[189]KOPERNIK.
„Światło, stań się!“ — rzekł Bóg.
I stało się słońce na niebie,
Lecz tajnie jego dróg,
Panie! kto zgadnie bez Ciebie?
Kto pojmie dzieło stworzenia,
Bez Tego, który je stworzył? —
Lecz wart–li Jego natchnienia
Duch, co się przed Nim nie korzył? —
„Chcecie być jako Bóg“,
Rzekł piérwszy ludzi wróg.
„Wyłamcie się z woli Pana!“ —
Wyłamali się — i biada!
Ród ludzki spadł, i zapada
W ślepotę pychy szatana.
[190]
I świat Boży, świat przyrody,
Świat piękności, ładu, zgody,
Odwrócił się od człowieka:
Jak anielskie, jak dziewicze,
Jak niewinności oblicze,
Gdy nie z miłością, nie z cichą
Czcią jéj świętości — lecz z pychą,
Wzrok z jéj lic myśli docieka.
O! słońce! ty żywe godło
Stwórcy w stworzeniu! ty źródło
Życia i światła! Na ciebie.
Jak przeciw Niemu na Niebie,
Zarazem, ślepe w swéj dumie
Ludzkie targnęło się plemię:
Jemu chcąc zrównać w rozumie,
Nad ciebie wzniosło swą ziemię,
I jak duch w sobie pod ciało,
Ciebie pod rząd jéj poddało.
I z wieków w wieki trwał zamęt
W myślach i w prawdzie stworzenia —
Aż oto spojrzał w firmament
Mędrzec, wart z góry natchnienia.
[191]
Koperniku! twoja chwała,
Jako słońce niewzruszona,
Na świat cały słońcem pała! —
W niéj strop, i szczyt, i korona
Owéj wieży tajemniczéj,
Co już z dolin Babilonu,
Jako Tytan–budowniczy,
Rozum ludzki, chciwy tronu,
Dźwigać zaczął: by z jéj szczytu,
W sferach światła i błękitu,
Zajrzeć w Niebo — i samemu
Stać się równym Najwyższemu.
Ale czemuż z mędrców tylu,
Z tylu plemion, z tylu wieków,
Od proroczych Magów Nilu,
Do badawczej myśli Greków,
Nikt z nich nie zgadł, nie przeniknął,
Własną myślą, okiem własném,
Co po tobie świat nawyknął
Zwać tak prostém i tak jasném?
Czemu żaden żeglarz śmiały,
Od Jazona lub Ikara,
Nie dokonał, co zdziałały
Kolumbowa myśl i wiara? —
[192]
O! bo do tajemnic Nieba,
Jak do nowych ziem odkrycia,
Genijuszom jeszcze trzeba
Rozpromienieć w świętość życia!
Koperniku! w twym żywocie
Świętość piérwsze miejsce bierze.
Nieskażony w ludzkiej cnocie,
Niezachwiany w Boskiej wierze!
Tyś nad laury w grodzie Romy,
Nad Italski strop gwiaździsty,
Przeniósł ojców dach poziomy,
Przeniósł mroczny kraj ojczysty.
I w tym kraju — tyś nie pychy,
Nie potęgi szukał pańskiéj;
Chrystusowy sługa cichy,
Mąż pokory chrześcijańskiéj.
Pracą ducha — prawdy Bogu,
Pracą serca — służąc bratu,
U mogiły ledwo progu
Tyś twą sławę zwierzył światu.
Kresem prac twych i nagrodą
Był zgon święty. — Dziś narody
O kolebkę twą spór wiodą!...
Lecz co martwe rodowody?
[193]
Mąż téj wiary i miłości,
Z duszą taką, z sercem takiém,
Kim być musiał z krwi i kości?...
Mów, kto znasz dzieje przeszłości!
Mógł–że on być nie–Polakiem? —
1873.