Dziwny... dziwny sen ja miałem!
Biju, młodszym cię widziałem... I jam młodszy był.
A przed nami ulubiony
Stał Pegliwan, koń twój wrony, Jak pomnisz gdy żył.
«Wsiądźcie — rzekł koń bez obawy,
Jeżdżę nocą czukać trawy Aż w Edeński kraj.
Insze stepy, inne życie,
Insze światy zobaczycie, Wsiądźcie«Wsiądźcie» — wsiedlim dwaj.
«Lecim, lecim... końca nie ma...
Ziemia niknie przed oczyma, Nowa... nowsza błoń.
W rączym pędzie lotnej jazdy
Gwiazd sięgamy, z gwiazd na gwiazdy Sadzi dzielny koń.
«Ćmi się w oczach, gdy przez bezdnę,
I otchłanie nieprzejezdne Jeden daje skok.
A zpod kopyt oderwane,
Lecą gwiazdy zdruzgotane W głąb’ przepaści — w mrok.
«Stanął i rzekł: — «tu granica.
Patrzcie!... co za okolica?... Co za cudny świat?...
Jaką trawą łąki słane!...
To kobierce z liści tkane W różnowzory ład.
«Patrzcie!... w blaski jak mieniący,
Stu-promienny, niewiędnący... Każdy kwiatek lśni.
A w dotknięciu, z listków jego
Jak z warkocza dziewiczego Srebrna piosnka brzmi.[1]
«Patrzcie!... co ta błoń wypasa?...
Jakich koni stado hasa? To nad cudy cud!...
Wy, z baranty sławni w świecie...
Tu sprobujcie, tu znajdziecie Godny siebie trud.
«Lecz na dzieło kto się waży,
Bądź ostrożny — bo na straży Czuwa księżyc sam.
Lada kwiatek zdradzić może,
Księżyc — rzuci złote łoże, Wtenczas — biada wam!
«Tyś zsiadł, przypadł... i ukradkiem
By nie trącić trawką, kwiatkiem, Pełzniesz... pełzniesz wciąż...
I przymykasz się do stada
Cicho — jak wilk gdy się skrada... Ostrożnie — jak wąż.
«Jesteś w środku... arkan w dłoni,
Ciskasz... chwytasz tego z koni, Co był wodzem stad;
Wsiadłeś... poczuł, kto nim włada..
Zarżał... ruszył... a gromada Mknie za tobą w ślad.
«Ja nadbiegam na twym wronym;
Lecim pędem tak szalonym, Jak sarny przez step.
Księżyc z jurty wyjrzał blado,
A niewidząc, gdzie jest stado, Wbiegł na niebios sklep.
«Wbiegł... zaświecił... jak obręczą
Siedmio-barwną śmignął tęczą, Lecz nie dosiągł nas;
A więc w pogoń naszym śladem...
Bo przez niebo poza stadem Jasny został pas.
«Lecim... lecim... w tej podróży
Strach nam nieraz oczy mróży, Czujem... zawrót, szał...
Gdy przez otchłań, przez szczeliny
Przepaścistej gwiazd krainy, Umykamy w czwał.
«To, jak gdyby z gór spadzistych,
Po drożynach stromych, szklistych, Suniem — tylko stuk
Po niebiosach się rozlega,
Gdy za nami stado zbiega W dół — na mglisty smug.
«I jesteśmy w chmur przestrzeni...
Księżyc, siatką swych promieni Już nas zlekka drasł.
Tyś mu obłok w oczy cisnął...
On krwią zaszedł, klątwą świsnął, Padł... i we mgle zgasł.
«Stado nasze!... ziemia blizko...
I rodzinne koczowisko Widać z wietrznych gór...
Wtem — mgła pęka... błyskawica
Jakby z zemstą za księżyca, Grzmi za nami z chmur.
«Grzmi... lecz nagle kształt swój zmienia,
Niby dziecko... a wpół mgnienia Zda się olbrzym rość...
Już nas chwyta... spojrzę w lice...
Biju!... znam tę błyskawicę!... To młodzian — twój gość!...
∗ ∗ ∗
Umilknął starzec — Bij się zadumiał...
On, ciemną piosnkę, jasno zrozumiał;
Bo z pieśni wątku, za jednym razem
Księga przeszłości, karta za kartą
Jego pamięci stała otwartą;
Każdy jej wyraz był mu obrazem.
Przywołał w myślach cały wiek młody,
Ów wiek, gdy dzika pali tęsknica,...
Jak rzucił biedną jurtę rodzica,
I uszedł w stepy szukać przygody.
Tam — aż do głodnych pustyń zagnany[2]
Nie o przygody szło mu miłośne,
Ale o imię szeroko-głośne;
O zdobycz stadnin, lub karawany.
Na wzmiankę o nim auły drżały...
Bo choć w rzemiośle baranty nowy,
Ale przebiegły, zręczny, zuchwały,
Zawsze szczęśliwe czynił obłowy.
Raz — samotrzeci, nocą prowadził
Ogromny tabun porwanych koni...
Wschodzący księżyc ucieczkę zdradził
I nie dał czasu zmylić pogoni,
Bo wnet za niemi, tym samym szlakiem,
Nadbiegł właściciel z swych sług orszakiem.
Wszczęła się bitwa; — krzyki i strzały
Uciekających zewsząd witały;
Bij się nie uląkł, lecz natarł męzko,
I bój nierówny skończył zwycięzko:
Sam wódz przeciwnik, legł z jego ręki...
Słudzy, śmierć pana skoro ujrzeli
Na wszystkie strony w stepy pierzchnęli.
Pozostał tylko chłopiec maleńki,
Który z zabitym rozstać się wzbraniał,
I trup ojcowski sobą zasłaniał.
Mimo łez, krzyków... Bij wziął chłopczynę
I sprzedał kupcom w obcą krainę.
Odtąd — zaniechał barant, rozboju...
By swoich zbiorów użyć w pokoju.
∗ ∗ ∗
Wiele ubiegło czasu w milczeniu
Nim je Bij przerwał — «Starcze! daj radę
«Co ja mam począć w takiem zdarzeniu?»
Starzec zachmurzył swe lica śniade
I rzekł: — «O! Biju! w sercu młodziana
«Powinność, ojca krwią zapisana,
«Krwią tylko z serca może się zgładzić.
«Cóż chcesz?... cóż ja ci mogę poradzić?...
«Gościem jest twoim... gość... święte słowo!...
«We dnie i w nocy, nad jego głową
«Czuwać winieneś — wszak życzysz sobie,
«By kiedyś drzewo na twoim grobie,
«Życzliwą ręką dzieci sadzone,
«Nie schło, lecz ciągle rosło zielone.
Więc — nie wyzywaj napróżno burzy;
«Bądź baczny — wnet ci sam los usłuży...
«Widziałeś... bośmy wszyscy widzieli,
«Jak go urzekał wzrok twej Demeli,
«Dozwól — niechaj go czcza mara zwodzi;
«Nie mów, że pierwsi z kirgizkiej młodzi,
«Z dalekich stepów szlą do cię swaty
«Dając za córkę kałym[3] bogaty.
«Łudź go — niech ogniem żądzy goreje...
«Zapomni zemsty, karmiąc nadzieje...
«A kiedy jurty zwinąwszy nasze
«By zająć dolin żyzniejszych paszę,
«Odkoczujemy — na step rodzinny...
«Staraj się zręcznie za krąg gościnny
«Nierozważnego młodzieńca zwabić,
«A wtenczas... wtenczas... rzekł zcicha — zabić».
↑Dziewczęta Kirgizkie przyczepiają w koniec warkocza na plecy spadającego, rozmaite ozdoby metalowe, mianowicie srebrne monety, które za najlżejszem poruszeniem głowy dźwięk wydają.
↑Głodnym stepem, okoliczni mieszkańcy nazywają wielką pustynię Gobi.
↑U Kirgizów, żony się kupuje. Rodzice panny, stosownie do jej wdzięków, większej lub mniejszej za nią żądają opłaty. Ta oplata czyli kałym, składa się z pewnej umówionej ilości koni, bydła i baranów, które pan młody rodzicom swej przyszłej, przed zawarciem małżeństwa dać musi.