Kiedy dziecię upada, Bóg mu rękę podkłada

<<< Dane tekstu >>>
Autor Paulina Krakowowa
Tytuł Kiedy dziecię upada, Bóg mu rękę podkłada
Pochodzenie zbiór powiastek Niespodzianka
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1890
Druk St. Niemiera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
41.
KIEDY DZIECIĘ UPADA, BÓG MU RĘKĘ PODKŁADA.

Emcia swobodna i wesoła, jak ptaszek bujała sobie po ogrodzie, po polu, po łące, a wszędzie dobrze i bezpiecznie jej było, bo dobrą, uprzejmą dziewczynkę kochali wszyscy; czy to w ogrodzie pełły kobiety, czy na łące siano zbierano, czy w polu żeńcy zrzynali dojrzałe kłosy, z każdych ust miłe słyszała powitanie. Najlepiej lubiła Emcia łąkę nad strumieniem, bo też nigdzie tak miękkiej i świeżej trawki i tyle kwiatów nie było. Samym brzegiem strumienia ciągnęła się wązka, wydeptana ścieżka i po niej rankiem i wieczorem, kiedy rosa całą łąkę pokryła, Emcia sucha nogą biegała; ale w środku tej ścieżki stała stara wierzba, i giętkie swoje gałęzie aż do samej wody spuszczała; dziewczynka nieraz gniewała się na to drzewo, bo obchodząc koło niego, zdarzyło się jej czasem zamaczać trzewiczki. Raz nawet rzekła do ojca:
— Mój tatuniu, każ ściąć albo wykopać to drzewo; jak mi też dobrze będzie wtenczas biegać od jednego do drugiego końca łąki po nad samą wodą.
Nie wiedziała, że stara wierzba ważną jej kiedyś miała uczynić przysługę.
Pewnego razu Emcia biegając spostrzegła ślicznego motylka; — błękitne miał skrzydełka, a na nich czerwone centki i złote kropki jaśniały. Lekka i płocha dziewczynka zaczęła go gonić po łące, motylek w różne uciekał strony, nakoniec zwrócił się ku strumieniowi.
— O! dobrze, dobrze — zawołała dziewczynka — nad wodą pewnie cię schwycę!
I biegła do swojej ulubionej ścieżki; ale motylek widząc groźną pogoń za sobą, nad brzegiem strumienia silniej skrzydełka rozwinął, by na drugą przelecieć stronę; biedaczek długą ucieczką strudzony nie dokazał tego, lecz kiedy już uczuł, że go siły opuszczają, nadpłynął listek wierzbowy i motylek spoczął na nim. Zobaczywszy to Emcia, chciała go z listkiem przyciągnąć do siebie, machnęła chusteczką w wodę; ale cóż się stało? nad samym stojąc brzegiem, przechyliła się zanadto i wpadła w wodę.
Biedna dziewczynka nie umiała pływać, przelękniona robiła jak mogła rączkami, wołając pomocy; lecz była to niedziela, wszyscy modlitwą lub zabawą zajęci, nikt jej głosu nie słyszał, a Emcia płynie i płynie: już ją siły opuszczają. Nagle nad głową swoją spostrzega gałązkę, chwyta się za nią obiema rękami, i poznaje że to gałęź starej wierzby, na którą tyle razy się gniewała; trzymając się jej jedną ręką, drugą chwyciła za brzeg i wydostała się na ziemię. Niedługo, spocząwszy trochę, poszła do domu, a kiedy przelękniona matka przebrała ją w suche odzienie, kiedy opowiedziała całą swoją przygodę, uklękły obie, i podziękowały Bogu; i słusznie, bo On nad każdym czuwa człowiekiem, a dziećmi, które sobie jeszcze same w niczem poradzić nie mogą, najbardziej się opiekuje.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Paulina Krakowowa.