Katorżnik/Rozdział IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Katorżnik |
Podtytuł | czyli Pamiętniki Sybiraka |
Wydawca | Spółka Wydawnicza Polska |
Data wyd. | 1905 |
Druk | Drukarnia „Czasu“ |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Z Moskwy przejeżdża się tylko Włodzimirską gubernię, wjeżdża się do Niżno-Nowogrodzkiej. Do Niżno-Nowogrodu przybyliśmy dnia 18-go listopada. Ze wszystkich może miast Rosyi, to powiedziałbym, że Niżny Nowogród pod względem swego położenia, jest wprost zachwycającem miastem. Miasto to leży nad dwiema dużemi rzekami: Wołgą i Oką. Z północnej strony płynie majestatycznie matuszka Wołga, a od południa oblewa go rzeka Oka, która wpada do Wołgi tuż u stóp miasta. Miasto leży na górze, skąd roztacza się przepyszny i fantastyczny widok! Statki parowe, które żeglują po Wołdze, a których jest wielka ilość, nadają miastu swem świstaniem i łopotaniem po falach wody charakter wielkiego i handlowego miasta. W istocie Niżny Nowogród jest miastem bardzo handlowem, jest miastem w całem tego słowa znaczeniu wszechświatowem. Tutaj dwa razy do roku odbywają się jarmarki, które trwają po dwa miesiące, a które sprowadzają kupców i przemysłowców z całego świata! Jednak rynek Niżno-Nowogrodzki słynie specyalnie handlem futer, tutaj bowiem są futra po tysiąc rubli! Tych drogocennych futer i skór dostarcza Syberya i morze polarne.
Kto statkiem parowym przyjedzie do Niżno-Nowogrodu i odjeżdża z portu ku miastu dorożką, to będzie jechał po ślimaczemu i w prawo i w lewo drogą łamaną dobre pół godziny, zanim wyśrubuje się na równinę. Kto zaś tę drogę będzie odbywał piechotą, ten będzie miał do przebycia trzy kondygnacye szerokich, kamiennych schodów, lecz zato będzie się delektował czarownymi widokami na tej drodze i daleką perspektywą owej imponującej i olbrzymiej rzeki Wołgi. W Niżno-Nowogrodzie pożegnaliśmy się już raz na zawsze z koleją żelazną i niejednemu już nie było danem, aby nią jechał więcej kiedykolwiek.
Z Niżno-Nowogrodu rząd rosyjski pod owe czasy przestępców politycznych wysyłał albo rzeką Wołgą w parostatkach, albo pocztą. Ponieważ wtedy Wołga zamarzła, przeto i my byliśmy wysłani aż do Tobolska w kibitkach pocztowych. Była to szalona i wściekła zarazem jazda! Jechaliśmy znów tym sposobem przez 22 dni i tyleż nocy! I znów szła naprzód sztafeta, ile na oznaczoną godzinę ma być kibitek w pogotowiu na poczcie; na której stacyi pocztowej ma być dostateczna ilość obiadów lub śniadań, aby módz ciągle bez wytchnienia, bez żadnego odpoczynku jechać i jechać, choćby na złamanie karku, choćby już nie ludzi lecz manekiny zawieźć, choćby trupy, a zawieźć tego dnia i o tej godzinie, jaka była w rozkazie. Zadanie było trudne dla tych, którzy takowe polecenie otrzymali; najpierw rzeki marzły, więc trudna była przeprawa, a powtóre, nielada przestrzeń mieliśmy do przebycia, bo z górą 2.000 wiorst! A cóż dopiero mówić o ewentualnych przeszkodach, postawionych przez wyższą siłę? Lecz Moskal na to nie zważa; w moskiewskim słowniku nie znajdują się takie wyrazy jak: nie umiem, nie potrafię, lub nie wiem. Moskal pamięta tylko na jedno magiczne słowo. Byt’ posiemu i basta! więcej go nic nie obchodzi. Tak więc w owej szalonej i zawrotnej jeździe, robiliśmy po 100 wiorst na dobę!
W dzień naszego odjazdu z Niżno-Nowogrodu, ustawiono nas frontem po jednemu, a naprzeciw ustawiono tyleż żandarmów, do których kapitan żandarmeryi miał taką przemowę:
— Rabiata! dzieci, pamiętajcie, że oddaję wam każdego naprzeciw was stojącego Polaka pod opiekę, dobrze mu się przypatrzcie, abyście sobie zapamiętali jego rysy i abyście takiego samego, czy to żywego, czy umarłego do Tobolska odwieźli, a pamiętajcie i to, że jeżeli który z nich utraci rękę, to i ty utracisz rękę, a jeżeli nogę, to nogę utracisz, a jeżeli utraciłby głowę, to i tobie głowę się utnie; a teraz rabiata sadijsia i marsz, marsz!
Po tej przemowie każdy żandarm wziął swego pupila, zaprowadził do kibitki, usadowił i sam siadł naprzeciw i — paszoł!...