Żyła pospołu u jednego pana Hultajów para dobrana,
Kot wszędobylski i Małpa niecnota. Te dwa łotry, w całym domu Nie dały spocząć nikomu: Co chwila, to nowa psota, Nowa kradzież, figiel nowy;
Kot zjadał sery, zamiast iść na łowy,
A Małpa kradła, co jej w ręce wpadło.
Pewnego razu, o szarej godzinie,
Grzało się złodziejskie stadło Przy kominie; a w kominie Piekła się, dla sług i panów, Garść kasztanów. Gdybyż je dostać! «Słuchajno, kolego, Ozwie się Małpa, przyszedł mi do głowy Figiel podwójny, figiel arcy-nowy: Nasz zysk, a przytem strata dla bliźniego. Czujesz, jak pachną kasztany? Pokaż co umiesz, kotku mój kochany: Dobądź je z ognia swojemi łapkami. Ach! gdybym miała z natury Takie jak twoje pazury, Źle byłoby z kasztanami!» Kotek, skory do posługi, Wysunął łapkę, sparzył się raz, drugi, Dmuchnął w pazurki, i znów do komina: Zręcznie kasztany wybierać zaczyna, A co wyciągnie, to Małpa wnet zjada. Wtem do kuchni dziewka wpada:
Małpa w nogi. Na Kocie skrupiło się zatem:
Nic nie zjadł, sparzył łapę i oberwał batem.
Tak nieraz małe książątko się sparzy, Walcząc dla zysku mocarzy.