Kochanek Alicyi/XXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kochanek Alicyi |
Wydawca | A. Pajewski |
Data wyd. | 1886 |
Druk | A. Pajewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Emilia Śliwińska |
Tytuł orygin. | L’Amant d’Alice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po dwóch czy trzech wstępnych wierszach, w których dziennikarz francuzki tłomaczył swoim czytelnikom, że odpowiedzialność za styl pozostawia reńskiemu pismakowi, artykuł zapożyczony przez „Figaro“ niemieckiej gazety, powiada dalej:
„Niesłychana zbrodnia popełniona przy wjeździe do Kolonii, rzuciła postrach na spokojnych mieszkańców naszej dzielnicy, a zwłaszcza na tych którzy posiadają letnie mieszkania w malowniczej okolicy naszej!
„Młoda kobieta, niezmiernej piękności, francuzka, przybywszy do Niemiec przed dwoma laty, po romansowej intrydze miłosnej, zwróciła kilkakrotnie uwagę szeregiem rozmaitych awanturek, na które lepiej jest rzucić zasłonę.
„Osoba ta pomimo nagannego prowadzenia się, nie należała bynajmniej do tej klasy kobiet lekkich, które z przedajnych miłostek, czynią sobie rzemiosło.
„Zwiedzając nasze miasto gry, — z wyjątkiem Homburga — cudzoziemka zajmująca nas dzisiaj, której nazwisko nikomu znanem nie było, tytułować się kazała hrabiną, i miała istotnie do tego prawo.
„Grała zawzięcie, i jak to zwykle bywa z graczami, zmienne przechodziła koleje, już to znaczne wygrywając sumy, już tracąc wszystko do szeląga. Zauważono jednak, iż szczęście sprzyjało jej zbyt rzadko.
„Protekcya tajemna, a bardzo silna niezawodnie, pozwoliła jej nie opuszczać Niemiec w epoce, w której zabronionem było francuzom przebywać w tym kraju, to jest od miesiąca czerwca 1870 roku, do lutego 1871.
„Z ostatnią wiosną hrabina natchnęła gwałtowną miłością młodego oficera wyższych zasług, barona L... rodem z naszego miasta, który odznaczywszy się podczas wojny franko-niemieckiej, używał swobodnie zasłużonego urlopu na łonie rodziny.
„Baron L... w wieku lat dwudziestu pięciu, jest pełnym porucznikiem, i najpiękniejszym oficerem swojego pułku, w którym wszyscy ludzie są ładni. Posiada on prócz tego znaczny majątek. Hrabina przyjęła chętnie wyznanie miłości, której stała się przedmiotem; prawdopodobnem jest nawet, że odpowiedziała nań podobnem-że wyznaniem; to też z wzajemnej tej sympatyi wytworzył się pomiędzy pełnym porucznikiem, a ładną francuzką związek który da się wytłomaczyć młodością, który atoli moralność potępia bezwzględnie.
„Do szaleństwa zakochany baron L... zaniedbywał swoich, pędząc trzy czwarte dnia w domu swej przyjaciółki. Pokazywał się z nią wszędzie w sposób najokropniej kompromitujący, nie troszcząc się bynajmniej o to, że podobne postępowanie było skandaliczne. Popełniał mnóstwo niedorzeczności, nie zważając na zdrowe napomnienia ludzi poważnych, odznaczających się czystością obyczajów.
„Wynajął dla hrabiny śliczny dworek wiejski, położony o ćwierć mili od miasta. Mieszkała ona tam z panną służącą i lokajem. Wynajęta kareta w Kolonii, była nieustannie na jej rozkazy. Dla uniknienia zaś wszelkiego kłopotu, przynoszono jej obiady z pierwszej restauracyi.
„Rodzina zamykała z początku oczy na ten stosunek, wychodząc z zasady, że: „Młodość musi wyszumieć.“ Później jednak zaniepokoiła się tem niemało. Słuszna była to obawa, aby uwodzicielka zarówno zręczna jak piękna, nie zapanowała do tego stopnia nad młodym człowiekiem, iżby potem nie zechciała nadużywać przewagi swojej nad nim.
„Myśleć jednak o rozłączeniu ich, nie było tak łatwo. Udało się atoli rodzinie złożyć u stóp cesarskiego tronu swoje obawy. Cnotliwy monarcha kierujący naszemi sprawami, zajął się żywo przedstawioną mu prośbą. Młody porucznik, jakkolwiek termin jego urlopu oddalonym był jeszcze, otrzymał rozkaz bezzwłocznego udania się do swego pułku, który stał w północnych Niemczech. Hrabinę zaś urzędownie zawiadomiono, że pod zagrożeniem natychmiastowego wydalenia się z kraju, nie wolno jej towarzyszyć baronowi L... ani jechać za nim.
„Można się domyśleć, ile tam było łez i gniewu z obu stron; karność jednak wojskowa jest nieugięta. Trzeba było słuchać.
„W wilię odjazdu, młody oficer wziął od swojego bankiera znaczną sumę. Kupił u pierwszego jubilera naszego miasta garnitur za cenę sześć tysięcy talarów, — jako pożegnalny podarunek, — przepędził ostatnią noc w dworku który był świadkiem jego miłostek, i odjechał.
„Z kilku słów zamienionych pomiędzy baronem L... a jednym z jego przyjaciół wiemy, że hrabina przy czułem pożegnaniu oświadczyła mu zamiar opuszczenia Niemiec nazajutrz, i powrotu do Francyi, gdzie miała przebywać aż do chwili, w której oficer ukończywszy służbę, będzie mógł powołać ją do Kolonii, lub przybyć do niej do Paryża.
„W dzień wyjazdu barona L... kamerdyner hrabiny prosił swej pani, by pozwoliła mu opuścić natychmiast służbę i udać się do Monachium, gdzie powoływały go interesa rodzinne. Otrzymał zezwolenie i opuścił kraj bezzwłocznie.
„Tym sposobem hrabina pozostała sama ze służącą w dworku, w którym miała ostatnią noc spędzić, nazajutrz bowiem postanowiła wyjechać także, kufry już nawet miała w pogotowiu.
„Cóż się stało w nocy, w osamotnionym tym dworku? (Najbliższy dom znajdował się na przestrzeni tysiąca najmniej kroków).
„Otóż tu kryje się straszne słowo zagadki, którego magistrat nasz szuka nadaremnie. Trafić jednak nań musi, gdyż niepodobna, aby tak potworny czyn przeszedł bezkarnie... Bóg protegujący widocznie Niemcy, nie pozwoliłby na to.
„Pośród nocy wielka światłość, zauważona przez kilka osób, nie wiedzących czemu ją przypisać, zawisła po nad wsią.
„O świcie, przekupnie jadący drogą z jarzynami do Kolonii, ujrzeli dworek stojący wprawdzie jeszcze, lecz strawiony pożarem, i dymiący nieustannie.
„Nie śmieli wejść do ruin, w których nie zagasły jeszcze płomienie, lecz zaledwie przybyli do miasta, z hałasem oznajmili co wpadło im w oczy.
„Policya czujna zawsze, wysłała bez straty czasu, kilku najzręczniejszych agentów, ci zaś sprawdzili tożsamość strasznej zbrodni.
„Podwójne morderstwo widocznie w celu grabieży zostało tam dokonanem. Złoczyńca miał nadzieję pokryć swą zbrodnie pożarem. Oddalił się podłożywszy ogień w przekonaniu, że świat uwierzy nazajutrz w przypadkową katastrofę. Nieba jednakże zrządziły inaczej.
Zbrodniarz za prędko się oddalił, nie przekonawszy się pierwej, czy zapalone przez niego płomienie, wiernie się wywiązały ze swego dzieła zniszczenia.
„Pożar ograniczył się wbrew wszelkiemu oczekiwaniu i prawdopodobieństwa na zniszczeniu drugiego piętra i części pierwszego, pozostawiając resztę domu nietkniętą. Z jakiego się to stało powodu, niewiadomo.
„Agenci nie wahali się pomimo wyraźnego niebezpieczeństwa wejść na schody, które nie mając prawie żadnej podpory mogły runąć niechybnie.
„Przybywszy do miejsca gdzie była sypialnia Francuzki, na każdym kroku widzieli straszne dowody zbrodni, które złoczyńca mniemał ukryć pod zgliszczami.
„Dywan o tle białem w różowe kwiaty, był nietylko splamiony, ale literalnie zalany krwią. Meble i kufry porozbijane siekierą. Nie chciał się widocznie zabawiać szukaniem kluczy i próbowaniem takowych. Ozdoby kobiece i przedmioty tualetowe porozrzucane były w najwyższym nieładzie.
„Cokolwiek dalej i właśnie w miejscu gdzie nie doszedł ogień straszniejszy jeszcze przedstawiał się widok:
„Trup kobiety; hrabiny, oszpecony i zwęglony w części leżał na podłodze. Z ubrania nic już prawie nie zostało, promień tylko blond włosów nienaruszony starczył za wskazówkę, że była to istotnie Francuzka.
„Nieszczęśliwa służąca, dziewczyna młoda i ładna jak powiadają, śpiąca o piętro wyżej, zginęła widocznie w płomieniach. Nic bowiem z niej nie pozostało, zupełnie nic. Kości jej nawet w proch się rozsypały pod zawalonym dachem.
„Natychmiastowe poszukiwania w zgliszczach nie doprowadziły do niczego. Nie odnaleziono ani garnituru kupionego przez barona L... na dwa dni przedtem, ani pieniędzy, które Francuzka musiała posiadać. Niezawodnie zbrodniarz zabrał wszystko.
„W głębokich cieniach otaczających straszną tę katastrofę, magistrat nasz zdawał się natrafiać na jakiś ślad. Podejrzenia jego padły na oddalonego służącego. Ponieważ wiedziano, że z Monachium pochodził, telegrafowano bezzwłocznie do tamtejszej władzy. Sprowadzono go do Kolonii pod silną strażą. On zaś nie zdawał się być ani zatrwożony, ani wzruszony, zmartwił się tylko, że skompromitowano go najniesłuszniej w świecie. Odjazd swój tłomaczył przyczynami, jakie podaliśmy wyżej. Śledztwo prowadzi się dalej.
„Policya zebrała dowody, że zamordowana Francuzka była prawą małżonką francuskiego szlachcica, hrabiego de N... Nieomieszkamy zakomunikować nadal czytelnikom naszym wszystkiego, cokolwiek nowego w sprawie tej się dowiemy.“
Oto koniec artykułu zapożyczonego z „Gazety Kolońskiej.“
Sądowy kronikarz dziennika „Figaro“ dodaje:
„Gazeta niemiecka drukuje całe nazwiska, które my pierwszą tylko literą zaznaczamy. Mąż bowiem ofiary żyje, mieszka ciągle w Paryżu i jest człowiekiem należącym do najlepszego świata.
Hrabia de N... był sam przed kilku laty bohaterem sądowego dramatu, którego pamięć nie zatarła się jeszcze, a który się skończył uwolnieniem przewidzianem z góry.
„Pan de N... zabił żonę i jej kochanka, schwyciwszy ich na gorącym uczynku wiarołomstwa.
„W kilka miesięcy później zaślubił powtórnie kobietę rzadkiej piękności, która porzuciła go znowu, a wyjechawszy za granicę Francyi, zginęła tam w okropny sposób. Mieliśmy tedy słuszność twierdzić na początku, że ten reński dramat nie był niczem innem, jak rozwiązaniem dramatu czysto paryzkiego.
„Szczegóły podane przez „Gazetę Kolońską“ a dotyczące sensacyjnej tej sprawy, powtórzymy wiernie dnia każdego.“
Pan de Nancey blady jak śmierć, pożerał oczyma, artykuł ten aż do ostatniego wyrazu, poczem „Figaro“ wypadło z drżących rąk jego, padając na dywan.
Przywalony zdziwieniem, radością i zwątpieniem, Paweł był blizkim zemdlenia.
Blanka umarła, więc został wolnym! Wolnym! Byłoż to prawdą?
Podniósł się z miejsca gwałtownie, zadzwonił i kazał zaprzęgać.
W dziesięć minut później wsiadał do powozu, rzucając kamerdynerowi te słowa:
— Ulica Rossini, trzeci numer.