<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Kradzież w wagonie sypialnym
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 30.12.1937
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Podróżny, którego nie oczekiwano

Automobil lorda Listera mknął po ulicach Paryża z nieprawdopodobną szybkością. Lord Edward prowadził maszynę po mistrzowsku. Żaden zawodowy szofer nie mógł go prześcignąć pod tym względem.
Na szczęście lord Lister znał Paryż jak swą własną kieszeń. Z zawiązanymi oczyma mógłby trafić do każdego, najbardziej oddalonego punktu.
Była godzina za siedem minut dziewiąta...
Lord zdawał sobie sprawę, że do przebycia przestrzeni dzielącej go od stacji, potrzeba mu jeszcze dziesięciu minut.
Zwiększył szybkość.
W świetle elektrycznych lamp majaczyła już zdaleka sylwetka stacji.
Jeszcze ostatni zakręt i...
Dziki okrzyk wyrwał się z piersi lorda. Gwałtownie wyrzucony ze swego siedzenia upadł na chodnik.
Auto przewróciło się i wpadło na latarnię. Z drugiego auta, pogruchotanego w kawałki, dochodziły krzyki ofiary.
Lord Lister, padając, nie uczynił sobie nic złego. Dokoła zebrała się już spora grupka osób.
Lord czuł, że każda chwila oddala go od jego celu. Mimo to podbiegł do roztrzaskanego wozu i wyciągnął zeń człowieka, z którego poranionej głowy spływała obficie krew.
— Żyjesz przyjacielu — zawołał lord Lister. — Wierzaj mi, że to nic groźnego. Proszę mi powiedzieć wasze nazwisko.
— Bastien Cavour — odpowiedział, jąkając się, — jestem mleczarzem w Pantin niedaleko Paryża. Mój Boże, wszystko skończone. Dopiero cztery tygodnie jak jestem żonaty. Co za nieszczęście!
— Przeciwnie, to wam przyniesie szczęście — odparł lord Lister.
Ułożył rannego delikatnie na trotuarze, sam zaś szybkim krokiem skierował się w stronę stacji. Miał jeszcze trzy minuty czasu. Począł biec z szybkością, którejby mógł pozazdrościć niejeden z zawodników Olimpijskich Igrzysk. Biegły za nim krzyki goniącego go tłumu. Gdy wpadł na stację, wielki zegar wybijał godzinę dziewiątą. Spostrzegł, że pociąg pośpieszny do Hawru stał jeszcze na peronie. Roztrącając wszystkich, wbiegł na peron. Konduktorzy zamykali drzwi wagonów.
— Bilet pański — zatrzymał go jeden z nich. — Czy nie widzi pan, że pociąg już rusza — dodał odsuwając go.
Lord Lister pochylił się, przebiegł pod ręką konduktora, skoczył na stopień i z całej siły uczepił się klamki.
— Nic nie może mnie zmusić, do wypuszczenia z rąk mej zdobyczy — rzekł, przyciskając się jeszcze mocniej do klamki. Pociąg już był w pełnym ruchu.
Stał na stopniach wagonu sypialnego. Skurczył się, ażeby stać się możliwie niewidzialnym z wewnątrz i rzucił ukradkiem spojrzenie do środka.
— Adrianna — rzekł do siebie. — Oto i ona. Istotnie, nie omyliłem się, przypuszczając, że niezwłocznie uda się ona do Londynu, aby wydobyć z Banku Angielskiego dotyczący mnie dokument. W swych rozumowaniach jednak nie liczyła się dostatecznie ze mną. Znajdę z łatwością sposób, aby w wagonie sypialnym odebrać jej klucz.
Z niebywałą ostrożnością i zręcznością lord Lister przedostał się do drzwiczek wagonu. Nie było to łatwe. Pociąg pędził już teraz z pełną szybkością. Wiatr wiejący w kierunku przeciwnym do kierunku pociągu o mało nie zrzucił go ze stopnia. Każdy fałszywy krok mógłby zakończyć się dla niego śmiercią. Lord posuwał się ostrożnie.
Otworzył bez trudu drzwi i stanął na korytarzu.
Był uratowany.
Lord Lister zapamiętał sobie dokładnie przedział zajęty przez Adriannę. Rozmyślał właśnie nad sposobem przedostania się do sąsiedniego przedziału, gdy stanął przed nim konduktor.
— Wszystkie miejsca są zajęte — rzekł.
— Oto tysiąc franków — rzekł Tajemniczy Nieznajomy, wyciągając portfel — Proszę mi pozwolić przenocować w tym oto przedziale. Zależy mi na tym niezmiernie.
Konduktor spojrzał na niego zdziwionym wzrokiem.
— Czy nie rozumie pan o co mi idzie? Obok znajduje się piękna kobieta.
— A tak — odparł konduktor śmiejąc się — Brunetka, młoda i elegancka, w towarzystwie jakiejś starszej osoby, wyglądającej na pokojówkę?
— Ach, więc jest ona w towarzystwie! — rzekł Raffles trochę zaskoczony — Nic nie szkodzi. Za wszelką cenę muszę mieć ten przedział na dzisiejszą noc.
Konduktor wahał się.
— Ależ proszę pana, nie mogę niestety nic na to poradzić. Przedział ten zajął pewien Turek.
— A więc niech go pan wykurzy stamtąd pod jakimkolwiek pretekstem.
— Chętniebym to zrobił. Ale cóż może być za pretekst?
— Nic łatwiejszego. Proszę mnie zaprowadzić do tego przedziału. Ja już sobie dam z nim radę.
Lord Lister wsunął konduktorowi banknot tysiąc frankowy w rękę. Konduktor otworzył przedział swoim kluczem.
Korpulentny Turek leżał już na swym łóżku i chrapał.
— Niech go pan obudzi — szepnął Anglik.
— Proszę pana — ryknął nad uchem mieszkańca Wschodu, konduktor, potrząsając nim potężnie.
— Allach! Cóż się stało? — zapytał przerażony, przecierając oczy.
— Proszę mi wybaczyć, — rzekł lord Lister. Mówił biegle językiem tureckim. — Przykro mi, że pana trudzę. Ponieważ jednak w pańskim przedziale jest jeszcze jedno łóżko...
O, przerwał mu Turek — zapłaciłem za cały przedział.
— Zupełnie słusznie — odparł mu Anglik — ja również znajduję się tutaj wbrew swej woli. Inaczej nie odważyłbym się przerwać pańskiego snu. W Paryżu dotknięty zostałem nagle ciężką chorobą i lekarze wbrew mej woli odstawili mnie do tego pociągu. Wracam do swej ojczyzny do Anglii, aby tam poddać się kuracji.
Ledwie lord Lister zdążył wymówić te słowa, gdy przerażony Turek począł się spiesznie ubierać, wyszedł z kabiny i więcej już do niej nie wrócił.
Konduktor zaśmiał się i wyszedł za nim na korytarz.
— Bardzo mi przykro — rzekł następnie tonem wyjaśnienia — że przeszkodziłem panu we śnie. Będzie dla pana daleko bezpieczniej, jeśli przenocuje pan w moim przedziale służbowym.
Turek, wyczerpawszy cały arsenał wschodnich przekleństw, poszedł za dobrą radą konduktora i posłusznie umieścił się w jego przedziale.
Lord Lister tymczasem zamknął na klucz swój przedział i zabrał się do dzieła.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.