Niejeden, co za rozum płacił zagranicą,
Wraca tak, jak wyjechał: z pustą mózgownicą;
Lecz bywają wyjątki. Jaskółeczka mała
W swych dalekich wędrówkach wiele skorzystała:
Lepszym niż Kogut była zwiastunem pogody,
A o dowcip ze Szpakiem mogła iść w zawody.
Otóż, na wiosnę, widząc, że konopne siemię
Rzuca kmieć pełną garścią w pooraną ziemię,
Rzekła do małych ptasząt: «Brzydka rzecz się dzieje;
Czy widzicie? ta ręka zgubę waszą sieje. Z tych ziarnek wyrosną siatki, Matnie, stryczki i wędzidła, Słowem, różne zdradne sidła Na was i na wasze dziatki; Dostaniecie się do klatki Lub, co gorsza, na patelnię! Jeśli chcecie ujść zagłady, Posłuchajcie mojej rady: Do pracy się weźcie dzielnie I te ziarna, źródło złego, Wyjedzcie co do jednego.»
Ale ptaszęta Jaskółkę wyśmiały: «Mamy innych ziarn do syta, Nikt cię o radę nie pyta.» Gdy pola zazieleniały,
Jaskółka rzekła: «Jeżeli żyć chcecie, To bez zwłoki, na wyścigi, Wyrwijcie wszystkie łodygi. — Ot, stara! nie wie co plecie,
Wrzasnęły ptaszki; wyrywać konopie!
Zbrakłoby na to dziobów w całej Europie.»
Nadeszło lato; Jaskółka znów prawi: «Już praca was nie wybawi: Złe ziarno rychły plon dało; Lecz zważcie na mą przestrogę: Przez jesień i zimę całą
Chroniąc się zdrady człowieka, Wsie omijajcie zdaleka, Albo się wybierzcie w drogę Pospołu z innemi ptaki. Ale wam siły nie staje Powietrzne przerzynać szlaki, I wzbiwszy się po nad chmury Podążać w odległe kraje;
Więc ukryjcie się w gniazda, w niedostępne góry,
Gdzie was żadna zasadzka dosięgnąć nie zdoła;
Inaczej, poginiecie.» Gwar powstał dokoła;
Ptaszęta, rozjątrzone Jaskółki radami,
Zaczęły jeżyć piórka, wygrażać dzióbkami:
Ledwie z duszą uciekła. Tak Kassandry głosu
Nie chcieli niegdyś słuchać niebaczni Trojanie:
W nagrodę śmierć zyskali, więzy i wygnanie.
I ptaszki podobnego doświadczyły losu;
Bo niejeden, bezpieczne rzuciwszy ukrycie, Postradał wolność lub życie.