Kawaler de Maison-Rouge/Rozdział L

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Kawaler de Maison-Rouge
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ L.
ODWIEDZINY

Lorin wrócił z Maurycym do mieszkania swojego, Maurycy bowiem, aby zbyt otwarcie nie kompromitować przyjaciela, uznał za rzecz stosowną wychodzić bardzo rano, a wracać dopiero wieczorem.
Codzień obecny był przy przenosinach więźni do Conciergérie, co dzień upatrywał Getnowefy, bo nie wiedział, gdzie jest zamknięta.
Lorin od czasu widzenia się po raz ostatni z Fouquier-Tinville dał mu do zrozumienia, że pierwszy widoczny krok zgubi go, że padnie ofiarą, nie przyniósłszy pomocy Genowefie, a Maurycy, który w nadziei połączenia się ze swoją kochanką byłby się natychmiast kazał uwięzić, jednak z obawy, aby go na zawsze z nią nie rozłączono, spokojnie się zachowywał.
Trawiony powątpiewaniem, skołatany zgryzotą, Maurycy przeklinał Dixmera; groził mu, nienawiścią pałał dla tego człowieka, który pozorami przywiązania do sprawy królewskiej, maskował okropną zemstą osobistą.
— O! ja go znajdę... myślał Maurycy, bo jeżeli zapragnie ocalić nieszczęśliwą kobietę, to się pokaże; jeżeli zaś zgubić ją zamierzył, dalej znieważać ją będzie. Znajdę ja tego niegodziwca, a wtedy biada mu!
Rano, tego samego dnia, gdy wydarzyły się opowiedziane przez nas wypadki, Maurycy wyszedł, jak zwykle, na plac Rewolucji. — Lorin jeszcze spał.
Zbudził go wielki zgiełk, jaki sprawiały podedrzwiami głosy rozmaite i kolby karabinów. Spojrzał wokoło siebie błędnym wzrokiem, jak każdy niespodzianie napadnięty, gdy przekonać się pragnie, czy nie ma przy sobie nic takiego, coby go skompromitować mogło.
W tej chwili weszło do pokoju czterech sekcjonistów dwóch żandarmów i komisarz.
Odwiedziny te tak były wymowne, że Lorin ubrał się czemprędzej.
— Aresztujecie mnie?... spytał.
— Tak, obywatelu Lorin.
Komisarz napisał coś u spodu protokułu aresztowania.
Gdzież jest twój przyjaciel?... rzekł potem.
— Jaki przyjaciel?
— Obywatel Maurycy Lindey.
— Zapewne u siebie... odparł Lorin.
— Nie, on tutaj mieszka.
— O? Cóż znowu? Szukajcie, a jeżeli znajdziecie...
— Oto denuncjacja... rzekł komisarz i dosyć jasna Podał Lorinowi szkaradnie i zagadkową ortografją zapisany papier. W denuncjacji tej twierdzono, że widziano jak każdego poranku, wychodzi od obywatela Lorin, obywatel Lindey podejrzany, i skazany na areszt. Denuncjację podpisał Simon.
— Gdzie jest obywatel Maurycy?... zapytał komisarz; gdzie jest? wzywamy cię, abyś go wydał!
— Powiadam, że go tu niema!
— Komisarz poszedł do drugiego pokoju, potem przejrzał antresolkę, w której mieszkał oficjalista Lorina, na koniec otworzył komórkę, lecz nigdzie nie znalazł Maurycego.
Ale świeżo napisany list, który leżał na stole w jadalnym pokoju, zwrócił uwagę komisarza. Pisał go Maurycy i położył tam, nie chcąc budzić przyjaciela.
„Idę do trybunału... pisał Maurycy, zjedz śniadanie beze mnie, wrócę dopiero wieczorem“.
— Obywatele... rzekł Lorin, chociaż jak najprędzej pragnąłbym wam towarzyszyć, ale pojmujecie, że w koszuli iść nie mogę. Pozwólcie więc, niech mię ubierze mój oficjalista.
— No prędzej się ubieraj... rzekł komisarz.
— Oficjalista wyszedł z antresolki i dopomógł swoje mu panu.
Lorin nie potrzebował lokaja, ale chciał go zrobić świadkiem wszystkiego, co zaszło, aby tym sposobem Maurycy wiedzieć mógł o wszystkiem.
— Uwięzienie twoje, odezwał się nagle Simon, który teraz zostawszy urzędnikiem miejskim, wszedł z czterema sekcjonistami, uwięzienie twoje długo trwać nie będzie. Zamieszany jesteś w procesie kobiety, która pragnęła ułatwić ucieczkę austrjaczce. Dziś ją sądzą... ciebie sądzić będą jutro.
— Szewcze, poważnie rzekł Lorin, za prędko szyjesz swoje obuwie.
— Tak, ale je ładnie kraję, z obrzydliwym uśmiechem odparł Simon, zobaczysz... mój piękny grenadjerze!...
Lorin wzruszył ramionami.
— Cóż! jedziemy? rzekł, bo już czekam.
A gdy wszyscy obrócili się tyłem, idąc na schody, Lorin tak kopnął nogą urzędnika Simona, iż ten wyjąć stoczył się z wywoskowanych schodów.
Sekcjoniści nie mogli powstrzymać się od śmiechu, Lorin włożył ręce w kieszenie.
— Tu, przy sprawowaniu moich obowiązków!... wykrzyknął Simon, pobladłszy z gniewu.
— A my! odparł Lorin, czyż my tu wszyscy nie sprawujemy swoich obowiązków?
Wsiadł do dorożki i wraz z komisarzem pojechał do pałacu sprawiedliwości.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Dumas (ojciec).