Jagiellonowie/Duma o kniaziu Michale Glińskim
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jagiellonowie |
Podtytuł | Duma o kniaziu Michale Glińskim |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1918 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W okropnych cieniach pieczarów podziemnych,
Gdzie promień słońca nigdy nie dochodził,
Kędy kaganiec, z środka sklepień ciemnych
Zwieszony, blade promienie rozwodził,
Gliński, znajomy z zwycięstw i niecnoty,
Liczył dni smutne ciężkiemi zgryzoty.
Na czoło wiekiem i troski zorane
W nieładzie śnieżne spadały mu włosy;
Oczy wydarte, krwią spiekłą zalane,
W twarzy wyryte długich cierpień ciosy,
Na ręku głowę pochyloną wspierał,
Wzdychał i żale głębokie wywierał.
Przy nim wzór cnoty, wdzięków i urody,
Nadobna córka nieodstępną była,
Powabem świata, słodkiemi swobody
Dla nieszczęsnego ojca pogardziła;
Dla niego chętnie w ciemnych lochach żyje,
W nich zorzę życia i piękność swą kryje.
Przerwij łzy rzewne, ojcze mój kochany!
Rzekła, — daj folgę smutkom i boleści;
Długo na ręku twym ciążą kajdany,
Lecz i w więzieniu nadzieja się mieści:
Ostatki może twej późnej siwizny
Spędzisz wśród swoich, na łonie ojczyzny!
— Ojczyzny! — krzyknął — ach srogie wspomnienie,
Co wznieca męki zbrodni niezmazanych!
Robak zgryzoty toczy me sumienie
I sen oddala z powiek zmordowanych:
Jam ją najechał w nieprzyjaciół sile,
Mogęż choć jedną mieć spokojną chwilę?
Czem człowiek w świecie może mieć przewagę,
Czem się stać wielkim w pokoju lub w wojnie,
Rozum, bogactwo, urodę, odwagę,
Wszystko natura zlała na mnie hojnie.
Zwycięskich laurów jeszcze byłem chciwy,
I te mi podał los zawsze życzliwy.
Hordy tatarskie licznemi zagony
Wpadły do Litwy aż ku Wołyniowi,
Niezmierne wszędy zabierając plony,
Nie przepuszczały ni płci, ni wiekowi!
Widziano w ogniach pysznych miast ostatki,
Porznięte dzieci i nieszczęsne matki.
Wzruszon zniewagą, ścigam najezdników,
Schodzę obszernym leżących taborem,
Uderzam w poczcie dzielnych wojowników,
Bitwa już z ciemnym kończy się wieczorem,
A nurty Niemna, niewiernych posoką
Wezbrane, pola zalały szeroko.
Król Aleksander dokonywał życia,
Domowi jego płakali wokoło,
Gdy wieść przychodzi Tatarów pobicia,
On, zasępione rozjaśniając czoło,
„Z radością — rzecze — do grobu wstępuję,
Kiedy zwycięską Polskę zostawuję“.
Nadęty pychą przez ten czyn tak głośny,
Nie znałem wodzy w zamiarach szalonych;
Ród Zabrzezińskich, zdawna mi nieznośny,
Napadłem w nocy, porznąłem uśpionych.
Wkrótce, gdy naród nie czynił, jak chciałem,
Ojczyznę z wojskiem obcem najechałem.
O wieczna hańbo! o wspomnienie smutne!
Widok braterskich orłów i pogoni
Nie zdołał zmiękczyć me serce okrutne,
Ani wytrącić oręża z mej dłoni;
Wśród rozjuszonych obcych wojsk orszaków
Niestety! Polak walczyłem Polaków!
Przy schyłku walki, gdy pobojowisko
Zasiane trupy ujrzałem licznemi,
Ścisnęło serce srogie widowisko,
I twarz się łzami zalała rzewnemi.
Poznałem późno, żem czynił odrodnie,
Prosiłem króla, by darował zbrodnie.
Nieprzyjaciele, śledząc me obroty,
Krok ten carowi odkryli zdradliwie,
On żal mój ciężki i powrót do cnoty
Zdradą mianował; w zapalczywym gniewie
Wydarł mi oczy, krwią się moją zmazał
I w tych okowach na więzienie skazał.
Lat dziesięć żywy w tym grobie przetrwałem,
Nie dla mnie słońce i gwiazdy świeciły,
Ciemność, zgryzoty były mym udziałem;
Lecz już zwątlone opuszczają siły,
Czuję, jak zimna krew się w żyłach ścina,
I straszna śmierci zbliża się godzina.
Wkrótce te zwłoki, ostatki mej nędzy,
Przysypiesz, córko, garstką obcej ziemi!
Okropny kraj ten opuszczaj czemprędzej,
Szczęśliwy, kto żyć może między swemi,
Naród nasz, znany przez wspaniale czyny,
Nie będzie w dzieciach karał ojców winy.
Widok ojczyzny nagrodzi sowicie
Spędzone w płaczu dni pierwotnej doby;
Ujrzysz te szczyty, kędyś wzięła życie,
Ujrzysz w świątyniach przodków twoich groby,
Lubych rodaków i przyjaciół tkliwych,
Mnie złorzeczących, lecz tobie życzliwych.
Bodajby zgon mój, pełen mąk i trwogi,
Okropnym został Polakom przykładem!
Bodajby żaden w zemście swojej srogi
Nigdy nie poszedł moich czynów śladem!
I cóż że zdrajca hańbę swą przeżyje,
Gdy Polskę kirem śmiertelnym okryje?
Nieszczęsny starzec, wyrzekłszy te słowa,
Okropnym jękiem przeraził więzienie;
Na łono córki śnieżna spadła głowa,
Już czarne śmierci okryły ją cienie.
Tak zginął Gliński, wyniosły i śmiały,
Gdyby nie pycha, godzien świetnej chwały.[1]
J. U. Niemcewicz.