<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kamienica w Długim Rynku
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1868
Druk J. Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Radgosz, jakkolwiek przyjaciel domu serdeczny, nie został wyjętym z ogólnego prawidła... Wiktor postanowił i przed nim zachować tajemnicę, przynajmniéj dopókiby nie był spytanym i zagadniętym. Gdy wieść po mieście gruchnęła o skarbie, naturalnie powiedziano o tém Radgoszowi, dostał wiadomość ze trzech stron różnych, ale się uśmiéchnąwszy, ręką kiwnął tylko i wziął to rzeczywiście za głupi wymysł lub figiel mściwy Wiktora. Tyle się tego skarbu naszukano, iż znalezienie tak późne nie zdawało mu się wcale prawdopodobném. Jednakże gdy ze wszystkich źródeł powtarzać się to zaczęło uparcie, Radgosz porzucił Swedenborga i poszedł do Wiktora.
Znalazł go trafem w jego mieszkaniu, w humorze złocistym, na rozmowie szalonéj z papugą, która skakała, rzucała się, wściekała, hasała i łajała.
— Nie przerywam? spytał Radgosz na progu.
— Nie, kochany przyjacielu, zawołał Wiktor, który biegł go uścisnąć; papuga zmęczona, boję się żeby mi się już nie wściekła... siadaj...
Radgosz stał i patrzył, zdziwił go nadzwyczaj humor Wiktora.
— No, pułkowniku, spytał, co tam o was za plotki chodzą po mieście?
— O nas? plotki? jakie?
— Nic nie wiész?
— Mogęż się ja domyśléć?
— Mówią że w trumnie dziadka Alberta znaleźliście skarb.
Wiktor zaciął usta... spojrzał na Radgosza.
— Wierzysz temu, czy nie? spytał go.
— No, nie wierzę, ale czyście umyślnie bąka puścili?
— Nie...
— Wytłumacz mi co to jest? zapytał przyjaciel.
Wiktor mu się na szyję rzucił...
— Słowo honoru że nas nie wydasz? chcę by to była tajemnica...
— Słowo! po co słowo? nie wydam...
— Skarb się znalazł... istotnie, rzekł Wiktor. Testament z wszelkiemi wskazówkami potrzebnemi, przypadkiem odkryliśmy w kryjówce szafeczki która stała w sali weneckiéj. Winniśmy odkrycie przybyłemu tu kupcowi starożytności, który targował sprzęty.
— Nie żartujesz? zapytał Radgosz.
— Słowo uczciwego człowieka — dodał pułkownik.
— Cóżeście dostali?
— Kilkanaście tysięcy czerwonych złotych które stary dziwak złożył w szufladzie własnéj trumny... i na banku londyńskim sumy które z przyrosłemi procentami wynosić będą, jeśli się nie mylémy, do dwóch milionów talarów.
Radgosz spojrzał i uśmiéchnął się.
— Jakby bajka z tysiąca i jednéj nocy, rzekł.
— Chodź do Jakuba a na swe oczy przekonasz się że nie kłamię... chodź.
Poprzedził go, wziąwszy pod rękę, do pokoju brata.
Ten zajęty był właśnie uporządkowaniem papiérów w widokach podróży.
— Niéma tajemnicy dla poczciwego Radgosza — rzekł pułkownik... on jeden powinien wiedziéć o tém co się nazywa naszém szczęściem, pokaż mu co mamy, aby nie sądził że zwodzimy go, bo rzecz trudna do wiary.
Jakub wyciągnął do Radgosza... bilety bankowe pożółkłe, potém uchylił wieko stojącéj skrzyni.
— Głupieję... zawołał siadając Radgosz... głupieję... winszuję... cieszę się, ale jeśli chcecie i frasuję się razem...
— Jakto frasuję się? zapytał Wiktor...
Swedenborgista wzdychając, rzekł po chwili.
— Byliście w położeniu ludzi może jedném z najwłaściwszych do poznania człowieka jakim jest i rozbicia wszelkich złudzeń. Ubóstwo dawało wam możność widzenia w całéj nagości biédnéj natury naszéj... położenie wasze się zmienia a z niém wystawieni jesteście na wszelkie niebezpieczeństwa jakie z sobą wiezie pani Fortuna... na pochlebstwa, na fałszywe przyjaźnie, na miłości udane... Jakkolwiek mam dobre o was wyobrażenie, ludźmi jesteście; z początkiem będzie was zmiana tonu i oburzać i niedowierzającymi czynić, ale powoli zaczniecie ją przypisywać nie wszechwładnéj złota sile ale przymiotom własnym, dacie się uwieść, stracicie zdrowy zmysł i zdrowe pojęcie ludzi i świata...
— Miałbyś może słuszność, odparł Wiktor... gdyby... gdyby... zadługo nie chłostała nas biéda i podłość ludzi... Nie damy się uwieść.
— Dlaczego robicie z tego tajemnicę?
— Właśnie to moja inwencya — zawołał pułkownik, aby się nacieszyć komedyą... aby napatrzéć jakto oni teraz do nas przystępować będą... ze strachem aby to nie był fałsz... z niewiadomością o ile to prawda, jak wielkie mienie... i tam daléj i tam daléj.
— Ale mój kochany, jeśli się kot w worku nie utai, to pieniądz jeszcze mniéj.
— Dobrze, wszakże niech zgadują! niech wietrzą! a ja... ja się będę śmiał... Umyślnie pozorów unikać nie będziemy... ale prawdy całéj — nikomu! Wystaw sobie Radgosz... co za męczarnia dla ludzi, którzy bać się będą puścić zadaleko, lub uczynić zamało...
— Skarb skarbem, przerwał Jakub, ale w domu mamy nieszczęście... właśnie tegoż dnia Teofil zerwał literalnie z Klarą.
— Błogosławcie Boga że to uczynił, rzekł Radgosz... to przeciwnie widomy znak łaski niebios...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.