[39]IX.
Skan zawiera grafikę.Odtąd się zaczął najpiękniejszy
Sen, jakim ziemia darzyć może;
Jaśniej pałały, zda się, zorze
I Niebios strop był błękitniejszy,
I ptak inaczej jakoś śpiewał;
I szła nam wiosna, lato, jesień —
Jak dzień zachwytu i uniesień;
Jakiś prąd szczęścia nas owiewał,
I ludzie, co tak zwykle skorzy
Zamącać szczęście najdotkliwiéj,
Tu byli dziwnie miłościwi;
Święcił się dzień nam iście Boży.
My sami — jak er młodych bogi —
Z podniesionémi dumnie głowy,
W rozblaskach zorzy purpurowéj,
Szliśmy, nie znając zwątpień trwogi,
[40]
Ku jakiejś jasnych dni przyszłości
Z niezachmurzoną czół pogodą.
„Szczęśliw“ — Grek mawiał — „kto zmarł młodo!“
Jabym rzekł: kto zgasł w śnie miłości
I przebudzenia nie zobaczył;
Jak szczęśliw ten, co w bój z zapałem
Wybiegłszy — padł pod pierwszym strzałem
I o wygranéj nie zrozpaczył.
Ach, od téj chwili, od wieczora,
Gdy serce z sercem się pojęło,
Życie na dwoje się przecięło,
Dziś oddzieliło się od wczora.
W jéj oczach iskry się zażegły
I jakaś godność tajemnicza
Biła z młodego jéj oblicza;
Na czole rzewne dumki legły;
Uśmiech słodyczą się napoił,
Głos melodyjny zawsze, miękki,
Teraz szczególne przybrał dźwięki
I dziwny sobie czar przyswoił.
To już nie była wietrzna, płocha
Pieszczocha domu i szczebiotka;
[41]
Ale dziewczyna cicha, słodka,
Szczęsna, że całem sercem kocha.
O droga moja, czyż wysłowię,
Czém mię darzyły chwile one
Przy tobie, z tobą przepędzone?
Niech mówi wiosną róż pąkowie
I kwiaty drżące w perłach rosy
Po burzy, gdy je dészcz oświeży,
I każde serce, co uderzy
Miłością — i te ziemi głosy,
Co w każdą jasną noc Majową
Płomienny toast życia wznoszą,
Tchnąc upojeniem i rozkoszą
Pod Nieb kopułą lazurową.
I niechaj mówi ten wpływ błogi,
Co z odrętwienia mię ocucił
I znów ku zacnym celom zwrócił,
Wskazując proste życia drogi.
Jak gdybym nagle się odrodził,
Znów niby dawny chłopiec śmiały,
Ku wzniosłym czynom rozgorzały,
Jak byłem, kiedym w świat wychodził, —
Znowu pragnąłem ręką krzepką
Rozbijać więzy i okowy
[42]
I wznosić czyn Prometejowy
Dla ziemi, co twą jest kolébką.
Lecz dziś mi stało się pewnikiem,
Że jeśli sny te los zgruchota,
Jam gotów jąć się pługa, młota,
Być z bohatéra wyrobnikiem,
Byle gmach dźwigać obalony;
A choć pot krwawy czoło skąpie,
Wiedziałem już, że nieodstąpię
Sprawy krwią Ojców uświęconéj,
A przekazanéj pokoleniom:
Bom pojął już, że świat popycha
Nawet skazańca taczka licha
Ku światła dniom i wyzwoleniom;
I że mozolnie posuwana
Usypać może mocny szaniec,
Co kiedyś rzecze: „Tu ci kraniec,
Powodzi groźna, rozhukana!“
Wiedzę chciwémi piłem usty,
Wiecznie pragnienia czując skwary,
Jak gdyby kruż się stawał pusty,
Ledwo ustami tknąłem czary.
I nieraz biały brzask świtania
Nad księgi mię zastawał kartą,
[43]
Gdym w otchłań wiedzy wciąż otwartą
Namiętne ciskał zapytania.
O drogie noce wy niespane!
I wy, czarownych chwil wspomnienia,
Gdym, upadając od znużenia,
Biegł spojrzeć w oczy ukochane!
I trud mój lekkim mi się stawał,
I olbrzymiały młode siły,
Gdym tchnieniem ust jéj pierś napawał,
Gdy mi jéj cudne oczy lśniły!
Tyś, dziewczę, była mi jak radość
I jako duszy mojéj jasność,
I nigdy mi nie było zadość,
Bom pragnął posiąść cię na własność.
Lubował słuch mój w twoim głosie,
Kochałem twoich ust szkarłaty,
Kochałem oczu twych bławaty,
Te sine habry w rannéj rosie.
Jam śnił, że na twém łonie białém
Me pałające złożę skronie,
Że od mych ust twa krew zapłonie;
Lecz nie plamiłem cię mym szałem.
[44]
Nie! był to wielki krzyk natury,
Prawo miłości we wszechświecie,
Przez które wiosną tryska kwiecie
I róż królewskie lśnią purpury.
I oddawałem tobie wzajem
Młodości mojéj skarbiec cały:
Namiętność, wiary, ideały;
Każdy los z tobą był mi rajem,
Byle pić razem z życia zdroja.
Bo, gdym cię pragnął mieć u łona,
Tom wierzył, żeś mi poślubiona —
Moja, ach moja! zawsze moja!