wpadną do ciemnych okrętów.
Wtedy to inni Trojanie i sojusznicy przesławni
Rady Polydamanta nieskazitelnego słuchali;
Koni na miejscu zostawić, jakotéż sługę woźnicę;
Ale z powózką zamierzał ku szybkim ruszać okrętom.
Niemiał on już niebaczny przed losem złowrogim uchodząc,
Ciesząc się swoją uprzężą i wozem, od strony okrętów
Pierwéj albowiem go Mojra z imienia złowroga pokryła,
Z Idomeneja oszczepu świetnego Deukalidesa.
Trzymał się bowiem na lewo od statków, którędy Achaje
Zwykli byli powracać z równiny z wozami i końmi;
Wrót nie zastał zawartych i skobel nie zasunięty,
Lecz je rozwarte trzymali mężowie, by z druhów którego
Z bitwy uciekającego módz schronić pośród okrętów.
Tędy on prosto rumaki kierował, a za nim dążyli
Nie zdołają wytrzymać, lecz wpadną do ciemnych okrętów;
Głupi; właśnie przy bramie znaleźli dwóch mężów najlepszych,
Hardych, z Lapithów rodu mołojców, przywykłych do boju;
Ten był Pejrithoosa potomek odważny Polypojt,
Oni to obaj przy wejściu obozu o wrotach wysokich,
Stali podobnie jak dęby o szczytach wyniosłych na górach,
Wytrzymujące wichurę i całodzienne ulewy,
Które głęboko do ziemi wpuszczone korzenie trzymają;
Impet Azya wielkiego wstrzymali nieustraszeni.
Tamci zaś prosto na mury warowne, do góry podnosząc
Suche tarcze ze skóry, dążyli z krzykiem ogromnym,
W ślady za Azyem książęciem, Jamenem i również Orestem,
Pierwsi zatenczas już byli Achajów łydookutych
Napominali w obozie, by dzielnie bronić okrętów;
Kiedy atoli zoczyli do muru się dobywających
Trojan, a wrzawa i popłoch się wszczęły ze strony Danajów,
Równie jak para odyńców zajadłych, co w jarach lesistych
Stawia się nacierającéj obławie psów i myśliwych;
Z boku wypadną i knieję podszytą łamią w impecie,
Wykorzeniając ze szczętem, a kłami dzwonią okropnie,
Takoż i jasna miedź, co im piersi okrywa dzwoniła,
Od pocisków morderczych, bo z męztwem okrutném się bili,
Górną poparci załogą i własnym siłom dufając.
Tamci zaś kamieniami ze szczytów rzucają warownych
Łodzi. Tak samo jak płaty śniegowe się sypią na ziemię,
Kiedy je wicher gwałtowny czarnemi kołysząc chmurami,
Kłęby gęstemi wypuszcza na ziemię obficie rodzącą;
Takoż i z rąk się pociski sypały, zarówno Achajów
Kiedy w nie kamień uderzy, tak samo i tarcze wypukłe.
Wtedy zajęknął żałośnie i w biodro się własne uderzył
Azios Hyrtaka potomek i rzeknie z urazą to słowo:
„Zewsie rodzicu zaprawdę kłamliwym zupełnie się dzisiaj
Naszą odwagę wytrzymać zdołają i dzielną prawicę.
Oni zaś równie jak osy pośrodku gibkie i pszczoły,
Które kiedy na drodze skalistéj gniazdo usłały,
Z dziury głębokiéj się wcale nie ruszą, lecz w obec myśliwych
Takoż i oni, choć tylko we dwoje od bramy ustąpić
Niechcą, za nim nie będą zabici lub wzięci w niewolę“.
Tak powiedział, lecz serca Diosa tą mową nie skłonił,
W duszy on bowiem Hektora zamierzał sławą obdarzyć.
Ale mi trudno to wszystko, jakżebym był bogiem obwieścić,
Wszędy albowiem przy murze kamiennym powstawał okropny
Ogień. Atoli Argeje choć zatrwożeni, z potrzeby
Stają w obronie okrętów. Bogowie się w duszy martwili
Daléj zaś walkę i straszne zniszczenie Lapici prowadzą].
Wtedy syn Pejrithoosa odważny w boju Polypoit,
Dzidą ugodził Damaza przez hełm o miedzianéj przyłbicy;
Nie wytrzymała śpiżowa ochrona, lecz owszem na wylot
W środku pomięszał ze krwią i tak walczącego pokonał;
Późniéj atoli Pylona i Ormenosa rozbroił.
Syna zaś Antimachosa Leontej, Aresa potomek,
Hippomachosa ugodził, oszczepem w przepaskę trafiwszy.
Antifatesa nasamprzód, natarłszy nań środkiem przez tłumy
Z blizka zupełnie ugodził, zaś on na wznak się przewrócił.
Później atoli Menosa, Jamena, a wreszcie Oresta,
Wszystkich z kolei powalił na ziemię obficie rodzącą.
Młodzież co szła za Hektorem i Polydamantem nadeszła;
Było ich wiele najlepszych i oni to głównie pragnęli
Mury przełamać i ogniem podpalić szybkie okręty.
Zastanawiali się jednak na brzegu przekopu stanąwszy.
Sęp górnolotny, co pędził od skrzydła lewego szeregów,
Węża o łusce czerwonéj niosący w szponach strasznego;
Żył on i jeszcze się rzucał i nie zaprzestał obrony,
Trzymającego albowiem zębami w piersi pod szyją
Rzucił bólami zmuszony i w środku tłumów upuścił;
Potem za wiatru podmuchem uleciał z okrzykiem wrzasliwym.
Zlękło się wojsko Trojańskie ujrzawszy węża zwinnego
Leżącego w pośrodku, znak egidodzierżcy Diosa.
„Zawsze mi zwykłeś Hektorze przyganiać w ciągu narady,
Chociaż uczciwie doradzam; boć nie przystoi mi wcale
Będącemu z pospólstwa od rzeczy się wtrącać, ni w radzie,
Ani téż w boju, lecz twoją potęgę zawsze pomnażać;
Daléj nie idźmy ażeby się bić z Danajami przy łodziach.
Sądzę albowiem że tak się zakończy, jeżeli naprawdę
Ptak ów na wróżbę dla Trojan nadleciał, gdy mieli przechodzić,
Sęp górnolotny, co pędził od lewéj strony szeregów,
Jeszcze żywego; odrzucił go w dal zanim wrócił do domu,
Nie dokazawszy go unieść, by dać go swoim orlętom.
Takoż i my jeżeli przez wrota i mury Achajów
Siłą potężną wtargniemy, a placu ustąpią Achaje,
Wielu albowiem z Trojan zostawim, których Achaje
Spiżem żywota pozbawią w obronie okrętów stawając.
Takby z pewnością osądził wróżbita, co mądrze w umyśle
Znaki tłómaczy i któren w narodzie wiarę znajduje“.
„Polydamancie nie miło mi wcale, co tutaj powiadasz;
Mógłbyś inną, a lepszą, od téjże rady wymyśleć.
Jeśli atoli naprawdę z namysłem to powiedziałeś,
Tedy zapewne bogowie cię pozbawili rozumu,
Rady, na którą przyzwolił i którą mi sam przyobiecał;
Ty zaś radzisz by ptaków o skrzydłach szeroko rozwartych
Słuchać, lecz o takowe ja niedbam, ani się troszczę,
W prawąli ciągną stronę ku słońcu i jasnéj jutrzence,
My zaś owszem wielkiego Diosa ufajmy zamiarom,
Któren nad ludźmi wszystkiemi i nieśmiertelnemi panuje.
Jedna jest wróżba najlepsza, a tą, obraniać ojczyznę.
Czegóż to tak się obawiasz i bitwy i strasznéj potyczki?
Koło okrętów Argejskich, to nie ma obawy byś zginął;
Braknie ci bowiem odwagi wojennéj co wroga wytrzyma.
Jeśli zaś będziesz potyczki unikał, lub kogoś innego
Namówiwszy słowami od walki będziesz odwodzić,
Tak powiedziawszy na czele prowadził, a inni szli za nim
Z krzykiem ogromnym; lecz Zews, co w gromach sobie podoba,
Z szczytu Idajskich gór poruszył wicher burzliwy,
Któren pędził kurzawę na statki; atoli Achajów
Jego to znakom pomyślnym i własnym siłom ufając,
Wielką warownię Achajów przełamać usiłowali.
Gzymsy od wieży zdzierają i niszczą zapory, a szkarpy
Wysunięte drągami podważą; Achaje takowe
Wyburzywszy takowe sądzili że mury Achajskie
Złamią; lecz z placu Achaje bynajmniéj ustąpić nie chcieli,
Ale tarczami ze skóry do koła gzymsy zakrywszy,
Z wierżchu takowych na wrogów pod mur podchodzących rzucają.
Wszędy obchodzą do koła, by męztwo Achajów pobudzić,
Łagodnemi jednego, innego ostremi słowami
Karcą, którego tylko niechętnym widzą do boju:
„O moi drodzy! z Argejów kto celującym lub średnim,
W boju mężowie; na teraz dla wszystkich działanie gotowe;
Sami to wreszcie najlepiéj widzicie. Niech nikt się do tyłu
Nie odwraca ku statkom, gdy hardą groźbę usłyszy;
Owszem, naprzód odważnie i jedni drugich pilnujcie,
Byśmy zaczepkę odparłszy do miasta wrogów zagnali“.
Głośno tak obaj krzyczeli by walkę Achajów ożywić.
Równie jak płaty śniegowe w tumanach gęstych padają
Pośród dnia zimowego, gdy Zews rządzący stanowi
Wiatry uciszył i sypie bez przerwy, aż wreszcie zakryje
Szczyty gór niebotycznych i strome wierzchołki krawędzi,
Trawą zarosłe równiny i pola uprawne rolnika,
Nawet zatoki i brzegi sinego morza przypruszy,
Z góry się zmrokiem okrywa gdy burze Diosa nadchodzą;
Tak z przeciwległych szeregów kamienie gęsto leciały
Jedne na Trojan, te znowu od Trojan na wojsko Achajskie
Wypuszczane, a łoskot nad całym murem się wznosił.
Nie przełamali bramy warowni i wielkiéj zasuwy,
Gdyby nie syna własnego Sarpeda Kronid rządzący,
Był na Argejów wypuścił jak lwa na bydło rogate.
Zaraz on tarczę przed siebie podnosi gładką zupełnie,
Środkiem zaś kilka pokładów z wołowych skór zestósował
W koło złotemi drutami na poprzek je umocowawszy;
Taką przed siebie podnosząc i dwoje oszczepów dźwigając,
Naprzód się rzucił, jak lew uchowany w górach, co łaknie,
Żeby się dostać do bydła i szczelne napadać zagrody;
Wtedy chociaż i przy nich napotka czujnych pasterzy,
Z oszczepami i psami, mających pieczę o trzodzie,
Wcale nie myśli bez próby się dać wypędzić z zagrody,
Bywa ugodzon na wstępie od zwinnéj ręki oszczepem;
Takoż i Saperdona boskiego odwaga znagliła
Szturm do warowni przypuścić i gzymsy basztowe przełamać.
Szybko się zatém obraca do Glauka Hippolochidy:
Miejscem wyższém, potrawą i kielichami pełnymi,
W Lykii, a wszyscy się na nas jakoby na bogów patrzyli?
Czemu na włościach obszernych mieszkamy nad Xantha brzegami,
W piękne ogrody zasobnych i rolę pszeniczkę rodzącą?
Pierwszym stanąć odważnie do walki wrzącéj gorąco;
Żeby tak o nas gadali w pancernych hufcach Lykijskich:
,Nie bez chwały zaprawdę nad Lykią rządy sprawują
Nasi książęta, i darmo tłustemi bydlęty nie żyją,
Żyje w nich dusza, gdyż między Lykiami są pierwsi do walki’.
Drogi mój, żebyśmy mogli potyczki téj unikając
Nigdy się nie postarzeć i nieśmiertelnemi pozostać,
Ani ja sam bym nie chciał potykać się między pierwszemi,
Teraz atoli (wszak zawsze czyhają Kiery tysiączne
Śmierci, a ludziom nie dano przed nimi się schronić lub uciec),
Idźmy, by sławę dla innych pozyskać lub własną dla siebie“.
Rzekł, a Glaukos się na to nie zwyrócił i nie był od tego.
Ich ujrzawszy przestraszył się syn Peteona Menesthej,
W jego to basztę albowiem dążyli gotując zagładę.
Wypatruje wzdłuż muru Achajów, czy kogo nie ujrzy
Z wodzów, któren by zgubę od niego i druhów odwrócił;
W miejscu stojących i Tewkra co szedł ostatni z namiotu,
Blizko; lecz jego wołanie nie mogło być wcale słyszane,
Taki był hałas, a wrzawa się aż do niebios unosi,
Od uderzeń pocisków na tarcze i hełmy grzywiaste,
Usiłowali stojący, przemocą je złamać i wtargnąć.
Raźno więc ku Ajaxowi wysyła keryxa Thoota:
„Idźże boski Thoocie i biegnąc Ajaxa przywołaj,
Raczéj nawet ich obuch, i to z wszystkiego najlepszém
Tak albowiem natarli wodzowie Likijscy, a zawsze
Idą gwałtownie na przebój, gdy ciężka nadchodzi rozprawa.
Jeśli zaś onym i tam się praca i bitwa gotuje,
Niechże choć sam Telamończyk waleczny Ajas przybywa,
Rzekł; usłyszawszy to keryx rozkazom nie był przeciwny,
Szybko więc pobiegł ku murom Achajów miedzią okrytych;
Stanął przy boku Ajaxów i tak się odrazu odezwie:
„Ajaxowie Argejów dowódcy miedzią okrytych!
Udać się tamże, by troszkę w robocie przyjąć udziału;
Lepiéj wy obaj, bo to z wszystkiego będzie najlepszém,
Szybko się tam albowiem gotuje okropne zniszczenie;
Ciążą na nas okrutnie wodzowie Likijscy, a zawsze
Jeśli zaś również i tutaj się praca i walka gotuje,
Niechże choć sam Telamończyk waleczny Ajas przybywa,
Tewker zaś łuku świadomy niechaj się do niego przyłączy“.
Rzekł, a nie był do tego nieskorym syn Telamona;
Zaraz do Ojliadesa w skrzydlate odezwie się słowa:
W miejscu stanąwszy Danajów pobudźcie by ostro się bili;
Ja zaś udam się tamże i wezmę udział w potyczce;
Późniéj powrócę ja nazad, jak tamtych skutecznie wspomogę“.
A do niego się Tewker braciszek rodzony przyłączył;
Z łukiem zagiętym Tewkra pośpieszył Pandion za niemi.
Kiedy do baszty Menestha zacnego, od wnętrza wzdłuż muru
Lecąc przybyli (zaprawdę znaleźli ich w wielkiej potrzebie),
Naczelnicy oddziałów Likijskich i dzielni wodzowie;
Starli się więc ze sobą do walki i wszczęła się wrzawa.
Syn Telamona Ajax nasamprzód męża pokonał,
Druha Sarpedonowego Efikla wielkodusznego,
Leżał ogromny, przy gzymsie najwyżéj; niełatwo by człowiek
Wzniósł go do góry oburącz, chociażby i w sile młodości,
Z ludzi żyjących dzisiaj; lecz on go dźwignął i rzucił;
Hełm o czterech guzikach zgruchotał i kości połamał
Ztoczył się z baszty wysokiéj, a z gnatów życie mu uszło.
Tewker Glauka silnego, potomka Hippolochosa,
Strzałą ugodził, gdy tamten na mur wysoki się wdzierał,
W miejsce gdzie ramię obnażył; od dalszéj walki go wstrzymał.
Rannym jego nie ujrzał, i słowy dumnemi nie zelżył.
Wielce się zmartwił Sarpedon gdy Glaukos placu ustąpił,
Zaraz jak tylko zmiarkował; lecz mimo to walczyć nie przestał;
Ale Alkmaona syna Thestora oszczepem trafiwszy,
Upadł na twarz a zbroja od miedzi ozdobna brzęczała.
Wtedy Sarpedon chwyciwszy za gzymsy dłonią potężną
Szarpnął, puściły zupełnie calutkie, a mur się od góry
Cały odsłonił; dla wielu do przejścia drogę otworzył.
W pas go ugodził świecący na piersiach, od tarczy co męża
Całkiem okrywa, lecz Zews na teraz Kiery od syna
Swego odwrócił, by tenże przy łodziach sterniczych nie zginął.
Ajas go w tarczę pchnął przyskakując, atoli na wylot
Od zapory cokolwiek ustąpił, atoli bynajmniéj
Jéj nie opuścił, bo w duszy spodziewał się chwałę pozyskać
Zatém się odwracając na boskich Lykiów zawoła:
„Czemuż o Lykijczycy od strasznéj walki stronicie?
Żebym ja sam się przedarłszy do statków drogę otwierał;
Spieszcie więc za mną, albowiem łatwiejszém jest dzieło gdy wielu“.
Tak powiedział, zaś oni przejęci naganą władyki,
Z drugiéj zaś strony Argeje wzmocnili swoje szeregi,
Z wnętrza warowni i wielkie się dzieło dla nich przedstawia;
Ani Lykiowie waleczni albowiem niemogli Danajów
Mury złamawszy, otworzyć wolnego do statków przystępu,
Ani też zbrojni w dzidy Danaje Lykiów niemogli
Ale jak wzdłuż granicy dwóch ludzi zacięcie się spiera,
W rękach miary trzymając, na wspólnéj miedzy granicznéj,
Stojąc na małym kawałku o równą cząstkę się kłócą;
Takoż i tych przegradzają strzelnice tylko, a z góry,
Skórą wołową obszytych, i lekko zwrotnych tareczkach.
Wielu rany poniosło na ciele od spiżu srogiego,
Kiedy któremu w odwrocie się plecy z pod tarczy odkryły
W ciągu potyczki, a wielu na wylot przez tarczę raniono.
Były zbryzgane z stron obu, Trojańskiéj, tak samo Achajskiéj.
Ale i tak nie zdołali ucieczki wywołać Achajów;
Oni się bowiem trzymali, jak wagi uczciwa kobieta
Trzyma, zarazem ciężarki i wełnę do góry podnosząc
Między onymi tak samo się walka na równi ważyła,
Póki się Zews nie zgodził na sławę przeważną Hektora
Priamidesa, co pierwszy się dostał do murów Achajskich.
Krzyknął donośnie na Trojan, by zewsząd go można usłyszeć:
Mury i ogień żarzący zaniećcie pośród okrętów“.
Mówił on tak zagrzewając, uszami wszyscy słyszeli,
Prosto kupami na mury się rzucą, atoli następnie
Aż na gzymsy się wdarli trzymając ostre oszczepy.
Blizko przy bramie, od spodu okrągły, atoli od wierzchu
Ostro kończysty, i dwóch najtęższych z ludu mocarzy
Łatwo na wóz ciężarny by z drogi go dźwignąć nie mogli,
Z ludzi dzisiejszych; lecz on go acz sam z łatwością kołysał
Równie jak łacno pasterz podnosi runo z barana
Biorąc obiema rękoma, i mało go ciężar utrudza,
Takoż i Hektor za kamień chwyciwszy niósł prosto ku wrotom
Zamykającym bramę, dychtownie i silnie wpuszczonym,
Ciężkie zasuwy, spojone do kupy czopem jedynym.
Podszedł, stanął bliziutko, i wsparłszy się w środek ugodził,
Dobrze się rozkraczywszy, by darmo pocisku nie puścił;
Obie zgruchotał zawiasy, a kamień wleciał z łoskotem
Nie utrzymały, a wrota na obie rozpadły się strony
Pod naciskiem kamienia. Wskakuje Hektor prześwietny,
Z twarzy do nocy pospiesznéj podobny; od miedzi się świecił
Groźnéj, która mu ciało okrywa, a dwoje rękoma
Chyba kto z bogów gdy wskoczył do bramy z płomieniem w źrenicy.
Głośno na Trojan zawołał krzątając się w pośród zamieszki,
Żeby na mury wchodzili, zaś oni rozkazu słuchali;
Jedni odrazu na mury się wdarli, a reszta przez same
W stronę obszernych okrętów i wrzawa powstała niezmierna.
Tamże ich pozostawił, by pracę i nędzę znosili
Bezustannie; a sam odwrócił swe oczy świecące
W bok, spoglądając na Thraków ziemicę co końmi harcują,
Mlekiem żyjących, i Abiów najprawszych z ludzi na ziemi.
W stronę zaś Troi już wcale nie zwrócił oczów świecących;
W duszy albowiem nie sądził, by któren miał z nieśmiertelnych
Przybywając pomagać Trojanom, albo Danajom.
Siedział on bowiem, z podziwem na walkę i bitwę się patrząc,
W górze na saméj krawędzi najwyższéj Samos leśnego
Thrakii, bo ztamtąd najlepiej się całą Idę widziało,
Widny był gród Priamowy i liczne Achajów okręty.
Ulegających Trojanom, i strasznie na Zewsa się gniewał.
Z góry skałami sterczącéj się na dół spuścił od razu,
Szybko nogami stąpając; ogromne się lasy i góry
Trzęsły pod nieśmiertelnemi stopami gdy kroczył Pozejdon.
Aigów; tamże miał piękne domostwa w głębinie zatoki,
Złote, zbytkownie stawiane i nieużyte na zawsze.
Wszedłszy zaprzęga do wozu rumaki z podkową spiżową,
Szybkolecące, złociste im grzywy po szyi spływały.
Złoty, roboty wykwintnéj i skoczył na swoje siedzenie;
Pędził po fali; wesoło do niego potwory skakały
Wszędy z kryjówek, bo pana nie zapoznawały swojego;
Rozstąpiło się morze z uciechy, zaś one leciały
Konie zaś lekko skaczące zaniosły go w łodzie Achajskie.
Kędyś tam wielka pieczara się mieści w głębinie zatoki,
W środku pomiędzy Tenedem, a Imbrą skałami sterczącą;
Tam zatrzymał swe konie Pozejdon lądem trzęsący,
W miejsce obroku, do nóg zaś pęty złociste przywiązał,
Twarde nierozwiązalne, by tamże czekały bezpiecznie
Pana powrotu, a sam do wojska się udał Achajów.
Zbici do kupy Trojanie, podobnie jak burza, lub ogień,
Głośno wołając i wrzeszcząc. Tuszyli że statki Achajów
Wezmą i koło takowych zabiją wszystkich najlepszych.
Ale Pozejdon trzęsący ziemicą i lądy dzierżący,
Nawoływa Argejów z głębiny morskiéj wychodząc,
Pierw do Ajaxów poczyna i tak już skorych do bitwy:
„Ajaxowie możecie wybawić naród Achajski,
Jeśli pomnicie odwagi, a nie zaś mroźnéj bojaźni.
Wcale ja się nie obawiam gdzieindziej dłoni niezbitych
Wszystkich albowiem powstrzymać zdołają zbrojni Achaje;
Tamże atoli się głównie jakiego szwanku obawiam,
Gdzie ten wściekły do ognia podobny dowodzi na czele,
Hektor, co przemożnego Diosa się szczyci być synem.
Żeby tamtemu się stawić odważnie i resztę przynaglić;
Pewno choć strasznie naciera, zdołacie onego od statków
Szybkich odeprzeć, chociażby i sam Olympijczyk go wspierał.“
Rzekł, i Ennozygajos, dzierżący lądy ich berłem
Dodał ich członkom gibkości, tak w nogach jak w rękach od góry.
Potém w postaci sokoła szybkiego do lotu się zabrał,
Któren ze szczytu stromego wysokiéj skały się wznosząc,
Puszcza się po nad równiną by ptaka innego doganiać;
Z obu go pierwszy rozpoznał Olejczyk Ajas najszybszy,
Szybko się więc do Ajaxa Telamończyka odezwie:
„Słuchaj Ajaxie, ponieważ ktoś z bogów co dzierżą Olimpem,
Równy postacią wieszczowi nakazał nam walczyć przy łodziach
Dobrze albowiem ja z tyłu poznałem po nogach i stopach
Ruchy odchodzącego; z łatwością się bogów poznaje),
Przecież i mnię samemu gorąco się dusza odzywa,
W łubem sercu, by mężnie do walki stawać i bitwy,
Syn Telamona Ajas mu na to rzeknie w odpowiedź:
„Takoż teraz i mnię u drzewca ręce niezbite
Drżą z pragnienia, i we mnie się męztwo zbudziło, a spodem
Rwą się kolana do biegu i pragnę, choćby sam jeden
W takim to oni sposobie pomiędzy sobą mówili,
W rzeźwéj ochocie do walki przez boga im wlanéj do duszy.
Ziemią trzęsący témczasem Achaj ów od tyłu pobudził,
Którzy przy szybkich okrętach cokolwiek ducha nabrali.
Obok zaś tego strapienie przejęło ich duszę na widok
Trojan, którzy tłumami przez mury wysokie wkroczyli.
Patrząc się na nich, z pod brew strumieniem łzy wylewają;
Bowiem sądzili że zguby nie ujdą; lecz ziemią trzęsący,
Najpierw do Tewkra, następnie do Lejta przystąpił z rozkazem,
Do Peneleja dzielnego, Thoasa i Deïpyrosa,
Do Antylocha i mistrza pobudki wojennéj Meriona;
Nawołując się do nich odezwie lotnemi słowami:
Rachowałem w potyczce, że nasze okręty zbawicie;
Jeśli i wy się uchylić od boju strasznego myślicie,
Wtedy ten dzień się objawi, że przyjdzie ulegnąć Trojanom.
Przebóg! dziwo ja wielkie zaprawdę oczyma oglądam,
Żeby Trojanie do naszych się łodzi dostali; toż dawniéj
Byli do łań bojaźliwych podobni, co w pośród zarośla
Służą tylko za strawę dla wilków, szakalów i rysiów,
Tak się ino błąkają, bezsilne, nie gwoli potyczki;
Nigdy wytrzymać nie chcieli statecznie, chociażby cokolwiek.
Teraz daleko za miastem przy łodziach się biją obszernych,
W skutek podłości dowódzcy lub opieszałości narodów,
Które przez gniew na onego nie myślą stawać w obronie
Chociaż atoli sam jeden i słusznie winę ponosi
Bohaterski Atrydes, przemożny król Agamemnon,
Z tego powodu że szybkonogiego Pelejdę obraził,
Mimo to nam nie wypada niechętnie stawać do walki.
Wy zaś wcale nie pięknie stronicie od srogiéj potyczki,
W liczbie najlepszych będąc w obozie; co do mnie bym niechciał
Z takim się mężem potykać, którenby walki unikał,
Będąc tchórzem; atoli co na was to w sercu się gniewam.
Taką niedołężnością; niech każdy ma w sercu przytomny
Wstyd i naganę, boć już powstała walka ogromna.
Hektor o głosie donośnym już dawno się bije przy łodziach,
Dzielny i bramy wchodowe przełamał i silną zasuwę“.
Koło więc obu Ajaxów się uszykowały falangi
Dzielne, którym by nawet sam Ares nic nie zarzucił,
Ani Athene co ludy porusza; bo właśnie najlepsi
Hufcy zwartemi stanęli naprzeciw Hektora i Trojan,
Tarcza się z tarczą ścierała, z szyszakiem szyszak, mąż z mężem;
Hełmy grzywiaste guzami się błyszczącemi stykają
Chyłkiem ku sobie, tak szczelnie naprzeciw siebie stanęli;
Spisy ze sobą się splotły drgające w rękach odważnych;
Tłumnie natarli Trojanie, na czele Hektor dowodził
Pchając się naprzód, jak toczy się na dół odłamek od skały,
Kiedy go potok wezbrany od brzegu urwał stromego,
Z deszczem ulewnym złamawszy zuchwale posady opoki;
Lasy; lecz on bezustannie się toczy, aż wreszcie na płaską
Wpada równinę, już wtedy nie krąży acz pchany zamachem;
Takoż i Hektor z początku się chwalił że aż po nad morze
Łatwo się przedrze pomiędzy namioty i statki Achajskie,
Stanął choć bardzo się zbliżył. Na przeciw synowie Achajscy
Wywijając szablami i obosiecznemi dzidami,
Mężnie go w tył odparli, aż przestraszony się cofnął.
Krzyknął więc głośno na Trojan by zewsząd go można dosłyszeć:
Tylko wytrwajcie; już długo nie zdolni mnię wstrzymać Achaje,
Chociaż w czworobok jak wieże do bitwy hufce szykują;
Sądzę atoli że pierzchną pod dzidą, jeżeli naprawdę
Z bogów najlepszy mię wiedzie, mąż Hery grzmiący donośnie“.
Pełen otuchy Deïfob w szeregach kroczył Trojańskich,
Syn Priama trzymając przed sobą tarczę gładziutką,
Lekko nogami przebierał i suwał ukryty pod tarczą.
Wtedy na niego Merion wymierzył oszczepem świecącym,
Gładką zupełnie, atoli takowéj nie przebił, bo pierwéj
Długa się dzida w proporcu złamała; Dejfobos atoli
Tarczę wołową od siebie odsunął, bo w duszy się lękał
Spisy Merioneja dzielnego; a zatém bohater
Dwojga, zwycięztwa co uszło i połamanego oszczepu.
Szybko więc bieży ku stronie namiotów i statków Achajskich
Żeby dzirydu poszukać długiego co został w namiocie.
Reszta tymczasem walczyła i wrzawa powstała okropna.
Imbrę dzielnego, syna Mentora obfitującego
W stada; on mieszkał w Pedajos nim przyszli synowie Achajscy,
Z córą Priama nieprawą żonaty, Medezykastą;
Kiedy zaś potem Danajów okręty przybyły wiosłowe,
Mieszkał z Priamem, a ten zarówno go z dziećmi szacował.
Telamończyk natenczas pod ucho go dzidą ogromną
Pchnął i dzidę wyciągnął, a tamten runął jak sosna,
Która ze szczytu pagórka widnego zewsząd z daleka,
Zwalił się tak aż zbroja od miedzi ozdobna zabrzękła.
Rzucił się Tewker na niego z pragnieniem by zbroję mu zedrzeć,
Hektor na powstającego uderzył oszczepem świecącym;
Tenże to zoczył i ledwie uniknął włóczni spiżowéj;
Któren do walki przybywał, trafiła dzida na piersi;
Runął z łoskotem, a zbroja na koło niego brzęczała.
Rzucił się Hektor by szyszak, co szczelnie do skroni przylegał,
Zedrzeć z głowy dzielnego wojaka Amfimachosa;
Dzidę świecącą, nie drasnął mu skóry, bo cały był miedzią
Groźną okryty, lecz w guzik środkowy tarczy trafiwszy,
Odparł go siłą ogromną, a tamten w tył się wycofał
Z dala od obu poległych; wywlekli ich wtedy Achaje.
Atheńczyków dowódcy i w tłumy Achajskie zanieśli;
Imbrę zaś Ajaxowie, gorący do walki okrutnéj.
Jak dwa lwy koźlątko wyrwawszy z pod psów o spiczastych
Zębach, unoszą je szybko przez knieję i gęste zarośla,
Takoż i jego wysoko unosząc Achajscy pancerni,
Zbroję mu zdarli, a potem z miękkiego karku mu głowę
Odciął Ojleja syn, przez złość o Amfimachosa;
Odwracając się potém jak kulę ją rzucił przez tłumy,
W sercu natenczas Pozejdon okropnym gniewem zapłonął,
Widząc że zginął mu wnuk wśród srogiéj wojennéj rozprawy.
Zatem pośpieszył ku stronie namiotów i statków Achajskich,
Żeby Danajów pobudzić, i biedę gotuje Trojanom.
Powracający od druha, co właśnie z utarczki niedawno
Przybył, raniony spiczastem żelazem na zgięciu kolana.
Jego ponieśli druhowie, on zaś go zleciwszy lekarzom
Szedł do namiotu, bo jeszcze się myślał w bitwie potykać.
Z głosu Androjmonowemu synowi Thoancie podobny,
Który na całéj Plewronie i Kalydonie górzystym
Rządził Aetolczykami, jak bóg szanowany w narodzie:
„Idomeneju królu Kreteńców, i gdzież się podziały
Kreteńczyków dowódca Idomen mu rzeknie odpowiedź:
„Dzisiaj Thoancie już nikt nie zawinił z mężów, o ile
Sądzić mogę, boć wszyscy jesteśmy walki świadomi.
Podły strach się nikogo nie czepił i żaden lenistwu
Musi to być wedle woli Kroniona wszechpotężnego,
Żeby zginęli bez wieści z daleka od Argos Achaje.
Ty zaś Thoancie, boć dawniéj umiałeś wrogom się stawiać,
Często też innych pobudzasz gdzie widzisz że któren ustaje;
Lądem trzęsący Pozejdon mu na to rzeknie w odpowiedź:
„Niechby ten mąż Idomenie już nigdy się nazad nie wrócił
Z Troi, lecz tutaj dla psów na igraszkę niechaj zostanie,
Którenby dnia dzisiejszego z namysłem stronił od bitwy.
Spieszyć, żebyśmy zdziałali coś użytecznego choć dwojgiem.
Mężów siła skupiona podoła skutecznie, choć słabych,
My zaś przywykli jesteśmy i z walecznemi się ścierać“.
Rzekłszy to bóg się napowrót do zgiełku mężów obrócił;
Zbroję ozdobną przyodział na ciało i chwycił za dzidy;
Spieszy podobny do gromu jasnego, za który Kronion
Dłonią chwyciwszy wypuszcza z Olimpu jaśniejącego,
Jako przestrogę dla ludzi; on blaskiem przyświeca przezroczym;
Dzielny zaś jego towarzysz Merionej go wtedy napotkał,
Jeszcze w blizkości namiotu; bo biegł by dzidę spiżową
Przynieść; do niego przemówi potęga Idomenejowa:
„Szybki Molosa potomku Merionie z druhów najdroższy!
Jesteśli ranny i ostrze pocisku czy ciebie udręcza,
Czyli téż niesiesz mi jaką nowinę? co do mnie to wcale
Siedzieć w namiocie nie pragnę, lecz owszem spieszę do walki.“
W odpowiedzi mu na to Merion roztropny odrzecze:
Pójdę zobaczyć czy jaka ci włócznia w namiocie została,
Żeby ją wziąść bo ta się złamała co pierwéj ją miałem,
Wtedy gdy w Deïfobosa godziłem tarczę dumnego“.
Kreteńczyków naczelnik Idomen odpowie mu na to:
Ustawionych w namiocie przy ścianach słońcem olśnionych,
Łupy Trojańskie co wziąłem zabitym; bo niemam zwyczaju
Stojąc z daleka od mężów zajadłych się w bitwie potykać.
Toteż mam włóczni dostatkiem i tarcz ozdobionych guzami,
W odpowiedzi mu na to Merion roztropny odrzecze:
„Mam ja i w moim namiocie i koło okrętu ciemnego
Wiele zdobyczy Trojańskich, lecz nie dość blizko by zabrać.
Twierdzę o sobie tak samo, że niezaniedbuję odwagi,
Staję, gdy tylko się kłótnia i wrzawa rozpocznie wojenna.
Może już prędzéj dla innych Achajów miedzią okrytych
Jestem nieznany gdy walczę, lecz ty mnię już znać powinieneś.“
Kreteńczyków dowódzca Idomen odrzecze mu na to:
Żebyśmy teraz przy statkach zebrali się wszyscy najlepsi
Do zasadzki, gdzie męztwo najlepiéj się ludzi poznaje,
Gdzie się pokaże kto tchórzem, a któren jest mężem odważnym,
(Lice albowiem tchórza zmieniają się tak albo owak;
Ale przycupia na jednéj lub drugiéj się nodze kiwając;
Serce zaś w piersi mu bić gwałtownie poczyna z obawy,
W oczekiwaniu śmierci i zęby mu dzwonią od strachu;
Męża zaś odważnego nie zmienia się cera, i zbytnie
Błaga on owszem by w bitwie okrutnéj co prędzéj brać udział);
Wtedy by dłoni i męztwu twojemu nikt nie chciał przyganić.
Chociażbyś bowiem w potyczce ranionym został lub ciętym,
Strzała by pewno nie padła na kark lub plecy od tyłu,
Wówczas gdy obces nacierasz do zgiełku przednich szeregów.
Dosyć na teraz, już o tém nie mówmy jak dzieci niemądre,
Gapiąc się, żeby też kto nas obrażony nie zganił;
Zatem się spiesz do namiotu i chwytaj za dzidę potężną“.
Szybko z namiotu zabrawszy spiżowy tęgi swój oszczep,
Poszedł za Idomenejem, gwałtownie skory do bitwy.
Równie jak Ares do bitwy zabiera się, męże niszczący,
Kiedy mu Strach towarzyszy, syn drogi, dzielny i śmiały,
Oni się z Thracyi pomiędzy Efyrów zbrojnie wybrali,
Albo Flegejów o sercach szlachetnych, lecz razem nie chcieli
Obu wysłuchać, bo jednych wyłącznie sławą obdarzą;
Również Idomen i Merion dowódcy obaj narodów,
Wtedy się pierwszy do niego Merionej z mową odezwie:
„Dokądże Deukalidzie w zamieszkę uderzyć zamyślasz?
W prawąli stronę obozu całego, lub więcéj do środka,
Czyli téż w lewo? bo sądzę że nigdzie do tyla nie zbywa
Kreteńczyków naczelnik Idomen w odpowiedź mu rzecze:
„Między łodziami w pośrodku są także inni w odwodzie,
Obaj Ajaxy i Tewker, najlepszy z pomiędzy Achajów
W sztuce strzelania, a dzielny do ostatecznéj rozprawy;
Priamidesa Hektora, aczkolwiek jest silnym ogromnie.
Ciężko mu będzie, acz pragnie gorąco walczyć zacięcie,
Tamtych przezwyciężywszy odwagę i dłonie nietknięte,
Statki zapalić, jeżeli nie sam nareszcie Kronides
Syn Telamona Ajas ogromny nie pierżchnie przed mężem,
Jeśli on tylko śmiertelny i żywi się ziarnem Demetry,
Jeśli go zdolne porazić, bądź spiż, bądź wielkie kamienie.
Nawet by przed Achillesem nie zboczył co łamie szeregi,
My się ku lewéj obozu trzymajmy, żebyśmy co prędzéj
Znali, czy sławę dla siebie pozyszczem lub inni nad nami“.
Rzekł; do Aresa szybkiego podobny zaś dzielny Merionej,
Szybko prowadził, aż doszli do boju, gdzie tenże go pędził.
Jego i towarzysza wspaniale zbrojami okrytych,
Nawoływając po tłumach ku niemu się wszyscy ruszyli.
Wspólna więc bitwa powstała nakoło sterniczych okrętów.
Równie jak burze nastają, pod wiatrów siłą świszczących,
Te zaś do kupy zmiatając kurzawę w kłęby podnoszą;
Takoż i walka ich wspólna się toczy, a w duszy pragnęli
Pośród tłumów nawzajem mordować się ostrem żelazem.
Walka żywoty niszcząca sterczała długiemi dzidami,
Blask śpiżowy, co strzelał od miedzią świecących szyszaków,
Oraz od świeżo czyszczonych pancerzy i tarczy lśniejących,
Mężów gromadnie bieżących; zaprawdę by mężne miał serce,
Ktoby z uciechą tę pracę oglądał, a ducha nie stracił.
Bohaterskim wojakom gotują klęski straszliwe.
Zews dla Hektora i Trojan zamierza bowiem zwycięztwo,
Szybkonogiego Achilla chcąc uczcić, lecz mimo to niechciał
Żeby pod Ilion zginął z kretesem naród Achajski,
Między Argejów przychodząc Pozejdon zaś ducha dodawał,
Skrycie dobywszy się z morza sinego, bo ciężko żałował,
Ulegających Trojanom, i srodze na Zewsa się gniewał.
Wprawdzie im wspólny był ród i pochodzenie tożsame,
Z tego powodu unikał otwarcie tamtych popierać,
Lecz potajemnie w szeregach zagrzewał do męża podobny.
Oni więc kłótni zawziętéj i walki wspólnéj koleje
Łączą węzłami je wiążąc, i strony obydwie otoczą,
Wtenczas Idomen, choć szronem okryty, Danajom dowodząc,
Między Trojany wpadając wywołał popłoch okropny.
Othryjoneja bowiem pokonał, co świeżo z Kabezu
Nadciągnąwszy się stawił na sławne do wojny wezwanie;
Z cór Priamowych, i wiana nie żądał, a wiele przyrzekał,
Jako że z Troi przymusem odeprze synów Achajskich.
Zgodził się na to staruszek Priamos i jemu obiecał
Oddać ją, on zaś walczył spuszczając się na przyrzeczenie.
Hardo nacierającego ugodził, nie przydał się pancerz
Z miedzią, co miał go na sobie, lecz dzida w brzuchu utkwiła;
Padł z łoskotem, a tamten wygłasza chełpliwie te słowa:
„Othryonesie, ze wszystkich bym ludzi cię chwalił najbardziéj,
Priamowi Dardana synowi, co córkę ci przyrzekł.
Mogliśmy tobie to samo przyobiecawszy dotrzymać,
Mogliśmy tobie poręczyć najlepszą z córek Atrydy,
Którą byś pojął za żonę z Argosu, gdybyś tak samo
Teraz chodź za mną do statków po morzu bieżących, żebyśmy
Pomówili o ślubie, nie będziem teściami skąpemi“.
Tak powiedziawszy, go wlecze za nogę wśród zgiełku strasznego
Wojak Idomen. Tamtego by pomścić Azyos przybywa,
Parskającemi powoził woźnica; on pragnął ugodzić
Idomeneja; lecz tenże go wprzódy ugodził oszczepem,
W szyję pod brodą i spiżem na wylot zupełnie go przeszył.
Padł, zarówno jak pada, czy dąb czy topól srebrzysta,
Ścięli świeżo ostrzonym toporem na belkę do statku;
Takoż i on przed powózką i końmi runął jak długi,
Z wrzaskiem okropnym, chwyciwszy rękoma za krwawą kurzawę.
Jego zaś giermek przytomność utracił choć zwykle mu służy;
Końmi nawrócić, więc jego Antyloch radośny do boju
Dzidą ugodził pośrodku i przeszył, nie chronił go pancerz
Z miedzi co miał go na sobie, lecz dzida mu w brzuchu utkwiła.
Z jękiem westchnąwszy wypada z powózki wykwintnéj roboty;
Pędzi od hufców Trojańskich do łydookutych Achajów.
Wkrótce do Idomeneja przystąpił z blizka Dejfobos,
W złości o zgon Azyosa i rzucił oszczepem świecącym!
Tamten atoli na czasie zoczywszy uniknął spiżowéj,
Którą się chronił, skórami byczemi i miedzią świecącą
Zaokrągloną, poprzeczne ją w środku sztabiki ściągały;
Skręcił się pod nią, a dzida po nad nim świsnęła spiżowa;
Tylko że tarcza gdy dzida trąciła ją w biegu, wydała
Owszem on Hypserona Hippazy potomka ugodził
W samą wątrobę i zaraz kolana siły pozbawił.
Strasznie się chełpić poczyna Deïfob głośno wołając:
„Już naprawdę nie leży tu Azyos bez pomsty, lecz sądzę,
Będzie się w duszy radował, bom jemu posłańca zgotował.“
Tak powiedział, Argejów bolały te słowa chełpliwe,
Głównie zaś Antylochosa dzielnego duszę wzburzyły;
Mimo to acz zasmucony z opieki druha nie puszcza,
Jego następnie schyliwszy się dwaj szlachetni druhowie,
Syn Echiosa Mekistes, a również boski Alastor
Niosą do łodzi obszernych okropnie stękającego.
Ducha tymczasem nie tracił Idomen, i ciągle do tego
Albo też runąć samemu Achajów chroniąc od zguby.
Ajzyjetaja boskiego natenczas, potomka miłego,
Alkathoosa wojaka (on zięciem był Anchizesowi,
Z jego bo córek najstarszą poślubił Hippodamaję;
W zamku; albowiem nad całém rówieśnic gronem jaśniała,
Wdziękiem, pracowitością i zmysłem, dlatego ją późniéj
Mąż najlepszy poślubił, co był w Ilionie obszernéj).
Jego to wtedy Pozejdon przez Idomeneja pokonał,
Niemógł się bowiem ni w tył wycofać lub na bok usunąć,
Ale podobnie jak słup, albo drzewo co strzela do góry
Stał nieruchomie, i wtedy go w piersi oszczepem ugodził
Wojak Idomen, i chiton spiżowy nakoło mu złamał,
Wtedy zadźwięczył on głośno pryskając nakoło oszczepu.
Upadł z łoskotem a dzida pośrodku serca utkwiła,
Które przez bicie gwałtowne aż dzidy proporcem zatrzęsło;
Wkrótce zaś potém potężny go Ares żywota pozbawił.
„Jakże o Deïfobosie, czy sądzisz iż słusznym rachunkiem
Trzech za jednego zabiłem? boś ty tak samo się chełpił;
Dziwny! występuj że teraz i sam naprzeciw mnię stawaj
Żebyś obaczył że jako Diosa potomek przybywam;
Minos atoli spłodził potomka Dewkalia dzielnego;
Mnię zaś spłodził Dewkalion, bym rządził narodem przelicznym
W Krecie obszernéj, a teraz mnię tutaj zaniosły okręty,
Tobie na zgubę i waszéj ojczyźnie i innym Trojanom“.
Czyli którego z Trojan przywołać na pomoc walecznych,
Wycofawszy się w tył, czy samemu hazardu próbować.
Wówczas gdy tak się namyślał, rozumiał że będzie najlepiéj
Iść ku Aeneaszowi; znajduje go w tylnych szeregach
Któren go między mężami nie cenił, acz wielce dzielnego.
Blizko więc jego stanąwszy w skrzydlate odezwie się słowa:
„Rajco szlachetny u Trojan Eneju, należy ci teraz
Pomścić szwagra twojego, boć strata cię winna obchodzić.
Jako szwagier w domostwie cię chował, w twych latach dziecinnych;
Jego zaś teraz Idomen kopijnik zbroi pozbawił“.
Tak powiedział i w sercu tamtemu pobudził odwagę.
Zatém na Idomeneja się wybrał z pragnieniem do walki.
Owszem dotrzymał, jak w górach odyniec odwadze dufając,
Stawia się w obec hałasu groźnego szczujących go mężów,
W kniei głębokiéj samotnie, a szczecią barki najeżył;
Ślepia oboje mu zaszły płomieniem, a kły o drzewinę,
Również dotrzymał Idomen kopijnik i wcale nie zboczył,
W obec Eneja co silnie nacierał, lecz krzyknął na druhów,
Askalafosa, Dejpyra i Afarejosa zoczywszy,
Antylochosa, Meriona, świadomych pobudki wojennéj;
„Drodzy pomóżcież mnie samotnemu, bo wielce się lękam
Eneasza do biegu rączego, co na mnie naciera;
Któren wprawiony jest wielce, by męża w potyczce rozbrajać,
Ma zaś młodzieńczą świeżość, co siłę stanowi największą.
Szybko by sławę zwycięztwa pozyskał lub na mnie by spadła“.
Tak powiedział, a wszyscy jednego będący zamiaru,
Licznie do kupy się zbiorą schylając tarcze na ramie.
Z drugiéj zaś strony Eneasz na towarzyszów zawołał,
Którzy z nim wespół Trojany dowodzą, atoli następnie
Sypie się naród, jak owce idące w ślad za baranem
Z paszy ku wodzie, a pasterz się w sercu swojem raduje;
Takoż i serce Eneja się w piersiach uradowało,
Koło Alkathoosa natenczas w pobliżu walczyli
Oszczepami długiemi, a miedź pancerzy na piersiach
Strasznie dźwięczała od wspólnych uderzeń wśród zgiełku potyczki;
Dwaj mężowie waleczni najbardziej nad innych celują
Obaj pragnący nawzajem się ostrém kaleczyć żelazem.
Pierwszy Eneasz oszczepem się zmierzył na Idomeneja
Ale na czasie zoczywszy uniknął on dzidy spiżowéj;
Dzida Eneja natenczas impetem rzucona się w ziemię
Ojnomaosa Idomen w sam środek brzucha ugodził,
Pancerz wypukły zdruzgotał, a miedź przez kiszki na wylot
Przeszła, on padłszy w kurzawę rękoma za ziemię uchwycił.
Kopią o długim proporcu Idomen z trupa wyciągnął,
Zedrzeć z ramienia, albowiem leciały nań zewsząd pociski.
Walczącemu albowiem już nogi nie dopisywały,
Niemógł więc biedz za pociskiem i cofać się szybko nie umiał.
W zwartych szeregach od dnia zagłady się chronić podołał,
Wówczas gdy wolno się cofał, wymierzył nań dzidą świecącą,
Deïfobos, bo ciągle do niego żal cierpiał okrutny,
Ale i wtedy go chybił, lecz Askalafosa ugodził,
Syna Enyalosa; przez ramię włócznia potężna
Ares o głosie straszliwym się wtedy o tém nie dowiedział,
Że mu własny potomek w okrutnéj zginął potyczce;
Wtedy on bowiem na szczytnym Olimpie pod chmury złotemi
Siedział, Diosa wstrzymany zamiarem, gdzie także i inni
Koło Askalafosa natenczas w pobliżu walczyli;
Z głowy Askalafosa Deïfob szyszak świecący
Zerwał, lecz Aresowi szybkiemu podobny Merionej,
Przyskakując oszczepem go w ramie uderzył, że z dłoni
Przyskoczywszy zaś nagle Merionej do sępa podobny,
Z ręki poniżej łokcia wyciągnął włócznię potężną;
W druhów gromadę się cofnął, a Deifobosa Polites,
Jego rodzony brat objąwszy rękoma w pół ciała,
Szybkich, które na niego za zgiełkiem utarczki czekały,
One a również powózkę ozdobną woźnica pilnował;
Zaraz go tedy ku miastu ponieśli stękającego
Z bólów, a krew ze świeżo ranionej ręki płynęła.
Kaletorydę natenczas Eneasz Afarejosa,
W gardło gdy tenże nacierał uderzył oszczepem kończystym;
Głowa się jemu na stronę zwiesiła, zsunęły się za nią
Tarcza i szyszak, a śmierć objęła go życie trawiąca.
Przyskakując ugodził i żyłą główną mu przeciął,
Która po całym grzbiecie się ciągnie i karku dosięga;
Przeciął takową zupełnie, a ten się powalił w kurzawę
Na wznak, ręce zaś obie ku druhom kochanym wyciągnął.
Oglądając się w tył; bo zewsząd na koło Trojanie
Żgali w széroką paiżę świecącą, lecz nigdzie nie mogli
W środek się dostać, by skórę zadrasnąć morderczém żelazem
Antylochowi, bo zewsząd Pozejdon lądem trzęsący
Nigdy się bowiem zdaleka od wrogów nie trzymał, lecz na nich
Zwracał się, dzidy bez ruchu nie dzierżył, lecz ciągle takowa
Kręgiem kołuje, a ciągle w umyśle przytomnie rozważał,
Czyli dzirydem celować, czy z blizka podjąć potyczkę.
Azyadesa; on w tarczę ugodził ostrém żelazem
Blisko natarłszy, atoli kończynę siły pozbawił
Czarnokędziorny Pozejdon, bo życia mu zabrać nie dawał.
Utkwił więc oszczep na miejscu, jak słup opalony do koła
Szybko się w druhów gromadę wycofał uchodząc przed śmiercią.
Merion za uciekającym podążył i spisą ugodził
W środek pomiędzy pępek i przyrodzenie, gdzie Ares
Najdotkliwiéj okrutny dotyka nieszczęsne ludziska;
Drgał podobny do wołu, którego w górach pasterze
Mimo oporu wiciną związawszy, przymusem prowadzą;
Takoż i on się wił ugodzony, lecz wcale nie długo,
Póki mu z ciała nie wyrwał oszczepu w bliskości stanąwszy
Deïpyrosa Helenos uderzył mieczem po skroni,
Wielkim Thrakijskim i jednym zamachem przyłbicę mu odciął;
Ona rzucona upadła na ziemię, a którenś z Achajów
Gdy się pod nogi walczących stoczyła z ziemi ją podniósł;
Żal Menelaja Atrydę o głosie donośnym ogarnął;
Na Helena więc z groźbą się rzuca, dzielnego władykę,
Dzidą kończystą machając, a tamten łuku naprężył.
Oni ku sobie podchodzą, Menelaj ostrym dzirydem
Syn Priamowy następnie po piersiach strzałą ugodził
W pancerz wypukły, lecz gorżka odbiła się strzała daleko.
Równie jak z szufli szerokiéj na dużém obszerném klepisku,
Centkowany ciemnawo się bób albo groszek odbija,
Takoż od Menelaosa pancerza, sławy chciwego,
Silnie odbiwszy się gorżka daleko strzała odleci.
Menelaos następnie, o głosie donośnym Atrydes
W rękę co łuk przytrzymuje ugodził tamtego, na wylot
Tamtem się w druhów gromadę wycofał przed śmiercią uchodząc,
Rękę po boku zwiesiwszy i ciągnął za sobą oszczepem;
Z ręki wyciągnął takowy Antenor umysłu wielkiego,
Tę zaś przewiązał sznurkiem dokładnie z wełny kręconym,
Prosto na Menelaosa chciwego sławy Pizandros
Natarł; jego złowroga do śmierci Mojra zawiodła,
Menelaju ku tobie, by w ciężkiéj zginął potyczce.
Oni zaś kiedy nawzajem ku sobie idący się zbliżą,
W tarczę atoli Pizander Atrydy sławy chciwego
Trafił, lecz blachy miedzianéj na wylot przebić nie zdołał;
Tarcza albowiem széroka wstrzymała, lecz jemu w proporcu
Pękła spisa; już w sercu się cieszył nadzieją zwycięztwa.
Skoczył ku Pejzandrowi, lecz ten z pod tarczy za piękną
Chwycił stalową siekierę, na toporzysku oliwném,
Długiém i gładkiém i wtedy odrazu na siebie uderzą.
Pierwszy go rąbnął w guzik od grzywiastego szyszaka
Ciął po nad nosem, aż kości zgrzytnęły, zaś oczy oboje
Spadły sączące się krwią na ziemię pod nogi w kurzawę;
Zwinął się, padł a tamten stanąwszy piętą na piersiach
Zbroje mu zdzierać poczyna i słowo radośne wygłasza:
Dumni Trojanie potyczki okropnéj nienasyceni!
Niema już hańby zaprawdę i ciężkiéj sromoty, co na mnie
Nie bylibyście rzucili, sobaki podłe; toż w sercu
Zewsa grżmiącego się gniewu srogiego nie obawiacie,
Wyście mi młodą małżonkę i siła zasobu drogiego
Zagrabiwszy odeszli, choć ona gościnnie przyjęła;
Teraz atoli pragniecie do statków po morzu bieżących,
Ogień trawiący zarzucić i zabić wojaków Achajskich;
Zewsie rodzicu wszak mówią, że jesteś rozumem najwyższym,
Między bogami ludźmi, a tegoś wszystkiego dopuścił.
Takim dla mężów zuchwałych się okazujesz łaskawym,
Dla tych Trojan umysłu hardego, co nigdy nie mogą
Można ci bowiem wszystkiego mieć dosyć, i snu i miłości,
Śpiewu słodkiego i tańca parami przyzwoitego;
Prędzéj by ktoś mógł pragnąć się temi do zbytku nasycić,
Niźli wojny, lecz bitwy Trojanie są nienasyceni.“
Oddał go towarzyszom nieskazitelny Menelaj;
Sam zaś idąc napowrót w szeregi pierwsze się wmięszał.
Rzucił się przeciw niemu syn Pylajmena książęcia,
Harpal, któren za drogim rodzicem na wojnę do Troi
Tenże więc w środek tarczy Atrydy ugodził oszczepem
Z bliska; atoli nie zdołał na wylot przebić żelazem;
Szybko się w druhów gromadę wycofał przed śmiercią uchodząc,
Oglądając się w koło by ktoś go żelazem nie zranił.
Trafił i w prawą pachwinę ugodził, atoli kończysta
Strzała pęcherz na wylot przebiwszy pod kością wylazła.
Klapnął na miejscu i między rękoma cnych towarzyszy
Ducha wyzionął i leżał na ziemi podobnie do glisty
Paflagonie szlachetni starannie się druhem zająwszy
Na powózkę go wnieśli i wiodą do świętej Iliony,
Smutni, a między niemi szedł ojciec łzy wylewając,
Zemsty atoli za syna się nie doczekał zmarłego.
Bywał u niego w gościnie, w narodzie Paflagończyków;
W żalu więc za towarzyszem wypuścił strzałę śpiżową.
Był tam niejaki Ejchenor, wróżbity syn Polyeida,
Możny dostatkiem i zacny, w Koryncie dom zamieszkiwał,
Często mu bowiem wróżył staruszek zacny Polejtes,
Albo że ciężkiej chorobie ulegnie we własnem domostwie,
Albo że zginie przez Trojan pomiędzy Danajów łodziami;
Przeto zarówno unikał wyrzutu przykrego Danajów,
Jego to w szczękę pod uchem ugodził, i szybko mu dusza
Członki opuści a groźna ciemnica go śmierci objęła.
W taki to sposób walczyli podobnie do ognia w płomieniu.
Zewsa lubieniec zaś Hektor nie wiedział i nie był świadomym,
Wojska przez siłę Argeiów i szybko Achajów się sława
Wzmogła, bo tak usilnie Pozejdon ziemią trzęsący
Męztwo Argeiów pobudził, i własną ich siłą popierał;
Ale się trzymał gdzie wprzódy przez bramę i mury przeskoczył,
Tamże leżały okręty Ajaxa i Protezylaja,
Z morza sinego na brzeg wysadzone, a właśnie w tem miejscu
Mur postawiono najniższy, dlatego tamże najbardziej
W bitwie zacięcie się bili, tak oni jak zbrojne powózki.
Lokry, Fthiowie i męztwem świecący Epejczykowie,
Ledwo przed nacierającym trzymając okręty, lecz wcale
Spędzić od siebie niemogli Hektora jak płomień szybkiego;
Również i męże Atheńscy wybrani, a niemi dowodził
Feidas i Stiehos i Bias odważny, atoli Epejów
Meges i Fyleid prowadzi, Amfion a wreszcie i Drakios.
Fthyjczykami zaś Medon dowodzi i dzielny Podarkes;
Tenże był synem nieprawym Oïla boskiej przyrody,
Od ojczyzny daleko w Fylace, bo zabił człowieka,
Ezyjopidy macochy krewnego, a żony Oïla;
Tamten zaś Ifiklojosa był synem Fylakidesa;
Oni to zbrojni w pancerze Fthyjami dzielnemi dowodząc,
Rączy Oïla potomek Ajax nie pragnął się wcale,
Nawet i troszkę oddalać od Telamończyka Ajaxa;
Ale jak ciemnopłowe dwa woły za pług doskonały
Z równą pociągną ochotą i ogniem, a w miejscu gdzie rogi
One stósownie od siebie rozdziela gładkie jarzemko
Pospieszające po skibie, i skład aż do miedzy wyciągną;
Takoż ci krocząc pospołem, trzymali się blisko przy sobie.
Wiele za Telamończykiem dążyło szlachetnych i dzielnych
Kiedy znużenie i pot mu kolana ogarniać zaczyna.
Ojlejadzie zacnemu Lokrowie nie towarzyszyli,
W zwartych szeregach, albowiem niechętnie do walki stawali;
Przytem niemieli szyszaków śpiżowych z końskiemi grzywami,
Ale swym łukom i silnie kręconym z wełny cięciwom
Wierząc, na Troję ciągnęli, a niemi to później strzelając
Pociskami gęstemi łamali Trojańskie szeregi.
Pierwsi tedy na przedzie w rynsztunku zbrojnie i strojnie,
Tamci z po za nieb strzelając skrywali się, tak że w potyczce
Wytrwać niemogli Trojanie, bo strzały im szyki mięszały.
Byliby wtedy ze wstydem od strony namiotów i statków,
W tył się cofnęli Trojanie ku Ilion wiatrami owianej,
„Słusznej zaprawdę porady Hektorze słuchasz niechętnie,
Przeto że bóg ci głównie poruczył dzieła wojenne,
Sądzisz że w radzie tak samo każdego innego przewyższasz.
Przecież byś nigdy nie zdołał wszystkiemu zarazem poradzić!
[Taniec innemu, drugiemu zaś sztukę śpiewania i grania];
Innych zaś Zews wszechwiedny rozumem w sercu obdarzył
Zbawczym, z którego tak wielu z pomiędzy ludzi korzysta;
Wielu wybawił, lecz sobie samemu najwięcej jest świadom.
Wojny ogniwo płomienne na wszystkie cię strony otacza;
Wielkoduszni Trojanie dostawszy się wreszcie na mury,
Jedni cofnęli się z bitwy pod bronią, a reszta się bije,
Słabsi naprzeciw liczniejszym, porozpraszani po statkach.
Byśmy o każdej potrzebie się naradzili pospołem:
Czy się rzuciemy przebojem na wielowiosłowe okręty,
Jeśli nam bóg zwycięztwa użyczyć zechce, czy teraz
Mamy się cofnąć bez szwanku od statków. Co do mnie albowiem
Zrównać, tembardziej że mąż niezużyty w bitwie przy łodziach
Siedzi, a sądzę że już nie na długo od walki się wstrzyma“.
Skończył Polydam a Hektor przyzwolił na radę bezpieczną.
[Z wozu natychmiast na ziemię zeskoczył w pełnym rynsztunku],
„Polydamancie ty tutaj zatrzymaj wszystkich najlepszych,
Ja zaś tamże pospieszę by w bitwie się srogiéj potykać;
Wkrótce ja tutaj powrócę, jak tamtym zapowiem dokładnie“.
Rzekł, i rzuciwszy się naprzód podobny do góry śnieżystéj,
Ci się naokoło Panthoidy mężnego Polydamanta
Wszyscy pospiesznie gromadzą, Hektora głos usłyszawszy.
On zaś Deïfobosa i siłę Helena książęcia,
Adamanta Azyady i Azya syna Hyrtaka,
Wcale ich wszakże nie zastał bez szwanku i nienaruszonych;
Jedni albowiem leżeli przy łodziach sterniczych Achajskich,
Ducha mężnego oddawszy pod siłą dłoni Argeiów,
Inni zaś wewnątrz twierdzy z cięciami lub ranni od strzały.
Alexandra, małżonka Heleny o pięknych warkoczach,
Druhów zachęcającego i wołającego do bitwy,
Blizko więc jego stanąwszy sromotnem zagadnie go słowem:
„Podły Parysie, odważny z pozoru, latawcze, dziewkarzu!
Gdzie Azyades Adamant, gdzie Azyj Hyrtaka potomek?
Gdzie Othryonej się podział? zaprawdę od szczytu się wali
Ilios wyniosła; na teraz i twoja się zguba gotuje“.
Aleksander do bogów podobny mu rzeknie w odpowiedź:
Może być że kiedyindziej zanadto stroniłem od walki;
Aleć i mnie zupełnie bezsilnym matka nie rodzi.
Bowiem od czasu gdyś walkę szeregów przy łodziach pobudził,
Odtąd stanąwszy na placu dajemy się w znaki Danajom
Zdaje się że Deïfobos i siła Helena książęcia
Z placu musieli ustąpić od długich ranni oszczepów,
W rękę obydwaj, atoli odwrócił im zgubę Kronion.
Teraz ty prowadź gdzie tylko odwaga i męztwo ci każe,
Żeby nam brakło odwagi, o ile siły wystarczą.
Walczyć atoli nad siły, choć jakby kto pragnął nie zdoła“.
Temi słowami bohater braterskie serce nakłonił.
Spieszą więc gdzie najwięcej zamieszka wrzała i bitwa,
Falka, Orthaja i bogom równego Polyfetesa,
Synów Hippotiona, Askania, Palmysa, Moryna;
Oni z Askanii o skibie szerokiej przybyli w odwodzie
Rano, w dzień pierwej, a wtedy do walki ich pędził Kronion.
Która pod grzmotem ojca Diosa ku ziemi spadając,
Z hukiem straszliwym do morza się rzuca i wewnątrz ogromne
Fale szumiące piętrzy na morzu wzburzonem szeroko,
Pianą kipiące brzuchate, to w tył to naprzód je ciska;
Śpiżem okryci świecącym dążyli za swymi wodzami.
Hektor na czele prowadził, jak Ares co męże morduje,
Syn Priama, dźwigając przed sobą tarczę gładziutką,
Obwarowaną skórami i silnie miedzią okutą;
Wszędy na koło szeregów próbował puszczając się naprzód,
Czyby gdzie nie ustąpiły gdy w tarczę skulony nacierał,
Ale nie zachwiał odwagi w Achajów piersiach walecznych.
Pierwszy go Ajax wyzywa suwając krokiem potężnym:
Myślisz? toż nie jesteśmy tak bardzo walce obcymi,
Tylko że srogim biczem Diosa jesteśmy zgnębieni.
Pewno ty żywisz w duszy nadzieję że nasze wyniszczysz
Statki, lecz przecież i nam do obrony gotowe są dłonie.
Będzie zdobytym i wkrótce zniszczonym dłońmi naszemi.
Mówięć atoli że bliska już chwila, gdy będziesz w ucieczce
Błagał ojca Diosa i innych bogów nieśmiertnych,
Żeby grzywiasty twój rumak sokoła w locie prześcignął,
Jeszcze tak mówił gdy ptak od prawej nadleciał mu strony,
Orzeł o górnym locie; przyklasnął naród Achajski
Raźnie z otuchą dla wróżby; zaś Hektor prześwietny odrzecze:
„Cóżeś powiedział Ajaxie chełpliwy i próżny gaduło!
Cały mój żywot, a Herę dostojna by matką mi była,
Żebym był wielbion, jak czczeni Apołlon i boska Athene,
Tak dzisiejszy ten dzionek niech zgubę Argeiom przyniesie
Wszystkim, a ty między niemi polegniesz, gdybyś się ważył,
Będzie ci płatać, a ty sobaki Trojańskie i ptaki
Tłuszczem i mięsem nasycisz, gdy padniesz przy statkach Achajskich“.
Tak powiedziawszy prowadził a tamci za nim dążyli
Z wrzawą straszliwą, a wojska od tyłu krzyczały donośnie.
Walki, lecz czoło stawili napaści Trojan walecznych.
Wrzawa z obu stron dosięgła etheru i światła Diosa.
Więc do Asklepiadesa w skrzydlate odezwie się słowa:
„Zważajże o Machaonie téj sprawy obrót i koniec;
Hałas ochoczéj drużyny albowiem przy łodziach się zwiększa.
Aż Hekameda o pięknych warkoczach ci łaźnię gorącą
Przygotuje i krew od kurzu spieczoną obmyje;
Ja zaś wyszedłszy obejrzę się szybko z obszernéj widowni.“
Rzekłszy to chwycił za tarczę wyborną syna swojego,
Miedzią świecąca, a tenże ojcowskiéj tarczy używał.
Chwycił za dzielny swój oszczep okuty w ostre żelazo,
Stanął po za namiotem i dzieło nieszczęsne obaczył,
Pomięszane tych szyki, a tamtych goniących od tyłu,
Równie jak morze ponuro ciemnieje głuchemi bałwany,
Jakby w oczekiwaniu kierunku szybkiego, co wiatry
Dadzą mu ostre, i w żadną nie toczy się stronę ogromem,
Zanim wybrany od Zewsa stanowczo wiatr nie zawieje;
Stron, czy pójdzie do tłumów Danajów szybko jeżdżących,
Czy téż do Agamemnona Atrydy pasterza narodów.
Podczas gdy tak się namyślał wydało mu się najlepszém,
Udać się wprost do Atrydy. Mordują się tamci nawzajem
Ciężkich od razów mieczy lub obosiecznych oszczepów.
W drodze Nestora spotkali książęta od bogów zrodzeni,
Powracający od statków, ranami od spiżu okryci,
Syn Tydeja, Odyssej a z nim Agamemnon Atrydes.
Wzdłuż morskiego wybrzeża; z kolei najpierwsze na ziemię
Powyciągano, za niemi zaś mury przy stérach wzniesiono.
Wcale niemogło albowiem wybrzeże, aczkolwiek obszerne,
Wszystkie pomieścić okręty i było zbyt ciasno dla wojska;
Otwór zatoki zajęli, ścieśnionéj przylądki stromemi.
Oni to pragnąc obaczyć i bitwę i wrzawę wojenną,
Szedli oparci na dzidach pospołem, a serce zgryzione
W piersiach dźwigali. Staruszek ich wtedy na drodze napotkał
Agamemnon przemożny się z mową do niego odezwał:
„Synu Neleja Nestorze Achajów ozdobo szlachetna!
Czemuż od bitwy trawiącéj uchodząc tutaj przybyłeś?
Boję się żeby straszliwy mi Hektor słowa nie spełnił,
Że nie rychlej od naszych okrętów do Ilion powróci,
Zanim nie spali takowych, a samych nas pozabija.
Tak on wtedy przemawiał, a teraz to wszystko się spełnia.
Przebóg, zaprawdę już inni Achaje łydookuci
Niechcąc się więcéj potykać nakoło sterniczych okrętów.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź bohater Nestor Gereński:
„Wszystko się tak skończyło i stało, że nawet odmiennie
Zews z wysokości gromiący niezdołał by jej przeinaczyć.
Jako na silną, zaporę dla statków i równie nas samych;
Tamci przy szybkich okrętach niezmierne bitwy staczają
Bez ustanku i nawet nie poznasz choć jakbyś wyglądał,
W której li stronie Achaje są parci w ciężkiej potrzebie,
Radźmy więc nad tém, jaki by obrót nadać téj sprawie,
Czyli jej rada pomoże; do bitwy was nienamawiam
Puszczać się, rannym albowiem już dalej walczyć nie można.“
Książe narodów Atrydes mu na to rzeknie w odpowiedź:
Mury wzniesione już więcéj nie chronią, ani przekopy
Które tak wiele mozołu nadały Danajom, w nadziei
Nieprzełamanej zapory dla statków i równie nas samych;
Zdaje się zatém że tak się podoba Zewsowi możnemu,
Przewidywałem to, nawet gdy był Danajom życzliwym,
Widzę zaś teraz, że tamtych zarówno jak bogów szczęśliwych
Darzy, a naszą potęgę i dłonie związał w niemocy.
Zatém słuchajcie i jako ja mówię ustąpcie mi wszyscy.
Wyciągnijmy i wszystkie na morze boskie wysuńmy;
Z dala kotwicą na fali je przymocujmy, aż zajdzie
Święta noc, może wtedy Trojańskie wojska przestaną
Walczyć, a później wszystkie okręty puścimy na morze.
Lepiéj ucieczką przed zgubą się chronić niż być uprzedzonym.“
Spoglądając ponuro przebiegły odrzecze Odyssej:
„Cóż to za słowo Atrydo niebacznie ci z ust wyleciało?
Ty nieszczęsny, bodajbyś tchórzliwém innem dowodził
Nadał Zews, by do późnéj starości wytrzymać statecznie
Walki okrutne, aż póki nie zginą wszyscy do szczętu.
Tak to zamierzasz Trojan szerokouliczne opuścić
Miasto, z powodu którego znosiliśmy tyle nieszczęścia?
Słowa, którego by żaden przez usta mąż nie wypuścił,
Któren by wiedział w umyśle jak słusznie gadać przystoi,
Zwłaszcza gdy berło dzierży i taki mu naród podwładny,
Jakim ty jako król nad Argejami panujesz;
Kiedy nam radzisz w pośrodku poczętéj walki i wrzawy,
Statki wiosłowe do morza wyciągać, by coraz to więcéj,
Działo się dobrze Trojanom, mającym już znaczną przewagę,
Zguba zaś nas okropna dosięgła. Bo wtedy Achaje
Ale trwożliwie się będą oglądać i bitwy unikać.
Wtedy by twoja nas rada zgubiła, dowódco narodów.“
Książe narodów Atrydes mu na to rzeknie w odpowiedź:
„Bardzo zaprawdęś mi w sercu dojechał twoją naganą
Synów Achajskich, by w morze wyciągać wiosłowe okręty.
Niechże tu przyjdzie kto teraz nam sposób lepszy doradzi,
Młody czy stary, niczego ja bardziéj sobie nie życzę.“
Wtedy się do nich odezwie Diomed o głosie donośnym:
Chcecie mnię słuchać i gniewem się każdy srożyć niebędzie,
Oto że wiekiem najmłodszy jestem z pomiędzy was tutaj;
Z ojca dzielnego atoli i ja pochodzeniem, Tydeja
Szczycę się, (jego już w Thebach mogiłą ziemia przykryła).
Którzy mieszkali w Plewronie i Kalidonie wyniosłéj,
Agryj i Melas, a trzecim był z rzędu Ojnej wojownik,
Ojciec mojego rodzica, wartością nad innych celował.
On więc także pozostał, lecz rodzic mój w Argos zamieszkał
Jedną z córek Adresta zaślubił i mieszkał w domostwie
Żyjąc zamożnie i miał podostatkiem żyznéj ziemicy,
Pszennej, w koło zaś liczne ogrody z drzewami na grzędach;
Miał i niemało bydełka, a wszystkich Achajów przewyższał
Zatém nie sądźcie bym z rodu był podłym i człekiem niewieścim,
Ani mą radą otwartą nie gardźcie, wypowiem ją zaraz.
Daléj do walki, choć ranni jesteśmy, konieczność przynagla;
Tamże daleko się trzymać będziemy od wrzawy wojennéj,
Będąc w pośrodku zaś innym dodajmy ducha, co przedtem,
Dawszy już folgę odwadze ustali i stronią od walki.“
Tak się odezwał, słuchali go chętnie i skłonić się dali;
Poszli więc spiesznie, przewodził im książe narodów Atrydes.
Ale w postaci starego wiarusa do nich przystąpił;
Prawą chwyciwszy rękę Agamemnona Atrydy,
Mowę ku niemu obraca i w lotne odezwie się słowa:
„Synu Atreja, zapewne Achilla serce złośliwe
Oglądając; bo wcale rozumu i troszkę w nim nie ma.
Bodajby zginął tak samo, a bóg haniebnie go skruszył.
Jeszcze bogowie szczęśliwi dla ciebie złéj woli niemają;
Owszem być może że jeszcze Trojańscy wodzowie i pany
Uciekających ku miastu na odwrót namiotów i łodzi.“
Rzekłszy to krzyknął donośnie po gładkiéj krocząc równinie,
Gdyby to dziewięć tysięcy krzyknęło, lub dziesięć tysięcy
Mężów śród boju, co w sprawie morderczéj na siebie natarli;
Odgłos; atoli każdemu z Achajów odwagę ogromną
Wlał do duszy, by bić się niezłomnie i mężnie potykać.
Here zaś złototronna bogini, stojąca patrzała
Na dół oczyma od szczytu Olimpu, i zaraz poznała
Brata i szwagra zarazem, i w duszy się uradowała.
W tém siedzącego na szczycie najwyższym, w strumienie obfitéj
Idy, Zewsa ujrzała, zawrzała jéj dusza od gniewu.
Wtedy się wypukłooka dostojna Here namyśla,
Taki jéj wreszcie pomysł wydaje się w duszy najlepszym;
Jak najlepiéj się przyozdobiwszy do Idy podążyć,
Czyby téż nie zapragnął podzielić się łożem w miłości,
W obec jéj wdzięków, a potem łagodném i słodkiém uśpieniem
Spieszy więc do sypialni; urządził ją syn jéj Hefajstos
Luby, i szczelne drzwi przystosówał misternie do słupków,
Skrytém zamknięciem, nikt inny go z bogów otworzyć nie zdoła.
Tamże wszedłszy, za sobą przymknęła świecące podwoje.
Skazy wszelakie obmywszy, namaszcza się czystym olejkiem,
Ambrozyjskim milutkim, aż woń się od niego rozchodzi;
Ledwie nim tym tylko poruszy w śpiżowych gmachach Diosa,
Dymek woniący ku ziemi, i w górę się niebios rozchodzi.
Przeczesawszy, rękoma świécące uplata warkocze,
Ambrozyjskie, ze skroni je nieśmiertelnéj odgarnia.
W koło zaś ambrozyjską się szatą obwija; Athene
Z tkanki ją przędła cieniutkiéj i haftem przybrała misternie;
Potém przepaskę zarzuca, zdobiło ją sto kutasików;
W uszka dokładnie przeszyte kolczyki prześlicznéj roboty,
Trójgwiaździste zakłada, wesołym odblaskiem świeciły.
Wszystko to potem bogini wspaniałą pokrywa namiotką,
Do świecących zaś stóp przywięzuje ozdobne postoły.
Wreszcie gdy całym tym strojem odziała swą postać bogini,
Spiesznie wychodzi z sypialni, by Afrodytę na stronę
Z dala od bogów odwołać, i słowem się do niéj odezwie:
Tylko czy mi nieodmówisz, bo żal masz do mnie w twej duszy,
Oto, że ja dla Danajów, a tyś dla Trojan życzliwą?“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Afrodys córa Diosa:
„Hero bogini najstarsza, wielkiego córo Kronosa!
Jeźli je spełnić potrafię, i jeźli możebném je spełnić.“
Z myślą podstępną odpowie jéj na to Here dostojna:
„Daj mi luby twój urok i czary, któremi ty wszystkich
Serca przedwiecznych podbijasz, a niemniéj ludzi śmiertelnych.
Okeanosa, co gniazdem jest bogów i matkę Thetydę,
Którzy mnie w swoich pałacach żywili i wychowywali,
Z ręki mnie Rhei przyjmując, gdy Zews rządzący Kronosa
W ziemi otchłaniach osadził i morza dzikiego pustyni.
Dużo już bowiem czasu minęło jak stronią od siebie,
Od miłości i łoża, bo w duszy na siebie są gniewni.
Żebym to lube ich serca słowami zmiękczyć zdołała,
Oraz do łoża nakłonić by wspólnie miłości zażyli,
Afrodyte o słodkim uśmiechu odpowie jej na to:
„Zgoła mi nie przystoi żądaniu się twemu sprzeciwiać;
W najwyższego albowiem spoczywasz Zewsa objęciach.“
Rzekła i z piersi odpina przepaskę haftami pokrytą,
Mieści się w niéj i miłość, pragnienie i szepty miłosne,
Lube namowy co zmysłów i najrozumniejszych pozbawią.
Tę jéj rzuciła na ręce wygłasza słowo i mówi:
„Oto masz tę przepaskę i w piersi ją schowaj głęboko,
Żebyś napróżno wróciła, gdy czegoś w duszy zapragniesz.“
Rzekła, uśmiecha się Here, wypukłooka dostojna,
Śmiejąc się jeszcze przepaskę następnie w piersi zanurza.
Ona więc poszła do zamku Diosa docz Afrodyte,
Zaszła do Pierji i kraj Emathei uroczéj przebywszy,
Pędzi ku szczytom śnieżystym Thraków co końmi harcują,
Aż do skał niebotycznych i ziemi nie dotknie stopami;
Z wyżyn Athosu na morze falami pieniące się spuszcza,
Tam się spotyka ze Snem rodzonym śmierci braciszkiem,
Chwyta go dłonią za dłoń wygłasza słowo i mówi:
„Śnie potężny co rządzisz bogami i ludźmi wszystkiemi,
Jeśli też kiedyś słuchałeś mych słów, to jeszcze i teraz
Uśpij mi tylko Zewsa pod brwiami oczy świecące,
Skoro się tylko przy jego położę boku w miłości.
Pięknym cię w zamian tronem obdarzę, trwałości wieczystéj,
Złotym; Hefaistos mój syn, na obie nogi kulawy
Żebyś świecące swe stopy mógł na niém opierać przy uczcie.“
Odpowiadając na to, odezwie się do niéj Sen błogi:
„Hero, bogini najstarsza wielkiego córo Kronosa!
Żebyć to kogoś innego z przedwiecznie bogów żyjących,
Okeanosa, co wszystkich jest łonem i pierwszym początkiem;
Ale do Zewsa Kronidy zaprawdę się zbliżyć nie ważę,
Ani go zmorzyć uśpieniem, jeżeli on sam nie rozkaże.
Bowiem za innym już razem nauczkę z twéj rady powziąłem,
Od Iliony odpłynął zniszczywszy miasto Trojańskie.
Wtedy ja umysł Diosa co trzęsie egidą uśpiłem,
Zlawszy się nań łagodnie, lecz ty tamtemu złorzecząc,
Rozhukałaś na morzu huragan wiatrów straszliwych;
Z dala od wszystkich przyjaciół, lecz Zews obudzony się wściekał,
Ciskał bogami po gmachu, a mnie przed innemi wszystkiemi
Szukał, i byłby zniweczył i wrzucił z eteru do morza,
Żeby mnie Noc nie zbawiła, władczyni bogów i ludzi;
Lękał się bowiem, by szybkiéj na przekor Nocy nie zrobić.
Ty zaś namawiasz mnie znowu, by sprawę nieszczęsną poczynać.“
Here wypukłooka, dostojna mu rzeknie w odpowiedź:
„Czemuż o Śnie o tych rzeczach takowe masz w duszy mniemanie?
Jak z Heraklesa powodu swojego syna się gniewał?
Ale ty chodź, ja zaś tobie z Charytek jedną z najmłodszych
Dam w zamęźcie, byś mógł towarzyszką ją swoją nazywać.
[Tę Pazytheję za którą tęskniłeś dniami wszystkiemi].“
„Teraz mi więc poprzysięgnij na Styxa nurt nieskalany;
Jedną ręką się uchwyć za wielożywną ziemicę,
Drugą zaś połóż na morzu świécącém, ażeby nam wszyscy
Bogi podziemne świadczyły, co koło Kronosa się mieszczą;
Tę Pazytheję, za którą tęskniłem dniami wszystkiemi.“
Rzekł, nie odmawia bogini Here o śnieżnych ramionach,
Ale przysięgła jak żądał i bogów nazwała wszelakich
W głębi Tartaru siedzących, co ich Tytanami nazwano.
Poszli oboje i miasta Lemnos i Imbros opuszczą,
Mgłą się zakrywszy, i szybko podróży swéj dokonywują.
Weszli do Idy w strumienie obfitéj, macierzy zwierzyny,
Oraz do Lektos gdzie morze opuszczą; następnie zaś lądem
Tamże się Sen zatrzymuje, nim Zewsa się oczom ukaże,
Wszedłszy na jodłę wyniosłą, co wtedy na Idzie lesistéj,
Jako najwyższa strzeliwszy, przez chmury etheru sięgała;
Tamże on usiadł, głęboko się skrywszy w gałęziach jodłowych,
Bogi Chalkidą go zowią, u ludzi się zowie jastrzębiem.
Here zaś wspina się szybko po stroméj Gargaru krawędzi
W Idzie wysokiéj, i tam ją Zews chmurozbiorca spostrzega.
Skoro ją ujrzał utonął mu bystry umysł w pragnieniu,
Idąc do łoża, tajemnie przed rodzicami drogiemi.
Więc naprzeciwko niéj staje, wygłasza słowo i mówi:
„Hero, dokądże dążąc z Olimpu tutaj przybywasz?
Niema tu twoich rumaków i wozu byś na nim zasiadła.“
„Ziemi żywiącéj granice obaczyć się teraz wybieram,
Okeanosa, co łonem jest bogów i matkę Thetydę,
Którzy mnie w swojém domostwie żywili i wychowywali;
Onych to idę obaczyć, by swary bez końca zagodzić.
Od miłości i łoża, bo w duszy na siebie są gniewni.
Moja powózka u stóp w strumienie Idy obfitéj
Czeka, by nosić mnie wszędzie, po stałym lądzie i falach.
Teraz atoli dla ciebie z Olimpu tutaj przybywam,
Puszczam się w drogę do Okeanosa o falach głębokich.“
Zews co chmury gromadzi odrzecze jéj na to w odpowiedź:
„Hero! wszak znajdzie się czas by się późniéj tamże wybierać;
My zaś oboje miłosnéj zażyjmy rozkoszy na łożu.
Takiem nie zachwyciła i serce mi w piersi podbiła;
[Ani gdym pałał miłością do Ixioneja małżonki,
Która mi Pejrithoosa spłodziła rozumu boskiego;
Ani gdy Akrizyonę Danai córkę kochałem
Ani też córę Fenixa, władyki o sławie szerokiéj,
Która Minosa spłodziła i Rhadamantę boskiego;
Anim Semelę tak kochał, lub w Thebach Alkmenę uroczą,
Która mi syna umysłu dumnego zrodziła Heralda;
Ani gdym kochał Demetrę królowę o bujnych kędziorach,
Ani gdy Letę nadobną, ani gdym pałał do ciebie,]
Nigdy cię tak nie kochałem i luba mną żądza nie wrzała.“
Jemu z umysłem podstępnym odpowie Here dostojna:
Jeśli tak pragniesz w miłości obecnie łoża zażywać,
Tutaj na szczytach Idajskich, co zewsząd widoczne bywają;
Jakże to będzie, jeżeli kto z Bogów przedwiecznie żyjących
Zejdzie nas tutaj leżących i zniósłszy się z bogi wszystkiemi
Z łoża powstawszy; zaprawdę zupełnie by się nie godziło.
Jeźli zaś pragniesz koniecznie i miłem dla serca ci będzie,
Oto masz blizko sypialnią, twój syn ją miły zbudował,
Tamże się idźmy położyć, gdy tak ci tęskno za łożem.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź potężny Zews chmurozbiórca:
„Hero nikogo się z bogów nie lękaj, ani téż z ludzi
Ujrzeć, tak gęstą ja chmurę w około ciebie obtoczę
On co ma światło najtęższe, by w głąb wszystkiego zaglądać.“
Rzekł i ścisnął w objęciach syn Krona swoją małżonkę;
Boska ziemica pod niemi wydała trawki młodziutkie,
Lothus od rosy świeżutki i szafran i miłe hyacynty,
Na niém się oni układli, i chmurką się gęstą przykryli,
Piękną, złocistą, z jéj łona spadała rosa przejrzysta.
Rodzic więc tak nieruchomie spoczywał na szczycie Gargara,
Snem i miłością zwalczony, w objęciach trzymając małżonkę.
Z wieścią przychodząc do Ennozygaja co lądem potrząsa.
Blizko więc przy nim stanąwszy w skrzydlate odezwie się słowa:
„Teraz na prawdę Danajom Pozejdaonie pomagaj,
Sławę téż dla nich pozyskaj, choć chwilę, dopóki śpi jeszcze
Here go zaś namówiła, by z nią w miłości spoczywał.“
Rzekłszy to wrócił napowrót do głośnych ludzi pokoleń;
Jeszcze zaś więcéj tamtego zachęcił by wspierać Danajów.
Zaraz on w pędzie okrutnym skoczywszy do pierwszych zawoła:
Priamidzie, by porwał okręty i sławę pozyskał?
Tak on mniema i chełpi się z tego, z powodu że Achill
Koło głębokich okrętów zostaje w duszy zgniewany.
Bardzo nam jego tak znowu brakować niebędzie, jeżeli
My zostający zagrzewać się będziem, by sobie pomagać.
Ile jest tarczy najlepszych w obozie, i które największe,
Bierzmy, a głowy nasze pokrywszy hełmami dokoła
Świecącemi, a w rękę chwyciwszy oszczepy najdłuższe
Idźmy, ja sam zaś będę dowodził, i wcale nie sądzę,
[Jeśli waleczny więc mąż za małą ma tarczę na ręku,
Niechże ją odda słabszemu a sam się większą zasłania.“]
Rzekł, a tamci z uwagą słuchają i byli posłuszni.
Sami ich więc książęta szykują, choć byli rannemi,
Chodząc pomiędzy wszystkiemi, morderczą broń przemieniają;
Lepszą waleczny się zbroi, a gorszą słabszemu oddaje.
Wtedy dopiero gdy ciało pokryli lśniącém żelazem,
Spiesznie ruszają, dowodził Pozejdon lądem trzęsący;
Groźną jak błyskawica, do któréj wara się zbliżać,
W pośród zamieszki nieszczęsnéj, bo trwoga ludzi przykuwa.
W stronie przeciwnéj zaś Hektor prześwietny Trojan szykował.
Wtedy to kłótnie zaciekłą toczyli do strasznéj rozprawy,
Ten się potyka dla Trojan, Argejom się tamten poświęca.
Morze się z hukiem podnosi w namiotów i łodzi Argeiskich
Stronę, lecz oni na siebie natarli z wrzaskiem ogromnym.
Ani pieniące bałwany nie huczą tak przeciw wybrzeżom,
Ani nie trzeszczą tak strasznie czerwone ognia płomienie
W górskich parowach, gdy pożar posuwa się wpuszczę lesistą;
Nawet i wicher tak silnie wśród niebotycznych nie szumi
Dębów, on co najbardziéj straszliwém się wyciem rozchodzi;
Kiedy z krzykami groźnemi wzajemnie na siebie natarli.
Pierwszy naprzeciw Ajaxa uderzył Hektor prześwietny
Dzidą, bo prosto na niego się był obrócił, nie chybił,
Tam go ugodził, gdzie dwa rzemienie na piersi się schodzą,
One to miękkie mu ciało schroniły. Rozgniewał się Hektor,
Widząc że szybki mu pocisk napróżno z dłoni wyleciał.
Szybko się w zgiełk towarzyszy wycofał przed śmiercią się chroniąc.
Cofającego się zaś Telamończyk Ajas kamieniem
Aż pod stopy walczących rzuconych; jednego dźwignąwszy
W piersi nad brzeżkiem tarczy w pobliżu go szyi ugodził;
Skręcił się kamień od rzutu jak bąk i po ziemi kołował.
Równie jak dąb od gromu rodzica Diosa się wali,
Z pniaka, uchodzi zaś męztwo każdemu, co temu się przyjrzał
Z bliska, bo ciężkie bywają Diosa gromy wielkiego;
Takoż i siła Hektora odrazu padła na ziemię.
Z ręki mu dziryt wyleciał, a za nim się tarcza stoczyła,
Z głośnym okrzykiem radości przybiegną synowie Achajscy,
Mając nadzieję go porwać, i mnogie na niego puszczają
Dzidy, lecz z nich ani jeden pasterza narodów nie zdołał
Pchnięciem lub rzutem ugodzić, bo pierw go junacy zasłonią,
Wódz Likijski Sarpedon i Glaukos nieskazitelny;
Z innych nie lenił się żaden, by jego ratować, lecz nad nim
Tarcze okrągłe trzymali, a towarzysze następnie
Dłońmi dźwignąwszy z potrzeby wynieśli, by zdążył do koni
Z tyłu czekały, z woźnicą i wozem ozdoby świecącym;
One ku miastu go niosą okrutnie stękającego.
Kiedy zaś doszli do brzegu powabnie rzeki płynącéj,
Xantha nurtującego, co rodził go Zews nieśmiertelny,
Lali; on wtedy odetchnął i w górę spojrzał oczyma;
Wsparłszy się na kolanach, buchnęła z niego krew czarna;
Znowu się potém ku ziemi pochylił i oczy mu ciemną
Nocą się zaćmią, bo jeszcze od ciosu był odurzonym.
Jeszcze się bardziéj na Trojan rzucili, pamiętni potyczki.
Wtedy najpierwszy o wiele Olejczyk Ajas najszybszy,
Nadbiegając ugodził kończystym Satnia oszczepem,
Enopidesa, którego młodziutka nimfa zrodziła
Jego to syn Ojleja kopijnik, blizko dopadłszy,
Pchnął niżéj brzucha, przewraca się tamten, a tuż koło niego
Toczą okropną walkę Trojanie przeciwko Danajów.
Jego by pomścić nadbiega Polydam udatny do dzidy,
Syna Areïlykosa; przez ramię dzida potężna
Przeszła, on padłszy w kurzawę rękoma za ziemię uchwycił.
Chełpił się strasznie Polydam i całym głosem zawrzasnął:
„Teraz nie sądzę zaprawdę, że z wielkodusznego Panthojdy
Utkwił on w ciele któregoś z Argejów, i sądzę że na nim
Opierając się zejdzie do wnętrza domu Hadesa.“
Rzekł, Argeje się wielce z przechwałek jego zmartwili;
Głównie zaś w boju dzielnego Ajaxa duszę oburzył,
Szybko więc za odchodzącym wypuścił dzidę błyszczącą.
Wtedy Polydam wprawdzie uniknął Kiery śmiertelnéj,
Na bok sunąwszy; w to miejsce, Archeloch Antenoryda
Został ugodzon, bo jemu bogowie zgon przeznaczyli.
W kostkę najwyższą pacierza i oba ściągacze mu przeciął;
Dużo więc prędzéj się jego głowa i nos i oblicze
Z ziemią zetknęły gdy padał, niż łytki, kolana i nogi.
Wtedy to Ajas ryknął na Polydamanta dzielnego:
Czyż niegodzien ten mąż polegnąć za Prothoenora?
Sądzę że miernym nie jest i pewno go mierni nie rodzą,
Owszem rodzony brat Antenora, co końmi harcuje,
Albo i syn, bo do rodu bardziéj się zdaje podobnym.“
Wtedy Akamas Promacha Bojotyjczyka ugodził
Dzidą, w obronie brata, gdy tamten go ciągnął za nogi.
Nad nim Akamas znęcając się strasznie, na cały głos krzyknął:
„Otoż Argeje co celnie strzelacie i wiecznie grozicie,
Będzie, lecz kiedyś i was tak samo pozabijają.
Patrzcie, jak z waszych spokojnie Promachos, leży złamany
Moim oszczepem; by czasem braterska krzywda nie długo
Oczekiwała pomszczenia; toć męża każdego życzeniem,
Rzekł, Argeje się wielce z przechwałek jego zmartwili.
Głównie zaś Peneleosa mężnego duszę oburzył;
Natrze więc na Akamanta, lecz tenże włóczni nie dotrwał
Peneleosa książęcia; ugodził więc Ilioneja,
Z Trojan ukochał Hermeias, i wielkim dostatkiem obdarzył;
Z nim to matka spłodziła jednego Ilioneja;
Jego to tuż pod brwiami w sam środek oka ugodził;
Zmiażdżył źrenicę ze wszystkiem, a dzida przez oko na wylot
Usiadł, a wtedy Penelej dobywszy miecza ostrego
W samym go karku utopił, odrąbał głowę i z hełmem
Strącił na ziemię; z impetem potężny oszczep utkwiony
W oku jeszcze pozostał, on zaś jak makówkę chwyciwszy
„O tém donieście Trojanie, świetnego Ilioneja
Matce i ojcu drogiemu, niech żale w pałacach rozwodzą;
Równie albowiem Promacha małżonka Alegnoridesa,
Męża drogiego powrotem się cieszyć nie będzie, gdy późniéj
Tak powiedział, a wszystkim od strachu nogi zadrżały;
Każden oglądał się w koło gdzie uciec przed zgubą okropną.
Teraz powiedźcie mi Muzy, co w domach Olimpu mieszkacie,
Któren też pierwszy z Achajów zbroczone rycerskie rynsztunki
Pierwszy więc Ajax syn Telamona, Hyrtysa ugodził,
Gyrtiadesa co Myzów o duszy zuchwałéj prowadził;
Mermerosa i Falka, Antyloch obdarł ze zbroi;
Merion atoli pokonał Morysa i Hippotiona;
Wreszcie zaś Hyperenora pasterza narodów Atrydes,
Trafił poniżéj brzucha, do głębi jelita przecięła
Dzida śpiżowa, lecz dusza przez ranę szeroko zadaną
Uszła pędzona; ciemności zaś jemu oczy pokryły.
Żaden albowiem podobnie w pogoni ścigać nie umiał,
Mężów uciekających, gdy Zews postrachem zagraża.
Uciekając, a wielu Danajskim dłoniom uległo,
Oni się koło powózek wstrzymują w oczekiwaniu,
Z bladém od strachu obliczem, w rozsypce; w tém Zews się przebudził,
Z łoża porwawszy się stanął i widzi Achajów i Trojan,
Pomięszane tych szyki, a tamtych goniących od tyłu,
Mężów Argeiskich, a z niemi Pozejdaona książęcia.
Widzi Hektora w równinie ległego, a przy nim druhowie
Krwią się zalewał, bo wcale nie podły go zranił Achajczyk.
Jego ujrzawszy zlitował się ojciec i bogów i ludzi,
Więc z wejrzeniem ponurem do Hery tę mowę obraca:
„Przebóg ty niepoprawiona Hero! twój podstęp fatalny
Niewiem zaprawdę czy znowu twojego wymysłu podłego
Skutku najpierwéj nie poznasz, gdy ciebie plagami obłożę.
Już nie pamiętasz gdyś w górze wisiała, a do nóg ci wtedy
Dwoje kowadeł przypiąłem, a ręce w pęty okułem
Była zwieszoną; sierdzili się bogi w Olimpie ogromnym,
Ale choć z blizka cię zwolnić nie mogli; pierwszego ja byłbym
Chwycił i po za me progi wyrzucił, dopóki by nie spadł
Aż na ziemię zemglony, żałoba pomimo to ciągła
Jemu ty wraz z Boreaszem i w zmowie z burzami groźnemi,
Błąkać się każesz po morskiéj pustyni w zamiarze złowrogim,
Aż go nareszcie do Koos ludnego miasta wpędziłaś;
Ztamtąd go ja wybawiłem, a potém do Argos napowrót
Przywiedź to sobie na pamięć, byś zaniechała podstępów,
Żebyś wiedziała czy zbawcą ci będzie miłość i łoże,
Którém się podzieliwszy z daleka od bogów mię zwiodłaś“.
Rzekł; zaperzyła się Hera wypukłooka dostojna,
„Niechże posłyszy to ziemia i niebo szérokie na górze,
Oraz i Styxa pieniące się nurty, co przecież największe,
Najstraszniejsze wezwanie dla bogów stanowią szczęśliwych,
Twoja najświętsza głowa i wspólne obojgu nam łoże
Jako nie z mego rozkazu Pozejdon ziemią trzęsący
Gnębi Hektora i Trojan, a stronie przeciwnéj pomaga;
Pewnie więc własne go serce pobudza do tego i skłania,
Że się Achajów zlitował na widok ich klęski przy łodziach.
Żeby się udał tamże, gdzie ty Czarnochmurny nakażesz“.
Rzekła, uśmiecha się na to praojciec bogów i ludzi,
Odpowiadając jéj na to w skrzydlate odezwie się słowa:
„Żebyś ty wypukłooka dostojna Hero na przyszłość,
Wtedy Pozejdon, choć myślą stanowczo mierzy gdzieindziéj,
Szybkoby umysł nawrócił, po twojém i mojém życzeniu.
Ale jeżeli po prawdzie i szczerze o tém przemawiasz,
Idźże więc teraz do bogów czeredy i wołaj by tutaj,
Ona pomiędzy szeregi Achajów miedzią okrytych,
Niechaj bieży i rzeknie do Pozejdaona książęcia,
Żeby od walki się wstrzymał i wracał do swego domostwa;
Niechaj zaś Fojbos Apollon Hektora do walki zagrzewa,
Które obecnie go w duszy térają, atoli Achajów
Niech do ucieczki odwróci, bezsilną w nich trwogę wzbudzając;
Żeby w ucieczce do łodzi Pelejadesa Achilla
Wpadli wielowiosłowych; lecz on im Patrokla swojego
Blizko Iliony, lecz pierwéj Patroklos pokona młodzieży
Wiele przeróżnéj, a zwłaszcza Sarpedona syna mojego,
W gniewie o niego zabije Hektora boski Achilles.
Odtąd ja ciągle odwrotną pogoń od strony okrętów
Stroméj Iliony szturmem nie wezmą za radą Atheny.
Pierwej ja gniewu mojego nie zmiękczę i z innych żadnego
Nieśmiertelnych nie puszczę, by tamże Danajom pomagał,
Zanim synowi Peleja dopełnię jego żądanie,
W on dzień gdy boska Thetyda objęła mnie za kolana,
Zaklinając bym uczcił Achilla co grody wywraca“.
Rzekł; nie sprzeciwia się wcale Here o białych ramionach;
Więc do Olimpu wielkiego ze szczytów Idajskich odchodzi.
Ziemi przemierzył, i w bystrym umyśle sobie rozważa;
Chciałbym ja być tu i owdzie, i wiele zamysłów układa;
Również i Hera pospiesznie, przelotem drogę przebyła;
Staje na stromym Olimpie i wpada na wszystkich zebranych
Wszyscy zerwali się z miejsca i pełnym witają kielichem.
Ona niezważa na innych, lecz z rąk Themidy uroczéj
Kielich przyjmuje, bo pierwsza podbiegła na jéj spotkanie;
Ku niéj się tedy zwróciwszy, w skrzydlate odezwie się słowa:
Musiał cię pewno nastraszyć syn Krona twój pan i małżonek“.
Hera białoramienna w odpowiedź jéj na to odrzecze:
„O to Themitydo bogini nie pytaj; wiadomo i tobie
Jaki onego jest umysł zuchwały i wcale nieznośny.
Potém zaś razem z wszystkiemi nieśmiertelnemi usłyszysz,
Jakie to dzieła złowrogie gotuje nam Zews; ja nie sądzę,
Żeby się wszyscy zarówno ucieszyć mogli, bądź ludzie
Bądź i bogowie, choć teraz niejeden swobodnie ucztuje“.
Posmutnieli bogowie w Diosa domu, lecz ona
Usty się śmiała, choć czoło się wcale pod brwiami ciemnemi
Nie rozjaśniło, i z gniewem się do nich wszystkich odezwie:
„Głupi, co chcemy bezmyślnie naprzekór działać Zewsowi,
Słowy lub siłą! On zdala siedzący się o to nie troszczy,
Ani téż pyta, bo sądzi że między bogami wiecznemi,
Bezwątpienia potęgą i władzą stoi najwyżej.
Więc się gotujcie, że z was każdego klęską nawiedzi.
Zginął już bowiem w potyczce Askalaf syn jego, najdroższy
Z ludzi, a swoim go zowie, tak mówią, Ares porywczy“.
Tak powiedziała, lecz Ares po udzie żylastém spuszczoną
Dłonią się wyciął i z żalem okropnym w te słowa wybuchnie:
Jeśli, by syna pomścić, podążę do łodzi Achajskich;
Choćby i mnie przeznaczono, gdy Zews mnie gromem uderzy,
Leżeć pospołem z trupami pomiędzy krwią i kurzawą“.
Rzekł: nakazał Strachowi i Grozie, by jego rumaki
Wtedyby jeszcze groźniejszy i większy gniew był nastąpił,
Oraz i pomsta ze strony Diosa na bogów nieśmiertnych,
Żeby to nie Athene o bogów się wszystkich lękając,
Była powstała w przedsionku z tronu na którym siedziała.
Dzidę spiżową na bok odstawiła, wyrwawszy z potężnéj
Dłoni, a potem słowami zagadnie strasznego Aresa:
„Gubisz się wściekły, czy zmysły straciłeś? napróżno więc nosisz
Uszy do słuchu, toć chyba i rozum i wstyd utraciłeś!
Która dopiéro co wraca od Zewsa z Olimpu wielkiego?
Chceszli mnogiego frasunku przebraną miarką nabrawszy
W Olimp napowrót zawracać, strapiony, lecz zmuszon do tego,
Razem zaś wszystkim innym zgotować wielkie nieszczęście?
Ale w Olimpie nas potém napadnie z hałasem okrutnym;
Z rzędu każdego pochwyci, czy winien czy téż niewinny.
Wzywam cię więc, byś porzucił żałobę po swoim potomku.
Już niejeden albowiem i siłą i dłonią dzielniejszy
Wszystkich ludzi śmiertelnych ochronić ród i istnienie.
Rzekła; i porywczego Aresa na tronie wstrzymuje.
Here Apollina wtedy na dwór wywołuje z komnaty,
Oraz Irydę, co między nieśmiertelnemi posłuje;
„Zews wam obojgu nakazał coprędzéj do Idy przybywać;
Kiedy zaś przybędziecie w Diosa oblicze spojrzycie,
Żeby wykonać co tylko rozkaże i czynić poleci“.
Tak powiedziawszy, napowrót odeszła Here dostojna;
Dążą ku Idzie w strumienie obfitéj, macierzy zwierzyny;
Zewsa o wzroku szerokim znajdują na szczycie Gargaru
Siedzącego, woniące obłoczki się nad nim roiły.
Oni oboje przychodząc przed Zewsa co chmury gromadzi,
Szybko albowiem zlecenia małżonki drogiéj słuchali.
Naprzód więc do Irydy w skrzydlate odezwie się słowa:
„Ruszaj mi lotna Irydo ku Pozejdaonu książęciu,
Wszystko mu powiedz dokładnie i mylnym posłańcem mi nie bądź.
Potem zaś wracał do bogów czeredy, lub morza boskiego.
Jeśliby zaś słów moich nie słuchał, lecz niemi pogardził,
Niechajże w duszy i w sercu rozważy, iż mimo swej siły
Oprzeć mi się nie poważy, gdy natrę na niego, albowiem
Rodem jam starszy, lecz on bezmyślnie sobie pozwala
Głosić się równym ze mną, którego się inni lękają.“
Rzekł; nie sprzeciwia się Iris, o wietrznych nóżkach leciuchna;
Spieszy więc nadół od szczytów Idajskich do świętéj Iliony.
Mroźnym pędzone powiewem Boreja z pod łona etheru;
Takoż suwając do celu leciała szybka Iryda;
Blizko stanąwszy zagadnie sławnego Ennozygaja:
„Czarnokędziorny mocarzu ziemicy, do ciebie z poselstwem,
Każe, byś wstrzymał się nadal od wszelkiéj potyczki i bitwy,
Potém uchodził do bogów czeredy, lub morza boskiego.
Jeśli zaś jego rozkazu nie spełnisz i będziesz przeciwnym,
Wtedy zagraża ci on, że gotów do walki stanowczéj
Dłoni, bo twierdzi że władzą od ciebie o wiele jest wyższym,
Rodem też starszy, a ty bezmyślnie sobie pozwalasz
Głosić się jemu równym, którego się inni lękają.“
Z gniewem jej na to okropnym odpowie Lądemtrzęsący:
Żeby on mnie, co mu równy godnością, miał gwałtem przymuszać.
Troje nas braci od Krona pochodzi, rodziła nas Rhea,
Zews, ja sam, a trzecim jest Ajdes, podziemiem rządzący,
Trojgiem się wszystko rozdziela, a każden w godności ma udział.
Kiedyśmy losy ciągnęli, Hadowi zaś nocne ciemnice;
Niebem szerokiem zaś Zews wśród chmur i etheru zawładnął;
Ziemia zaś wszystkim jest wspólną, zarówno i wielki Olimpos.
Zatém nie pójdę za wolą Diosa, lecz niechaj swobodnie
Niechże mnie zatém rękoma nie myśli nastraszyć jak tchórza;
Żebyć chodziło o córki lub synów, to snadniejby było
Gromić ich słowy grubemi, spłodziwszy ich sam jako swoje,
Którzy na jego wezwanie go będą słuchać i z musu.“
„Czarnokędziorny mocarzu ziemicy, mamże doprawdy
Zanieść takową odpowiedź Zewsowi, zuchwałą i dumną?
Może się skłonisz? bo skłonne do zwrotu są dusze szlachetnych.
Dobrze zaś wiesz, jak Erynny za starszym zawsze obstają.“
„Boska Irydo, zaprawdę, to słowo na czasie wyrzekłaś;
Dobrze i to się nadarza, gdy poseł uznaje co słuszne.
Ale bo smutek okropny ogarnia mi duszę i serce,
Kiedy on władzą równego, co losem obdarzon tymsamym,
Teraz jednakże, aczkolwiek zgniewany, uległym mu będę;
Ale ci to zapowiadam, i w duszy tę groźbę potwierdzam:
Jeśli on mnie pominąwszy i łupy wodzącą Athenę,
Herę, Hermesa, nakoniec i Hefaistosa książęcia,
Żeby ją zburzyć, i wielką Argeiów sławą obdarzyć,
Wtedy niech wié, że z nami okropną niezgodę mieć będzie.“
Rzekłszy to, naród opuszcza Achajski. Lądemtrzęsący
Sunął do morza, wodzowie Achajscy brak jego uczują.
„Ruszajże Fojbie kochany do miedziokrytego Hektora;
Widzę już bowiem, że mocarz ziemicy Ennozygajos
Uszedł do morza boskiego, naszego gniewu srogiego
Unikając, zaprawdę o walce wiedzieliby wszyscy,
Ale tak dla mnie o wiele zbawienniéj, jak również dla niego
Stało się, że acz się pierwéj pogniewał, na końcu ulegnął
Dłoni mej, sprawa ta bowiem bez trudu nie byłaby przeszła;
Ty zaś chwytając do rąk egidę frendzlami zdobioną,
Miejże zaś, o w dal godzący, na pieczy świetnego Hektora,
Obudź w nim siłę ogromną, tak długo, aż póki Achaje
Uciekając, do statków i do Hellesponta nie zdążą.
Od tej chwili ja sam obmyślę i dzieło i słowa,
Rzekł, nieposłusznie nie słuchał Apollon mowy rodzica.
Spieszy więc z wyżyn Idajskich, w postaci sokoła szybkiego
Chwytającego gołębia, co z ptaków jest lotem najszybszym.
Syna Priama zacnego znajduje, Hektora boskiego,
Druhów około siebie poznając, lecz pot i duszenie
Znikło, bo duch go przebudził Diosa, co trzęsie egidą.
Zdala godzący Apollo do niego się zbliżył i rzeknie:
„Synu Priama Hektorze, dlaczego zdaleka od innych
Ledwo dychając mu na to odrzecze Hektor z przyłbicą:
„Któż to ty jesteś z niebian najlepszy co mnie zapytujesz?
Tożeś nie słyszał, że mnie przy łodziach sterniczych Achajskich,
Jego czeredę gdym gromił, ugodził o głosie potężnym
Już mi się zdało, że w domy Hadesa i w liczbę poległych
Dnia onego podążę, bom prawie już ducha wyzionął.“
Władca o strzale donośnym Apollo mu rzeknie w odpowiedź:
„Dobréj bądź myśli, bo Kronid ci zbawcę znamienitego
Fojba o mieczu złocistym, Apollina, który cię przedtém
Bronił, tak samo ciebie, jak również i miasto wyniosłe.
Naprzód więc, liczne szeregi do walki konne zagrzewaj,
Żeby ku gładkim okrętom pędzili szybkie rumaki;
Całą wyrównam, a w tył bohaterów Achajskich odwrócę.“
Temi to słowy odwagą napełnił pasterza narodów.
Równie jak ogier na stajni, wyobroczony przy żłobie,
Pęty zerwawszy wybiegnie, brykając po gładkiéj równinie,
Parska i łeb do góry zadziera, lecz grzywa nakoło
Karku się jeży, lecz on piękności swojéj dufając,
Szybko nogami przebiera ku klaczy pastwisku znanemu;
Takoż i Hektor pospiesznie zwijając kolana i nogi
Równie jak czasem jelenia z rogami lub kozła dzikiego
Szczują kundle zajadłe i męże wieśniacy gromadnie.
Jego atoli skała stercząca, bądź puszcza cienista
Chroni i więcéj im nie przeznaczono, by jego dogonić;
Włazi im w drogę, i wszystkich przerzuca, choć naprzód dążących;
Również Danaje tak długo kupami ciągle ścigali,
Rąbiąc szablami i kłując spisami obosiecznemi;
Ale jak zoczą Hektora, co kroczył w mężów szeregach,
Wtedy się do nich Thoas, syn Andrajmona odezwie:
Najwaleczniejszy z Eolów, świadomy oszczepu, jak żaden,
Dzielny i w bitwie na rękę; zaś w radzie nie wielu z Achajów
Dotrwa mu, kiedy na słowa szermierkę młodzież prowadzi.
„Przebóg, jak wielkie dziwo oczyma memi oglądam;
Jakto, więc teraz nanowo powstaje umknąwszy przed Kierą
Hektor. Wszak dusza każdego niepłonną miała nadzieję,
Że już zginął pod ręką Ajaxa Telamonidesa.
Który tak wielu z Danajów pozbawił siły w kolanach,
Będzie i teraz to samo jak sądzę, bo pewno bez pieczy
Zewsa grzmiącego by tak na czele nie stawał z otuchą.
Naprzód więc, czyńcie jak mówię i niechaj mnie wszyscy słuchają.
Sami zaś, ilu nas w wojsku, co szczycim się być najlepszymi,
Stójmy, powiedzie się może go wstrzymać obcesem stawając,
Dzidy podnosząc, a sądzę, że wtedy choć pędzi na przebój,
Zlęknie się w duszy, by w zwarte szeregi Danajskie się puścić.“
Zatém wokoło Ajaxa i władcy Idomeneja,
Tewkra, Meriona i Mega, Aresa współzawodnika,
Hufce do walki szykują, co było najlepszych wołając
Obces naprzeciw Hektora i Trojan, atoli za niemi,
Pierwsi uderzą Trojanie gromadnie, na czele był Hektor,
Krocząc szeroko; lecz przed nim posuwa się Fojbos Apollon,
Chmurą po ramię zakryty, dzierżący groźną egidę,
Straszną o brzegu chropawym, promienną, a którą Hefaistos
W rękach takową trzymając na czele narodów dowodzi.
Dotrzymywali Argeje gromadnie placu, i wrzawa
Ostra z stron obu powstała, z cięciwy puszczają się strzały;
Liczne oszczepy zaś lecą przez dłonie odważne rzucane.
Wiele zaś na pół od celu nim skórę białą drasnęły,
W ziemi sztorcem utkwiły, pragnące się ciałem nasycić.
Póki zaś w dłoni bez ruchu egidę trzymał Apollon,
Póty trafiały pociski z stron obu, padały narody.
Trząsnął, wydając zarazem straszliwy okrzyk, natenczas
Męztwo ich odrętwiało i w boju zaciętym ustali.
Równie jak bydła gromadę, lub owiec stado przeliczne,
Bestyi dwoje popłoszy, co wpośród nocy głębokiéj,
Takoż i strachem zdjęci zesłabli Achaje, bo Fojbos
Popłoch im zesłał, a sławą Hektora i Trojan obdarzył.
Wtedy się z mężem mąż potykał w zmięszanych szeregach.
Hektor wtedy Stychiosa i Arkezylosa pokonał;
Tamten zaś Menestheja dzielnego wierny towarzysz.
Jaza i równie Medonta Eneasz rynsztunku pozbawił;
Jeden z nich był synem nieprawym Ojleja boskiego,
Medon, Ajanta braciszek; był osiedlonym w Fylace,
Eryopidy macochy krewnego, małżonki Ojleja;
Jazos atoli na wodza był Atheńczyków naznaczon,
Zwano w narodzie go synem Sfeloxa, Bukolidesa.
Mekestesa pokonał Polydam, Echiona Polites,
Z tyłu Dejocha zaś Parys ugodził w ramię od góry,
Z przednich uciekającego szeregów, na wylot go przebił.
Oni gdy zbroje z poległych zdzierali, natenczas Achaje
W przekop wybrany głęboko i ostrokoły wpadając,
Hektor wtedy na Trojan zawoła głosem potężnym:
„Naprzód, nacierać na łodzie, zostawić zbroczone rynsztunki;
Kogo zaś zdala od łodzi na innéj stronie zobaczę,
Wnet ja mu tutaj śmierć zgotuję i wtedy go krewni,
Ale go psy wywloką przed mury grodu naszego.“
Tak powiedziawszy, batogiem po grzbiecie zacina rumaki,
Nawoływując Trojan hufcami, lecz oni pospołem,
Wszyscy w okrzyku się łącząc kierują zaprzężne rumaki
Łacno przykopę od fossy głębokiéj nogami strącając,
Zrucił ją na dół do rowu, i tém wyrównał im drogę
Wielką i dosyć szeroką, na tyle jak rzut od oszczepu
Zmierzy, kiedy go mąż, by siły spróbować, wypuszcza.
Dzierżąc egidę promienną; wywraca mury Achajskie
Jakby zniechcenia, zarówno jak dziecko piasek nad morzem,
Które z onego zrobiwszy dla siebie zabawkę dziecinną,
Zaraz napowrót rozruca, rączkami i nóżką się bawiąc.
Wywróciłeś Argejów, a samym porażkę gotujesz.
Oni więc koło okrętów zatrzymać się usiłują;
Jedni na drugich wołają i wszystkich niebian wzywają
Ręce do góry podnosząc, i każden błagał gorąco.
Modlił się, ręce podnosząc w niebo gwiazdami zasiane:
„Zewsie rodzicu! jeżeli ci kiedy w żyznym Argosie
Spalił niejeden w ofierze barana tłustego lub wołu,
Prosząc o powrót, a ty skinieniem głowy przyrzekłeś,
Nie dopuszczając by tak przez Trojan zginęli Achaje.“
Tak błagając się modlił; rządzący mu Kronid wtórował
Grzmotem donośnym, słuchając modlitwy starca z Nelei.
Grzmot usłyszawszy Trojanie, Diosa co trzęsie egidą,
Oni jak fala ogromna na morza przestrzeni szerokiéj,
Piętrząc się wyżéj nad ścianę okrętu, zalewa, gdy wiatru
Pędzi ją siła, gdyż ona powiększa najbardziéj bałwany;
Również Trojanie z krzykami wielkiemi przez mury się wdarli,
Obosiecznemi spisami, z blizkości; jedni na wozach,
Tamci wysoko z pokładów na ciemne wyszedłszy okręty,
Ogromnemi drągami, co w łodziach gotowe leżały,
Składanemi, do bitwy na morzu, z okuciem spiżowém.
Walkę toczyli, lecz jeszcze nazewnątrz szybkich okrętów,
Póty w namiocie przebywał dzielnego Ejrypilosa,
Jego zabawiał rozmową i leki przykładał na ranę
Ciężką, dla załagodzenia okrutnych męża boleści.
Pchają się, wielkie zaś krzyki i klęska Danajów nastaje,
Jęknął żałośnie, następnie po udzie spuszczoną uderzył
Dłonią i z bólem okropnym wyrzeknie słowo i mówi:
„Eurypilu, już dłużéj pozostać tutaj nie zdołam
Niechaj cię giermek tymczasem zabawia, atoli co do mnie
Spieszę do Achillesa, by jego do walki zagrzewać.
Kto wié, może też z boską pomocą pobudzę mu duszę
Moją namową? skuteczna przyjaźni bywa pobudka.“
Mężnie na impet Trojański stanęli, lecz wcale nie mogli,
Chociaż i liczbą słabszych, odeprzeć od szybkich okrętów,
Ani też nie podołali Trojanie Danajskie falangi,
Przełamawszy, w namiotach i statkach do walki wystąpić.
W rękach budowniczego zręcznego, co całéj swéj sztuki
Dobrze świadomy, wprawiony nauką i radą Atheny;
Tak między nimi toczyła potyczka się w mierze téj saméj;
Tamci tu, inni zaś ówdzie przy łodziach się w boju ścierali.
Obaj się silą przy jednym okręcie, atoli niezdolni,
Pierwszy tamtego wypędzić i ogniem statek zapalić,
Drugi zaś jego odeprzeć, gdyż bóg mu drogę torował.
Wtem Kaletora, syna Klitiosa, prześwietny ugodził
Upadł z łoskotem, a z rąk mu wyleciało zarzewie.
Hektor atoli gdy ujrzał krewnego bllizkiego oczyma,
Padającego w kurzawę tuż blisko ciemnego okrętu,
Krzyczy na cały głos na Likijczyków i Trojan:
Nie ustawajcie od walki w tym oto wązkim przesmyku,
Ale ratujcie syna Klitiosa, by z niego Achaje
Zbroi nie zdarli, bo padł w potyczce o morskie okręty.“
Tak powiedziawszy, dzirydem świecącym Ajaxa wziął na cel.
Giermka Ajaxa z Cythery, co przy nim stale zamieszkał,
Męża albowiem był zabił z narodu świętego Kythery;
Jego on w głowę ugodził nad uchem ostrem żelazem,
Stojącego w blizkości Ajaxa; na wznak on w kurzawę
Na to się Ajax przestraszył i rzeknie do brata te słowa:
„Tewkrze mój drogi, zabito nam towarzysza wiernego,
Mastorydesa, którego my dwaj, gdy przybył z Kythery,
Równie jak drogich rodziców w domostwie swem szanowali;
Szybko rażące i łuk przez Fojba Apollina dany?“
Rzekł, usłyszał go tamten i biegnąc do niego się zbliżył,
W ręku trzymając łuk sprężysty i kołczan, co strzały
Mieścił; a spiesznie natychmiast wypuścił strzałę na Trojan.
Druha Polydamanta świetnego Panthojdesa,
Lejce trzymającego, bo konie miał sobie oddane;
Tam je kierował, gdzie hufce najgęściéj się zbiły do kupy,
Chcąc zadowolnić Hektora i Trojan; lecz szybko dla niego
Strzała albowiem bolesna go z tyłu w kark ugodziła;
Wypadł z powózki, przez niego skoczyły bystre rumaki
Próżnym turkocząc wozem. Spostrzega to migiem Polydam
Książe, i naprzód się rzucił naprzeciw lecące rumaki.
Wielce go napominając, by z końmi w blizkości się trzymał
Bacząc na niego, sam zaś do przednich powrócił szeregów.
Innéj dobywa strzały na miedziokrytego Hektora,
Tewcer, i byłby zatrzymał Achajów utarczkę przy łodziach,
Ale nie uszło to wzroku bystrego, co strzeże Hektora,
Boga, lecz sławę odebrał Tewkrowi Telamończykowi;
Silnie bowiem skręconą cięciwę na łuku wybornym,
Zerwał mu gdy ją naciągał, odskoczy mu w stronę przeciwną
Tewcer się na to przestraszył i słowo do brata wyrzeknie:
„Przebóg, zupełnie nam wszelkie zamiary Demon przecina
W naszéj potyczce, ten sam co łuk mi z ręki wytrącił,
Oraz i świeżo kręconą cięciwę zerwał, com rano
Wielki mu na to Ajas odrzeknie syn Telamona:
„Drogi mój, porzuć na teraz i łuk i liczne pociski,
Kiedy nam wszystko bóg udaremnia, zazdroszcząc Achajom;
Ale chwyciwszy do ręki donośny oszczep i tarczę,
Niechże przynajmniéj bez trudu, choć w końcu ulegniem nie wezmą
Naszych wiosłowych okrętow, a zatem daléj do walki“.
Tak powiedział; lecz tamten swój łuk w namiocie położył;
Tarczę atoli o czterech pokładach zawiesił na ramię;
Z grzywą końską, od góry się buńczuk groźnie nachylał.
Chwycił za tęgi swój oszczep okuty ostrem żelazem,
Potem pospiesza i szybko przy boku stanął Ajaxa.
Hektor atoli gdy ujrzał zepsute Tewkra pociski,
„Likijczycy, Trojanie i zbliska walczący Dardany!
Drodzy, mężami bądźcie i bitwy zaciętéj pamiętni
Koło głębokich okrętów, już bowiem widziałem oczyma
Męża dzielnego pociski udaremnione przez Zewsa.
Jednym z nich on bowiem wysokiéj sławy użycza,
Innych atoli uszczupla i swojéj opieki odmawia;
Jakoż i teraz Argejów pozbawia siły, nas broni.
Bijcież się więc gromadami przy łodziach, a któren bądź z waszych
Niechaj umiera; nie wstydem dla niego w obronie ojczyzny
Ginąć, bo żonę i dzieci pozostawuje bezpiecznie,
Dom i dziedzictwo nietknięte, jeżeli kiedy Achaje
Nazad popłyną w okrętach do drogiéj ziemi ojczystéj“.
Z drugiéj zaś strony Ajas na swych towarzyszów zawołał:
„Hańba Argeje; to pewne obecnie, że zginąć nam trzeba,
Albo ratować się siłą i klęskę odeprzeć od łodzi;
Czyliż sądzicie, że łodzie gdy Hektor z przyłbicą zdobędzie,
Czyż nie słyszycie Hektora zagrzewającego narody
Wszystkie, którego zamiarem by statki ogniem zapalić?
Woła, by szli nie do tańca zaprawdę, lecz do potyczki.
Dla nas obecnie lepszego zamiaru i rady nie widzę,
Lepiéj zaprawdę bądź żyć, bądź w chwili zginąć odrazu,
Niźli powolnie i długo się trawić w okropnéj rozprawie,
Tak nadaremnie przy łodziach, przemocą ludzi podlejszych“.
Temi słowami pobudził odwagę i serce każdego.
Wodza Fokeów, lecz Ajas pochwycił Laodamanta,
Naczelnika piechoty Antenorydesa świetnego;
Otosowi z Kylleny Polidam wydarł rynsztunek,
Towarzyszowi Fylejdy, dzielnemu wodzowi Epejów.
Jego więc chybił, albowiem Apollon temu przeszkodził,
Żeby Panthosa potomek miał ginąć w przednich szeregach;
W miejsce zaś jego, Kresmosa ugodził w piersi oszczepem.
Upadł z łoskotem, a tamten mu zbroje zdziera z ramienia.
Lampetydes (co Lampos najlepszy z ludzi go spłodził
Laomedonta potomek, i wprawił do boju krwawego),
On to ugodził oszczepem w sam środek tarczy Fylejdy
Nacierając z blizkości; lecz szczelny go pancerz ochronił,
Fylej sprowadził, z nad brzegów strumienia Selleonta.
Prawem gościnném mu był go Efetes władyka darował,
Żeby go w bitwie nosić dla zabezpieczenia od wrogów,
Pancerz ów ciało potomka od zguby wtedy wybawił.
W guzik okrągły najwyższy ugodził oszczepem kończystym,
Buńczuk, co na nim osadzon, mu zerwał, że cały na ziemię
Upadł w kurzawę, świecący od świeżéj barwy purpuru.
Póty się bił z nim mężnie, i ciągle spodziewał zwycięztwa,
Z dzidą stanąwszy na stronie ukradkiem z tyłu tamtego
W ramie ugodził; przez piersi przeszyła dzida impetem
Silnie rzucona; lecz tamten się głową naprzód obalił.
Obaj rzucili się naprzód, by broń śpiżową mu z ramion
Wszystkim doraźnie, a najpierw połajał Hiketonedesa,
Melanippa silnego; on dawniéj woły barczyste
Pasał w Perkocie, za czasów gdy byli daleko wrogowie;
Kiedy zaś przyszły Danajskie okręty o wiosłach dwurzędnych,
Obok Priama zamieszkał, a tenże go czcił jako synów;
Jego to Hektor strofując, wyrzeka słowo i mówi:
„Takżeto Melanippie się będziem opuszczać? Czyż tobie
Serce się nie przewraca na widok ległego krewnego?
Daléj więc za mną, bo niema co zdala od synów Argejskich
Walczyć, zanim ich pierwéj zabijem, lub oni téż z góry
Stromą Ilionę stracą, i wymordują mieszkańców“.
Rzekłszy to, naprzód się puścił; mąż boski za nim podążył.
„Drodzy, mężami bądźcie i godność w duszy chowajcie;
Siebie nawzajem szanując wpośrodku walki okrutnéj,
Kiedy mężowie ambitni, ratuje się więcéj niż ginie,
Kiedy zaś tchórze, to sławę zarówno jak siły utracą“.
Wzięli te słowa do serca; i jakby zaporą śpiżową
Bronią okrętów, a Zews na takową Trojan przypuszcza.
W tém Antylocha zachęca Menelaj o głosie donośnym:
„Nikt Antylochu krom ciebie jest młodszym z innych Achajów,
Możebyś z Trojan którego, wypadłszy męża ugodził“.
Tak powiedziawszy, napowrót odskoczył, a dogrzał tamtemu;
Z przednich więc skoczy szeregów, i godzi oszczepem świecącym,
Wkoło się oglądając, Trojanie się na to cofają,
Lecz Melanippa hardego, Hiketaona potomka,
Dążącego do bitwy w brodawkę po piersi ugodził.
Pada z łoskotem, ciemności odrazu mu oczy pokryły.
Rzuca się naprzód Antyloch, jak pies, co za kozłem trafionym
Trafił szczęśliwie myśliwy i członki poraził śmiertelnie;
Tak Melanippie do ciebie przyskoczył Antyloch waleczny
Zbroję porywać. Atoli nie uszło Hektora boskiego,
Który się pędem na niego posunął przez krwawą zamieszkę.
Ale on trząsł się podobnie do zwierza co złego nabroił,
Który zabiwszy psa, lub koło bydełka pasterza,
Chroni się, zanim do kupy zebrani mężowie nadejdą,
Również drżał i Nestoryd; na niego Trojanie i Hektor
Stanął dopiero zwrócony gdy druhów dosięgnął czeredy.
Równie Trojanie jak lwy na mięso surowe żarłoczni,
Pędzą ku statkom, Diosa wykonywając zamiary,
Który obudzą w nich ciągle ogromną siłę, a trawi
W duszy albowiem, Hektora zamierza sławą obdarzyć
Priamidesa, by w gięte okręty płomienie okropne
Nieugaszone rzucił, i prośbę Thetydy ze wszystkiem
Nielitościwej wysłuchał: rządzący więc Zews oczekiwał,
Odtąd zamierzał odwrotną od strony okrętów na Trojan
Pogoń gotować, a znowu Danajom sławy przysporzyć.
Z takim zamiarem ku łodziom głębokim ciągle napędzał
Priamidesa Hektora, choć on usiłował bez tego.
Zgubny co w górach pożera, w głębokich kniei zaroślach;
Piana mu wystąpiła na usta, źrenice zaś obie
Ogniem świeciły pod brwiami chmurnemi, nakoło zaś skroni
Groźnie kołysał się szyszak, gdy Hektor w potyczce nacierał,
Zews, i między wieloma mężami jego jednego
Sławą otaczał i chwałą. Już bowiem nie miał on długo
Istnieć, bo dzień przeznaczenia dla niego już przygotowuje
Pallas Athene przez dłonie potężne Pelejdy Achilla.
Tędy, gdzie zgiełk największy i zbroje dostrzegał najlepsze;
Ale i tak nie podołał przełamać, choć pragnął gorąco.
Wytrzymali bowiem do kupy zbici, jak skała
Stroma, wyniosła, w pobliżu sinego morza będąca,
Oraz ogromnym bałwanom, co grzmotem na nią buchają;
Również Danaje Trojanom oparli się nieustraszenie.
On zaś otoczon płomieniem od zbroi w zamieszkę się rzucił,
Wpada w nią, równie jak piana do statku wpada szybkiego,
A pianie zanurza, podówczas gdy wycie wiatru straszliwe
Ciąży wzdymając na żaglach, a z sercem bijącem żeglarze
Trwożą się, czując że tylko na włos się od śmierci unoszą;
Również i trwogą zdjęta jest dusza w piersiach Achajów.
Które w nizinie obszernej, bagnistej łąki się pasą
Tysiącami, wśród nich pastuszek niedobrze świadomy
Walki z potworem, o wołu z krzywemi rogami pożarcie;
Tenże się ciągle kręci pomiędzy wołmi, to z przodu,
Wołu pożera, zaś reszta ucieka; tak samo Achaje
Przed Hektorem w trwodze i Zewsem rodzicem pierzchają
Wszyscy; lecz on Peryfeta, z Mykeny, jednego zabija,
Syna drogiego Kopreja, co Erystheja książęcia
Z niego pochodził, od ojca o wiele gorszego syn lepszy,
Wszelkich przymiotów, tak samo w potyczce jak w biegu celował,
Bystrym rozumem zaś między pierwszymi z Mykenów się liczył;
Wtedy on był dla Hektora powodem do chwały najwyższej.
Długiej po kostki, w ochronie od rzutu dzirydów ją nosił;
Na niej utknąwszy, na wznak się przewrócił; wokoło zaś skroni
Straszny oddźwięk wydała przyłbica gdy zwalił się na dół.
Hektor odrazu to spostrzegł i biegnąc do niego się zbliżył,
Zabił, a tamci nie mogli, choć towarzysza żałując
Bronić go, sami się bowiem lękali Hektora boskiego.
Wtedy się przodem do statków zwrócili, a łodzie wysokie
Są ich schronieniem, co w rzędzie najpierwsze; lecz daléj wróg ściga.
Zbiegnąć, lecz w miejscu stanęli gromadnie koło namiotów,
Wcale się też po obozie nie rozpierzchnęli, bo wstrzymał
Wstyd ich i trwoga, i ciągle otuchy sobie dodają.
Nestor atoli najwięcéj Gereński, zapora Achajów
„Drodzy, mężami bądźcie, niech wstyd wasze serca napełnia,
Przed innymi ludźmi, a każdy niechaj pamięta
O małżonce i dzieciach, dobytku i drogich rodzicach,
Jeśli któremu żyją, bądź też któremu pomarli;
Żebyście mężnie stanęli; a nie próbowali ucieczki.“
Temi słówkami pobudził odwagę i serce każdego.
Z oczów ich wtedy Athene zdejmuje ciemności zasłonę
Nadprzyrodzoną, i światło im zewsząd odrazu zaświta,
Wtedy zoczyli Hektora o głosie donośnym i druhów,
Tych co się w tył usunęli i więcéj już nie walczyli,
Jakoż i tych, co walkę prowadzą przy szybkich okrętach.
Niespodobało się zaś Ajaxa sercu mężnemu
Ale wyszedłszy na statków pokłady i wszędy obchodząc,
Dłońmi osękiem ogromnym do bitwy na morzu, potrząsa,
Zestósowanym skoblami, dwadzieścia i dwoje stóp mierzył.
Równie jak mąż co dowodnie harcować umie na koniach,
Puszcza się z nią na równinie i pędzi ku miastu wielkiemu
Na szerokim gościńcu; z podziwem na niego się patrzą
Liczne niewiasty i męże; lecz bez wytchnienia ów ciągle
Skacze z jednego na drugi zmieniając, w pędzie największym;
Stąpa krokami wielkiemi, a głosem etheru dosięga.
Rycząc głosem okropnym Danajów ciągle zagrzewa,
Żeby namiotów i statków bronili. Podobnie i Hektor
W tłumie nie został Trojan zbrojami szczelnemi okrytych;
Stada liczne napada, co koło strumienia żerują,
Gęsi albo żurawi lub długoszyjastych łabędzi;
Takoż i Hektor na okręt o czarnym kabłąku obcesem
Prosto naciera; potęga Diosa go z tyłu napędza
Wnet się też bitwa gorąca rozwija koło okrętów.
Rzekłbyś że niezmordowani i niezużyci ze sobą
W boju się mierzą mężowie, tak zapalczywie się bili.
Taka zaś myśl walczących zagrzewa: Achaje stanowczo
W sercu każdego zaś z Trojan i w duszy rosła nadzieja,
Że podpalą okręty i mężów Achajskich zabiją.
Z takiem więc postanowieniem nawzajem natrą na siebie;
Hektor za ster się uchwycił od łodzi po morzu bieżącéj,
Troi przyniosła, już nazad nie miała go odwieść w ojczyznę.
Głównie więc koło téj łodzi najlepsi z Achajów i Trojan
Blizko na siebie natarłszy do kupy się zbili; już oni
Nie oczekują zdaleka pocisku dzirydów lub z łuku,
Siekierami ostremi, bądź toporkami walczyli,
Oraz mieczami wielkiemi, lub obosiecznemi spisami.
Wiele przepysznych szabli o rękojeści stalowéj,
Jedne z dłoni na ziemię spadają, lecz inne z ramienia
Hektor atoli za ster uchwyciwszy, już wcale nie puścił,
Kabłąk usilnie rękoma ściskając i Trojan zagrzewa:
„Nieście zarzewie, zarazem powszechne wznosząc okrzyki;
Teraz nam Kronid za wszystkie godnego dzionka użyczył,
Wiele nam zaś dokuczyły przez niedołężność starszyzny;
Którzy mnie zawsze gdy chciałem o łodzie walczyć sternicze
Odwodzili samego, a wojska powstrzymywali.
Ale jeżeli nas wtedy rządzący Zews oczarował
Tak powiedział; lecz oni tém bardziej Argejów naparli.
Wytrwać już Ajas nie może, poturbowany strzałami,
Ale się cofnął cokolwiek, bo sądził że zginąć mu przyjdzie,
W bok na ławę wioślarzy, i pokład opuszcza okrętu.
Trojan odpycha od łodzi, gdy któren z zarzewiem się zbliża,
Ciągle zaś rycząc okropnie Danajskim hufcom nakaże:
„Bohaterowie Danajów, Aresa cni towarzysze,
Drodzy, mężami bądźcie i walki zaciętéj pamiętni.
Albo też mury warowne, by mężów od zguby obronić?
Nie ma w pobliżu miasta opatrzonego basztami,
Któreby wesprzeć nas mogło załogą równoważącą,
Ale my owszem w równinie wybornie Trojan zbrojonych,
W dłoniach więc tylko ratunek, nie zaś w potyczce oziębłéj.“
Rzekł i z wściekłą odwagą naciera oszczepem kończystym.
Któren więc tylko z Trojan do łodzi głębokiéj się zbliżył
Z ogniem żarzącym, po woli Hektora, co pędził ich naprzód,
Ubił on tak dwunastu z blizkości na przedzie okrętów.
Zaś do Achilla Patroklos przystąpił pasterza na rodów,
Łzy wylewając gorące, jak źródło wody głębokiéj,
Które od góry skalistéj wytryska ciemnym strumieniem.
Mową do niego się zwraca i w lotne odezwie się słowa:
„Czegóż bo płaczesz Patroklu podobnie do głupiéj dzieweczki
Która przy matce biegnąc się prosi by wsiąść ją na ręce,
Uchwyciwszy się sukni i przytrzymując śpieszącą,
Do niéj podobny Patroklu i ty drobnemi łzy ronisz.
Maszli co Myrmidonom, lub mnie samemu objawić?
Alboś jakową nowinę sam jeden z Fthyi posłyszał?
Wszakci jeszcze przy życiu Menojtios Aktora potomek,
Gdyby pomarli, najwięcéj ich obu byśmy płakali.
Może się téż Argejów litujesz, dlatego że giną
Koło głębokich okrętów na skutek swéj nieprawości?
Powiedz nie tając w sercu żebyśmy obaj wiedzieli.“
„Synu Peleja Achillu, najwyższy potęgą z Achajów,
Niemiéj mi za złe; boć wielka nadeszła klęska Achajów.
Oni bo wszyscy, ilu ich przedtem było najlepszych,
Leżą w okrętach ranni od strzał lub pchnięci oszczepem.
Pchnięty Odyssej kopijnik wyborny, a z nim Agamemnon;
Strzałą tak samo z łuku Erypil w łytkę ugodzon.
Koło nich mają staranie lekarze wszech leków świadomi,
Rany ich gojąc; lecz ty nieugiętym zostajesz Achillu.
Mężny, nieszczęściem! I jakże w przyszłości kto z ciebie skorzysta?
Jeśli Argejów od zguby haniebnéj nie chcesz obronić?
Okrutniku! toć chyba cię witeź Pelej nie spłodził,
Ani ci matką Thetyda, lecz ciemne cię morze zrodziło,
Jeśli zaś w sercu jakowéj unikasz boskiéj wyroczni,
Lub cię w Diosa imieniu ostrzegła matka dostojna;
Wyprawże mnie przynajmniéj i porucz mi resztę czeredy
Myrmidonów, a może Danajom zbawieniem się staną.
Może też mnie za ciebie Trojanie biorąc, ustaną
W bitwie, a mężni synowie Achajów nareszcie odetchną
Zmordowani; choć krótkie by w boju mieli wytchnienie.
Łatwo świeżemi siłami znużonych mężów impetem
Tak on mówił się prosząc, niebaczny wielce, bo miał on
Sobie samemu zgubę i śmierć i Kiery wyprosić.
Z wielkim gniewem odpowie mu na to Achilles najszybszy:
„Boże mój! z Zewsa zrodzony Patroklu cóżeś powiedział;
Ani dostojna mi matka od Zewsa nic nie doniosła;
Ale się żalem okropnym i dusza i serce napawa,
Kiedy równego sobie mąż jaki pragnie obedrzéć,
Dar wydzierając zaszczytu, dlatego że władzą góruje;
Dziewkę co dla mnię w nagrodę wybrali synowie Achajscy,
Dzidą mą pozyskałem, warowne miasto zburzywszy,
Tę Agamemnon potężny napowrót z rąk mi wydziera
Syn Atrewsa jakoby niegodziwemu włóczędze.
Wiecznie się w sercu mém srożyć; naprawdę tylko mówiłem,
Jako nie prędzéj w zawiści ustanę, aż póki nie dojdzie
Kiedyś do moich okrętów potyczka i hasło wojenne.
Zatém przywdziawszy na ramię przesławne moje rynsztunki,
Jeśli naprawdę ponura otoczy chmara Trojańska
Łodzie w około zuchwale; a tamci do brzegu morskiego
Będą przyparci, i tylko cokolwiek miejsca Argejom
Pozostanie, gdy Trojan gród cały na nich wystąpi
Z blizka świecącéj, od razu w ucieczce by jary głębokie
Napełnili trupami, jak tylko by możny Atrydes
Słuszność mi oddał; zaś teraz już walczą nakoło obozu.
Ani już bowiem w dłoni Diomeda, syna Tydeja
Ani téż głosu Atrydy nie słyszą nawołującego
Usty nienawidzonemi; lecz mordującego Hektora
Brżmią rozkazy do Trojan, a ci z okrzykiem zwycięztwa
Całą zajęli równinę i w boju zwyciężą Achajów.
Mężnie napadnij, ażeby ognistym zarzewia płomieniem
Nie zapalili okrętów i możność powrotu odjęli.
Słuchaj-że, jako ci cel mój mowy do serca zalecam;
Żebyś niepłonną chwałę i sławę dla mnię pozyskał
Nazad wrócili na miejsce i dary wspaniałe przydali.
Kiedy z okrętów ich spędzisz, nawracaj; jeżeli zaś tobie
Sławę pozyskać dozwoli mąż Hery grżmiący donośnie,
Mnię pomijając się nie daj do walki uwieść z Trojany
Ani też rozkoszując w potyczce i strasznéj zamieszce,
Ciągle Trojany mordując do Ilion wojska nie prowadź;
Żeby z Olimpu zaś któren ci z bogów przedwiecznie żyjących
W drogę nie zaszedł; bo tamtych miłuje Apollo godzący;
Łodziom, a tamtych pozostaw, niech dalej się biją w równinie.
Bodajby Zewsie rodzicu, Apollinie, Pallas Atheno!
Żaden z Trojan przed śmiercią nie uszedł, ilu ich żyje,
Ani téż któren z Argeiów, a nam by się ostać udało;
W taki to sposób oni pomiędzy sobą mówili.
Ajas już wytrwać niemoże, przemożą go bowiem pociski;
Pokonywała go wola Diosa i pyszni Trojanie
Swemi razami, okropny wydawał odgłos świecący
W guzy gładziutkie; lecz jemu już lewe ramie od tarczy
Zwrotnéj zdrętwiało, bo na niém ciężyła bez przerwy; lecz oni
Ruszyć go z miejsca nie mogli, choć zewsząd nań lecą pociski.
Ciągle on dyszał okropnie, a pot mu się leje strumieniem
Żeby odetchnąć, bo wszędzie za klęską klęska goniła.
Teraz powiedźcie mi Muzy co w domach Olimpu mieszkacie,
Jako się najpierw płomienie dostały do łodzi Achajskich.
Hektor w Ajaxa dzidę z jaworu, stanąwszy bliziutko,
Przeciął z kretesem; Tak więc Telamończyk Ajas na próżno
Dłońmi tępym oszczepem wywijał, bo zdala od niego
Ostrze śpiżowe o ziemię odbiwszy się z dźwiękiem upadło.
W duszy wyniosłéj Ajas poznaje, trwogą przejęty,
Grżmiący wysoko Zews, Trojanom życzący zwycięztwa;
Cofa się przed pociskami. Rzucają tamci do łodzi
Szybkiéj zarzewie, natychmiast obejmie ją żar niezgaszony.
Wnet aż do steru się płomień rozchodzi; atoli Achilles,
„Powstań z boga rodzony Patroklu co z wozu nacierasz,
Widzę już bowiem przy statkach wrogiego płomienia potęgę.
Bodaj by statków nie wzięli, bo wyjścia już wcale niebędzie;
Zbroję co prędzéj przywdziewaj, zwoływać pójdę ja wojsko.“
Koło goleni nasamprzód pasuje szyny stalowe,
Pięknie gwoździkami srebrnemi na kostce zdobione;
Pancerz atoli następnie do piersi przystosowuje,
Szmelcowany, gwiazdami jaśniący, Ajkidy szybkiego.
Ramię; tarczę nareszcie podnosi dużą i ciężką;
Czoło wyniosłe nakrywa przyłbicą wytwornéj roboty,
Z grzywą końską, od góry się buńczuk groźnie nachylał.
Chwycił za tęgie oszczepy, co dobrze się dłoni nadają.
Wagi okrutnéj, potężnéj; nie dźwignie jéj żaden z Achajów
Inny, lecz tylko jeden Achilles nią władać podoła,
Drzewcem jarzębu z Peliona; co Chajron go ojcu drogiemu
Uciął ze szczytów Peliona by śmierć bohaterom gotować.
Po Achillesie kruszącym szeregi najwyżéj go cenił.
Wiernym dla niego był druhem, by wrogom pogróżki dotrzymać.
W jarzmo ujęte rumaki Awtomed szybkie podaje,
Ksantha i Balia do pary, co z wiatrem pędzą w zawody;
Kiedy się pasła na łące przy falach Okeanosa.
Bokiem nieskazitelnego Pedaza przyprzęga, którego
Gród Ejetiona zdobywszy sprowadził kiedyś Achilles;
Chociaż śmiertelny więc szedł z nieśmiertelnemi rumaki.
W pośród namiotów z rynsztunkiem by zbroić ich; oni jak wilki
Mięsem żyjący surowém, w poczuciu siły okrutnéj,
Kiedy jelenia z rogami zagryzły w górach wielkiego,
Spożywając otoczą z paszczami zakrwawionemi;
Ciemną wodę z powierżchni wązkiemi chlupią języki,
Krwią morderczą napowrót żygając; lecz w piersi ich siła
Nieporuszona zostaje, a w brzuchach im wązko od żarcia;
Myrmidonów tak samo wodzowie naczelni i druhy,
Cisną się; między zaś niemi Arejczyk stanął Achilles,
Zagrzewając rumaki i mężów tarczami okrytych.
Szybkich okrętów było pięćdziesiąt, na których Achilles
Miły Zewsowi do Troi popłynął; a w każdym z nich było
Pięciu atoli on wodzów naznaczył, i tymże poruczył
Rozkazywać; a sam dowodził z władzą najwyższą:
Pierwszym oddziałem dowodził Menesthyj zwrotny w pancerzu,
Sperchejosa potomek strumienia o źródle niebiańskim;
Niestrudzonemu Sperchowi, niewiasta z bogiem się łącząc,
Według zaś wieści Borowi, synowi Periereja,
Ją bo zaślubił otwarcie wspaniałe wiano przydawszy.
Drugim atoli Ewdoros waleczny dowodził, dziewicy
Córka Fylanta; lecz ją pokochał Argi pogromca
Mężny, ujrzawszy oczyma pomiędzy tanecznicami
Ją, w Artemidy gronie przegłośnéj, złoto-strzalistéj.
Zaraz na górną komnatę wyszedłszy się skrycie z nią złączył
Ewdorosem, zarówmo w potyczce jak w biegu najszybszym.
Późniéj gdy Eilejthyja, co bóle rodzącym gotuje,
Wyprowadziła go na świat i słońca ujrzał promienie,
Matkę, władza potężna Echekla Aktorydesa
Jego staruszek zaś Fylas wychował dobrze i żywił,
Przytuliwszy z miłością, jakoby syna własnego.
Trzecim atoli oddziałem Pejzander Arejczyk dowodził,
Majmalides co wszech Myrmidonów o wiele przewyższał,
Stanął na czele czwartego sędziwy Fojnix bohater,
Zaś piątego Alkimed, Laerka syn nieskazitelny.
Wreszcie, gdy wszystkich Achilles pospołem z naczelnikami
W szyki dokładnie ustawił, groźnemi słowy im rzeknie:
Jakie przy szybkich okrętach rzucaliście wojskom Trojańskim,
W ciągu mojego gniewu i każden z was mnie oskarżał:
,Srogi Peleja potomku, snać żółcią cię matka karmiła;
Okrutniku co druhów przymusem więzisz przy łodziach;
Kiedy twą duszę zupełnie okrutna mściwość zajęła!’
Często mi takie wyrzuty zbiorowo czyniliście; dzisiaj
Wielkie się dzieło nastręcza wojenne, za którem tęsknicie.
Zatém kto serce ma pełne odwagi niech walczy z Trojany.“
Ściśléj się jeszcze hufce skupiają, gdy króla słyszeli.
Równie jak ścianę mąż kamieniami glejchuje twardemi,
Wysokiego domostwa by wiatrów potędze się bronić;
Takoż się hełmy stósują i tarcze o brzuchach wydętych.
Hełmy grzywiaste guzami się błyszczącemi stykają,
Chyłkiem ku sobie, tak gęsto w ściśniętych szeregach stanęli.
Ale na wszystkich czele dwóch mężów okutych we zbroje,
Patrokl i Automedon, przejęci jedném pragnieniem,
Wszedł do namiotu pospiesznie i wieko podnosi od skrzynki
Pięknej, misternej, co Thetis o srebrnych nóżkach mu dała,
Żeby ją wziął do okrętu, chitony w nią nałożywszy,
Płaszcze chroniące od wiatrów, i grube dery dychtowne.
Z ludzi nie zakosztował wina o blasku złocistym,
Ani téż bogom w ofierze nie kropił, prócz ojcu Kronidzie.
Taki to puhar ze skrzynki wyjąwszy, oczyścił go siarką
Najprzód, a potem go umył w uroczéj wody strumieniach;
Potém w środku zagrody stanąwszy napojem pokropił
W niebo spojrzawszy; a Zewsa co w gromach lubuje nie uszło.
„Zewsie Pelasgijczyku z Dodony, co mieszkasz daleko,
W zimnej Dodonie panując, a Selly naokoło mieszkają
Jeśli dawniéj me prośby łaskawie raczyłeś wysłuchać,
Mnię uczciwszy, a ciężko skarawszy naród Achajski;
Więc i teraz tak samo życzenie moje mi spełnij;
Będę ja bowiem sam oczekiwać w przystani okrętów,
W bitwę; niech towarzyszy mu sława, o Zewsie rządzący.
Serce mu w piersiach uczyń odważne, ażeby i Hektor
Poznał, czy również i sam nasz giermek się w boju potykać
Zdoła, czyli też wtedy mu tylko nietknięta prawica
Ale jak tylko od statków zamieszkę i bitwę odeprze,
Niechaj mi potém zdrowy do szybkich okrętów powraca,
Z całym rynsztunkiem i z blizka nacierającemi druhami.“
Tak błagając się modlił; a Zews rządzący go słuchał.
Dał mu żeby od statków odeprzeć walkę i bitwę,
Ale się nie przychylił by z bitwy bez szwanku powrócił.
Tak więc ojcu Kronidzie nalawszy i modły skończywszy,
Wszedł do namiotu napowrót i puhar złożył do skrzyni;
Walkę okropną Achajów przeciwko Trojanom oglądać.
Oni zaś razem z Patroklem walecznym zbrojnemi szykami
Naprzód ruszają, by wielkim impetem na Trojan uderzyć.
Wnet się wysypią podobni do ós co gniazdo przy drodze
[Ciągle im dokuczają, mającym gniazdo przy drodze]
Wcale niebaczni; bo wspólną dla wielu szkodę gotują;
Jeśli bo człowiek jakowy spokojnie drogą idący,
One trąci z niechcenia, więc mając serce odważne
Również i Myrmidony pałając odwagą i męztwem,
Z łodzi się sypią i zgiełk się wszczyna okrutny i wrzawa.
Zaś Patroklos na druhów zawołał głosem ogromnym:
„Myrmidony, Pelejdy Achilla wybrani druhowie!
Żebyśmy syna Peleja uczcili, co lepszy o wiele
Z wszystkich Argeiów, przy łodziach; jak również i wojska waleczne;
Niechże Atreja syn Agamemnon się możny przekona,
Ile zawinił pierwszego z Achajów nieumiąc ocenić.“
Wpadli więc szturmem na Trojan gromadnie; wokoło zaś statków
Groźnie się odgłos rozlega na hasło wojenne Achajów.
Kiedy zoczyli Trojanie, Menojtia syna dzielnego,
Jego i towarzysza zbrojami i bronią świécących,
Sądząc, że koło okrętów Pelejon szybkobieżący
Gniewu się w duszy już wyrzekł i znów do zgody powrócił;
Każden się więc ogląda, gdzie uciec przed zgubą okropną.
Pierwszy się zmierza Patroklos i rzuca dzirytem świecącym
Z tyłu za Protezylaja okrętem, wielkodusznego;
Trafił on Pyrajchmena, co zbrojnych na koniach Pajonów
Z Amydony prowadził, od Axia co płynie széroko;
W prawe go ramie ugodził; lecz ten na wznak się w kurzawę
Pajonowie, bo strachu napędził wszystkim Patroklos,
Naczelnika zabiwszy, co zawsze im w bitwie przodował.
Wszystkich wypędził z okrętów i ogień zarzący przygasił.
Statek w połowie spalony zostawił, a tamci pierżchają
Puszczą przez gładkie okręty i gwałt niesłychany powstaje.
Równie jak czasem ze szczytu stromego na górach wysokich
Zews gromadzący pioruny odchyla chmury głębokie,
Wszystkie wychodzą na jaw krawędzie i strome wyżyny,
Takoż Danaje z okrętów odparłszy wrogie płomienie
Odetchnęli cokolwiek; lecz w bitwie przystanku nie było.
Wcale albowiem Trojanie przed mężnych Achajów impetem
Nie uciekali w odwrocie od ciemnych szarych okrętów,
Wtedy się z mężem mąż potykał w zmięszanych szeregach,
Sami wodzowie. A pierwszy Menojtia waleczny potomek
Arelykosa co w tył się odwracał po udzie ugodził,
Dzidą kończystą i śpiżem na wylot udo mu przebił;
Przodem; atoli Menelaj Arejczyk ugodził Thoanta,
W piersi, gdy ten się odsłonił, przy tarczy; rozwiązał mu członki.
Amfiklosa Fylejdes, nacierającego zoczywszy,
Rzutem uprzedził, w pachwinę od góry, gdzie mięśnia najtęższe
Poprzecinała ścięgacze; ciemności mu oczy pokryły.
Z Nestorydów zaś jeden, Antyloch, Atymnia oszczepem
Ostrym ugodził i w dołek mu wepchnął dzidę śpiżową;
Zwalił się naprzód; a wtedy z blizkości Marys oszczepem
Stając przed trupem; lecz wtedy podobny do boga Thrazymed
Rzutem uprzedził, nie chybił i zanim tamten uderzył,
W ramię go trafił; ze stawu i z mięśni rękę wyrwała
Dzidy kończyna, i kości mu pokruszyła z kretesem.
W taki to sposób ci dwaj, pokonani braćmi obojgiem
Razem w Erebie zginęli, Sarpeda szlachetni druhowie,
Sławni z oszczepu synowie Amizodara, co niegdyś
Straszną wykarmił Chimerę, na wielu śmiertelnych nieszczęście.
Złapał żywego, bo w tłumie się wplątał; lecz jego natychmiast
Siły pozbawił, okrutnym go mieczem w kark uderzywszy.
Cała zagrzała się klinga od krwi, lecz oczy oboje
Purpurowa oblekła śmierć i Mojra przemożna.
Wzajem się byli chybili, rzuciwszy obaj daremnie;
Natrą więc znowu na siebie mieczami; natedy więc Lykon
W buńczuk od grzywiastego szyszaka uderzył, lecz szabla
Pękła mu przy rękojeści; Penelej tamtego pod uchem
Jeszcze trzymała, po boku się głowa zwiesiła i skonał.
Merion zaś Akamanta dognawszy nogami szybkiemi,
W prawe ugodził ramie gdy tenże do wozu wskakiwał;
Wypadł z powózki, a chmura na oczach jego zawisła.
Trafił; dzida śpiżowa na wylot przebiła i spodem
Wyszła mu karkiem pod mózgiem, i białe kości skruszyła,
Zęby wybite zleciały i krwią mu oczy oboje
Zaszły zupełnie, lecz on ustami ziejąc i nosem
Każden z tych wodzów Danajskich pokonał wroga swojego.
Równie jak wilki drapieżne na owce lub na koźlątka
Wpadną, by porwać je z trzody, co w górach, na skutek pastérza
Opieszałości poszła w rozsypkę; lecz oni ujrzawszy
Takoż i Trojan Danaje napadli; lecz oni o podłéj
Tylko ucieczce myśleli nie dbając o walną obronę.
Wielki zaś Ajas bez przerwy na miedziokrytego Hektora
Starał się rzucić dzirydem; lecz ten świadomy potyczki,
Pilnie uważał na strzał świstanie i łoskot oszczepów.
Wprawdzie już widział że szala zwycięztwa się w boju chyliła,
Mimo to jednak pozostał i druhów szlachetnych wybawił.
Równie jak chmura z Olimpu do nieba wysoko się wznosi,
Takoż od łodzi z ich strony ucieczka i krzyki powstały;
Nazad się więc przerzucali w nieładzie. Hektora rumaki
Szybkonogie wyniosły z rynsztunkiem, i wojska opuścił
Trojan, co ich mimowoli wstrzymywał przekop wybrany.
Wozy na końcu dyszla złamawszy od panów uciekło.
Gonił za niemi Patroklos wydając żywo rozkazy,
Z myślą złowieszczą dla Trojan; lecz oni krzykami i trwogą
Wszystkie zalegli drożyny, pierzchając w rozsypce; wysoko
Lecą ku miastu sprężyste, od strony namiotów i łodzi.
Patrokl atoli gdzie widział kłębiące się tłumy największe,
Tam się kierował z okrzykiem; pod kółmi padali mężowie
Naprzód głowami z powózek, trzaskały w spotkaniu się wozy.
Wieczne, co darem wspaniałym od bogów Pelej uzyskał,
Rwące się naprzód; on zaś na Hektora w zapędzie odwagi
Pragnie oszczep skierować, lecz konie tamtego uniosły.
Równie jak czarna ziemica od burz ociążeje dészczowych
Kiedy na ludzi zagniewan karami na nich zacięży,
Którzy przemocą w zebraniu fałszywe wydają wyroki,
Prawom gwałt zadawają nie dbając o zemstę niebieską;
Wszystkie ich rzeki bieżące się napełniły wodami,
I do morza ciemnego się walą z jękami głuchemi;
Z góry na łeb; zagrożone są dzieła ludzkie zniszczeniem;
Takoż Trojańskie źrebice biegając dyszą okropnie.
Potem atoli Patroklos odciąwszy pierwsze falangi,
Chcących się dostać nie puścił, atoli w pośrodku pomiędzy
Rzeką i okrętami i murem wysokim obronnym,
Goniąc za niemi mordował, i wielu pomścił poległych.
Wtedy Pronoja nasamprzód ugodził oszczepem świecącym,
Runął z łoskotem; następnie Thestora, potomka Enopa,
Nacierając powtórnie (ten bowiem w ozdobném siedzeniu
Siedział skulony, straciwszy przytomność, a z rąk mu na ziemię
Lejce zleciały); lecz on zbliżywszy się dzidę mu wepchnął
Potem atoli po brzegu powózki go ściągnął, jak czasem
Człowiek na skale wiszącéj siedzący, rybę ogromną,
Z morza na wierżch wyciąga po sznurze, ostrym haczykiem.
Takoż go ściągnął z siedzenia za gębę otwartą oszczepem,
Wnet Erylaja kamieniem nacierającego w sam środek
Głowy ugodził, że cała zupełnie pękła na dwoje
W środku ciężkiéj przyłbicy; on głową naprzód na ziemię
Runął, objęła go śmierci potęga co życie pożéra.
Tlepolemosa, Damastora syna, Echiona i Pyra,
Polymelosa, Argeja potomka, Ewippa, Ifeja,
Wszystkich jednego na drugim na ziemię żywiącą powalił.
Wtedy Sarpedon ujrzawszy drużynę w pancerzach bez pasów
Napominając i karcąc na boskich Lykiów zawołał:
„Wstydź się narodzie dokądże uciekasz? Do dzieła co prędzéj!
Stanę ja bowiem naprzeciw owego męża, bym poznał,
Któren to tak dokazuje i złego tak wiele Trojanom
Rzekł i w pełnym rynsztunku zeskoczył z wozu na ziemię.
Z swojéj zaś strony Patroklos to widząc wyskoczył z siedzenia.
Równie jak sępy o szponach zagiętych i dziubach kończystych,
Czubią się z wrzaskiem okropnym na szczycie skały wyniosłej;
Widząc to zdjęty litością syn Krona niezbadanego,
Mowę do Hery obraca swéj siostry i żony zarazem:
„Biada mi, oto Sarpedon co z ludzi mi najulubieńszy,
Teraz ulegnie losowi pod ręką Menojtiadesa.
Czyli go jeszcze żywego od opłakanéj potyczki
Wyrwać i do bogatéj Lykijskiéj przenieść krainy,
Czyli dozwolić by zginął pod ręką Menojtiadesa.“
Here wypukłooka dostojna rzeknie w odpowiedź:
Męża co jest śmiertelnym i dawno losowi przeznaczon,
Chceszli napowrót od groźnéj potęgi śmierci wyzwolić?
Uczyńże, lecz potakiwać bogowie ci inni nie będą.
Lecz co innego ci powiem, i w duszy o tém pamiętaj;
Zważaj, by później kto inny nie zechciał z bogów tak samo
Syna swojego miłego wyłączyć z ciężkiéj potyczki;
Wielu ich walczy albowiem przy grodzie Priama obszernym
Synów po nieśmiertelnych, co żalem ich srogim napełnisz.
Wtedy go wprawdzie w zapasach potyczki srogiéj pozostaw,
Żeby ulegnął pod ręką Patrokla Menojtiadesa;
Ale następnie, gdy jego opuści dusza i tchnienie,
Wyszléj ku niemu sen błogi i śmierć by jego ponieśli,
Tam go uczczą pogrzebem rodzeni bracia i krewni,
Oraz pomnikiem i kopcem, bo taka poległych nagroda.“
Rzekła; i nie był przeciwnym śmiertelnych ojciec i bogów.
Krwiste więc rosy kropelki wypuścił na ziemię, by syna
W Troi szerokoskibnéj, daleko za ziemią ojczystą.
Oni gdy blizko już byli naprzeciw siebie dążący,
Wtedy zaprawdę Patroklos pysznego Thrazymelosa,
Któren był giermkiem wybornym u Sarpedona książęcia,
Wprawdzie Sarpedon Patrokla oszczepem chybił świecącym
Nacierając z kolei, lecz trafił Pedaza bachmata
Dzidą, po prawém ramieniu; ten parsknął i ducha wyzionął;
Jęknął, w kurzawę się zwalił, a z życiem poszła i siła.
Spadły w nieładzie, bo koń drążkowy leżał w kurzawie.
Automedon kopijnik wyborny i na to miał sposób;
Miecza długiego dobywszy, co wisiał przy udzie żylastém,
Długo niemyśląc zamachem bocznego konia odcina;
Wtedy wojacy na nowo w zabójczéj zetrą się kłótni.
Znowu Sarpedon chybił, rzuciwszy dzirydem świecącym,
Po nad lewém ramieniem Patrokla bowiem przeleciał
Dziryd, nie trafił go wcale; z kolei Patroklos naciera
Trafił go bowiem tam gdzie wątroba do serca przytyka;
Padł, zarówno jak wali się dąb lub topól srebrzysta,
Albo i jodła wyniosła, co męże cieślowie ją w lesie,
Ścięli ostrzonym świeżo toporem na belkę do statku;
Z wrzaskiem okropnym, chwyciwszy rękoma za krwawą kurzawę.
Równie jak byka lew zamordował, do bydła podchodząc,
Wielkodusznego, srogiego, pomiędzy ciężkiemi wołami,
Zginął ciężko dychając pod lwa srogiemi paszczęki;
Przez Patrokla, wysilił się jeszcze i druha przywołał:
„Drogi mój Glauku, co w bitwie przodujesz na teraz ci trzeba
Dzielnym być kopijnikiem, a razem wojakiem odważnym.
Niechże ci będzie na sercu bój srogi, jeżeliś gotowy.
Zewsząd obchodząc ażeby nakoło Sarpeda walczyli;
Późniéj tak samo i ty żelazem się o mnię potykaj.
Będę ja bowiem dla ciebie w przyszłości hańbą i wstydem,
Wszystkie po czasy bez przerwy, jeżeli ze mnię Achaje
Ale się trzymaj odważnie i cały naród zagrzewaj.“
Ledwo powiedział, a już kres śmierci mu nos i oblicze
Pokrył całunem; lecz ów stanąwszy piętą na piersiach
Z ciała proporzec wyciągnął, a za nim wylazły jelita;
Myrmidonowie na miejscu spienione trzymali rumaki
Rwiące się do ucieczki, bo wozy bez panów zostały.
Glauka sroga żałoba ścisnęła na głos towarzysza,
Serce mu téż się burzyło, że nieść pomocy nie zdołał.
Rana co Tewker mu strzałą był zadał, gdy na mur wysoki
Chciał się wydrapać, a ten towarzyszów od klęski ochraniał,
Zatém w dal godzącego Apollina błaga modlitwą:
„Słuchaj mię panie, czy gdzieś w obfitéj Lyków krainie,
Strapionego człowieka, jak wielki mnię smutek dosięga.
Mam oto bowiem tę ranę okrutną, a w ręku mnię wszędy
Ostre przejmują boleści, toż samo i krew zatamować,
Ani przysuszyć się nie da, obciąża zaś ramię okropnie.
Walczyć podchodząc. Poległ ze wszystkich mąż najwaleczniejszy
Sarped potomek Diosa, lecz ten swego syna nie zbawił.
Ale ty Panie choć z rany téj ciężkiéj chciéj mnię wyleczyć;
Ukój boleści, przywracaj mi siły, ażebym na druhów
Sam zaś w obronie zwłók poległego potykać się zdołał.“
Tak błagając się modlił, wysłuchał go Fojbos Apollon.
Bóle mu zaraz uciszył, a krew co z rany bolesnéj
Czarna płynęła zatrzymał, i w duszę mu natchnął odwagę.
Ze go tak prędko wysłuchał bóg wielki gdy doń się pomodlił.
Najprzód więc mężów naczelnych pomiędzy Lykiami zagrzewa,
Zewsząd obchodząc, ażeby nakoło Sarpeda walczyli;
Potém zaś między Trojany pośpieszył krokiem szerokim,
Do Eneasza tak samo i miedziokrytego Hektora,
Blizko stanąwszy się do nich lotnemi odezwie słowami:
„Hektor zupełnie tyś widać o sojusznikach zapomniał,
Którzy dla ciebie z daleka od swoich i ziemi ojczystéj
Poległ Sarpedon dowódca Lykiów tarczami okrytych,
Któren prawością i męztwem dla Lykyi stanowił zbawienie;
Jego pod włócznią Patrokla śpiżowy Ares pokonał.
Stójcie więc z nami o drodzy i bierzcie tę hańbę do serca,
W gniewie Myrmidonowie, że tyle Danajów poległo,
Spisy naszemi zabitych w około szybkich okrętów.“
Tak powiedział; żałoba ze wszystkiém Trojan ogarnie
Straszna, nie do wytrzymania, bo tamten był dla nich podporą
Wojska, pomiędzy zaś niemi celował w bitwie niezwykle.
Prosto więc szli na Danajów, namiętnie; a stanął na czele
Hektor o Sarpedona przejęty żalem. Achajów
Mężne Menojtiadesa Patrokla serce zagrzewa.
„Niechże wam teraz Ajaxy po myśli będzie obrona,
Jako poprzednio byliście pomiędzy mężami, lub dzielniéj.
Leży ten mąż co pierwszy się wdrapał na mury Achajskie,
Sarped. Bodaj się nam go chwyciwszy udało zbezcześcić,
Którzy bronić go będą pokonać ostrém żelazem.“
Rzekł; lecz oni do walki bez tego z zapałem się biorą.
Oni gdy z obu stron wzmocnili swoje szeregi,
Lykijczycy, Trojanie, Achaje i Myrmidonowie,
Z groźnym okrzykiem, ogromnie zabrzękły zbroje walczących.
Srogą ciemnicą Zews otoczył walkę zaciętą,
Żeby zajadle przy drogim potomku się wszczęła robota.
Pierwsi uderzą Trojanie na śmiało patrzących Achajów,
Został ugodzon, syn Agakleja wielkodusznego,
Boski Epejgos, co rządził w Budionie o licznym narodzie
Dawniej; atoli natenczas krewniaka zacnego zabiwszy,
Schronił się był do Peleja i srebronóżkiéj Thetydy;
W Ilion o pięknych źrebakach, ażeby walczył z Trojany.
Jego więc Hektor prześwietny, chcącego trupa pochwycić,
W głowę kamieniem ugodził, że pękła zupełnie na dwoje
W środku ciężkiéj przyłbicy; on głową naprzód na trupa
Żalem przejęty Patroklos o druha co życie postradał,
Rzuca się prosto ku przednim szeregom podobny szybkiemu
Jastrzębiowi, co kawki nastrasza i płoche gawrony;
Takoż i ty bohaterze Patroklu obcesem na Lykiów,
Sthenelajosa, Ithajmy drogiego syna ugodził,
W szyję kamieniem i jemu ścięgacze wszystkie przetrącił.
Pierwsze się przed nim szeregi cofnęły i Hektor prześwietny.
Ile przestrzeni zajmuje rzut spisy o długim proporcu,
Siły, albo téż w boju, przed wrogiem co życiu zagraża;
W tył się o tyle cofnęli Trojanie, a parli Achaje.
Glaukos pierwszy, naczelnik tarczami Lykiów okrytych,
Zwrócił się w miejscu i zabił Bathykla wielkodusznego,
Bogactwami celując pomiędzy Myrmidonami.
Jego więc Glaukos w środek piersi ugodził oszczepem,
Nagle się odwróciwszy, gdy tamten go chwytał w pogoni.
Runął z łoskotem a srogi zdejmuje smutek Achajów,
Gęsto nakoło ległego stawają, lecz ani Achaje
Nie zapomnieli o męztwie i prosto się na nich rzucają.
Wtedy Meryon pochwycił zbrojnego męża u Trojan,
Syna dzielnego Onejtra, Laogona, co Zewsa kapłaństwo
Jego więc w szczękę pod uchem ugodził, a życie natychmiast
Z ciała i członków uciekło i groźna go ciemność chwyciła.
Na Meryona Eneasz wypuścił dzidę śpiżową,
Sądził że trafi tamtego jak suwał pod tarczy zasłoną.
Naprzód się bowiem nachylił, że oszczep ogromny po za nim
Wrył się do ziemi, i tylko sam koniec drzewca od włóczni
Zadrgał, reszty zaś siły go Ares potężny pozbawił.
[Dzida zaś Eneasza, rzucona zamachem się w ziemię
W duszy Eneasz gniewem zapłonął i rzeknie te słowa:
„Rychło cię Merionesie, choć zwinnym jesteś tancerzem
Dzida moja poskromi na zawsze bylebym cię trafił.“
Dzielny kopijnik Merionej mu na to wręcz odpowiada:
Mężów potęgę wszelakich przygasić, ktokolwiek przeciwko
Tobie stanie w obronie, boć jesteś i ty śmiertelnikiem.
Bylebym ciebie ugodził w sam środek ostrém żelazem,
Rychło, choć jesteś potężnym i ufnym sile twéj dłoni,
Rzekł; zaś jego wyłajał Menojtia waleczny potomek:
„Czemuż o Merionesie choć jesteś walecznym to mówisz?
Drogi mój, w skutek słów obelżywych Trojanie od trupa
Nie ustąpią, nim ziemia niejednych nie ściśnie w objęcie;
Zatem nie przyda się na nic rozprawiać, lecz bić się należy.“
Rzekłszy to naprzód się puścił; mąż boski za nim postąpił.
Równie jak hałas powstaje przy ludziach co drzewa ścinają
W leśnym parowie, a zdala już odgłos da się usłyszeć,
Spiżu i skóry i tarczy ze skóry wołowéj składanych,
W miarę jak razy od mieczów padają i włóczni kończystych.
Nawet znajomy by mąż nie poznał Sarpeda boskiego
Teraz, albowiem strzałami, zapiekłą krwią i kurzawą
Oni się ciągle kręcili w około trupa, jak muchy,
Które brzęczą w zagrodzie przy pełnych mleka wiaderkach,
Podczas pory wiosennéj gdy mléko skopce napełnia;
Takoż i oni przy trupie się kręcą, a Zews ani razu
Ale bez przerwszy na nich spoglądał i w duchu rozważał,
Wiele bardzo nad śmiercią Patrokla się namyślając;
Czyli onego już teraz wśród bitwy zaciętéj prześwietny
Hektor, miał go na miejscu przy boskim Sarpedzie pokonać
Czyli, by jeszcze dla wielu był srogiej klęski powodem.
Kiedy tak sobie rozważał, rozumie że będzie najlepiéj,
Żeby szlachetny towarzysz Pelejadesa Achilla,
Znowu trojańskie szeregi i miedziokrytego Hektora
Zatém Hektora nasamprzód lękliwą dotknął bojaźnią;
Wszedłszy na wóz do ucieczki się zwraca i woła na Trojan
Żeby pierzchali; bo święte Diosa wagi rozpoznał.
Dzielni Lykiowie natenczas nie dotrzymali, lecz wszyscy
Leżącego przy mnóstwie trupów, bo wielu w około
Niego poległo, gdy walkę okropną rozwinął Kronion.
Oni więc Sarpedonowi porwali z ramion rynsztunek,
Świetny, od śpiżu świecący; do łodzi głębokich takowy
Wtedy Apollina słowem zagadnie Zews chmurozbiorca:
„Fojbie kochany, obecnie Sarpeda ze spiekłéj posoki
Pójdź obczyścić, uchodząc daleko z pocisków, a potém
Wynieś jakby najdaléj i obmyj w nurtach strumienia,
Dwóm posłańcom go powierz najszybszym, ażeby go nieśli,
Snu i Śmierci, bliźniętom, niech oni go z wielkim pośpiechem
W Lykii obszerną krainę i żyzne niwy przeniosą.
Tam pogrzebem go uczczą rodzeni bracia i krewni,
Rzekł; Apollo zaś niebył przeciwnym woli rodzica.
Spuścił się na dół ze szczytów Idajskich do groźnéj potyczki;
Zaraz ująwszy z daleka od strzał boskiego Sarpeda,
Jak najdaléj go wyniósł i w nurtach obmywa strumienia,
Dwóm posłańcom najszybszym, ażeby go nieśli powierzył,
Snu i Śmierci, bliźniętom, a ci go późniéj pośpiesznie
W Lykii obszerną krainę i żyzne niwy zanieśli.
Koniom i Automedoncie Patroklos otuchy dodając,
Zaślepiony; a gdyby Pelejdy rady był słuchał,
Byłby uniknął Kiery złowrogiéj i zgonu czarnego.
Ale Diosa zamiary są zawsze od ludzkich silniejsze;
[Któren i męża dzielnego przerazi, i wyrwie zwycięztwo
On to wtedy i jemu pobudził w sercu odwagę.
Kogoś pierwszego natenczas, a kogoś w ostatku pozbawił
Zbroi Patroklu, gdy bogi do zgonu cię powołali?
Adrestosa nasamprzód, Echekla i Awtonoosa,
Potém atoli Elaza, Muliona, tożsamo Pylarta;
Sprzątnął ich wszystkich, lecz z innych się każden brał do ucieczki.
Wtedy by byli zdobyli o bramach Troję wysokich,
Dłonią Patrokla Achaje, tak wściekle z dzidą się rzucał;
Jemu gotując zagładę, a stając w Trojan obronie.
Trzykroć na szkarpę wysokich próbował wdrapać się murów
Patrokl, atoli po trzykroć go odparł Fojbos Apollon,
Nieśmiertelnemi rękoma świecącą tarczę trącając.
Wtedy z groźnym okrzykiem lotnemi zagadnie go słowy:
„Cofaj się z boga rodzony Patroklu, bo nie przeznaczono
Miastu odważnych Trojan, by z twego oszczepu zginęło,
Ani Achillesowego, co wiele od ciebie jest lepszym“.
Ustępując przed groźbą Apollina w dal godzącego.
Hektor przy bramie Skajskiéj sprężyste konie zatrzymał,
Bowiem rozważał czy walczyć, napowrót do zgiełku je pędząc,
Czyli na wojska zawołać, by w murach szukali schronienia.
Męża przybrawszy postać, dzielnego w kwiecie młodości,
Azya, co wujem się mienił Hektora koni poskromcy,
Brata własnego Hekaby, a syna Dymanta zacnego,
Któren zamieszkał Frygią, nad Sangariosem strumieniem;
„Czemuś Hektorze potyczki zaprzestał? nie godzi się tobie;
Żeby to, ilem od ciebie jest gorszym o tyle był lepszym,
Pewno byś szybko i z klęską dla siebie umykał z potyczki.
Daléjże, pędź na Patrokla twe konie o tęgich kopytach;
Rzekłszy to, bóg się napowrót do walki mężów oddalił;
Kebrionowi dzielnemu zaś Hektor nakazał prześwietny,
Żeby ku bitwie rumaki popędził; atoli Apollon
Dotarł do wnętrza zamieszki, i postrach do zgiełku Argeiów
Hektor innych Danajów unikał i więcéj ich nie bił,
Lecz na Patrokla kieruje rumaki o tęgich kopytach.
W stronie przeciwnéj Patroklos zeskoczył z powózki na ziemię,
W lewéj dzidę trzymając, a drugą uchwycił za kamień
Całym go puścił zamachem, że pocisk powolnie na męża
Ani na darmo nie poszedł, i trafił woźnicę Hektora,
Kebrioneja, bękarta Priama o sławie szerokiéj,
Lejce trzymającego, po czole ostrym kamieniem.
Kości od głowy, lecz oczy wypadły na ziemię w kurzawę,
Prosto przed nogi, lecz ten podobnie do nurka zręcznego
Zleciał z pięknego siedzenia, a duch mu z członków uleciał.
Wydrwiwając do niego przemawiasz Patroklu rycerzu:
Żeby to kiedy się rzucił do morza obficie rybnego,
Wieluby mąż ów nasycił, ostrygi na wierzch dobywając,
Z łódki na głowę skakając, choć nawet morze wzburzone;
Tak się z powózki w równinę na głowę spuszcza z łatwością.
Rzekł, i na bohatera Kebriona pędem się puszcza,
Z ruchów podobny do lwa co bydła zagrody pustosząc
Pada w piersi ugodzon, bo męztwo go własne zgubiło;
Tak na Kebrionesa Patroklu namiętnie się rzucasz.
Obaj o Kebrionesa jakoby lwy się rozżarli,
Które na górskiéj krawędzi w około łani zabitéj,
Obaj głodem zmorzeni z zajadłą się biją odwagą;
O Kebriona tak samo dwaj mistrze zamieszki wojennéj,
Obaj pragnący nawzajem się ostrém kaleczyć żelazem.
Hektor chwyciwszy za głowę już wcale jéj puścić nie myślał;
Z końca drugiego Patroklos za nogę trzymał, a reszta
Wojska Danajów i Trojan w zaciętéj się zwarła potyczce.
W górskich parowach i silnie głęboką knieją wstrząsają,
Jaworami, bukami, i rozgałęzioną czeremchą,
Które na siebie miotają gałęźmi rozłożystemi,
Z hukiem okropnym, i trzask łamiących drzew się poczyna;
Biją się, z żadnéj zaś strony o zgubnéj ucieczce nie myślą.
Wiele w około Kebriona kończystych włóczni utkwiło,
Oraz i strzał uskrzydlonych, co raźno wyskoczą z cięciwy;
Wiele téż wielkich kamieni o tarcze się rozgruchotało
Wielki na wielkiéj przestrzeni, zapomniał o sztuce wożenia.
Póki się słońce w okręgu do środka południa wznosiło,
Póty trafiały z stron obu pociski, padały narody;
Kiedy zaś słońce się zniży do chwili gdy woły puszczają,
Z pośród pocisków albowiem Kebriona dzielnego wynieśli,
Oraz i z Trojan zamieszki i zbroję z ramion mu zdarli;
Z wrogim dla Trojan zamiarem Patroklos natenczas powstaje.
Trzykroć następnie uderzył, podobnie jak Ares najszybszy,
Ale gdy po raz czwarty naciera do boga podobny,
Wtedy Patroklu dla ciebie się kres żywota objawił.
Fojbos cię bowiem napotkał w pośrodku zajadłéj rozprawy,
Groźny; lecz nadchodzącego przy zgiełku on nie był rozpoznał;
Z tyłu stanąwszy uderzył go w plecy i barki szerokie,
Dłonią prawicy; lecz jemu zawrotem się oczy zaćmiły.
Potém z głowy mu strącił przyłbicę Fojbos Apollon;
Ona zabrzękła stoczywszy się na dół pod końskie kopyta
Krwią i kurzawą. Poprzednio by nikt się nie był spodziewał,
Żeby się jego szyszak buńczuczny mógł tarzać w kurzawie;
Wdzięczne on owszem czoło i głowę męża boskiego
Achillesowe ochraniał; Hektora nim Kronid obdarzył,
Pękła mu w rękach zupełnie, o drzewcu podłużnym potężna
Dzida ciężka i silna, z okuciem, atoli z ramienia
Tarcza co stopy dosięga z rzemieniem upadła na ziemię.
Wreszcie mu pancerz rozwiązał syn Zewsa możny Apollon.
Stanął zdumiony; od tyłu go w plecy oszczepem kończystym,
Między ramiona ugodził z blizkości wojownik Dardański,
Syn Panthosa Eforbos co między młodzieżą celował
Kopją i sztuką jeżdżenia i najszybszemi nogami;
Pierwszy raz walcząc na wozie, rzemiosła wojny się ucząc;
Pierwszy on pocisk na ciebie wypuścił Patroklu witeziu,
Aleć nie złamał; lecz on uciekając w tłumy się wmięszał,
Z ciała wyrwawszy proporzec z jaworu i nie śmiał wytrzymać
Ciosem od boga Patroklos atoli zgwałcony i dzidą,
W tłumy się druhów napowrót wycofał przed Kierą uchodząc.
Hektor co tylko zmiarkował, że wielkoduszny Patroklos
W tył się wycofał, ponieważ ugodzon był ostrém żelazem,
Niżéj brzucha i spiżem na wylot zupełnie go przeszył.
Runął z łoskotem i wielce pognębił naród Achajski.
Równie jak dzika strasznego w potyczce lew przezwyciężył,
Kiedy na górskiéj krawędzi odważnie ze sobą walczyli,
Dychającego atoli przemocą lew przezwyciężył;
Również i syna dzielnego Menojtia co wielu był zabił
Hektor Priamid z blizkości oszczepem życia pozbawił;
Chełpiąc się więc do niego w skrzydlate odezwie się słowa:
Zaś Trojańskie niewiasty wydarłszy im czasy wolności,
Uprowadzisz w okrętach do drogiej ziemi ojczystéj;
Głupi; właśnie przed niemi Hektora szybkie rumaki
Nogi usilnie wyprężą w potyczce; ja sam zaś oszczepem
Dzień przemocy, zaś ciebie na miejscu tém sępy rozszarpią.
Ciebie nędzarzu zaprawdę i dzielny nie zbawi Achilles,
Któren ci pewno gdyś szedł, pozostając wiele zalecił;
Żebyś mi prędzéj nie wracał Patroklu poskromco rumaków,
Chiton Hektora krwią zbroczony na piersi przeszyjesz!
Pewno do ciebie tak mówił i umysł niebaczny ci skłonił.“
Ledwo dychając mu na to Patroklu rycerzu odrzekłeś:
„Możesz się teraz pochwalić Hektorze, bo tobie użyczył
Łacno; albowiem sami z ramienia mi zbroję zerwali.
Takich jak ty żeby na mnie natarło chociażby dwudziestu,
Wszyscy by tutaj zginęli przemocą oszczepu mojego.
Ale mnie los złowrogi i Lety potomek pokonał,
Lecz co innego ci powiem i dobrze to chowaj w pamięci;
Niemniéj i ty już niedługo pożyjesz, albowiem przy tobie
Blizko już śmierć w pogotowiu stanęła i Mojra potężna,
Której pod ręką Achilla ulegniesz Ajakidesa.“
Z członków się dusza wymknęła i lotem do Hada zdążyła,
Srogi swój los opłakując z młodości wyrwana i siły.
Jeszcze do poległego się Hektor odezwał prześwietny:
„Czemuż Patroklu mi zgon zapowiadasz teraz okrutny?
Prędzéj pod ciosem oszczepu mojego życia nie straci?“
Tak powiedziawszy bohater wyciągnął z rany spiżową
Dzidę, oparłszy się piętą i w tył go z dzidy odtrącił.
Potem odrazu naciera oszczepem na Automedonta,
Pragnął go bowiem ugodzić, lecz tego rumaki nieśmiertne
Szybkie uniosły, co Pelej odebrał w darze od bogów.
Że Patroklos Trojanom w potyczce uległ okrutnéj.
W przednie więc hufce skoczywszy okuty śpiżem świecącym,
Krążył w około niego, jak matka co pierwsze spłodziła,
Również w około Patrokla Menelaj płowy obchodził.
Dzidę przed niego wystawił i tarczę gładko wykutą,
Gotów zabić każdego, co śmiałby do niego się zbliżyć.
Lecz niezapomniał i syn Panthosa o walce na dzidy,
Stanął przy nim i rzekł do Menelaosa dzielnego:
„Boski Menelaosie Atrydo przywódzco narodów,
Cofnij się, ustąp od trupa i zostaw rynsztunek zbroczony;
Żaden albowiem przedemną Trojanin lub sławny sojusznik
Więc dozwólcie bym sławę szlachetną u Trojan pozyskał,
Żebym i ciebie nie trafił i życie błogie odebrał.“
Z gniewem okrutnym odrzecze mu na to płowy Menelaj:
„Wcale nie pięknie, na Zewsa, się tak bez miary przechwalać.
Ani téż w dzikim i groźnym odyńcu się mieści tak wielka
Serca odwaga, na któréj polega w każdém zuchwalstwie,
Ile synowie Panthosa dufają swéj sztuce na dzidy.
Wszak Hyperenos potężny poskromca koni, młodością
Mówił że najpodlejszym wojakiem z pomiędzy Danajów
Jestem; nie sądzę by teraz o własnych nogach wracając
Mógł małżonkę najdroższą i godnych rodziców ucieszyć.
Ciebie ja siły tak samo pozbawię, jeżeli mi w drodze
W tłumy powracał i na mnię nastawać się nie poważył,
Żebyś co złego nie ścierpiał; i głupi po szkodzie zmądrzeje.“
Rzekł; zaś jego nie skłonił, i tenże mu zaraz odpowie:
„Teraz więc o Menelaju boski sowicie wykupisz
Uczyniłeś małżonkę w kąciku nowéj sypialni,
Zaś rodzicom okropną żałobę i smutek, sprawiłeś.
Owym nieszczęsnym zaprawdę bym przyniósł ulgę w żałobie,
Żebym porwawszy twą głowę i cały zarazem rynsztunek,
Ale robota bez próby już długo nie pozostanie,
Ani też bez rozprawy, czy męztwo górą, czy trwoga.“
Rzekłszy to godzi oszczepem na tarczę gładko wykutą;
Śpiżu atoli nie przebił, bo koniec włóczni na tarczy
Menelaos Atryda błagając do ojca Diosa;
W chwili gdy tamten się cofał poniżéj gardziela go trafił,
Potém przycisnął gwałtownie dufając ręce żylastéj,
Aż na wylot się ostrze przez miętki kark wydostało.
Włosy się krwią zwilżyły, podobne do włosów Charytek,
Oraz kędziory splecione nitkami ze złota i srebra.
Równie jak człowiek choduje oliwną sadzonkę wysmukłą,
W miejscu odosobnioném gdzie woda wytryska obficie;
Wiatrów przeróżnych i gęsto się kwieciem bieluchnym pokrywa;
Nagle w tém wicher nadchodzi połączon z burzą gwałtowną,
Drzewko z dołku wyrywa i strąca jak długie na ziemię;
Takoż i syna Panthosa, sławnego z dzidy Eforba,
Równie jak lew co na górach się chował, dufając swéj sile,
Z trzódy pasącéj się krowę porywa, ze wszystkich najlepszą;
Skruszył jéj szyję odrazu chwyciwszy ostremi zębami
Najprzód, potém zaś krew i jelita wszystkie pochłania
Straszą go wielce hałasem z daleka, lecz obces na niego
Nie chcą nacierać, bo wielce ich blada trwoga zdejmuje;
Również ich z tamtych żadnemu nie stało w piersiach odwagi,
Żeby wystąpić naprzeciw sławnego Menelaosa.
Zbroję, gdyby nie Fojbos Apollon mu tego zazdrościł,
Któren Hektora pobudził, Aresa współzawodnika,
Postać na siebie przyjąwszy Menteja dowódcy Kikonów;
Jego więc zagadując w skrzydlate odezwie się słowa:
Ajakidesa mężnego rumaków, lecz one za twarde
Są dla ludzi śmiertelnych by módz je poskromić i wstrzymać,
Prócz Achillesa, którego nieśmiertna matka rodziła.
Podczas tego Menelaj Arejczyk, Atreja potomek,
Ejforbosa Panthojdę i zmusił go walki zaprzestać.“
Rzekłszy to bóg napowrót się zwrócił do mężów utarczki;
Serce ponure Hektora objęła sroga żałoba.
Zatem ogląda się w koło po hufcach, i zaraz dostrzega
Leżącego, gdy krew z otwartéj rany wytryska,
Kroczy więc w przednie szeregi świecącym śpiżem okuty,
Ostro krzyknąwszy, podobny do Hefaistosa płomienia
Niezgaszonego; Atrydes usłyszał głos przeraźliwy;
„Biada mi, jeśli ja tutaj opuszczę świetny rynsztunek,
Oraz Patrokla co leży z powodu mojéj zniewagi;
Pewno niejeden z Danajów mi będzie miał za złe gdy zoczy.
Jeśli zaś będąc sam na Hektora się puszczę i Trojan,
Hektor z powiewnym szyszakiem zaś wszystkich tu Trojan prowadzi.
Czemuż atoli to wszystko mi lube serce przekłada?
Kiedy na przekór demona się człowiek walczyć odważy
Z mężem od boga uczczonym, to szybko dosięgnie go klęska.
Żem Hektorowi ustąpił, gdyż walczy on z boską pomocą.
Żebym to chociaż Ajaxa o głosie donośnym wypatrzył,
Obaj zwróciwszy się naprzód do bitwy byśmy dążyli,
Nawet na przekór demona, a może trupa pochwycim
Podczas gdy w sercu i w duszy to sobie wszystko rozważał,
Nadciągały Trojańskie szeregi z Hektorem na czele.
Wtedy on w tył się wycofał i poległego opuścił,
Często się w tył oglądając, podobnie do lwa brodatego,
Głośném wołaniem i dzidą; lecz jego serce waleczne
Dreszczem się przejmie, a chociaż niechętnie, opuszcza zagrodę;
Takoż i płowy Menelaj się od Patrokla wycofał.
Stanął dopiero zwrócony, gdy zdążył do druhów gromady,
Szybko tamtego rozpoznał na lewém skrzydle potyczki,
Druhów zagrzewającego, do walki napominając;
Trwogą albowiem okropną nawiedził ich Fojbos Apollon.
Szybko więc bieży i przy nim stanąwszy wyrzeknie te słowa:
Spieszmy, może choć trupa Achillesowi poniesiem
Obnażonego, bo zbroję już porwał Hektor prześwietny.“
Rzekł i wypróbowane poruszył serce Ajaxa.
Spieszy więc w przednie szeregi, a za nim płowy Menelaj.
Żeby mu głowę z ramienia oberżnąć ostrém żelazem,
Trupa zaś wywleczonego dla psów Trojańskich wyrzucić.
Wtedy się Ajas przybliżył dźwigając tarczę jak wieża.
Hektor cofając się nazad w gromadę swych towarzyszów,
Żeby je zanieść do miasta; ku wielkiéj mu sławie posłużą.
Ajas Menojtiadesa okrywszy tarczą szeroką,
Stanął, zarówno jak lew przed swemi stawa małemi,
Któren gdy młode prowadząc napotkał w kniei cienistéj
Brwi zmarszczywszy aż na dół je spuścił i oczy zakrywa;
Również i Ajax w około Patrokla się kręcił dzielnego.
Z drugiéj zaś strony Atrydes, do boju waleczny Menelaj.
Stanął gotowy, obciążon okropną w sercu żałobą.
Krzywem rzucając nań okiem Hektora zagadnie obelgą:
„Dzielnyś postacią Hektorze, lecz w bitwie swojego nie czynisz,
Niezasłużona twa sława szlachetna, bo szukasz ucieczki.
Pomyślże, jakim sposobem wybawisz miasto i twierdze
Z Lyków żaden albowiem w obronie grodu waszego,
Walczyć z Danajem nie będzie, boć wcale się nie opłaciło
Nieustannie i dzielnie się bić z mężami wrogiemi.
Jakżebyś męża gorszego w potyczce zbawić podołał,
Pozostawiłeś na łup i zdobycz dla mężnych Argeiów?
Któren był wielce potrzebnym dla miasta i ciebie samego,
Będąc przy życiu, a teraz od psów go nieśmiesz ochronić.
To téż, jeśli mnię teraz kto z Lyków zechce usłuchać,
Żeby to bowiem Trojanie odwagę mieli stateczną,
Nieustraszoną, jak męże miewają, co gwoli ojczyzny
Walkę i ciężar wojenny przeciwko wrogom podjęli,
Dawno już do Iliony Patrokla byśmy zawlekli.
Dostał się trupem, a my go wydostali z potyczki,
Szybko Argeie by świetny Sarpeda rynsztunek oddali,
My zaś by jego zdołali do wnętrza zanieść Iliony.
Zginął albowiem giermek wielkiego męża, co pierwszym
Ty zaś naprzeciw Ajaxa wystąpić się nie odważyłeś,
Wielkodusznego, i zajrzyć mu w oczy wśród wrogów zamieszki,
Ani téż walczyć obcesem, gdyż on dzielniejszym od ciebie.“
Hektor o hełmie powiewnym mu z wzrokiem ponurym odpowie:
Przebóg sądziłem że ty rozsądkiem nad innych celujesz,
Między wszystkiemi, co w Lykii szérokoskibnéj mieszkają;
Teraz atoli ci w sercu stanowczo naganiam co rzekłeś,
Twierdząc iż olbrzymiego Ajaxa nie zdołam wytrzymać.
Górą jednakże jest zawsze Diosa myśl egidodzierżcy,
Któren i męża dzielnego przerazi i wyrwie zwycięztwo
Łatwo, a późniéj znowu go sam do walki zagrzewa.
Chodźże tu więc mój drogi, stań przy mnię i dzieła oglądaj;
Albo czy męztwa którego z Danajów nie skruszę, choć żywo
Pragnie o ciało Patrokla co poległ się mężnie potykać.“
Tak powiedziawszy na Trojan zawoła głosem ogromnym:
„Lykijczycy, Trojanie i z blizka walczący Dardany!
Póki ja zbroji niewdzieję Achilla nieskazitelnego
Pięknéj, co zdarłem Patrokla potędze gdy jego zabiłem.“
Tak powiedziawszy ustąpił Hektor o hełmie powiewnym
Z wrogiéj potyczki, i biegnąc dogonił druhów szlachetnych,
Onych co nieśli ku miastu przesławny rynsztunek Pelejdy.
Zdala od walki nieszczęsnéj stanąwszy zbroję zamienił;
Swoją własną oddaje, by nieść do świętéj Iliony,
Mężnym Trojanom, a sam nieśmiertelną zbroję przywdziewa
Ojcu dali drogiemu; a tenże ją dziecku w starości
Oddał; lecz syn w ojcowskim rynsztunku się nie miał zestarzeć.
Jego ujrzawszy na stronie Kronida co chmury gromadzi,
Uzbrojonego rynsztunkiem boskiego Peleja potomka,
„Biedny, widać że zgon ci wcale na myśli nie stoi,
Któren ci właśnie tak blizkim; przywdziewasz nieśmiertny rynsztunek
Męża najdzielniejszego, którego się wszyscy lękają.
Jego ty druha zabiłeś słodkiego a razem silnego;
Zdarłeś; na teraz ja tobie użyczą siły ogromnéj,
Nagradzając, że późniéj gdy z bitwy będziesz powracał
Już Andromache ci sławnéj Pelejdy zbroi nie zdejmie.“
Tak powiedział i brwiami ciemnemi skinął Kronion.
Przejął go srogi, a członki wewnętrznie mu się napełniły
Siłą i męztwem; a zatem do sojuszników przesławnych
Z groźnym podąża okrzykiem; wydawał się wszystkim jak żeby
Sam wielkoduszny Pelejon, gdy świecił jego rynsztunkiem.
Mesthla i Glaukosa, Medonta i Therzylochosa,
Dejzenora, Asteropajoa i Hippothoona,
Niemniéj Forkyna i Chromia i Ennomosa wróżbitę;
Onych więc namawiając w skrzydlate odezwie się słowa:
Nie dlatego bym szukał i wojska licznego pożądał,
Tutaj was nagromadziłem każdego z grodu swojego,
Ale żebyście mi Trojan małżonki i dzieci niewinne,
Z chęcią stateczną zbawili przed mężnych Achajów przemocą.
Naród, by między wami pomnożyć odwagę każdego.
Zatém niech każden do przodu się zwraca, i albo polegnie,
Albo się zbawi, bo takie są losy wojennéj rozprawy.
Któren jednakże Patrokla, choć poległego, potrafi
Tego połową rynsztunków obdarzę, a drugą zatrzymam
Sobie; onego zaś chwała ta sama będzie co moja.“
Rzekł; przeważnemi siłami Danajów z czoła zaczepią,
Spisy do góry podnosząc, z niepłonną w sercu nadzieją,
Głupi; toż właśnie przy tymże miał wielu życia pozbawić.
Ajas do Menelaosa tęgiego w głosie przemówi:
„O Menelaju drogi ze szczepu Diosa, już wcale
Niemam nadziei, że obaj wyjdziemy cali z potyczki.
Rychło bo pójdą na pastwę dla psów i ptaków Trojańskich,
Ile o własną się głowę obawiam, by los jéj nie spotkał,
Oraz o twoją, gdyż burza wojenna wszędy pochłania,
Hektor, atoli dla nas pojawia się zguba okrutna.
Rzekł; nie sprzeciwił się wcale Menelaj o głosie donośnym;
Krzyknie, daleko go słychać, Danajów do walki wzywając:
„O moi drodzy Argeiów książęta i wodze naczelni,
Którym z mojego powodu i Agamemnona, Atrydów,
Wojskom; od Zewsa zaiste pochodzi zasługa i chwała.
Trudno mi w chwili obecnéj każdego wypatrzeć oczyma
Z wodzów, bo walki zaciętość się rozżarzyła okrutnie.
Niechże więc każden przybywa i wstydem w sercu zapłonie,
Rzekł; usłyszał go dobrze Olejczyk Ajas najszybszy.
Pierwszy więc wyszedł ku niemu przez tłumy bieżąc wojenne;
Za nim Idomen, a potém towarzysz Idomeneja,
Merion, mężny zarówno jak Enyal co męże morduje.
Którzy za niemi dążąc do walki Achajów się łączą?
Pierwsi Trojanie uderzą gromadnie z Hektorem na czele.
Równie jak czasem przy ujściu strumienia co z nieba pochodzi,
Fala przeciw prądowi gwałtownie się piętrzy, a w koło
Z gwarem podobnym Trojanie szli naprzód; atoli Achaje
W koło Menojtiadesa stanęli, w odwadze skupieni,
Tarcze śpiżowe jak wał nastawiwszy, lecz w koło ich przyłbic
Miedzią świecących Kronion roztoczył gęstą pomrokę;
Póki on był przy życiu i giermkiem Ajakidesa;
Wstrętném prócz tego mu było by psom Trojańskim na pastwę
Służyć miał; więc towarzyszów zachęcał by jego bronili.
Pierwsi Trojanie natarli na śmiało patrzących Achajów;
Dumni Trojanie na dzidę nie wzięli, acz pragnąc gorąco;
Ale ciągnęli za trupa; jednakże tylko na krótko
Mieli Achaje odstąpić, bo szybko napowrót ich zwrócił
Ajas, co również postacią jak dziełem się pierwszym okazał,
Rzucił się w przednie szeregi, podobny potęgą do dzika,
Któren w kniei górzystéj psiarnie i młodzież ochoczą
Łatwo rozproszył, kołując w gęstwinie jarów głębokich;
Takoż i syn Telamona sławnego, Ajas prześwietny,
Którzy obchodząc Patrokla najwięcéj ku temu dążyli,
Żeby go wciągnąć do grodu swojego i sławę pozyskać.
Świetny potomek Lethosa Pelasgijczyka Hippothoj,
Ciągnie go wtedy za nogę w zamiarze walki okrutnéj,
Pragnąc Hektora i Trojan ucieszyć; lecz szybko dla niego
Zguba nadeszła, od któréj, acz chcieli, go nikt nie wybawił.
Syn Telamona ku niemu albowiem przez tłumy skoczywszy,
Z blizka nań godzi w przyłbicę, co twarz mu śpiżem zasłania,
Pchnięty potężnym oszczepem i siłą dłoni żylastéj;
Z rany wytrysnął mózg przez hełm zdziurawiony oszczepem,
Z krwią zmięszany, opuszcza go siła; a z ręki bezwładnéj,
Wielkodusznego Patrokla na ziemię nogę upuścił;
Z dala szerokoskibnéj Laryssy; rodzicom już nie mógł
Złożyć wdzięczności dowodu, bo życie się jemu skróciło,
Zwalczonemu oszczepem Ajaxa wielkodusznego.
Hektor natedy Ajaxa wziął na cel dzirytem świecącym.
Trafił ów jednak Schediosa, zacnego Ifita potomka,
Najlepszego z Fokejów, co w Panopei przesławnéj
Zamieszkiwał domostwa i rządził mężami licznemi;
Jego to w sam obojczyk ugodził, na wylot mu przeszła
Runął z łoskotem aż broń w około niego brzęczała.
Ajax atoli Forkyna, Fajnopa syna dzielnego,
Któren zasłaniał Hippotha w sam środek brzucha ugodził;
Skruszył mu blachę pancerza, a miedź wewnętrznie utkwiła
Wstecz się cofnęli walczący na przedzie i Hektor prześwietny;
Z głośnym okrzykiem Argeie poczęli ciągnąć za trupy,
Hippothoosa, Forkyna i zbroje im z ramion zdejmują.
Wtedy by znowu Trojanie pod mężnych Achajów naciskiem,
Argaiowie zyskali, przeciwnie Diosa wyrokom,
Siłą i męztwem własném. Lecz osobiście Apollon,
Nagli Eneję, postacią do Peryfanta podobny,
Epytidesa Keryxa, co w służbie ojca staruszka
W jego postaci Apollo syn Zewsa do niego przemawia:
„Jakże wy Eneaszu na przekór bogowi zdołacie
Stromą Ilionę ratować? Jak męże, których widziałem
Ufających potędze i męztwu i własnéj odwadze,
Dużo nam więcéj Zews przewagi niżeli Danajom
Życzy; lecz sami się strasznie lękacie i walczyć nie chcecie.“
Tak powiedział; Eneasz Apollina w dal godzącego
Poznał, ujrzawszy oblicze i z krzykiem Hektora zagadnie:
Wstydem by było, żebyśmy pod mężnych Achajów naciskiem
Nazad ku Ilion pierżchnęli, pobici w zupełnéj niemocy.
Teraz atoli ktoś z bogów mi rzekł zbliżywszy się do mnie,
Jako rządzący nam Zews pomocnym będzie w potyczce,
Poległego Patrokla nie mogli do statków zaciągnąć.“
Rzekł i naprzód skoczywszy szeregi wyprzedził i stanął;
Oni się zaś odwrócili i czoło stawili Achajom.
Wtedy Lejokritona Eneasz ugodził oszczepem,
Tenże gdy padał zlitował się nad nim Arejczyk Lykomed,
Stanął więc jak najbliżéj i rzucił dzirytem świecącym;
Trafił téż Hippazydesa Apizę pastérza narodów,
Spodem w samą wątrobę i zaraz mu członki rozwiązał;
Jeden z najlepszych w potyczce po dzielnym Asteropaju.
Asteropajos Arejczyk zlitował się nad nim gdy padał,
Sunął więc naprzód odważnie, by w boju Danajom się stawić;
Ale napróżno się silił, bo wszędy zamknęli tarczami,
Wszystkich albowiem Ajax obchodził z rozkazem stanowczym,
Nie dozwalając nikomu, by w tył od ciała się cofał,
Ani téż innych Achajów wyprzedzać nie chciał w potyczce,
Tylko by zewsząd zwłoki otaczać i walczyć z blizkości.
Krwią się czerwoną zwilżyła; kupami oni padali,
Trupy Trojańskie pospołem i sojuszników przemożnych,
Oraz Danajów, bez krwi nie obeszła się walka zaprawdę,
Mniéj ich jednakże poległo; bo ciągle mieli w pamięci,
Tak walczyli podobnie do ognia, że widać nie było,
Czyli się słońce lub księżyc na cało jeszcze ostały.
Mgłą otoczeni albowiem przy walce byli najlepsi,
Którzy stanęli w koło zmarłego Menojtiadesa.
Bez przeszkody za widna walczyli; bo słońca promienie
Ostre padały, i żadna się chmurka na całéj nie zjawi
Ziemi, albo na górach; walczyli z chwilowym spoczynkiem,
Gdyż wzajemnie się strzegli od własnych śmiertelnych pocisków,
Wiele od walki i mgły, rażeni ostrém żelazem,
Ilu ich było najlepszych. Dwaj męże świadomi nie byli,
Dzielni obaj wojacy, Thrazymed a również Antyloch,
Śmierci nieskazitelnego Patrokla, lecz jeszcze sądzili,
Tylko więc przeczuwając i śmierć i druhów porażkę,
Nieco opodal walczyli, bo tak im Nestor był zlecił,
Kiedy ich zesłał do bitwy od strony ciemnych okrętów.
Przez dzień cały wciąż oni w zaciętéj ścierają się bitwie
Łytki, kolana i nogi każdego do dołu samego,
Uwalały się ręce i oczy walczących zawzięcie
Koło dzielnego giermka, szybkiego Ajakidesa.
Równie jak skórę z wielkiego buchaja gospodarz oddaje
Oni stanąwszy kołem, daleko od siebie, ją chwycą,
Ciągną i kręcą, rozchodzi się wilgoć, a tłustość nasiąka,
Gdyż kilkoro ich ciągnie, aż cała się dobrze wykręci;
Również i oni na ciasnym obszarze za trupa ciągnęli,
Jedni że aż do Iliony go wciągną, Achaje przeciwnie
Do głębokich okrętów; zamieszka w koło nich wrzała
Dzika; i nawet Athene lub Ares co mężów podjudza
Tego by zganić widoku nie mogli, acz w sercu niechętni.
Kronid onego dnia zaciętą roztoczył. Jednakże
Jeszcze boski Achilles nie wiedział, że zginął Patroklos.
Bardzo daleko albowiem walczyli od szybkich okrętów,
Tuż pod murem Trojańskim; lecz wcale Achilles nie sądził,
Nazad powraca, bo sam nie przypuszczał wcale, by tamten
Miasto bez niego mógł zdobyć, lub téż do spółki z nim samym.
Często albowiem tajemnie od matki się był dowiadywał,
Kiedy go powiadamiała o Zewsa wielkiego wyrokach.
Nie objawiła, że zginął towarzysz najulubieńszy.
Oni w około trupa kończyste oszczepy trzymając,
Ciągle walczyli bez przerwy i jedni drugich mordują;
Wtedy powiada niejeden z Achajów śpiżem okrytych:
Do głębokich okrętów, lecz ziemia niech czarna obecnie
Wszystkich pochłania, bo to by dla nas było najlepszém,
Jeśli Trojanom co końmi harcują dozwolim, by jego
Zaciągnęli do swojéj siedziby i sławę zyskali.“
„Drodzy, choć taki już los by nas czekał, by przy tym wojaku
Wszyscy zarówno zginęli, niech nikt od walki nie stroni.“
Tak przemawiał niejeden i druha do męztwa nakłaniał.
Oni więc tak walczyli, a szczęk żelaza do nieba
Ajakidesa rumaki opodal od bitwy stojące,
Rzewnie płakały, gdy pierwsza ich doszła wieść, że woźnica
Legnął w kurzawie pod ręką Hektora, co męże morduje.
Chociaż ich więc Awtomedon Diosa waleczny potomek,
To łagodnemi słowami, to znowu groźbą pobudzał,
Mimo to ani do łodzi ku Hellespontowi wielkiemu,
Ani do bitwy pomiędzy Achajów się ruszyć nie chciały;
Ale podobnie jak pomnik co niewzruszony na grobie
Również i one stanęły jak wryte przed piękną powózką,
Głowy ku ziemi zwiesiwszy; a łzy im gorące na ziemię
Grochem z pod oczów leciały, na skutek tęsknoty i żalu
Za woźnicą, młodzieńcze zaś grzywy tarzały się w kurzu,
Widząc je tak zmartwione, nad niemi się Kronid zlitował,
Zatem skinąwszy głową do swego się ducha odezwie:
„Biedne wy, czemuż Peleju książęciu was darowałem,
Śmiertelnemu, gdy wy nieśmiertelne i niestarzejące.
Niema ci bowiem nigdzie co nędzniejszego, jak człowiek,
Z tego wszystkiego co na téj ziemicy się rusza i żyje.
Ale zaprawdę na was i na wykwintną powózkę
Hektor Priamid nie wsiądzie; bo tego ja nie dopuszczę.
Duszę ja wam i kolana czerstwością nową napełnię,
Żebyście Automedonta ze zgiełku potyczki wynieśli,
Do głębokich okrętów; bo sławą ich jeszcze obdarzę,
Żeby rąbali, dopóki nie dojdą do łodzi wiosłowych,
Tak powiedziawszy rumaków ożywił siłę szlachetną.
One więc oba kurzawę zrzuciwszy z grzywy na ziemię,
Szybko zaniosły powózkę pomiędzy Achajów i Trojan.
Z niemi Automedon walczył, choć wielce o druha strapiony,
Łacno on bowiem umykał przed zgiełkiem szeregów Trojańskich,
Łacno napowrót nacierał puszczając się w tłumy najgęstsze.
Mężów atoli nie chwytał, choć w natarczywym pościgu,
Nie był albowiem w stanie, sam jeden w świętéj powózce,
Późniéj dopiero go wojak, towarzysz rozpoznał oczyma,
Alkimedon, Laerka, Hajmonidesa potomek;
Stanął on z tyłu na wozie i Automedonta zagadnie:
„Automedoncie, któż z bogów cię tak niedorzecznym zamiarem
Samże tak w pierwszych szeregach z Trojany walczyć zamierzasz,
Kiedy ci towarzysza zabili; rynsztunek zaś Hektor
Ajakidesa na ramię przywdziawszy nadyma się pychą.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Awtomed syn Dioreja:
Nieśmiertelne rumaki kierować i w pędzie ich zażyć,
Chyba jedyny Patroklos, rówiennik bogów w pogoni,
Póki był żyw? Lecz teraz go śmierć i Mojra dosięgła.
Otóż na ciebie kolej, by batog i lejce świecące
Rzekł; Alkimed skoczywszy na lekką do walki powózkę,
Szybko rękami za batóg i lejce gładkie pochwycił;
Automedon zeskoczył; spostrzega to Hektor prześwietny,
Więc Eneasza natychmiast zagadnie co czekał w pobliżu:
Właśnie ja konie ujrzałem szybkiego Ajakidesa,
Zjawiające się w bitwie pod lichych woźniców kierunkiem.
Sądzę żebyśmy je mogli pochwycić, jeżeli w twéj duszy
Tego byś pragnął; bo pewno gdy obaj na nich natrzemy,
Rzekł; nie sprzeciwił się wcale Anchizy dzielny potomek.
Obaj więc naprzód ruszyli pod skór wołowych zasłoną,
Suchych i twardych, dostatnio spiżową powłoką okutych.
Z niemi zaś razem Chromios i Bogom podobny Aretos
Tamtych pokonać i konie o szyjach wysmukłych pochwycić;
Głupi, niemieli już oni bez krwi przelewu powrócić
Nazad od Automedonta. Lecz on ubłagawszy Diosa
W sercu o czarnéj powłoce był męztwem i siłą natchniony.
„Alkimedoncie, odemnie daleko rumaków nie trzymaj,
Żądam ażeby mi w plecy parskały; nie sądzę albowiem,
Żeby Hektor Priamid od swego impetu ustąpił,
Zanim na pięknogrzywiaste nie wsiądzie Achilla rumaki,
Spłoszy, albo téż sam pomiędzy pierwszemi polegnie.“
Rzekłszy to przyzwał do siebie Ajaxów i Menelaosa:
„Ajaxowie dowódcy Argeiów i Menelaosie!
Trupa na teraz powierzcie najlepszym, ażeby w około
Obu nam zaś co żyjemy odwróćcie ostatnią zagładę;
Tędy albowiem się tłoczą na przełaj krwawéj potyczki
Enej i Hektor zarazem, najlepsi z mężów Trojańskich.
Ale to wszystko zaprawdę na łonie spoczywa przedwiecznych.
Rzekł; i zamachem ogromnym wypuścił dzidę cienistą,
Którą ugodził Areta po tarczy gładko wykutéj;
Włóczni takowa nie wstrzyma, bo śpiż na wylot ją przeszył,
Potem zaś pasek przebiwszy, od spodu brzuch mu rozpłatał.
Ciąwszy po za rogami buhaja z walnego pastwiska,
Żyły na karku mu przeciął, a tamten poskoczył i runął;
Takoż i ten w zapędzie na wznak się przewrócił, a dzida
Ostrokończysta w jelita wpędzona go siły pozbawia.
Tenże atoli zoczywszy uniknął dzidy śpiżowéj;
Naprzód albowiem przykucnął, że oszczep ogromny po za nim
Wrył się do ziemi, i tylko sam koniec drzewca od włóczni
Zadrgał, reszty zaś siły go Ares przemożny pozbawił.
Tylko że dzielne Ajaxy się między nich raźno rzucili,
Którzy nadeszli przez tłumy, gdy na nich zawołał towarzysz.
Nieco się ich zlęknąwszy odbiegli cofając się nazad,
Hektor oraz Eneasz i Chromios do bogów podobny;
Leżącego; Awtomed, rówiennik Aresa szybkiego,
Jego z rynsztunku obdziera, i chełpiąc się rzeknie te słowa:
„Otóż, choć trochę przynajmniéj po śmierci Menojtiadesa
Sercu w żałobie ulżyłem, acz wiele gorszego zabiwszy.“
Złożył; potém zaś usiadł, po rękach i nogach od góry
Zakrwawiony, jak lew co byka pożarł całego.
Znowu nakoło Patrokla się straszna poczęła potyczka,
Łzawa, okrutna, lecz kłótnię podjudza jeszcze Athene,
Żeby Danajów zagrzéwać, bo wolę swą ku nim nakłonił.
Równie jak tęczę z purpuru dla śmiertelników roztacza
Zews na niebie wysoko, by wojny była zwiastunem,
Albo téż przejmującej zawiei, co ludzi od polnych
Takoż i ona się cała zakrywszy obłokiem z purpury,
W tłumy się nurza Achajskie i męża każdego zagrzéwa.
Zachęcając się najprzód odezwie do syna Atrewsa
Menelaja dzielnego (bo tenże stał przy niéj w blizkości),
„O Menelaju dla ciebie i hańbą i wstydem okropnym
Będzie, jeżeli świetnego Achilla, druha wiernego,
Szybkie sobaki pod murem Trojańskim będą szarpały.
Trzymaj się więc odważnie i wszystkie zachęcaj szeregi.“
„Ojcze Fenixie, staruszku sędziwy, żebyć to Athene
Siłą mnię darzyć zechciała, i chronić od pędu pocisków,
Wtedy dopiero bym chętnie się stawił, ażeby Patrokla
Chronić, gdyż śmiercią swoją mi serce dotknął boleśnie.
Nie przestaje wojować, a Zews go sławą obdarza.“
Rzekł; ucieszyło boginię wypukłooką Athenę,
Że przed innemi wszystkiemi bogami się do niéj uciekał.
Więc go dzielną potęgą natchnęła w kolanach i barkach;
Która, choć często spędzona, ludzkiego ciała ukłuciem
Pragnie skosztować, bo krew człowiecza jest dla niéj łakocią;
Taką odwagą mu serce o czarnéj powłoce natchnęła.
W stronę Patrokla pospiesza i dzidą celuje świecącą.
Zacny i bardzo zamożny; najwięcéj go Hektor szanował
W ludzie, gdyż był mu druhem najmilszym i uczty wspólnikiem
Jego to w samą przepaskę ugodził płowy Menelaj,
Kiedy się zwracał w ucieczkę, i śpiżem na wylot go przebił;
Trupa z pod mocy Trojan wyciągnął do ciżby drużyny.
Blizko stanąwszy Apollon Hektora do walki zagrzéwa,
Do Fajnopa Azyady podobny, co między wszystkiemi
Był mu gościem najmilszym, a dom zamieszkiwał w Abydos.
„Będzieli któren z Achajów się ciebie Hektorze obawiał?
Także to Menelaosa się zląkłeś, co przecież był dawniéj
Kopijnikiem nie tęgim, a teraz uchodzi sam jeden
Trupa zabrawszy Trojanom, i druha wiernego ci zabił,
Rzekł; tamtego pochmurna i czarna objęła żałoba;
W pierwsze się puścił szeregi, uzbrojon miedzią świecącą.
Wtedy Kronides pochwycił egidę w kutasy zdobioną,
Olśniewającą, zaś Idę chmurami do koła otoczył,
Trojan obdarzył zwycięztwem, Achajów zaś puścił w rozsypkę.
Pierwszy Penelej z Bojotów dał znak do zgubnéj ucieczki;
W ramię go bowiem trafiono, gdy wciąż się przodem odwracał;
Ledwo go wierzchem drasnęła i kości lekko dosięgła
Hektor Leïta oszczepem na zgięcie ręki ugodził;
Syna Alektryonosa zacnego i w bitwie powstrzymał;
Zadrżał do koła się patrząc, bo wcale już niemiał nadziei
Żeby z oszczepem w dłoni z Trojany mógł się potykać.
W pancerz na piersiach oszczepem w pobliżu brodawki ugodził;
Dzida pękła przy końcu proporca; natenczas Trojanie
Wrzasną; On Idomeneja wziął na cel Dewkalidesa,
Stojącego w powózce; lecz jego chybił o troszkę;
Kojranosa, co z Lykty wspaniałéj za nim podążył:
[Najprzód albowiem pieszo, odchodząc od łodzi wiosłowych
Przyszedł i byłby Trojanom niezmiernie sławy przysporzył,
Żeby nie Kojran, co żywo popędził szybkie rumaki;
Sam zaś poległ pod ręką Hektora co męże morduje];
Jego to w szczękę pod uchem ugodził i wszystkie mu zęby
Końcem oszczepu wybił i język przeciął w połowie.
Zleciał z powózki i lejce wypuścił z ręki na ziemię.
Nagle z równiny powstawszy i rzeknie do Idomeneja:
„Konie popędzaj dopóki nie zdążysz do szybkich okrętów;
Sam to widzisz wyraźnie, że niema przewagi Achajów.“
Rzekł, a Idomen zaciąwszy rumaki pięknogrzywiaste,
Dobrze widzieli Menelaj i Ajax o duszy wyniosłej
Zewsa zamiary, by Trojan z kolei zwycięztwem obdarzyć.
Rzeknie więc pierwszy Ajas potężny syn Telamona:
„Przebóg, teraz już nawet i ten, co wielce niemądry,
Wszystkie ich bowiem pociski trafiają; kto tylko wypuści,
Lichy lub dzielny, a Zews je wszystkie na prosto kieruje;
Nasze zaś wszystkie zarówno daremnie spadają na ziemię.
Zatém do dzieła, pomyślmy choć sami o radzie najlepszéj,
Wracać by druhom kochanym zwiastować skutek pomyślny,
Którzy zmartwieni w tę stronę się patrzą, i wcale nie sądzą,
Żebyśmy impet Hektora i dłonie jego nietknięte
Mogli wytrzymać, lecz wkrótce do łodzi głębokich wpadniemy.
Jak najprędzéj, bo sądzę że jeszcze onego nie doszła
Smutna nowina, że zginął towarzysz mu najulubieńszy.
Nigdzie atoli takiego z Achajów dojrzeć nie mogę,
Chmura ich bowiem zasłania, zarówno onych i konie.
Uczyń światło napowrót i dozwól oczyma spoglądać;
Dajże choć w świetle nam zginąć, gdy tobie się tak spodobało.“
Tak powiedział, a rodzic nad łzami się jego zlitował,
Chmury natychmiast rozproszył i precz rozpędził ciemności,
Do Menelaja o głosie donośnym się Ajax odezwie:
„Patrzajże o Menelaju boski czy kędy nie ujrzysz,
Antylochosa przy życiu, zacnego Nestora potomka;
Każ mu co prędzéj iść do Achilla w boju dzielnego,
Rzekł, a nie był od tego Menelaj o głosie donośnym,
Spieszy więc, równie jak lew od szczelnie zawartéj zagrody,
Kiedy się znużył ciągłém drażnieniem psów i parobków,
Którzy mu nie dozwalają napychać się tłuszczeni wołowym,
Rzuca się, nic atoli nie wskóra, bo gęste oszczepy
Lecą na niego rzucane nieustraszonemi rękoma,
Oraz palące się szczypy, lecz on choć odważny się boi;
Z pierwszym się brzaskiem oddala, choć w sercu wielce strapiony;
Uszedł, acz wielce niechętnie, gdyż lękał się żeby Achaje
W strachu okrutnym na łup go wrogom nie pozostawili.
To też Ajaxom usilnie zalecił i Merionowi:
„Ajaxowie Argeiów dowódcy i Merionesie!
Trzyma w pamięci, gdyż on dla wszystkim słodkim być umiał,
Póki był żyw, lecz teraz go śmierć i Mojra dosięgła.“
Tak powiedziawszy odszedł pospiesznie płowy Menelaj,
Wszędzie się oglądając, jak orzeł, któren jak mówią
Przed nim, choć krąży wysoko, nie skryje się szybki zajączek,
Któren pod gęstym krzakiem przycupnął; lecz obces na niego
Spada i szybko go w szpony chwyciwszy życia pozbawia;
Takoż i wtedy twe oczy świecące o Menelaju
Czyby téż gdzie nie zoczyły Nestora syna żywego.
Wkrótce téż jego rozpoznał na lewém skrzydle potyczki,
Druhów zachęcającego i wołającego do walki.
Blizko stanąwszy do niego się płowy Menelaj odezwie:
Smutną nowinę, bodajby się ona nigdy nie stała.
Sądzę że sam już poznałeś gdy na to wszystko się patrzysz,
Że bóg jakiś okropną gotuje klęskę Danajom,
Zaś Trojanom zwycięztwo; bo zginął najlepszy z Achajów,
Ale ty donieś natychmiast ku łodziom biegnąc Achajskim
Achillowi, by trupa co prędzéj schronił w okrętach,
Chociaż nagiego, gdyż broń już zdobył Hektor potężny.“
Rzekł; Antylocha przejmują aż dreszcze, gdy słowo posłyszał.
Zaszły mu łzami i głos młodzieńczy w ustach mu zamarł;
Mimo to nie zaniedbuje zlecenia Menelaosa;
Szybko więc bieży, a broń pewnemu oddaje druhowi
Laodokowi co blizko zawrócił sprężyste rumaki.
Achillowi Pelejdzie nieszczęsne słowo zwiastować.
Boski ty Menelaju natenczas pragnąć nie mogłeś
Tamże druhowi w potrzebie pomagać, zkąd uszedł Antyloch,
Wielką po sobie tęsknotę wzbudzając u mężów Pylejskich;
Sam zaś do bohatera Patrokla napowrót się udał;
Biegiem Ajaxów dogania, przystanął i rzeknie natychmiast:
„Do głębokich okrętów onego ja tedy wysłałem,
Żeby szedł do Achilla szybkiego; nie sądzę atoli
Wcale by bowiem z Trojany bezbronnie potykać się nie mógł.
Ale my sami na teraz obmyślmy radę najlepszą,
Najpierw jakoby trupa wyciągnąć, a potém i samym
Z wrzawy Trojańskiéj przed śmiercią i Kierą coprędzéj się chronić.“
„O Menelaju przesławny stósownie to wszystko wyrzekłeś;
Ty więc z Merionesem ku ziemi się szybko schyliwszy,
Trupa do góry podnosząc wynieście z potyczki; zatenczas
Z tyłu my staniem naprzeciw Hektora boskiego i Trojan,
Wytrzymaliśmy ostrą potyczkę przy sobie stanąwszy.“
Rzekł; zaś oni na rękach ze ziemi trupa unieśli,
Jak najwyżéj usilnie; zawrzasnął naród Trojański
Z tyłu, natenczas gdy zoczył Achajów co zwłoki porwali.
Trafionego ruszają przed myśliwcami młodemi;
Pędzą ku niemu chwilami pragnące onego rozszarpać;
Ale gdy tenże wśród nich się odwraca, odwadze dufając,
Szybko się w biegu zwracają spłoszone, tędy owędy;
Wywijając mieczami, lub obosiecznemi dzidami;
Kiedy zaś tylko Ajaxy zwróciwszy się czołem stawali
Przeciw nim, wtedy im bladły oblicza i nikt się nie ważył
Wysunąwszy się naprzód o ciało bójkę poczynać.
Ku głębokim okrętom; za niemi się bitwa rozwarła
Straszna, zarówno jak płomień, co mężów gród ogarniając
Nagle powstawszy pożera; znikają domy bez śladu
W łunie ogromnéj, a wiatru go jeszcze potęga roznieca;
Wrzawa nastaje bez przerwy i ściga za uchodzącemi.
Równie jak muły do pary swą siłę łącząc potężną,
Ciągną z lasu górskiego po kamienistym przesmyku,
Belkę lub dyla tęgiego do statku, a serce im ciężko
Również i oni z mordęgą dźwigali trupa. Lecz z tyłu
Powstrzymywali Ajaxy, jak szczyt opiera się wodzie
Lasem zarosły, co całą na wskróś równinę przegradza;
Któren i silnych strumieni gwałtowne nurty powstrzymać
Odpierając, a siłą impetu go złamać niezdolne;
Tak Ajaxowie bez przerwy na tył odpierali potyczkę
Trojan; lecz oni ścigali, a dwóch między niemi najbardziéj
Anchizyades Eneasz bohater, i Hektor prześwietny.
Z trwożliwemi krzykami, gdy ujrzą przed sobą jastrzębia
Kołującego, co ptactwu mniejszemu przynosi zagładę;
Przed Eneaszem tak samo i dzielnym Hektorem pędziła
Młodzież Achajska z krzykami nie myśląc o żadnym oporze.
Uciekający Danaje; lecz bitwa trwała bez przerwy.
Szybko do Achillesa z poselstwem Antyloch przybywa.
Jego przed okrętami z kabłąkiem wysokim znajduje,
W myśli rozważającego co już spełnioném zostało;
„Biada mi! czemuż to znowu Achaje bujnokędzierni
Cisną się w stronę okrętów ze strachem biegnąc w równinie?
Byleby nie dotknęły mnie bogi ciosem złowrogim,
Jak mi kiedyś to matka wytłómaczyła i rzekła,
Pod przewagą Trojańską opuści światło słoneczne.
Pewno zaprawdę już zginął Menojtia waleczny potomek,
Nieszczęśliwy, kazałem mu przecież, by ogień zgasiwszy
Wrogów, do łodzi nawracał i siłą z Hektorem nie walczył.“
Właśnie do niego przystąpił sławnego Nestora potomek,
Łzy wylewając gorące i straszną mu wieść opowiada:
„Biada mi! synu Peleja dzielnego, zaprawdę o smutnéj
Dowiesz się wieści, która bodajby się nigdy nie stała.
Obnażonego, bo zbroję już porwał Hektor potężny.“
Rzekł; tamtego pokryła żałoby czarna powłoka.
Obydwiema rękoma chwyciwszy za czarną kurzawę,
Głowę takową posypie i piękne szpeci oblicze;
Sam zaś w pośród kurzawy, ogromny na wielkiéj przestrzeni,
Legł, i rękoma lubemi swe włosy targając, zeszpecił.
Służki zaś, które Achilles do spółki z Patroklem był zdobył,
Bólem w sercu przejęte krzyknęły okrutnie i drzwiami
Biły się w piersi, pod każdą się chwiać zaczęły kolana.
Lamentuje z swéj strony Antyloch łzy wylewając,
Ręce Achilla trzymając, lecz ten miał serce rozdarte;
Bał się on bowiem by szyję tamtemu żelazem nie spłatał.
W morskich głębinach siedząca przy boku ojca starego;
Wtedy szlochać poczyna; boginie się przy niéj gromadzą
Wszystkie, ile ich było Nereïd w morskiéj otchłani.
[Były obecne Glauka, Thaleja i Kymodokea
Kymothoe, zarazem Aktaja i Limnoreja,
Jajra, Melita, Agana i również Amfithoeja,
Doto i Proto, Feruza i piękna Dynamenaja,
Dexamene, toż Amfinome i Kallionejra,
Apsejdes i Nemertes, a z niemi Kallianassa;
Tamże się równie znajdują, Klymena, Janąjra, Janassa,
Orejthyja i Majra i pięknowarkoczna Amathej,
W końcu i reszta Nereid w otchłani morskiéj będących].
Biły się w piersi, lecz Thetys poczyna żale rozwodzić:
„O Nereïdy me siostry słuchajcie, ażebyście wszystkie
Dobrze wiedziały, jak wielka zawisła w mém sercu żałoba.
Biada mi nędznéj, o biada nieszczęsnéj matce wojaka,
Bohatéra nad wszystkich; jak drzewo do góry wystrzelił.
Jego ja wychodowawszy, jak w bujnym latorośl ogrodzie,
W kabłączastych okrętach ku Ilionie wysłałam,
Żeby walczył z Trojany; już więcéj ja go nie podejmę
Póki zaś jeszcze przy życiu i światło słońca ogląda,
Cierpi, a ja przybywając do niego mu pomódz nie zdołam.
Mimo to idę by syna drogiego zobaczyć i słyszeć
Jaka spotkała go klęska, choć zdala od bitwy się trzymał.“
Wyszły ze łzami, wokoło się dla nich rozwarły bałwany
Morskie. Lecz one do Troi zdążywszy o skibie szerokiéj,
Jedna za drugą na strome wybrzeże wyszły, gdzie liczne
Myrmidonów okręty przystały wokoło Achilla.
Płaczem wybuchła i głowę dzielnego syna objęła,
Potem litością przejęta w skrzydlate odezwie się słowa:
„Dziecko, czegóż ty płaczesz i cóż cię za smutek dotyka?
Powiedz, nie tając przedemną; wszak tobie się wszystko ze strony
Żeby mężowie Achajscy ściśnięci w około okrętów,
Kiedy im ciebie zabrakło, znosili czyny niegodne.“
Ciężko wzdychając jéj na to najszybszy Achilles odpowie:
„O moja matko to wszystko mi Olimpijczyk dotrzymał;
Luby, którego ze wszystkich najbardziéj druhów ceniłem,
Równie jak moją głowę? On zginął, a Hektor mu zbroje
Jego zabiwszy porwał, ogromną, aż dziwo oglądać,
Piękną; a tę Pelejowi bogowie wspaniałym podarkiem
Bodajbyś tamże pomiędzy morskiemi nimfami została
Nieśmiertelnemi, zaś Pelej śmiertelną był pojął małżonkę.
W miejsce zaś tego cię w sercu niezmienna czeka żałoba,
Kiedy polegnie twój syn, którego już więcéj nie przyjmiesz
Żyć i z ludźmi obcować, dopóki Hektor najpierwszy
Moim ugodzon oszczepem nie zginie i życia nie odda,
W pomstę za ciała obdarcie Patrokla Menojtiadesa.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Thetyda łzy wylewając:
Po Hektorze albowiem ci zgon odrazu naznaczon“.
Wielce zgniewany jéj na to najszybszy Achilles odrzecze:
„Bodajbym zginął na miejscu, gdy druha lubego niemogłem
Wspomódz gdy go zabijali, lecz on od ojczyzny daleko
Teraz atoli nie wrócę do drogiéj ziemi ojczystéj,
Ani Patrokla wybawić niemógłem, ani téż druhów
Reszty, których tak wiele zginęło pod boskim Hektorem;
Lecz przesiaduję przy łodziach, jak ciężar niezdatny na roli,
W boju; co rady się tycze to są i lepsi odemnie.
Bodajby kłótnie przepadły pomiędzy bogami i ludźmi,
Oraz i gniew, co nawet najmędrszych zdoła rozdraźnić;
Który z początku słodszy od miodu co gładko się połknie,
Takoż i mnie Agamemnon rozgniewał książe narodów.
Puśćmy atoli co zaszło w niepamięć, acz srodze zmartwieni;
Kiedy potrzeba, należy i żądzę w sercu pokonać.
Idę ja teraz by chwycić Hektora zabójcę najdroższéj
Zews go na mnię dokona, lub inni bogowie nieśmiertni.
Ani zaś bowiem Herakla potęga przed Kierą nie uszła,
Któren był milszym nad wszystkich Zewsowi, Panu Kronidzie;
Ale go Mojra zgwałciła i Hery niechęć zawzięta.
Legnę po śmierci; lecz teraz pozyskam sławę szlachetną;
Jeszcze niejedną z Trojanek i piersi wypukłéj Dardanek
Zmuszę, by obydwiema rękoma z pulchnych jagodek
Łzy ocierała żałoby, wzdychając ciężko i smutnie;
Zatém, walczyć mi nie broń, choć kochasz, bo nigdy nie skłonisz.“
Srebrnonóżka Thetyda mu na to rzeknie w odpowiedź:
„Wszystko zaprawdę to słuszne me dziecko, i pewno że nie źle
Od przyjaciół w potrzebie odwracać zgubę okropną;
Spiżem świecący; bo Hektor o hełmie powiewnym takowy
Na ramiona przywdziawszy się chełpi; nie sądzę atoli
Żeby nim długo się szczycił, bo zgon już bliskim od niego
Ty zaś nie prędzéj się puszczaj w zamieszkę straszną Aresa,
Przyjdę ja bowiem z jutrzenką, jak tylko wejdzie słoneczko,
Zbroję ci niosąc wspaniałą od Hefajstosa książęcia.“
Tak powiedziawszy od syna się odwróciła dzielnego,
I zwrócona do morskich siostrzyczek w te słowa przemawia:
Żeby zobaczyć starca morskiego i ojca domostwa;
Jemu o wszystkiém donieście, zaś ja na Olimp wysoki
Pójdę do Hefaistosa płatnerza słynnego, czy zechce
Syna mojego przesławną świecącą zbroją obdarzyć.“
Srebrnonóżka Thetyda bogini zaś ku Olimpowi
Spieszy, by dziecku drogiemu przesławny zgotować rynsztunek.
Nogi ją w Olimp uniosły następnie; atoli Achaje,
Przed Hektorem co męże morduje w zamieszce okropnéj
Wtedy by łydookuci Achaje nie byli Patrokla
Wyciągnęli z pod strzał, poległego giermka Achilla;
Ludzie i konie go bowiem na nowo do koła otoczą,
Oraz i Hektor Priamid potęgą do ognia podobny.
Usiłując wyciągnąć i głośno zawołał na Trojan;
Trzykroć obaj Ajaxy w niezłomną zbrojni odwagę
Odepchnęli od trupa, lecz on wytrwale i mężnie
W pośród zgiełku z nienacka przyskoczył, i znowu gdzieindziéj
Równie jak od zabitego bydlęcia pasterze niezdolni
Lwa burego odegnać, gdy głodem zmorzony się rzuca;
Takoż i dwaj uzbrojeni Ajaxy nie mogli podołać
Priamidę Hektora od poległego odstraszyć.
Żeby do Pelejona nie przyszła szybka Iryda,
Lecąc jako wysłaniec z Olimpu, ażeby się zbroił,
Skrycie przed resztą bogów i Zewsem; wysłana przez Herę.
Blizko niego stanąwszy lotnemi odezwie się słowy:
Stawaj w obronie Patrokla; z powodu którego straszliwa
Wre przy okrętach potyczka. Nawzajem się oni mordują,
Jedni stawając do walki w obronie zwłok poległego,
Drudzy by wciągnąć takowe do Ilion wiatrami owianéj
Usiłuje go porwać, bo z duszy pragnie by głowę
Jego wbić na pal, uciąwszy takową od karku miękkiego.
Daléj więc, nie leż bezczynnie, a trwoga niech duszę ci przejmie
Żeby Trojańskim sobakom na pastwę nie został Patroklos;
Odpowiada jéj na to Achilles boski najszybszy:
„Boska Irydo, kto z bogów cię tutaj z wieścią wysyła?“
Jemu zaś odpowiedziała o wietrznych nóżkach Iryda:
„Here mnię tutaj wysłała, Diosa przesławna małżonka;
Z niebian, co na śnieżystych Olimpu szczytach mieszkają.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Achilles biegiem najszybszy:
„Jakże ja pójdę w utarczkę? Rynsztunek tamci posiedli;
Matka zaś droga nieprędzéj mi zbroić się dozwoliła,
Poszła by od Hefajstosa mi przynieść piękny rynsztunek.
Inny mi zaś niewiadomy którego bym zbroją się okrył
Chyba jednego Ajaxa, Telamończyka paiżą.
Pewno zaś on jak sądzę pomiędzy pierwszemi się bije,
Szybka, o wietrznych nóżkach Iryda mu rzeknie w odpowiedź:
„Dobrze my wiemy toż samo, że tamci posiedli twą zbroję;
Ale i tak na przekopie stanąwszy się ukaż Trojanom,
Czyli téż oni ze strachu nie zaprzestaną potyczki,
Walką sterani; choć krótkie by w bitwie było wytchnienie.“
Tak powiedziawszy, odeszła najszybsza w nóżkach Iryda.
Powstał Achilles Diosa wybraniec; wokoło Athene
Ramion potężnych mu rzuci w kutasy egidę zdobioną;
Złotą, od któréj strzelały promienie jasno świecące.
Równie jak z miasta się dym aż w ether wznosi do góry,
Z oddalonego ostrowia przez wrogów obsaczonego;
Oni przez cały dzień się w krwawéj ścierają potyczce
Liczne i gęste zapłoną ogniska, zaś łuna wysoko
Wzbija się w górę, by oni co w koło mieszkają widzieli,
Czy z kąd pomoc w okrętach nie przyjdzie w bitwie morderczéj;
Takoż i z głowy Achilla strzelała jasność do góry.
Zbliżyć się nie chciał w obawie przed matki surowém zleceniem.
Tam stanąwszy zawrzasnął; osobno zaś Pallas Athene
Odgłos wydała i straszny u Trojan popłoch wzbudziła.
Równie jak głos się rozlega donośny, gdy trąba zahuczy
Takoż i wtedy się grżmiący rozlega głos Ajakidy.
Oni więc gdy usłyszeli spiżowy głos Ajakidesa,
Postrach wszystkich ogarnął, zaś pięknogrzywiaste rumaki
W tył się z wozami cofnęły, z przeczuciem w duszy złowrogiém.
Tuż nad głową Pelejdy płonące, wielkodusznego,
Straszne co je roznieciła wypukłooka Athene.
Trzykroć nad rowem okropnie zawrzasnął boski Achilles,
Trzykroć poszli w rozsypkę Trojanie z przymierzeńcami.
Między własnemi wozami i bronią. Atoli Achaje
Z wielkim zapałem Patrokla z pod gwałtu pocisków unosząc,
Złożą na marach; w około stanęli drodzy druhowie
Lamentując; za niemi Achilles żwawy postąpił,
Leżącego na marach, skłutego ostrém żelazem.
On to jego był wysłał z powózką razem i końmi
W bitwę, lecz już go więcéj powracającego nie przyjął.
Słońce niezmordowane, wypukłooka dostojna
Zeszedł Helios, a wtedy Achaje boscy spoczęli
Od zapasów morderczych i walki wspólnie złowrogiéj.
W stronie przeciwnéj Trojanie, od krwawéj uchodząc utarczki
Zaraz szybkie rumaki od wozów poczęli wyprzęgać;
Wyprostowani do rady stanęli, a nikt się nie ważył
Usiąść; bo wszystkich przestrach ogarnął, ponieważ Achilles
Zjawił się, on co tak długo unikał walki złowrogiej.
Między niemi Polydam roztropny zagaił obrady,
Był on druhem Hektora, téj saméj się nocy rodzili;
Jeden słowami najbardziéj, a drugi kopją celował;
Tenże więc z dobrym zamysłem poczyna radzić i mówić:
„Dobrze to sobie rozważcie o drodzy; co do mnie, ja radzę,
W pośród równiny przy łodziach; bo zdala od murów jesteśmy.
Bowiem jak długo ten mąż był z Agamemnonem pogniewan,
Póty było nam łatwiéj pokonać synów Achajskich;
Toć i ja sam się cieszyłem gdy spałem przy szybkich okrętach,
Teraz okrutnie się lękam szybkiego Pelejona;
Dusza bo jego jest tak zuchwałą, że pewno nie zechce
Oczekiwać w równinie, gdzie razem z Trojany Achaje
Równo na obie strony dzielili przychylność Aresa,
Zatém uchodźmy do miasta, słuchajcie, bo pewno tak będzie.
Tylko noc Pelejona szybkiego wstrzymała na teraz
Ambrozyjska, lecz jeźli dopadnie nas tutaj będących
Z rana, i z bronią uderzy, natenczas niejeden dokładnie
Uciekając, a wielu sobaki pożrą i sępy
Z Trojan; bodajby nigdy ta wieść mych uszów nie doszła.
Jeśli zaś moich słów usłuchacie, acz wielce zmartwieni,
Całą przez noc na rynku pod bronią przesiedźmy; zaś miasto
Dokładnemi, wielkiemi, co strzegą zapartych podwoi.
Jutro atoli przed świtem przywdziawszy zbroje na siebie
Wszyscy na basztach staniemy; lecz biada mu jeśli zapragnie
Wypadając z okrętów o mury się z nami potykać.
Konie przeciągłém bieganiem, pod miasta murami harcując.
Żeby się dostać do wnętrza odwagi mu nigdy nie stanie,
Ani je zburzyć, bo pierwéj go ścigłe pieski rozszarpią.“
Hektor o hełmie powiewnym mu z okiem ponurém odpowie:
Radząc byśmy się w mieście zamknęli wracając napowrót.
Czyż wam się nie uprzykrzyło zamknięcie między basztami?
Dawniéj gród Priamowy, językiem ludzie mówiący
Wszyscy głosili bogatym, zamożnym złotem i miedzią.
Wiele się z nich do Frygii bądź pięknéj Meonii dostało
Wyprowadzonych na sprzedaż, na skutek sierdzenia Diosa.
Kiedy mi teraz dozwolił syn Krona niezbadanego
Sławy przy łodziach pozyskać, Achajów zaś weprzéć ku morzu,
Z Trojan żaden za tobą nie pójdzie bo ja niedozwolę;
Zatém do dzieła jak mówią, a wszyscy niech będą posłuszni.
Teraz wieczerzę spożyjcie w obozie, porządkiem oddziałów,
Pamiętajcie o straży by każden był w pogotowiu.
Niechaj zebrawszy je odda na wspólny narodu pożytek,
Lepiéj że ktoś na takowych skorzysta niżeli Achaje.
Jutro atoli przed świtem przywdziawszy zbroje na siebie,
Będziem Aresa srogiego pobudzać przy gładkich okrętach.
Będzie, skoro tak pragnie, tém gorzéj dla niego. Co do mnię
Nie ucieknę ja przed nim w złowrogiéj bitwie, lecz obces
Stanę; może on sławę pozyskać, lecz mogę ja nad nim.
Wspólnym jest Enyal, on czasem i zabijającego zabija.“
Głupi; bo Pallas Athene ich pozbawiła rozumu.
Gdyż na Hektora się zdali, co radę zgubną podawał,
Polydamanta zaś słuchać nie chcieli, choć mądrze im radził.
Późniéj wieczerzę spożyli w obozie. Atoli Achaje
Pierwszy pomiędzy niemi Pelejdes lamenty zaczyna,
Dłonie co męże mordują na piersiach druha złożywszy,
Często wzdychając okropnie; podobnie do lwa brodatego,
Kiedy mu lwiątka porwał myśliwy co ściga jelenia
Wiele on przebył parowów szukając śladów człowieka,
Czyby go nie wynalazł, bo gniew nim groźny zawładnął;
Również on ciężko wzdychając do Myrmidonów przemawia:
„Przebóg, jak marne ja słowo wyrzekłem czasu onego,
Rzekłem że do Opoentu mu syna sławnego powrócę,
Wówczas gdy zburzy Ilionę i w łupach udział odbierze.
Ale nie wszystkie zamysły dla ludzi Zews dokonywa.
Obu nam bowiem wypadło tę samą ziemię zakrwawić,
Już nie podejmie w domostwie rycerski Pelej staruszek,
Ani téż matka Thetyda, lecz tutaj mnię ziemia pokryje.
Teraz atoli Patroklu, gdy schodzę do ziemi po tobie,
Prędzéj cię nie pochowam, aż tutaj Hektora przyniosę
Oprócz tego dwunastum przy stosie głowę oderżnę
Dzieciom szlachetnym Trojańskim, zgniewany o twoje zabicie.
Przez ten czas tu spoczywaj przy kabłączastych okrętach;
W koło zaś ciebie Trojanki i piersi wypukłéj Dardanki
Które ja sobie zdobyłem potęgą i długim oszczepem,
Miasta zamożne zdobywszy, językiem ludzi mówiących.“
Tak powiedziawszy druhom nakazał boski Achilles,
Trójnóg potężny przy ogniu postawić, ażeby co prędzéj
Oni kąpielny trójnóg na ogniu żarzącym stawiwszy,
Wodę nalali, a szczapy zebrawszy ogień rozniecą.
Brzuch trójnoga płomienie objęły, zagrzała się woda.
Skoro zaś woda kipić poczęła w miedzi świecącéj,
Wypełnili zaś rany dziewięcioletnim balsamem;
Potém złożywszy na łożu, przykryli go przędzą cieniutką,
Z głowy do stóp, a wierżchem go litą oblekli oponą.
Potém przez całą noc w około szybkiego Achilla,
Zews do Hery przemawia małżonki zarazem i siostry:
„Hero wypukłooka dostojna, zrobiłaś więc swoje,
Pobudziwszy Achilla szybkiego; snadź z ciebie zaprawdę,
Z łona własnego pochodzą Achaje bujnokędzierni.“
„Najstraszliwszy Kronido, co to za słowo wyrzekłeś!
Wszakci potrafi śmiertelnik człekowi na przekór uczynić,
Chociaż i sam śmiertelnym i nie zna takowych sposobów.
Jakże więc ja, co z bogiń uważam siebie za pierwszą,
Zowię się, ty zaś panujesz nad nieśmiertelnemi wszystkiemi,
Miałażbym niemódz Trojanom na przekór w gniewie uczynić?“
Takie to wtedy rozmowy pomiędzy niemi się toczą.
Thetys o srebrnych nóżkach przybyła w dom Hefestosa,
Cały ze śpiżu, zbudował go sam kulawiec przemyślny.
Jego znajduje spoconym przy miechach się krzątającego,
Pracującego; bo całe dwadzieścia wykuł trójnogów,
Żeby w około ściany dosadnéj komnaty stanęły;
Żeby same przez siebie toczyły się w bogów gromadę,
Również i nazad wracały do domu, aż dziwo oglądać.
Były już prawie skończone; jednakże uszków misternych
Jeszcze nie przybił, sporządzał on nity i gwoździe wykował.
Wtedy się zbliża do niego Thetyda o nóżce srebrzystéj.
Charys z namiotką przejrzystą wychodząc ją pierwsza dostrzegła,
Piękną, którą był pojął kulawiec na nogi obydwie.
Chwyta ją ręka za rękę wygłasza słowo i mówi:
Zacna i luba? Co dawniéj nie często u nas bywałaś.
Postąp że daléj, upraszam, byś była gościnnie podjętą.“
Tak powiedziawszy nadobna bogini ją naprzód prowadzi.
Potém na krześle gwoździami srebrnemi nabitém ją sadza,
Woła na Hefaistosa sztukmistrza i rzeknie te słowa:
„Wychodź Hefeście, nie zwlekaj; Thetyda cię potrzebuje.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź przesławny Amfigyejs:
„Zacna bogini, zaprawdę, szanowna do domu przybywa,
Wskutek wyroku méj matki bezwstydnéj, co mnię nakazała
Sprzątnąć, gdyż byłem kulawym; już zguba mnię w duszy czekała,
Żeby nie Ewrynome i Thetys do łona stuliły,
Córa Okeanosa co falą toczy do koła.
Spinki, naramienniki, pierścionki, łańcuszki na szyję,
W gładkiéj jaskini; wokoło zaś fale Okeanosa
Pianą buchając płynęły bez końca, lecz żaden się o tém
Niedowiedział bądź z bogów, lub innych ludzi śmiertelnych,
Teraz do domu naszego przybywa, przystoi mi zatém
Pięknowłoséj Thetydzie nagrodę zbawienia wypłacić.
Zastaw że teraz przed nią gościnne i świetne przyjęcie,
Ja zaś témczasem odstawię i miechy i wszelkie narzędzia;
Utykając, a wątłe nożyska się pod nim kiwały.
Miechy z daleka od węgla odstawił i wszystkie narzędzia
W srebrną poskładał szkatułę, któremi dotąd pracował;
Gąbką twarz naokoło i ręce obczyścił obydwie,
Chiton przywdziawszy uchwycił lagę, ku drzwiom się skierował,
Utykając; wspierają swojego pana służebne,
Złote, podobne zupełnie do młodych żywych panienek.
Mają one i duszę z rozumem i głosem gadają,
Idą usłużnie przy boku książęcia, on ciężko się wlokąc,
Doszedł do miejsca, gdzie Thetys na krześle wykwintném siedziała,
Ręką za rękę ją chwycił, wyrzeka słowo i mówi:
„Thetys w szacie poważnéj, dlaczego w dom nasz przybywasz,
Powiedz czego ci trzeba; wypełnić serce mi każe,
Jeśli wykonać potrafię i jeśli zdziałaném być może.“
Rzekła mu na to w odpowiedź Thetyda łzy wylewając:
„Hefajstosie czyż która z boginiów co siedzą w Olimpie,
Ile ja, którą ze wszystkich najbardziéj Kronid nawiedził?
Między innemi nimfami mnię jedną wydał za człeka,
Ajakidę Peleja; znosiłam śmiertelne objęcia,
Chociaż wielce niechętnie; on zaś nieszczęsną starością
Syna mi potém dozwolił porodzić i pięknie wychować,
Bohatera nad wszystkich; jak drzewo do góry wystrzelił;
Jego ja wychodowawszy, jak w bujnym latorośl ogrodzie,
W kabłączastych okrętach do świętéj Iliony wysłałam,
Wracającego w ojczyznę do Pelejowego domostwa.
Póki zaś jeszcze przy życiu i światło słońca ogląda,
Cierpi, a ja przybywając do niego mu pomódz niemogę.
Dziéwkę co darem zaszczytu mu młodzież Achajska wybrała,
Serce on za nią trawi z tęsknoty, atoli Achajów
Koło sterniczych okrętów Trojanie ścisnęli i wymknąć
Im się nie dali. Lecz jego starszyzna Argeiów błagała,
Wymieniając wspaniałe dary co dać obiecują.
Ale na Patroklosa przywdziawszy własny rynsztunek,
Jego wyprawił na bitwę przydawszy wiele narodu.
Cały się dzień potykali w pobliżu Skajskiéj bramy;
Byliby miasto w tym dniu zdobyli, gdyby nie Fojbos
Nie był zabił na przedzie i sławą Hektora obdarzył.
Z tego powodu do twoich się składam kolan byś raczył,
Dziecku co wkrótce zginie sporządzić tarczę i szyszak,
Piękne na nogi stalówki do kostki się stósujące,
W bitwie z Trojany; lecz on się na ziemi w rozpaczy rozciągnął.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź przesławny kulawiec olbrzymi:
„Dobréj bądź myśli; niech serce ci więcéj się o to nie troszczy.
Bodajbym jego od śmierci okrutnéj tak samo podołał,
Jak mu teraz ozdobny zgotuję rynsztunek, co pewno
Wielu podziwiać będzie z ludzi, kto tylko go ujrzy.“
Tak powiedziawszy, ją tam pozostawił i poszedł do miechów;
Zwrócił takowe do ognia, by dęły potężnie do pracy.
Nadymając się zewsząd by silne dęcie pobudzić,
Raz by pracującemu pomagać, to znowu ustawać,
Według rozkazu Hefaista i jak wymagała robota.
W tygle na ogniu dorzucił najtwardszéj miedzi i cyny,
Wielkie kowadło na pniaku obsadził; i ręką uchwycił
Prawą młot ogromny, a lewą chwycił obcęgi.
Więc nasamprzód wykowa tarczę ogromną i ciężką,
Wszędzie ją zdobiąc misternie, i brzeżkiem obtoczył dokoła
Tarcza składała się z pięciu pokładów, atoli na wierżchu
Wiele wyrzeźbił obrazków z wysokim sztuki pomysłem.
Tamże więc wyobraził i niebo i ziemię i morze,
Słońce o wiecznéj sile i księżyc w pełni okrągłéj,
Wszystkie Plejady, Hyjady i Orionową potęgę,
Oraz Arktona, którego przydomkiem woza nazwano,
Który się kręci na miejscu i wciąż na Oriona czatuje,
Jeden on w Okeanosa się falach kąpać nie może.
Piękne; a w nich się wesela i uczty wspaniałe gotują;
Oblubienice z komnaty przy świetle pochodni błyszczących
Wyprowadzają przez miasto; gotują się gody weselne;
Młodzież w tanecznym gronie się kręci, a z niemi do pary
Stojąc na progu przedsionka z osobna każda podziwia.
Obok na rynku zebrany był naród i tamże się kłótnia
Wszczęła, i mężów dwóch o zapłatę kłótnię prowadzi
W sprawie o mężozabójstwo, ten twierdzi że wszystko zapłacił
Obaj dążyli do sędziów by koniec sprawie położyć;
Z każdéj im strony lud potakuje, stronników ma każden;
Zaś keryxy pospólstwo wstrzymują; atoli starszyzna
W gronie poważném zasiadła na wygładzonych kamieniach;
Między niemi powstawszy kolejno prawo stosują.
Złota zaś dwoje talentów pośrodku leżało gotowych,
Przeznaczonych dla tego co prawo najsłuszniéj wymierzył.
W koło zaś miasta drugiego stanęły dwa wojska obozem
Albo takowe zniszczyć, lub wszystko w połowie rozdzielić,
Co się z dostatków znajduje w uroczym grodzie zawarte.
Tamci się jeszcze nie godzą, i zbrojnie się kryją w zasadzkę.
Murów zaś bronią małżonki drogie i dziecka niewinne
Oni więc idą; dowodzi im Ares i Pallas Athene,
Obaj ze złota i również odziani szatami złotemi,
Wielkie i piękne, z rynsztunkiem, jak przecież na bogów przystoi,
Okazali oboje; zaś naród był mniejszéj postaci;
Po nad rzeką gdzie wszystko do picia bydło pędzono,
Tam oni sobie zasiedli, okryci miedzią świecącą.
Nieco opodal przysiadło z narodu dwoje na warcie,
Wyczekując aż ujrzą owieczki i bydło rogate.
Przygrywających fujarką; podstępu się nie domyślali.
Tamci ujrzawszy się na nich rzucają, i szybko następnie,
Stado bydełka do koła i piękną trzodę obtoczą
Białowełniastych owieczek; i potém zabili pasterzów.
Kiedy siedzieli na radzie, natychmiast na wozy zaprzężne
Końmi szybkiemi wskoczywszy, ścigają i wkrótce dognali.
Uszykowawszy się bitwę rozpoczną u brzegów strumienia,
Jedni na drugich rzucają dzidami w spiż okutemi.
Która zarówno, czy rannych żyjących, czy wcale nietkniętych
Zmiata, zaś innych poległych śród zgiełku wlecze za nogi;
Szaty jéj zaś na ramieniu kraśnieją od krwi bohaterów.
Tłumnie się kręcą i walczą, podobnie jak ludzie żyjący,
Potém umieścił on pulchną i żyzną rolę nowinną,
Odwracaną trzy razy, a na niéj mnogich oraczy,
Którzy skibiąc pługami orali tam i napowrót.
Oni zaś gdy na uwrociu do końca ugoru dociągli,
Mąż obecny podawa; lecz oni skrzętnie po skibach
Nawracali, gdyż pragną ugoru do końca doorać.
Ziemia się z tylu czerniła, podobnie do świeżo zoranéj,
Chociaż będąca ze złota; tak zręcznie to było zrobione.
Żęli żniwiarze, z ostremi sierpami się w ręku krzątając.
Jedne garście po składzie padały gęsto na ziemię,
Inne zaś snopy wiążący ściągali powrósłem słomianem.
Trzech wiązaczy do snopków stanęło; atoli za niemi
Dobrze roboty pilnując; a pan między niemi w milczeniu
Laskę trzymając przystawał na składzie, radując się w sercu.
Nieco opodal keryxy pod drzewem gotują wieczerzę,
Wołu ofiarą wielkiego zajęci; atoli niewiasty
Tamże umieścił winnicę zarosłą bujnie szczepami,
Piękną, złocistą, na któréj się czarne grona kołyszą;
Srebrne paliki rzędami ustawił od końca do końca;
Rowkiem ze stali do koła obtoczył, a płotkiem ogrodził
Kędy nawrócą zbieracze, gdy czas winobrania nadejdzie.
Dziewki i dzielne mołojcy z wesołą w głowie pustotą,
Niosą w plecionych koszyczkach zbiór słodziutkiego owocu.
Między niemi w pośrodku chłopaczek na dźwięcznéj formindze,
Głosem cieniutkim, lecz oni pląsając wszyscy zarazem
W miarę, i nucąc półgłosem rzucając nóżkami szli za nim.
Tamże wyrzeźbił i stado bydełka o rogach wysokich;
Były jałówki ze złota a drugie z cyny wykute;
Koło rzeczki szumiącéj i kołysącéj się trzciny.
Złote pastuszki z bydełkiem zarazem postępowali,
Czteréj, za niemi dziewięciu leciało piesków ruchawych.
Dwóch zaś okropnych lwów z pomiędzy wołów na przedzie,
Porwań w pazury; puszczają się za nim i psy i pasterze.
Bestye te rozszarpawszy buhaja skórę wielkiego,
Czarną krew i jelita chlupały; atoli pasterze
Darmo za niemi gonili szybkiemi szczując kundlami.
Blizko dobiegłszy stanęły szczekając, lecz znów uciekały.
Tamże wyżłobił pastwisko kulawy sztukmistrz przesławny
W pięknéj dolinie i wielką gromadę wełnistych owieczek,
Stajnie i kryte namioty i w koło grodzone podwórze.
Wielce podobne do tego co kiedyś w Knozie obszernéj
Dajdalos był wymyślił dla pięknowłoséj Ariadny.
W pośród onego mołojce i panny gęsto swatane,
Tańcowali, rękoma za dłoń się wzajemnie trzymając.
Sztucznie przędzone przywdziali, świecące łagodnie jak olej.
[Panny wiankami pięknemi przybrane; mołojce zaś noże
Złote nosili przy boku, na srebrnych paskach zwieszone].
Oni się tedy kręcić poczęli wprawnemi nogami
Kółka siedzący próbuje, czy kręcić się będzie stosownie;
W inném znów miejscu rzędami naprzeciw siebie tańczyli.
Liczne pospólstwo stanęło przy wdzięczném gronie tańczących,
Z upodobaniem; a boski przed niemi śpiewak zanucił,
Kiedy się śpiew rozpoczął w pośrodku się koła kręciło.
Wreszcie potęgę strumienia wyrzeźbił Okeanosa
Wzdłuż ostatniego rąbka przemyślnie tarczy wykutéj.
Późniéj gdy tarczę wykończył, ogromną i silną potężnie
Odkuł i ciężką przyłbicę do skroni przylegającą,
Piękną misternéj roboty i kitą złocistą opatrzył;
Wreszcie i szyny na nogi z najlepszéj cyny sporządził.
Potém gdy wszystkie te bronie wykończył przesławny kulawiec,
Ona sunęła jak sokół ze szczytu Olimpu śnieżnego,
Pysznie świecący rynsztunek od Hefaistosa niosąca.
Wstała by nieśmiertelnym zwiastować światło i ludziom;
Tamta przybyła do łodzi od boga dary przynosząc.
Syna drogiego zastała jak leżał przy boku Patrokla,
Lamentujących; stanęła wśród nich niebiańska bogini,
Ręką za rękę go chwyta, wyrzeka słowo i mówi:
„Synu mój, tego już tutaj zostawmy, acz wielce zmartwieni
Leżącego, bo przecież za boskim poległ wyrokiem;
Cudny, jakiego nikt z ludzi dotychczas nie dźwigał ramieniem.“
Tak powiedziawszy bogini złożyła cały rynsztunek
Przed Achillesem, a broń przecudowna wszystka zabrzękła.
Myrmidonowie się wszyscy przelękli, i żaden jéj nie śmiał
Kiedy ją zoczył groźniejszym zapłonął gniewem; źrenice,
Strasznie z pod brwi zabłysły, jak płomień ognia srogiego;
Cieszył się dary od boga wspaniałe w rękach trzymając.
Kiedy zaś w sercu widokiem arcydzieł się dosyć nacieszył,
„Matko, te bronie co bóg podarował są takie, jak zwykle
Dzieła niebian bywają, nie zrobi ich żaden śmiertelnik.
Zatem uzbroję się teraz; atoli się wielce obawiam,
Żeby tymczasem w około Menojtia syna dzielnego,
Potém robaki złożywszy nie zeszpeciły mi ciała,
[Życie bo z niego uciekło] by ciało ze wszystkiém nie zgniło.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź o srebrnéj nóżce Thetyda:
„Synu mój niechże twe serce się więcéj o to nie troszczy.
Roje, co ciało na wojnie poległych odrazu obsiądą;
Chociaż by miał tak leżeć aż rok swe koło dokończy,
Ciało tak samo nietknięte zostanie, lub będzie piękniejszém.
Ale ty przywoławszy na sejm bohaterów Achajskich,
Potém zaś gotuj się raźno do bitwy i siłą się natchnij.“
Temi słowami do duszy mu wlała męzką odwagę;
Patroklowi zaś potém ambrozyę i nektar czerwony
Wlała do nosa, by jego nietkniętém ciało zostało.
Krzycząc donośnie by wszystkich pobudzić mężów Achajskich.
Wszyscy więc, nawet i którzy poprzednio przy łodziach siedzieli,
Jako sternicy, bo ruchem okrętów przy sterze kierują,
Oraz szafarze na łodziach co strawę załodze rozdają,
Zjawił się, któren od walki tak długo stronił okrutnéj.
Przyszli zarówno ci dwaj kulejąc Aresa druhowie,
W bitwie odważny Tydejda, a za nim boski Odyssej,
Wsparci na dzidach, bo jeszcze im rany bolesne ciążyły;
Agamemnon ostatni nadeszedł książe narodów,
Będąc rannym, gdyż jego tożsamo w ciężkiéj potyczce,
Koon syn Antenora ugodził śpiżowym oszczepem.
Wreszcie gdy wszyscy dokoła gromadnie stanęli Achaje
„Lepiéj by dla nas obojga zaprawdę było Atrydo,
Dla mnie i ciebie, niż teraz, co w sercu z żalem okrutnym
Gniewem co duszę rozstraja z powodu dziewicy pałamy.
Bodaj by ją Artemida zabiła strzałami przy łodziach,
Wtedy by tylu z Achajów nie gryzło zębami kurzawy,
Ręką wrogów zgwałconych z powodu gniewu mojego.
Lepiéj to dla Hektora i Trojan; atoli Achaje
Długo jak sądzę pamiętać o naszem będą sierdzeniu.
Kiedy potrzeba, należy i żądzę w sercu pokonać.
Teraz naprawdę się żalu wyrzekam; nie trzeba mi bowiem
Ciągle namiętnie się gniewać, a zatém teraz co prędzéj
Pobudź i zagrzej do walki Achajów bujnokędziernych,
Czyli się zechcą przy łodziach wysypiać; lecz sądzę że wielu
Ugnie najchętniéj kolana, gdy któren będzie uciekał
Przed potyczką złowrogą i rzutem oszczepu naszego.“
Rzekł, ucieszyli się na to Achaje łydookuci,
Potém się zaś Agamemnon odezwał książe narodów
Z ławy gdzie siedział powstawszy, nie wchodząc w środek zebrania:
„Drodzy bohaterowie Danajów, Aresa druhowie!
Pięknie to stojącego wysłuchać, a jemu przerywać
Jakże kto może dosłyszeć wśród gwaru ludzi wielkiego,
Jakże przemówić? i mówca o głosie donośnym się zmęczy.
Wytłómaczę ja teraz Pelejdzie; atoli wy inni
Uważajcie Argeie i każden niech pozna me myśli.
Łając mnię przytém; lecz ja zaprawdę winnym nie jestem
Ale Mojra i Zews i nocą chodzące Erinye,
Którzy mnię w ciągu narady złowrogą tchnęli ślepotą,
W onym dniu jak dary zaszczytu Achilla zabrałem.
Córa Diosa najstarsza, Ate co szkodzi wszelakim,
Zgubna; ona ma nogi leciuchne i wcale się ziemi
Nie dotyka, lecz owszem nad ludzi głowami się wznosi,
[Żeby im szkodzić, wplątała już nie jednego do zguby].
Oraz i z bogów on jest największym, jednakże i jego,
Here, aczkolwiek niewiasta, podstępem swoim zdradziła,
Tego to dnia gdy miała potęgę Heraklesową
Zrodzić Alkmene w Tebańskim grodzie o murach wysokich.
,Wszystkie boginie i bogi wszelakie w niebie słuchajcie,
Żebym powiedział co dusza mi w piersi mówić nakaże.
Dzisiaj to Ejlejthyja, co bóle przywodzi, na światło
Męża wydaje, co wszystkim sąsiednim będzie panował.
Z chytrym podstępem odrzecze mu na to Here dostojna:
,Fałszem to będzie, i pewno tym słowom skutku nie nadasz
Zatém przysięgaj mi teraz Diosie potężném zaklęciem,
Jako ten oto wszystkim sąsiednim będzie panował,
Z między tych ludzi co z twojéj się krwi i rodu wywodzą’.
Tak powiedziała lecz Zews się na podstępie nie poznał,
Wielką wykonał przysięgę, lecz późniéj srodze ucierpiał.
Here zaś puszcza się pędem od wyżyn skalistych Olimpu,
Sthenelosa szlachetną małżonkę Perzejadesa.
Ona synaczka w łonie już siedem nosiła miesięcy;
Poród bogini przyspiesza, choć płód był niedonoszony,
Zaś Alkmeny zleżenie spóźniła, wstrzymując Elejthie.
,Zewsie o jasnych piorunach do serca ci słowo dopowiem.
Już się narodził bohatér co będzie Argeiom panował,
Syn Sthenelosa możnego Perzejadesa, Erysthej,
Rodu twojego; niegodnym nie będzie by rządzić Argeiom!’
Zaraz on Atę pochwycił za jasne sploty warkoczów,
W duszy zrażony do żywa i straszną wykonał przysięgę,
Ze do Olimpu już nigdy i niebios o stropie gwieździstym
Ate napowrót nie wejdzie, co wszystkim szkodę wyrządza.
Dłoni zamachem potężnym; ta spadła na dzieła ludzkości.
Zawsze z powodu jéj wzdychał, gdy ujrzał syna drogiego
Pracą obarczonego przy Erystejowych pomysłach.
Również i ja gdy widziałem, że Hektor o hełmie powiewnym
Aty zapomnieć nie mogłem, co pierwsza do złego skusiła.
Kiedy zaś byłem zaślepion i Zews mi rozum odebrał,
Winę naprawić zamierzam, i daję bogatą zapłatę;
Daléj więc, w bitwę się puszczaj i resztę narodu pobudzaj.
Wczoraj do twego namiotu przybywszy oddać obiecał.
Jeśli zaś chcesz, to zaczekaj, acz duch cię wojny owładnął;
Zaraz ci służba podarki z okrętu mojego przyniesie,
Żebyś się mógł przekonać, że daję co serce ucieszy.“
„Agamemnonie przesławny Atrydo książe narodów!
Dary, jeśli tak pragniesz, oddawaj jak się należy,
Albo zatrzymaj przy sobie; lecz my się bierzmy do walki
Jak najprędzéj, bo tutaj słowami się bawić nie trzeba,
Żeby na nowo Achilla pomiędzy pierwszymi ujrzeli,
Mordującego dzidą śpiżową trojańskie falangi.
Równie i z was niech każden się z wrogiem potykać pamięta.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź przebiegły wielce Odyssej:
Bez pożywienia do Ilion Achajskich synów nie prowadź,
Żeby walczyć z Trojany; bo krótko pewno nie potrwa
Bitwa, kiedy już raz do boju się ruszą falangi
Mężów, a strony obydwie bóg natchnie duchem wojennym.
Winem i strawą; bo na tém odwaga i siła polega.
Żaden albowiem człowiek przez dzień aż do słońca zachodu
Bez żywności nie zdoła na wroga obces nacierać.
Choćby i bowiem najbardziéj walecznie potykać się pragnął,
Głód i pragnienie, a nogi zmęczone posługi odmówią.
Jeśli zaś człowiek się dobrze nasycił winem i strawą,
Choćby i cały dzień się z nieprzyjaciółmi potykał,
Rzeźko mu będzie na sercu i w duszy, a członków nie prędzéj
Zatém do dzieła, szeregi rozstawiaj i strawę gotować
Nakaż; lecz Agamemnon książe narodów ci dary
W obec zebrania przyniesie, ażeby wszyscy Achaje
Mogli oglądać oczyma, a tyś się w sercu radował.
Że jéj łoża się nigdy nie tykał i z nią się nie łączył;
[Jako jest zwyczaj, o panie, pomiędzy niewiastą i mężem],
Wtedy zaś tobie samemu się w piersi serce ukoi.
W końcu niech ucztą w namiocie dla zgody ciebie uraczy
Sprawiedliwszym zaś ty Atrydo w przyszłości dla innych
Będziesz, albowiem dla króla hańbiącem wcale nie bywa
Męża jakiego ugłaskać, którego pierwszy obraził.“
Na to mu Agamemnon odpowie książe narodów:
Słusznie albowiem to wszystko przeszedłeś i opowiedziałeś.
Jestem gotów przysięgę wykonać, tak serce mi każe,
Nie przysięgnę zaś krzywo, na boga. Lecz niechże Achilles
Tutaj dopóty zostanie, acz duch go pędzi wojenny;
Dary z namiotu, a my złożymy wierne przysięgi.
Tobie zaś teraz to wszystko polecam i nakazuję;
Najcelniejszych z młodzieży ze wszystkich Achajów zabrawszy,
Dary ze statku mojego przynieście, które onegdaj
Talthyb atoli co żywo z obozu wielkiego Achajów
Dzika niech tutaj sprowadzi, na cześć dla Heliosa i Zewsa.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Achilles boski najszybszy:
„Agamemnonie przesławny Atrydo książe narodów!
Kiedy w ciągu potyczki nadejdzie chwila spoczynku,
Moja zaś dusza tak wielkim nie będzie gniewem zajęta.
Teraz atoli tu leżą zakłuci, których pokonał
Hektor Priamid, gdy Zews go wielką sławą obdarzył,
Teraz odrazu do bitwy bym zmusił synów Achajskich
Naczczo i bez pożywienia, a wraz ze słońca zachodem
Sutą bym ucztę zgotował, zmazawszy klęskę zadaną.
Mnie z pewnością zaś pierwéj przez lube gardło nie przejdzie,
Któren tu w moim namiocie, przeszyty ostrém żelazem
Leży, ku drzwiom obrócony, w około zaś niego druhowie
Płaczą; dla tego téż wcale w méj duszy o to nie stoję,
Ale o mordy i krew i straszne ludzkie stękanie.“
„Synu Peleja Achillu, najtęższy o wiele z Achajów,
Jesteś odemnie silniejszym i tęższym, a to o nie mało
W kopii, atoli rozumem bym ciebie ubiedz potrafił
Wiele, bom pierwéj się rodził, i więcéj w życiu widziałem;
Szybko albowiem dla ludzi nastaje przesyt potyczki,
W któréj kłosy przeliczne na ziemię strąca żelazo;
Żniwo zaś prędko się kończy, jak tylko wagi nachyli
Zews, co wojny losami pomiędzy ludźmi kieruje.
Bardzo ich wiele albowiem w dzień każdy jedni na drugich
Pada; więc jakżeby ludzie od pracy mogli odetchnąć?
Zatém należy odrazu pochować tych co zginęli
Z mężną w sercu odwagą, i przez dzień jeden żałować;
Trzeba o piciu i strawie pamiętać, abyśmy tém bardziéj
Z nieprzyjaciółmi wrogiemi walczyli ciągle stanowczo,
W miedź niespożytą okuci. A zatém niech żaden z narodu
Nie pozostaje w tyle powtórnéj czekając pobudki;
W tyle przy łodziach Argejskich zostanie; i owszem gromadnie
Nacierając na Trojan, zażyjmy Aresa krwawego.“
Rzekł i do siebie Nestora sławnego synów przywołał,
Oraz Megeta Fylejdę, Thoanta i Merionesa,
Wszyscy się w Agamemnona Atrydy zeszli namiocie.
Potém odrazu jak rzekło się słowo i dzieło stanęło;
Siedem z namiotu przynieśli trójnogów, jako mu przyrzekł,
Naczyń świecących dwadzieścia i dzielnych dwanaście rumaków;
Siedem, zaś ósmą z rzędu Bryzejdę o twarzy uroczéj.
Złota zważywszy Odyssej talentów dziesięć zupełnych
Wyszedł, a reszta mołojców Achajskich ponieśli podarki;
W środku zebrania takowo złożyli. Zaś Agamemnon
Dzika rękoma trzymając przy wodzu stanął narodów.
Syn Atrewsa dobywszy rękoma noża ostrego,
Któren zawsze mu wisiał przy wielkiéj pochwie od miecza,
Sierć nad głową odyńca oberżnął; i ręce do Zewsa
Argeiowie, zwyczajem przystojnym książęcia słuchając.
Głosem błagalnym przemawia w szerokie niebo się patrząc:
„Zews niech pierwszy usłyszy, najlepszy z bogów, najwyższy,
Ziemia i Helios i straszne Erynye, które pod ziemią
Jakom ja nigdy rękoma Bryzejdy młodéj nie dotknął,
Żeby ją znaglić do łoża, lub w jakim innym zamiarze.
Owszem nietknięta zupełnie pozostawała w namiocie.
Jeśli co mylnie przysięgam, niech bogi mnie karzą nieszczęściem
Rzekł i gardło warchlaka poderżnął ostrém żelazem;
Jego Talthybios w sinego bezdenne morza otchłanie
Rzucił zamachem, na strawę dla ryb; atoli Achilles
Wstawszy odezwał się z mową do mężnych w boju Argeiów:
Pewnie by duszy przenigdy mi w piersi nie był podburzył,
Tak straszliwie Atrydes i nie byłby porwał dziewicy,
Przeciw méj woli niemocen od gniewu; lecz Kronid jedynie
Żądał by jak najwięcéj Achajów śmiercią poległo.
Tak przemówił i radę na prędce zwołaną rozwiązał.
Tamci się zaś rozeszli do swego każden okrętu;
Myrmidonowie szlachetni krzątając się w koło podarków,
Poszli by zanieść takowe do statku Achillesowego;
Konie zaś druhy szlachetne pędzili by w tabun je złączyć.
Potém atoli Bryzejda, podobna do złotéj Kiprydy,
Kiedy ujrzała Patrokla skłutego morderczém żelazem,
Wziąwszy w objęcia żałośnie jęknęła, rękoma zaś szarpać
Potem zanosząc się płaczem wyrzekła boska niewiasta:
„Drogi Patroklu co dla mnie w niedoli byłeś najmilszym,
Ciebie gdy wyszłam z namiotu pozostawiłam żywego;
Teraz cię poległego znajduję, władyko narodów,
Męża którego mi dali mój ojciec i matka dostojna,
Tego widziałam przed miastem skłutego morderczém żelazem,
Oraz i trzech braciszków, przez jedną matkę zrodzonych,
Bardzo mi drogich, a wszyscy w dzień klęski nieszczęsnéj zginęli.
Zabił, a potém wyburzył boskiego miasto Myneta,
Płakać, lecz zawsze mówiłeś, że mnie boskiego Achilla
Młodą uczynisz małżonką, a potém do Fthyi zawieziesz
W łodziach, i ucztę weselną dla Myrmidonów zgotujesz.
Tak mówiła ze łzami, niewiasty jéj w żalu wtórują,
Niby z powodu Patrokla, lecz każda nad własną niedolą;
Koło zaś niego starszyzna zebrała się licznie Achajska,
Prosząc by siadł do wieczerzy, lecz on odmówił stękając:
Nie naglijcie mnie proszę, by strawą albo napojem
Lubą duszę pokrzepić, bo żal mnie okrutny dotyka.
Mężnie wytrzymam i tak pozostanę, aż słońce nie zajdzie.“
Tak powiedziawszy z innemi narodu książęty się rozstał;
Oraz Idomen i Nestor i wiarus Fojnix sędziwy,
Pragnąc usilnie go w żalu pocieszyć; lecz wcale pociechy
Nie chciał, dopóki się w krwawą paszczękę wojny nie rzuci.
Wszystko na pamięć przywodząc odetchnął głęboko i rzeknie:
Sam w namiocie najlepszą mi gotowałeś wieczerzę,
Szybko i zręcznie, gdykolwiek Achaje spieszyli by Trojan
Koni poskromców nawiedzić Aresem co rodzi nieszczęście.
Teraz atoli tu leżysz przeszyty, a serca posilić
Z żalu po tobie. Zaprawdę nie mogłem gorzéj ucierpić,
Gdyby mi nawet wiadomość o zgonie ojca nadeszła,
Który w odległéj Fthyi gorżkiemi się łzami zalewa,
Tęskniąc o syna takiego; co w cudzoziemskim narodzie,
Albo téż śmierci synaczka drogiego co w Skyrze się chowa,
Jeśli gdzie jeszcze żyw Neoptolem do bogów podobny.
Dawniéj albowiem nadzieję niepłonną w sercu żywiłem,
Jako tylko sam jeden daleko zginę od Argos,
Żebyś mi syna drogiego na szybkim ciemnym okręcie
Wyprowadził ze Skyru, i jemu wszystko pokazał,
Domowników, dostatki i gmachy o szczytach wysokich.
Wielce się bowiem obawiam, że Pelej już zamarł zupełnie,
Oraz i ciężką starością, odemnie smutnéj nowiny
Wyglądając, gdy wreszcie o moim zgonie się dowie.“
Z płaczem tak mówił, a w żalu mu wtórowała starszyzna,
Każden gdy sobie przypomniał, co w domu swoim zostawił.
Szybko więc do Atheny w skrzydlate odezwie się słowa:
„Dziecko me tak to zupełnie opuszczasz męża dzielnego!
Czyliż cię wcale już więcej Achilla los nie obchodzi?
Siedzi on teraz naprzeciw okrętów o wzniosłych kabłąkach
Poszli za pożywieniem, lecz on pozostaje bez strawy.
Idźże więc żeby onemu ambrozyę przyjemną i nektar
Wpuścić do piersi, ażeby się wycieńczeniem nie znękał.“
Tak powiedziawszy pobudził i tak już ochoczą Athenę;
Z nieba lotnie sunęła przez ether. Atoli Achaje
Szybko się zbroją w obozie; lecz ona Peleja synowi
Nektar do piersi wpuściła i również lubą ambrozyę,
Żeby mu przykra czczość i pragnienie w członki nie poszły.
Wraca. Lecz oni wtedy wylegną z szybkich okrętów.
Równie jak gęsty śnieg polatuje od strony Diosa,
Zimny, pędzony podmuchem Boreja co płynie z etheru;
Takoż i wtedy liczne przyłbice świecące wesoło,
Silnie zestósowane pancerze i dzidy z jaworu.
Blask się odbijał o niebo i ziemia się rozweseliła
Wszędy od lśniącéj miedzi; z pod nóg się mężów dobywał
Odgłos; atoli w pośrodku Achilles boski się zbroił.
Równie jak ognia płomieniem się iskrzą; lecz w sercu nieznośny
Objął go żal; następnie pałając gniewem na Trojan
Dary od boga przywdziewa, co sztucznie Hefajstos wykonał.
Koło goleni nasamprzód pasuje szyny stalowe,
Zaś następnie i pancerz do piersi przystosowuje;
Miecz nabijany srebrem, stalowy na silne zawiesił
Ramie, tarczę nareszcie podnosi dużą i ciężką,
Blaskiem jasnym świeciła, podobnie jak pełnia miesiąca.
Rozpalonego zarzewia, co świeci na górach wysoko,
Od samotnego szałasu; lecz gwałtem ich burza i wiatry
Pędzą na rybne przestwory, daleko od swoich przyjaciół;
Takoż i blask do nieba się wzbijał od tarczy Achilla
Ciężką, na głowę ją wsadza; podobnie do gwiazdy się świecił
Szyszak o końskiéj grzywie, a włósię spadało w około
Złote, które Hefajstos do guza przyczepił obficie.
Boski Achilles poczyna próbować na sobie rynsztunku,
Lotnie mu było jak w skrzydłach, co wodza narodów dźwigały.
Z pochwy natedy dobywa, ojcowską kopję do góry,
Wielką, potężną i silną; nie zdoła nią żaden z Achajów
Robić, lecz tylko jeden Achilles nią władać podoła,
Uciął ze szczytu Peliona by śmierć bohaterom gotować.
Alkimos z Awtomedontem krzątając się koło rumaków,
Ozdobnemi paskami wprzęgają do jarżma; wędzidła
W pyski im kładą, a lejce następnie w tył wyciągnąwszy
W ręce Awtomed pochwycił, wygodny, i konie takowym
Pędził, a z tyłu Achilles, od stóp do głowy we zbroi,
Wskoczył świecąc rynsztunkiem, jak słońce blaskiem bijące.
Wtedy głośno zawrzasnął na ojca swojego rumaki:
Teraz inaczéj czuwajcie, by swego woźnicę wybawić
Z tłumów Danajskich, jak tylko się wojną i bitwą nasycim;
Byście go jak Patrokla nie pozostawili zmarłego.“
Wtedy mu rumak z pod jarzma o lotnych nogach odrzecze,
Z kółka od jarżma spadając głęboko, ziemi dotknęła;
Głosem wyraźnym go Here o białych ramionach obdarza:
„Ciebie zaprawdę na dzisiaj wybawim przemożny Achillu,
Ale już blizkim jest dzień twej zguby; lecz nie my z pewnością
Nie przez nasze lenistwo lub opieszałość zaprawdę,
Z ramion Patrokla porwali Trojanie świetny rynsztunek;
Ale najlepszy z bogów, co Leto warkoczna go rodzi,
Zabił go w pierwszych szeregach i sławą Hektora obdarzył.
Któren jak mówią pędzi najszybciéj; lecz tobie samemu
Przeznaczonem przez boga i męża dzielnego polegnąć.“
Skoro to tylko powiedział, Erynje mu głos zatrzymały.
Z gniewem okrutnym odrzecze mu na to najszybszy Achilles:
Wiemci ja dobrze i sam, że tutaj mi zginąć potrzeba,
Zdala od ojca drogiego i matki; jednakże stanowczo
Nie przestanę nim Trojan do syta bitwą nie zgnębię.“
Rzekł i z krzykiem do przodu popędził sprężyste rumaki.
Achajowie przy tobie Pelejdzie, co łakniesz za bitwą;
Z drugiej zaś strony Trojanie na wywyższeniu w równinie.
Zews Themidzie nakazał, by bogów na radę zwoływać
Ona krocząc nakaże, by w dom Diosa wracali.
Żadnéj téż rzeki nie brakło, wyjąwszy Okeanosa,
Żadnéj nimfy zarówno, co w gajach uroczych mieszkają,
Oraz u źródeł strumieni, lub zieleniejących zarośli.
Pod wystawą ozdobną zasiedli, co ojcu Zewsowi
Wybudował Hefajstos, pomysłem sztuki wysokim.
W domu się więc zgromadzili Diosa; Pozejdon zaś nie był
Głosu bogini przeciwnym, lecz z morza się do nich przyłączył.
„Czemuż o gromowładny na radę bogów zwołujesz?
Maszli zamiary jakowe tyczące Achajów i Trojan?
W bitwie się bowiem zetknęli najbliżéj i walka zawrzała.“
Odpowiadając mu na to wyrzecze Zews chmurozbiórca:
Czegom was tutaj przywołał; bo troszczę się niemi, choć giną.
Ja więc tutaj zostanę na stromych odnogach Olimpu
Siedząc, i będę się cieszył widokiem; na teraz wy wszyscy
Idźcie, aż wreszcie staniecie przy wojskach Achajów i Trojan,
Jeśli albowiem Achilles choć jeden walczyć z Trojany
Będzie, to wcale Pelejdy szybkiego nie wytrzymają.
Przecież i pierwéj już jego widoku samego się zlękli;
Teraz tém bardziej, gdy w duszy okrutnie rozżalon o druha,
Tak powiedział Kronides i walkę straszliwą rozbudził.
Spieszą bogowie do bitwy z dwojakim w sercu zamiarem;
Here i Pallas Athene do morskich dążą obozów,
Oraz i ziemią trzęsący Pozejdon, i zdrowie niosący
Z niemi podążył Hefajstos, dufając zuchwale swéj sile,
Utykając, a wątłe nożyska się pod nim kiwały.
Pędzi zaś Ares o hełmie powiewnym do Trojan, a za nim
Fojbos o długich kędziorach, i łukiem Artemis ochocza,
Póki bogowie z daleka od ludzi byli śmiertelnych,
Póty Achaje się chwałą cieszyli, albowiem Achilles
Zjawił się, któren tak długo unikał bitwy okrutnéj;
Trwoga zaś groźna Trojanom każdemu podcięła kolana,
Świecącego rynsztunkiem, jak Ares co męże morduje.
Kiedy zaś Olimpczyki do tłumów się ludzi wmięszali,
Wstała Eryda potężna, waśniąca; zawrzasła Athene,
Bądź stanąwszy nad rowem wybranym na zewnątrz warowni,
Ares gdzieindziéj zawrzasnął, podobny do burzy pochmurnéj,
Ostro wydając rozkazy od szczytów grodu najwyższych,
Albo nad Simoentem biegając, na Kallikolonie.
Tak szczęśliwi bogowie ruszywszy strony obydwie
Groźnie huknął piorunem śmiertelnych ojciec i bogów
Z góry, atoli od spodu Pozejdon wstrząsnął okropnie
Ziemię niezmierną i szczyty najwyższe stromych krawędzi.
Wszystkie zadrżały posady na Idzie w źródła bogatéj,
Zląkł się nawet w otchłaniach podziemnych książe Ajdonej,
Z trwogą ze tronu zeskoczył i krzyknął, z obawy by z góry,
Ziemi nie rozpruł széroko Pozejdon lądem trzęsący,
I śmiertelnym i bogom na jaw nie wydał domostwa
Taka się wrzawa podniosła gdy bogi w niezgodzie się starli.
Wtedy zaprawdę naprzeciw Pozejdaona książęcia
Stanął Fojbos Apollon puszyste strzały trzymając;
Obces na Enyalosa wypukłooka Athene;
W strzałach się lubująca, Artemis, Apollina siostra;
W obec Lety powstaje potężny zbawiciel Hermejas;
Na Hefajsta naciera ogromny strumień głęboki,
Xanthem go bogi mianują, u ludzi Skamandrem się zowie.
Przeciw Hektora najbardziéj się w tłumy wcisnąć zapragnął
Priamidesa; bo dusza najsilniéj mu nakazywała,
Żeby onego krwią, strasznego Aresa nasycić.
Fojbos budzący narody przeciwko Pelejonowi
Z mowy do Lykaona Priamidesa podobny;
W jego postaci przemawia Diosa potomek Apollon:
„Rajcu trojański Eneju, a gdzież podziały się groźby,
Któreś trojańskim władykom przyrzekał spełniając kielichy,
Odpowiadając mu na to przemawia bohater Eneasz:
„Priamidesie, dlaczegóż acz niemam ochoty mi każesz
Walki się podejmować naprzeciw możnego Pelejdy?
Przecież nie pierwszy bym raz naprzeciw Achilla szybkiego
Z Idy, kiedy z nienacka do naszych się wołów podsunął,
Ongi jak zburzył Lyrnez i Pedaz; atoli mnię Kronid
Zbawił, co natchnął mnię siłą i szybkie uczynił kolana;
Z ręki Achilla bym wtedy był zginął, a także Atheny
Jemu śpiżowym oszczepem Lelegów i Trojan mordować.
Ludzką to nie jest sprawą się z Achillesem potykać,
Zawsze mu bowiem kto z bogów pomaga i broni od zguby
Jego pociski zaś lecą na prosto i nigdy nie staną,
Równie nam wojny szale odmierzył, natenczas nie łacno
Będzie zwyciężał, chociażby i cały był z miedzi wykutym.“
Możny Apollon Diosa potomek mu rzeknie w odpowiedź:
„Teraz i ty bohaterze się udaj do bogów przedwiecznych;
Rodem pochodzisz; a tamten z plemienia boga niższego;
Piérwsza bo z Zewsa pochodzi, zaś druga od starca morskiego.
Prosto więc śpiżem niezłomnym nacieraj, niech ciebie bynajmniéj
Pyszne nieodstraszają gadania, lub groźby chełpliwe.“
Leci więc w pierwsze szeregi okuty miedzią świecącą.
Syn Anchizy nie uszedł uwagi białoramiennéj
Hery, gdy szedł naprzeciwko Pelejdy przez tłumy wojaków;
Zatem bogów do siebie zwołuje i rzeknie te słowa:
W duszy i sercu waszém, jak dzieła takowe się skończą.
Otóż Eneasz się wybrał świécącą miedzią okuty
Naprzeciwko Pelejdy; napędził go Fojbos Apollon.
Daléj więc, ztąd onego musiemy do tyłu odeprzeć
Z nas powinien, i siły mu dodać, by w duszy niczego
Jemu nie brakło, by wiedział że jego najlepsi miłują
Z bogów; gdy tamci są do niczego, co dawniéj toż samo
Pomagali Trojanom w potyczce i strasznéj zamieszce.
W téj oto walce, by szwanku od Trojan jakiego nie doznał
Dzisiaj, później zaś wszystko przecierpi co tylko mu Ajza
Przeznaczyła w przędziwie, gdy z łona się matki urodził.
Jeźli zaś o tém Achilles nie dowie się boską wyrocznią,
W bitwie; bo straszne są bogi gdy komu wyraźnie się zjawią.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Pozejdon lądem trzęsący:
„Hero, nad miarę rozsądku turbować się wcale nie godzi.
Wcale bym ja nie pragnął żebyśmy bogów do kłótni
My zaś wszyscy następnie zasiądźmy uchodząc z ubitéj
Drogi, na wartę by patrzéć; niech ludzie o wojnę się troszczą.
Jeśli zaś Ares lub Fojbos Apollon wojnę rozpoczną,
Żeby Achilla powstrzymać, lub wcale mu bić się nie dadzą,
Strasznéj zamieszki, i sądzę że szybko z placu uchodząc
Ku Olimpowi powrócą do reszty bogów gromady,
Koniecznością zmuszeni gdy naszym dłoniom ulegną.“
Tak powiedziawszy naprzód postąpił czarnokędziorny
Wyniosłego, co niegdyś Trojanie i Pallas Athene
Uczynili, by mógł przed morskim potworem się chronić,
Kiedyby za nim gonił od strony wybrzeża w równinę.
Tamże więc usiadł Pozejdon, a z nim i inni bogowie,
Tamci zaś siedli opodal na stokach Kallikolony
W koło Fojba łucznika i grodoburcy Aresa.
Tak na miejscach odrębnych zasiedli knując zamiary,
Jedni jak drudzy nieskłonni rozpocząć walkę co twarde
Cała równina się wojskiem napełnia i świéci od miedzi,
Mężów oraz rumaków; od stóp zadrżała ziemica
Powstawających gromadnie; dwóch mężów o wiele najlepszych
Biegnie ku sobie do środka, pragnący w bitwie się zmierzyć,
Pierwszy kroczył Eneasz z ponurą groźbą w obliczu,
Ciężkim szyszakiem kołysząc, atoli tarczę potężną
Trzymał prosto przed piersią i kopią śpiżową potrząsał.
Z drugiéj zaś strony Pelejdes jak lew przeciw niego powstaje
Całą gminą zebrani; lecz ten z początku nie bacząc
Idzie spokojnie, dopiero gdy któren z odważnych mołojców
Trafi go, z paszczą otwartą przysiada, na zębach zaś piana
Występuje, a sercem waleczném w piersiach oddycha;
Uderzając, samego do walki siebie pobudza;
Z ogniem w ślepiach naprosto się rzuca by kogo uśmiercić
Z mężów, albo też sam przy pierwszém starciu polegnąć;
Również Achilla pobudza odwaga i męztwo szlachetne,
Oni gdy się zbliżyli naprzeciw siebie idący,
Pierwszy odezwie się z mową, najszybszy boski Achilles:
„Czegóż to Eneaszu tak bardzo naprzód wychodząc
Stajesz? Duszali tak do walki cię ze mną pobudza,
Z równą jak Priam godnością? Jednakże choćbyś mnię zabił,
Pewno ci za to godności swéj Priam do rąk nie powierzy;
Dziećmi on bowiem obdarzon, a myśl ma stanowczą nie płochą.
Może ci téż Trojanie wybranéj ziemi kawałek,
Jeśli mnię w boju zabijesz? Lecz sądzę z trudnością ci przyjdzie.
Twierdzę jednakże iż ciebie gdzieindziéj już dzidą spłoszyłem.
Czyż nie pamiętasz gdym ciebie od bydła; sam jeden siedziałeś,
Spędził ze szczytów Idajskich, szybkiemi goniąc nogami
Ztamtąd się do Lyrnessu chroniłeś; lecz miasto ja wtedy
Wyburzyłem, napadłszy z Atheną i ojcem Diosem;
Zaś niewiasty zdobyte wolności je pozbawiwszy,
Wyprowadziłem, lecz zbawił cię Zews i inni bogowie.
Myślisz, a zatém ci radzę, byś prędko się ztąd wycofawszy
W tłumy powracał i mnie nastawać się niepoważył,
Żebyś co złego nie ścierpiał; i głupi po szkodzie zmądrzeje.“
Jemu zaś na to Eneasz odpowie i rzeknie te słowa:
Zdołasz nastraszyć, albowiem tak dobrze i ja bym potrafił
Miotać obelgi, lub słowa złośliwe rzucać na ciebie.
Znamy nasz ród zobopólnie, tak samo i znamy rodziców,
Często już dawne dzieje od ludzi śmiertelnych słyszawszy;
Mówią że jesteś potomkiem Peleja nieskazitelnego,
Z matki Thetydy, morskiéj rusałki o pięknych warkoczach;
Jestem co do mnie synem Anchizy wielkodusznego,
Szczycę się z niego pochodzić, a matką mi jest Afrodyte;
Dzisiaj; albowiem nie sądzę że tak po słowach dziecinnych
Znowu się rozejdziemy, wracając z pola potyczki.
Jeśli zaś chcesz to się poucz, ażebyś był dobrze świadomym
Pochodzenia naszego, o którém głośno po ludziach;
Któren założył Dardanią; bo jeszcze święta Iliona
Me stanęła w równinie, siedliskiem ludzi mówiących,
Lecz na podnóżach Idy mieszkali, w źródła obfitéj.
Spłodził następnie Dardanos Erychtoneja książęcia,
Jego aż trzy tysiące na łąkach koni się pasło
Klaczy wybornych, za każdą wesołe biegały źrebięta.
Do nich się nawet zapalił Boreasz gdy pasły się w trawach,
Więc w postaci bachmata karego się z niemi połączył.
One gdy dokazywały po zbożodajnéj ziemicy
Biegły po czubkach kłosów i nawet ich nie pokruszyły;
Kiedy się zaś uganiały na grzbiecie morza obszernym,
Wtedy się unosiły na pianie morskich bałwanów.
Znowu z Troasa pochodzą synowie trzej nieskazitelni,
Ilos, Assarak a trzeci Ganymed podobny do bogów,
Któren ze wszystkich ludzi się najpiękniejszym urodził;
Jego porwali bogowie by cześnikował Zewsowi,
Syna z kolei miał Ilos zacnego Laomedonta;
Zas Laomedon spłodził Tythona i króla Priama,
Hiketaona, Klytiosa i Lampa ze szczepu Aresa;
Assarak zaś Kapyona, a tenże Anchizę potomka;
Z tego ja rodu pochodzę i takiém się szczycę krewieństwem.
Zews powodzenie dla ludzi pomnaża, albo uszczupla
Zgoła jak jemu się zdaje, gdyż on możniejszym od wszystkich.
Dosyć już tego, nie bajmy tu dłużéj, jak dzieci niesforne,
Obaj albowiem potrafim obelgi na siebie bez końca
Miotać, którychby łódź o stu wiosłach dźwigać nie zdolna.
Giętkim jest język ludzki i wiele mów rozmaitych
Mieści, a pole na słowa obszerne we wszystkich kierunkach.
[Jakaż atoli dla nas konieczność, by kłótnie i swary
Wszczynać na siebie zawzięcie, podobnie jak owe kumoszki,
Które gniewem rozżarte w zawiści życie trawiącéj,
Wygadując na siebie aż w środek biegną ulicy,
Słowy jednakże nie zdołasz odwrócić mężne zamiary,
Zanim żelazem na ostro nie poczniesz, a zatém co prędzéj
Popróbujmy się wzajem dzidami w spiż okutemi.“
Rzekł; i na tarczę okrutną potężny oszczep wypuścił,
Trzymał od siebie daleko żylastą ręką Pelejdes
Tarczę; zdjęty przestrachem, bo sądził że dzida cienista
Wielkodusznego Enei z łatwością na wylot przebije;
Głupi, zaprawdę nie zdołał w umyśle i sercu rozpoznać,
Dłoniom ludzi śmiertelnych się mogły poddać i uledz.
Totéż dzida potężna Enei wypróbowanego
Tarczy nie złamie, bo złoto strzymało, podarek od boga.
[Dwoje pokładów przeszyła, lecz jeszcze troje takowych
Dwoje zewnątrz ze śpiżu, a dwoje z cyny w pośrodku,
Jeden atoli ze złota, na którym się włócznia strzymała].
Wtóry z kolei Achilles rzuciwszy dzidę cienistą
W Eneaszową tarczę ugodził gładko wykutą,
Oraz i skóra wołowa najcieńsza; takową na wylot
Przebił jawor Pelejski, aż tarcza pod nim zatrzeszczy.
W kłąb się zwinął Eneasz i tarczę odsuwał od siebie
W strachu; atoli włócznia po nad barkami w ziemicę
Tarczy na chłopa wysokiéj, on zaś unikając oszczepu
Stanął, od niezmiernego mu żalu się oczy zaćmiły,
Trwogą rażony, że broń tak blizko utkwiła. Achilles
Sunął zajadle ku niemu, dobywszy miecza ostrego,
Ręką pochwycił ogromny, i dwóch go mężów nie dźwignie
Dzisiaj żyjących, lecz on sam jeden go łacno kołysze.
Wtedy by był Eneasz nacierającego kamieniem
W szyszak lub tarczę ugodził, co chronią tamtego od zguby,
Żeby nie zoczył od razu Pozejdon lądem trzęsący.
Tenże więc zaraz do bogów nieśmiertnych się z mową odezwie:
„Przebóg jakże mi żal Eneasza wielkodusznego,
Któren tak szybko Pelejdem pokonan zejdzie do Hajda,
Głupi, toć on go przecież od strasznéj zguby nie zbawi.
Czemuż atoli niewinnie ma tamten klęskę ponosić,
Darmo z powodu cudzéj niedoli; wszak zawsze on miłe
Bogom składał ofiary, co w niebie mieszkają szerokiém?
Żeby czasami się Kronid nie zgniewał, jeśliby Achilles
Zabił onego; boć jemu bez szwanku wyjść przeznaczono,
Żeby Dardana bez wieści i bez potomstwa nie znikło
Plemię, bo Kronid najwięcéj ze wszystkich go synów miłował,
Już znienawidził albowiem Kronion ród Priamowy;
Teraz Enei potęga Trojanom będzie panować,
Jego synowie i wnuki i ci co się późniéj urodzą.“
Here wypukłooka, dostojna mu rzeknie w odpowiedź:
Czyli chcesz Eneasza ratować, lub czyli zezwolisz,
[Żeby acz mężny zginął od ręki Achilla Pelejdy].
Zaś co do nas, to obie składałyśmy liczne przysięgi
W obec niebian zebranych, ja sama i Pallas Athene,
Nawet chociażby i Troja gwałtownym ogniem płonęła,
Płonąc, a podpalili waleczni synowie Achajscy.“
Kiedy to tylko posłyszał Pozejdon lądem trzęsący,
Szybko się puścił naprzeciw potyczki i szczęku dzirydów,
Zaraz onemu następnie na oczy mu spuścił ciemnicę,
Achillesowi Pelejdzie, a potém jawór okuty
Spiżem, z tarczy wyciągnął Enei wielkodusznego;
Wreszcie takowy położył przed nogi Achilla boskiego,
Po nad liczne szeregi wojaków i liczne rumaki
Górą leciał Eneasz, rękoma boskiemi wzniesiony,
Póki nie zdążył na kresy ostatnie gwałtownéj potyczki,
Gdzie Kaukonów szeregi do bitwy się zbroją pospiesznie.
Z blizka, do niego się zwraca i słowy lotnemi przemawia:
„Któż ci z bogów nakazał Enejo, byś tak w zaślepieniu
Stawał do boju naprzeciw hardego syna Peleja,
Któren od ciebie zarazem silniejszym i bogom jest milszym?
Żebyś wbrew przeznaczenia do domu Hadesa nie zdążył.
Późniéj zaś kiedy Achilles doczeka się losu i śmierci,
Z całą odwagą natenczas występuj w pierwszych szeregach,
Żaden albowiem inny z Achajów ci zbroi nie zedrze.“
Potém od razu rozproszył ciemnicę z nad oczów Achilla
Czarem zesłaną; a tamten odrazu przejrzał oczyma;
Wtedy ponuro do swojéj wyniosłéj się duszy odzywa:
„Przebóg! toż wielkie dziwo takowe oczyma oglądam.
Męża któregom wziął na cel, pragnący mu życie odebrać.
Snadź naprawdę że Enej nieśmiertnym bogom był miłym;
Kiedy ja tylko sądziłem że tém nadaremnie się chełpi.
Przecz z nim; pewno już więcéj próbować się ze mną odwagi
Zatém do dzieła, zwoławszy Danajów do boju zawziętych,
Będę próbował szczęścia przeciwko innym Trojanom“.
Rzekł i skoczył w szeregi i męża każdego zagrzewał:
„Boscy Achaje, na teraz daleko nie stójcie od Trojan,
Ciężko albowiem na mnię, aczkolwiek jestem walecznym,
Z takiém się mnóstwem ludu ucierać i bić ze wszystkimi.
Nawet i Ares, choć bogiem jest wiecznym, a nawet Athene
Czołem by stanąć nie śmieli przed taką paszczęką wojenną;
Oraz i siłą, to pewno się nie opuszczę, i troszkę,
Owszem na przełaj przez hufce się przedrę i sądzę że żaden
Z Trojan się nie ucieszy, co blizko méj dzidy przystąpi.“
Tak zagrzewając przemawiał; na Trojan zaś Hektor prześwietny
„Duszy walecznéj Trojanie, Pelejdy się wcale nie bójcie,
Słowy bym pewno potrafił i z nieśmiertelnemi się mierzyć;
Dzidą atoli trudniéj, boć są o wiele możniejsi.
Nawet Achilles nie zdoła wykonać wszystkie swe słowa,
Pójdę ja prosto na niego, choć dłonie by miał jako płomień;
Dłonie choć miałby jak płomień, a męztwo jako odbłysk żelaza.“
Temi zagrzewał słowami, lecz groźne do góry podnoszą
Dzidy Trojanie, spotyka się męztwo i wrzawa się wznosi.
„Wcale Hektorze zupełnie do walki nie stawaj z Achillem,
Ale go w tłumach oczekuj i z pośród zgiełku zaczepiaj,
Żeby cię zaś nie dosięgnął, lub z blizka mieczem nie raził.“
Rzekł; lecz Hektor napowrót się schronił w tłumy narodu.
W środek Trojan się rzucił Achilles odwagą uzbrojon,
Krzycząc okropnie; nasamprzód Ifitiona pochwycił,
Otryntejdę zacnego, dowódcę wielu narodów;
Grodoburcy Otryncie go nimfa młodziutka zrodziła,
Jego nacierającego Achilles oszczepem ugodził
W głowę pośrodku, że cała zupełnie pękła na dwoje.
Runął z łoskotem, radośnie wykrzyknął boski Achilles:
„Ligajże Otryntejdzie, ze wszystkich mężów najsroższy;
Gygajskiego, bo tamże ojcowską rolę posiadłeś,
Koło rybnego Hylla i Herma o nurtach głębokich.“
Chełpiąc się tak powiedział; tamtemu się oczy zaćmiły.
Jego zaś ciało szynami Achajskie rumaki zmiażdżyły
Antenora potomka dzielnego, zaporę potyczki,
W skroń uderzył oszczepem, przez hełm o miedzianéj przyłbicy.
Nie wytrzymała śpiżowa zasłona, lecz owszem na wylot
Czaszkę stalową kończyna strzaskała, a mózg się zupełnie
Hippodamanta następnie gdy szybko z wozu się spuszczał,
Przed nim uciekającego, uderzył w krzyże oszczepem.
Tenże więc ducha wyzionął i ryknął, podobnie jak buhaj
Ryczał, wleczony w około władyki na Helikonie,
Również i z ryczącego szlachetna dusza uleci.
Polydora boskiego następnie dogonił oszczepem,
Priamidesa. Onemu się ojciec bić nie dozwolił,
Z dzieci albowiem wszystkich był urodzeniem najmłodszym,
Teraz dziecinnym popisem, chcąc szybkość w biegu okazać,
W pierwsze się wplątał szeregi, aż lube życie postradał.
Jego uderzył w środek oszczepem Achilles najszybszy
Pleców, gdy pędem przebiegał, po miejscu gdzie sprzączki od pasa
Przeszła na wylot zupełnie przy pępku oszczepu kończyna;
Jęknął i padł na kolana, a chmura go w koło obejmie
Czarna, schyliwszy się na bok, rękoma jelita pochwycił.
Hektor zaś Polydora gdy zoczył, brata własnego,
Wtedy mu oczy zaszły ciemnością i już nie wytrzymał
Dłużéj się z dala obracać, lecz obces Achilla zaczepia,
Grożąc ostrym oszczepem, podobnie jak płomień; Achilles
Kiedy go ujrzał poskoczył i dumnie wyrzeka to słowo:
Któren druha mi zabił najgodniejszego, zaprawdę
Dłużéj unikać się wzajem nie będziem w odstępach szeregów.“
Rzekł, i z ponurem spojrzeniem zagadnie Hektora boskiego:
„Chodźże tu bliżéj, byś prędzéj dostąpił kresu żywota“.
„Nie miéj nadziei Pelejdzie, że mię jak dziecko słowami
Zdołasz nastraszyć, albowiem tak dobrze i ja bym potrafił
Miotać obelgi lub słowa złośliwe rzucać na ciebie.
Dobrze ja wiem żeś walecznym, od ciebiem zaś gorszym o wiele.
Czyli, choć będąc słabszym, ci życie odebrać potrafię,
Godząc oszczepem; bo również ma ostre końce mój oręż“.
Rzekł, i dzidę zamachem wypuścił; lecz wtedy Athene
Wstecz ją odepchnie podmuchem od walecznego Achilla,
I bezsilnie przed nogi zleciała. Atoli Achilles
Powstał z całym impetem, gorąco pragnąc go zabić,
Z krzykiem okropnym, lecz wtedy tamtego porwał Apollo
Łacno, zwyczajnie jak bóg i w gęstéj chmurze go ukrył.
Dzidą śpiżową; po trzykroć w głębokie uderzył powietrze.
Ale gdy po raz czwarty nacierał podobnie jak demon,
Wtedy krzyknąwszy okropnie, w skrzydlate odezwie się słowa:
„Znowu przed śmiercią uszedłeś ty psie! zaprawdę już blizką
Pewnie do niego się modlisz gdy w szczęk oszczepów się wdajesz.
Już to ja ciebie zabiję, jak późniéj kiedy cię spotkam,
Jeśli kiedyś i mnię kto z niebian przyjdzie na pomoc.
Teraz ja wsiądę na innych, którego pochwycić się uda“.
Runął mu prosto pod nogi; lecz jego tam pozostawił,
Zaś Filetorydesa, Demucha, wielkiego, dzielnego,
Rzutem w kolano trafiwszy zatrzymał, a jego następnie
Trzasnął mieczem ogromnym i wnet go życia pozbawił.
Obu zaczepił od razu i zrucił z powozki na ziemię,
Tego ugodził oszczepem, tamtego z blizka ciął mieczem;
Trosa więc Alastorydę; ten rzucił się jemu do kolan,
Czyli by jemu darował, chwytając, i żywym go puścił,
Głupi, nie wiedział zaprawdę, że jego prośbą nie zmiękczy;
Nie był on bowiem tkliwym człowiekiem i duszy łagodnéj,
Ale zawziętym okrutnie; ten ręką pochwycił kolana
Chcąc go przebłagać, lecz tamten mu szablę utopił w wątrobie;
Napełniła mu piersi, ciemności mu oczy pokryły,
Kiedy mu tchu zabrakło. Lecz ten Muliona oszczepem
W ucho ugodził, odrazu przez drugie się ucho dostało
Ostrze śpiżowe; następnie Agenorydzie Echekli
Cała się klinga zagrzała od krwi, lecz oczy oboje
Czarna oblekła śmierć i Mojra nieubłagana.
Dewkaliona zaś potém, na miejscu gdzie ścięgna od łokcia
Schodzą się, tamże na wylot mu lube ramie przetrącił
Spoglądając na śmierć; lecz ów go ciąwszy po karku,
Głowę zarazem z przyłbicą mu strącił, a z kości krzyżowéj
Szpik wytrysnął, a tamten jak długi runął na ziemię.
Potem się puścił w pogoń za synem Pejreja Rigmonem
Trafił go w pół oszczepem, że ostrze w płucach utkwiło;
Zleciał z powózki. Następnie zaś Arejthoosa woźnicę,
Skręcającego końmi ugodził dzidą kończystą
W plecy i zrucił z powózki, wierżgnęły spłoszone rumaki.
W czasie posuchy na górach, i pali się knieja ogromna,
Dęcie zaś wichru zewsząd obraca do koła płomieniem;
Takoż on wszędy rozbijał oszczepem, podobnie jak demon,
Goniąc za mordowanymi, a ziemia się krwią zalewała.
Żeby jęczmień bieluchny wymłacać na gładkim klepisku,
Łacno się kłosy wypróżnią pod stopą wołów ryczących;
Takoż pod ręką Achilla dzielnego rumaki sprężyste
Trupów i tarcze miażdżyły; od krwi się osie od spodu
Na nią albowiem od kopyt rumaków krople tryskały,
Oraz od kół obręczy. Pelejdes chwałę pozyskać
Pragnął, i krwią mordowanych nietknięte dłonie poplamił.
Xanta wirującego, co Kronid nieśmiertny go spłodził,
Tam przeciąwszy ich szyki, w równinę jednych zapędzał,
W miasta kierunku, gdzie dawniéj Achaje spłoszeni pierzchali
Tamże się oni cisnęli w rozsypce; lecz Here przed niemi
Gęstą roztoczy chmurę, by wstrzymać ich; drugie zaś skrzydło
Wparte zostało ku rzece głębokiéj o nurtach srebrzystych;
Tamże z ogromnym łoskotem wlecieli, aż fala zaszumi,
Tędy, owędy pływają porwani prądem wirowym.
Równie jak chmara szarańczy przed siłą płomienia się wynosi,
Żeby ku rzece uciekać, lecz płomień wybucha gwałtownie
Nagle wzniecony, zaś one spłoszone do wody się chronią,
Wypełniły się kupą rumaków i ludzi pospołem.
Dzielny bohatér natenczas na brzegu dzidę zostawił,
Wsparłszy ją o tamaryskę i wskoczył za niemi jak demon,
Z mieczem w ręku jedynie i straszne dzieła zamierzał.
Ludzi ranionych od miecza, i woda od krwi się czerwieni.
Równie jak przed delfinem ogromnym inne rybiątka
Uciekając wypełnią zakątki dogodnéj przystani,
W strachu okrutnym, bo każde pożera co tylko pochwyci;
Kryją się brzegi. Lecz on zmęczywszy dłoń zabijaniem,
Żywych dwunastu mołojców osobno po rzece wybiera,
Celem ofiary za syna Menojtia, Patrokla zgasłego.
Tych na brzeg wyprowadził od strachu drżących jak łanie;
Które na sobie nosili czepione do szczelnych misiurek;
Druhom takowych powierzył, by wiedli do łodzi głębokich.
Potém się rzucił na nowo, by żądzę krwi zaspokoić.
Wtedy napotkał syna Priama Dardanidesa,
Gwałtem był uprowadził, chwyciwszy na roli ojcowskiéj,
W nocy podchodząc; lecz ów z figowego drzewa żelazem
Młode obrzynał pędy, by litry do wozu dorabiać,
Kiedy na jego nieszczęście z nienacka nadszedł Achilles.
Uprowadzając w okrętach, a cenę Jezonid opłacił.
Z tamtąd Ejetion władyka na Imbrze wykupił go, wiele
Zapłaciwszy i znów do boskiéj Arysby odesłał;
Uciekając napowrót się dostał do ojców siedziby.
Z Lemnos przybywszy; atoli go dnia dwunastego na nowo
Wydał bóg w Achillesa boskiego dłonie, co miał go
Wysłać do Hajda napowrót, by tamże gwałtem powracał.
Jego jak tylko ujrzał Achilles boski najszybszy,
Wszystko to bowiem na ziemię był zrucił, gdyż pocił się wielce,
Uciekając od rzeki, a członki z mordęgi zesłabły;
Wtedy przemawia ponuro do swojéj duszy wyniosłéj:
„Przebóg, toż wielkie ja dziwo naprawdę oczyma oglądam!
Będą napowrót powstawać z krainy nocnéj ciemnicy,
Równie jak tenże tu przybył, co dnia wrogiego uniknął,
Kiedym go sprzedał do Lemnu boskiego; zaprawdę go morza
Nie porwały bałwany, co wielu gwałtem wstrzymuje.
Żebym się przecie w méj duszy przekonał i tego dowiedział,
Czyli zarówno i ztamtąd się wróci, lub czyli go ziemia
Zioła rodząca zatrzyma, co nawet możnemu da radę.“
Tak czekając rozważał; strwożony się tamten przybliżył,
Śmierci uniknąć i zguby i czarnej Kiery złowrogiéj.
Boski Achilles natenczas ogromną dzidę podnosi
Godząc na niego, lecz ten przyskoczył i chwycił za nogi
Przycupnąwszy; a dzida po nad barkami utkwiła
Tamten go jedną ręką objąwszy kolana zaklinał,
Drugą zaś ostrą wrłócznię pochwycił i wcale nie puszcza;
Wtedy rzeknie do niego i słowy lotnemi poczyna:
„Składam się do nóg twoich Achillu, miej litość nademną!
Ziarno Demetry albowiem u ciebie najpierw spożywałem,
W onym dniu, gdyś mnie porwał z ogrodów żyznych, a potém
Uprowadzając od ojca i krewnych sprzedałeś daleko,
Do boskiego Lemnosu; przyniosłem ci wtedy sto wołów.
Oto dwunasta jutrzenka, od kiedy wróciłem do Ilion,
Wiele przeniósłszy; lecz w twoje napowrót mnie dłonie wydała
Mojra złowroga; zaprawdę mi Zews niechętnym być musi,
Kiedy mnie tobie znów oddał; na krótki matka mnie żywot
Jego co nad Lelegami dzielnemi w boju panuje,
Siedząc na stromym Pedazie, nad brzegiem Satnioenta.
Jego to córkę miał Priam, i wiele innych prócz tego;
Z niéj to dwóch nas pochodzi, lecz obu myślisz uśmiercić.
Polydora boskiego, trafiwszy go dzidą kończystą;
Teraz atoli się zguba gotuje dla mnie, bo sądzę,
Że nie ujdę twym rękom, gdy demon do ciebie mnie zbliżył.
Ale ci to zapowiadam, a ty w swéj duszy rozważaj;
Któren cię towarzysza pozbawił, miłego, dzielnego.“
Tak do niego przemawiał Priama potomek szlachetny,
Chcąc go słowami przebłagać; lecz głos bez litości usłyszy:
„Głupi! o cenie wykupu mi nie mów i więcéj nie gadaj;
Póty, by Trojan oszczędzać się chętnie me serce skłaniało,
Totéż wielu na żywo chwyciłem, a potém sprzedałem;
Niema już teraz takiego co śmierci ujdzie, jeżeli
Jaki go bóg w me dłonie przed stromą wyda Ilioną,
Zatém i ty mój drogi umieraj; dlaczego się skarżysz?
Wszakże i zginął Patroklos, od ciebie lepszy o wiele,
Czylisz nie widzisz jak jestem i wielki i pięknéj urody?
Z ojca zacnego pochodzę, a matka bogini mnie rodzi;
Mojra, albo nad rankiem, lub wieczór, albo w południe,
Kiedy ktokolwiek i mnie w potyczce życia pozbawi,
Albo trafiwszy oszczepem, lub strzałę puszczając z cięciwy.“
Rzekł; onemu zaś członki i lube serce omdlały;
Obie; atoli Achilles dobywszy miecza ostrego,
Ciął go w obojczyk nad szyję, i cały w niego utopił
Miecz obosieczny, lecz tamten upadłszy twarzą na ziemię,
Legł jak długi, wytrysła krew czarna i ziemię zrosiła.
Rzucił, a potém chełpliwie lotnemi słowy przemawia:
„Między rybami spoczywaj mi teraz, co pewno ci z rany
Krew spokojnie wyliżą; zaprawdę już matka za tobą
Płakać nie będzie, na marach złożywszy; lecz owszem Skamander
Wtedy rybka niejedna po czarnych zmarszczkach bałwanów
Skacząc, będzie się żywić bieluchnym Lykaona tłuszczem.
Gińcież wy marnie, dopóki nie zdążym do świętéj Iliony,
Wy pierzchając w ucieczce, a ja mordując od tyłu.
Nie wyratuje, acz wiele buhajów składacie w ofierze,
Oraz i konie sprężyste rzucacie mu żywcem do nurtów.
Ale i tak wyginiecie zagładą marną, aż wszyscy
Opłacicie zabójstwo Patrokla i klęskę Achajów,
Tak powiedział, lecz Strumień się w sercu namiętnie rozgniewał;
Zatém w umyśle rozważa, jakoby od pracy powstrzymać
Achillesa boskiego i Trojan od klęski obronić.
Syn Peleja tymczasem, cienistą dzidę trzymając,
Pelegonidę, którego szeroko Axios płynący
Spłodził i Peryboja, Akessamenoja najstarsza
Córka; bo z nią się był Strumień o nurtach głębokich połączył.
Więc Achilles ku niemu się rzuca, ten z rzeki wychodząc
Xanthos, bo sierdził się w duszy o młodzież co w bitwie ginęła,
Których Achilles mordował po nurtach bez miłosierdzia.
Oni gdy blizko stanęli naprzeciw siebie idący,
Wtedy się pierwszy odezwie najszybszy boski Achilles:
Tylko dzieci nieszczęsnych rodziców się mierzą z mą siłą.“
Syn Pelegona prześwietny mu na to rzeknie w odpowiedź:
„Wielkoduszny Pelejdzie, dlaczegóż o ród zapytujesz?
Z żyznéj ja tutaj Pajonii przybywam, odległéj daleko,
Jedenasta jutrzenka, od czasu jak w Ilion przybyłem.
Moje zaś pochodzenie od Axia o nurtach szerokich,
[Axia, co najpiękniejszą po ziemi wodę rozlewa],
On Pelegona spłodził z oszczepu sławnego; co do mnie,
Tak przemawiał zuchwale, zaś boski Achilles podnosi
Jawór pelejski; lecz naraz ów rzucił obiema dzidami
Asteropajos, bo w lewéj tak samo jak w prawéj był zręcznym;
Jedną dzidą go w tarczę ugodził, atoli na wylot
Drugą atoli po wierzchu go drasnął, po łokciu od ręki
Prawéj, lecz krew się czarna polała; zaś dzida po nad nim
W ziemi utkwiła głęboko, pragnąca się ciałem nasycić.
Drugi z kolei Achilles dzirydem co śmiga na prosto
Chybił go jednak tym razem i w strome wybrzeże ugodził,
Tak że połowa dziryda z jaworu się wryła do brzegu.
Syn Peleja ostrego dobywszy miecza od boku,
Skoczył ku niemu zacięcie, lecz tamten jaworu Achilla
Trzykroć takowym potrząsał i wyrwać go usiłował,
Trzykroć go siły zawiodły; po czwarte w duszy zamierzał
Zgiąwszy przełamać broń jaworową Ajakidesa,
Z blizka zaś pierwéj Achilles mu życie mieczem odebrał.
Wszystkie na ziemię spłynęły; ciemności zaś oczy pokryły
Dychającego; Achilles odrazu na piersi stąpiwszy
Cały mu zdziera rynsztunek i rzeknie z dumą to słowo:
„Legnij że tutaj; przytrudno z Kroniona wszechpotężnego
Twierdzisz jako twój ród pochodzi od Rzeki szerokiéj,
Ja zaś poszczycić się mogę wielkiego Diosa krewieństwem.
Spłodził mnie mąż co nad wielu panuje Myrmidonami,
Pelej, Ajaka potomek, ten Ajak z Diosa pochodził.
Tyle silniejszém Diosa potomstwo od rodu rzecznego.
Wszakci przy boku masz Strumień ogromny; podołali ciebie
Zbawić? lecz niema sposobu na Zewsa Kronidę powstawać.
Jemu zaś, ani potężny Acheloj się równać nie może,
Z niego jednakże i wszystkie strumienie i morze wszelakie,
Oraz i wszystkie źródła i studnie płyną głębokie;
Ale i on się obawia Diosa wielkiego piorunu,
Oraz i strasznych gromów, gdy z nieba zagrzmi wysoko.“
Jego zaś tam pozostawił, gdy lube mu życie odebrał,
Leżącego na piasku, a ciemne go nurty zaleją.
Koło zaś niego węgorze i inne się ryby krzątają,
Podskubując mu tłuszcz i obgryzając po nerkach.
Którzy nad brzegiem strumienia nurtującego pierżchali,
Widząc najlepszego ze siebie, w okrutnéj potyczce,
W dłoniach Pelejdy potęgą i mieczem pokonanego.
Wtedy Therzylochosa, Mydona i Astypylosa
Jeszczeby więcej był zabił Pajonów szybki Achilles,
Żeby go nie był zagadnął głęboko Strumień płynący,
W męża postaci, i nie był z głębokich odezwał się nurtów:
„Dokazujesz okropnie Achillu i strasznie dokuczasz
Jeśli dozwolił ci Kronid, by wszystkich Trojan wygubić,
Tedy ich ze mnie wypędzaj i działaj okrutnie w równinie;
Fale albowiem urocze mi się trupami wypełnią,
Nawet już nie mam kędy się w boskie morze wylewać,
Błagam cię zatém poprzestań; podziwiam cię wodzu narodów.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Achilles biegiem najszybszy:
„Niechże tak będzie o boski Skamandrze jak tego zażądasz.
Trojan atoli nie prędzéj zuchwałych puszczę mordując,
Zmierzę się, czyli mnie on pokona, czyli ja jego.“
Rzekłszy to znowu na Trojan się rzuca, podobnie jak demon.
Wtedy Strumień głęboki Apollina mową zagadnie:
„Przebóg o srebrnołuczysty, Diosa potomku, poleceń
Żebyś Trojan wspomagał i bronił, aż póki nie przyjdzie
Późny wieczorny zmrok, i ziemię bujną zacieni.“
Rzekł, i sławny z oszczepu Achilles do środka się rzucił,
Odskakując od brzegu, lecz ten falami buhając,
Mnogie, co kupą leżały, poległych z dłoni Achilla.
One wyrzucił ze siebie, ryknąwszy podobnie do byka,
Na wybrzeżu, lecz żywych uchronił w nurtach uroczych,
Pokrywając je wirem potężnym co w głębi się toczył.
Prąd wpadając na tarczę go pchał i wcale na nogach
Ustać nie zdołał; on wtedy rękoma za olszę pochwycił
Wielką i rozrośniętą, co z korzeniami wyrwana
Całe stargała wybrzeże i nurty urocze zajęła
Cała jak długa wpadając, lecz on się z wody dźwignąwszy
Skoczył, ażeby nogami szybkiemi uciekać w równinę,
W strachu. Lecz wielki bóg nie ustąpił i natrze na niego
Nurty ciemnemi buhając, by jego od bitwy powstrzymać
Naprzód sunął Pelejdes o ile dosięga rzut włóczni,
Z orła czarnego impetem, co na zwierzęta poluje,
Któren z ptaków zarazem najszybszy i najsilniejszy;
Skoczył podobny do niego, a miedź od zbroi straszliwie
Leci, lecz tenże z tyłu nadpływa z szumem okropnym.
Równie jak mąż co rowy przebiera, od źródła ciemnego
W stronę pól i ogrodów kieruje wody korytem,
W ręku łopatę trzymając wyrzuca z rowu zapory;
Wyskakują; lecz woda spływając szybko zaszumi
Biegnąc po przykrym spadku i prowadzącego uprzedza;
Również Achilla bez przerwy goniła fala Strumienia,
Chociaż był chyżym; atoli bogowie silniejsi od ludzi.
Żeby jemu się oprzeć i poznać, ażali go wszyscy
Nieśmiertelni ścigają, co w niebie mieszkają szerokiém,
Tylekroć fala potężna Strumienia rodu boskiego
Z góry zalewa ramiona; on w górę nogami się dźwigał
Pędząc naprzód okropna, i ziemię z pod nóg mu usuwa.
Jęknął żałośnie Pelejdes w szerokie niebo spojrzawszy:
„Zewsie rodzicu, więc nikt mnie z bogów biednego nie zechce
Ze strumienia wybawić; co późniéj niech wszystko przecierpię.
Tylko matka najdroższa co mnie słowami uwiodła;
Ona to rzekła, że w obec warowni Trojan pancernych,
Zginąć mi przyjdzie od szybkich Apollina Fojba pocisków.
Bodaj mnie Hektor był zabił co jest najlepszym z tutejszych;
Teraz mi przeznaczono bym zginął śmiercią haniebną,
Rzeką ogromną ściśnięty, podobnie jak chłopak przy trzodzie,
Kiedy go porwał potok, co w bród go zimą przebywał.“
Rzekł; atoli natychmiast Pozejdon samowtór z Atheną
Ręką za rękę chwytając dodali mu ducha słowami.
Z nich odezwał się pierwszy Pozejdon lądem trzęsący:
„Nie uciekaj nad miarę Pelejdzie i nie trać odwagi;
Takich to bowiem ci dwoje na pomoc bogów przybywa,
Jako ci nie przeznaczono byś uległ temu Strumieniu;
Uspokoi się on niebawem, jak sam się przekonasz.
Ale ci silnie zalecam byś nas usłuchał na pewno;
Wcześniéj rąk nie opuszczaj od walki dla wszystkich niszczącéj,
Trojan, co tylko uciekło. Zaś ty gdy zabijesz Hektora,
Wracaj napowrót do łodzi; zarządzim byś chwałę pozyskał.“
Rzekłszy to, potém oboje pomiędzy niebian wrócili.
On zaś goni (bo wielce go boskie zlecenie wzmocniło)
Wiele ozdobnéj broni młodzieży w bitwie zabitéj
Pływa, oraz i trupów. On skoczył nogami wysoko
Przeciw prądowi fali na prosto, i już go nie wstrzymał
Strumień szeroki, bo wielką go siłą natchnęła Athene.
Sierdzi się na Pelejona i wzbiera, prądu falami
Wznosząc się w górę, i głośno na Simoenta zawoła:
„Drogi mój bracie we dwoje starajmy się męża potęgę
Wstrzymać, bo wkrótce zapewne gród wielki króla Priama
Szybko na pomoc przybywaj i wszystkie koryta zapełniaj
Wodą ze źródeł, i wszystkie rozpuszczaj górskie potoki;
Podnoś falę ogromną i z hukiem straszliwym porywaj
Wielkie kamienie i drzewa by męża wściekłego powstrzymać,
Sądzę albowiem że siła nie zbawi go, ani téż postać
Ani ten śliczny rynsztunek, co pewno na spodzie koryta
Będzie leżeć pod mułem głęboko; lecz jego samego
Żwirem zupełnie pokryje, i piasku napływem ogromnym
Nie zdołają, tak silnie go mułem od góry pokryję.
Tutaj mu pomnik wystawię i już nie będzie mu trzeba
Sypać mogiły, gdy chować go będą kiedyś Achaje.“
Rzekł, i naciska Achilla wzburzony, hucząc od góry,
Purpurowa zaś fala strumienia rodu boskiego
Piętrem wysoko stanęła i Pelejona porywa.
Here krzyknęła na głos z obawy o los Achillesa,
Żeby go w końcu nie porwał potężny Strumień głęboki.
„Ruszaj się synu kulawy; bo sądzę że twojéj potęgi
Godnym jest współzawodnikiem w potyczce Xanthos głęboki;
Szybko na pomoc przybywaj i zjawiaj się z mnogim pożarem.
Ja tymczasem Zefira i Nota przenikającego
Któraby Trojan od głowy do stóp z rynsztunkiem spaliła,
Pożar unosząc złowrogi. Lecz ty nad Xantha brzegami
Drzewa podpalaj i w płomień go wpędzaj; lecz wcale się nie daj
Łagodnemi słowami, bądź pogróżkami odwrócić;
Głośnym niewydam okrzykiem, a wtedy żary powstrzymaj.“
Tak powiedziała; Hefestos okrutny płomień zgotował.
Najpierw się płomień w równinie rozwinął i ciała popalił
Mnogie, bo było ich podostatkiem co zabił Achilles,
Równie jak Borej jesienny zwilżone co tylko ogrody
Szybko wysuszy, a ten co uprawia je z tego się cieszy;
Takoż i cała równina podeschła; zupełnie spłonęły
Ciała; lecz on do strumienia żarzący płomień obrócił.
Pali się lotus i giętka trzcina i trawa cypryjska,
Które się bujnie nad falą uroczą porozkrzewiały;
Marnie zginęły węgorze i ryby, co w nurtach głęboko,
Inne co tuż na wierzchu się pluszczą fali uroczéj,
Wreszcie gdy Strumień się palił, wygłasza słowa i mówi:
„Żaden z bogów Hefeście się tobie przeciwić nie zdoła,
Ani więc ja bym potrafił z ognistym walczyć płomieniem.
Przestań w gniewie, niech boski Achilles Trojan od razu
Ogniem prażony tak mówił; buchnęły fale do góry.
Równie jak w kotle zakipi, zagrzanym silnym płomieniem,
W którym się płynem roztapia słonina z wieprza tucznego,
Zewsząd kipiąc wysoko, jak suche polana podłożą;
Powstrzymany już niemógł wypływać, gdyż podmuch go trawi
Przemyślnego Hefesta potęgi. Ów Herę natenczas
Zaklinając usilnie w skrzydlate odezwie się słowa:
„Hero, dlaczego twój syn usiłuje wyłącznie me nurty
Ile ci wszyscy inni, co w pomoc Trojanom przychodzą.
Ale zaprawdę ja teraz przestanę, jeżeli rozkażesz;
Niechże i on zaprzestanie. Ja zaś natomiast przysięgam,
Jako przenigdy Trojanom wrogiego dnia nie odwrócę,
Płonąc, a podpalili waleczni synowie Achajscy.“
Białoramienna Here bogini, co tylko posłyszy,
Zaraz do syna drogiego się Hefajstosa odezwie:
„Ustań sławny mój synu Hefeście, bo się nienależy,
Tak powiedziała; Hefestos przygasił płomień straszliwy,
Fala napowrót poczęła wylewać wody urocze.
Kiedy zaś Xantha zgnębili potęgę natenczas i tamci
Wyczekują; bo Here wstrzymuje acz pali się gniéwem.
Ciężka i w strony przeciwne się serca ich burzyć poczęły;
Z grzmotem jakoby na siebie wpadają; zahuczy ziemica,
Niebo zaś odgłos rażący wydało; aż Zews pomiarkował
Siedząc w Olimpie; lecz lube mu serce się rozweseliło
Długo nie pozostali bezczynnie, bo Ares dowodził,
Tarcze łamiący i pierwszy gwałtownie zaczepił Athenę,
Dzidę śpiżową trzymając i słowem wybuchnie zelżywém:
„Czemuż ty mucho sobacza do bójki bogów pobudzasz
Czyliż nie pomnisz gdy syna Tydeja Diomeda nasłałaś,
Żeby uderzał, a ty błyskającą dzidę ująwszy,
Prosto na mnię toczyłaś i ciało mi piękne zraniłaś?
Teraz ja znowu zamierzam ci oddać coś mnię uczyniła.“
Straszną, któréjby nawet nie złamał piorun Diosa;
W nią to Ares łaknący za krwią ugodził oszczepem.
Ona schyliwszy się kamień chwyciła dłonią żylastą,
Czarny, leżący w równinie, o końcach ostrych, potężny,
Takim Aresa po karku trzasnęła i członki zgnębiła.
Siedem on zajął pelethrów padając i włosy zakurzył;
Trzeszczał cały rynsztunek, zaśmiała się Pallas Athene,
Z dumną natedy pogardą w skrzydlate odezwie się słowa:
Szczycę się być, że śmiesz się do mnię siłą przyrównać.
Jużto za matki przekleństwa na teraz odpokutujesz,
Która zgniewana ci biédę gotuje, że dzielnych Achajów
Opuściłeś, a dumnym Trojanom na pomoc przychodzisz.“
Jego zaś wzięła za rękę Diosa docz Afrodyte,
Ciężko stękającego; zaledwie sapał oddechem.
Białoramienna zaś Here, bogini jak tylko ją zoczy,
Zaraz lotnemi słowy zagadnie Pallas Athene:
Znowu ta mucha sobacza Aresa co męża morduje
Wyprowadza z potyczki przez tłum; zapobiegaj co żywo.“
Rzekła; skoczyła za niemi Athene i w duszy się śmiała;
Pędem dognawszy ją w piersi żylastą dłonią uderzy,
Tak więc tamci oboje na żyznéj legli ziemicy;
Ona z okrzykiem radośnym w skrzydlate odezwie się słowa:
„Niechże tak ze wszystkiemi, co tylko Trojanom pomocni,
Będzie, gdy walczyć zechcą naprzeciw Argeiom pancernym,
Przyszła popierać Aresa i z moją się siłą zetknęła;
Wtedy bylibyśmy dawno już zaprzestali potyczki,
Ilionę zburzywszy, wspaniale gród zbudowany.“
Rzekła; zaśmiała się Here bogini o białych ramionach.
„Fojbie, dlaczegóż od siebie stroniemy? toć nam nie przystoi,
Kiedy już inni zaczęli; aż hańba, jeżeli bez walki
Do Olimpu wróciemy, w Diosa domostwo spiżowe.
Zacznij, boś rodem jest młodszym, a z mojéj strony nie pięknie
Głupi, jak pustą masz głowę; toż nawet i tego nie więcéj
Pomnisz, ileśmy złego z Iliony powodu cierpieli,
Jedni my z bogów, jak razem do Laomedonta hardego
Idąc z Diosa rozkazu, na rok się do pracy zgodzili,
Wtedym ja miasto Trojańskie do koła murem otoczył,
Pięknym i wielce szerokim, by gród niezdobytym uczynić;
Ty zaś Fojbie rogate bydlęta ciężkie pasałeś
W jarach Idy lesistej po licznych góry załamkach.
Wtedy nam obu należną odmówił gwałtem zapłatę
Laomedon okrutny i z pogróżkami odesłał.
Tobie albowiem zagroził, że ręce i nogi ci z góry
Zwiąże, a potem cię sprzeda na wyspy odległe daleko;
Wtedy wróciliśmy obaj okrutnie w duszy zmartwieni,
W gniewie z powodu zapłaty, co przyrzekł a późniéj odmówił.
Jego to ludziom życzliwie pomagasz, a z nami to niechcesz
Usiłować, by dumni Trojanie zginęli do szczętu,
W dal godzący Apollon odrzecze mu na to w odpowiedź:
„Ennozygaju, naprawdę byś sądził żem nie jest przy zdrowych
Zmysłach, jeżelibym z tobą się bił z powodu śmiertelnych,
Nędznych, co równie jak liście czasami w pełnym rozwoju
Wkrótce zaś znowu bez duszy padają; atoli co prędzéj
Zaprzestańmy potyczki; niech sami się rozprawiają“.
Tak powiedziawszy się nazad odwrócił; obawiał się bowiem
Przeciw bratu rodzica podnosić rękę w zawiści.
W polu Artemis ochocza i słowem wybuchnie zelżywem:
„Zatem uciekasz, o w dal godzący i Pozejdonowi
Całą oddajesz przewagę i tanią go chwałą napełniasz?
Głupi, a na cóż ci łuk co dzierżysz na darmo zupełnie?
Jak to dawniéj bywało, pomiędzy bogami wiecznemi,
Jako że gotów jesteś potykać się z Ennozygajem“.
Rzekła; lecz w dal godzący Apollo nie ozwał się wcale.
Ale Diosa małżonka szanowna pękając od gniewu,
„Jakże się ważysz ty suko bezwstydna na przekór mi stawać?
Trudném zaprawdę ci będzie się z moją mierzyć potęgą,
Chociaż ci służy łuk, bo ciebie za lwicę niewiastom
Zews postanowił, i kogo masz chęć zabijać dozwolił.
Albo i szybkie jelenie, niż potężniejszym się stawiać.
Jeźli zaś masz ochotę to spróbuj walki, byś dobrze,
Ilem silniejszą poznała, co mnię zuchwale się stawiasz“.
Rzekła, i silnie pochwyci jéj obie ręce na zgięciu
Bić ją poczyna takowym po uszach z uśmiechem szyderskim;
Ta zaś uchyla się wijąc, że strzały się szybkie rozsypią.
Z płaczem ucieka przed siebie bogini, podobnie jak gołąb,
Któren przed lotem jastrzębia do skały drążonej w szczelinę
Takoż i ona uciekła ze łzami łuk zostawiwszy.
Rzeknie natenczas do Lety pośpieszny Argi pogromca:
„Leto, wcale ja z tobą się bić nie będę, bo trudno
Z małżonkami Diosa co chmury gromadzi się kłócić.
Pochwal się, jako przemocą i męztwem nademną górujesz“.
Rzekł; a Leto zabrała zagięty łuk i pociski,
Rozlatujące się tu i owdzie po kłębach kurzawy.
Potém łuk pochwyciwszy za swoją córeczką pośpieszy;
Łzy wylewając na ojca kolanach usiadła dziewica,
Ambrozyjskie jéj szaty się na niéj trzęsły; lecz ojciec
Kronid ją tuli do siebie, i pyta z uśmiechem łagodnym:
„Którenże z niebian cię tak pokrzywdził dziecko me drogie,
Rzeknie mu na to burzliwa bogini o wianku nadobnym:
„Białoramienna Here mnię tak zturbowała, twa żona,
Która przyczyną do swarów i kłótni pomiędzy bogami“.
W taki to sposób oni pomiędzy sobą mówili.
Mury mu bowiem na sercu leżały twierdzy warownéj,
Żeby ich wbrew przeznaczeniu Achaje w tym dniu nie zburzyli.
Do Olimpu zaś inni bogowie przedwieczni wrócili,
Jedni srodze zgniewani, a drudzy bezmiernie się chwaląc;
Trojan zarazem samych mordował i dzielnych rumaków.
Równie jak słupem dym aż w niebo szerokie się wznosi,
Kiedy miasto się pali pożarem z gniewu bożego;
Wszystkim kłopotu przysparza, a wielom zmartwienie gotuje;
Priam sędziwy na szczycie wieżycy boskiéj stanąwszy,
Olbrzymiego Achilla rozpoznał, i widzi jak przed nim
Zdala w popłochu Trojanie pierżchali, i wcale oporu
Już nie było; lecz on jęknąwszy z wieży się spuścił,
„Bramy rozwarte rękoma trzymajcie, aż póki się wojsko
Nie dostanie do miasta w popłochu; albowiem Achilles
Zwija się blisko tłumów i sądzę że klęska nastąpi.
Kiedy zaś wewnątrz murów się wcisną i troszkę odetchną,
Boję się bowiem że mąż złowrogi wtargnie do murów“.
Rzekł, zaś oni podwoje rozwarli i rygle spuścili;
Bramy rozwarte przyniosły zbawienie. Atoli Apollon
Szybko się rzucił naprzeciw, by Trojan od klęski uchronić.
Wpadli z równiny, z gardłami pragnieniem wysuszonemi,
Kurzem okryci; lecz on oszczepem doganiał, z szalonym
W sercu zapędzie, bo żądał koniecznie chwałę pozyskać.
Byliby wtedy Achaje zdobyli stromą Ilionę,
Antenora potomka, dzielnego męża bez skazy.
Serce on jego napełnił odwagą, a sam do pomocy
Stanął przy boku, by śmierci okrutne Kiery powstrzymać,
Wsparty o buk; lecz sam się chmurą gęstą zasłonił.
Stanął i z wielką obawą czekając w sercu rozważał;
Wtedy ponuro do swojej wyniosłéj się duszy odezwał:
„Biadaż mi! jeśli ja teraz przed Achillesem okrutnym
Będę uciekał, gdzie inni pierżchają w popłochu sromotnym,
Jeśli zaś tych pozostawię, przed Achillesem Pelejdą
Pierżchających, a w stronę przeciwną murów nogami
Puszczę się w stronę Ilosa płaszczyzny, aż póki nie zdążę
W gaje Idajskie i w krzaki uchodząc głęboko się skryję;
Odświeżony wypocznę, do Ilion wrócić podołam.
Czemuż atoli mi serce kochane to wszystko przekłada?
Byle mnię tylko nie zoczył uciekającego w równinę,
A puściwszy się w pogoń szybkiemi nie dognał nogami.
Aż do zbytku albowiem od innych ludzi jest tęższym.
Żebym też tutaj przed miastem odważnie ku niemu się zwrócił;
Przecież i jego ciało żelazem by dało się zranić,
Tylko jedna w nim dusza, a mówią że także śmiertelnym
Rzekł; oczekuje Pelejdę zebrawszy siły; a serce
Mężne go nakłoniło, by dzielnie się bić i potykać.
Równie jak ryś z głęboko zarosłéj kniei naprzeciw
Męża myśliwca wypada, i wcale w duszy bojaźni
Chociaż go bowiem tamten uprzedzi pchnięciem lub rzutem,
Mimo że pchnięty oszczepem nie poprzestaje się bronić,
Póki się blizko nie zetkną, lub jemu wreszcie ulegnie;
Również i syn Antenora sławnego, boski Agenor,
Zatém przed siebie trzymając okrągło tarczę wykutą
Dzidę nań wymierzoną gotuje i krzyknie donośnie:
„Pewno już w sercu żywiłeś nadzieję prześwietny Achillu,
Jako że miasto Trojan zuchwałych dnia tego zdobędziesz.
Wielu nas bowiem w takowém odważnych mężów zostaje,
Którzy dla drogich rodziców i żon i swego potomstwa,
Będziem Iliony bronili, lecz ciebie tu zguba doczeka,
Chociaż tak jesteś okrutnym i w boju szermierzem odważnym.“
W szynę tuż pod kolanem go trafił i celu nie chybił.
Szyna w około niego z cyny świeżo ulanéj
Zabrzęczała straszliwie; lecz miedź od ugodzonego
Odskoczyła daremnie, bo dary od boga strzymały.
Natarł; atoli Apollon mu chwały nie dał pozyskać,
Ale tamtego pochwycił i gęstą chmurą zasłonił,
Potém zaś kazał by z boju bez szwanku napowrót się cofnął.
On zaś sam Pelejona podstępem od ludu powstrzymał;
Stanął mu tuż pod nogami i szybko się zabrał uciekać.
Podczas gdy za nim gonił przez bujną zbożem równinę,
Kiedy się tamten odwrócił ku głębokiemu Skamandrze,
Wyprzedzając po trosze, bo chytrze go zwodził Apollon,
Inni Trojanie natenczas, pierżchając doszli tłumami
Aż do miasta radośnie, i gród się ściskiem napełnił.
Wtedy nie byli w stanie za miastem i zewnątrz okopów,
Jedni czekać na drugich, by wiedzieć któren się schronił,
W miasto, którego tylko zbawiły kolana i nogi.
Z potu się ochładzają i piją by zgasić pragnienie,
Wsparci na pięknych murach obronnych; atoli Achaje
Pędzą bliżéj pod mury, z tarczami na ramię wspartemi.
Po za twierdzą Iliońską i przed Skajskiemi wrotami.
Wtedy zaś Pelejona zagadnie Fojbos Apollon:
„Czemuż o synu Peleja mnię ścigasz nogami szybkiemi
Śmiertelniku, mnię boga wiecznego? Zapewne ty wcale,
Trojan których spłoszyłeś cię widać klęska nie troszczy,
Którzy się w mieście skupili, a tyś się aż tutaj zapędził.
Wszak mnię zabić nie możesz, gdyż nie podlegam losowi“.
Z gniewem okrutnym odrzecze mu na to najszybszy Achilles:
Tutaj mnię odwróciwszy od murów; zaprawdę że wielu
Byłoby ziemię chwyciło zębami, nim weszli do Troi.
Teraz mnię chwały ogromnéj pozbawiasz, a tych wybawiłeś
Łacno, albowiem w przyszłości się zemsty wcale nie boisz.
Tak powiedziawszy ku miastu podążał z myślą zuchwałą,
Rozogniony jak rumak co wziął nagrodę, z powózką
Pędzi z łatwością, do biegu się wyciągając w równinie;
Również Achilles chyżemi przebierał kolany i nogi.
Świecącego jak gwiazda, w równinie harcującego,
Która w jesieni się wznosi, a żywy blask jéj promieni
Świeci nad gwiazdy licznemi, gdy udój nadchodzi wieczorny;
Ją to psem Oriona przydomkiem ludzie nazwali;
Liczne gorączki ze sobą dla biednych niosąc śmiertelnych;
Również i miedź połyskała na piersiach biegającego.
Jęknął starzec poważny i bił się w głowę rękoma,
Wznosząc je w górę wysoko, i ciągle jęczał żałośnie,
Stanął, z pragnieniem gorącém by stoczyć bitwę z Achillem;
Jego staruszek litośnie zagadnął i ręce wyciągnął:
„Dziecko me drogie, Hektorze, nie czekaj na męża owego
Sam opodal od innych, byś rychło w zgubę nie popadł,
Wrogi, bodajby tak samo i bogom był ulubiony
Jako i mnię, to rychło by psy go pożarły i sępy
Leżącego; i smutku by serce się moje pozbyło;
Wieluż to synów dzielnych mnię on pozbawił, zabiwszy,
Wszak i teraz dwóch synów Lykaona i Polydora,
Dojrzeć niemogę pomiędzy Trojany co w miasto wkroczyli,
Których mi Laothoja spłodziła, szlachetna niewiasta.
Jeźli zaś jeszcze żyją w obozie, to mógłbym ich późniéj
Dosyć go bowiem córce dostarczył Altej przesławny.
Jeśli zaś już polegli i poszli do domu Hadesa,
Smutno mi będzie na sercu i matce, bo myśmy spłodzili;
Co zaś do reszty narodu, to mniejsze będzie zmartwienie,
Zatém powracaj za mury me dziecko, ażebyś wybawił
Trojan oraz Trojanki, a wielkiéj chwały Pelejdzie
Nie przysporzył, gdy sam i lube życie postradasz.
Miejże zaś litość nademną nieszczęsnym, pókim przy życiu,
Trawi losem okrutnym, by wiele nieszczęścia oglądał,
Synów pomordowanych i córki gwałtem wleczone,
Wszystkie komnaty do gruntu zniszczone, a dzieci niewinne
Porzucane o ziemię, w tém opłakanem nieszczęściu,
Wreszcie i mnię samego sobaki przy wrotach zewnętrznych,
Ścierwem żyjący wywleką, gdy mnię kto ostrem żelazem,
Pchnięciem lub rzutem uderzy i ciało duszy pozbawi;
Których ja w zamku chowałem, od stołu stróży karmionych;
Będą leżeli u wrót. Młodemu wszystko do twarzy,
Nawet choć w boju zabity, przeszyty ostrem żelazem
Leży; i wszystko jest piękne, acz w śmierci, cokolwiek się zjawia;
Ale gdy głowę i brodę siwizną lata przypruszą,
Jest to zaprawdę szczytem nieszczęścia dla biednych śmiertelnych“.
Mówił tak starzec i włosy bieluchne szarpał rękoma,
Z głowy je wyrywając; lecz duszy Hektora nie skłonił.
Z drugiéj zaś strony matka żałośnie łzy wylewając,
Rzeknie do niego ze łzami i słowem się lotnem odezwie:
„Szanuj ten widok Hektorze me dziecko i miejże nademną
Litość; jeżeli ci kiedy kojące piersi podałam,
O tém pamiętaj o dziecko me drogie i męża strasznego
Jemu; jeżeli cię bowiem zabije, to wtedy nie będę
Płakać za tobą na marach, o kwiatku łona najdroższy,
Ani też drogo małżonka nabyta; lecz zdala nas obu
Koło Argejskich okrętów cię szybkie kundle rozszarpią“.
Zaklinając gorąco; lecz duszy Hektora nie skłonią;
Owszem na zbliżającego się czeka strasznego Achilla.
Równie jak górski smok przy jaskini czeka na męża,
Ziołmi zgubnemi nażarty i wściekły gniew nim zawładnie,
Takoż i Hektor z umysłem niezłomnym się wcale nie cofa,
Tarczę świecącą oparłszy na szkarpie wypukłéj od wieży.
Wtedy do serca wielkiego odezwie się z myślą ponurą:
„Biada mi, jeśli ja teraz przez bramy wejdę do murów,
Któren mi radził by wojska Trojańskie do miasta wprowadzić,
Ongi, téj nocy nieszczęsnéj gdy powstał boski Achilles.
Jegom atoli nie słuchał, a byłoby lepiéj zaprawdę.
Teraz atoli gdy wojska mym nierozsądkiem zgubiłem,
Żeby kto późniéj, o wiele odemnie gorszy, nie mówił:
,Hektor wojska zmarnował dufając zbytnie swym siłom‘.
Będą tak mówić, lecz dla mnię o wiele byłoby lepiéj,
Albo w bitwie na ostre Achilla zabiwszy, powracać,
Żebym téż na bok odłożył mą tarczę głęboko wykutą,
Oraz i ciężką przyłbicę, a dzidę oparłszy o mury,
Sam naprzeciw Achilla się udał nieskazitelnego,
Jemu zaś przyrzekł Helenę i wszystkie skarby zarazem,
Wyprowadził do Troi, co było kłótni początkiem,
Oddać Atrydom by wzięli, prócz tego zaś mężom Achajskim
Dodać i resztę na podział, co tylko w grodzie się mieści;
Potém od starców Trojańskich odebrałbym świętą przysięgę,
[Ile się tylko znajduje majątku w grodzie uroczym];
Czemuż atoli to wszystko mi lube serce przekłada?
Lepiéj do niego nie pójdę, bo mieć litości nie będzie,
Ani też nie uszanuje, lecz bezbronnego zabije,
Nie jest to chwila po temu, by z dębu albo ze skały
Z nim rozmawiać poufnie, jak młokos pospołem z dziewicą,
Młokos z dziewicą gruchają, poufnie do siebie gadając.
Lepiéj się owszem w boju potykać, ażeby co prędzéj
Tak czekając rozważał; Achilles do niego się zbliżył,
Do Enyala podobny, wojaka z wyniosłą przyłbicą;
Jawór Pelejski okropny się w prawéj dłoni kołysze,
Koło zaś niego się miedź świeciła, podobna odblaskiem,
Trwoga Hektora przejęła gdy jego rozpoznał, i nie śmiał
W miejscu pozostać, od bramy się zwrócił i w strachu ucieka.
Rzucił się naprzód Pelejdes ufając nogom najszybszym.
Równie jak sokół po górach ze wszystkich ptaków najszybszy,
Ona przed nim ucieka, lecz ten ją z blizka z okrzykiem
Ostrym często napada, bo pragnie ją w duszy pochwycić;
Takoż Achilles gonił przed siebie, a Hektor uciekał
Po pod murem Trojańskim i rwał szybkiemi kolany;
Ciągle w kierunku murów szerokim pędzą gościńcem;
Dopędzili do stoku pięknego, tam dwoje wytryska
Źródeł, co łączą się późniéj w Skamandrze o nurtach głębokich.
Jedno z nich wodą gorącą wybucha i para po nad niem
Drugi zaś nawet i latem wytryska podobnie do gradu,
Albo do śniegu mroźnego, lub lodu na ściętéj powierzchni.
Tamże w blizkości takowych się mieszczą obszerne koryta,
Pięknie żłobione, kamienne, gdzie swoje szaty wytworne,
Dawniéj za czasów pokoju, nim przyszli synowie Achajscy.
Przelecieli tamtędy, ów goniąc, a ten uciekając,
Przodem uciekał waleczny, lecz gonił o dużo silniejszy
Spiesznie, bo wcale nie mieli ofiarną bestyę lub skórę
Ale biegali o życie Hektora koni poskromcy.
Równie jak zwyciężające rumaki w około granicy
Biegu się szybko zwracają, gdy wielka leży nagroda,
Trójnóg, albo niewiasta; na cześć po zmarłym wojaku;
Najszybszemi nogami; bogowie zaś wszyscy patrzyli.
Ojciec bogów i ludzi się pierwszy do nich odezwie:
„Przebóg oglądam oczyma, jak męża drogiego w około
Murów ścigają, a żalem się moje serce przepełnia
W szczytach Idyjskich o wielu krawędziach; czasami zaś znowu
W twierdzy najwyższej; a teraz Achilles boski w około
Miasta Priama wielkiego szybkiemi go ściga nogami.
Zatém więc rozważajcie bogowie i dajcie poradę,
Achillesowi Pelejdzie poddamy, acz wielce dzielnego.“
Jemu zaś rzeknie w odpowiedź wypukłooka Athene:
„Piorunujący rodzicu, pochmurny, cóż to wyrzekłeś!
Męża śmiertelnego, co dawno przeznaczon losowi
Róbże tak, ale się inni bogowie na to nie zgodzą.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Kronides co chmury gromadzi:
„Miejże Trytogeneja otuchę, me dziecko; bo w prawdzie
Serca ja tego nie mówię, i chcę być dla ciebie łaskawym;
Temi słowami pobudził i tak już ochoczą Athenę;
Wnet ze szczytów Olimpu wysokich puszcza się pędem.
Szybki natenczas Achilles Hektora ścigał zawzięcie.
Równie jak pies po górach ujada za kozłem od łani,
Chociaż i tamten się skryje wpadając chyłkiem w krzewinę,
On jednakże za węchem go ściga aż póki nie znajdzie;
Również i Hektor się ukryć przed szybkim Pelejdą nie zdoła.
Ilekroć się zapędził, by w stronę bramy Dardańskiéj
Żeby go któren od góry pociskiem mógł wyswobodzić,
Tylekroć tamten go pierwej uprzedził i nazad odwrócił
W stronę równiny, a sam ku miastu się ciągle kierował.
Równie jak we śnie dogonić uciekającego nie można,
Takoż i ten go pochwycić nie może, a tamten się schronić;
Jakżeby wtedy Hektor był uszedł przed Kierą śmiertelną,
Żeby na końcu w ostatku mu nie był przybył Apollon
Blisko, co wzbudził mu siły i szybkie ożywił kolana?
Nie dopuszczając, by strzały gorżkiemi razili Hektora,
Żeby kto rzutem nie ujął mu sławy, on sam zaś był drugim.
Kiedy zaś po raz czwarty do stoku źródła przybiegli,
Wtedy wagi złociste wyciągnął ojciec i ważył;
Jeden Achilla, zaś drugi Hektora koni poskromcy;
Środkiem ująwszy wyciągnął; zaciężył dzień zguby Hektora
Ku Hadowi głęboko; opuścił go Fojbos Apollon.
Do Pelejona przybyła wypukłooka Athene,
„Teraz już Bogu najmilszy Achillu miejmy nadzieję,
Że Achajom do statków zaniesiem sławę ogromną,
Pokonywując Hektora, choć bitwy jest nienasyconym.
Jemu już więcéj nie daném, by z naszéj wymknął się dłoni,
Bijąc pokłonem u stóp Diosa co trzęsie egidą.
Teraz atoli odetchnij i przystań; onego ja sama
Idąc do niego namówię, by stanął z tobą do walki.“
Tak Athene mówiła; on słuchał i w duchu się cieszył.
Ona go pozostawiwszy stanęła przy boskim Hektorze,
Kształtem i głosem donośnym do Deifobosa podobna;
Blisko zaś jego stanąwszy lotnemi odezwie słowy:
„Drogi mój bracie za bardzo cię gwałci szybki Achilles,
Zatém stawajmy odważnie i brońmy się do upadłego.“
Hektor o powiewającym szyszaku jéj rzeknie w odpowiedź:
„Deïfobosie już dawno mi byłeś o wiele najdroższym
Z braci, których za dzieci spłodzili Priam z Hekabą,
Któryś odważył się dla mnie, jak tylko okiem zoczyłeś,
Twierdzę opuścić, gdy inni za murem czekają bezpiecznie.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź wypukłooka Athene:
„Bracie, wielce mnię ojciec i matka dostojna błagali
Żeby pozostać, tak wielce ich trwoga wszystkich przejęła;
Ale mi serce wewnętrznie okropnym się żalem trawiło.
Teraz obcesem do walki stawajmy, a naszych oszczepów
Nie żałujmy, abyśmy widzieli czy téż Achilles
Do głębokich okrętów, czy twojéj kopii ulegnie.“
Tak powiedziawszy, podstępnie wskazała drogę Athene.
Kiedy się oni zbliżyli naprzeciw siebie idący,
Pierwszy się Hektor odezwie ogromny o hełmie powiewnym:
Gród Priamowy po trzykroć obiegłem w ucieczce, bo wtedy
Czoła ci stawić nie śmiałem; lecz teraz pobudza mnie męztwo
Przeciw tobie wystąpić; czy zginę, czy ciebie pokonam.
Zatém się tutaj bogom poddajmy, boć oni świadkami
Nie chcę ja ciebie sromotnie zbezcześcić, jeżeli mi Kronid
W bitwie przewagi użyczy, i tobie życie odbiorę;
Ale gdy sławmy rynsztunek po tobie zdobędę Achillu,
Ciało napowrót oddam Achajom; ty uczyń tożsamo.“
„Nie zapomniany w zawiści Hektorze, nie żądaj przyrzeczeń.
Równie jak niema przymierza pomiędzy lwami i ludźmi,
Ani téż owce i wilki do zgody w sercu nie dążą,
Ale zawzięcie ku sobie najgorsze żywią zamiary;
Niema przymierza, dopóki choć jeden w zgonie padając
Krwią nie nasyci Aresa, wojaka niezłamanego.
Całą więc skupiaj odwagę, bo teraz bardzo ci trzeba
Dzielnym być kopijnikiem i nieustraszonym wojakiem.
Moim pokona oszczepem; a teraz razem za całą
Krzywdę mych druhów zapłacisz, twą dzidą nieludzko zabitych.“
Rzekł; i zamachem potężnym wypuścił dzidę cienistą.
Z bystrą atoli uwagą uniknął jéj Hektor prześwietny,
Dzida i w ziemi utkwiła; chwyciwszy ją Pallas Athene
Nazad Pelejdzie oddała, tajemnie przed mężnym Hektorem.
Hektor atoli zagadnie Pelejdę nieskazitelnego:
„Otóż chybiłeś; toć jeszcze Achillu do bogów podobny,
Tylkoś pokazał że w słowach podstępnym i zręcznym być umiesz,
Żebym ze strachu przed tobą zapomniał odwagi i siły.
Nie w ucieczce mnię z tyłu oszczepem w plecy ugodzisz,
Ale nacierającemu obcesem piersi przeszyjesz,
Spiżem okutéj, bodajby się cała w twém ciele schowała.
Wtedy o wiele łatwiéjszą by była Trojanom potyczka,
Jeślibyś zginął, bo dla nich największem jesteś nieszczęściem.“
Rzekł; i potężnym zamachem puściwszy dzidę cienistą
Kopja odskoczy od tarczy daleko. Rozgniewał się Hektor
Widząc iż broń donośna daremnie z rąk wyleciała;
Stanął zakłopotany, gdyż nie miał oszczepu drugiego.
Głośno więc przywołuje Dejfoba o tarczy święcącéj,
Pomiarkował się Hektor w umyśle i mówi do siebie:
„Przebóg, zaprawdę na śmierć już mnię wołają bogowie;
Wszakci sądziłem że blizko Dejfobos bohater się znajdzie;
On zaś w murów obrębie, a mnię uwiodła Athene.
Wyjścia sposobu żadnego, bo dawniéj to było po myśli
Zewsa i syna Diosa, co godzi z daleka, i przedtém
Mnię bronili życzliwie, lecz teraz mnię Mojra dosięga.
Bodaj bym tylko nadarmo i bezchwalebnie nie zginął,
Powiedziawszy te słowa dobywa miecza ostrego,
Któren mu wisiał przy boku jak długi, ogromny i ciężki.
W kupę zebrawszy się natarł, jak orzeł o locie wyniosłym,
Któren przez czarne chmury spuściwszy się pędem w równinę,
Takoż i Hektor się puścił miecz ostry w dłoni ściskając.
Ruszył się również Achilles, przejęty dziką zawiścią
W sercu; zaś tarczę przed piersi dla zasłonienia roztoczył,
Piękną, misterną, a hełmem świecącym o kicie poczwórnéj
Złote, które Hefestos przelicznie w kitę nawiązał.
Równie jak jedna gwiazda nad inne w nocy przyświeca,
Hesper, który ze wszystkich na niebie jest gwiazd najpiękniejszy;
Takoż od spisy kończystéj świtało, którą Achilles
Bacząc po piękném ciele, gdzie ranić by można najlepiéj.
Zbroja śpiżowa tamtego zasłania prawie zupełnie,
Piękna, co ją po śmierci potęgi Patrokla był zdobył;
Tylko na gardle, gdzie ramie obojczyk od szyi rozdziela,
Tamże nacierającego ugodził oszczepem Achilles,
Karkiem na wylot przez gardło przeszyła dzida śpiżowa,
Żyły atoli w gardzielu ze wszystkiém dzida nie przetnie,
Żeby się jeszcze do niego w rozmowie mógł słowem odezwać.
„Pewnie sądziłeś Hektorze, iż zbroję Patrokla zdobywszy,
Będziesz pewnym, i o mnię co byłem daleko nie dbałeś,
Głupi; toć zdala o wiele obrońca lepszy onego
Czekał przy gładkich okrętach, boć ja się jemu zostałem,
Pożrą haniebnie; onego zaś uczczą pogrzebem Achaje.“
Hektor o hełmie powiewnym odpowie mu ledwo dychając:
„Błagam cię na kolana i duszę i twoich rodziców,
Nie dozwalaj sobakom Achajskim przy łodziach mnię szarpać;
Darem, co tobie doręczą mój ojciec i matka dostojna;
Ciało zaś moje w domostwo im oddaj, ażeby Trojanie,
Oraz i Trojan małżonki mnię stosem uczcili po śmierci.“
Spoglądając ponuro najszybszy Achilles odrzecze:
Bodajby serce mnię nakłoniło, by twoje skrajawszy
Cielsko, je połknąć surowo, za wszystko coś mi uczynił;
Bodajby nikt twéj głowy od psów żarłocznych nie bronił,
Chociażby dziesięćkroć tyle, ba nawet dwadzieścia w nagrodę
Nawet chociażby na wagę złożywszy, cię złotem chciał zrównać
Priam Dardanid; i wtedy by ciebie matka dostojna
Nie złożyła na marach, by płakać nad łona owocem,
Owszem ptaki żarłoczne i psy z kretesem cię pożrą.“
„Dobrze cię znając widziałem ja naprzód, że ciebie nie miałem
Skłonić; bo w duszy masz serce okrutne jakoby żelazo.
Teraz uważaj, bym gniewu boskiego na ciebie nie zbudził,
Dnia onego, jak ciebie bądź Parys lub Fojbos Apollon,
Kiedy już tego domawiał, pokryła go śmierci granica.
Ulatując mu z ciała wymknęła się dusza do Hajda,
Opłakując swój los, opuszczając męzkość i młodość.
Jeszcze do umarłego się boski odezwie Achilles:
Kresem go Zews naznaczy i inni bogowie nieśmiertni.“
Tak powiedział i z trupa wyciągnął dzidę śpiżową;
Potem odłożył ją na bok i zbroję zdejmuje z ramienia
Krwawą; zaś inni synowie Achajscy zbiegnąwszy się w koło,
Patrzą; zaś nikt nie stanął, by jego żelazem nie zranił.
Wtedy powiada niejeden zwrócony do swego sąsiada:
„Dziwna rzecz! Ile to teraz się miększym pod ręką wydaje
Hektor, niżeli wtedy gdy ogniem chciał statki zapalić.“
Kiedy go wyzuł z broni Achilles boski najszybszy,
W obec Achajów stanąwszy lotnemi odezwie się słowy:
„O moi drodzy Argejów książęta i naczelnicy!
Kiedy już dali bogowie by tego męża pokonać;
Idźmyż teraz i w koło warowni próbujmy orężem,
Żebyśmy Trojan zamiary zbadali, jakowe też mają,
Czyli już stromą warownię opuszczą, po zgonie tamtego,
Czyli też pragną się trzymać, choć nie starczyło Hektora.
Oto złożone przy łodziach, nie czczone łzą i mogiłą,
Ciało Patrokla; o którym ja nie zapomnę przenigdy,
Póki się między żywemi znajduję i ruszam kolany.
Chociaż w Hadesa domostwie umarłych zapominają,
Zatém na teraz przy głosie pajonów młodzieży Achajska,
Ku głębokim okrętom wracajmy i tego zanieśmy.
Wielką zyskaliśmy chwałę, Hektora boskiego zabili,
Którym Trojanie się w mieście, zarówno jak bogiem szczycili.“
Oba ściągacze u nóg mu z tyłu przeszywszy żelazem
Między kostką a piętą, wołowe rzemienie przeciągnął,
Niemi do wozu przywiązał, by głowa po ziemi się wlokła,
Potém wskoczywszy w siedzenie i sławny rynsztunek porwawszy,
Za wleczonym się wzniosła kurzawa, a bujne kędziory
Czarne się pomierzwiły, bo głowa cała leżała
W kurzu, niedawno tak wdzięczna; lecz wtedy ją wrogom dozwolił
Kronid bezcześcić, na własnéj onego ziemi ojczystéj.
Włosy wyrywa i piękną zasłonę daleko od siebie
Odrzuciwszy jęknęła straszliwie, na syna się patrząc.
Jęczał litośnie i ojciec kochany, a cały z nim naród
W pośród miasta się płaczem zanosił i jękiem bolesnym.
Stromo leżąca Iliona od góry paliła płomieniem.
Naród zaledwo powstrzymał oburzonego staruszka,
Pragnącego wybiegnąć przez bramy wysokie Dardańskie.
Wszystkich z kolei zaklinał tarzając się w błocie szkaradném;
„Puśćcie mnię drodzy i dajcie samemu, acz się obawiacie,
Z miasta uchodząc podążyć do szybkich okrętów Achajskich;
Męża ja tego ubłagam, strasznego, co działa okrutnie,
Czyli téż wiek uszanuje i nad starością mieć będzie
Pelej, któren go spłodził i chował, by stał się dla Trojan
Klęską; lecz mnię najwięcéj ze wszystkich żałoby przysporzył.
Tyle mi bowiem synów on zabił w kwiecie młodości;
Wszystkich, acz srodze zmartwiony nie będę tyle żałował,
Za Hektorem; bodajby na moich skonał był rękach;
Moglibyśmy do syta się wtedy za nim wypłakać,
Matka nieszczęsna, co jego zrodziła, i ja z nią zarazem.“
Tak przemawiał ze łzami; wtórują mu w smutku mieszkańcy.
„Dziecko me! pocóż ja biedna mam żyć w tym bólu okropnym,
Kiedyś ty zginął? Ty co w nocy dla mnię i we dnie
Byłeś pociechą i chlubą po mieście, a wszystkich zbawieniem,
Dla Trojanek i Trojan w ojczyźnie, boć oni cię czcili
Będąc przy życiu, lecz teraz cię śmierć i Mojra dosięgła.“
Tak mówiła ze łzami, lecz jeszcze się nie dowiedziała
Żona Hektora; bo żaden posłaniec jéj wieści nie doniósł
Pewny, że jéj małżonek pozostał po za bramami.
Purpurowe podwójne, barwnemi kwiatami naszyte.
Woła po domu na służki o długich wiszących warkoczach,
Żeby kociołek obszerny do ognia przystawić, by łaźnia
Stała Hektora gotowa, gdy z walki będzie powracał;
Sowiooka Athene zgnębiła pod ręką Achilla.
Wtém usłyszała płacz i jęki od strony wieżycy;
Trzęsły się pod nią kolana i z ręki wrzeciono wypadło.
Zatém powtórnie zawoła na służki o pięknych warkoczach:
Słyszę ja głos méj świekry szanownéj, a we mnię toż samo
Serce się piersiach burzy pod szyję, a spodem trętwieją
Nogi; zapewne co złego zagraża synom Priama.
Bodajby taka nowina najdaléj uszów mych była,
Odciął samego od miasta i ściga pośród równiny;
Może go już i nawet powstrzymał w zapale zuchwałym,
Jakim on zawsze pałał, bo nigdy się hufca nie trzymał,
Ale wyprzedzał, bo jego odwaga żadnemu nie równa.“
Z sercem bijącém, a za nią wybiegły obie służące.
Kiedy zaś do wieżycy i tłumu ludzkiego dobiegła,
Oglądając się w koło na murach stanęła, i jego
Wleczonego zoczyła przed miastem, a szybkie rumaki
Wtedy jéj oczy zaszły jakoby cieniami nocnemi,
Przewróciwszy się w tył wyzionęła ducha i siły.
Z głowy zleciała z daleka wspaniałe włosów ubranie,
Siatka, przepaska na czoło i sznury plecione misternie,
Na ten dzień gdy ją Hektor o hełmie powiewnym sprowadził
Z domu Ejetiona, gdy wianem ją piękném obdarzył.
Koło niéj licznie stanęły mężowe siostry i świekry,
Między sobą trzymając zemgloną prawie do śmierci.
Wtedy z urywanemi jękami Trojanki zagadnie:
„Biada mi, biada Hektorze! na równą my dolę oboje
Przyszli na świat, ty w Troi, w domostwie ojca Priama,
Ja zaś w Thebach u stóp lesistych Plaku pagórków,
Nieszczęśliwy nieszczęsną; bodajby mnię wcale nie spłodził.
Teraz ty idziesz do Hada krainy w otchłanie ziemicy,
Mnię atoli za sobą w okropnéj żałobie zostawiasz,
Wdową w domostwie; a dziecko niestety jeszcze niemowie,
Ty Hektorze nie będziesz pożytkiem, ani on tobie.
Chociażby bowiem ocalał po wojnie łzawéj Achajskiéj,
Zawsze go późniéj czeka niedola i srogie zmartwienie;
Inni mu bowiem będą na włościach krzywdy wyrządzać.
Zawsze ma głowę spuszczoną i łzami zroszone jagody.
W biedzie się dziecko udaje do ojca swego przyjaciół,
Tego pociągnie za płaszcz, tamtego ciągnie za chiton;
Przez miłosierdzie mu któren choć poda kubeczek maleńki,
Inny zaś chłopak mający rodziców go zepchnie od stołu,
Uderzywszy go pięścią i słowem złajawszy zelżywem;
Powie mu taki: twój ojciec do stołu z nami nie siada!
Wtedy do matki wdowy się dziecko z płaczem ucieka,
Samym szpikiem się żywił lub tłuszczem z młodych jagniątek;
Kiedy zaś snem zmorzony zabawki dziecinnéj zaprzestał,
W swojem łóżeczku zasypiał stulony na rękach piastunki,
W miękkim puszku, nasycon różnemi dobremi rzeczami;
Astyanax; Trojanie przydomkiem go takim nazwali,
Bo sam jeden ochrania wysokie baszty i mury.
Ciebie zaś teraz przy łodziach głębokich, daleko rodziców,
Będzie toczyć robactwo, jak psy się nasycą twem ciałem
Piękne i śliczne ozdobą, rękoma kobiet uszyte.
Ale to wszystko zaprawdę świécącym spalę płomieniem,
Tobie już nie są potrzebne, bo leżeć na nich nie będziesz,
W obec Trojanek i Trojan niech spłoną tobie na chwałę.“
Skoro do Hellesponta i szybkich okrętów zdążyli,
Rozproszyli się wszyscy do swego każden okrętu.
Myrmidonom atoli Achilles rozchodzić się nie dał,
„Myrmidonowie do jazdy wprawieni, waleczni druhowie,
Jeszcze nie wyprzęgajcie od wozów rumaków sprężystych,
Ale w pełnéj uprzęży z wozami się tutaj zebrawszy,
Opłakujmy Patrokla; bo taka jest cześć dla umarłych.
Rozpuściwszy rumaki zasiędziem wszyscy do uczty.“
Rzekł; jęknęli gromadnie, Achilles rozpoczął żałobę.
Trzykroć w około trupa grzywiaste obwiedli rumaki,
Z głośnym lamentem, a Thetys pragnienie do żalu wzbudziła.
Łzami; bo tęsknią za takim dowódcą pogoni w potyczce.
Pierwszy się z nich Pelejdes odezwał z żalem okrutnym,
Dłonie co męże mordują na piersiach druha złożywszy.
„Chwała dla ciebie Patroklu, chociażby w Hada mieszkaniu;
Przyciągnąwszy Hektora go rzucę psom do pożarcia,
Oprócz tego dwunastum przy stosie głowę oderżnę
Dzieciom szlachetnym Trojańskim, o twoje zabicie zgniewany.“
Rzekł; i na boskim Hektorze popełnił dzieła niegodne,
Twarzą w kurzawę. Lecz oni ze siebie zbroje zrzucili
Śpiżem świecące i konie donośnie rżące wyprzęgli;
W koło szybkiego okrętu zasiedli Ajakidesa
Tysiącami, lecz on wspaniałą im ucztę zgotował.
Rozciągnęło i wiele baranów i kózek beczących,
Oraz i białozębatych wieprzów o jędrnéj słoninie,
Które, by je wyparzyć nad ogniem Hefesta zwieszono;
Wszędzie zaś koło trupa się lała krew strumieniami.
Poprowadzili boskiego Achajów książęta zebrani,
Ledwo go namówiwszy, bo serce miał gniewne o druha.
Oni gdy w Agamemnona zdążyli namioty w pochodzie,
Zaraz keryxom o głosie donośnym rozkażą by kocioł
Skłonić potrafią by członki z krwawéj obmył kurzawy;
Lecz odmówił stanowczo i przytém wykonał przysięgę:
„Nigdy! na Zewsa, co między bogami największy, najlepszy,
Nie przystoi by kąpiel do mojéj się głowy zbliżyła,
Oraz i głowę ogolę; bo pewno mnię drugi raz taka
W sercu żałoba nie dotknie, dopóki do żywych się liczę,
Teraz atoli do smutnéj się dajmy namówić biesiady;
Jutro zaś Agamemnonie, narodów książe, rozkazuj
Oddać zmarłemu, co wraca pod nocne otchłanie ciemnicy
Żeby żar niezgaszony co prędzej tego z przed oczów
Spalił, a potém się wojska do swojej zwróciły roboty.“
Rzekł; zaś oni natychmiast posłuszni byli rozkazom.
Jeść poczęli, dla wszystkich starczyła wspólna biesiada.
W końcu gdy wszyscy napoju i jadła mieli do syta,
Na spoczynek się każden do swego namiotu rozeszli.
Koło wybrzeża, gdzie morze huczało głośno, Pelejdes
W miejscu wolném gdzie fala się nad wybrzeżem kołysze.
Skoro zaś pokrył go sen i serca troski ukoił
Błogo się nań spuściwszy, bo członki bardzo zmordował
Walcząc naprzeciw Hektora, przy wiatrem owianéj Ilionie;
Wzrostem, oczami pięknemi zupełnie do niego podobna,
Oraz i głosem, a szaty też same nosiła na sobie;
Koło głów mu stanęła i słowem rzeknie do niego:
„Śpisz Achillu, zaś o mnię zupełnieś widać zapomniał.
Jak najprędzéj mnię chowaj, bym wrota przebył Hadesa;
Duchy mi bronią przystępu, zjawiska spoczywających,
I nie dają ze sobą się złączyć za brzegiem strumienia;
Ale się błąkam daremnie przy Hajda wrotach obszernych.
Nie powrócę z Hadesa, jak tylko mnię stosem uczcicie.
Jak za życia już bowiem z daleka od druhów kochanych
Siedząc, radzić i gwarzyć nie będziem, bo mnię przeznaczenie
Pochłonęło złowrogie, niezmienne już od urodzenia;
Mojra czeka by zginąć pod mieczem Trojan szlachetnych.
Jeszcze ci jedno powiem i zlecam ażebyś usłuchał.
Moich kości daleko nie składaj od swoich Achillu;
Ale pospołem, tak samo, jak w domu się waszym chowałem,
Do waszego domostwa, po strasznym czynie zabójstwa,
W onym dnia gdy zabiłem chłopaka Amfidamanta,
Z głupiéj pustoty, bezmyślnie, uniesion gniewem przy kostkach.
Wtedy przyjąwszy mnię Pelej wojownik do zaniku swojego,
Zatém i kości nasze niech leżą w dzbanie tym samym,
[Złotym o uszkach podwójnych, co dała ci matka dostojna.]“
Odpowiadając mu na to najszybszy Achilles odrzecze:
„Czemuż najdroższa mi głowo z tém do mnię tutaj przybywasz,
Wszystko wykonam i będę twojemu zleceniu posłusznym.
Ale, chodźże tu bliżéj żebyśmy choć w krótkim uścisku,
Mogli sobie nawzajem w okrutnym smutku folgować.“
Po tych słowach do niego wyciągnął lube ramiona,
Znikła z dźwiękiem leciuchnym. Ztrwożony powstał Achilles,
Dłońmi obiema uderzył i słowo żałośne wyrzeknie:
„Przebóg, toć jeszcze istnieje w Hadesa nawet domostwie,
Dusza i postać; atoli co ciała to niema zupełnie.
Stała przy moim boku wywodząc żale i skargi,
Polecając mi wszystko, a dziwnie do niego podobna.“
Tak powiedział i żalu pragnienie u wszystkich rozbudził;
W pośród ich smutku jutrzenka o palcach różanych nadeszła,
Muły poruszył i ludzi ze wszystkich namiotów, by drzewo
Z lasu sprowadzić, a do nich się mąż waleczny przyłączył,
Merion, Idomeneja sławnego z męztwa towarzysz.
Oni ruszają, w rękach topory do drzewa trzymając,
Ciągną pod górę i z góry i bokiem ścieżkami krętemi.
Ale gdy wzeszli na szczyty lesiste Idy źródlistéj,
Zaraz wysokopienne drzewa topory ostremi
Spiesznie ścinali; lecz one trzaskając jak długie padały.
Wyładowali; lecz one po ziemi rwały nogami,
Pragnąc się dostać w równinę przez gęste zarośla i krzaki.
Ludzie co drzewo rąbali dźwigali kloce; bo Merion
Tak im nakazał, towarzysz dzielnego Idomeneja.
Kopiec dla Patroklosa i siebie samego zgotował.
Kiedy zaś drzewo przeliczne w około rzędami złożyli,
Gromadami zasiadłszy czekali. Atoli Achilles
Myrmidonom do boju gorącym nakazał odrazu
Wszystkie do wozów; na hasło poczęli przywdziewać rynsztunek;
Skoczą więc do powózek, woźnice i czynnie walczący.
Przodem wojsko na wozach, za niemi chmara piechoty,
Liczna; w pośrodku nosili Patrokla na barkach druhowie.
Głowę zaś podtrzymywał Achilles boski od tyłu,
Smutkiem przybity, bo druha dzielnego wysyłał do Hajda.
Oni zdążywszy do miejsca, gdzie boski wskazał Achilles,
Mary złożyli i szybko nakładli drzewa wysoko.
Tyłem stanąwszy do stosu kędziory płowe obcina,
Które dla rzéki Sperchosa w poroście bujnym zachował;
Wtedy ponuro wyrzeknie na ciemne morze się patrząc:
„O Spercheju, daremnie ci ojciec Pelej ślubował,
Tobie na cześć obetnę i hekatombę zgotuję.
Oprócz tego ci miałem pięćdziesiąt poświęcić baranów
Koło twych źródeł, gdzie leży twój gaj i ołtarz woniący.
Tak ci starzec ślubował, lecz jegoś nie spełnił życzenia.
Dla bohatera Patrokla me włosy poświęcam w poczestne.“
Z temi słowami kędziory do ręki druha lubego
Włożył; a smutku pragnienie u wszystkich obecnych rozbudził.
Byłyby nad ich smutkiem przygasły słońca promienie,
„Dzielny Atrydo (bo twoich najbardziéj naród Achajski
Słucha rozkazów), i późniéj do syta wypłakać się można.
Niechaj się teraz od stosu rozejdą, a nakaż gotować
Ucztę; a dziełem obszerném się zajmą ci, których najwięcéj,
Skoro to tylko usłyszał narodów książe Atrydes,
Wojsku się kazał co prędzéj rozchodzić do gładkich okrętów;
Sprawujący zaś obrząd zostali, stos przygotować;
Długim na setkę stóp i równie szérokim go czynią;
Wiele tuczonych owiec i ciężko wlokących się wołów
Zdarli ze skóry przed stosem i przygotowują; ze wszystkich
Tłustość zebrawszy pokrywa nią trupa wyniosły Achilles,
Od stóp aż do głowy, w około bydlęta obdarte
Opierając o mary; i koni czwórkę wyniosłych
Rzucił gwałtownie na ogień stękając przytém boleśnie.
Zmarły władyka posiadał dziewięciu kundlów stołowych;
Dwóch z takowych na stos dorzucił podciąwszy im szyję;
Zarżnął żelazem, bo w sercu wymyślał dzieła okropne;
Ognia potęgę żelazną podłożył, by wszystko pożarła.
Potém jęknął okrutnie i druha zawołał imieniem:
„Witaj Patroklu mój drogi, chociażby i w Hajda mieszkaniu;
Synów szlachetnych dwunastu, potomstwo Trojan zuchwałych,
Płomień zarazem z tobą pochłonie; atoli Hektora
Priamidesa nie rzucę na ogień, lecz psom do pożarcia.“
Grożąc tak mówił, lecz psy onego się wcale nie dotkną;
Dniami i nocą; zaś jego różanym namaści olejkiem,
Ambrozyjskim, by skóry mu z ciała wleczeniem nie obdarł.
Fojbos Apollon zaś chmurę sinawą spuścił na niego
Z nieba w równinę i miejsce takową cale zasłonił,
Skóry mu nie wysuszyła i razem żyły i członki.
Jeszcze atoli się stos Patrokla zmarłego nie palił.
Znowu Achilles najszybszy z pomysłem nowym wystąpił.
Zdala stanąwszy od stosu dwóch wiatrów zaklina, Zefira
Lejąc na cześć obficie z kielicha złotego ich błaga,
Żeby przybyli by trupy co prędzéj się ogniem spaliły,
Oraz i drzewo płomieniem buchnęło. Najszybsza Iryda,
Usłyszawszy te śluby do wiatrów z wieścią pobiegła.
Spożywali biesiadę; stanęła biegnąc Iryda
Na kamiennym progu. Jak tylko ją tamci zoczyli,
Wszyscy powstali, a każden do boku swojego ją wołał;
Ona zaś odpoczynku odmawia i rzeknie te słowa:
Do Ethiopów krainy, gdzie nieśmiertelnym gotują
Hekatomby, do uczty i ja chcę świętéj należeć.
Ale Achilles Boreja i pędem groźnego Zefira,
Żeby nadeszli zaklina i piękne ofiary przyrzeka,
Dzielny Patroklos, za którym stękają wszyscy Achaje.“
Ona wyrzekłszy te słowa odeszła; lecz tamci powstają
Z hukiem okropnym i czarne przed sobą chmury gromadzą.
Szybko do morza przybyli by dmuchać; bałwany pod ostrym
Wpadli na stos i płomień okrutny żarem wybuchnął.
Oni przez całą noc, na stosie żary podmuchem
Ostrym wzniecają; przez całą téż noc Achilles najszybszy,
Ze złotego kratera, za kielich dwuręczny chwyciwszy,
Często wzywając duszy nieszczęśliwego Patrokla.
Równie jak żali się ojciec gdy kości narzeczonego
Syna podpala, co śmiercią zasmucił biednych rodziców;
Takoż Achilles się martwił, gdy kości druha płonęły,
Kiedy Eosfor przybywa, by ziemi światło zwiastować,
W ślady zaś jego jutrzenka szafranna się wzbija nad morze;
Wtedy się stos do szczętu wypalił i zgasły płomienie.
Wiatry natenczas zwróciły się lotem by wracać do domu
Lecz Pelejdes od stosu na stronę przeciwną zboczywszy,
Padł znużony, a sen go wkrótce błogi pocieszył.
Tamci atoli w około Atrydy się tłumnie gromadzą,
Tak że wrzawa i szczęk chodzących ludzi go zbudził.
„Synu Atreja i wy najlepsi ze wszystkich Achajów,
Najprzód ognisko zalejcie zupełnie winem błyszczącém,
Całe, gdzie tylko dosięgła potęga płomienia; zaś potém
Kości Menojtiadesa Patrokla zbierajmy do kupy,
W środku albowiem stosu leżały, a reszta po stronie
Z kraja spłonęły pospołem, tak samo konie jak ludzie.
W złotą czarę takowe i między pokłady podwójne
Tłuszczu je złóżmy, dopóki ja sam nie zejdę do Hajda.
Byle tylko przystojnie; zaś późniéj niechaj Achaje
Pomnik széroki i wielki wystawią, którzy po moim
Zgonie, opuszczą te strony na wielowiosłowych okrętach.“
Rzekł usłuchali oni szybkiego Pelejona.
Wszędzie gdzie ogień dosięgnął i popiół zalegał głęboki;
Z płaczem więc towarzysza miłego kości zbielałe
W czarę złocistą i pokład podwójny tłustości zamknęli.
Potém złożywszy w namiocie pokryli płótnem cieniutkiem.
Stosa ułożą, i ziemię sypką toczą do góry;
Usypawszy mogiłę zwrócili się nazad. Atoli
Wojska zatrzymał Achilles i w koło szérokie rozłożył;
Z łodzi przynosi nagrody, trójnogi i czary kosztowne,
Oraz i strojne kobiety, i stali niebieskiéj do wolna.
Najpierw dla najszybszego woźnicy wspaniałą nagrodę,
Zdobyć przeznacza kobietę, świadomą robót wytwornych,
Oraz i kocioł z rączkami mierzący dwadzieścia dwie miarek,
Sześcioletnią, wytrwałą, brzemienną mułem maleńkim;
Z rzędu trzeciemu atoli przeznaczył piękny kociołek,
Cztéry miarki mierzący, bialutki bo w ogniu nie postał;
Dla czwartego przeznaczył dwa pełne złota talenta,
Stanął wyprostowany i rzeknie Argejom te słowa:
„Synu Atreja i wy na łydkach okuci Achaje!
Tutaj na placu leżące nagrody goniących czekają.
Żebyśmy komu innemu na cześć się mierzyli Achaje,
Wiecie albowiem o ile dzielnością me konie celują;
Zawód ich bowiem nieśmiertny, Pozejdon je ojcu mojemu
Pelejowi darował, zaś on mi takowe ustąpił.
Aleć ja na uboczu zostaję i konie sprężyste;
Serdecznego, co często im grzywy oliwą polewał
Płynną, gdy po pławieniu z przejrzystéj wody wracały.
Stoją i tęsknią za nim, serdecznie, a grzywa aż na dół
Spada na ziemię, zaś one stanęły w sercu strapione.
Swoim zawierza rumakom i tęgo złożonéj powózce.“
Tak przemawiał Pelejdes; woźnice się zręczni zbierają.
Powstał o wiele najpierwszy narodów książe Ejmelos,
Drogi Admeta potomek, co w sztuce wożenia celował;
Z parą Trojańskich rumaków w uprzęży, co kiedyś był zabrał
Eneaszowi, onego zaś wtedy wybawił Apollon.
Wkrótce zaś po nim powstaje Atrydes płowy Menelaj,
Z boga zrodzony i w jarzmie prowadzi szybkie rumaki,
Był ją bratu darował Echepol Anchizyades
Darem, by z onym nie ruszać wyprawą na wietrzną Ilionę;
Używając w spokoju chciał zostać, bo wielce go mieniem
Zews obdarzył, on mieszkał w Sykyony żyznych dolinach;
Jako czwarty Antyloch zaprzęga rumaki grzywiaste,
Świetny potomek Nestora; książęcia dumnego swym rodem,
Nelejadesa; w Pylonie zrodzone dzielne rumaki,
Szybkie mu ciągną powózkę. Lecz ojciec blizko stanąwszy
„Antylochu zaprawdę, choć jesteś młodym cię zawsze,
Miłowali Pozejdon i Zews i uczyli woźnictwa
Wszelakiego, więc zbytnie cię uczyć nie potrzebuję;
Dobrze rozumiesz jak w koło się mety zawracać, lecz konie
Tamtych konie są wprawdzie ściglejsze, atoli z nich żaden
Więcej od ciebie samego nie zdolni rozumem wymyśleć.
Zatém więc mój drogi pomysły wszystkie rozważaj
W duszy, ażeby cię w końcu nie ominęły nagrody.
Również i sternik pomysłem na ciemnych morza bałwanach
Szybkim okrętem kieruje, wiatrami na przemian targanym;
Wreszcie woźnica pomysłem innego ubiegnie woźnicę.
Któren ufając na pewno swym koniom i własnéj powózce,
Konie zaś dziko po torze biegają, bo w garści nie trzyma;
Kto zaś lepiéj świadomy, gdy gorszym kieruje zaprzęgiem,
Bacząc na cel, jak najbliżéj zawraca i nie zaniedbuje
Chwili, gdy właśnie wypadnie popuścić wołowych rzemieni;
Metę wyraźnie ci wskażę, by twojéj nie uszła uwagi.
Stoi tam suchy sztyber, na sążeń mniéj więcéj nad ziemią,
Nie wiem czy dąb, czy jodła, co jeszcze przez dészcze nie zgniła;
Z każdéj strony o niego są wsparte dwa białe kamienie,
Czyli to jest mogiła człowieka, co dawno już umarł,
Czyli to cel dla wyścigów przez ludzi poprzednich naznaczon;
Dzisiaj atoli na metę go boski wyznaczył Achilles.
Zdążaj ku niemu i wozem i końmi co bardziéj się zbliżaj;
Trzymaj się troszkę na lewo, atoli konia prawego
Głosem co żywo popędzaj i cugli mu w ręku popuszczaj.
Koło samego celu niech koń podsobni dociera,
Żeby się piasta jakoby zdawała brzegu dotykać,
Żebyś czasem zaś koni nie zranił i wozu nie złamał;
Byłaby z tego dla innych uciecha, lecz tobie samemu
Hańba. A więc mój drogi bądź zawsze ostrożnym i bacznym.
Jeśli tylko zwracając przy celu się naprzód wysuniesz,
Nawet chociażby za tobą Arionem boskim dojeżdżał,
Szybkim Adresta rumakiem, co z boga ród wyprowadzał,
Albo téż Laomedonta końmi, co tutaj chowane.“
Tak powiedziawszy Nestor Nelejczyk napowrót na miejscu
Piątym z kolei Merionej grzywiaste zaprzęga rumaki.
Każden siada na wóz i losy o miejsca rzucają.
Trzęsie Achilles, a los Nestorydy pierwszy wyskoczył,
Antylochosa, lecz po nim Ejmelos miejsce otrzymał;
Potém wstępuje do biegu Merionej; ostatni nareszcie
Dzielny Tydejda miał z losu powozić końmi ścigłemi.
W równym rzędzie stanęli, Achilles metę pokazał
Z dala na równéj płaszczyźnie, i na sędziego wysyła
Żeby na biegi uważał i sprawę zdawał uczciwie.
Oni więc wszyscy zarazem batogi na konie podnieśli,
Potrącają lejcami i słowem ochoty dodają,
Raźno; lecz one się pędem na wskróś równiny puszczają,
W górę kłębami się wznosi, zarówno jak burza lub chmura;
Włósia od grzywy z podmuchem wiatru igrają wesoło.
Wozy, to równo się toczą po wielożywnéj ziemicy,
Albo téż podskakują do góry; atoli woźnice
Pragnąc gorąco zwycięztwa, na swoje rumaki zakrzyknie
Każden, lecz one leciały w równinie pyłem okryte.
Kiedy zaś szybkie rumaki do końca się toru zbliżały,
Nawracając ku morzu sinemu, natenczas każdego
Klacze Feretiadesa się naprzód raźnie wysuną.
Tuż za niemi ścigają Diomedowe ogiery,
Z Trosa zawodu, nie wiele im brakło lecz biegły tuż za nim;
Ciągle się bowiem zdawało że wskoczą na jego powózkę,
Grzały się; łbami albowiem co niemal trącając go pędzą.
Byłby go wtedy wyminął, co najmniéj z nim się porównał,
Żeby nie Fojbos Apollon na syna Tydeja się gniewał,
Któren mu wtedy z ręki wytrącił batóg świecący.
Widział on bowiem że tamte pędziły coraz to bardziéj,
Jego zaś konie zwalniały, bo już batoga nie czuły.
Lecz Atheny uwagi nie uszło, że podejść Apollon
Chciał Tydejdę, więc szybko dopadnie do wodza narodów;
Sama następnie się puszcza zgniewana za synem Admeta,
Końskie mu jarżmo bogini złamała; kobyły atoli
Wyskoczyły za tór, a dyszel ryje po ziemi.
Tamten wyleciał z powózki i blizko koła się stoczył,
Czoło nad brwiami całe poszarpał, zaś oczy oboje
Zaszły mu łzami, a głos młodzieńczy w ustach mu zamarł.
Bokiem Tydejda mijając kieruje sprężyste rumaki,
Wyprzedziwszy następnych o wiele; albowiem Athene
Trzyma się w ślady za nimi Atrydes płowy Menelaj.
Lecz Antyloch na konie swojego ojca zawoła:
„Nuże i wy do biegu; co prędzej się wyciągajcie.
[Nie wymagam ja wcale, abyście o lepsze walczyli,
Teraz chyżością natchnęła, samemu zaś chwałę gotuje].
Ale choć koni Atrydy co żywo dogońcie i w tyle
Nie pozostajcie, by was nie okryła wstydem kasztanka;
Wszak ci to klacz; dla czegóż koniki me się ociągacie?
Dłużéj się w stajni Nestora pasterza narodów opieki
Nie spodziewajcie, lecz was żelazem ostrem zakłuję,
Jeśli przez opieszałość nagrody gorsze zdobędziem.
Gońcie za niemi co żywo i wszystkich sił dobywajcie,
Jakby go w ciasnéj drodze wyminąć, nie ujdzie przedemną.“
Tak powiedział; lecz one przed groźbą pana w postrachu
Pospieszyły się w biegu przez chwilę; a wkrótce zaś potém
Ciasny przesmyk na drodze zuważył Antyloch waleczny.
Drogę ztargała i cały grunt pogłębiła w około,
Tam się Menelaj kieruje, by z innym się wozem nie zetknąć.
Wtedy Antyloch skręcając kieruje bystre rumaki
Po za drogę i troszkę zboczywszy tylko wymija.
„Antylochosie! szalenie powozisz, zatrzymajże konie;
Droga tu bowiem za wązka, na szérszéj mnię prędko wyminiesz;
Bodajbyś obu nam nie zaszkodził o wóz uwadzając.“
Rzekł; Antyloch atoli co bardziéj pędzi przed siebie,
Ile przebiega dyskos rzucony silném ramieniem,
Kiedy go rzucił człowiek, próbując siły młodzieńczéj;
Tyle się naprzód wysuną; lecz konie Atrydy zostały
W tyle, bo sam je umyślnie cokolwiek w biegu powstrzymał,
Nie wywróciły powózek złożonych wybornie, i same
Nie runęły w kurzawę, pragnieniem zwycięztwa przejęte.
Wtedy do niego z wyrzutem przemawia płowy Menelaj:
„Antylochosie, zaprawdę nikt z ludzi gorszym od ciebie!
Ale i tak bez przysięgi nagrody z pewnością nie weźmiesz.“
Tak powiedziawszy na konie zawołał i słowem wybuchnie:
„Tylko się nie zatrzymujcie, i w sercu strapione nie stójcie;
Prędzéj się onym, niż wam kolana zmordują i nogi,
Tak powiedział, lecz one przed groźbą pana w postrachu,
Pospieszyły się w biegu i wkrótce do tamtych się zbliżą.
Podczas tego Argeje w półkole siedzący na konie
Patrzą; lecz one wciąż po równinie wśród kurzu biegały
Siedział on bowiem za kołem najwyżéj zkąd widok obszerny;
Jeszcze gdy ów był daleko, woźnicy krzyk usłyszawszy,
Pomiarkował i konia co był na przedzie rozpoznał,
Cały on bowiem był gniado-złocisty i tylko na czole
Stanął wyprostowany i rzeknie Argejom te słowa:
„O moi drodzy Argeiów książęta i naczelnicy!
Samże ja tylko dostrzegam rumaków, lub wy téż tak samo?
Inne jakoby mi konie się zdają biegnąć na przedzie,
Szwank na równinie poniosły, co były z początku najpiérwsze.
Tamte ja bowiem widziałem na przedzie gdy cel okrążały,
Teraz ich zoczyć nie mogę, aczkolwiek oczyma na wszystkie
Strony równiny Trojańskiéj, się w koło uważnie oglądam.
Dobrze kierować przy mecie, i nieszczęśliwie zawrócił;
Sądzę że tam on musiał wywrócić i złamać powózkę;
One zaś wziąwszy na kieł, ponosząc za tor wyskoczyły.
Ale pójdźcież i wy powstawszy zobaczyć, co do mnię
Jest z pochodzenia Etolczyk, co rządzi narodem Argejskim,
Koni poskromcy Tydeja potomek, waleczny Diomed.“
Ajas Ojleja syn szybki mu na to z szyderstwem odpowie:
„Czemu się naprzód wyrywasz Idomeneju? te same
Przecież o tyle najmłodszym z Argejów tutaj nie jesteś,
Ani téż najbystrzejsze ci oczy z pod brew wyglądają;
Ale ty zawsze się słowem wyrywasz. Nie godzi się tobie
Być nieostrożnym gadułą, bo są tu lepsi od ciebie.
Ejmelosa, i tenże powozi lejce trzymając.“
Rozgniewany mu na to Kreteńców naczelnik odpowie:
„Pierwszy do kłótni Ajaxie, języku złośliwy, we wszystkiém
Niżéj od innych stoisz, bo serce masz nieżyczliwe.
Sędzią Atreja syn Agamemnon będzie nad nami,
Czyje to konie na przedzie, byś zapłaciwszy zrozumiał.“
Rzekł; powstaje natychmiast Olejczyk Ajas najszybszy,
Rozgniewany, by temu przykremi się odciąć słowami.
Żeby nie sam Achilles powstawszy się z mową odezwał:
„Nie rzucajcież obecnie przykremi na siebie słowami,
Ty Ajaxie i ty Idomenie, boć wam nie przystoi.
Gdyby kto inny tak czynił zganilibyście wy sami.
Które nie długo zapewne pędzone żądzą zwycięztwa
Tutaj przybędą; a łatwo natenczas każden rozpozna
Konie Argeiów, tak dobrze ostatnie, jak te co na przedzie.“
Tak powiedział; Tydejda w największym pędzie się zbliżał;
W susach pędziły wysokich i szybko tór przebywały.
Ciągle w około woźnicy skakały bryłki od kurzu,
Złotem zaś powleczona i cyną ozdobna powózka
Toczy się w ślad za końmi szybkiemi; i wcale głębokich
W lekkiéj kurzawie, lecz one leciały w pośpiechu największym.
Stanął w pośrodku koła; lecz pot wytryskał obfity
Z koni, od karków wyniosłych i z piersi spływając na ziemię.
Sam woźnica z powózki świecącéj skoczywszy na ziemię,
Wcale się nie ociągał, lecz prędko pochwycił nagrodę;
Dziarskim druhom niewiastę by zaprowadzili powierzył,
Oraz kociołek z uszkami, a sam rumaki wyprzęgał.
Po nim z kolei Antyloch Nelejski końmi zajechał,
Końmi szybkiemi jednakże Menelaj niezwłocznie się zbliżył.
Ile od kół oddalonym jest koń, co pana swojego
Ciągnie w pośród równiny, gdy w biegu się z wozem wyciąga;
Końce włosów ogona się czasem szyn dotykają,
Dzieli go miejsce pośrodkiem, gdy biegnie w rozległéj równinie;
Tyle téż w tyle pozostał Menelaj za nieskazitelnym
Antylochosem; z początku mu brakło rzutu dyskosa,
Ale go wkrótce dogonił, bo dzielna mu siła pomogła
Gdyby zaś jeszcze dla obuch się bieg był dłużéj pociągnął,
Byłby go pewno wyminął, co najmniej z nim się porównał.
Merion atoli, szlachetny Idomeneja towarzysz,
W tyle o rzut oszczepu za dzielnym Atrydą pozostał;
Przytém był najmniej zręcznym, by wozem w gonitwie kierować.
Syn Admeta ostatnim atoli nadjechał ze wszystkich,
Ciągnąc ozdobną powózkę i konie pchając przed sobą.
Jego zoczywszy się szybki zlitował boski Achilles,
„Oto najlepszy ten mąż ostatni konie prowadzi.
Wzywam was, dajmyż i jemu nagrodę jak się należy,
Drugą; co pierwszą atoli niech syn Tydeja odbierze.“
Tak powiedział; a wszyscy przystali na jego rozkazy.
Żeby nie wtedy Antyloch, Nestora syn wielkodusznego
W obec Pelejdy Achilla się począł prawa domagać:
„Wielce Achillu na ciebie się zgniewam, jeżeli wykonasz
Te oto słowa; ty bowiem zamierzasz odebrać nagrodę
Chociaż i sam jest dzielnym; powinien był nieśmiertelnych
Błagać; natenczas by może ostatnim nie był nadjechał.
Jeśli zaś go żałujesz i sercem przyjaźnie go cenisz,
Toć masz złota w namiocie dostatek, nie braknie i miedzi
Biorąc z takowych i większą obdarzyć go możesz nagrodą,
Późniéj, lub teraz odrazu, by ciebie chwalili Achaje.
Klaczy atoli nie oddam; i niechaj się o nią próbuje
Z mężów, którenby zechciał na ręce się ze mną potykać.“
Ciesząc się Antylochosem, bo lubym mu był towarzyszem:
W odpowiedzi mu zatem odrzeknie lotnemi słowami:
„Antylochosie, jeżeli zażądasz bym inną od siebie
Dał Ejmelowi nagrodę, i to dla ciebie uczynię.
Z miedzi, w około zaś niego się odlew z cyny świecącéj
W rąbek zakręca, dla niego niemałą wartość mieć będzie.“
Rzekł i na Awtemedonta lubego druha zawołał,
Żeby go przynieść z namiotu; ten odszedł i niesie takowy;
W obec nich tedy Menelaj powstaje w sercu zrażony,
Pełen do Antylochosa niechęci: do ręki mu Keryx
Berło podaje i wszystkim Argejom nakazał milczenie;
Mąż do bogów podobny natenczas mówić poczyna:
Ubliżyłeś mej sławie i konie mi poszkodowałeś,
Z twemi się naprzód rzuciwszy, acz były o wiele gorszemi.
Zatém was wzywam, Argejów książęta i wodze naczelni,
Słusznie pomiędzy nami i bez stronności rozsądźcie;
,Antylochosa Menelaj przezwyciężywszy podstępem
Konia prowadząc odchodzi, acz były o wiele gorszemi
Jego rumaki, lecz sam potęgą i władzą górował‘.
Wolę więc sam do układu przystąpić, i żaden jak sądzę
Zatém więc Antylochosie boski, stósownie jak zwyczaj
Stawaj na przedzie rumaków i wozu, atoli twój batóg
Gibki rękoma trzymając, ten sam co nim poganiałeś,
Połóż na koniach i wzywaj przysięgą Emozygaja,
Odpowiadając mu na to roztropny Antyloch odrzecze:
„Wstrzymaj się proszę; wszak jestem o wiele młodszym od ciebie,
Menelaju władyko, zaś męztwem i władzą przodujesz.
Wszak ci wiadomo, że młody czasami za wiele przekroczy,
Zatém niech złagodnieje ci serce; co do mnie, kobyłę
Oddam ci, którą zabrałem. Jeżeli zaś z domu prócz tego
Jeszcze co więcej byś żądał, to chętnie ci zaraz darować
Wolałbym, niźli z twéj łaski, zrodzony od boga, na zawsze
Rzekł; i prowadząc klacz, syn wielkodusznego Nestora
W ręce ją Menelaja oddaje. Tamtego zaś serce
Rozpłynęło radością, zarówno jak rosa na kłosach
Siewu bujnego rozpływa, gdy pola sterczą zbożami.
Wtedy się zwrócił do niego i słowy lotnemi przemawia:
„Antylochosie, na teraz aczkolwiek zgniewany ja tobie
Chętnie ustąpię, bo dawniej szalonym, ani bezmyślnym
Nigdy nie byłeś; lecz młodość na wspak rozumowi stanęła.
Inny z Achajów nie łacno by mnie z pewnością przejednał;
Wiele ty zaś wycierpiałeś i wiele potu przelałeś,
Oraz i dzielny twój ojciec i brat z mojego powodu;
Zatém na twoje prośby ustąpię i tobie kobyłę
Jako me serce bynajmniej nie dumne, do zgody nie skłonne.“
Rzekł; i Antylochosa druhowi Noemonowi
Klacz by prowadził oddaje; dla siebie wziął czarę świecącą.
Merion zabrał dla siebie talenty dwa złota czystego,
Czara podwójna; takową Nestora obdarzył Achilles,
Wnosząc go w koło Argejów, i rzeknie stanąwszy te słowa:
„Oto staruszku, dla ciebie ten klejnot niechaj pamiątką
Będzie pochowku Patrokla, bo już go więcej nie ujrzysz
Pięścią do walki nie staniesz, mocować się także nie będziesz,
Ani do walki na dzidy nie pójdziesz, ani nogami
Biegać nie będziesz, bo przykra ciężarem cię starość przygniata.“
Z temi słowami mu w ręce oddaje; ten chętnie przyjmuje,
„Synu mój, wszystko zaprawdę mówiłeś wedle słuszności;
Już to mój drogi nie starczą kolana i nogi, a ręce
W stawach ramion już lekko nie chodzą, jak dawniej bywało,
Bodajbym jeszcze był młodym, a siły miał nienaruszone,
Czcili w Buprazyon, a dzieci królewskie nagrody stawili.
Wtedy mi żaden mąż nie sprostał; ani z Epejów,
Ani też z Pylejczyków, lub wielkodusznych Etolów.
Klytomedesa ja pięścią zwyciężył potomka Enopa;
W biegu zaś prześcignąłem Ifikla, choć dzielnie się trzymał;
Dzidą zaś daléj rzuciłem niż Fylej i Polidoros.
Tylko jednemi końmi Aktorionowie mnie przeszli,
Zwyciężając mnie liczbą, zazdrośni z powodu zwycięztwa,
Było ich dwoje bliźniaków, ten ciągle kierował uważnie,
Ciągle uważnie kierował, a tamten batogiem poganiał.
Takim ja dawniéj bywałem; lecz teraz niech młodzi się biorą
Do tych dzieł; bo co do mnie, to muszę smutnéj starości
Prowadź więc daléj turnieje przy druha twojego pochowku.
To zaś chętnie przyjmuję i sercem się cieszę, iż ciągle
O mnie jak o życzliwym pamiętasz, i nie pominąłeś
Uczcić mnię jak się należy, by w obec Achajów mnię czczono,
Tak powiedział, Pelejdes pomiędzy tłumy Achajów
Poszedł, gdy całéj pochwały wysłuchał starca z Nelei.
Wtedy wystawił nagrody okrutnéj walki na pięści;
Muła do ciężkiéj roboty prowadząc przywiązał na placu,
Zwyciężonemu atoli przeznaczył puhar podwójny.
Stanął wyprostowany i rzekł do Argejów te słowa:
„Dzielny Atrydo i wy na łydkach okuci Achaje!
Każcie by o te nagrody dwóch mężów, którzy najlepsi
W bitwie przewagi użyczy, a wszyscy Achaje przyznają,
Muła do ciężkiéj roboty prowadząc niech wraca do siebie;
Zwyciężony atoli niech puhar podwójny zabiera.“
Rzekł; powstaje odrazu mąż dzielny, postawy ogromnéj,
Muła do ciężkiéj roboty pochwycił i rzeknie te słowa:
„Niechaj się zbliża kto tylko chce puhar odebrać podwójny;
Co zaś do muła, nie sądzę by inny z Achajów go zdobył,
Zwyciężając na pięści, bo twierdzę że jestem najlepszym.
Mąż ten sam nie potrafi każdego być dzieła świadomym.
Teraz atoli powiadam i tak z pewnością się stanie;
Ciało zupełnie mu skruszę i kości do tego połamię.
Niechże tu licznie zostaną, co obrząd żałobny sprawują,
Tak powiedział; lecz wszyscy w milczeniu głuchem czekali.
Jeden Eryal, mąż boski na jego wyzwanie się stawił,
Mekistosa potomek władyki Talajonidesa
Któren to ongi do Theby przybywał, po zgonie Ojdypa
Koło niego się krzątał Tydejda sławny z oszczepu,
Ducha mu słowem dodając, i wielce przewagi mu życząc.
Najpierw mu zatém przepaskę zarzucił; atoli następnie
Daje mu gładko urżnięte rzemienie z buhaja dzikiego.
Obaj zarazem podnosząc na siebie potężne ramiona,
Rozpoczynają zaczepkę, i dłonie ich ciężkie się splotły.
Groźny się zgrzyt wydobywa ze szczęk, a pot się rozlewa
Z ciała całego; lecz boski Epejos zmierzając się z góry,
Dłużéj się trzymać, bo członki świecące pod nim omdlały.
Równie jak ryba podskoczy gdy falą Boreasz zakręci,
Blizko wybrzeża w zaroślach, i znowu ją morze pokryje;
Takoż i on z uderzenia podskoczył. Lecz dzielny Epejos
Którzy go z koła prowadzą, bo ledwie na nogach się wlecze,
Gęstą krew wypluwając i głową tu owdzie kiwając;
Nieprzytomnego prowadząc pomiędzy siebie go wzięli,
Reszta poszła by kielich podwójny dla niego zachować.
Trzecie z kolei nagrody, za mocowanie straszliwe;
Dla zwycięzcy kociołek obszerny by w ogień przystawić,
Cenią go wołów dwunastu wartości na pewno Achaje;
Zaś dla zwyciężonego niewiastę na środek wprowadził,
Stanął wyprostowany i rzeknie Argejom te słowa:
„Niechajże staną i ci co zechcą téj walki próbować“.
Rzekł; Telamończyk Ajas powstaje na to potężny;
Razem się dźwignął Odyssej przebiegły, fortelów świadomy.
Potężnemi dłoniami nawzajem za bary się wzięli,
Równie jak zręczny cieśla stosuje wexle do siebie,
Na wyniosłem domostwie, by wiatru potęgę strzymały.
Krzyże im w stawach trzeszczały, gdy potężnemi ramiony
Częste i liczne pręgi po bokach i po ramionach
Wyskakiwały krwią nabiegłe; lecz oni bez przerwy
Pragną zwycięztwa, by kocioł roboty kunsztownéj pozyskać.
Ani Odyssej go niemógł obalić i rzucić na ziemię,
Ale gdy w końcu Achajów na łydkach okutych zgorszyli,
Wtedy się doń Telamończyk potężny Ajax odezwie:
„Boski Laertiadesie Odyssu wielce przebiegły!
Dźwignij mnię, albo ja ciebie, niech Kronid o resztę się troszczy.“
W zgięcie kolana z tyłu go trącił i członki osłabił.
W tył go na ziemię wywrócił na jego zaś piersi Odyssej
Upadł; w około zaś naród oglądał i wielce podziwiał.
Dźwignął go znowu powtórnie Odyssej co wiele przecierpiał,
Tylko mu nagiął kolana i obaj upadli na ziemię
Jeden blizko drugiego i w kurzu się cali zwalali.
Byliby jeszcze raz trzeci gotowi do walki stanęli,
Żeby nie sam Achilles powstawszy od tego ich wstrzymał:
Jeden i drugi zwyciężył; więc równe zabrawszy nagrody
Idźcie, resztę Achajów zarówno powołać do szranków“.
Rzekł, lecz oni go zaraz powolnie i spiesznie słuchają,
I obtarłszy się z kurzu napowrót chitony wdziewają.
Srebrny krater ozdobnéj roboty, a tenże sześć metrów
Mierzył; i wszystko pięknością o wiele przewyższał na całéj
Ziemi, albowiem go sztucznie sydońscy mistrze zrobili,
Zaś mężowie Feniccy po morzu go mglistém przywożąc
Celem wykupu za syna Priama Lykaona go oddał
Patroklowi dzielnemu Ewnejos Jazona potomek.
Jego Achilles wyznaczył nagrodą przy druha pochowku,
Temu co stopy lekkiemi by się najszybszym okazał;
Złota połowę talentu dla ostatniego postawił.
Stanął wyprostowany i rzeknie Argejom te słowa:
„Niechajże staną i ci co zechcą téj walki próbować“.
Rzekł; lecz Ajas odrazu, syn szybki Ojleja się stawił.
Syn; bo tenże wszelakich mołojców nogami zwyciężał.
W równym rzędzie stanęli; Achilles metę pokazał.
Pole do biegu od szranków się równie ciągnęło; natychmiast
Naprzód się Ajas wysunął; Odyssej boski tuż za nim
Leży kłębuszek, gdy z niego dokładnie nici wyciąga
Ręką, by na wskróś szlaku przeciągać przędziwo i blizko
Piersi go trzyma; tak samoż Odyssej biegając tuż za nim
W ślady onego wstępował, nim kurz takowe zapruszył;
Pędząc usilnie bez przerwy; krzykami Achaje wtórują
Pragnącemu zwycięztwa, i jeszcze otuchy dodają.
Kiedy już mieli przebiegać sam koniec toru, Odyssej
Modrooką Athenę w swém sercu błagać poczyna:
Tak błagając się modlił; słuchała go Pallas Athene.
[Członki mu lekkie uczyni, tak w nogach jak z góry w ramionach].
Kiedy się zatém co żywo by chwycić nagrodę zbliżali,
Wtedy się Ajas pośliznął (bo jemu szkodziła Athene),
Których na cześć Patrokla był zabił szybki Achilles;
Tamże mu nos i gęba się łajnem wołowem napchały.
Krater zatém zdobywa Odyssej, co wiele przecierpiał,
Jako wyprzedzający, zaś wołu Ajas prześwietny.
Łajno i gnój wypluwając i w obec Argejów przemawia:
„Przebóg, bogini mi nogi zwichnęła; ta sama co zawsze,
Przy Odyssie, jak matka, obecna i jego wspomaga“.
Tak powiedział, lecz wszyscy się z niego wesoło zaśmieli.
On z uśmiechem w te słowa się w obec Argejów odezwie:
„Twierdzę, choć wiecie wy dobrze o drodzy, że jeszcze i teraz
Nieśmiertelni szanują podeszłe lata u ludzi.
Wprawdzie tylko o troszkę odemnie Ajas jest starszym,
Mówią że jest on czerstwym staruszkiem; i prawda że trudno
Będzie go w biegu zwyciężyć Achajom, z wyjątkiem Achilla.“
Tak powiedziawszy, tém samém pochwalił szybkiego Pelejdę.
W odpowiedzi mu na to w te słowa odrzecze Achilles:
To téż ci drugą połowę talentu złota dołożę“.
Rzekł; i w ręce mu oddał, a ten z radością przyjmuje.
Potém atoli Pelejdes, cienistą dzidę przynosząc
W pośród placu ją stawia, a również szyszak i tarczę,
Stanął wyprostowany i rzeknie Argejom te słowa:
„Każcie by o te nagrody dwóch mężów, którzy najlepsi,
Zbroje przywdziawszy na siebie i cięte żelazo chwyciwszy,
W obec zebranych tłumów się próbowali wzajemnie,
Podrasnąwszy głęboko i krwi z pod zbroi dobywszy,
Temu ten oto miecz nabijany srebrem daruję,
Piękny Thraïckiej roboty, com zdobył na Asteropaju;
Resztę atoli rynsztunku, niech biorą do działu równego.
Rzekł; Telamończyk Ajas powstaje na to potężny;
Po nim atoli się ruszył Tydejda, waleczny Diomed.
Oni gdy zbroje na siebie przywdziali z daleka od tłumów,
Razem się schodzą do środka, zarówno skorzy do walki,
Kiedy zaś z blizka podeszli naprzeciw sobie idący,
Trzykroć się zapędzili i trzykroć z blizka natarli.
Ajas onego natenczas po tarczy raził gładziutkiéj,
Ciała zaś nie dosięgnął, bo pancerz od wnętrza ochraniał.
Godził w szyję bez przerwy śpiczastem końcem oszczepu.
Lecz natenczas Achaje w obawie o życie Ajaxa,
Nakazali zaprzestać i równo się dzielić nagrodą.
Zatem bohater Tydejdzie oddaje miecz zamaszysty,
Potém Pelejdes wystawił żelazną kulę do rzutu,
Ongi nią dawniéj ciskał Ejetion siły ogromnéj;
Jego atoli gdy zabił Achilles boski najszybszy,
Kulę z innemi skarbami na szybkich zabrał okrętach.
„Niechajże staną i ci co zechcą téj walki próbować;
Choćby i komu najdaléj się żyzne łany ciągnęły,
Będzie on z tego miał zapas na pięć lat powracających
Do użytku; bo nigdy z powodu braku żelaza
Rzekł; Polypojtes natenczas powstaje zacięty do walki,
Również i dzielna siła Leontia bogom równego,
Syn Telamona Ajas, a wreszcie boski Epejos.
Rzędem stanęli, a pierwszy Epejos kulę podnosi;
Drugi z kolei próbował Leontes Aresa rówiennik;
Trzeci zaś raz Telamończyk potężny Ajas wypuścił
[Z ręki żylastéj, i wszystkie poprzednich kreski przerzucił].
Ale gdy kulę pochwycił Polypojt ochoczy do boju,
Laga zaś kręcąc się w rzucie pomiędzy bydełkiem wiruje;
Takoż i on wśród okrzyków przez miejsce zapasów przerzucił.
Wtedy powstawszy druhowie dzielnego Polypojtesa,
Do głębokich okrętów zanieśli królewską nagrodę.
Dziesięcioro toporków i dziesięć siekier w nagrodę.
Maszt od okrętu o czarnym kabłąku wkopawszy do ziemi,
Zdala na brzegu piaszczystym, do niego płochego gołębia,
Cienkim sznureczkiem za nogę przywiązał i kazał do niego
Ten zabierając toporki niech wszystko do domu zaniesie;
Któren by zaś w sznureczek ugodził, chybiając gołębia,
Niechaj zabiera siekiery bo gorszym jest od owego.
Tak powiedział, powstaje Tewkrosa księcia potęga,
Biorą losy i w hełmie śpiżowym takowe mięszają;
Pierwszy się los Tewkrowi dostaje i strzałę co żywo
Z całą siłą wypuszcza; lecz nie obiecał bogowi
Hekatomby przesławnéj z pierwotnych jagniątek zapalić.
W sznurek zaś trafił przy nodze za którą był ptak przywiązany;
Tak że gorżka strzała na wylot sznurek przecięła.
Gołąb następnie do nieba się wznosi, a sznurek od niego
Prosto ku ziemi się zwieszał; krzyknęli głośno Achaje.
Łuk; bo strzałę już dawno jakoby do celu kierował.
Zaraz w dal godzącemu Apollinowi obiecał
Hekatombę przesławną z pierwotnych uczynić jagniątek.
Pod chmurami wysoko płochego dojrzał gołębia;
Strzała na wylot przeszyła i spadłszy na powrót w ziemicy
Przed Meriona utkwiła stopami; atoli ptaszyna
Siedząc wysoko na maszcie od łodzi o czarnym kabłąku,
Szyję zwiesiła, zarazem pierzaste jéj skrzydła opadły.
Spadła; narody w około się z podziwieniem patrzeli.
Dziesięcioro toporków zabiera wszystkie Merionéj,
Tewkros atoli siekiery do łodzi niesie głębokich.
Syn Peleja następnie cienistą dzidę przynosi,
W środku placu postawił; mężowie z dzirydem powstają;
Najprzód więc Agamemnon Atreja syn wiele możny,
Potém zaś Idomeneja szlachetny giermek Merionej.
Do nich tedy przemawia najszybszy boski Achilles:
Jakoż i rzutem dzirydu i siłą jesteś najlepszy;
Zatém obecną nagrodę zabrawszy do łodzi podążaj
Gładkich, zaś Merionowi dzielnemu tę dzidę oddaję,
Jeśli ci będzie po myśli, co do mnie tego bym pragnął“.
Merionowi więc oszczep śpiżowy oddaje, zaś książe
W ręce Talthybia Keryxa prześliczną powierza nagrodę.
Szybkich się poczną rozchodzić, by strawę gotować wieczorną,
Oraz i snu błogiego zażywać; atoli Achilles
Płakał, druha miłego na pamięć przywodząc, gdyż jego
Tęskniąc za Patroklosa męzkością i siłą; rozważał,
Ile to z nim zarazem biedował i przygód używał,
W bitwach pomiędzy mężami, po falach groźnych żeglując;
O tém rozmyśliwając zalewał się łzami częstemi,
Albo twarzą do łoża; na końcu zerwawszy się nagle
Kroczył wzburzony po morskiém wybrzeżu, aż wreszcie jutrzenka
Zaskoczyła go, światłem oblawszy wybrzeża i morze.
Wtedy on szybkie rumaki zaprzągłszy do wozu swojego,
Trzykroć go wlecze w około mogiły Monojtiadesa,
Potém odpoczął w namiocie, zaś jego tam pozostawił
Leżącego na twarzy w kurzawie; od niego Apollon
Wszelką sromotę na ciele powstrzymał z litości nad mężem,
Złotą, by tamten go nie mógł zbezcześcić po ziemi go wlokąc.
W taki to sposób nad boskim Hektorem się pastwił ze złością.
Patrząc na niego bogowie szczęśliwi litością wzruszeni,
Argi bystrego pogromcę skłaniają by zwłoki usunął.
Ani Pozejdon i również z modremi oczami dziewica;
Ale jak dawniéj się gniewu na świętą Ilionę trzymają,
Oraz Priama i naród, z powodu występku Parysa,
Któren boginiom dokuczył, gdy przyszły do jego zagrody,
Kiedy od tego zaś czasu dwunasta powstała jutrzenka,
Wtedy się Fojbos Apollon do nieśmiertelnych odezwał:
„Straszni jesteście bogowie, złowrodzy; czyż nigdy wam Hektor
Udźców nie palił w ofierze z wybornych wołów i kozłów?
Żeby go żona widziała, i matka i własne dzieciątko,
Oraz i ojciec Priamos i naród; co pewnie by szybko
Ogniem spalili, a potém pochowek sprawili wspaniały.
Wy zaś bogowie groźnego Achilla popierać myślicie,
Dającego się skłonić, lecz równie jak lew jest zawziętym,
Kiedy wodze puściwszy potędze ogromnéj i duszy
Twardéj, trzody śmiertelnych napada, by strawę zdobywać;
Takoż Achilles i litość porzucił, a wstydu żadnego
Wszakże się zdarza, iż ktoś droższego męża utraci,
Albo z łona jednego braciszka, albo téż syna,
Ale się wypłakawszy nareszcie w lamentach ustaje;
Ludziom albowiem losy cierpliwą duszę nadały.
Wlecze przywiązanego za wozem w około mogiły
Druha, lecz z jego to strony niepięknie i pewno niedobrze.
Byleśmy w końcu na niego, choć mężny, się nie pogniewali;
Wszakci on martwą bryłę upadla miotając się wściekle“.
„Niechże zmarnieją twe słowa Apollinie srebrnołuczysty,
Jeśli na równi z Achillem Hektora w godności stawiacie.
Wszakci śmiertelnym jest Hektor i piersią kobiety się karmił,
Kiedy Achilles pochodzi z bogini, którą ja sama
Pelejowi co miłym jest sercu bogów nieśmiertnych.
Braliście w godach udział i ty między niemi
Biesiadowałeś przy cytrze, niewierny, złych ludzi wspólniku.“
Zews co chmury gromadzi jéj na to rzeknie w odpowiedź:
Pewnie że sława ta sama dla obóch nie będzie; lecz Hektor
Ze śmiertelnych co w Ilion mieszkają jest bogom najmilszym,
Bowiem co do mnie, to nigdy nie zawiódł w życzliwych ofiarach.
Nigdy na jego ołtarzu nie brakło mi wspólnéj biesiady,
Wszakże go wykraść nie możem (bo niema sposobu żadnego
Skrycie przed Achillesem) Hektora dzielnego; bo ciągle
Matka go pieczą otacza zarówno we dnie jak w nocy.
Niechajże lepiéj kto z bogów mi bliżéj Thetydę przywoła,
Dary z rąk Priamosa przyjmując Hektora wyzwolił.“
Rzekł, do poselstwa się Irys o wietrznych nóżkach zabiera;
W środku pomiędzy Samosem, a Imbrem o szczytach skalistych,
Puszcza się w ciemne bałwany, aż morskie zajękły przestrzenie,
Która wszczepiona do rogu buhaja z dzikiego pastwiska,
Spuszcza się, rybom żarłocznym przynosząc Kiery i zgubę.
W skale drążonéj znajduje Thetydę, zaś w koło niéj inne
Morskie boginie siedziały gromadnie; lecz ona w pośrodku
Od ojczyzny daleko, miał zginąć w krainie Trojańskiéj.
Blizko stanąwszy Iryda o szybkich nóżkach poczyna:
„Wstawaj Thetydo, bo Zews o wyrokach niezłomnych cię woła.“
Srebrnonóżka bogini Thetyda w odpowiedź jéj rzeknie:
Z nieśmiertelnymi obcować, bo w duszy mam żale niezmierne.
Pójdę jednakże, daremném nie będzie słowo co rzeknie.“
Tak powiedziawszy okrywkę zarzuca bogini prześwietna
Barwy ponuréj, ciemniejszéj by trudno szaty wynaleźć.
Wiedzie; w około nich morskie się rozstępują bałwany.
Na wybrzeże wyszedłszy ku niebu pędem się wznoszą;
Zewsa o wzroku szerokim znajdują, i wszyscy w około
Wieczni, szczęśliwi bogowie siedzieli razem zebrani.
Here jéj puhar złocisty, ozdobny do ręki podawszy,
Słowem ją cieszy życzliwém, napiwszy się Thetys oddaje.
Wtedy rozmowę poczyna śmiertelnych ojciec i bogów:
„Mimo żałoby Thetydo bogini przybyłaś na Olimp,
Ale i tak ci opowiem dlaczegom cię tutaj przywołał.
Dziesięć już dni jak swrary pomiędzy bogami, z powodu
Ciała Hektora powstały i grodoburcy Achilla;
Argi bystrego pogromcę skłaniali by zwłoki usunął;
Zachowując dla ciebie jak dawniéj szacunek i miłość.
Zatém co prędzéj do wojska powracaj i zaleć synowi:
Jako bogowie na niego się sierdzą, a głównie ze wszystkich
Ja nieśmiertnych się gniewam, dlatego że sercem zawziętém
Sądzę ja przecież, iż mnie szanując Hektora wyzwoli.
Ja zaś wysyłam Irydę do wielkodusznego Priama,
Żeby dla syna wykupu do statków podążył Achajskich,
Niosąc podarki Pelejdzie, co serce zmiękczyć potrafią.“
Spieszy więc, pędem ze szczytu Olimpu się na dół spuszczając.
Wchodzi do syna swojego namiotu, i tamże onego
Jęczącego w boleści znajduje; w około druhowie
Drodzy się pilnie krzątają, i strawę gotują poranną;
Tuż bliziutko do niego się matka dostojna przysiadła;
Pogłaskała go ręką, wyrzeknie słowo i mówi:
„Synu mój, jakże ty długo w lamentach i srogiéj żałobie
Będziesz trawił twe serce, nie pomnąc ani o strawie,
Złączyć się; długo już bowiem nie będziesz mi żyć, ale wkrótce
Staną blizko przy tobie i śmierć i Mojra potężna.
Ale mnie prędko wysłuchaj, Diosa ci jestem posłańcem.
Mówi że bogi na ciebie zgniewane, lecz głównie ze wszystkich
Trzymasz Hektora przy łodziach zagiętych i niechcesz wyzwolić.
Puszczaj go zatém co prędzéj i przyjmij nagrodę za ciało.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Achilles w nogach najszybszy:
„Niechże tak będzie; kto wykup odniesie, niech trupa zabiera,
Tak na miejscu zebrania okrętów matka ze synem
Wiele pomiędzy sobą skrzydlatych słów zamieniają.
Wówczas Irydę wysyła Kronides do świętéj Iliony:
„Ruszaj mi szybka Irydo z Olimpu wyżyn uchodząc,
Żeby dla syna wykupu do statków podążył Achajskich,
Niosąc podarki Pelejdzie co serce zmiękczyć potrafią,
Sam, niech żaden z nim inny z Trojańskich mężów nie idzie,
Tylko niech towarzyszy mu keryx poważny, co mułmi
Zwłoki odwiezie ku miastu, onego co zabił Achilles.
Niechże mu śmierci obawa, lub trwoga na sercu nie leży,
Stróża mu bowiem takiego jak Argi pogromca przydzielam,
Któren go będzie prowadził, aż blizko Achilla zawiedzie.
Pewno go tam nie zabije, zaś innych wszystkich powstrzyma;
Nie jest on bowiem bezmyślnym, lub lekkim, albo grzesznikiem,
Owszem życzliwie się z mężem obejdzie co szuka schronienia.“
Rzekł; do poselstwa się Irys o wietrznych nóżkach zabiera,
Koło rodzica synowie siedzący we wnętrzu dziedzińca,
Łzami swe szaty zwilżali, lecz on w pośrodku staruszek
Leżał szczelnie okryty swym płaszczem, a w koło zaś mnogie
Błoto na głowie i karku zacnego się starca skupiło,
Córki atoli w domostwie i świekry żal zawodziły,
Tych na pamięć przywodząc, których tak wiele i dzielnych
Legło straciwszy swe życie z morderczéj dłoni Achajów.
W obec Priama stanęła od Zewsa wysłana i rzeknie,
„Dardanidesie Priamie, nie lękaj się, dobréj bądź myśli:
Nie przybywam tu bowiem ze złym zamiarem dla ciebie
Owszem w myśli życzliwéj; od Zewsa ci jestem posłańcem,
Któren acz zdala nad tobą się wielce lituje i troszczy.
Niosąc dla Achillesa podarki co serce mu zmiękczą,
Iść samemu, niech żaden z Trojan za tobą nie idzie;
Tylko niech towarzyszy ci keryx poważny, co mułmi
Będzie kierował i wozem kolistym, i znowu napowrót
Niechże ci śmierci obawa lub trwoga na sercu nie leży,
Pójdzie bo z tobą opiekun potężny, Argi pogromca,
Któren cię będzie prowadził aż blizko Achilla zawiedzie.
Kiedy cię zaś do wnętrza namiotu Achilla dostawi,
Nie jest on bowiem bezmyślnym, lub lekkim, albo grzesznikiem,
Owszem życzliwie się z mężem obejdzie co szuka ratunku.“
Rzekłszy to nazad uleci o wietrznych nóżkach Iryda.
Synom zaś potoczystą powózkę z uprzężą na muły
Sam zaś udaje się na dół do woniejącéj sypialni,
Cedrem wysoko sklepionéj, co wiele klejnotów zawiera;
Do niéj Hekabę małżonkę przywołał i tak się odezwie:
„Droga małżonko, posłaniec z Olimpu od Zewsa przybywa,
Niosąc Pelejdzie podarki, co serce mu zmiękczyć zdołają.
Wzywam cię zatem, powiedz, jak tobie się w sercu wydaje?
Męztwo albowiem i dusza gwałtowna do tego mnie skłania,
Żeby tam iść do statków do wnętrza obozu Achajów“.
„Biada mi! gdzież tobie rozum się podział, którym tyś ongi
Słynął u obcych, zarówno jak u tych którym panujesz?
Jakże ty chcesz do okrętów Achajskich na sam się wybierać,
Stanąć na oczy mężowi co tobie tak wielu i dzielnych
Jeśli cię bowiem chwyciwszy spojrzeniem oczów przeszyje,
Krwi łaknący, niewierny ów człowiek, litować nad tobą,
Ani szanować nie będzie. Więc płaczmy zdala od niego
Siedząc w komnatach; lecz jemu już dawno tak Mojra potężna
Żeby go szybkie sobaki pożarły opodal rodziców,
Przy tym mężu złowrogim; bodajbym wpiwszy się w środek
Jego wątroby ją żarła, to dzieło by godne się stało
Syna mojego; toć podle uciekającego nie zabił,
Stawał, nie myśląc o trwodze lub miejscu bezpieczném schronienia“.
Boski staruszek Priamos jéj na to rzeknie w odpowiedź:
„Niechciéj przeciwko méj woli wstrzymywać, i sama mi nie bądź
Ptakiem złéj wróżby w domostwie; i tak mię skłonić nie zdołasz.
Jaki wróżbita, lub kapłan, lub wyrokujący z ofiary,
Wtedy za fałsz bym poczytał, i pewno ze wzgardą odrzucił,
Teraz (wszak boga słyszałem i w jego spojrzałem oblicze)
Pójdę i słowo daremném nie będzie. Lecz jeśli wyroki
Niechże tak będzie, bo chociaż mnie zaraz Achilles ubije,
Syna trzymając na ręku się przecież do syta wypłaczę“.
Tak powiedział i wieka ze skrzyń ozdobne podnosi;
Z tychże wybiera dwanaście wspaniałych okryć świątecznych,
Tyleż okrywek na ciało i tyleż chitonów dobranych.
Złota naważył i wyniósł dziesiątek pełnych talentów;
Dwa błyszczące trójnogi i czworo miednic kosztownych,
Wreszcie i puhar prześliczny, od mężów Thrackich podarek,
Nie oszczędził w domostwie staruszek, tak pragnął gorąco
Syna wyzwolić drogiego. Następnie Trojan z przedsionka
Wszystkich wypędził i łajał obelżywemi słowami:
„Precz mi ztąd niegodziwcy i tchórze, czyż dosyć nie macie
Czyliż to mało ważycie że Kronid mnie klęską nawiedził,
Kiedy mi zginął syn najlepszy? I wy zobaczycie.
Łatwiéj już bowiem o wiele Achajom będzie was wszystkich
W obec śmierci onego wyniszczyć. Atoli co do mnie,
Mam zobaczyć, to wolę już wnijść do Hajda mieszkania“.
Rzekł, i berłem pospólstwo rozpędził; wynieśli się szybko
Starca rozjuszonego się bojąc. On krzyknie na synów.
Łając Helena, Parysa i Agathona boskiego,
Hippothoosa, Dejfoba i przesławnego Diona;
Wszystkim dziewięciu tak starzec rozkazy groźnie wydawał:
„Nuże wy dzieci niegodne, bezwstydne, bodajbyście wszyscy
W miejsce Hektora polegli w około szybkich okrętów.
W Troi obszernéj, już z nich jak sądzę żaden nie został;
Bogom równego Mestora, Troïla zręcznego do konia,
Wreszcie Hektora, co ludzi jak bóg przewyższał, że raczéj
Synem się boga wydawał, niż śmiertelnego człowieka;
Podłe skoczki i łgarze, najtężsi by tańce wywodzić,
Ludu własnego rabusie, na owcach i kozach pasieni.
Nie zabierzecież się wreszcie, by wóz co prędzéj ładować,
Wszystko to w nim ułożywszy, bym w drogę co rychło się wybrał?“
Wóz potoczysty chwyciwszy, z uprzężą na muły wyciągną,
Piękny, z nowego złożony, i kosze do niego przywiążą.
Jarzmo na muły następnie wiszące z kołka zdejmują,
Bukszpanowe, z guzami, potrzebne w niém były obrączki;
Dobrze takową następnie stosują do dyszla gładkiego,
W samym koniuszku, a potém na czop zarzucają obrączkę;
Potém ją wiążą potrójnie do guzów; atoli następnie
Obwiązawszy do koła, sam koniec do węzła wkręcili.
Nagromadzili te skarby na wykup za głowę Hektora.
Muły o silnych kopytach do chodu wprawione wprzęgają,
Priam je kiedyś od Myzów podarkiem wspaniałym był dostał.
Potém rumaki Priama do jarzma prowadzą, te same,
Razem je zaprzęgają obydwaj w domostwie wyniosłém,
Keryx i Priam, rozumne zamiary w sercu chowając.
Blizko więc do nich podeszła Hekabe z umysłem strapionym,
W prawéj ręce przynosząc im wino co serce rozgrzewa,
Przodem do koni stanęła, wyrzeknie słowo i mówi:
„Oto, skrapiaj na cześć Diosowi, byś wrócił do domu
Nazad od wrogich mężów; gdy tak cię już dusza nakłania
Zdążać ku łodziom, aczkolwiek przeciwnie memu przeczuciu.
Idajskiego, co wciąż na Troję całą spogląda.
Żądaj od niego ptaka, szybkiego posłańca, co jemu
Najulubieńszym z ptaków, którego siła największą,
Żeby ci z prawéj się zjawił, byś sam go mógł dojrzéć oczyma.
Jeśli zaś Zews wszechwiedny ci swego posłańca odmówi,
Wtedy, co do mnie, z pewnością bym ciebie nakłaniać nie chciała,
Żeby do statków Argejskich podążać, acz pragniesz gorąco“.
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Priamos do bogów podobny:
Słuszna, ręce do Zewsa podnosić by się ulitował“.
Rzekł; i zacna szafarkę co prędzéj starzec przywołał,
Wodę na ręce by czystą nalewać; lecz ona przybywa
Wodę do mycia zarazem z naczyniem w ręku trzymając.
Stojąc w pośrodku dziedzińca się modli i winem pokrapia,
Patrząc w niebo do góry i potem się głośno odezwie:
„Zewsie rodzicu przesławny, najwyższy co w Idzie królujesz!
Daj by mnie przyjął Achilles życzliwie, miał litość nademną.
Najulubieńszym z ptaków, którego siła największa,
Z prawéj strony, bym sam dojrzawszy go memi oczyma,
Mógł z ufnością się udać, do szybko jeżdżących Achajów“.
Tak błagając się modlił, a Zews opatrzny go słuchał.
Łowcę, co w bagnach żéruje, którego i czarnym przezwali.
Jak szeroko się drzwi roztwierają komnaty wysokiéj,
W człeka domostwie zamożném, dokładnie w zamki okute;
Tak széroko swe skrzydła rozciągał i z prawéj się strony
Z wielkiéj uciechy się wszystkim gorąco na sercu zrobiło.
Wtedy starzec pospiesznie zająwszy ozdobne siedzenie,
Końmi wyjeżdża z przedsionka i głośny opuszcza dziedziniec.
Przodem ciągnęły muły ogromny wóz czterokolny,
Starzec jadąc za niemi batogiem rumaki popędzał
Szybko przez miasto, a za nim ciągnęła przyjazna drużyna,
Smutkiem okrutnym przejęta, jak żeby na śmierć się wybierał.
Oni gdy z miasta zjechawszy stanęli na gładkiéj równinie,
Ci zaś uwagi Diosa, o wzroku szerokim nie uszli,
Gdy się w równinie zjawili; nad starcem się Zews ulitował.
Szybko się więc do Hermesa, drogiego syneczka odezwie:
„Drogi Hermesie, wszak tobie najmiléj bywa nad wszystko
Ruszaj co żywo i tak Priamosa do statków Achajskich
Prowadź, by nikt się domyśleć, ani téż dojrzéć potrafił
Z innych Danajów, nim razem do Pelejona zdążycie“.
Rzekł; przeciwnym zaś nie był usłużny Argi pogromca.
Ambrozyjskie, złociste, co lotem wiatru go noszą,
Również po wodzie, jak ziemi niezmiernéj; pochwycił za laskę
Czarodziejską; takową wzrok ludzi omamić potrafi,
Wedle swéj woli, lub śpiących napowrót zbudza do życia.
Szybko w pochodzie zdążywszy do Hellespontu i Troi;
Leci, podobnie jak młode pachole rodu możnego,
Które ma puszek na brodzie, a kwiat młodości w obliczu.
Oni gdy bokiem Ilosa mogiłę wielką minęli,
W rzece; już dawno zmrok się był na ziemi roztoczył.
Wówczas dopiero Keryx, gdy blizko Hermes był doszedł,
Dojrzał go wzrokiem i rzeknie zwróciwszy się do Priama:
„Dardanidesie uważaj; potrzeba nam wielkiéj rozwagi.
Uciekajmy więc szybko dopadłszy powózki, lub jego
Uchwyciwszy kolana błagajmy, ażeby miał litość“.
Tak powiedział, lecz starzec zupełnie się zmięszał z obawy,
Włosy po wszystkich członkach mu słupem się jeżą ze strachu;
Rękę staruszka pochwycił i rzeknie do niego pytając:
„Dokąd-że tak mój ojcze kierujesz muły i konie,
W ambrozyjskiej śród nocy, gdy ludzie snem spoczywają?
Czyliż się nie obawiasz Achajów co złością pałają,
Żeby cię który z nich ujrzał, śród czarnej nocy skrzydlatéj
Wiozącego te skarby, to cóż byś począł ze sobą?
Sam już młodym nie jesteś, a druh twój oto za starym,
Żeby cię bronić od męża, co pierwszy cię skrzywdzić zamierzy.
Innych odeprę, bo ledwie jak ojciec mi drogi się zdajesz“.
Rzeknie mu starzec w odpowiedź Priamos do bogów podobny:
„Wszystko to dziecko me drogie tak jest, jak oto powiadasz.
Widać atoli że ręka któregoś z bogów nademną,
Gwoli mojego zbawienia, z uroczą jak twoja postacią,
Oraz umysłem rozważnym; pochodzisz od szczęsnych rodziców“.
Rzeknie mu na to w odpowiedź usłużny Argi pogromca:
„Wszystko to starcze zaprawdę wyrzekłeś wedle słuszności.
Czyli gdzie skarby te oto wywozisz bogate i liczne
W strony dalekie do obcych, byś tyle choć sobie zapewnił,
Albo czy porzucacie już wszyscy świętą Ilionę,
Strachem przejęci, bo taki już poległ z mężów najlepszy,
Rzeknie mu na to w odpowiedź Priamos do bogów podobny:
„Kim że ty jesteś najlepszy i z jakich rodziców pochodzisz?
Że tak pięknie o zgonie biednego syna mi mówisz.“
Jemu zaś znowu odpowie usłużny Argi pogromca:
Częstoć onego na własne, śród walki dla mężów zaszczytnéj,
Oczy widziałem, i wtedy gdy pędząc ku szybkim okrętom
Strasznie mordował Argeiów, kalecząc ostrém żelazem.
Stojąc zdaleka się jemu dziwiliśmy; bowiem Achilles
Jego giermkiem bo jestem, i w jednym przybyłem okręcie;
Do Myrmidonów należę, rodzicem zaś moim Polyktor,
Człowiek zamożny i również jak ty staruszek sędziwy;
Synów ma sześciu u siebie, a jam z kolei jest siódmym;
Teraz w równinę od statków przybyłem; bo z rana samego
Pójdą do szturmu na miasto Achaje śmiało patrzący.
Przykrzy się bowiem im siedzieć nieczynnie i już ich niemogą
Dłużéj Achajów książęta powstrzymać, tak pragną potyczki“.
„Jeśli ty giermkiem jesteś Achilla Pelejadesa,
Zatém cię wzywam byś prawdę mi bez ogródki powiedział;
Jestli mój syn dotychczas przy statkach, czyli téż jego
Rozkrajawszy na członki swym psom wyrzucił Achilles.“
„Jeszcze go psy i ptaki staruszku mój nie pożarły;
Owszem leży on jeszcze przy Achillesowym okręcie,
Jak nietknięty w namiocie, i już dwunasta jutrzenka
Odkąd leży; nie gnije mu ciało, nie toczą go również
Wprawdzie go tamten w około mogiły druha drogiego
Włóczył okrutnie, dopóki nie wstała boska jutrzenka;
Ale go nie zbezcześcił, i sam byś mógł przybywając
Widzieć jak leży świeżutki, ze krwi obmyty zupełnie,
Które mu tylko zadano, bo wielu w nim broń utopiło.
Tak to bogowie szczęśliwi dzielnego syna ci strzegą,
Nawet gdy trupem już leży, bo wielce im w sercu jest drogim.“
Tak powiedział; ucieszył się starzec i rzeknie w odpowiedź:
Dary oddawać; toż nigdy mój chłopak, jeżelić go miałem,
Nie zapominał w domostwie o bogach, Olimpu mieszkańcach;
To téż go mają w pamięci, po doli nawet śmiertelnéj.
Teraz atoli ten kielich odemnie przyjmij wspaniały,
Póki do Pelejadesa namiotu bez szwanku nie zdążę.“
Rzeknie mu znowu w odpowiedź usłużny Argi pogromca:
„Kusisz mnie starcze jakoby młodego, atoli nie skłonisz,
Każąc bym po za Achillem od ciebie dary przyjmował.
Jego pokrzywdzić, by późniéj mi coś się złego nie stało.
Z chęcią bym ci towarzyszył choć aż do sławnego Argosu,
Bacząc na ciebie życzliwie, czy w łodzi, czy w pieszéj podróży;
Nikt przez lekceważenie méj pieczy, cię nie śmie zaczepić.“
Szybko rękami za batóg i lejce chwyciwszy ozdobne,
Dzielną odwagą i silą napełnił konie i muły.
Kiedy zaś doszli do baszt i przekopów co bronią okrętów,
Warty zastali, co właśnie się koło wieczerzy krzątały;
Wszystkich; bramy szeroko roztworzył i rygle odsunął;
Potém wprowadził Priama i dary wspaniałe na wozie.
Kiedy zaś do namiotu Pelejadesa zdążyli,
Wysokiego, co Myrmidonowie złożyli dla księcia,
Trzciny włosistéj dowolna skosiwszy na łąkach bagnistych;
W koło dla pana swojego obszerną zrobili komnatę
Z bali spojonych dokładnie, zaś wrota zasuwa jedyna
Zamykała świerkowa, we trzech ją wsuwali Achaje,
Inni, atoli Achilles i sam ją zakładać potrafił.
Otóż takową Hermejas opiekun otworzył dla starca,
Dary wspaniałe wprowadził dla Pelejona szybkiego;
Wreszcie na ziemię z powózki się zsunął i rzeknie te słowa:
Hermes, bo ojciec mnię tobie za opiekuna przeznaczył;
Teraz atoli się wracam napowrót i nie chcę na oczy
Stanąć Achillesowi, bo wcale by się nie godziło,
Żeby nieśmiertny bóg tak jawnie człekowi pomagał.
W ojca imieniu go błagaj i matki o pięknych warkoczach,
Oraz i dziecka własnego, byś serce poruszyć mu zdołał“.
Tak powiedziawszy napowrót na Olimp odchodzi wysoki
Hermes; Priamos atoli z powózki zeskoczył na ziemię,
Konie i muły; lecz starzec się wprost ku domu skierował,
Gdzie Achilles Diosa wybraniec spoczywał; w takowym
Zastał go; z dala druhowie siedzieli; we dwoje mu tylko
Awtomedon bohater i Alkim Aresa rówiennik
Jedząc i pijąc; i jeszcze gotowe stało nakrycie.
Weszedł niepostrzeżony sędziwy Priamos i zblizka
Dłońmi za nogi Achilla pochwycił i ręce całował
Groźne, morderstwem skalane, co wielu mu synów zabiły.
Popełniwszy zabójstwo w obczyźnie szuka schronienia,
W męża domostwie zamożném, a wszyscy nań patrzą zdziwieni;
Również Achilles na widok boskiego Priama się strwożył;
Inni się także strwożyli, nawzajem oczyma się mierząc.
„Pomnij na ojca twojego do bogów Achillu podobny,
Rówiennika mojego na progu nieszczęsnéj starości!
Może téż jego tak samo zamieszkujący w około
Gnębią, i niema nikogo, by chronić od grozy i smutku.
W duszy się cieszy, a przytém z dnia na dzień żywi nadzieję,
Syna lubego zobaczyć, od Ilion powracającego.
Ja zaś przybity nieszczęściem, spłodziwszy synów najlepszych
W Troi obszernéj, uważam że żaden się nie pozostał.
Dziewiętnastu się z nich urodziło z łona jednego,
Resztę mi zaś niewiasty poboczne w domostwie spłodziły.
Wielu z nich życia pozbawił w potyczce Ares okrutny;
Ten co jedyny pozostał i bronił mieszkańców i miasta,
Mego Hektora; dla niego przybywam do statków Achajskich,
By go wyprosić od ciebie, przynosząc okup niezmierny.
Lękaj się bogów Achillu i miejże litość nademną,
Pomnąc na ojca twojego; jam bardziéj godzien litości;
Męża co dziecko mi zabił do ust mych rękę podnosząc.“
Tak powiedział; onemu tęsknotę za ojcem pobudził;
Zatém chwyciwszy za rękę łagodnie starca odsunął.
Mając więc oba na myśli, ten męża mordercę Hektora,
Tamten za ojcem płakał Achilles, a znowu czasami
Za Patroklem i obu lamenty się w domu wznosiły.
Kiedy nareszcie się boski do syta wypłakał Achilles,
[Oraz i żalu pragnienie mu z piersi i członków ustąpi],
Zdjęty litością nad głowy siwizną i brodą sędziwą,
Wreszcie do niego przemawia i w lotne odezwie się słowa:
„Biedny! zaprawdę przeliczne boleści w sercu przeniosłeś.
Jakżeś się zdobył by sam przybywać do statków Achajskich,
Synów ci zabił; zaprawdę u ciebie serce żelazne.
Teraz atoli na krześle spoczywaj, boleści zaś wreszcie
Dajmy się w piersiach ukoić, acz srodze żalem zgnębieni.
Na nic się bowiem dobrego ten smutek zamarzły nie przyda,
Żywot w boleści przepędzać; lecz sami są wolni od smutku.
Dwoje beczek albowiem się mieści w progach Diosa,
Z których się dary szafują, to zgubne, a z drugiéj zbawienne;
Komu więc Kronid co w gromach lubuje namięsza pospołem,
Komu zaś tylko z fatalnych udziela, piętnuje go hańbą;
Ciężka takiego niedola po boskiéj pędzi ziemicy;
Bez uznania żadnego u bogów i ludzi się błąka.
Takoż i na Peleja bogowie swe dary sypali
Powodzeniem, bogactwem i rządził Myrmidonami;
Wreszcie choć śmiertelnemu, boginię na żonę oddali.
Ale do tego i złego mu bóg dołożył, bo wcale
Brakło mu rodu synów na zamku do rządów sposobnych.
Starzejącemu pomagać nie mogę, bo zdala ojczyzny
Siedzę na ziemi Trojańskiéj na twoją i synów twych zgubę.
Przecież słyszałem o starcze, iż dawniéj byłeś zamożnym;
Ile się mieści w granicach Lesbosu, Makara siedzibie,
W takich granicach o starcze słynąłeś bogactwem i dziećmi.
Kiedy zaś Uraniony tę klęskę na ciebie zesłali,
Ciągle w około grodu masz bitwy i mężów zabójstwa.
Zatém cierpliwie to przenieś i w sercu się nie gryź bez przerwy.
Ani go wskrzesisz, a jeszcze zmartwienia sobie przyczynisz.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Priamos boski staruszek:
„Nie każ mi z boga zrodzony zasiadać na krześle, dopóki
Hektor niepochowany w namiocie leży; lecz prędzéj
Mnogi co tobie przynoszę, używaj onego i wracaj
Nazad ku ziemi ojczystéj, gdyś przedtém na to pozwolił,
[Żebym przy życiu pozostał i światło słońca oglądał].“
Spoglądając ponuro mu szybki odpowie Achilles:
Tobie Hektora wyzwolić, i poseł od Zewsa mnie naszedł,
Matka, co mnie rodziła, córeczka starca morskiego.
Dobrze ja widzę Priamie w umyśle, nie uszło mi wcale,
Jako cię któren z bogów do statków zawiódł Achajskich.
Wejść do obozu, przed strażą się ukryć, ani téż rygli
Łacno by nie potrafił usunąć od naszych podwoi.
Zatém już więcéj mi bólu nie wzbudzaj w sercu strapioném,
Żebym ci starcze bytności w namiocie nie wzbronił, choć błagasz
Tak powiedział, staruszek się strwożył i mowy usłuchał.
Wtedy z namiotu Pelejdes, jak lew ku wrotom poskoczył,
Ale nie sam, bo za nim się dwóch towarzyszów posuwa,
Awtomedon bohater i Alkim, których najwięcéj
Oni natedy z pod jarzma wyprzęgli konie i muły,
Zaś keryxa głośnego, starego króla prowadząc,
Umieścili na krześle, a w końcu z wozu gładkiego
Znoszą okup ogromny za głowę Hektora boskiego.
Żeby zwłoki pokrywszy uczciwie do domu je zwrócić.
Wywoławszy służące namaścić i myć je kazali,
Usunąwszy je na bok, by syna Priamos nie ujrzał;
Żeby téż w sercu zbolałém powściągnąć gniewu, na widok
Jego nie zabił i przez to wyroków Diosa nie złamał.
Trupa służące umywszy i namaściwszy oliwą,
Otulili w około chitonem i piękną oponą,
Dźwignął go potém Achilles i sam go złożył na marach,
Jęknął potém Achilles i woła na druha lubego:
„O Patroklu nie gniewaj się na mnie, jeżeli się dowiesz
Chociaż i w Hadzie będący, żem oddał boskiego Hektora
Ojcu drogiemu, bo tenże mi okup dał niepomierny.
Rzekłszy tak do namiotu powrócił boski Achilles;
Siadł na krześle misterném, z którego dopiero był powstał,
W końcu przeciwnym namiotu, i mowę do Priama zwraca:
„Syna ci wyzwoliłem, o starcze, jak tego żądałeś;
Biorąc go będziesz oglądał; a teraz gotujmy wieczerzę.
Pięknych warkoczów Niobe wszak téż pamiętała o strawie,
Chociaż jéj dzieci dwanaście zginęło śmiercią w domostwie,
Córek nadobnych sześcioro i sześciu synów mołojców.
Rozgniewany, a tamte Artemis co strzałą się cieszy,
Z tego powodu że równą się Lecie Niobe mieniła;
Tamta, mówiła, dwóch, ja sama zaś wielu zrodziłam;
To téż te bogi, choć tylko we dwoje, ich wszystkich zabili.
Ktoby pochował, bo Kronid kamienie z ludzi uczynił;
Wreszcie ich bogi niebiańskie w dziesiątym dniu pochowali.
Pamiętała jednakże o strawie, gdy płakać przestała.
Teraz to między skałami lub samotnemi górami,
Nimfy, co na Achelosa wybrzeżach tańce zawodzą;
Tam aczkolwiek z kamienia się trawi karami boskiemi.
Zatém i my pamiętajmy o strawie, o starcze wspaniały;
Później na nowo za synem kochanym wypłakać się możesz,
Rzekł i zerwawszy się, owcę bieluchną szybki Achilles
Zabił, druhowie ze skóry obdarłszy sprawili ją dobrze,
Pokrajawszy w kawałki na rożnach poosadzali,
Potém upiekli starannie i z rożen ściągnęli napowrót.
Pięknych im pozastawiał, a mięso podzielił Achilles.
Oni do przygotowanéj sięgają rękami zastawy.
Kiedy zaś jadła i picia wszelkiego mieli do syta,
Wtedy Priamos Dardanid się nad Achillem dziwował,
Zaś Achilles Priama Dardanidesa podziwiał,
Patrząc na zacne oblicze i słów poważnych słuchając.
Kiedy zaś już dowolna widokiem się wspólnym nacieszą,
Pierwszy przemówił Priam sędziwy do bogów podobny:
Snu błogiego zażywać udając się na spoczynek.
Jeszczem bowiem ni razu nie zamknął oczów powiekę,
Odkąd życie utracił mój syn pod dłońmi twojemi;
Ale jęczę bez przerwy i trawię żałobę niezmierną,
Teraz atoli zażyłem i strawy i winem wyborném
Gardło zwilżyłem, bo wprzódy nie kosztowałem bynajmniéj.“
Rzekł; towarzyszom Achilles i niewolnicom nakazał
Łoża w przedsionku postawić i piękne kobierce narzucić
Wreszcie i dery włosiste do przykrywania rozciągnąć.
One wychodzą z szałasu pochodnie w rękach trzymając,
I krzątając się szybko ładują łoże podwójne.
Wtedy żartując do niego się szybki odezwie Achilles:
Z rajców Achajskich tutaj nie nadszedł, co zawsze cię do mnię
Schodzą by radę odbywać, bo tak zwyczajnie się dzieje;
Żeby cię któren z takowych wśród ciemnéj nocy zobaczył,
Wnet Agamemnonowi wodzowi narodów by doniósł,
Teraz atoli mi powiedz i prawdę całą wygłaszaj,
Ile téż dni przeznaczacie na obrząd żałobny Hektora,
Żebym tak długo i sam zaczekał, i wojsko powstrzymał.“
Boski starzec Priamos mu na to rzeknie w odpowiedź:
Czyniąc to dla mnie Achillu życzliwie ze mną postąpisz.
Wiesz jak w mieście jesteśmy zamknięci, a drzewo z daleka
Z gór sprowadzać musimy; Trojanie zaś wielce strwożeni.
Przez dni dziewięć bym pragnął go opłakiwać w domostwie,
Wreszcie zaś jedenastego mogiłę by można usypać.
Dwunastego się bijmy na nowo jeżeli tak trzeba.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Achilles boski najszybszy:
„Niechże tak będzie, o starcze Priamie, jak sobie ty życzysz;
Tak swą mowę zakończył i rękę staruszka na zgięciu
Prawą pochwycił, by wszelką obawę mu w duszy usunąć.
Oni więc tamże w przedsionku namiotu się spać położyli,
Keryx i starzec Priamos, rozumni i zawsze przytomni.
Mając na łożu przy sobie Bryzejdę o piękném obliczu.
Tak więc inni bogowie i męże przy wozach walczący
Całą noc spoczywali zmorzeni snem błogodajnym;
Tylko na pocieszyciela Hermeja się sen nie opuścił,
Mógł wyprawić z okrętów, tajemnie przed bramy stróżami.
Stanął mu więc nad głowami i rzeknie do niego tę mowę:
„Niczém się widać nie troszczysz o starcze, kiedy spokojnie
Między wrogami spoczywasz, gdy ciebie oszczędził Achilles.
Ale za twoje życie by trzykroć tyle oddali
Pozostali synowie, natenczas gdyby Atrydes
Agamemnon to wiedział i wszyscy Achaje wiedzieli.“
Tak powiedział; przestraszył się starzec i zbudził keryxa
Szybko takowe popędził przez obóz, i nikt nie zuważył.
Ale stanąwszy przy brodzie powabnie rzeki płynącéj,
[Xantha wirującego, co rodził go Zews nieśmiertelny],
Wtedy Hermeias napowrót się udał na Olimp wysoki;
Oni zaś w miasta kierunku pędzili z boleścią i płaczem
Konie; muły zaś trupa dźwigały. Atoli nikt inny
Nie zmiarkował, czy z mężów, czy z kobiet strojnych ozdobnie;
Jednakowoż Kassandra, podobna do złotéj Kiprydy,
Stojącego w powózce, z keryxem głośnym po mieście;
Trupa zaś widzi jak leżał na marach mułami ciągnionych;
Wtedy się płaczem zanosi i głośno po mieście zawoła:
„Chodźcież Trojanie, Trojanki, coprędzéj by widzieć Hektora,
Wracał; zaprawdę on był radością dla miasta i ludu.“
Tak mówiła; lecz w grodzie się żaden mąż nie pozostał,
Ani kobieta; bo wszystkich niezmierna ogarnia żałoba;
Blizko się zeszli przy bramie ze starcem co trupa przywoził.
Włosy targały, do wozu potoczystego się cisnąc,
Obejmując mu głowę; a tłumy płaczące czekały.
Wtedy by cały przez dzień aż do zachodu słoneczka,
Byli płakali przy bramie żałośnie nad zgonem Hektora,
„Dajcie mi tylko z mułami przejechać; następnie możecie
Lamentować dowolna, gdy jego do domu wyprowadzę.“
Rzekł; a wtedy się oni rozstąpią cofając przed wozem
Wprowadziwszy go więc do zamku sławnego, następnie
Którzy mieli rozpocząć żałobne śpiewy i treny;
Oni więc pieją żałośnie, kobiety im płaczem wtórują.
Andromacha nadobna wśród nich lamenty poczyna,
Głowę Hektora co męże morduje objąwszy rękoma:
W zamku zostawiasz; a dziecko tak bardzo jeszcze młodziutkie
Któreśmy biedni we dwoje spłodzili; nie sądzę by dojrzał
Wieku męzkiego; bo pierwéj to miasto począwszy od szczytu
Runie; bo ciebie już niema na straży, coś grodu samego
Pewno je wszystkie niebawem wywiozą w obszernych okrętach,
Mnię z innemi, lecz ty me dziecko pójdziesz zapewne
Za mną, tam gdzie cię czeka sromotna praca, pod okiem
Pana twardego się męczyć; lub może któren z Achajów
Z gniewu, dlatego że ongi mu Hektor brata zmordował,
Albo téż ojca lub syna, bo wielu bardzo z Achajów
Pod rękoma Hektora zginąwszy gryźli kurzawę.
Miękkim albowiem nie był twój ojciec w groźnéj potyczce;
Zgotowałeś ty straszną żałobę i smutek rodzicom,
O Hektorze, lecz gorżka najwięcéj mnię boleść dotyka,
Aniś mi bowiem twéj dłoni nie podał na łożu śmiertelném,
Ani téż słowa mądrego nie wyrzekł, nad którém bym ciągle
Tak mówiła ze łzami; niewiasty jéj w skardze wtórują.
W obec nich znowu Hekabe rozpocznie gorżkie lamenty:
„O Hektorze, najdroższy mi w sercu ze wszystkich mych synów,
Pókiś mi jeszcze był żywym, jak miłym byłeś dla bogów;
Innych ci bowiem mych synów, najszybszy w biegu Achilles
Sprzedał, którego pochwycił, i wysłał za morze niepłodne,
Albo do Samos lub Imbros, lub dziką Lemnosu krainę;
Ciebie zaś kiedy cię życia pozbawił kończystém żelazem,
Druha, którego zabiłeś; lecz mimo to wskrzesić nie zdołał.
Teraz, jakżeby co tylko zabity i świeży w domostwie
Leżysz, podobnie jak ten, którego srebrnołuczysty
Zabił Apollon łagodnym pociskiem, do niego podchodząc.“
Trzecia z kolei Helena się przy nich ze skargą odezwie:
„O Hektorze, najmilszy mi w sercu z braci mężowskich,
Wszakci on teraz mój mąż Aleksander do bogów podobny,
Któren mnię zawiódł do Troi; o czemuż mi zginąć nie przyszło!
Odkąd uszedłam rzucając ojczyznę własną; jednakże
Nie usłyszałam przykrego lub złego słowa od ciebie;
Owszem, jeżeli kto inny mnię w zamku słowem połajał,
Z szwagrów, lub męża rodzeństwa, lub strojnych szwagrów małżonki,
Tyś usiłował natenczas namową jego powstrzymać,
I pobłażliwym umysłem i twemi dobremi słowami.
To téż płaczę nad tobą i sobą nieszczęsna w żałobie;
Inny się bowiem już dla mnie w obszernéj Troi nie znajdzie,
Tak mówiła ze łzami, a tłumy niezmierne jęczały.
Starzec sędziwy Priamos do ludu rzeknie te słowa:
„Teraz mi drzewo Trojanie przed miasto przywożcie, a w duszy
Chytréj zasadzki Argeiów nie bójcie się; bowiem Achilles,
Ze nam szkodzić nie będzie aż Eos dwunasta się zjawi.“
Tak powiedział; lecz oni do wozów muły i woły
Wprzęgli i szybko się potém przed miastem do kupy zebrali.
W ciągu dziesięciu dni moc drzewa niezmierną zgromadzą.
Wtedy wynieśli Hektora dzielnego łzy wylewając.
Zwłoki na stosa wierzchołku złożywszy, zarzewie rzucili.
Kiedy się ranna jutrzenka o palcach różanych zjawiła,
Naród w około stosu Hektora sławnego się zebrał.
Najprzód ognisty stos ugasili winem przeczystém
Cały, gdzie tylko potęga zarzewia sięgała; zaś potém
Kości zbielałe zebrali druhowie z braćmi pospołem,
Żale zawodząc i łzami częstemi lica zwilżając.
I przykryli miękkiemi szatami purpurowemi;
Szybko je potém spuściwszy do grobu wązkiego, po wierzchu
Nagromadzili głazy ogromne jeden przy drugim;
Potém sypali pospiesznie mogiłę; a wszędy siedziały
Usypawszy mogiłę wrócili, atoli następnie
Zgromadzeni w porządku, zasiedli do hucznéj biesiady
W Priamosa domostwie, książęcia rodu boskiego.
Tak uczcili pogrzebem Hektora koni poskromcę.
Wezwanie muzy. — Chryzes kapłan Apollina w skutek zniewagi od Agamemnona doznanéj wzywa pomsty boga, któren celem ukarania nawiedza wojska zarazą. — Kalchas na zgromadzeniu wodzów tłómaczy powód gniewu Apollina i podaje sposób przebłagania boga. — Kłótnia Achilla z Agamemnonem. — Nestor daremnie namawia do zgody. — Agamemnon oddaje córkę Chryzejowi, ale w miejsce jéj odbiera Achillesowi Bryzeidę. — Thetys obiecuje Achillowi zadośćuczynienie za doznaną zniewagę. — Chryzeida wraca do ojca. — Zews przyrzeka Thetydzie, że Achajów ciągłą klęską nawiedzać będzie, zanim Achilla nie przebłagają. — Swary Zewsa z Herą. — Hefestos ich godzi.
Zews zwodzi Agamemnona złudném widzeniem nocném. — Agamemnon zwoławszy zgromadzenie namawia do odwrotu. — Odyssej za poradą Atheny wstrzymuje odwrót wojska, przyczém wymierza karę na Therzyta, w końcu Achaje postanawiają, daléj walkę i oblężenie prowadzić. — Kalatog, czyli spis wojska i dowódców Achajskich. — Wyliczenie wojska Trojańskiego.
Parys wyzywa najlepszych wojaków Achajskich do boju, ale się zaraz cofa na widok Menelaja. — Zgromiony przez Hektora postanawia walczyć z Menelajem. — Wojska zawierają rozejm i przymierze, że ta walka ma o losie całéj wojny rozstrzygać. — Dla potwierdzenia przymierza i odbycia należnych ofiar, sprowadzają Priama z Troi. — Przebieg walki. — Afrodyte zwyciężonego Parysa unosi. — Sprzeczka Parysa z Heleną. — Agamemnon domaga się wykonania przymierza.
Here otrzymuje od Zewsa wyrok do dalszego ciągu walki. — Athene uwodzi Pandara do złamania rozejmu. — Menelaj raniony przez Pandara. — Wojna się rozpoczyna na nowo. — Agamemnon przebiega szeregi wojska. — Krwawa bitwa z współudziałem bogów.
Athene skłania Aresa do opuszczenia pola bitwy. — Bohaterskie czyny Diomeda. — Zabija Pandara, walczy z Eneaszem, ale Afrodyte pragnie syna swego wybawić; na to Diomed ją zaczepia i rani; Afrodyte się chroni do Olimpu, gdzie ją matka Dione leczy. — Apollon wybawia Eneasza, i zwraca Aresa na pole bitwy; w skutek tego i wystąpienia ponownego Eneasza szala zwycięztwa przechyla się ku Trojanom. — Wtedy Here i Athene przybywają na pomoc. — Diomed z pomocą Atheny zaczepia i rani Aresa, któren uchodzi do Olimpu, poczem obie boginie opuszczają pole bitwy.
Wojska Trojańskie ustępują. — Za poradą Helenosa Hektor namawia swą matkę do ofiar i modłów na cześć Atheny. — Spotkanie Diomeda z Glaukiem i rozmowa dwóch bohaterów. — Modły Trojańskich niewiast do Atheny. — Hektor nakłania Parysa do dalszéj walki. — Spotkanie i rozmowa Hektora z Andromachą. — Hektor z Parysem wracają na pole bitwy.
Za poradą Apollina i Atheny, Helenos namawia Hektora by najdzielniejszych z Achajów do walki wyzywał. — Menelaj się stawia, ale mu Agamemnon nie dozwala. Zatém dziewięciu innych się ofiaruje do walki. — Los pada na Ajaxa Telamończyka. — Walka pomiędzy niemi pozostaje bez skutku. — Rozprawy rady wojennéj Achajów i Trojan. — Zawarcie rozejmu dla pochowania poległych. — Achaje swój obóz morski otaczają murem obrończym, ale wywołują przez to gniew Pozejdona.
Zews zakazuje bogom brania udziału w bitwie. — Przypatrując się ze szczytów Idy walczącym, odważa ich losy, a szala na korzyść Trojan się przechyla. — Wojska Achajskie w odwrocie; Athene prosi daremnie Pozejdona, by Achajom pomagał. — Agamemnon zachęca swe wojska do walki; po chwilowéj korzyści cofają się znowu w skutek napaści Hektora. — Here i Athene chcą Achajom dopomódz , ale Zews każe im wracać z pola bitwy i surowo je gromi. — Dopiero z nadeszłą nocą walka ustaje. — Trojanie obozują w równinie.
Agamemnon radzi zaniedbanie oblężenia. — Nestor i Diomed się temu sprzeciwiają. — Nestor doradza poselstwo do Achillesa, by go do udziału w bitwie nakłonić. — Agamemnon oświadcza swą gotowość oddania Bryzejdy, a obok tego bogate ofiaruje podarunki dla Achillesa. — Poselstwo do Achillesa, mowy Nestora, Fojnixa i odpowiedź Achillesa, któren wszelkiéj pomocy odmawia. — Wodzowie Achajscy w skutek tego upadają na duchu, ale Diomed im odwagi dodaje.
Agamemnon, Diomed i Nestor obchodzą w nocy obóz. — Diomed ofiaruje się pójść z Odyssejem na zwiady, by wymiarkować zamiary i rozstawienie wojska Trojańskiego. — W drodze chwytają Dolona, którego Hektor w tymże samym celu ku obozowi Achajskiemu był wysłał. — Dolon dla ratowania życia wyjawia całe położenie wojsk Trojańskich; mimo to go zabijają. — Napaść na oddział Rhezona i wymordowanie takowego; zdobycz koni Rhezona; powrót do obozowiska.
Trojanie dostawszy się aż do murów Achajskich, postanawiają szturmem takowe zdobyć według planu Polydama. — Azyos pierwszy usiłuje się wcisnąć do muru, ale go Lapity odpierają. — Ajaxowie bronią przystępu do murów przeciw napaści Glauka i Sarpedona, któren jednakże w końcu, pierwszego wyłomu w murze dokonuje, po czem Hektor bramę rozwala, a Trojanie w ślad za nim wpadają do obozu Achajskiego.
Nestor zajęty opatrunkiem Machaona wychodzi z namiotu zbadać jak stoją rzeczy, a spotkawszy się z rannymi Agamnonem, Odyssejem i Diomedem, naradza się z niemi co począć. — Agamemnon doradza ucieczkę, Odyssej i Diomed się temu sprzeciwiają, a Pozejdon w postaci staruszka dodaje Achajom odwagi — Here w celu omamienia Zewsa pożycza przepaski od Afrodyty, i sprowadza Sen, by uśpił jej małżonka. — Pozejdon odebrawszy od Hery wiadomość o uśpieniu Zewsa, prowadzi Achajów do walki; Hektora ugodzonego przez Ajaxa wynoszą z potyczki. — Trojanie wyparci z obozu, cofają się, Ajax Oilej puszcza się za niemi w pogoń.
Zews przebudziwszy się, spostrzega natychmiast co się stało. Wpada z okrutnym gniewem na Herę, i wysyła natychmiast Irydę i Apollona by Trojan wspomagać. — Mars dowiedziawszy się o śmierci swego syna Askalafosa, chce go natychmiast pomścić, ale go Athene wstrzymuje. — Apollon uzdrawia Hektora, któren powraca do walki i za pomocą Apollina wkracza ponownie pomiędzy okręty Achajskie. — Patroklos opuszcza rannego Ewrypila i błaga Achilla o pomoc. — Achaje bronią okrętów, Hektor zapala okręt Protezylaja; Ajax broni zacięcie statków.
Patroklos prosi Achilla by mu pożyczył swéj zbroi, celem odparcia Trojan. Achilles przystaje pod warunkiem, że tylko wypędzi Trojan od okrętów, ale ich nie będzie ścigał ku Ilionie, i wysyła go na czele Myrmidonów. Trojanie sądząc że to Achilles przybywa, uciekają. — Patroklos zabija Sarpedona. — Walka koło zwłok Sarpedona. — Patroklos upojony zwycięztwem ściga Trojan; Apollo nadchodzi, rozbraja Patrokla; Euforbos go rani, Hektor dobija i puszcza się za Aumedontem, któren ucieka z końmi Achilla.
Menelaj zabija Euforba i wzywa na pomoc Ajaxa celem obrony zwłok Patrokla. — Hektor ustępuje chwilowo przed Ajaxami, ale wkrótce wznawia walkę. — Achaje bronią rozpaczliwie zwłok Patrokla. — Konie Achilla opłakują zgon Patrokla. — Hektor z pomocą Eneasza nadaremnie się stara pochwycić konie Achilla. — Achaje poczynają się cofać, ale Zews przebłagany przez Ajaxa dodaje im odwagi. — Menelaj wysyła Antylocha, by zawiadomić Achilla o śmierci Patrokla. — Merion i Menelaj unoszą zwłoki Patrokla.
Rozpacz i lamenty Achilla. — Thetyda przybywa go pocieszać i obiecuje mu nową zbroję umyślnie przez Hefesta sporządzoną; w tym celu udaje się zaraz do Hefesta. — Achilles tymczasem wychodzi z namiotu i odstrasza Trojan okrutnemi krzykami. — Trojanie się naradzają co począć. — Achaje przez całą noc opłakują Patrokla. — Przyjęcie Thetydy u Hefestosa. — Opis tarczy Achilla.
Thetyda przynosi Achillowi nową zbroję. — Achilles wyrzeka się gniewu i chce natychmiast walkę rozpocząć. — Wodzowie Achajscy chcą mu najprzód złożyć zadośćuczynienie, oddają mu podarunki i przyprowadzają Bryzejdę, która wywodzi żale nad Patroklem; Achilles na nowo oddaje się swemu smutkowi, ale go Athene pokrzepia. — Xanthos, rumak Achilla przepowiada mu szybki zgon, ale Achiles postanawia mimo to walczyć, by pomścić zgon przyjaciela.
Zews dozwala bogom wmięszać się do walki; Ares i Athene dają hasło, a bogowie w przeciwnych szeregach stawają, stosownie do tego, którzy Achajom, a którzy Trojanom sprzyjają. — Apollo nakłania Eneasza do walki z Achillem; po naradzie co do tego bogowie postanawiają zachować się biernie w téj walce, w końcu jednakże Pozejdon wybawia Eneasza unosząc go w powietrzu. — Hektor godzi na Achilla, ale Athene dzidę odtrąca, Apollon zaś Hektora ukrywa, tak że go Achilles nie może dosięgnąć. — Achilles pociesza się, sprawiając okropną rzeź pomiędzy wojownikami Trojańskiemi.
Trojanie przed Achillem w popłochu uciekają aż do Xanthosa, wielu wpada w rzekę, Achilles ich morduje, a dwunastu żywych chwyta. — Gniew Xanthosa. — Walka boga rzecznego z Achillem, zalewa go nurtami; Achilles mimo pomocy Atheny i Neptuna w największem niebezpieczeństwie; wreszcie Hefestos na rozkaz Hery staje do walki z Xanthem i całą rzekę płomieniem wysusza. — Pojedyncze walki bogów między sobą, po których na Olimp wracają, Apollo do Iliony. — Broniąc Achillowi przystępu do Iliony, wysyła przeciw niemu Agenora; gdy ten Achillesowi podołać niemoże, ukrywa go Apollon w mgle, a sam w postaci Agenora udaną ucieczką zwodzi Achilla, by go odwieść od bram trojańskich. W ciągu tego wojsko Trojańskie do Iliony się chroni.
Achilles zmiarkowawszy podstęp Apollina nawraca ku Ilionie. Na widok jego i Hektora stojącego zewnątrz bramy, Priam zaklina Hektora, by się schronił do miasta, Hekabe toż samo. Mimo to Hektor postanawia walczyć; w chwili jednakże stanowczéj traci odwagę i ucieka, aż wreszcie Athene w postaci Deifoba dodaje mu odwagi. — Ostateczna walka Hektora z Achillem i pokonanie pierwszego; ostatnie słowa i śmierć Hektora. — Tryumf wojsk Achajskich, lamenty Priama, Hekaby i Andromachy.
Przygotowanie do pogrzebu Patrokla, ułożenie stosu i spalenie zwłok. — Turnieje wyprawione na cześć Patrokla. — Wyścig na wozach, rozdanie nagród; bitwa na pięści, mocowanie, wyścigi piesze, walka ostra na dzidy i miecze. Rzucanie kulą żelazną, strzelanie z łuku, rzucanie dzirydami.
Po skończonych uroczystościach pogrzebowych, Achilles lamentuje nad utratą Patrokla i jeszcze się pastwi nad zwłokami Hektora. — Bogowie się litują i w końcu Zews nakazuje Thetydzie, by ona skłoniła syna do oddania zwłok za wykupem. — Iryda z polecenia Zewsa namawia Priama, by się sam udał do Achilla. — Odbycie drogi Priama do obozu z pomocą Hermesa. — Rozmowa Priama z Achillem; odwiezienie zwłok do Troi; lament narodu, Andromachy, Hekaby, Heleny. — Pochowanie zwłok Hektora.
- ↑ L’Iliade d’Homère, texte grec etc.... par Alexis Pierron. Paris 1869 (Hachette).
- ↑ De Aristarchii studiis Homericis (Regimontii 1833 Borntraeger). Quaestiones Epicae Regimontii 1832 (Id.)
- ↑ Homeri Ilias etc. Venetiis 1788 (Coleti).
- ↑ Prolegomena ad Homerum etc. Halle 1859.
- ↑ Macaulay: Essay on Moores Life of Byron, I. p. 327. (ed. Tauchnitz).