Kościół Panny Maryi w Paryżu/Księga druga/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kościół Panny Maryi w Paryżu |
Podtytuł | (Notre Dame de Paris) |
Rozdział | Dalsze skutki |
Wydawca | Księgarnia S. Bukowieckiego |
Data wyd. | 1900 |
Druk | W. Dunin i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Marceli Skotnicki |
Tytuł orygin. | Notre Dame de Paris |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała księga druga Cały tekst |
Indeks stron |
Grintoire, pozbawiony przytomności, leżał na bruku przed wizerunkiem Najświętszej Panny. Powoli odzyskał zmysły; lecz pozostał przez chwilę w jakiemś odurzeniu, w którem się mieszała cyganka i jej koza. Uczuwszy zimno, udzielające się od kamieni, ocknął się i przywołał rozum na pomoc. Dlaczego tak mi mokro? Spostrzegł, że leżał w rynsztoku.
— Przeklęty garbus! — mówił do siebie i chciał się podnieść, lecz, potłuczony i strudzony, nie miał siły. Mając rękę wolną pomacał nos i zrobił postanowienie.
— Błoto paryskie — pomyślał sobie (bo był przekonany, że leży w rynsztoku) — błoto paryskie wiele ma w sobie amoniaku i siarki. Tak przynajmniej utrzymuje Mikołaj Flamel.
Tu przypomniał sobie Klaudyusza Frollo. Cała scena porwania cyganki stanęła mu przed oczyma i astrolog jak równie Quasimodo zajmowali myśl jego. I zaczął tworzyć domysły, budować domek z kart. — Ach! jakże mi zimno! — zawołał.
W rzeczy samej w rynsztoku dłużej zostać było niepodobna. Każda kropla wody wykradała cieplik z jego ciała i temperatura rynsztoka z temperaturą poety zaczęły się równoważyć.
Nowa przykrość nagle go zaskoczyła.
Tłum dzieci wpół-nagich, które pod nazwiskiem uliczników wiecznie szlifują bruki Paryża, które i za naszych czasów na wychodzących ze szkoły rzucały kamienie za to, że suknie nasze nie były podarte; tłum taki, mówię, przybiegał właśnie na miejsce, gdzie leżał Piotr Grintoire, krzycząc i śmiejąc się na całe gardło. Ciągnęli oni za sobą jakiś worek.
— Aha! Hannequin Dandeche; aha! Jan Pincebourde, stary Eustachy Moubon, słuchajcie: kowal, wasz sąsiad, umarł i z jego sienika ogień sobie zrobimy. Wszak dzisiaj święto. W tym samym czasie jeden z nich zapalił trochę słomy u lampy, palącej się przed Najświętszą Panną.
— Na rany Chrystusa! — mówił Grintoire — teraz będzie mi ciepło.
Chwila była krytyczna. Być pomiędzy wodą i ogniem, to rzecz straszna; zrobił nadzwyczajne wysilenie, podniósł się, odrzucił sienik na stronę i uciekł.
— Najświętsza Panno! — krzyknęły dzieci — kowal ożył!
I wszystkie też uciekły.
Na polu bitwy został tylko sienik.