Jerozolima/Część I/Wielki pień
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jerozolima |
Wydawca | Księgarnia H. Altenberga |
Data wyd. | 1908 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Felicja Nossig |
Tytuł orygin. | Jerusalem |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część pierwsza |
Indeks stron |
Tego samego pięknego dnia w lutym, ale już w godzinie zmroku dwoje młodych ludzi stało na ulicy i rozmawiało z sobą.
Młody człowiek przywiózł właśnie wielki pień z lasu: był on tak duży, że koń ledwie mógł go uwieść. Mimoto koń musiał jeszcze nałożyć drogi, ażeby pień przejechał przez wieś i przed wielkim białym budynkiem szkolnym.
Przed szkołą koń stanął, i z domu wyszła natychmiast młoda dziewczyna, aby przypatrzeć się tej kłodzie drzewa.
I nie mogła się dość jej napatrzyć i nadziwić. Była taka długa i gruba i miała tak piękną jasno brunatną korę, i takie doskonałe drzewo bez skazy!
Młody człowiek opowiadał z powagą, że drzewo to rosło na piasku, całkiem w górze w północnym okręgu za szczytem Olofa; opowiadał jak je ściął i jak długo schło w lesie. Tłumaczył jej też bardzo dokładnie wiele cali ma w obwodzie a wiele w średnicy.
Młoda dziewczyna widziała już tysięcy i tysięcy drzew spławionych rzeką, lub wożonych gościńcem, ale to drzewo było dla niej ważniejszem niż wszystkie inne.
„Ach Ingmarze,“ rzekła „przecież to dopiero pierwsze!“
W pośród radości swej zatrwożyła się myślą, że trzeba było pięciu lat trudu i pracy, zanim Ingmar doszedł do tego, że mógł sprowadzić pierwszą kłodę drzewa budulcowego, które miało być użyte dla budowy ich własnego domu. Jak długo potrwa jeszcze, zanim sprowadzi resztę i zbuduje dom!“
Ale Ingmarowi zdawało się, że teraz już wszystkie trudności są pokonane.
„Poczekaj Gertrudo, rzekł, jeżeli tylko będę mógł sprowadzić drzewo, jak długo jeszcze ziemia zamarznięta, to i dom będzie wkrótce gotów“.
Powoli zrobiło się porządnie zimno, bo noc nadeszła i koń marzł; potrząsał głową i grzebał nogą a grzywę i włosy na czole pokrył biały szron.
Ale dwoje młodych ludzi nie czuli mrozu, stali na ulicy i budowali cały swój dom od piwnicy, aż do strychu.
A gdy dom był gotów zaczęli myśleć o umeblowaniu. „Przy długiej ścianie musimy postawić kanapę“, rzekł Ingmar.
„Ależ nie mamy wcale kanapy“, rzekła dziewczyna.
A młody człowiek ukąsił się w usta. Nie miał z początku zamiaru mówić jej, że zamówił już u stolarza kanapę, ale teraz zdradził tajemnicę.
Teraz i Gertruda musiała się spowiadać z tego co ukrywała przed nim przez pięć lat, i opowiedziała mu. że robiła wyplatanki z włosów i tkała wstążki i sprzedawała to wszystko. A za zarobione pieniądze sprawiła rzeczy do gospodarstwa: rondle i garnki, talerze i miski, prześcieradła i poszewki, kapy i koce.
Ingmar był zachwycony temi wspaniałościami. Ale podczas wyliczania przerwał nagle. Wzrok jego padł na Gertrudę i jak zwykle zamilkł ze zdziwienia, że ta cudownie piękna dziewczyna ma do niego należeć.
„O czem myślisz Ingmarze?“ pyta Gertruda.
„Myślę o tem, że najlepszem ze wszystkiego jesteś przecie ty sama“.
Gertruda nic nie odrzekła, lecz położyła pieszczotliwie rękę na wielkim pniu, który miał służyć do budowy domu dla niej i dla Ingmara. Wiedziała, że tam czekało ją szczęście i bezpieczeństwo, bo człowiek, którego miała poślubić był dobrym i mądrym, szlachetnym i wiernym.
W tej chwili ujrzeli oboje starą kobietę, która wśród wzrastającej ciemności mijała ich szybko. Szła pospiesznie i mówiła głośno do siebie, jakby w gwałtownem wzburzeniu.
„Tak, tak, tak, mówiła stara, szczęście ich nie będzie dłużej trwało, jak od świtu aż do wschodu słońca. Gdy przyjdzie na nich próba, wiara ich zerwie się jak powróz skręcony z mchu. A życie ich będzie wieczną nocą“.
„Nie ma chyba nas na myśli!“ rzekło młode dziewczę.
„O nie, to nie może się przecie nas tyczyć!“ odrzekł młodzieniec.