Keraban Uparty/Część pierwsza/Rozdział IX


Rozdział VIII Keraban Uparty • Część pierwsza • Rozdział IX • Juliusz Verne Rozdział X
Rozdział VIII Keraban Uparty
Część pierwsza
Rozdział IX
Juliusz Verne
Rozdział X

Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w XIX w.
Stosowane słownictwo i ortografia pochodzą z tej epoki, prosimy nie nanosić poprawek niezgodnych ze źródłem!


Podstęp usnuty przez kapitana Yarhuda.


W tej chwili ukazał się we drzwiach galeryi służący, którego jedynym obowiązkiem według zwyczajów tureckich, było meldowanie przybywających gości.

– Proszę pana, rzekł do Ahmeta, przybył jakiś nieznajomy i pragnie widziéć się z panem.

– Któż to jest? zapytał Ahmet.

– Jakiś kapitan statku; nalega usilnie aby pan raczył go przyjąć.

– Dobrze, pójdę zaraz…

– Każ go tu prosić, Ahmecie, nie chodzi zapewnie o żadną tajemnicę.

– Może to kapitan tej ślicznej tartany stojącej w naszej przystani? rzekła Nedia.

– Zapewnie, odrzekł Ahmet, a zwracając się do służącego, dodał.

– Proś tego pana.

W chwilkę później nieznajomy ukazał się we drzwiach galeryi. Był to rzeczywiście kapitan Yarhud komendant tartany Guidary. Z wielkiem niezadowolnieniem, nie tak prędko jak pragnął mógł zarzucić kotwicę w pobliżu willi bankiera Selima. Po owej rozmowie ze Scarpantem, intendentem bogacza Saffara, nie tracąc godziny czasu udał się do Odessy koleją przez Bulgaryę i Rumunię, i tym sposobem mógł uprzedzić o kilka dni przybycie Kerabana, który z właściwą starym Turkom powolnością, nie ujedzie pewno jak jakie 10 do 12 mil na dwadzieścia-cztery godzin. Ale gdy przybył do Odessy czas był tak szkaradny, iż obawiał się wypłynąć z portu. Musiał czekać pomyślniejszego wiatru i tego zaledwie poranku Guidara mogła zatrzymać się w pobliżu willi. Skutkiem tego opóźnienia może nie o wiele wyprzedził Kerabana, co mogło bardzo utrudnić lub nawet uniemożliwić jego przedsięwzięcie.

Musiał więc działać nie tracąc czasu, a plan miał gotowy. Najpierw użyje podstępu, gdy ten się nie uda, to gwałtu, byle tylko tego jeszcze wieczora Guidara mogła odpłynąć mając Amazyę na pokładzie. Zanim zdołanoby dostrzedz jej zniknięcie i puścić za nią w pogoń, tartana mogłaby odpłynąć bardzo daleko, korzystając z pomyślnego wiatru.

Podobne porwania, częściej niżby się zdawało, wydarzają się na wybrzeżach, i to nietylko na wodach tureckich i w okolicach Anatolii, ale nawet na terrytoryach podległych bezpośrednio władzom rosyjskim. Przed kilku laty niewyśledzeni dotąd sprawcy, porwali w Odessie kilka dziewcząt należących do wyższych sfer społecznych, i nie ulegało wątpliwości że zabrane na okręta dostawione były na targach niewolnicami w Azyi Mniejszej.

Yarhud chciał naśladować tych złoczyńców dla spełnienia poleceń Saffara. Guidara nie po raz pierwszy przedsiębrała podobną wyprawę, a kapitan jej wiedział jak wielką otrzyma zapłatę jeźli mu się powiedzie.

Yarhud ułożył sobie następujący plan. Pod pozorem przedstawienia i sprzedania Amazyi przepysznych materyi nabytych w najsłynniejszych fabrykach, ściągnie ją na pokład Guidary. Pierwszym razem zapewnie towarzyszyłby jej Ahmet, ale zapewnie uda mu się nakłonić ją do powtórnego przybycia z samą tylko Nedią, a wtedy odpłynąłby zanim mógłby kto przybyć jej na pomoc. Jeźli zaś Amazya nie zechce przybyć na statek, wtedy postara się porwać ją gwałtem. Pałacyk bankiera Selima był dość odosobniony, a służba jego nie zdoła się oprzéć dziesięciu silnym ludziom z jego załogi. Tylko że w takim razie nie obeszłoby się bez walki, i dowiedzianoby się łatwo w jakich okolicznościach nastąpiło porwanie, zatem interesem było nędzników dokonać porwania bez rozgłosu.

– Jestem kapitan Yarhud, dowódca tartany Guidara, stojącej w przystani w pobliżu willi bankiera Selima, rzekł kłaniając się wchodzący tak niespodzianie kapitan. Towarzyszył mu majtek niosący kilka sztuk materyi.

– Czego pan żądasz? zapytał Ahmet.

– Mówiono mi o blizkiem ożenieniu pana, przychodzę oddać do jego rozporządzenia bogactwa nagromadzone na pokładzie mego statku.

– Wcale dobry pomysł! kapitanie Yarhudzie, odrzekł Ahmet.

– Ależ, Ahmecie, tyle mi już dałeś podarków, odezwała się Amazya.

– Od przybytku głowa nie boli, przerwała Nedia; kupujmy jak najwięcej, choćby nam przyszło zrujnować pana Kerabana; byłaby to słuszna kara za opóźnianie przybycia.

– I jakież przedmioty zawiera twój ładunek? kapitanie zapytał Ahmet.

– Drogocenne materye i różne przedmioty damskiej toalety, zakupione w najpierwszych fabrykach i składach.

– Przedstaw wszystko tym młodym paniom, lepiej się na tem znają ode mnie, rzekł Ahmet.

– Przyniosłem próbki, może panie raczą je obejrzéć przed zejściem na pokład.

I na skinienie Yarhuda wszedł towarzyszący mu majtek i podał mu pakiet najrozmaitszych próbek, które przedstawił Amazyi.

– Oto materye z Brussy, przerabiane srebrem lub złotem, jakie po raz pierwszy pojawiły się w Konstantynopolu.

– Bardzo piękne, rzekła Amazya przyglądając się materyom tak błyszczącym się pod światło jak gdyby były utkane ze świetlanych promieni.

– Niech pani raczy przypatrzéć się tym muślinom ze Skutari i Turnowy; z próbki może pani tylko sądzić o doskonałości wyrobu, ale zobaczywszy na pokładzie całe sztuki, będzie pani podziwiać prześliczne barwy tła i najcudowniejsze desenie.

– Pani moja, trzeba nam pójść na pokład Guidary zawołała Nedia.

– Zapewniam że nie pożałuje pani tego trudu, rzekł Yarhud zwracając się do Amazyi. Mam jeszcze na pokładzie brylantowane brokarty, koszule z jedwabnej krepy, muśliny, szale perskie na pasy, cudowne pantofelki, i wiele innych rzeczy.

Amazya podziwiała prześliczne drogocenne materye, co widząc Ahmet rzekł do narzeczonej:

– Wszak nie pozwolisz na to, Amazyo, aby kapitan trudził się tu daremnie, skoro więc podobały ci się jego towary, a powiada że na statku ma piękniejsze jeszcze, pójdziemy na pokład obejrzéć je i kupić.

– O! dobrze! dobrze! zawołała Nedia podskakując i chcąc biedz ku morzu.

– Znajdziemy pewnie także na statku jaką materyę co się spodoba Nedi, rzekł Ahmet, patrząc z uśmiechem na cyganeczkę.

– Tak się spodziewam, odpowiedziała, bo trzeba przecie żeby Nedia nie zrobiła wstydu swojej pani w dzień jej wesela.

– Przybędziemy więc po południu na pokład twojej tartany, kapitanie, rzekł Ahmet.

– O! po co tak odwlekać! zawołała Nedia.

– Jeźli taka wola pana, rzekł Yarhud, mogę kazać aby łódź moja dopłynęła pod sam taras ogrodu, wsiadłszy do niej za kilka minut możnaby dopłynąć do Guidary.

– Zgoda, odrzekł Ahmet.

Kapitan rozkazał majtkowi zabrać przyniesione próbki, a sam zwróciwszy się ku balustradzie, dał znak trąbkom aby łódź spuszczono.

Dał się zaraz dostrzedz jakiś ruch na statku; i łódź w niespełna pięć minut stanęła u stóp tarasu.

– Łódź czeka rozkazów pana, rzekł kłaniając się Yarhud.

Pomimo zahartowania w swojem rzemiośle, Yarhud był mocno zmięszany. Czas naglił, nadawała mu się doskonała sposobność dokonania zamierzonego porwania; a kto wie czy Keraban nie przybędzie lada chwila.

Gdy chodziło o zysk, dla kapitana Yarhud najniecniejsze środki były dobre, a tu tak wyborna nadarzała się sposobność. Gdyby Amazya i Nedia same udały się na pokład, nie namyślałby się ani chwili, obecność Ahmeta zawadzała mu nieco, nie stanowiła jednak nieprzełamanej przeszkody, gdyż pomimo całej odwagi i siły Ahmet w razie napaści, nie zdołałby oprzéć się całej załodze. Co więc się stanie z Ahmetem nic go to nie obchodziło.

Stając na stopniach tarasu czekał póki Ahmet i towarzyszki jego nie wejdą do łodzi i nie dostaną się na pokład Guidary. Wtedy zamierzał powziąć stanowcze postanowienie.

Ahmet sprowadził już Amazyę na ostatni stopień tarasu, gdy nagle otworzyły się drzwi galeryi i ukazał się w nich mężczyzna czterdziesto-kilko-letni ubrany z turecka po europejsku, i wszedłszy na galeryę, wołał:

– Amazyo!… Ahmecie!..

Był to Ojciec Amazyi, bankier Selim, korespondent i przyjaciel Keraban.

– Córko moja!… Ahmecie!.. powtórzył.

Amazya powróciła na galeryę wołając:

– Jestem, mój Ojcze; co się stało? Co jest powodem twego przyśpieszonego powrotu z miasta?

– Wielka nowina! odrzekł.

– Czy dobra? zapytał Ahmet.

– Jak najlepsza! odrzekł Selim; do kantoru mego przybył umyślny posłaniec od przyjaciela mego Kerabana.

– Czy być może! zawołała Nedia.

– Posłaniec zapowiedział mi przyjazd Kerabana, którego zaledwie o pół godziny wyprzedził.

– Mój stryj Keraban opuścił Konstantynopol! zawołał Ahmet niewymownie zdziwiony.

– Tak i oczekuję go lada chwila.

Nikt nie zwrócił uwagi na przykre wrażenie jakie słowa te wywarły na Yarhudzie. Nic nie mogło więcej zagrażać jego planom jak to nagłe przybycie Kerabana.

– Dobry! kochany pan Keraban! wołała uradowana Nedia.

– Dlaczego przybywa tak niespodzianie? zapytała Amazya.

– Aby przyśpieszyć zamężcie pani, rzekła Nedia; gdyby nie to pewnie nie przyjechałby do Odessy.

– Tak się zdaje, odrzekł Selim.

– I ja tak sądzę, rzekł Ahmet; kochany stryj chciał nam zrobić miłą niespodziankę, i dlatego tak nagle opuścił swój kantor i rozległe interesa handlowe.

Yarhud przysłuchiwał się bacznie całej tej rozmowie, aby poznać co spowodowało przyspieszenie przyjazdu Kerabana. Wtem dały się słyszéć jakieś głosy z których jeden panował nad innemi; drzwi się otwarły i wszedł Keraban a za nim Van Mitten, Brunon i Nizib.