<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Król Maciuś na wyspie bezludnej
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Naukowa w Warszawie
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Wszystko się zmieniło, — odrazu się zmieniło.
Następnym okrętem znów przyjechało kilka dorosłych osób: będą mierzyć wyspę, muszą zrobić plan wyspy. Przyjechały dwie panie, będą rysowały. Przyjechał lekarz, zbadał Maciusia, napisał coś na arkuszu i zaraz tym samym okrętem odpłynął. Zaczęto budować jeszcze jeden domek, specjalnie na kancelarję. Przywieziono trąby, na których umieli grać pisarze, rzemieślnicy i dwaj chłopcy z warty. Orkiestra grała, rotmistrz, geometra i dwie panie — tańczyli. A Maciuś, leżąc w łóżku — zapłakał.
Tak strasznie żal Maciusiowi pułkownika Dormesko, tak mu brak Walentego, który umiał sny tłomaczyć, tak smutno i źle, że gdyby nie dzieci z latarni i cmentarz na górze, — ubrałby się, poszedł do gęstego lasu i albo wieżę samotną odszukał i tam się ukrył, albo poszedł do dzikich, którzy — wie Maciuś, że są, ale się ukrywają.
I nagle poczuł Maciuś, że coś chodzi po kołdrze.
— Pewnie mysz.
Nie, było to zwierzątko, większe od myszy, z małym ogonkiem — rude, z białemi łapkami. A co dziwniejsze, miało na szyi łańcuszek z jakimś ciężarkiem. Nie, to nie ciężarek, a orzech. A w orzechu był list od Klu-Klu.
„Kochany Maciusiu — pisze Klu-Klu — serce mi mówi, że jest ci źle na wyspie bezludnej. Z białymi się teraz wcale nie widuję, bo jest wielka wojna. Bum-Drum zabity. Jestem tak samo sierotą, jak i ty”.
Dalej następował dokładny opis, jak należy odpowiedź włożyć do orzecha, jak orzech zakleić, żeby się papier nie zamoczył, kiedy szczurek będzie płynął przez morze.
Zrozumiał Maciuś, że to zwierzątko jest jakby gołąb pocztowy. W odpowiedzi uspokoił Klu-Klu, że mu dobrze, że nie wie jeszcze, czy na wyspie zostanie, żeby często do niego pisała.
I na cmentarzu Maciusia przybyła jeszcze mogiłka. Rozsunął Maciuś parkan z kamyków; bo jeśli na cmentarzu leżał już kanarek, to mu rodzice wybaczą, że i przyjaciel, choć ludożerca, leżeć będzie obok.
— Raz — dwa — trzy — cztery — pięć, — policzył Maciuś, siadł na czółno i popłynął do Ali.
Dziwnie dobre były dziś dla niego dzieci. Nic im nie przywiózł, bo nie chciał zaczynać z rotmistrzem, który od rana był zły i krzyczał na wszystkich. Nic nie przywiózł dlatego. Więc Alo podarował mu ładną muszelkę, Ala dała Maciusiowi kamyczek zupełnie okrągły. I Maciuś wiedział, że to będą pamiątki, bo więcej już nie przypłynie.
Ala ani razu nie płakała, nie kaprysiła. Alo przeczytał bajkę o „Czerwonym Kapturku“ i tylko raz się pomylił. Tak strasznie nie chciało się Maciusiowi wracać. Niechby tamci robili, co chcą, na bezludnej wyspie, a Maciuś zostałby tutaj.
A no, wraca Maciuś, a w pokoju czeka na niego Amary.
— Ach, jak to dobrze, że wasza królewska mość powrócił. Byłem niespokojny. Ej, Filip!
Staje Filip, wyprostowany, jak struna.
— Warta ma stanąć koło kancelarji, rozumiesz? Pokój zamknąć na klucz, klucz mi oddać, rozumiesz? I jeżeli któremu z was przyjdzie do głowy podsłuchiwać pod drzwiami tajnej rozmowy z jego królewską mością, to żywcem skórę zedrę, — rozumiesz? — ruszaj!
Filip wszedł do sąsiedniego pokoju, szmer — wszyscy wyszli. Filip oddał klucz.
— Kochany kuzynie — zaczął rotmistrz — pragnę żyć z kuzynem w zgodzie. Chcę kuzyna przeprosić i błagać o przebaczenie.
Amary ukląkł przed Maciusiem.
— Proszę wstać — powiedział Maciuś, — nie jestem święty, żeby przedemną klękać. Nic nie rozumiem.
— Najdroższy kuzynku, jestem prawnukiem Elżbiety Narwanej, rodzonej ciotki Henryka Porywczego. Jesteśmy krewni, dlatego smutny król pozwolił mi tu przyjechać. Chcę być posłuszny, jak baranek. Nie wydałem obiadu dla waszej królewskiej mości, drogi kuzynie, bo rachunki muszę mieć w porządku. Ale dostałem tajny rozkaz, i teraz będziemy żyli w przyjaźni. Królu, jeśli mi nie przebaczysz, to patrz.
Markiz Amary przykłada do głowy rewolwer i chce się zabić.
— No dobrze — woła przestraszony Maciuś — chcę też żyć z kuzynem w przyjaźni.
A ten rzuca się Maciusiowi na szyję.
Widzi Maciuś, że rotmistrz pijany.
Zgadza się Maciuś na wszystko, żal mu kuzyna i chce, żeby sobie poszedł.
— Płynie we mnie królewska krew. I za co tak cierpię? Musiałem się pojedynkować, bo mnie obrazili. Musiałem zwymyślać generała. I cóż ja takiego powiedziałem: „że ostatni dureń“. No bo dureń. No powiedz najdroższy kuzynie, — sam powiedz, czy nie dureń?
— Dureń, — zgadza się Maciuś.
— A czy mogłem się nie pojedynkować, no powiedz, wasza królewska mości.
— Nie, nie mogłeś.
— Więc za co mnie tu zesłali?
I znów chce się zabić.
— O, tu mam tajny rozkaz od smutnego króla: „każde życzenie Maciusia jest jak moje własne“. Oto, tu mam tajny rozkaz... Nie, to nie ten. Bo mam jeszcze drugi rozkaz. Ooo, tu jest. To jest rozkaz młodego króla: „posyłam doktora, niech zbada Maciusia i niech napisze, że Maciuś zwarjował, to się ogłosi, i będzie koniec“. Tak, mój najdroższy kuzynie, takich to przyjaciół mamy my, królowie.
— Młody król był mi wrogiem, nie przyjacielem — mówi Maciuś.
— No tak, ale Klu-Klu... nie, nie Klu-Klu, tylko ten gałgan z latarni morskiej udaje przyjaciela, a ukradł tyle zabawek. Dwie łamigłówki, pajacyk, cztery książki, sześć kolorowych ołówków. Kto za to będzie płacił? Jestem biedakiem, choć płynie we mnie królewska krew. A honor nie pozwala mi nie zapłacić. Zabiję Dormesko i siebie.
— Drogi kuzynie — mówi Maciuś, żeby go uspokoić. Ja sam darowałem to wszystko.
— Wasza królewska mość jest szlachetny. Wasza królewska mość ukrywa przedemną, ale ja wiem. Ci szubrawcy — chłopcy hałasują i spać nie dają waszej królewskiej mości. Palą papierosy, co to za papierosy — to są najgorsze śmierdziuchy. I przez dziurkę od klucza wpuszczają dym. I umyślnie wrzucają muchy do królewskiej herbaty, i wsypują pchły do łóżka waszej królewskiej mości. I ukradli dwie siekiery i pół funta gwoździ. A kto za to odpowiada? — Ja! ja! ja! — Nędzarz! — Praprawnuk królowej Elżbiety.
Ledwo udało się Maciusiowi odebrać rewolwer. Ułożył go na własnem łóżku, sam wpuścił przez okno wartę, żeby się cicho spać położyli, — bo rotmistrza boli głowa.
Siedzi Maciuś, ale taki zmęczony. Tyle się odrazu dowiedział.
Więc dlatego było tyle much w herbacie, bo mu umyślnie wrzucali?
Więc dlatego przyjechał doktór, żeby z niego zrobić warjata?
Więc dlatego pchły tak go gryzą?
Więc rotmistrz musi płacić za wszystko, co zginie?
No dobrze, ale kto płaci za życie Maciusia, który nic przecież nie robi, a podróże, okręt, latarnia — to wszystko drogo kosztuje.
I czy Amary naprawdę jest jego kuzynem?
I czy nie można ukryć się na wyspie, dokąd nie przypłynie żaden okręt, żaden szczurek, gdzie można być zupełnie — ale to zupełnie sam?
Maciuś zrozumiał jedno: że już nie zostanie długo na bezludnej wyspie. Kiedy w więzieniu postanowił uciec, było zupełnie inaczej. Serce mocno mu biło, myśli latały w głowie — to tu — to tam — spieszył się, bał się, że się nie uda. A teraz nic. Nawet nie przychodzi mu na myśl, że może się nie udać. Jest zupełnie spokojny. Popatrzy — poczeka jeszcze, może się coś zmieni.
Położył na stole muszelki Alo i kamyczek Ali. I odrazu zapomniał o wszystkiem. Taka miła muszelka, taka jedyna na świecie. Wie Maciuś, że muszelek jest na brzegu tysiąc i więcej, ale tę muszelkę dał Alo i powiedział:
— Masz za to, że mnie uczysz.
I ten zwyczajny kamyczek jest tylko jeden na świecie. Dała go Ala, uśmiechała się do niego: i do kamyczka i do Maciusia. Na całym świecie niema kamyczka, w którymby był tam gdzieś we środku, w duszy — uśmiech małej Ali.
Siedzi Maciuś, choć noc. Niema się gdzie położyć, bo łóżko zajęte. Wziął pióro i wpisał do pamiętnika:
„Myślałem, że rotmistrz jest zły, a on jest bardzo biedny. Gdyby młody król powiedział wszystko, co myśli, i gdybym ja powiedział wszysciutko, co myślę — może nie bylibyśmy wrogami“.
I dalej:
„Byłoby dobrze, żeby każdy miał samotną wieżę w lesie gęstym“.
I dalej:
„Są różni ludzie na świecie“.
Oparł Maciuś głowę o stół i zasnął.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.