Józki, Jaśki i Franki/Rozdział dziewiętnasty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Józki, Jaśki i Franki
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1911
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY.
Listy. — Kochani rodzice, czego i wam życzę. — Pan nie
umie listów pisać. — Echo domu.

Nie można pisać o kolonii i nie wspomnieć choćby w krótkości o listach. Toć codziennie choć kilku chłopców listy otrzymuje, a piszą je z wielkim hałasem, wielkiemi przygodami i licznemi skargami raz jeden w tygodniu.
— Proszę pana, on zabrał mi pióro, nie chce dać atramentu, zamazał, kleksa zrobił, pcha się, przeszkadza, zagląda...
Kto wie, jak trudno dwom chłopcom przy stole zgodnie się posługiwać jednym kałamarzem, ten kłótnie przy pisaniu listów musi uważać za tak naturalne, jak zamykanie oczu, gdy się zasypia, lub wycieranie nosa, gdy się ma katar.
— Proszę pana, on mnie ciągle trąca.
— Ja go wcale nie trącam, tylko on pisać nie umie, kozaków nasadził i teraz mnie się czepia.
— Proszę pana on pisze: kochani rodzice, czego i wam życzę, — a nie napisze: jestem zdrów.
— Bo mi się tak podoba, a ty sobie odejdź.
Zaglądanie do cudzych listów nie należy do dobrego tonu, ale opuszczanie: jestem zdrów, jest upodobaniem co najmniej dziwnem.
— Proszę pana, ile ja ważę, bo zapomniałem a chciałem napisać.
I pisze zadowolony:
„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Jestem zdrów, ważę 57 funtów i chodzę do lasu i kąpię się i jestem zdrów“.
— Głupi, dwa razy pisze, że jest zdrów.
— No to co? Bo zapomniałem...
I tu jak w Michałówce, ten i ów zwraca się do pana z prośbą o napisanie listu.
— Nie chodź do pana, pan tak zmęczy, jak ma list napisać.
Ale Tomek woli — bo będzie ładniej.
— Napisać, że cię kucharka pomywakiem z kuchni wygoniła?
— Nie, tylko, że grzyby w kuchni suszę.
— A że ci dyżurny kazał śmieci w zupę nawkładać?
— Eee, takie głupstwa.
— A że rwałeś ostrą trawę i palec skaleczyłeś?
— Ooo, biedne dzidzi, w paluszek mu się kukusiu zrobiło.
— Odejdź że! — Tomek jest już zły, że poszedł do pana.
— A bratu się w liście pokłonić?
— Eee, kłaniać mu się tam znowu.
— A może ucałować?
— Jeszcze czego?
Ten pan zupełnie listów pisać nie umie. Najlepiej iść do pana, żeby poliniował, a potem poprosić chłopaka...
Stefan Frankowski pisze, a Kazik Frankowski chodzi mu pióro maczać — i ani się biedak nie domyśla, że brat kreśli na niego fatalny akt oskarżenia:
„Kochani Rodzice, jesteśmy zdrowi, ja ważę 59 funtów, a Kazik 52, i Kazik źle się sprawuje. Jemy 5 razy dziennie, i Kazik lata za chłopakami i woła: „ośla głowo“ i wszystkich zaczepia, i Piechowicz chce go oddać do sądu. Czy Jadzia jest zdrowa i niech mama napisze, żeby był grzeczny. Do widzenia“.
A ukończywszy list, Stefan powiada:
— Poczekaj, dostaniesz ty od mamy.
Różne nowiny są w listach dzieci:
Chodzimy na jagody, — śpiewamy, a pan B. gra na skrzypcach, — sypialnia jest taka czysta, że ani jednej pluskwy niema w łóżku, — dostałem 5 ze sprawowania, — mięso tu się i co dzień, tylko w piątek to się nie i mięsa.
„Widywamy się ze Stachą, — pisze Janek, — Stacha odebrała wczoraj list i przybyło jej cztery fonty i całuję ręce tatusia i mamusi 100,000.000 razy“.
Są i skargi w listach: chłopcy się przezywają, biją, domki psują. Smutno mi przez mamy i przez taty.
Są pytania w listach: czy stryjo znalazł robotę, czy Maniusi wrzód pękł, czy Januś jest już zdrów, czy były już chrzciny i jak się malutki nazywa?
Są w listach i zlecenia: niech Wicuś nie pisze, bo go nie mogę przeczytać, — niech Polek przyniesie mi na stacyę nową czapkę — niech mama pokłoni się wszystkim z całego korytarza. — A pułkownik Suchta zapytuje, czy Karola zmienia książki w czytelni, bo jak nie, to niech go wypisze z czytelni, bo nie wolno dłużej jak dwa tygodnie, książek trzymać.
W listach rodziców są rady i napomnienia: bądź grzeczny, słuchaj się pana, — i wiadomości, najczęściej wesołe, żeby dzieciom nie psuć zabawy.
Tatuś zdrowszy, Maniek pracuje i ma obiecane pięć rubli na miesiąc, — a Władzia pisała do Kielc, żeby Karol przysłał buty na zimę, bo te są już podarte i zimy nie przetrzymają.
Czasem tylko: moje zdrowie niebardzo, — użali się matka, — państwu Szpakowskim umarł ten maluchny chłopczyk; — i troskliwe pytanie: czy ci nie smutno, nie tęskno za domem?
Czasem w domu ktoś tęskni.
— Wracaj już, — pisze z Warszawy Stefan do brata — bo nie mam się teraz z kim bić.
Raz Jakubowski, i o tem osobno się wspomnieć godzi, napisał, że jest mu wesoło, tylko czasem wieczorem „nawiedza go tęsknota, myśli lecą do ukochanych“.
Ach, jak niecierpliwie chłopcy oczekują listów z domu.
Kiedy trzej bracia Gajewscy otrzymali kartę, każdy chciał ją pierwszy przeczytać, — pobili się, kartę rozdarli, potem się dopiero pogodzili, — złożyli ją i przeczytali nie bez trudu, bo była zgnieciona.
Boćkiewicz kładąc się do łóżka, co wieczór to samo pytanie zadaje:
— Proszę pana, pan znowu powie, że ja jestem nieznośny nudziarz i że pan już ze mną nie może wytrzymać, ale niech pan powie, jak się panu zdaje: czy ja jutro dostanę list?
— Pięć listów jutro dostaniesz, tylko kładź się prędzej i śpij.
— Pan tak mówi tylko, żeby się odemnie odczepić, — ciągnie Bociek, uklepując już po raz dziesiąty poduszkę i prostując jakąś fałdę na prześcieradle.
Aż dopiero chłopak który huknie na niego:
— Bociek, położysz ty się czy nie? Przez niego pan bajki nie może zacząć!
Podczas pisania listów obowiązkowo ktoś co tydzień wylewa atrament. W drugim tygodniu wylał atrament Balasiński, ten sam, który w wojnie pierwszy się rzucił do ataku.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.