Jadwiga i Jagiełło/Grunwald

<<< Dane tekstu >>>
Autor Cecylia Niewiadomska
Tytuł Jadwiga i Jagiełło
Pochodzenie Legendy, podania i obrazki historyczne
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1918
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Grunwald.

Wojna jest straszną klęską i nieszczęściem, — jest świadectwem, że ludzie jeszcze nie są ludźmi, jeśli mogą się mordować, jak dzikie zwierzęta; — wierzymy, iż nadejdzie czas, gdy wojny ustaną zupełnie, gdy wszyscy ludzie poczują się braćmi i w braterskiej miłości i zgodzie żyć będą.
Ale kiedy czas ten nadejdzie! Bardzo od nas jeszcze daleki.
Muszą przedtem być wszyscy oświeceni, rozumni, dobrzy i szlachetni; gdyż dopóki istnieć będą napastnicy, nie szanujący praw swego bliźniego, póty krwawa obrona będzie koniecznością, bo inaczej zły i okrutny wymordowałby zawsze dobrych, a bezbronnych.
Tak myślą dziś niektórzy oświeceni ludzie, lecz bynajmniej nie wszyscy, nie narody całe, — a dawniej jeszcze inaczej myślano.
Dawniej brał każdy, co mógł, byle miał siłę, — i tego szanowano; — kto nie umiał obronić siebie i swej własności, ten był niegodnym życia i swobody, ginął, albo stawał się niewolnikiem.
Każdy musiał być ciągle gotów do obrony przed dzikim zwierzem i dzikim człowiekiem, dlatego siła, męstwo i odwaga stanowiły niezbędne i najważniejsze przymioty nietylko mężczyzn, ale nawet kobiet.
Mąż silny i odważny zapewniał rodzinie spokój i bezpieczeństwo, — stąd miał nad nią władzę, prawo rozkazywania.
Silni i odważni mężowie zbiorowo zapewniali ceną krwi swojej i życia bezpieczeństwo i spokój całemu krajowi, wszystkim bezbronnym, słabym, pracującym.
Dlatego ich ceniono i słuchano, a krwawa ich pamięć piękną pozostała dla tych nawet, którzy bez bólu i wstydu myśleć nie mogą o wojnie i straszliwych jej okrucieństwach.
Bo i cóżby stało się z nami np. bez tych krwawych obrońców przed wiekami? Zginęlibyśmy zapewne bez śladu pod niemieckim toporem, tatarską strzałą lub szablą turecką: przestalibyśmy istnieć pod przemocą silnego nieprzyjaciela, słabi, bezbronni, niedołężni.
Rycerstwo stanowiło nasz mur i granicę, poza którą bezpiecznie kmieć orał swe pole, rzemieślnik z pieśnią pracował w warsztacie, dzieci igrały, spoczywali starcy, kobiety się modliły i krzątały.
A oni umierali, powracali ranni, patrzyli na śmierć synów, braci z ręki wroga i nie tracili męstwa, nie cofali się przed obowiązkiem.
Ale dlatego musieli być silni fizycznie i moralnie. Wysoko też ceniono fizyczną siłę w owych czasach.
Za Jagiełły najgroźniejszym sąsiadem i wrogiem Polski i Litwy był Zakon krzyżacki. Utworzony dla walki, nie miał innego celu istnienia prócz wojny, i żeby istnieć, musiał walczyć ciągle, świadcząc tem tylko o swej użyteczności. Topniała Litwa pod najazdami Krzyżaków, którzy ogniem i mieczem przesuwali swoje granice na wschód, w głąb puszcz odwiecznych; — cierpiała Polska krwawe rany w tem sąsiedztwie. Czuły oba narody konieczność zjednoczenia sił swoich dla wspólnej obrony, i wybiła wreszcie ta wielka godzina.
Dla Zakonu był to cios niespodziewany: cóż on teraz pocznie, kiedy nie ma z kim wojować? poco ma istnieć dłużej?
Dlatego mistrz wielki nie chciał być ojcem chrzestnym nawróconego księcia litewskiego: on wolał o tym chrzcie wcale nie wiedzieć, uważać go za podstęp i rozsyłać listy do książąt i rycerzy w całej Europie, wzywając ich pomocy w obronie chrześcijaństwa, gdyż poganin zawładnął polskim krajem.
I szli gromadnie mężni i waleczni, nietylko Niemcy, ale Włosi, Francuzi, Anglicy, a każdy z licznym pocztem spieszył na obronę wiary. Zakon gromadził siły, które musiał zużytkować, a musiał się spieszyć, póki Europa nie pozna i zrozumie, o co mu chodzi naprawdę. Zresztą nigdy jeszcze nie był tak potężny, jak w tej właśnie chwili: góry złota miał w skarbcu, broń palną i armaty, których Polacy nie znali, liczne i karne wojska; — jakże mógł wątpić, że zgniecie do szczętu licho uzbrojone zastępy litewskie i Polaków, którzy się mierzyć z nim nie mogą?
Jagiełło wojny nie chciał. Jako chrześcijanin, bał się krwi rozlewu, cofał się przed tą okropną koniecznością; — a Krzyżacy uważali to za bojaźń, poczucie swej słabości, niedołęstwo.
Tembardziej więc pragnęli zmusić go do wojny, a ponieważ nie mieli słusznego powodu, więc po prostu jak zbójcy wpadali w granice, łupili, rabowali, zabierali wsie i miasteczka.
Kto nie umie się bronić, zginąć musi, — Polska i Litwa zginąć nie miały ochoty, czuły w sobie dość siły, by bronić praw swoich, nie dać się krzywdzić, — to też musiało przyjść do krwawej walki.
A skoro przyszło, — była straszną i stanowczą. Na polach Grunwaldu rozstrzygały się losy narodów: kto nie zwycięży tutaj, musi zginąć.
Więc oba kraje szły po śmierć lub życie, a ciężka i mordercza praca ich rycerzy była walką o wolność, o istnienie.
Potężny Witold na czele Litwy i Tatarów walczył jak lew raniony, — rycerstwo polskie składało dowody nieustraszonej odwagi i męstwa — i szala sprawiedliwości przeważyła: zdradziecki Zakon upadł, złamany na zawsze.
Krzyżacy, lekceważąc do ostatniej chwili nieprzyjaciela, butni i zarozumiali, na szyderstwo przysłali Jagielle dwa miecze, by zmusić go nakoniec do rozpoczęcia bitwy.
Bo Jagiełło także do ostatniej chwili łudził się jeszcze nadzieją pokoju, i choć dwa wojska stały naprzeciwko siebie, on zatopiony w gorącej modlitwie, nie wydawał hasła do boju.
Zniecierpliwiony Witold zostawił wreszcie brata przy ołtarzu, a sam przebiegał szyki, ustawiał, gotował do pierwszego spotkania, dodawał odwagi, zachęcał i obiecywał zwycięstwo.
Wtem z piersi stutysięcznej zabrzmiała poważna pieśń bojowa:

Bogu-Rodzica, dziewica!

I rozpoczęła się walka straszliwa. Pierwsze natarcie Litwinów odparte, szyk złamany, rozsypka. Lecz Polacy wspierają pierzchających, walka wre już wszędzie na olbrzymiem polu: huk strzałów, krzyki, jęki, szczęk oręża, rozkazy, nawoływania, tętent koni.
Jagiełło nie brał udziału w tej bitwie: nie pozwolili mu na to Polacy, bo gdyby zginął, któżby go zastąpił, utrzymał unję z Litwą? Krzyżacy rozumieli, jak wielkie znaczenie dla obu krajów ma jego osoba, i całą siłę zwróciliby przeciwko niemu. Dlatego na uboczu stał pod silną strażą najdzielniejszych rycerzy, a znalazł się śmiałek, który godził na niego i życiem zuchwalstwo przypłacił, Zbigniew Oleśnicki odparł cios drzewcem od włóczni i uratował króla.
Gdy zachwiała się polega Krzyżaków, sam mistrz uderzył na czele ostatnich chorągwi, ale poległ wraz z niemi.
Klęska była stanowcza: wszystkie chorągwie dostały się w ręce Polaków, cała starszyzna padła na placu boju lub dostała się do niewoli, garść niedobitków pierzchnęła w popłochu.
Zachodzące słońce oblało krwawe pole strasznym blaskiem: tysiące ciał zabitych — ludzi zdrowych, silnych, którzy żyli przed kilku godzinami, — jeziora krwi! U stóp Jagiełły 600 białych płaszczów, a na nich martwe zwłoki komturów, mistrz wielki, cała starszyzna Zakonu.
Okropny obraz, — lecz straszna ta chwila na długie lata dała ludziom spokój i zapewniła słabym bezpieczeństwo od przemocy, krzywd i napaści.
Wspaniały opis bitwy pod Grunwaldem znaleźć można w małej książeczce Henryka Sienkiewicza „Pod Grunwaldem“. Jest to wyjątek z powieści „Krzyżacy“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cecylia Niewiadomska.