Król Henryk V (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Król Henryk V |
Pochodzenie | Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom II |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1895 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Leon Ulrich |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Gower. To prawda. Ale dlaczego nosisz dziś ząbek czosnku? Wszak już po świętym Dawidzie.
Fluellen. Są okazye i przyczyny, czemu i tlaczego fe fszystkiem; fięc ci pofiem, jak przyjacielofi, kapitanie Gower. Ten parszyfy łajtak, ten fszafy szeprak i palifota Pistol którego ty sam znasz, jak zna śfiat cały, jako chłystka pez żatnej zasługi, przychodzi to mnie fczora z chlepem i solą, czy fidzisz, i prosi, żepym zjatł mój czosnek. Działo się to f miejscu, gdzie nie mogłem rozpoczynać z nim kłótni, ale pozfolę sopie nosić mój czosnek dopóki się z nim nie spotkam, a ftety pofiem mu otropinę moich żądań. (Wchodzi Pistol).
Gower. A właśnie też on nadchodzi, nadęty jak indyk.
Fluellen. Mniejsza o jego natęcia i intyki. Płogosłaf ci Poże, poruczniku Pistol, ty parszyfy, fszafy nicponiu, płogosłaf ci Poże!
Pistol. Czyś z Bedlam uciekł! Podły Trojańczyku,
Także ci pilno, bym nitkę Park przeciął?
Precz, bo mi zapach czosnku sprawia mdłości.
Fluellen. Płagam cię sertecznie, parszyfy, fszafy nicponiu, apyś na moje żątanie, na moją prośpę i na moją suplikę, zjatł, czy fidzisz, ten czosnek, po fidzisz, skoro go nie lubisz, skoro nie przypata ani to tfojego smaku, ani to tfojego apetytu, ani to tfojego żołątka, a fięc pragnąłpym, żepyś zjatł go.
Pistol. Nigdy! Choćbyś mi Cadwallader dawał,
Z jego kozami.
Fluellen. Oto jetna dla ciebie koza (uderza go). Czy raczysz, parszyfy łajtaku, zjeść go?
Pistol. Umrzesz, nikczemny Trojańczyku, umrzesz.
Fluellen. Fielką pofiedziałeś praftę, jeśli się tak Panu Pogu spotopa; ale tymczasem pragnąłpym, żepyś żył i jatł tfoje fiktuały; no, talej! tam ci jeszcze trochę sosu (uderza go) to tfojej potrafy. Nazfałeś mnie fczora górskim szlachcicem, to ja zropię cię dziś tolnym szlachcicem. Proszę cię tylko, zajataj, jeśli możesz śmiać się z czosnku, to możesz i jeść czosnek.
Gower. Dość tego, kapitanie, widzisz, że stoi jak odurzony.
Fluellen. Nie, musi zjeść część mego czosnku, alpo pętę go tłukł po łpie przez cztery topy. Gryź, proszę, to pardzo rzecz topra na tfoje śfieże rany i twoje krfafe junactfo.
Pistol. I muszę zjeść naprawdę?
Fluellen. Pez żadnej fątplifości, i pez żatnych pytań, i bez żatnej tfójznaczności.
Pistol. Na ten czosnek! krwawo się pomszczę. Jem — jem — przysięgam.
Fluellen. Jedz, pardzo proszę. Czy chcesz fięcej sosu to tfojego czosnku, żepy na niego przysięgać.
Pistol. Daj pokój twojej pałce, toć przecie widzisz, że jem.
Fluellen. A niech ci pędzie na zdrofie, parszyfy hultaju, życzę ci z serca. Tylko proszę cię, nic nie rzucaj na stronę; i łupina jest topra na kontuzye junaka. A jak ci się zdarzy kiety okazya zopaczyć czosnek, śmiej się z niego i na tem koniec.
Pistol. Dobrze.
Fluellen. O pez fątpienia; czosnek, rzecz to topra. Feź teraz grosz ten na smarowidło dla tfojej chorej pałki.
Pistol. Ja, grosz?
Fluellen. Ty, pez fątpienia, i feźmiesz go, alpo mam jeszcze czosnek f kieszeni, który także zjeść będziesz musiał.
Pistol. Biorę więc grosz jak zadatek zemsty.
Fluellen. Jeślim ci jeszcze co winien, zapłacę kijami. Pędziesz kupcem trzefa, a będziesz tylko kije u mnie kupofał. Póg z topą! Szanuj się i fylecz tfój łep potłuczony.
Pistol. Piekło całe poruszę.
Gower. Daj sobie pokój; tchórzliwy z ciebie komedyant. Szydzisz ze starej tradycyi, gruntowanej na zaszczytnych wspomnieniach, a przekazanej jako znak starożytnego przodków męstwa, a nie masz serca czynem słów swoich poprzeć? Widziałem, jak dwa lub trzy razy stroiłeś żarty i dopiekałeś temu szlachcicowi. Zdawało ci się, że ponieważ nie mówi po angielsku angielskim akcentem, nie potrafi też wywijać angielskim kijem; pokazało się inaczej; niechże na przyszłość walijskie to skarcenie nauczy cię lepszych manier angielskich. Bądź zdrów! (wychodzi).
Pistol. Co? czy fortuna chce żartować ze mnie?
Odbieram listy, że moja Elżbietka
Zmarła w szpitalu z francuskiej choroby;
Tak więc zamknięta główna ma kwatera.
Już się starzeję; z mych znużonych członków
Honor, wygnany kijami, ucieka;
Jeszcze rajfura zostało rzemiosło,
I ręka zdolna jeszcze mieszki rzezać;
Więc się do Anglii skradnę i kraść będę;
Te kijów znaki obłożę plastrami,
Klnąc się, aż w piekle śmiać się będą dyabli,
Że to pamiątki francuskich są szabli (wychodzi).
Król Henr. Pokój zebranym w zamiarach pokoju!
Naszemu bratu Francyi, naszej siostrze,
Pokój i zdrowie! a naszej kuzynce
Szczęście i radość pięknej Katarzynie!
Książę Burgundyi, i ciebie pozdrawiam
Jako gałązkę królewskiego domu,
Co urządziłeś wielkie to zebranie.
I wam, panowie Francyi, życzę zdrowia!
Król Fr. Z radością twoje widzimy oblicze,
Dostojny bracie Anglii, w naszem kole,
I was z radością książęta angielscy.
Kr. Izab. Bodaj spotkania tego był wypadek
Równie szczęśliwy, jak wielka jest radość,
Którą w nas budzi widok waszych oczu,
Oczu, co dotąd ciskały Francuzom
Mordercze ognie spojrzeń bazyliszka.
Da Bóg, że odtąd swą potęgę stracą
Źrenic tych jady, że dzień ten szczęśliwy
Przemieni smutki na zgodę i radość.
Król Henr. Przyszliśmy tutaj: amen tylko dodać.
Kr. Izab. Witam was wszystkich, angielscy książęta.
Ks. Burg. Potężni Francyi i Anglii królowie,
Obu wam składam hołd mojej miłości.
Żem wszystkie moje zdolności natężył.
Aby królewski majestat wasz skłonić
Do tego zejścia na drodze układów,
Świadkiem mi będą wasze dostojności.
Gdy me zabiegi tyle dokazały,
Że twarz w twarz, oko spotkało się z okiem
Potężnych panów, przebaczcie mi, proszę,
Jeśli w królewskiej spytam obecności,
Co jeszcze może na zawadzie stanąć,
By pokój nagi, biedny, zakrwawiony,
Ten drogi ojciec sztuk, bogactw, miłości,
Znów nie pokazał wdzięcznego oblicza
W tej płodnej Fracyi, tym świata ogrodzie?
Zbyt tylko długo wygnany był z Francyi;
Jej gospodarstwo leży dziś stosami,
Gnijące zbytkiem swej własnej bujności;
Pocieszycielka serc ludzkich, winnica,
Nieokrzesana umiera; płot żywy,
Jak więzień w dzikim czochrów swych nieładzie,
Rozciąga w koło pręty pasożytne;
Na jej ugorach zapuszcza korzenie
Kąkol i szalej i gorzka dymica.
Gdy lemiesz, co miał dzikie chwasty ścinać,
Rdzą czerwienieje; łąki niegdyś wonne
Złotą pierwiosnką, zieloną miodunką,
Biedrzeńcem, teraz kosą niedotknięte
Wyjałowiały i tylko się strzępią
Szczawiem, łopuchem, ostem i blekotem:
Pożywna płodność uciekła z pięknością.
A jak winnica, pola, łąki, płoty
Zdziczały, dawnej postradały cnoty.
Tak domy nasze, my i nasze dzieci,
Przez winę czasu, lub zapomnieliśmy,
Lub nie mogliśmy nauki tej nabyć,
Co ziemi naszej miała być ozdobą.
Umiemy tylko jak dzicy, jak żołnierz,
Co bez ustanku o krwi tylko marzy,
Kląć i brwi marszczyć i dziwnie się stroić,
Gonić za wszystkiem, co złe i potworne.
Błogosławieństwa powróćcie nam stare:
To cel, królowie, waszego zebrania.
Powiedzcie, błagam, dla jakiej zawady
Przekleństw tych wdzięczny nie potrafi pokój
Z sioł naszych wygnać, zbiegłych czasów wrócić?
Król Henr. Jeżeli, książę, za pokojem wzdychasz,
Co uciekając, zostawił na ziemi
Klęsk tyle strasznych, to musisz go kupić
Przyjęciem wszystkich słusznych żądań naszych,
Których w twem ręku trzymasz spis dokładny.
Ks. Burg. Król wie już o nich, ale odpowiedzi
Nie dał nam jeszcze.
Król Henr. Od tej odpowiedzi
Zależy pokój, którego tak pragniesz.
Król Fr. Pobieżne tylko rzuciłem spojrzenie
Na artykuły; zechciej teraz, królu,
Wyznaczyć kilku panów swojej Rady,
Bym z nimi razem pilnie je rozważył;
A damy naszą bezzwłoczną odpowiedź.
Król Henr. Chętnie, mój bracie. Stryju Exeterze,
Ty, bracie Clarence i bracie Gloucesterze,
Warwick, Huntington, odejdźcie rokować.
Pełnomocnictwo daję wam zupełne
Odjąć, lub dodać, lub zmienić warunki,
O ile w waszej uznacie mądrości,
Że to naszego nie skrzywdzi honoru.
Co wy przyjmiecie, i my przyjmujemy. —
Ty, piękna siostro, czy chcesz z nami zostać,
Czy towarzyszyć przenosisz książętom?
Kr. Izab. Dobry mój bracie, oddalę się z nimi,
Może niewiasty głos na co się przyda,
Gdy zbyt surowe żądania obrońców
Zbyt twardych znajdą.
Król Henr. To racz nam zostawić
Kuzynkę naszą, piękną Katarzynę;
Ona najpierwszem naszem jest żądaniem,
Głównym warunkiem naszych artykułów.
Kr. Izab. Niechaj zostanie.
Król Henr. Najpiękniejsza z dziewic
Naucz, o, naucz żołnierza wyrazów
Zdolnych się wcisnąć do kobiety ucha,
W tkliwem jej sercu podjąć się obrony
Jego miłości.
Katarz. Wasza k. m. szydzi ze mnie; ja nie umiem po angielsku.
Król Henr. O, piękna Katarzyno, byleś tylko chciała szczerze mnie kochać twojem francuskiem sercem, z radością będę słuchał twojego wyznania w pokaleczonej angielszczyznie. Jak ci się zdaje, Kasiu, czy będziesz mnie kochać?
Katarz. Pardonnez-moy, nie rozumiem: „jak ci się zdaje“.
Król Henr. Zdajesz mi się aniołem, Kasiu, a anioł zdałby mi się tobą.
Katarz. Que dit-il? que je suis semblable à les anges?
Alicya. Ouy, vrayment (sauf vostre grace), ainsi dit-il.
Król Henr. Tak powiedziałem, droga Kasiu, a twierdząc to, nie mam przyczyny się rumienić.
Katarz. O bon Dieu! les langues des hommes sont pleines de tromperie.
Król Henr. Co mówi moja piękna? że języki mężczyzn są pełne zwodnictwa?
Alicya. Ouy, że języki mężczyznów jest być pełne zwodnictwa; to mówi księżniczka.
Król Henr. Księżniczka jest lepszą angielką. Prawdziwie, Kasiu, moje zaloty godne są twojej umiejętności, i cieszę się, że nie możesz lepiej mówić po angielsku, bo gdybyś mogła, znalazłabyś mnie tak prostym królem, iżbyś pomyślała, żem sprzedał mój folwark, aby kupić moją koronę. Nie umiem wdzięczyć się w miłości, ale wręcz mówię: kocham cię; a jeśli gwałtem wymagasz, abym co więcej dodał jak: a ty, czy kochasz mnie także? zerwie mi się wątek. Odpowiedz mi, a szczerze; daj mi rękę i dobijmy targu. Co mówisz, pani?
Katarz. Sauf vostre honneur, ja dobrze rozumieć.
Król Henr. Bo widzisz, Kasiu, gdybyś żądała, abym pisał wiersze lub tańczył dla twojej miłości, zginąłbym. Do pierwszych brak mi i słów i miary, a do tańca nie jestem dość silny w miarze, choć mam niezgorszą miarę w sile. Gdybym mógł zyskać serce damy, wywijając kominki lub skacząc na siodło ze zbroją na grzbiecie, mówiąc bez samochwalstwa, nie długobym gonił za żoną. Albo gdybym mógł zyskać kochankę kułakami, albo harcować na koniu, żeby zarobić na jej łaski, gotówbym bić się na pięści jak rzeźnik, a trzymać się na koniu jak małpa i nie spaść; ale Bóg widzi, Kasiu, nie umiem smalić cholewek, ni wzdychać wymownie, ni oświadczać się chytrze; całą moją umiejętnością jest słowo bez ogródki, którego nie daję jak tylko na żądanie, ale którego nie łamię na żądanie. Jeśli możesz kochać gaszka takiej natury, którego twarz nie warta ogorzenia, który nigdy nie zagląda do zwierciadła przez miłość tego, coby tam zobaczył, to niech ci oko będzie kucharzem. Mówię ci z żołnierską otwartością: jeśli możesz mnie tak kochać, to weź mnie, jeśli nie, gdybym powiedział, że umrę, powiedziałbym prawdę, ale że to z miłości dla ciebie, na Boga, to nie, a kocham cię jednak. O, póki żyjesz, droga Kasiu, bierz za męża chłopaka z prostą, nie fałszowaną stałością; będzie on musiał zostać ci wiernym, nie posiadając daru smalić cholewek gdzieindziej; ale co do tych ichmościów z potężnym językiem, którzy mogą wrymować się w łaski damskie, ci potrafią zawsze z nich się wyrymować. Toć mówca jest tylko gadułą, a rymy tylko balladą. Piękna noga osłabnie, prosty grzbiet się pochyli, czarna broda zbieleje, kędzierzawa czupryna ołysieje, rumiana twarz zwiędnie, pełne oko zapadnie; ale dobre serce, Kasiu, to słońce i księżyc, albo raczej to słońce a nie księżyc, bo świeci jasno, a nigdy się nie zmienia, zawsze drodze swojej wierne. Jeśli chcesz takiego męża, weź mnie; mnie biorąc, weźmiesz żołnierza, a biorąc żołnierza, weźmiesz króla. Co mówisz teraz o mojej miłości? Odpowiedz, moja piękna, błagam a szczerze.
Katarz. Byćże może, abym kochała nieprzyjaciela Francyi?
Król Henr. Nie, być nie może, abyś kochała nieprzyjaciela Francyi, Kasiu; ale kochając mnie, będziesz kochała przyjaciela Francyi, bo ja tak kocham Francyę, że nie chcę się rozstać z jedną jej wioską, chcę całą zatrzymać, a, Kasiu, gdy Francya jest moją a ja twoim, twoją będzie Francya, a ty moją.
Katarz. Nie mogę powiedzieć, co to znaczy.
Król Henr. Nie możesz powiedzieć, Kasiu? To ja ci powiem francuszczyzną, która, ani wątpię, zawiśnie na moim języku, jak nowo zamężna kobieta na szyi swojego męża, że ani sposobu jej strząsnąć. Quand j’ay la possession de France, et quand vous avez la possession de moy (a co dalej? Święty Dyonizy, przybądź mi na pomoc!) — donc vostre est France, et vous estes mienne. Równie byłoby mi łatwo podbić królestwo, jak powiedzieć drugie tyle po francusku. Nigdy też nie potrafię obudzić w tobie po francusku co innego jak śmiech ze mnie.
Katarz. Sauf vostre honneur, le français que vous parlez, est meilleur que l’Anglois lequel je parle.
Król Henr. Nie, na uczciwość, nie, Kasiu; ty mówisz moim językiem jak ja twoim, z równie nieomylną błędnością; możemy sobie przyznać, że wart jeden drugiego. Ah, Kasiu, czy rozumiesz choć tyle po angielsku: możesz li mnie kochać?
Katarz. Nie wiem.
Król Henr. Czy może mi to powiedzieć który z twoich sąsiadów, Kasiu? Zapytam ich. Ale nie, wiem, że mnie kochasz; a w wieczór, Kasiu, gdy wrócisz do swojej komnaty, wypytywać się będziesz o mnie tej szlachcianki, i będziesz przed nią czerniła to właśnie, co we mnie z całego serca kochasz. Ale, dobra Kasiu, szydź ze mnie miłosiernie, bo, słodka księżniczko, kocham cię okrutnie. Jeśli kiedykolwiek będziesz moją, Kasiu, (a mam zbawczą wiarę, która mi szepce, że nią będziesz), zyskam cię zbrojną ręką, musisz więc koniecznie walecznych rodzić żołnierzy. Czybyśmy nie mogli we dwoje, między świętym Dyonizym a świętym Jerzym, ulepić chłopca, pół Francuza, pół Anglika, który pociągnie do Konstantynopola i chwyci wielkiego Turka za brodę? Jak ci się zdaje? Co mówisz na to, piękna moja lilio?
Katarz. Nie wiem.
Król Henr. Nie wiesz? Dowiesz się o tem później, ale przyrzecz mi teraz. Twoją będzie rzeczą, Kasiu, zająć się francuską połową tego chłopca, co do mojej angielskiej połowy, moje królewskie i kawalerskie słowo. Co mi odpowiesz, la plus belle Catharine du monde, mon très chere et divine déesse.
Katarz. Wasza majesté posiada dosyć fausse francuszczyzny, aby uwieść la plus sage damoiselle, która jest en France.
Król Henr. Do licha z moją fałszywą francuszczyzną! Na honor, w dobrej angielszczyznie kocham cię Kasiu, ale nie śmiem na honor ten przysiądz, że i ty mnie kochasz, choć krew moja zaczyna mi pochlebiać, że kochasz, mimo ubogich i lichych wdzięków mojej twarzy. Przeklęta ambicyo mojego ojca! myślał o domowych wojnach, gdy mnie spłodził, urodziłem się też z niepozorną postacią, z żelazną fizyognomią, tak, że kiedy się do dam w zaloty zbliżę, strachem je przejmuję. Ale, prawdziwie, Kasiu, im starszym będę, tem lepszym się wydam; pocieszam się też myślą, że starość, ta piękności niszczycielka, nic już na mojej twarzy do spustoszenia nie znajdzie. Weźmiesz mnie, jeśli weźmiesz, w najgorszym już moim stanie, a żyjąc ze mną, jeśli pożyjesz, znajdziesz mnie coraz lepszym. Więc powiedz mi, najpiękniejsza Kasiu, czy chcesz mnie? Odrzuć twój dziewiczy rumieniec, objaw myśli twojego serca z cesarzowej spojrzeniem, weź mnie za rękę i powiedz: Henryku Angielski, jestem twoją; a ledwo tem słowem ucho moje pobłogosławisz, ja głośno ci powiem: Anglia jest twoją, Irlandya jest twoją, Francya jest twoją, i Henryk Plantagenet jest twoim, który, mogę mu to w oczy powiedzieć, jeśli nie jest kamratem najlepszych królów, jest, jak się sama przekonasz, najlepszym królem dobrych kamratów. Więc dalej, odpowiedz mi w twojej fałszywej muzyce, bo głos twój jest muzyką, a twoja angielszczyzna fałszywą. Dalej, królowo wszystkich, Kasiu, pokaż mi twoje myśli w niepokaźnej angielszczyznie, czy chcesz mnie?
Katarz. To będzie, jak się spodoba au roy mon pere.
Król Henr. O, będzie mu się to podobało, Kasiu, będzie mu się to podobało, Kasiu.
Katarz. To i ja się temu nie sprzeciwić.
Król Henr. A więc całuję ci rękę i nazywam cię moją królową.
Katarz. Laissez, mon seigneur, laissez, laissez; ma foy, je ne veux point que vous abbaissiez vostre grandeur, en baisant la main d’une vostre indigne serviteure; excusez moy, je vous supplie, mon tres puissant seigneur.
Król Henr. A więc pocałuję twoje usta, Kasiu.
Katarz. Les dames et damoiselles, pour estre baisées devans leurs nopces, il n’est pas de coûtume de France.
Król Henr. Moja pani tłómaczko, co ona mówi?
Alicya. Że to nie moda, pour les dames francuskie — nie wiem, co znaczy po angielsku baiser.
Król Henr. Całować.
Alicya. W. k. mość entendre lepiej que moy.
Król Henr. Więc to nie moda między damami we Francyi całować przed ślubem, jak mówi?
Alicya. Ouy, vrayement.
Król Henr. O Kasiu, delikatne zwyczaje klonią się wielkim królom. Droga Kasiu, ty i ja nie możemy się zamknąć w ciasnych szrankach zwyczajów jednego kraju. Jesteśmy mód twórcami, Kasiu, a wolność przywiązana do naszej godności zamyka usta cenzorom, jak ja zamknę twoje, że śmiały utrzymywać wykwintny zwyczaj twojego kraju i odmówić mi pocałunku. Cierpliwość więc i uległość. (Całuje ją). Są czary w twoich ustach, Kasiu; więcej jest wymowy w cukrowem ich dotknięciu niż w językach francuskiej Rady, i łatwiej przekonają Henryka Angielskiego niż prośby wszystkich monarchów. Ach, otóż i twój ojciec.
Ks. Burg. Szczęść Boże waszej królewskiej mości! Król, mój kuzyn, uczy po angielsku naszą księżniczkę?
Król Henr. Chciałbym ją nauczyć, piękny mój kuzynie, jak serdecznie ją kocham, bo to jest doskonałą angielszczyzną.
Ks. Burg. Czy nie ma zdolności?
Król Henr. Język nasz chropowaty, kuzynie, a i moja natura nie gładka; tak więc nie posiadając ani głosu ani talentu do pochlebstwa, nie mogę tak zakląć w niej ducha miłości, aby się pokazał w swojej prawdziwej postaci.
Ks. Burg. Przebacz mi, królu, otwartość mojego humoru, jeśli ci na to odpowiem: jeżeli chcesz w niej zakląć, musisz zrobić wprzódy koło, jeżeli chcesz wywołać z niej ducha miłości w prawdziwej jego postaci, to musiałby się pokazać nagi i ślepy. Czy możesz więc ganić dziewicę, jeszcze rumianą purpurą dziewiczej skromności, jeśli nie chce pokazać nagiego, ślepego chłopca w jego własnej nagości? Byłby to, mój królu, twardy warunek dla dziewicy.
Król Henr. Ba, wszystkie one jednak przymrużając oczy, poddają się, bo miłość jest ślepa i potężna.
Ks. Burg. W takim razie należy im przebaczyć, mój królu, skoro nie widzą tego, co robią.
Król Henr. Naucz więc, dobry kuzynie, twoją kuzynkę przymrużyć oczy i poddać się.
Ks. Burg. Mrugnę na nią, aby się poddała, byleś ją nauczył, królu, moją myśl zrozumieć; bo dziewice należycie ogrzane letniem słońcem a trzymane gorąco, są jak muchy na święty Bartłomiej, ślepe, choć mają oczy; znoszą wtedy cierpliwie dotknięcia, gdy wprzódy nie mogły znieść spojrzeń.
Król Henr. Przypowieść ta każe mi czekać gorącego lata, złapię wtedy nakoniec muchę, twoją kuzynkę, a i ona musi być ślepą.
Ks. Burg. Jak miłość, królu, nim kocha.
Król Henr. To prawda. I z was niejeden musi podziękować miłości za moją ślepotę; nie mogę dojrzeć tylu pięknych miast francuskich, bo jedna piękna francuska dziewka stoi mi na drodze.
Król Fr. Nie, królu, widzisz je w perspektywie; miasta wydają ci się dziewicami, bo otoczone są dziewiczymi murami, których nigdy nie przekroczyła wojna.
Król Henr. Czy Kasia będzie moją żoną?
Król Fr. Jeśli takie wasze życzenie.
Król Henr. Zgoda, byle dziewicze miasta o których mówisz, były jej towarzyszkami; tym sposobem dziewica, która stała na drodze moich pragnień, pokaże mi drogę do mojej woli.
Król Fr. Przystaliśmy na wszystkie sprawiedliwe warunki.
Król Henr. Czy tak jest, panowie angielscy?
Westmor. Król się do wszystkich warunków przychylił;
Dał naprzód córkę, a następnie wszystko
Co do litery naszych artykułów.
Exeter. Jedyny warunek, którego jeszcze nie podpisał, jest ten, w którym w. k. mość wymaga, aby król francuski, ilekroć zdarzy mu się sposobność przesłania jakich żądań listownie, mówiąc o w. k. mości, wyraził się po francusku: Notre tres cher fils Henry roy d’Angleterre, héritier de France; a po łacinie: Praeclurissimus filius noster Henricus, rex Angliae, et haeres Franciae.
Król Fr. Nie odmówiłem tego tak stanowczo, bym nie ustąpił, bracie, twym życzeniom.
Król Henr. Jak sprzymierzeńca proszę cię uprzejmie
I ten artykuł przyjmij wraz z innymi,
A w końcu, daj mi córkę twą za żonę.
Król Fr. Weź ją, mój synu, a daj mi potomstwo
Z jej krwi, by odtąd, niezgodne królestwa,
Których wybrzeża nawet same bladły
Na widok szczęścia sąsiedniego kraju,
O nienawiści przeszłej zapomniały.
Niechaj ten węzeł ustali w ich łonie
Sąsiednią zgodę, miłość chrześcijańską;
Niech między Francyą a Anglią na przyszłość
Krwawego miecza wojna nie dobywa!
Wszyscy. Amen!
Król Henr. A teraz, witaj, Katarzyno!
Bądźcie świadkami, że ją tu całuję,
Jak odtąd moją wszechwładną królowę. (Odgłos trąb).
Kr. Izab. Niech Bóg, najlepszy małżeństw kojarzyciel,
Zjednoczy serca wasze i królestwa!
Jak mąż i żona jedną mają duszę,
Tak niech się wasze skojarzą królestwa,
By nigdy zwada, nigdy szpetna zazdrość,
Nieraz chmurząca pogodę małżeństwa,
Nigdy pokoju królestw nie zmąciła,
Rozwodem związków nie stargała świętych!
Niech Anglia będzie Francuzem we Francyi,
A w Anglii Francuz Anglikiem. O, Boże,
Do mej modlitwy dodaj: amen!
Wszyscy. Amen!
Król Henr. Do naszych ślubów wszystko przygotujem;
Gdy dzień ten przyjdzie, odbiorę przysięgę
Od wszystkich panów i księcia Burgundyi
Na poręczenie naszego przymierza,
A gdy ślub nasze uświęci zamężcie,
Niech Bóg nam raczy długie zesłać szczęście!
Chór. Twarde pióro autora, w daremnym mozole,
Dotąd wielkich wypadków kreśliło wam dzieło,
W małej przestrzeni mężów potężnych zamknęło,
Ich chwały nieskończone zacieśniło pole.
Gwiazda Anglii świeciła nie długo lecz jasno;
Ostrzem ręką fortuny kutego bułata
Podbił francuską ziemię, raj naszego świata,
Zostawił ją synowi w dziedzictwie jak własną.
W kolebce Henryk Szósty dwie korony nosił;
Lecz nieład mnogich rządców, co kraj ten zamącił,
I berło mu francuskie z słabych rąk wytrącił,
I angielskie dzielnice krwią angielską zrosił.
Obraz ten widzieliście nieraz na tej scenie,
Dla dzieła też naszego miejcie uwzględnienie.