Józki, Jaśki i Franki/Rozdział piąty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Józki, Jaśki i Franki |
Wydawca | J. Mortkowicz |
Data wyd. | 1911 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
przepis na budowanie domków z piasku. — Narodziny,
rozwój, zagłada.
Na górce, koło dzikiej gruszy, w ubiegłym sezonie wznosiła się groźna forteca. Jakkolwiek już dwa tygodnie upłynęły od ostatnich bojów, i niejeden deszcz zmywał dumną twierdzę, — doskonale się zachowały jej wały i rowy; widnieje jeszcze kopiec pułkownika Suchty, część pierwszego i cały fort drugi, i chłopcy uczą się dawać nurki z wałów i pływać tu na piasku.
I tu oto, na polu krwawych walk, pierwsi budowniczowie Bień, Iwanicki i Słotwiński, wznieśli pierwszy domek z piasku, otoczyli go ogródkiem z gałązek i kwiatów i ogrodzili parkanem z patyków. Domek był bardzo pierwotny: nie miał ani drzwi ani okien, ani komina. Nie uwłacza to jednak honorowi naszych budowniczych. I pierwszy parowóz i pierwsza maszyna drukarska były również niedoskonałe, i dopiero całe pokolenia następców pracowały nad ulepszeniem wiekopomnego wynalazku.
Właściwie Bień, Iwanicki i Słotwiński nie byli wynalazcami, bo jak wieść niesie, już w Warszawie sztuka budowania domków z piasku święciła liczne tryumfy. Oto na Nowej Pradze zbudowali raz chłopcy całą Jasną Górę, nie zapomnieli nawet o szwedzkich kulach, bo w murach Częstochowskiego klasztoru tkwiły jagody czeremchy.
Tem niemniej zasługa ich jest wielka, że potrafili w odległej Wilhelmówce rozniecić ognisko szczerego zapału dla budownictwa.
Nie posiadam dość danych, by stwierdzić stanowczo, wyrażam jednak przypuszczenie, że domki z piasku z biegiem czasu przetworzyły się w szałasy z gałęzi, szałasy tak dostojne, że nawet pastuch chronił się w nich przed spieką, a raz nawet przed burzą.
Zabawa w domki z piasku, pierwsza wspólna zabawa na wspólnym terenie, w ciągu trzech dni powstała, przeżyła okres rozkwitu i upadku.
Niezawodny przepis na budowanie domków z piasku zachowałem i przytaczam w całości, by służył przyszłemu historykowi, gdy zechce pisać dzieje górki koło dzikiej gruszy:
„Bierze się kupkę piasku i się ją oklepuje. Jak się ją już oklepie, to się ją gładzi. Piasek trzeba brać z głęboka, bo na wierzchu jest suchy, a z suchego nie chce się robić, bo się sypie, a wieża to się już nigdy nie ulepi. Jak się kupkę oklepie i ogładzi, to już teraz wszystko zależy od tego, co się chce zrobić. Drzwi i ramy okien robi się z patyków, a do ozdoby i na baszty bierze się szyszki zwyczajne albo lepiej zielone. Domek w cieniu dłużej trwa“. (Franciszek Przybylski).
Pierwszego dnia kopano rękami, drugiego dnia pan miał nudną przemowę o tem, że należy być bardzo ostrożnym — i wydał na próbę tylko pięć łopat.
Domki z piasku mają już drzwi, okna, kominy, — jednakże nie koniec na tem.
Badun obok chałupy zrobił krzyż z dwóch patyków związanych trawą. I wszyscy zaczęli robić krzyże obok domków z piasku.
Pogłud obok zagrody wykopał studnię z żórawiem, a Szynkiewicz, Cyganem zwany, w ten sposób ulepszył studnię, że na żórawiu zawiesił na trawce szyszkę, która jest kubłem.
Karaś pokrył dach chałupy liśćmi brzozowemi, i przez całą godzinę modne były brzozowe strzechy.
Do ogrodu Kowalczyka weszła mrówka i szła akurat dróżką.
— O, mrówka. O, jak sobie idzie.
— Ciężko jej biednej iść po piasku.
— To ją puśćcie na trawę.
— Głupi, w trawie jeszcze gorzej trudno.
— O, jakie ma nóżki. O, na wał idzie, na wał.
— Spadnie. — Nie spadnie. — Spada. — O, spadła.
— Daj ja ją wytrę, bo się piachem umazała.
— Idź, mrówkę będzie wycierał. Skórę byś z niej zdarł.
— A mrówka ma skórę?
I zapewne mrówki weszłyby teraz w modę, ale Terlecki zbudował zamek warowny i most zwodzony.
Natychmiast zaczęto budować zamki warowne i na wyścigi ulepszano mosty zwodzone. Łańcuchy i liny mostów pleciono z sitowia, deski robiono z patyków.
Chabelski wyrył pod zamkiem pierwszy loch z trzema wyjściami. Rzecz jasna, że w zamkach muszą być lochy. Zaczęto przerabiać stare zamki na modne z lochami, podczas przeróbki niejeden się zawalił.
— A nie mówiłem, że się zawali.
— Bo stoisz i gadasz nad głową.
— Nie gadam, tylko do lochów trzeba inaczej budować.
— A jakże, inaczej.
— To idź i zobacz jak oni robią fundamenty.
Teraz modne są kaplice przy zamkach i baszty z szyszek.
— Cterdzieści dwa sysek znalazłem — mówi mały Frankowski wysypując je z kieszeni i z czapki.
— A ja znalazłem ulęgałki na kule armatnie.
— Pokaż, patrz jaki ty jesteś. Daj jedną ulęgałkę.
— Widzisz go, będę mu dawał.
— Czy to są aby prawdziwe ulęgałki? — ktoś pyta nieufnie.
— A może fałszywe?
Właściciel prawdziwych ulęgałek wnet znalazł wspólników do budowy twierdzy z basztami, wałami, rowami, lochami, zwodzonemi mostami i składem amunicyi. Ulęgałki leżeć będą przy wejściu do prochowni.
Nowe ulepszenie!
Zieliński zbudował całą wieś z kościołem, a na szosie widnieją latarnie. Na patyk nasadza się szyszkę, i latarnia gotowa. Tak proste, a przecież tak późno dopiero przyszło do głowy.
Łęgowski wprowadził pierwsze schody, i od tej pory nawet zwyczajne chałupy miały choć po jednym schodku przy wejściu.
Nie należy sądzić, by przy budowaniu wszystko odbywało się zgodnie.
Królik z grupy C pokłócił się ze swą parą przy budowie czatowni.
— Tu potrzebna dziurka — mówi para.
— Nie potrzeba dziurki.
— A skąd będą strzelali?
Zamyślił się Królik, ale że ustępować nie lubi, więc mówi:
— Z dachu będą strzelali.
Niewłaściwość podobnego rozwiązania sprawy zbyt biła w oczy, by para Królika nie miała się pobić z Królikiem. I w gruzy rozpadł się gmach pyszny, dźwignięty z takim mozołem.
Ileż razy przekonali się tu budownicy, że zgodą drobne sprawy wzrastają, od niezgody giną największe.
Concordia res parvae crescunt, discordia maximae dilabuntur, — mówi łacińskie przysłowie.
Jednym łopaty przyniosły pożytek, bo głębiej kopali i wilgotniejszy mieli materyał do budowy, innym łopata tylko przeszkadzała w robocie, bo nieciła niezgodę. Jedni długo gromadzili materyał do budowy a nic nie zrobili, inni mało zrobili, zato dużo piasku mają w uszach i za koszulą; inni wreszcie zamiast zakasać rękawy i jąć się pracy, woleli łazić i krytykować wysiłki towarzyszów.
— Ten dom tak wygląda jakby się miał zawalić. — Okna krzywe, brama za daleko.
— Pilnuj swego nosa.
Byli tu skromni a skrzętni, twórcy i naśladowcy, wytrwali i niecierpliwi, — i zgoła trutnie.
Drugiego dnia domki z piasku dosięgły najwyższego rozwoju, trzeciego dnia majstrowali już tylko malcy, starsi inne teraz żywili ambicje.
Słońce wysuszyło piasek, i walić się poczęły pyszne pałace i skromne chateńki, górka pod dziką gruszą opustoszała, ale nie na długo.