...Żywe płomienisko potężnej twórczości. Twórczości pierworodnej, w bryłach jeszcze, w wielkich kruchach słonecznego blasku. Palą się wielkie kruchy wielobarwnym ogniem, rzucając świetne iskry na szarość dni naszych. Takim cię widzę, o ty, jasny duchu! Moc ognia w tobie. Moc ognia, zażegnięta w gontynach starych, świętą jemiołą tchnących, gdzieś w piastowych świetlicach, żywicznym powałem nakrytych. Dech ziemi-matki rozdmuchał nam ciebie, iżeśmy stygli w bezduchu. Płomienność życia, w żadnej nie ugasła śmierci, jest pierwszą z twórczych potęg twoich. ...Przyszła na ciebie, jako huk i szum stających się żywiołów. Iż ogarniony byłeś czworakim ich żarem. Żarem ognia życia, żarem bólu ziemi, żarem wichru natchnienia, żarem jęku fal nieskończoności. Przyszła na ciebie, jako siedmioskrzydły Serafim, do krzyża czasów przybity i otulony ognistemi pióry. A tyś jej otworzył ramiona, aby przyjąć gorejące piętna. I stałeś się sam sobie paliwem bolesnem, a żertwą ognia jest twe własne serce. Wypalasz się potężnie. Wypalasz się tragicznie. [240]Wypalasz się niepowstrzymanie, w nieugaszonej żądzy rozżarzenia życia w narodzie. ...I stało ci się płomienisko ducha całopalnym stosem, na który wstąpiła pieśń twoja. I stało się słowo twoje do nas. Słowo-żar, słowo-płomień, słowo-dech żywota. I buchnęły pieśni twoje, jak ognista lawa, wielorakim strumieniem, który niszczył zasiedziałość dusz słabych, w domu śmierci i w domu niewoli. I buchnęły pieśni twoje ze stosu twej męki, jak wichr i jak płomień. I oświetliły horyzonty dalekie, na których rozpacz nawet bierze kształt nadziei. ...I stałeś się głosem wołającego płomienia, a który szedł, stawał, aby słuchał ciebie. I zapalały się u stosu twego serca mnogie, a które blizkie były śmierci, ożyły. I nieśli ludzie serca płonące w dom ucisku swego, jak paschalne świece, iż powiał życiem dech mocny i dech odrodzenia. ...A zaś zstąpiłeś między umarłe, aby świadczyli żywym. Poruszyłeś prochy święte i nieświęte, szukając w nich iskry żywota. Sądem ognia pytałeś je, a odpowiedziały tobie. Rozpierzchłe kości złączyły się, aby dać świadectwo niezniszczalnemu płomieniowi życia. W otchłań męki zstąpiłeś i w otchłań przewiny; i dotknąłeś ran starych, abyś je wypalił. Stargnąłeś wieka z trumien, z sarkofagów, rozżarzyłeś zetlałe purpury, rozzłociłeś berła i korony zgasłe, iżby naród ujrzał okowidnie królewskość swoją. Cała grobowa Polska stanęła przed tobą, »naga, w styksowym wykąpana mule«. A tak wyniosłeś z grobów słowo zmartwychwstania, płomienne »logos«, na którego złotej kotwicy stoi duch narodu. A iż nie było za dni twoich wielkiej idei w [241]narodzie, wielkiej syntezy powszechnego czucia, w którąbyś je tchnął, otoś rozchwiany jest, płomieniu Boży, i na wiatr rzucony. Wypaliłeś się potężnie. Wypaliłeś się królewsko. Wypaliłeś się tragicznie, w nieugaszonej żądzy rozżarzenia życia ludu swego. Sam sobie fatalny, nam — błogosławiony.