Keraban Uparty/Część pierwsza/Rozdział VIII


Rozdział VII Keraban Uparty • Część pierwsza • Rozdział VIII • Juliusz Verne Rozdział IX
Rozdział VII Keraban Uparty
Część pierwsza
Rozdział VIII
Juliusz Verne
Rozdział IX

Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w XIX w.
Stosowane słownictwo i ortografia pochodzą z tej epoki, prosimy nie nanosić poprawek niezgodnych ze źródłem!


W którym przedstawi się Czytelnikom młoda Amazya i narzeczony jej Ahmet.


Młoda Amazya, jedyna córka bankiera Selima i służebna jej Nedia, przechadzały się rozmawiając po galeryi ślicznego domu, którego ogrody spuszczając się tarasowato, dosięgały wybrzeży morza Czarnego.

Z najniższego tarasu, którego stopnie oblewały, spokojne dnia tego, ale miotane wichrem wschodnim wody starożytnego Pontus-Euxinus (morze Czarne) Odessa, odległa o jakie pół mili, wspaniale się przedstawiała.

Miasto to, oaza w pośród niezmierzonego otaczającego ją stepu, przedstawia przepyszną panoramę pałaców, kościołów, hoteli, domów, zbudowanych na stromem wybrzeżu morskiem. Z mieszkania bankiera Selima, można było dojrzéć wielki plac ozdobiony drzewami i pomnikiem księcia de Richelieu, który był założycielem i przez wiele lat administratorem tego miasta.

Północne i wschodnie wiatry niekorzystnie oddziaływają na klimat zbyt wysuszając powietrze, co zniewala bogatych mieszkańców Odessy, że w porze gorącej szukają cienia i chłodu w pięknych willach podmiejskich. Do najpiękniejszych należała willa bankiera Selima.

Odessa liczy sto-kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców składających się z Rossyan, Turków, Greków, Armenian i różnych narodowości, a większość ich zajmuje się głównie handlem, przemysłem i najrozmaitszemi interesami. Każdy w ogóle handel, a szczególniej wywozowy, potrzebuje koniecznie agentów i bankierów, i dlatego powstały tu liczne domy bankowe, w początkach w skromnych działające rozmiarach a następnie zaliczające się do miejscowych potęg finansowych, do jakich to należy dom bankowy Selima.

Bankier Selim był wdowcem i miał tylko jedynaczkę córkę Amazyę, narzeczoną Ahmeta, siostrzeńca Kerabana, z którym od lat najmłodszych wychowana uważała go jak brata rodzonego.

Małżeństwo Ahmeta i Amazyi miało być zawarte w Odessie. Jak wiadomo, ciotka Amazyi zapisała jej znaczną sumę z warunkiem aby poszła za mąż przed skończeniem lat ośmnastu, a oznaczony termin upływał za sześć tygodni. Jeźli w tym przeciągu czasu warunek zastrzeżony w testamencie nie byłby spełniony, wtedy zapis dla młodej dziewczyny przeszedłby na dalszych krewnych.

Co do Amazyi, najwybredniejszy nawet Europejczyk musiałby przyznać że jest bardzo miłą. Odsłoniwszy jej „iachmak” czyli białą muślinową zasłonę pokrywającą jej twarz i głowę, oraz potrójny rzęd cekinów zasłaniający czoło, ujrzanoby ogromne sploty czarnych włosów i milutką nadzwyczaj twarzyczkę. Ruchy jej był wdzięczne, chód pełen powabu, a pod fałdami „feredii” czyli szerokiego płaszcza osłaniającego ją od szyi aż do stóp, łatwo było odgadnąć zgrabną jakby utoczoną figurkę.

Dnia tego znajdowała się w galeryi wychodzącej na ogrody otaczające mieszkanie. Miała na sobie długą spódnicę z jedwabnej materyi, obszerny „kalwar” z pod którego wychodziła mała bogato zahaftowana kamizelka, obszyta rodzajem koronki w samej tylko Turcyi wyrabianej. Z klejnotów prócz kolczyków i pierścionka, nic więcej na sobie nie miała: małe nóżki pokrywały bogato złotem haftowane pantofelki.

Przy niej siedziała na poduszce Nedia, żywa i wesoła dziewczyna, pokojówka a raczej wierna i przywiązana towarzyszka. Rozmawiając i śmiejąc się ciągle, ożywiała wszystko dokoła swoją wesołością.

Pochodzenia cygańskiego, Nedia nie była jednak niewolnicą. Jakkolwiek po dziś dzień na niektórych targach cesarstwa otomańskiego sprzedają jeszcze Etyopczyków i czarnych z Sudanu, jednakże w zasadzie niewolnictwo jest tam zniesione.

Dom bankiera Selima urządzony był na wysoką stopę, a Nedia, przeznaczona wyłącznie do usług Amazyi, od dziecka wychowana z nią razem, zajmowała wyłączne stanowisko i nie była zobowiązaną do żadnej domowej pracy.

Nawpół leżąc na otomance pokrytej kosztowną zyotą materyą, Amazya zapatrzyła się w zatokę od strony Odessy.

– Kochana pani moja, mówiła Nedia klękając przy stopach młodej dziewczyny, co to się znaczy że pan Ahmet jeszcze nie przybył?

– Udał się do miasta i może przyniesie nam list od wuja swego Kerabana, odrzekła Amazya.

– Eh! list! list! co nam tam po nim; nie listu ale samego wuja nam potrzeba, a tak długo każe na siebie czekać.

– Cierpliwości, Nedio! odpowiedziała z uśmiechem Amazya.

– Tak, łatwo to powiedziéć; będąc na mojem miejscu, pewnie nie byłaby pani bardzo cierpliwą.

– A to dlaczego?

– Albo to rzecz małego znaczenia dla mnie że będąc dziś pokojówką młodej panny, zostanę pierwszą służebnicą wielkiej pani.

– Nie będę dlatego więcej już kochać cię jak teraz.

– I ja też najdroższa pani. Ale gdzie pan Ahmet?

– Jak już mówiłam, poszedł do banku zkąd zapewne przyniesie wiadomość lub list od swego stryja.

– Wiem o tem. Oh! ten nieznośny pan Keraban!… gdyby on tak moim był stryjem!…

– Cóżbyś zrobiła w takim razie?

– Niestety! najpewniej nic, a jednak gdyby tak przyjechał dziś, a najpóźniej jutro, spisałoby się zaraz nmowę małżeńską u sędziego, pojutrze iman odmówiłby modlitwę i byłoby po ślubie, poczem nastąpiłyby gody trwające dwa tygodnie… Bawilibyśmy się w willi, a pan Keraban mógłby sobie odjechać, gdyby tego gwałtem zapragnął.

I rzeczywiście takby być mogło gdyby stryj Keraban nie odwlekał swego przybycia.

Wtem spojrzawszy ku przystani, Nedia zawołała.

– Czy pani moja widzi ten statek zarzucający kotwicę w ogrodowej przystani?

– Widzę odrzekła Amazya, mogę nawet odczytać jego nazwę: Guidara.

Obie podeszły do schodów prowadzących do morza aby lepiej przypatrzéć się statkowi. Była to tartana mały statek o żaglu trójkątnym wiszącym teraz na sznurach. Lekki wietrzyk pozwolił mu przepłynąć zatokę Odeską. Łańcuch trzymał tartanę o jakie sto sążni od brzegów, kołysała się lekko na falach obijających się u stóp ogrodu. Na drągu przytwierdzonym u góry masztu i podtrzymującym żagiel powiewała chorągiew turecka, srebrny pół-księżyc w czerwonem polu.

Kapitan Yarhud zarzucił kotwicę Guidary w tej części zatoki; widać jednak niedługo miała tu zostawać, gdyż żagle nie były zwinięte, mogła więc odpłynąć w każdej chwili.

– Ah! jakby to było przyjemnie popływać tym pięknym statkiem po morzu przy lekkim wietrzyku! zawołała Nedia.

Amazya spojrzała, gdy wtem ktoś zwołał:

– Amazyo! moja droga siostro.

Stał przed nią dwudziesto-kilkoletni młodzieniec, więcej jak średniego wzrostu, zręcznej i śmiałej zarazem postawy. Miał czarne pełne słodyczy oczy, czarne krucze włosy, i wąsy zręcznie zakręcone.

Ahmet miał na sobie strój turecki, i nie mógł naturalnie ubierać się inaczej jako synowiec człowieka, który uważałby sobie za hańbę przebierać się po europejsku jakby jakiś urzędniczek. Ubrany był w kaftan wyszywany złotem, pas zręcznie owinięty odznaczał muskularną jego budowę; na głowie miał fez i na nogach buty safianowe. W stroju tym bardzo mu było do twarzy.

Zaledwie przywitał się z narzeczoną, Nedia zapytała:

– I cóż, panie, czy jest list z Konstantynopola?

– Nie, odrzekł, nie ma nawet od stryja zwykłej handlowej korespondencyi.

– Szkaradnik jakiś! krzyknęła cyganeczka.

– Nie mogę pojąć dlaczego kuryer żadnej nie przywiózł wiadomości z kantoru, odezwał się Ahmet. Dziś właśnie jest dzień w którym stryj ma zwyczaj regulować rachunki z bankiem twego Ojca; terminu tego nie chybia nigdy, a jednak dziś żaden nawet list nie przyszedł.

– Rzeczywiście może to dziwić a nawet niepokoić; stryj twój Keraban jest zawsze tak punktualny i systematyczny… Ale może nadejdzie telegram?…

– Telegram od stryja! Czyż nie wiesz, droga Amazyo, że stryj mój nigdy nie posługuje się telegrafami i nie jeździ koleją jako nowoczesnemi wynalazkami i pewny jestem że wolałby odebrać złą wiadomość prze list, niż najlepszą przez telegraf.

– Ale wszak pisałeś do stryja? zapytała Amazya.

– Pisałem już z dziesięć razy prosząc aby przyśpieszył swój przyjazd; napisałem nawet że jest najniemiłosierniejszym ze wszystkich stryjów jacy są tylko na świecie.

– A! to dobrze! zawołała Nedia.

– Najokrutniejszym tyranem i despotą, co nie przeszkadza mu być najlepszym pod słońcem człowiekiem…

– Oho! jakoś mi się to nie zdaje, rzekła Nedia kręcąc głową.

– Napisałem że nie ma litości nad swoim synowcem, choć obok tego jest dla niego najlepszym Ojcem. Wszystko daremnie, stryj odpisał iż nie możemy wymagać od niego więcej nad to aby przyjechał przed sześciu tygodniami.

– A więc zaczekamy aż przyjdzie ochota przyjechać, odpowiedziała Amazya.

– Musimy czekać, a jeżeli ostatni mój list nie zdoła przyspieszyć przyjazdu mego stryja i do jutra nie odbiorę odpowiedzi, nie pozostaje mi jak samemu pojechać do Konstantynopola…

– Może jakaś szczęśliwa okoliczność zmieni postanowienie twego stryja.

– Zmienić postanowienie mego stryja! zawołał Ahmet; stokroć łatwiej byłoby zmienić bieg gwiazd, przesunąć księżyc na miejsce słońca, przeinaczyć porządek praw niebieskich!