<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Jednonogi żóraw
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ IV
Jednonogi żóraw
Chichibio, kucharz Currada Gianfigliazzi, bystrym responsem swoim gniew swego pana w wesołość zamienia i przez to grożącej mu kary unika

Po Laurecie i jednogłośnych pochwałach, pani Nonnie złożonych, Neinfila głos zabrała:
— Piękne towarzyszki — rzekła — nie dziwota, gdy bystry umysł znajdzie natychmiast słówko do okoliczności stosowne; ale często zdarza się także, że tępemu i bojaźliwemu człowiekowi ostatnia i ciężka potrzeba podsunie tak doskonały respons, jakiegoby w spokojnej chwili nigdy wymyśleć nie potrafił. Dam wam zaraz dowód na to. Currado Gianfigliazzi, jak to każdy z was już zapewne słyszał, był jednym z najszczodrobliwszych i najgościnniejszych obywateli naszego miasta. Wiecie także, że rycerski wielce żywot pędził i osobliwe upodobanie w psach i ptakach łowczych znajdował. Otóż pewnego dnia, gdy sokół jego koło Peretoli żórawia zabił, pan Currado, widząc, że ptak jest młody i tłusty, posłał go swemu kucharzowi z rozkazem przyrządzenia tej zdobyczy na wieczerzę. Chichibio (tak się nazywał ów kucharz, będący wielkim letkoduchem) oskubał żórawia, wsadził go na rożen i jął troskliwie opiekać. Potrawa była już gotowa i wokół siebie silną i apetyczną woń rozsiewała, gdy pewna dziewczyna z okolicy, imieniem Brunetta, w Chichibiu wielce rozkochana, do kuchni weszła, a poczuwszy woń mięsiwa na rożnie, najpieszczotliwszemi słowy jęła prosić kucharza, ażeby kęs potrawy dla niej odciął.
Chichibio odrzekł, śpiewając:
— Nic z tego, piękna Brunetto, nic z tego, wierzaj mi!
Czem dziewczynę tak rozgniewał, że, cała drżąca, zawołała:
— Ha! Jeśli tak, to przysięgam ci, że, jak Bóg na niebie, i ty nigdy, niczego ode mnie nie dostaniesz.
Wówczas Chichibio po krótkim sporze odciął żórawiowi jedną nogę i obdarzył nią swoją kochankę.
Gdy godzina wieczerzy nadeszła, Chichibio postawił przed panem Currado i gośćmi owego żórawia o jednej nodze. Wówczas gospodarz, pełen gniewu, rozkazał przywołać kucharza i zapytał go, co się z drugą nogą stało. Chichibio, który, jako Wenecjanin, w łgarstwie celował, odrzekł natychmiast:
— Panie, żórawie mają tylko jedno udo i jedną nogę.
Na to pan Currado, srodze rozgniewany, zawołał:
— Jakto, do kroćset, chcesz wmówić we mnie takie głupstwo? Zali to pierwszy żóraw, którego w życiu widzę?
Ale Chichibio, niezmieszany, rzekł:
— Jest tak, jak powiadam, a jeśli chcecie, panie, to na żywych żórawiach dowodnie wam to pokażę.
Currado przez wzgląd na przytomnych pohamował się i rzekł:
— Jeśli obiecujesz pokazać mi to, czegom nigdy sam nie widział, ani nie słyszał o tem od innych, jutro obietnicy dotrzymać musisz. Jeżeli jednak nie zdołasz tego uczynić, to przysięgam na ciało Chrystusa, że dam ci taką naukę, iż przez całe życie swoje z trwogą o mnie wspominać będziesz.
Na tem skończyła się tego wieczora ich rozmowa. Nazajutrz o świcie pan Currado, któremu gniew w nocy spać nie pozwolił, podniósł się z łoża, kazał wsiąść kucharzowi na koń, a potem wspólnie z nim wyjechał, kierując się ku bagnom, położonym przy rzece, nad brzegiem której o wczesnym ranku najczęściej żórawie się trafiały. Po drodze zasię rzekł do Chichibia:
— Obaczymy teraz, kto wczoraj skłamał — ja czy ty.
Chichibio, widząc, że gniew jego pana nie sfolgował i że trzeba dowieść prawdy słów swoich, co rzeczą niemożliwą mu się zdawało, jechał w największym strachu za panem Currado. Gdyby mógł, byłby chętnie umknął, gdzie pieprz rośnie. Nie mając jednak tej możności, spoglądał raz na prawo, to znów na lewo, lub przed siebie, a każdy przedmiot, który przed nim zamajaczył, zdał mu się być żórawiem, stojącym na dwóch nogach.
Nareszcie na brzegu rzeki ujrzeli około dwunastu żórawi, stojących na jednej nodze, jak to jest w obyczaju u tych ptaków, gdy je sen ma zmorzyć.
Na ten widok Chichibio obrócił się żywo do swego pana i rzekł, wskazując na ptaki:
— Teraz jawnie przekonać się możecie, że wczoraj wieczorem prawdę powiedziałem, twierdząc, iż żórawie mają tylko jedno udo i jedną nogę. Spojrzyjcie tylko przed siebie.
Currado zawołał:
— Poczekaj chwilę, zaraz ci pokażę, że żórawie mają dwie nogi.
I podjechawszy bliżej nieco, krzyknął:
— Ha! Ha!
Na ten krzyk spłoszone żórawie opuściły natychmiast podniesioną wgórę nogę i odleciały z pośpiechem.
Wówczas pan Currado zwrócił się do Chichibia i spytał:
— No! hultaju, jak ci się zdaje, ile nóg mają?
Chichibio ze strachu już prawie zmysły postradał, ratując się, zawołał jednak:
— W samej rzeczy, WPanie, w samej rzeczy, ale na wczorajszego żórawia nie krzyknęliście: „ha! ha!“. Gdybyście to byli uczynili, jestem pewien, że i on byłby drugą nogę pokazał, jako i te ptaki przed chwilą.
Niespodziana ta odpowiedź wprawiła pana Currado w tak wielką wesołość, że cały gniew jego stopniał i gwałtownemu śmiechowi miejsca ustąpił. Wreszcie, pohamowawszy się nieco, pan Currado rzekł:
— Masz słuszność, Chichibio, powinienem był tak wczoraj wieczór postąpić, jak dzisiaj postąpiłem. Moja więc to wina, nie twoja.
Takim to sposobem Chichibio, ułagodziwszy swego pana, ciężkiej kary uniknął.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.