Kooperatywa jako sprawa wyzwolenia ludu pracującego (Abramowski, 2012)/Rozdział III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Abramowski
Tytuł Kooperatywa jako sprawa wyzwolenia ludu pracującego
Pochodzenie Braterstwo, solidarność, współdziałanie
Redaktor Remigiusz Okraska
Wydawca Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom”
Data wyd. 2012
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała Kooperatywa
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział III. Związki i instytucje
kooperatyw spożywczych


1. ZWIĄZKI ZAKUPÓW HURTOWYCH

Jeżeli organizacja wspólnych zakupów dla kilkuset nawet członków stowarzyszenia stać się może źródłem poważnych dochodów i korzyści, to tym bardziej uwidacznia się jej znaczenie ekonomiczne, gdy jest prowadzona na wielką skalę, dla wielkich mas ludności. W celu wytworzenia takiej potężnej organizacji handlowej, kooperatywy spożywcze, rozsiane w różnych miejscowościach kraju, łączą się ze sobą w związek, którego zadaniem jest prowadzenie wspólnych zakupów dla wszystkich kooperatyw połączonych. Zamiast ażeby każde stowarzyszenie oddzielnie wyszukiwało swoich dostawców i umawiało się [z nimi] o ceny, upoważniają one do tego biuro swego związku, które występuje od razu jako wielki nabywca.
Korzyści wynikające stąd są ogromnego znaczenia. Przede wszystkim zakupy czynione w wielkich masach wypadają o wiele taniej. Mała kooperatywa pojedyncza, kupując hurtem w składach kupieckich, zabiera sobie dochody sklepikarskie; związek zaś tych kooperatyw, prowadząc handel na daleko większą skalę, nabywa towary z pierwszej ręki, często u samych wytwórców, i przez to zabiera sobie dochody nie tylko drobnych pośredników, ale i wielkich firm kupieckich. Jeżeli np. 7 połączonych kooperatyw rolnych północnej Francji nabywa od razu 69 000 worów mąki za sumę 1 875 000 fr. albo jeżeli związek kooperatyw spożywczych angielskich kupuje 7 milionów kilo herbaty za sumę 24 milionów franków, to oczywiste jest, że taki nabywca może dostawać towar u samego źródła i po najniższych cenach rynkowych. Tenże sam związek angielski wyklucza prawie zupełnie ze swoich interesów pośrednictwo kupieckie. Posiadając własne okręty handlowe, nabywa towary na miejscu ich wytwarzania, w różnych krajach i w różnych częściach świata: z Ameryki dostaje ser, słoninę, konserwy mięsne, mąkę; z Australii — masło, pszenicę, skóry; z Danii, od spółek włościańskich nabywa masło, jaja i wieprzowinę; z Francji i Niemiec — cukier, owoce i przedmioty zbytku; z Grecji i Turcji — owoce konserwowane, z Holandii — ryż, kakao, sery. Dochody więc, które zabierały przedtem wielkie firmy handlowo-przewozowe, przechodzą teraz do kasy związku kooperatyw. Kooperatywy połączone dostają towary ze składów związkowych po cenie niższej aniżeli kupiecka. Dochody zaś związku dzielą się tak samo jak w każdej kooperatywie: część ich przeznacza się na koszta administracji, przewozu i składów; część powiększa kapitał wspólny związku, używany do rozszerzania przedsiębiorstw i instytucji kooperatywnych; pozostała zaś część dzieli się pomiędzy kooperatywy połączone w stosunku do zakupów, jakie każda z nich poczyniła w magazynach związku. Kooperatywie należącej do związku przybywa więc podwójny dochód: nie tylko że płacąc taniej za towary w magazynie związkowym ma ona większy zysk ze sprzedaży swoim członkom, ale oprócz tego pobiera jeszcze dywidendę od zakupów w magazynie związkowym. Te nowe dochody kooperatywy są to dochody wielkich kupców zabrane przez związek. Nie dość tego jednak; część dochodów związku, pochodząca z tego samego źródła, gromadzi się nieustannie w jego kasie jako kapitały wspólne tych setek tysięcy ludzi, którzy należą do połączonych kooperatyw; dzięki zaś tym kapitałom związek może przystąpić do organizowania własnej produkcji oraz całego szeregu instytucji społecznych — pomocy wzajemnej, ubezpieczeń, oświaty itp.
Do jakiej potęgi ekonomicznej dojść może związek kooperatyw spożywczych, pokazuje nam przykład związku angielskiego. Związek ten łączy 1133 stowarzyszeń spożywczych, liczących razem półtora miliona członków-rodzin; jest to więc organizacja prawie 5-milionowej ludności, przeważnie robotniczej. Posiada on 94 miliony fr. kapitału zapasowego; olbrzymie magazyny sprzedające rocznie towary za 483 miliony fr. (cyfry z 1903 roku), 18 fabryk wytwarzających na sumę 30 milionów fr. Na swojej własnej flocie handlowej, złożonej z 6 okrętów, sprowadza produkty z różnych części świata. Za 1 250 000 fr. nabył wielki obszar gruntu nad Kanałem Manchesterskim dla zbudowania swego portu i składów okrętowych. Posiada trzy agentury handlowe w Danii, jedną w Stanach Zjednoczonych Ameryki, jedną w Niemczech, jedną w Szwecji, dwie we Francji, po jednej w Hiszpanii, Kanadzie i Australii. Wartość nieruchomości należących do związku obliczają na 37, 5 miliona fr. Czysty dochód roczny wynosi 12 mln fr. Dla regulowania tych olbrzymich operacji handlowych związek posiada własny bank, który zarazem służy rozmaitym stowarzyszeniom ludowym, nie należącym do związku, spożywczym, wytwórczym, budowlanym, a także organizacjom zawodowym robotniczym. Przyjmuje on od stowarzyszeń wkłady, płacąc o 1 procent więcej aniżeli banki prywatne, i pożycza im na hipotekę, biorąc procent w tym samym stosunku mniejszy. Zyski, które otrzymują się z tych operacji pożyczkowych, są dzielone pomiędzy stowarzyszenia należące do związku; te zaś, które korzystają z banku nie należąc do związku, otrzymują połowę dywidendy. W roku 1903 obrót banku wynosił 2 miliardy 227 mln fr., zysk czysty pół miliona fr.
Rozporządzając tak znacznymi kapitałami i rozległym rynkiem zbytu pięciomilionowej ludności członków kooperatyw połączonych, związek angielski mógł przystąpić do planowego organizowania produkcji kooperatywnej. Postawiono jako zadanie do wypełnienia, aby wszystko, co kooperatywy spożywcze potrzebują, dostarczały im fabryki i gospodarstwa związku tych kooperatyw; ażeby nic nie brać od przemysłu kapitalistycznego. Plan ten jest wykonywany z powodzeniem olbrzymim. Mąkę dostarczają dwa wielkie młyny w Dunston i w Londynie. Młyn w Dunston, pierwszy, który związek postawił jeszcze w 1883 r., wywołał przeciwko sobie zmowę właścicieli młynów; postanowiono nie dawać kooperatywom mąki, jeżeli młyn związkowy nie będzie zaniechany. To zmusiło związek do prędszego ukończenia budowy i do rozszerzenia skali produkcji. Zbudowano go w dogodnym porcie rzecznym; okręty z Ameryki, napełnione zbożem, przychodzą tam bezpośrednio i wyładowują na miejscu; kolej żelazna dochodzi do samego młyna i zabiera mąkę. Młyn działa bez przerwy w dzień i w nocy, obsługiwany przez dwie wielkie maszyny parowe. Praca nocna jest o 25 procent drożej opłacana; praca niedzielna o 50 procent drożej. Młyn w Londynie, postawiony w 1900 r., wielka, sześciopiętrowa budowla, jest tak samo dobrze umieszczony w porcie Tamizy i połączony z koleją żelazną; dostarcza na godzinę 12 worków mąki po 280 funtów. Oba te młyny wyprodukowały w 1903 r. mąki na 27 milionów franków.
Inne artykuły spożywcze, mianowicie konserwy, ciasta, czekolada, kakao itd., są dostarczane przez wielkie fabryki w Crumpsall, Middleton, Hartlepool i w Londynie, produkujące towary za 14 mln fr. rocznie. Konserwy w Middleton przygotowują się z owoców i jarzyn pochodzących z własnej majętności związku; jest to gospodarstwo 300-hektarowe, gdzie 62 hektary zajęto pod uprawę różnego rodzaju jarzyn, plantacji drzew owocowych i jagód. Tak zwany „Departament herbaty”, założony w 1882 r. w Londynie przez związek angielski do spółki ze związkiem szkockich kooperatyw, zajmuje [zatrudnia] obecnie 500 pracowników; cała robota około rozgatunkowywania, przygotowywania i pakowania herbaty scentralizowana jest w wielkim gmachu i odbywa się przy pomocy maszyn poruszanych motorami elektrycznymi; stamtąd w paczkach gotowych rozchodzi się herbata po magazynach kooperatyw. Do roku 1903 związek kupował herbatę na rynkach londyńskich; obecnie zaś posiada swe własne plantacje na wyspie Cejlon.
Produkcja tkanin różnego gatunku, bielizny i gotowych ubrań prowadzi się w czterech miejscowościach: w Broughton, Leeds, Littleborough i Batley. Zakłady w Broughton wysyłają swoich pracowników do kooperatyw bliżej położonych dla zebrania miar i zamówień na ubrania, co dla małych stowarzyszeń, nie posiadających własnych warsztatów krawieckich, jest bardzo wygodne.
Obuwie wyrabia się w trzech wielkich zakładach: w Leicester, Heckmondwike i Rushden; jeden tylko zakład w Leicester wyrabia 40 tysięcy par obuwia na tydzień.
Prócz tego istnieją warsztaty mebli w Broughton; wielka fabryka tytoniu w Manchesterze, produkująca na 9 milionów fr. rocznie; zakłady drukarskie w tymże mieście, wykonujące rocznie robót za 2 172 000 fr., przeważnie wydawnictwa kooperatyw; oraz wielkie fabryki mydła i świec w Irlam, produkujące rocznie na sumę 9 495 000 franków.
Widzimy więc, jak świadomie i planowo związek kooperatyw angielskich przeprowadza zadanie przekształcenia gospodarki kapitalistycznej na kooperatywną, to znaczy ludową i wspólną.
Najpierw stwarza ogromny rynek zbytu, łącząc w jedno zapotrzebowania tysięcy stowarzyszeń spożywczych; stwarza kapitały zbiorowe, które gromadzi w swoich kasach i banku, ściągając dywidendy i oszczędności rozmaitych stowarzyszeń ludowych; następnie zaś, mając te dwa pierwszorzędne warunki zapewnione — rynek zbytu i kapitały — przystępuje do organizowania własnej produkcji przemysłowej i rolnej, produkcji, której gospodarzem i właścicielem jest cały lud pracujący, w stowarzyszenia spożywcze zorganizowany. Produkcja rozwija się powoli, ale pewnie, nie bojąc się kryzysów ani bankructw; związek nie bawi się w hazardy i próby, lecz tworzy wszystko mocną ręką jako wytrawny organizator. Sądząc zaś z dotychczasowego rozwoju tej produkcji, można śmiało twierdzić, że w miarę powstawania i przyłączania się do związku coraz to nowych kooperatyw, w miarę szerzenia się świadomości kooperatywnej, zwyczaju gromadzenia funduszów wspólnych i kupowania wszystkiego w swoich stowarzyszeniach, produkcja związku obejmować będzie coraz szersze dziedziny przemysłu i dojdzie do tego, że wszystko, czego klasy ludowe potrzebują do życia, wytwarzać się będzie w ich własnych fabrykach i gospodarstwach. Ten cel przeobrażenia do gruntu całego świata ekonomicznego stawiają sobie coraz bardziej świadomie i wyraźnie wszystkie prawie związki zakupów hurtowych, istniejące w Europie. Niedawno powstały związek kooperatyw belgijskich wyraźnie rzuca to hasło w swojej odezwie do stowarzyszeń spożywczych, wydanej w 1905 roku. „Łączcie się — mówi ta odezwa — w związek zakupów hurtowych, a wkrótce będziemy mieli swoje własne warsztaty, fabryki, okręty, kopalnie i fermy; połączycie w jednym ręku kapitał i pracę”[1].
Oprócz dostaw hurtowych i organizowania produkcji, związki przynoszą jeszcze inne korzyści ruchowi kooperatywnemu. Mianowicie ułatwiają zakładanie nowych kooperatyw i udaremniają zmowy kupców, przeciwko nim skierowane. „Nowopowstające stowarzyszenie spożywcze — mówi Karol Gide — które posiada niewielu członków, mało kapitału i żadnego doświadczenia w prowadzeniu interesów, które oprócz tego ma przeciwko sobie wszystkich miejscowych sklepikarzy i kupców, usiłujących mu szkodzić, łatwo może zginąć w samym początku swego istnienia. Jeżeli zaś w kraju istnieje związek zakupów hurtowych, to położenie jego jest zupełnie inne. Z magazynów związku dostawać może ono towary po niskich cenach, na proste zamówienie listowne; otrzyma wszystkie potrzebne wskazówki i informacje, które mu oszczędzą wielu prób nieudanych, jeżeli zaś w danej miejscowości utworzy się zmowa dostawców i kupców dla zabicia kooperatywy tam istniejącej, to wobec związku zmowa taka jest zupełnie bezsilna, gdyż kooperatywa może wszystkie towary zamawiać w jego składach hurtowych i obejść się zupełnie bez pomocy i pośrednictwa kupców”.

2. KASY POMOCY WZAJEMNEJ I UBEZPIECZENIA

Wspólne kapitały, które gromadzą się w stowarzyszeniach spożywczych i ich związkach, stanowią jak gdyby majątek dziedziczny ludu pracującego, którym może on rozporządzać swobodnie w celach własnego dobra. Sprawa zorganizowania pomocy w chorobie i bezrobociu, ubezpieczenia starości i ubezpieczenia od wypadków, tak ważna w życiu robotniczym szczególnie, zostaje łatwo rozstrzygnięta w tych warunkach. Robotnicy nie potrzebują obarczać się składkami, gromadzić z trudem swoich drobnych oszczędności, wzywać pomocy filantropii i państwa; wystarcza, jeśli zadecydują na zebraniu swojej kooperatywy, że taką to część dochodu rocznego od zakupów przeznacza się na fundusz pomocy lub ubezpieczenia. Jeżeliby do kooperatyw należeli wszyscy pracujący i wszystko kupowali w sklepach kooperatywnych, to dochody z zakupów byłyby tak wielkie, że mogłyby śmiało wystarczyć na zapewnienie każdemu pomocy w chorobie i starości.
Lecz nawet przy dzisiejszym stanie rzeczy kooperatywy spożywcze rozwijają zdumiewającą działalność na tym polu. Oto na przykład, w jaki sposób kooperatywa spożywcza istniejąca w Brukseli pod nazwą „Dom Ludowy” rozdziela swoje dochody roczne. Kooperatywa ta, wyłącznie robotnicza, liczy 15 tysięcy członków, a ogólna suma jej dochodów wynosiła w 1902 roku 605 000 fr. Z tego 111 000 fr. przeszło do kapitału zakładowego i na pokrycie kosztów; 370 000 zostało rozdzielone pomiędzy członków jako dywidenda osobista; 63 000 przeznaczone zostało do kasy pomocy w chorobie i bezrobociu; 47 000 — na wsparcie organizacji robotniczych fachowych i na cele oświaty; 14 000 zostało rozdzielone pomiędzy pracujących w biurach i zakładach kooperatywy. Inna znowu kooperatywa belgijska, „Naprzód” w Gandawie, licząca 7000 członków, zorganizowała bezpłatną pomoc lekarską i bezpłatne wydawanie lekarstw, oprócz tego chory otrzymuje darmo chleb z piekarni kooperatywy przez 6 tygodni. Stowarzyszenie ma także kasę pożyczek bezprocentowych i wydaje zapomogi dla rodzin osieroconych.
Istniejący w Paryżu związek kooperatyw spożywczych robotniczych, o tendencjach socjalistycznych, przyjmuje do swojej organizacji takie tylko kooperatywy, które pewną część swoich dochodów przeznaczają na cele pomocy wzajemnej, na wsparcia w chorobie i bezrobociu, na pożyczki bezprocentowe, pomoc w strajkach i bezpłatną pomoc lekarską. Nawet małe kooperatywy, rozporządzające niewielkimi stosunkowo dochodami, organizują pomoc wzajemną. W takim np. stowarzyszeniu spożywczym w Puteaux, liczącym 3787 członków, każdy przeznacza ze swojej dywidendy jednego centyma (mniej niż grosz) dziennie, co wynosi rocznie 3 fr. 65 centymów, a pomnożone przez liczbę członków daje sumę roczną 13 822 fr. Z funduszu tego stowarzyszenie wydaje swoim członkom zapomogi w razie choroby, zapewnia im pomoc lekarską i apteczną.
Wśród kooperatyw angielskich rozwinęły się inne jeszcze instytucje pomocy, zasługujące na uwagę, mianowicie „banki groszowe” i „domy zdrowia”. Banki groszowe są to kasy oszczędności ludowej, dostępne dla najuboższych. Mają one na celu gromadzić najmniejsze oszczędności ludu, nawet groszowe; nie przyjmują zaś większych wkładów jak 10 szylingów i ograniczają sumę, którą jedna osoba złożyć może w kasie, do 10 funtów szterlingów. Wkłady dają 2, 5 do 4 procent i mogą być, jak w innych kasach oszczędności, wycofane za wymówieniem dwudniowym. Banki te cieszą się ogromnym powodzeniem, ściągają ku sobie masy ludności pracującej, a szczególnie dzieci. Znaczenie ich społeczne polega na tym, że gromadzą w znaczne kapitały te groszowe oszczędności, które zwykle przepadają nieprodukcyjnie lub są więzione w kasach państwowych; tutaj zaś idą do rozporządzenia kooperatywy i służą gospodarce ludowej; jako zaś wkłady osobiste, z groszowych oszczędności powstałe, doszedłszy do pewnej sumy mogą być z łatwością zamienione na udziały kooperatywy i umożliwić najuboższym ludziom zapisywanie się w poczet jej członków. Pod tym względem Unia Kooperatyw Angielskich, związek służący do celów propagandy, rozwinęła także w ostatnich czasach żywą działalność szerzenia 10-fenigowych udziałów, ażeby wszystkim bez wyjątku, najgorzej płatnym robotnikom małego przemysłu i wyrobnikom, nie mającym stałego zarobku, umożliwić wstęp do stowarzyszeń spożywczych i obdarzyć ich tymi rozległymi prawami, jakie przysługują członkom kooperatyw. W 1904 roku 587 stowarzyszeń spożywczych angielskich posiadało swoje „banki groszowe”. Suma wkładów w tych bankach wynosiła w 1903 r. 24 895 000 fr. Wkładających zaś było 570 000[2].
W ostatnich latach kooperatywy angielskie zaczęły stawiać swoje własne domy zdrowia według ogólnego planu, aby każda okolica kraju miała taki zakład do użytku członków stowarzyszeń. W domach tych za bardzo umiarkowaną cenę, około 10 marek tygodniowo, członek kooperatywy może leczyć się lub odzyskiwać siłę po chorobie, mając zapewnione wszelkie warunki po temu, opiekę lekarską, higienę, stosowne odżywianie się, powietrze lasów, gór lub morza. Dla wątłych dzieci, dla chorych na gruźlicę, których tak dużo spotyka się szczególnie wśród robotników miejskich, są to instytucje nieocenione; a jednak do niedawna jeszcze, zanim stowarzyszenia ludowe zaczęły działać w tym kierunku, był to „zbytek” dostępny tylko dla ludzi bogatych. W celu zakładania domów zdrowia kooperatywy łączą się zwykle w specjalny związek i zobowiązują się płacić jeden penny (około 20 fenigów) od każdego członka dla zebrania kapitału potrzebnego na zbudowanie i urządzenie domu. Tak np. kooperatywy „sekcji północnej” zebrały tą drogą 220 000 fr. Związek zakupów hurtowych dołożył do tego 187 000 fr. I za te pieniądze nabyto w 1901 r. wspaniałą posiadłość nad brzegami Irthingu: wielki hotel z całym urządzeniem, z kąpielami, salami do zabaw i koncertów, oraz 6 willi przynależnych do niego i 40 hektarów lasu i ogrodu. Tą drogą, przez połączone wysiłki stowarzyszeń, lud angielski zaczyna wyzwalać się spod dobroczynności możnych.
Oprócz instytucji powyższych, kooperatywy angielskie wydały w jednym tylko roku 1903 na pomoc w bezrobociu i chorobie 1 094 000 fr. Podczas strajków stosowany jest nowy sposób wspomagania robotników strajkujących, który zapoczątkował związek dostaw hurtowych; mianowicie zamiast pieniędzy związek ten wydaje od siebie kupony na towary wartości jednego szylinga i rozsyła je kooperatywom spożywczym, znajdującym się w okolicy strajkującej; zarządy kooperatyw rozdają je co tydzień rodzinom robotniczym, które mogą za nie nabywać rozmaite towary w sklepach kooperatyw; następnie związek sam załatwia rachunki z każdą kooperatywą. Łatwo zrozumieć, jak wielkie znaczenie ma taka pomoc dla robotników walczących z kapitałem, i z tego jednego chociażby możemy ocenić ten naturalny, życiowy sojusz, jaki zawiązuje się pomiędzy stowarzyszeniem spożywczym a organizacją fachową robotników, broniącą się przed kapitalistami. Są to dwie armie tego samego ludu pracującego, walczące, każda na swój sposób, o to samo dobro — sprawiedliwszy ustrój społeczny.
Ubezpieczenie starości w kooperatywie gandawskiej „Naprzód” zorganizowane jest w następujący sposób: prawo do renty ma każdy członek kooperatywy po dojściu do 60 lat wieku, jeżeli tylko należał do stowarzyszenia w ciągu lat 20 i zakupił w ciągu tego czasu w sklepach stowarzyszenia towarów za 3000 fr. Im wyższa jest suma jego zakupów, tym większą pobiera rentę starości. Tak np. członek, który przez 20 lat zakupił towarów za 3000 fr., otrzymuje rentę wynoszącą 120 fr. rocznie. Jeżeli zaś suma jego zakupów przez ten czas wynosi 6000 fr., otrzymuje 150 fr. rocznie. Jeżeli należy do stowarzyszenia od lat 40 i przeciętnie kupował towarów za 150 fr. rocznie, natenczas renta jego wynosi 170 fr. na rok. Tym sposobem może dojść do sumy 365 fr. rocznej renty. Renta starości wypłacana członkowi nie uszczupla ani jego dywidendy zwykłej od zakupów, ani też jego praw do korzystania z kasy pomocy wzajemnej.
W zagłębiu węglowym Charleroi w Belgii pomoc wzajemna oparta na kooperatywach przybrała wielkie rozmiary i rozmaite formy. Przed 1896 r. było tam kilka tylko małych kooperatyw robotników metalowych i innych, czysto lokalnych i nie starających rozszerzać się. Stworzona pod wpływem partii socjalistycznej belgijskiej federacja towarzystw pomocy wzajemnej zajęła się propagandą kooperatyzmu i postawiła sobie za zadanie członków tych towarzystw, przeważnie robotników i włościan, przerobić na świadomych kooperatystów. Wysiłek był znaczny, propaganda energiczna i to wywołało rezultaty mogące przekonać największych sceptyków. Na swym pierwszym kongresie w 1896 r. federacja uznała, że kooperatywa spożywcza jest środkiem wyzwolenia ekonomicznego proletariatu, czyniąc ogół ludu właścicielem narzędzi pracy i gospodarstwa wymienno-spożywczego. Do federacji przystąpiło największe w tym okręgu stowarzyszenie spożywcze „Zgoda” i zorganizowano jednolity zarząd dla stowarzyszeń pomocy wzajemnej i dla stowarzyszeń spożywczych. Postanowiono założyć wielką piekarnię mechaniczną i zorganizować sprzedaż chleba po wszystkich gminach, gdzie istnieją stowarzyszenia pomocy wzajemnej. Do federacji tej przystąpiły także miejscowe związki zawodowe robotników. Uchwaliły one lokować swoje kapitały w kasach kooperatywy spożywczej. Kooperatywa zaś spożywcza uchwaliła 10 procent swego czystego zysku przelać do kas pomocy wzajemnej, a 5 procent przeznaczać na rzecz związków zawodowych. Wskutek tego połączenia się wszyscy, którzy należeli do towarzystw pomocy wzajemnej lub do związków fachowych, stali się zarazem członkami kooperatywy spożywczej. W roku 1902 obrót kooperatywy wynosił już 3 miliony fr. Piekarnia wyprodukowała 2, 5 miliona chlebów. Warsztat szewski kooperatywy wyrobił 6500 par obuwia. Ogół zysków wynosił tego roku 145 000 fr., z których 5000 przeznaczono na cele dalszej propagandy. Kooperatywa liczyła w tym czasie 9000 członków, zamieszkałych w 44 gminach. Oprócz pomocy w bezrobociu i chorobach, kooperatywa zagłębia Charleroi, w połączeniu z towarzystwami wzajemnej pomocy i związkami zawodowymi, zorganizowała także ubezpieczenie starości. Począwszy od 55. roku życia, kooperatywa wypłaca rentę starości tym, którzy byli co najmniej przez 10 lat jej członkami. W razie śmierci rentę dziedziczy wdowa lub dzieci. Suma renty jest proporcjonalna do ilości poczynionych zakupów w sklepach kooperatywy i do ilości lat należenia do niej, do towarzystwa pomocy wzajemnej i do związku zawodowego. Robotnik, który należy do wszystkich trzech organizacji, może otrzymywać na starość rentę wynoszącą 1 fr. 50 cent. dziennie. Zagłębie Charleroi jest dzisiaj jednym z najbogatszych w instytucje robotnicze zakątkiem kraju. Kooperatywa, pomoc wzajemna i związki zawodowe, sfederowane pomiędzy sobą, obejmują 50 gmin. Spotykamy tam 26 domów ludowych, 29 magazynów spożywczych, łokciowych [tekstylnych] i galanteryjnych, 11 magazynów obuwia, 4 piekarnie, 2 kawiarnie, 2 warsztaty szewskie, 2 rzeźnie, warsztat stolarski, aptekę — będące we wspólnym posiadaniu ludu zorganizowanego. Kapitał umieszczony w tych instytucjach wynosi 1 600 000 fr. Z chwilą, kiedy federacja z jednego zagłębia rozszerzy się na cały kraj, do czego w chwili obecnej jest tam silne parcie, instytucje ubezpieczenia powiększą także swoje zasoby i renta starości będzie mogła podnieść się jeszcze wyżej[3].
Kooperatywy angielskie zorganizowały ubezpieczenie od ognia, od wypadków i ubezpieczenie życia. W tym celu połączyły się ze sobą w specjalny „związek ubezpieczenia”, do którego weszły także inne stowarzyszenia ludowe. W roku 1904 do ubezpieczenia należało 514 kooperatyw spożywczych, 23 wytwórczych, 1 rolnicza, 7 towarzystw przemysłowych akcyjnych i 81 osób prywatnych. Wniesiono 1 207 000 fr. kapitału udziałowego i 300 000 fr. zapasu. Kapitały te jednak, ażeby nie leżały nieprodukcyjnie, częściowo tylko przeszły do kasy ubezpieczeń, reszta zaś, w ilości znacznie większej, została ulokowana w rozmaitych przedsiębiorstwach kooperatywnych obu związków zakupów hurtowych (angielskiego i szkockiego), w stowarzyszeniach drukarskich, w kooperatywach spożywczych Manchesteru, Newcastle itd. Pomiędzy stowarzyszeniami, które przystąpiły, znajdują się prawie wszystkie wielkie kooperatywy, liczące po kilkanaście tysięcy członków, a także oba związki zakupów hurtowych. Wiele z nich wzięło znaczną ilość udziałów ubezpieczeniowych: boltońska kooperatywa — 2000, związek angielski — 2000, związek szkocki — 1000, kooperatywa roczdelska — 3125 itd. Ze strony więc kapitału związek ubezpieczenia ma byt zapewniony; ilość zaś i rozmaitość operacji, jakich dokonywa, wskazuje, że ma organizację zdolną do rozwoju. W gałęzi ubezpieczenia od wypadków było w 1903 r. 2672 asekuracji na sumę 7 262 075 fr.; wypłacono odszkodowania 2034 fr. w 5 wypadkach. W gałęzi ubezpieczenia od ognia było w tymże roku 86 600 asekuracji na sumę 483 168 425 fr.; wypłacono odszkodowania 326 668 fr. w 672 wypadkach. Dochód, który pozostaje z asekuracji, rozdziela się pomiędzy stowarzyszonych w stosunku do wysokości opłacanego przez nich ubezpieczenia. W gałęzi ubezpieczenia na życie było w 1903 roku asekuracji na 4 509 000 fr.; wypłacono zaś dwóm rodzinom osieroconym 25 000 fr. Specjalne ubezpieczenie życia robotników fabrycznych miało asekuracji na sumę 1 435 000 fr. i wypłaciło 10 000 fr. 52 rodzinom. W ostatnich czasach wypracowano nowy system, mający ułatwić administrację ubezpieczeń i udostępnienie ich dla wszystkich członków kooperatyw; mianowicie każda kooperatywa ma ubezpieczać swoich członków zbiorowo, płacąc za nich jedną polisę kolektywną. W tym celu członek płaci do kasy swego stowarzyszenia pewną kwotę, proporcjonalną do zakupów, które porobił w ciągu półrocza, np. 1 penny od funta szterlinga zakupów. Jest to opłata niesłychanie mała, przeciętnie bowiem członek kooperatywy otrzymuje 13 procent dywidendy od swoich zakupów, płaci zaś na ubezpieczenie 3 procent od tej dywidendy. W rzeczywistości jednak nie płaci nic, gdyż te 3 procent są tylko zatrzymane w kasie kooperatywy przy wypłacie dywidendy. Na podstawie tak prostego urządzenia zapewnia się jemu lub jego rodzinie w razie wypadku lub śmierci zapomogę, obliczoną w stosunku do ilości zakupionych w kooperatywie towarów w ciągu trzech lub 10 ostatnich lat. Im kto jest wierniejszy swemu stowarzyszeniu pod względem kupowania w sklepie stowarzyszenia, tym wyższe jest jego ubezpieczenie; ubezpiecza się przez swoje własne wydatki na potrzeby codzienne i na sumę tym większą, im więcej wydawał, im liczniejsza jest jego rodzina. Ubezpieczenie więc przychodzi mu darmo, bez wymuszania jakichkolwiek ofiar z jego zarobku[4].

3. BUDOWA DOMÓW MIESZKALNYCH

Między zadaniami, które kooperatywa spożywcza podjęła, znajduje się także i sprawa mieszkaniowa: oswobodzenie ludności pracującej od wyzysku właścicieli domów; od zależności, w jakiej pozostają robotnicy, którzy zamieszkują domy fabryczne; wreszcie od strasznych warunków życia po wilgotnych suterenach i ciasnych izbach, gdzie brak powietrza, słońca i czystości szerzy zaraźliwe choroby i wyniszcza organizmy dziecięce. Sprawę tę rozstrzygają kooperatywy spożywcze w taki sposób, że umożliwiają ludności pracującej stawiać swoje własne domy; nie tylko przestronne, światłe [jasne], ładne i zdrowe, ale także własne, wolne od wyzysku, należące do samych lokatorów.
Od początku prawie rozwoju kooperatyzmu w Anglii każde większe stowarzyszenie spożywcze, gdy tylko dochodziło do posiadania większych kapitałów, obok zakładania magazynów i warsztatów własnych przystępowało także do budowania domów mieszkalnych dla swoich członków. Według statystyki Unii kooperatyw z 1903 r., było 344 stowarzyszeń spożywczych, które już weszły na tę drogę. Zbudowały one dotychczas 37 267 domów, wartość których wynosi przeszło 203 miliony fr. Dwie trzecie większych kooperatyw angielskich posiada swoje „wydziały budowlane”. Najbardziej jednak zdumiewającą pod tym względem jest działalność kooperatyw średniej wielkości, liczących po kilka lub kilkanaście tysięcy członków. Tak np. kooperatywa w Accrington, licząca 8000 członków, zbudowała 2766 domów; kooperatywa w Darwen, licząca 5000 członków, zbudowała 1326 domów, kooperatywa w Oldham 1342 domy itd.
Stawianie domów odbywa się w dwojaki sposób: albo kooperatywa sama buduje, a następnie odprzedaje swoim członkom; albo też pożycza im część potrzebnej na zbudowanie sumy. Trzeba dodać, że są to domy małe, obliczone przeważnie na potrzeby jednej rodziny. W pierwszym wypadku nabywca domu spłaca kooperatywie cenę jego małymi ratami, wnoszonymi co 2 tygodnie, i po 20 latach staje się niezależnym właścicielem. W drugim wypadku kupuje plac za własne pieniądze, daje go kooperatywie w zastaw i przedstawia swoje plany do wydziału budowlanego kooperatywy. Ekspert stowarzyszenia ocenia wartość placu i przedstawia swój raport, na zasadzie [podstawie] którego stowarzyszenie zawiera kontrakt z posiadaczem placu i daje mu./10 tej sumy, jaka jest potrzebna na postawienie domu. Pożyczkę wypłaca się mu w trzech ratach w miarę tego, jak postępuje budowa. Dom zaczęty lub wykończony stanowi dla kooperatywy zabezpieczenie pożyczonej sumy. Jeżeli dłużnik lub jego spadkobiercy nie dotrzymują kontraktu zawartego ze stowarzyszeniem, może ono dom odebrać i wynająć lub sprzedać komu innemu. Stawianie domów dla spekulacji i odnajmowanie od siebie komu innemu jest zupełnie wykluczone; kooperatywa zatwierdza plany i wydaje pożyczki na takie tylko, które służyć mają do własnego użytku właściciela, na mieszkanie jednej rodziny. Spłata pożyczki odbywa się częściowo, w małych ratach; w razie zaś choroby lub bezrobocia nabywca domu w niektórych stowarzyszeniach jest zwolniony od płacenia w ciągu tego czasu. Spłacanie to odbywa się zresztą, jak wszelkie wydatki w kooperatywie spożywczej, bez żadnego trudu dla jej członka; z kieszeni swojej nie potrzebuje on najczęściej wydawać na to ani grosza, gdyż w kasie kooperatywy gromadzi się ciągle jego dywidenda, która w bardzo wielu stowarzyszeniach, szczególnie tych, które mają wydział budowlany, wynosi 150 do 200 fr. rocznie. Wystarcza więc, aby taki członek, który postawił dom własny, nie brał tylko swojej dywidendy z kasy kooperatywy, ażeby dług jego, na dom zaciągnięty, spłacał się sam przez się. „Każdy złoty — mówi sekretarz jednej kooperatywy angielskiej, Mac Innes — wydany w sklepie stowarzyszenia, przybliża tę chwilę, kiedy stanę się niezależnym właścicielem domu. Przez wydatki spłacam swój dług i nabywam własną siedzibę”.
W ostatnich czasach zaczęła rozwijać się także nowa forma kooperatywy budowlanej; mianowicie kooperatywa buduje domy na własny rachunek i zachowuje przy sobie tytuł właściciela; członkom wynajmuje tylko. Wychodzi więc na to, że ci sami ludzie są i akcjonariuszami, i lokatorami tej samej kooperatywy, czyli, jak mówi Gide, że sami sobie wynajmują domy, podobnie jak sami sobie sprzedają towary w magazynach kooperatywnych lub jak sami sobie pożyczają w kasach wzajemnego kredytu. Forma ta pod wieloma względami przewyższa poprzednie, szczególnie w stosunku do domów miejskich. Domy, które stają się własnością prywatną lokatorów, gdy wychodzą zupełnie spod nadzoru kooperatywy, mogą zawsze stać się przedmiotem spekulacji pomimo wszelkich uprzednich zastrzeżeń ze strony stowarzyszenia; oprócz tego kooperatywa nie może już rozciągać nad nimi swojej kontroli pod względem zdrowotności, zachowania ogrodu, czystości itd. Pozostając zaś wspólną własnością stowarzyszenia, są one raz na zawsze pozbawione cech przedmiotu spekulacji i mogą stać się ochroną zdrowia całych pokoleń ludności miejskiej. Co więcej, kooperatywa taka snuje wielkie projekty zbudowania miast przyszłości, gdzie nie będzie uprzywilejowanych właścicieli, a tylko wspólne dobro wszystkich mieszkańców, łączące w sobie wygody życia i piękno. Początki takich miast kooperatywnych zaczęły się już tworzyć. Między innymi zasługuje na uwagę stowarzyszenie w Ealing pod Londynem, które wśród ogrodów i trawników zbudowało już małe miasteczko, całe złożone z pięknych i wygodnych domków. Dom każdy kosztuje przeciętnie 5000 fr. Wynajmuje się rocznie za 365 fr.; składa się z 3 pokoi sypialnych, salonu, jadalni, kuchni i łazienki.
Stowarzyszenie to, jak i wiele podobnych, działa niezależnie od kooperatywy spożywczej, w zakresie tylko budowlanym. Kapitały na budowę domów ściąga ono z udziałów 25-frankowych, opłacających 4 procent, które są sprzedawane nie tylko tym, co mają zamieszkiwać domy, lecz każdemu, który taki udział kupić zechce. Stowarzyszenie odgrywa więc rolę jak gdyby kasy oszczędności w udziałach 25-frankowych, mając zabezpieczenie na gruntach i domach stowarzyszenia. Tak np. stowarzyszenie w Ealing ma tylko 130 lokatorów, w udziałach zaś kapitału 126 000 fr., kapitału pożyczonego 208 000 fr., wartość zaś jego majętności nieruchomej wynosi 803 000 fr. Oszczędności zatem gromadzące się w jego udziałach mają zabezpieczenie zupełnie wystarczające. Przy tym dają one stowarzyszeniu pewien dochód; kapitał udziałowy płaci 4 procent, tymczasem dom wartości 5000 przynosi stowarzyszeniu 365 fr. rocznie, tj. 7 procent. Dywidenda, która stąd powstaje, dzieli się pomiędzy członków-lokatorów.
„Przypuśćmy — mówi Karol Gide — że pewien robotnik chce zostać członkiem stowarzyszenia. Kupuje on udział za 25 fr. i wynajmuje jeden z domków. Płaci komornego 365 fr. rocznie, otrzymuje zaś od stowarzyszenia 18 fr. dywidendy i 1 fr. procentu od udziału. Wydaje więc właściwie tylko 346 fr. na mieszkanie. Jeżeli zamiast jednego udziału nabył 10, 15 itd., może dojść do tego, że procenty otrzymywane od stowarzyszenia pokryją zupełnie koszta najmu. Wtedy będzie on w położeniu właściciela domu, który wcale komornego nie płaci. Różnica pozostanie ta tylko, że pomimo tego dom pozostaje zawsze własnością stowarzyszenia. W tych wypadkach kooperatyzm utożsamia się z kolektywizmem. W miastach kooperatywnych własność nieruchomości jest uspołeczniona, chociaż nie zniesiono własności osobistej”[5].
Kooperatywa spożywcza spełnia więc całkowite zadanie ulepszenia i uzdrowienia życia rodziny robotniczej; nie tylko chroni ją od złych i szkodliwych często artykułów spożywczych, od używania tandety brzydkiej i nietrwałej; nie tylko zabezpiecza w chorobie, bezrobociu i sieroctwie; ale oprócz tego wszystkiego wyrywa ją jeszcze z tych nor, niegodnych nazwy mieszkań ludzkich, z tego siedliska smutku i chorób, dając w zamian dom niezależny, jasny i zdrowy. Ona to, mówi Cernesson, rozbudziła u robotników angielskich potrzebę komfortu życiowego, i co ważniejsze, umożliwiła im naprawdę posiadanie tego komfortu, żądając w zamian tego tylko, aby pozostawali wiernymi jej członkami.


4. OŚWIATA

Sekretarz związku kooperatyw angielskich, I. C. Gray, pisze: „Zapytują często, dlaczego stowarzyszenia spożywcze powinny poświęcać część swoich dochodów na sprawy oświaty? Odpowiadamy na to: 1) ponieważ jest to ich obowiązkiem; 2) ponieważ przynosi korzyści. Jest obowiązkiem kooperatywy dać swoim członkom wykształcenie przemysłowe i społeczne, które przyczynia się do rozwoju stowarzyszenia. Celem stowarzyszeń spożywczych jest zastąpić walkę o życie przez związek [współpracę] dla życia, konkurencję przez współdziałanie, wyzysk przez sprawiedliwość. Upowszechniać te zasady mogą tylko apostołowie kooperacji i obowiązkiem ich jest poświęcić na to cały swój czas swobodny. Przede wszystkim powinni oni nauczać, że interes ogólny ma mieć zawsze pierwszeństwo przed interesem osobistym; że wspólne dobro daje się osiągnąć tylko przez współdziałanie wszystkich; i że sklep kooperatywy jest tylko pierwszym krokiem do wyższego i szlachetniejszego ustroju społecznego, jaki kooperatywa zbudować może. Rozmaite formy i etapy kooperacji powinny być wyjaśnione członkom stopniowo i ze specjalnym rozwinięciem. W tym celu należy nie tylko organizować wykłady w każdym ognisku kooperatywnym, lecz także urządzać jak najczęściej zebrania towarzyskie członków, na których dyskutowanoby swobodnie rozmaite zagadnienia. Każde stowarzyszenie spożywcze powinno mieć swoją salę na wykłady i odczyty, swoją czytelnię i bibliotekę; powinno także organizować specjalne nauczanie dzieci, wpajając w nie zawczasu uzdolnienie do kooperatyzmu. Wszystko to robi się w Anglii i to jest główną przyczyną nieprzerwanego i ciągłego rozwoju kooperatyw w tym kraju. W roku 1896 stowarzyszenia spożywcze angielskie wydały na oświatę 1 062 000 fr. I sprawdzono, że najlepiej rozwijają się, największe mają dochody i najwięcej członków te stowarzyszenia, które na cele oświaty wydawały i wydają najwięcej”[6].
Od czasu, gdy te słowa były pisane, budżet oświatowy kooperatyw angielskich wzrósł do 2 milionów fr.; przy stowarzyszeniach spożywczych potworzyły się prawdziwe ministeria[7] oświaty ludowej, zakładające szkoły dla dzieci, kursy dla dorosłych, muzea i biblioteki; rozwinęła się olbrzymia literatura kooperatywna i cała prasa, licząca kilkadziesiąt czasopism wydawanych przez kooperatywy i ich związki. Były czynione wysiłki ciągłe i trwałe, ażeby osiągnąć ten rozwój wewnętrzny osobnika, bez którego wszelki postęp społeczny jest niemożliwy. Wiele stowarzyszeń spożywczych uchwaliło w statutach swoich stały procent od dochodów, przeznaczony na cele oświaty: Pionierzy roczdelscy — 2, 5 procent, co wynosi rocznie około 32 tysięcy marek; oba stowarzyszenia spożywcze w Oldham — 3 procent, tj. 80 tysięcy marek rocznie; stowarzyszenie w Derby — 10 tysięcy marek, stowarzyszenie w Leeds — 32 tysiące marek rocznie itd.
Sprawę oświaty wzięła także w swoje ręce wielka Unia kooperatyw angielskich, stworzona dla celów propagandy. W roku 1904 należało do niej 1696 stowarzyszeń, między nimi 1481 spożywczych, 146 wytwórczych, 54 rolne, oba związki zakupów hurtowych, angielski i szkocki, i kilkanaście innych kooperatyw. Unia dzieli się na specjalne wydziały: wydział wychowania i oświaty, wydział informacyjny, wydział propagandy kooperatyzmu, komitet obrony, komitet parlamentarny i parę innych. Najważniejszym z nich pod względem zakresu swego działania jest wydział wychowawczy. Pod jego wpływem zorganizowano przy wielu stowarzyszeniach „szkoły kooperatyzmu”. Są tam klasy elementarne z dwóch oddziałów: dla dzieci obojga płci od 10 do 13 lat i dla młodzieży od 13 do 16 lat; w końcu roku odbywają się egzaminy i dawane są świadectwa. Wyższe nauczanie dla dorosłych obejmuje przedmioty specjalne, związane z gospodarką kooperatywną i uświadomieniem obywatelskim; wykłada się historię kooperatyzmu, dzieje przemysłu, prawa konstytucyjne, rachunkowość. Egzaminy odbywają się z udziałem przedstawicieli kooperatyw i profesorów uniwersytetu. Wydaje się dyplomy, bardzo poszukiwane, gdyż ułatwiają zajęcie stanowiska w administracji stowarzyszeń lub nauczycieli w szkołach kooperatywnych. W roku 1905 wydano 353 takie dyplomy. Wydział wychowawczy wydał w tym roku na koszta szkolnictwa 2 037 000 fr.
Te „komitety wychowawcze” stowarzyszeń spożywczych oddały sprawie oświaty elementarnej [podstawowej] w Anglii rzeczywiste usługi, szczególnie dawniej, kiedy oświata ta była zupełnie zaniedbana przez państwo i gminy. Stworzyły one całą sieć szkół początkowych, prowadzonych bezinteresownie i tym rzetelniej wykonujących swoje zadanie, że administracja ich spoczywa nie w ręku biurokracji, lecz stowarzyszeń ludowych, że jest prowadzona przez ludzi bezpośrednio zainteresowanych w sprawie wychowania swoich dzieci. Nawet małe stowarzyszenia spożywcze, liczące po 200 członków, zajmowały się sprawą oświaty i szkolnictwa, i przeznaczały co tylko mogły ze swoich dochodów na zakładanie szkół początkowych. Był to obowiązek moralny, który każda nowo powstająca kooperatywa nakładała na siebie.
W innych krajach Europy Zachodniej widzimy także rozwój pracy oświatowej, prowadzonej przez stowarzyszenia spożywcze. W belgijskich „pałacach ludowych”, będących własnością kooperatyw, są sale wykładowe dla dorosłych, muzea i biblioteki. Francuskie kooperatywy oprócz własnych kół oświatowych i czytelni wspierają także uniwersytety ludowe. W Hiszpanii nawet, gdzie ruch kooperatywny jest dotąd słabo rozwinięty, stowarzyszenia spożywcze zajmują się jednak organizowaniem szkół elementarnych dla dzieci, których brak daje się silnie odczuwać w tym kraju. Tą drogą rozwija się powoli w świecie robotniczym i włościańskim jego własna organizacja wychowania i oświaty, od nikogo innego niezależna; powstają różnego typu szkoły, biblioteki i muzea, założone i utrzymywane przez wspólne kapitały ludu i będące pod zarządem jego stowarzyszeń. Rozmaite usiłowania rozwijają się w tym kierunku; i to nie tylko wśród robotników miejskich, lecz także i wśród ludności włościańskiej. Związki zawodowe, szczególniej we Francji i Belgii, spółki włościańskie, ludowe towarzystwa wzajemnej pomocy współdziałają pod tym względem z kooperatywami spożywczymi, zakładając albo swoje własne szkoły i kursy, albo też wspierając towarzystwa uniwersytetów ludowych i inne, zajmujące się nauczaniem.


5. ZNACZENIE SPOŁECZNE INSTYTUCJI LUDOWYCH

Idea samoistnego organizowania oświaty przez jednostki i grupy zaczyna szerzyć się coraz bardziej wśród klas pracujących, przeciwstawiając się temu kierunkowi, który z oświaty ludu pragnie uczynić monopol rządu i skrępować wolność nauczania przez upaństwowienie szkoły. Dla interesów demokracji jest to sprawa niemałej wagi. Szkoły ludowe, szczególnie elementarne, kształcą całe przyszłe pokolenie obywateli kraju; od ich wpływu zależy, czym będą te młode umysły i serca, które szkoła ma urabiać. W szkołach rządowych, gdzie nauczyciele są urzędnikami państwowymi, którzy muszą ściśle wypełniać wskazówki swojej zwierzchności, istnieje zawsze niebezpieczeństwo, że oświata tam podawana nie będzie oświatą rzetelną, swobodnym rozwijaniem umysłów, lecz że będzie służyć obcym sobie celom państwowym, interesom rządu lub tego stronnictwa, które w danym czasie przewodzi w polityce. Przy tym programy nauczania, metody, książki w szkołach państwowych są układane dla wszystkich według jednego obowiązującego szablonu, a nowe idee wychowawcze przedostają się tam z wielką trudnością.
Czym się staje przymusowe nauczanie znajdujące się w ręku państwa i jak strasznych krzywd społecznych może być narzędziem, o tym wiemy najlepiej my sami, patrząc na to, co się dzieje pod zaborem pruskim, gdzie rządowa szkoła ludowa, pomimo konstytucji, która w całym państwie niemieckim gwarantuje swobody słowa, nauczania i sumienia, stała się katorgą dzieci polskich, strasznym więzieniem wychowawczym, które usiłuje znieprawić umysł i serce dziecka. Nie zmieniono ani jednej litery praw konstytucyjnych, a pomimo to zdołano uczynić ze szkoły instytucję na wskroś policyjną, służącą do wynarodowienia systematycznego; zdołano cały system uczenia w najdrobniejszych szczegółach przystosować do tego tylko, aby narzucić dziecku obcy język i tradycję, wyrwać z jego duszy uczucia Polaka i wychować je w zasadach wiernopoddaństwa dla rządu pruskiego. Interes państwa wyrugował tutaj interes oświaty i przeobraził „bezpłatne, przymusowe nauczanie” w najdoskonalszy środek ucisku.
To samo powtórzyć się może przy każdym innym zatargu pomiędzy społeczeństwem a państwem, szczególniej zaś jeżeli w zatargu z państwem jest pewna mniejszość społeczna, z którą rząd mniej potrzebuje rachować się. Może to być zatarg nie tylko narodowy, lecz także religijny, kulturalny, klasowy, ekonomiczny; przy każdym takim starciu zjawić się może interes państwowy, ażeby stłumić wśród ludu pewne jego wierzenia i dążności, pewne pojęcia, nowe lub dawne, sprzeczne z panującym porządkiem, całą jakąś ideowość, religię społeczną, drogą a ważną dla setek i tysięcy ludzi, a nie uznawaną oficjalnie przez państwo; i w każdym takim wypadku bezpłatna, przymusowa szkoła ludowa będzie w rękach rządu strasznym narzędziem tępienia. Dlatego też organizowanie oświaty wolnej przez różne grupy i stowarzyszenia, oświaty niezależnej od władzy państwowej, uwzględniającej rozmaite potrzeby duchowości ludzkiej i coraz to nowsze prądy ideowe, jest jednym z najważniejszych interesów demokracji. Jest to ochrona wolności moralnej dziecka i człowieka przed wpływami biurokratycznej oświaty, przed wpływami szkoły państwowej, gdzie nauka może być często służebnicą polityki i gdzie panuje nieraz nakaz przerabiania wszystkich na tę samą modłę.
Jak oświatowe, tak samo i wszelkie inne instytucje stowarzyszeń ludowych — wzajemnej pomocy, ubezpieczenia, kas pożyczkowo-oszczędnościowych itd. — mają doniosłe znaczenie dla demokracji pojmowanej jako wolność życia społecznego. Co lud sam buduje w stowarzyszeniach swoich, to staje się dla niego nie tylko źródłem korzyści materialnych i cywilizacyjnych, ale zarazem i twierdzą jego swobód. Najpierw dlatego, że w instytucjach stowarzyszeń gospodarują nie urzędnicy państwowi, zależni od swojej zwierzchności, lecz sami członkowie tych stowarzyszeń. Instytucja taka — czy to szkoła, czy kasa pomocy, przezorności lub ubezpieczeń — jest zależna bezpośrednio od tych samych ludzi, dla których jest stworzona, od tych, którzy z niej korzystają, a wskutek tego przystosowuje się łatwo i ciągle do potrzeb ich życia, służy ich celom, jest jak gdyby rozszerzeniem ich własnego domu i rodziny. Prowadzi ją nie nakaz i nie rutyna biurokratyczna, ale dobra wola pewnej gromady ludzkiej, złączonej wspólnością interesów. Można ją łatwo przekształcać, kontrolować i doskonalić. Jeżeli więc stowarzyszenia obejmują pewną dziedzinę życia ludzkiego swoją działalnością, organizując nauczanie, pomoc w chorobie i starości, ochronę praw robotniczych, produkcję lub cokolwiek bądź innego, to każda taka dziedzina życia jest wtedy dziedziną wolną, gdzie mogą swobodnie pracować uzdolnienia twórcze człowieka i zaspokajać się rozmaite potrzeby i dążności.
Oprócz tego, gdzie zjawia się takie wolne pole życia społecznego, zajęte przez instytucje stowarzyszeń ludowych, tam, przez to samo, staje się mniej potrzebna dla społeczeństwa opieka państwa. Rządy biurokracji cofają się i kurczą w miarę tego, jak rozrastają się stowarzyszenia, zagarniające w swoje ręce sprawy oświaty, zdrowia, pomocy, ubezpieczeń. Im mniej zaś jest biurokracji i jej rządów, tym społeczeństwo jest bardziej wolne i bardziej demokratyczne. Nawet w tych krajach, które rządzą się powszechnym głosowaniem, od siły i znaczenia biurokracji, od jej liczebności i zakresu spraw, które obejmuje, zależy wolność obywateli. Przy szeroko rozgałęzionej gospodarce biurokratycznej, rząd w państwie demokratycznym uzyskuje łatwo przewagę zarówno przy wyborach do parlamentu i rad gminnych, jak i przy głosowaniu nad prawami, przewagę tym trwalszą i groźniejszą dla wolności, im bardziej cywilizowana i użyteczna jest biurokracja. Wpływami swojej armii urzędników, zajmujących stanowiska nauczycieli, inspektorów, opiekunów, radców i prezesów rozmaitych instytucji społecznych, rząd potrafi zdemoralizować i zgnębić moralnie każdą opozycję, otumanić opinię publiczną i w rezultacie panować niemal samowładnie pomimo konstytucji opartej na prawach człowieka i obywatela. Sama bowiem konstytucja demokratyczna nie zabezpiecza jeszcze interesów demokracji. Bywa tak nawet, że powszechne głosowanie, mające wyrazić wolę ludu, staje się podporą despotyzmu rządowego; we Francji stwarzało ono rządy terroru i cesarską władzę Napoleonów; w dzisiejszej republice francuskiej daje większość rządowi, który pod hasłem walki z kościołem nie waha się ograniczać obywatelskich swobód nauczania, stowarzyszania się i kultów religijnych; w Niemczech głosowanie powszechne do parlamentu zapewniło nieraz przewagę sojusznikom rządu, sankcjonując tym samym jego militarną, gnębicielską i przeciwdemokratyczną politykę. Nie są to wcale zjawiska nienormalne i zagadkowe, gdyż głosowanie powszechne i przedstawicielstwo parlamentarne, jako wyraz kultury moralnej większości, może równie dobrze wyrazić dążenia wolnościowe, jak i niewolnicze społeczeństwa. Konstytucja demokratyczna jest to tylko forma prawna, która sprzyja rozwojowi wolności; ale cała treść demokracji, jej rzeczywista siła i rzeczywista ochrona swobód ludzkich pochodzić musi od samego społeczeństwa, od jego kultury demokratycznej. Tam tylko, gdzie w życiu społecznym przejawia się szeroka tolerancja, odraza do narzucania komuś przemocą swoich przekonań i zwyczajów; gdzie ludzie umieją samodzielnie urządzać wszystkie swoje sprawy; gdzie czynnikiem publicznego życia nie jest nakaz i przemoc, ale solidarność i dobra wola — tam tylko demokracja istnieje naprawdę. Dlatego też stowarzyszenia ludowe, będące szkołą tej samodzielności, ogniskami tej kultury, odgrywają pierwszorzędną rolę w rozwoju politycznym narodu. Można powiedzieć jak najściślej, że w stowarzyszeniach tych wytwarza się nowe społeczeństwo, nowy ustrój polityczny budowany na zasadach dotąd nie znanych; ustrój, w którym nakaz i przemoc są zastąpione przez braterską solidarność, rutyna biurokratyczna — przez powołanie do pracy wspólnej jak najszerszej inicjatywy i pomysłowości indywidualnej, a ślepe posłuszeństwo prawu narzuconemu zastąpione jest przez dobrowolny i rozumny współudział, przez umiłowanie idei, dla której zbiorowość pracuje.





  1. Według danych z 1904 roku, istnieją dzisiaj oprócz angielskiego następujące związki zakupów hurtowych: szkocki, z siedzibą w Glasgow, łączy 279 stowarzyszeń spożywczych, 321 tysięcy członków, ma obrotu 170 milionów fr. i zysku 6 740 000 fr.; niemiecki, założony w 1894 r., z siedzibą w Hamburgu, łączy przeważnie kooperatywy robotnicze socjalistyczne, w liczbie 349, mające 530 000 członków; ma 4, 5 miliona fr. obrotu i 250 000 fr. zysku; duński, założony w 1888 r., z siedzibą w Kopenhadze, łączy 951 kooperatyw, 129 000 członków; obrót roczny wynosi 31 618 000 fr., zyski roczne 1 443 000 fr.; szwajcarski, założony w 1892 roku, z siedzibą w Bazylei, obejmuje 415 stowarzyszeń, 126 000 członków; ma 7 673 000 fr. obrotu rocznego i 93 000 fr. zysku; belgijski, najmłodszy, z siedzibą w Brukseli, łączy 95 kooperatyw, ma 1 733 000 fr. obrotu i 24 000 zysku. Polski związek kooperatyw, z siedzibą w Warszawie, założony w 1911 r., obejmuje 188 stowarzyszeń, 23 000 członków i wykazuje przeszło milion rubli obrotu rocznego.
  2. Cernesson, Stowarzyszenia w Anglii, ss. 375—376.
  3. Sprawozdanie deputowanego z Charleroi, „Alm. des Coop. Belges” 1903.
  4. Zob. Cernesson, rozdz. IX.
  5. Zob. „Coopérateurs Belges” 1 lutego 1907.
  6. Kalendarz kooperatyw francuskich, 1897.
  7. Tu w znaczeniu: ośrodki koordynacyjne (przyp. redaktora książki).





Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0.
Dodatkowe informacje o autorach i źródle znajdują się na stronie dyskusji.