Koszałki-Opałki (Wóycicki, 1876)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Koszałki-Opałki |
Pochodzenie | Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe |
Wydanie | trzecie pomnożone |
Data wyd. | 1876 |
Druk | S. Lewental |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Andriolli, Kostrzewski, Sypniewski, Pillati, Witkiewicz, Gerson |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Kmieć ubogi rąbał w lesie; słyszy głos o poratunek, patrzy, że człowiek jakiś z wozem i końmi ugrzązł na błotach; pomógł mu chętnie, dobył z topieli, a on człowiek rzekł do kmiecia:
— Czego zechcesz, dam ci wszystko! — bo był to wielki czarownik.
A gdy kmieć skrobał się w głowę, sam nie wiedział co powiedziéć, czarownik dał mu barana, i rzecze:
— Ile razy runem trząśniesz, zawsze będziesz miał czerwone[1].
Kmieć podziękował, zabrał barana i poniósł do nędznéj chaty; trząsnął nim silnie, aż pełno złota wysypuje się z pod runa!
W téjże saméj wsi mieszkała stara baba, czarownica; dowiedziała się nie długo o baranie, spoiła kmiecia i innego podsunęła.
Potrzebując znowu złota, próżno potrząsał baranem — beczał tylko; lecz ni szeląg nie wyleciał z wełny. Poszedł smutny nad błota i spotkał znajomego czarownika; ten już wiedział o wszystkiém, dał mu przeto taką kurę, na którą kiedy zawołać: — Kurko! kurko! znieś mi złote jajko — w istocie złote znosiła jajko. Lecz gdy powrócił do domu, baba głupiego kmiecia spoiła, i podsunęła mu inną kurę. Na próżno wołał na nią, by mu złote jajko zniosła; niosła ona złote jajka, ale babie czarownicy.
Zasmucony znowu poszedł, i napotkał czarownika; ten mu dał obrus taki, co wymówiwszy te słowa: — Obrus! obrus! rozściel się! — rozwijał się zaraz, i co zażądał, wszystko było na nim do jedzenia i do picia.
Kmieć ciekawy zaraz w lesie kazał się rozesłać obrusowi, najadł się dobrze i podpił sobie. Czarownica czatowała, ukradła mu ten obrus w zamian inny podsunąwszy. Poznał kmieć podejście baby, idzie więc do czarownika i prosi o co takiego, żeby babę wybił dobrze i odebrał skradzione rzeczy.
Koszałki, opałki,
Z mojéj kobiałki!
Wylecą dwie dobre palki i wskazaną pobiją osobę. Kmieć uradowany, wziął na plecy kobiałkę, podziękował czarownikowi, że go już więcéj trudzić nie będzie, i prosto do baby zaszedł. Wtedy, gdy ta go częstować zaczęła, rozgniewany krzyknął:
Koszałki, opałki,
Z mojéj kobiałki!
I pokazał babę, a pałki zaczynają bić bez litości czarownicę. Napróżno prosi i płacze i przyrzeka, że wszystko odda; wróciła barana, kurę i obrus; ale kmieć kazał, żeby zabiły babę, bo wiele ludziom szkodziła. Kiedy już czarownica wyzionęła ducha, zawołał wtedy:
Koszałki, opałki,
Do mojéj kobiałki!
A pałki zaraz w nią się schowały. Wtedy mając, barana, co jak potrząsł, sypało się złoto; kurę, co złote znosiła jajka; obrus, co wiele chciał tyle dostarczył jadła i napitku, na ostatek kobiałkę z pałkami; poszedł w świat, przystał do dworu jednego króla, a gdy ten miał wojnę, pobił nieprzyjacielskie wojsko, otrzymał rękę jego córki, i sam po śmierci starego króla panował!