Jednonogi żóraw
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jednonogi żóraw |
Pochodzenie | Dekameron |
Wydawca | Bibljoteka Arcydzieł Literatury |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Współczesna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Po Laurecie i jednogłośnych pochwałach, pani Nonnie złożonych, Neinfila głos zabrała:
— Piękne towarzyszki — rzekła — nie dziwota, gdy bystry umysł znajdzie natychmiast słówko do okoliczności stosowne; ale często zdarza się także, że tępemu i bojaźliwemu człowiekowi ostatnia i ciężka potrzeba podsunie tak doskonały respons, jakiegoby w spokojnej chwili nigdy wymyśleć nie potrafił. Dam wam zaraz dowód na to. Currado Gianfigliazzi, jak to każdy z was już zapewne słyszał, był jednym z najszczodrobliwszych i najgościnniejszych obywateli naszego miasta. Wiecie także, że rycerski wielce żywot pędził i osobliwe upodobanie w psach i ptakach łowczych znajdował. Otóż pewnego dnia, gdy sokół jego koło Peretoli żórawia zabił, pan Currado, widząc, że ptak jest młody i tłusty, posłał go swemu kucharzowi z rozkazem przyrządzenia tej zdobyczy na wieczerzę. Chichibio (tak się nazywał ów kucharz, będący wielkim letkoduchem) oskubał żórawia, wsadził go na rożen i jął troskliwie opiekać. Potrawa była już gotowa i wokół siebie silną i apetyczną woń rozsiewała, gdy pewna dziewczyna z okolicy, imieniem Brunetta, w Chichibiu wielce rozkochana, do kuchni weszła, a poczuwszy woń mięsiwa na rożnie, najpieszczotliwszemi słowy jęła prosić kucharza, ażeby kęs potrawy dla niej odciął.
Chichibio odrzekł, śpiewając:
— Nic z tego, piękna Brunetto, nic z tego, wierzaj mi!
Czem dziewczynę tak rozgniewał, że, cała drżąca, zawołała:
— Ha! Jeśli tak, to przysięgam ci, że, jak Bóg na niebie, i ty nigdy, niczego ode mnie nie dostaniesz.
Wówczas Chichibio po krótkim sporze odciął żórawiowi jedną nogę i obdarzył nią swoją kochankę.
Gdy godzina wieczerzy nadeszła, Chichibio postawił przed panem Currado i gośćmi owego żórawia o jednej nodze. Wówczas gospodarz, pełen gniewu, rozkazał przywołać kucharza i zapytał go, co się z drugą nogą stało. Chichibio, który, jako Wenecjanin, w łgarstwie celował, odrzekł natychmiast:
— Panie, żórawie mają tylko jedno udo i jedną nogę.
Na to pan Currado, srodze rozgniewany, zawołał:
— Jakto, do kroćset, chcesz wmówić we mnie takie głupstwo? Zali to pierwszy żóraw, którego w życiu widzę?
Ale Chichibio, niezmieszany, rzekł:
— Jest tak, jak powiadam, a jeśli chcecie, panie, to na żywych żórawiach dowodnie wam to pokażę.
Currado przez wzgląd na przytomnych pohamował się i rzekł:
— Jeśli obiecujesz pokazać mi to, czegom nigdy sam nie widział, ani nie słyszał o tem od innych, jutro obietnicy dotrzymać musisz. Jeżeli jednak nie zdołasz tego uczynić, to przysięgam na ciało Chrystusa, że dam ci taką naukę, iż przez całe życie swoje z trwogą o mnie wspominać będziesz.
Na tem skończyła się tego wieczora ich rozmowa. Nazajutrz o świcie pan Currado, któremu gniew w nocy spać nie pozwolił, podniósł się z łoża, kazał wsiąść kucharzowi na koń, a potem wspólnie z nim wyjechał, kierując się ku bagnom, położonym przy rzece, nad brzegiem której o wczesnym ranku najczęściej żórawie się trafiały. Po drodze zasię rzekł do Chichibia:
— Obaczymy teraz, kto wczoraj skłamał — ja czy ty.
Chichibio, widząc, że gniew jego pana nie sfolgował i że trzeba dowieść prawdy słów swoich, co rzeczą niemożliwą mu się zdawało, jechał w największym strachu za panem Currado. Gdyby mógł, byłby chętnie umknął, gdzie pieprz rośnie. Nie mając jednak tej możności, spoglądał raz na prawo, to znów na lewo, lub przed siebie, a każdy przedmiot, który przed nim zamajaczył, zdał mu się być żórawiem, stojącym na dwóch nogach.
Nareszcie na brzegu rzeki ujrzeli około dwunastu żórawi, stojących na jednej nodze, jak to jest w obyczaju u tych ptaków, gdy je sen ma zmorzyć.
Na ten widok Chichibio obrócił się żywo do swego pana i rzekł, wskazując na ptaki:
— Teraz jawnie przekonać się możecie, że wczoraj wieczorem prawdę powiedziałem, twierdząc, iż żórawie mają tylko jedno udo i jedną nogę. Spojrzyjcie tylko przed siebie.
Currado zawołał:
— Poczekaj chwilę, zaraz ci pokażę, że żórawie mają dwie nogi.
I podjechawszy bliżej nieco, krzyknął:
— Ha! Ha!
Na ten krzyk spłoszone żórawie opuściły natychmiast podniesioną wgórę nogę i odleciały z pośpiechem.
Wówczas pan Currado zwrócił się do Chichibia i spytał:
— No! hultaju, jak ci się zdaje, ile nóg mają?
Chichibio ze strachu już prawie zmysły postradał, ratując się, zawołał jednak:
— W samej rzeczy, WPanie, w samej rzeczy, ale na wczorajszego żórawia nie krzyknęliście: „ha! ha!“. Gdybyście to byli uczynili, jestem pewien, że i on byłby drugą nogę pokazał, jako i te ptaki przed chwilą.
Niespodziana ta odpowiedź wprawiła pana Currado w tak wielką wesołość, że cały gniew jego stopniał i gwałtownemu śmiechowi miejsca ustąpił. Wreszcie, pohamowawszy się nieco, pan Currado rzekł:
— Masz słuszność, Chichibio, powinienem był tak wczoraj wieczór postąpić, jak dzisiaj postąpiłem. Moja więc to wina, nie twoja.
Takim to sposobem Chichibio, ułagodziwszy swego pana, ciężkiej kary uniknął.