Kradzież w wagonie sypialnym/5
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kradzież w wagonie sypialnym |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 30.12.1937 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Lord Lister przyłożył ucho do cienkiej ścianki, dzielącej go od przedziału Adrianny. Każde słowo z całą dokładnością dochodziło do jego uszu.
— Radzę pani się położyć — rzekł nieznany głos — może pani spać spokojnie. Ja będę czuwała nad panią.
— Czy nie jest pani zmęczona, miss Wilson?
Poznał głos Adrianny.
— Zmęczona? Detektyw nigdy nie jest zmęczony. Mister Baxter polecił mi czuwać nad panią i za wszelką cenę dojść do celu, o którym mówiłyśmy poprzednio.
— Położę się na dolnym łóżku — rzekła Adrianna. — Pani, miss Wilson, może się położyć na górze. Jeśli nawet pani nie śpi, odrobina wypoczynku dobrze pani zrobi.
Usłyszał, szelest zdejmowanych sukien. Wydawało mu się, że czuje przez ścianę zapach perfum Adrianny.
— Proszę popatrzeć... Jest na mojej piersi — ozwał się głos Adrianny.
Lord Lister był wyraźnie podniecony. Zapanowało milczenie. Poczem znów zabrzmiał głos markizy de Frontignac.
— Jestem szczęśliwa, że mogę leżeć, czuję, że niedługo zasnę. Czy pani nie śpi, miss Wilson.
— O nie — odparła kobieta detektyw. — Mój rewolwer nabity znajduje się pod poduszką. Nie radziłabym nikomu starać się nam przeszkodzić dzisiejszej nocy.
Ciszę przerywał tylko hałas obracających się kół i wściekłe wycie wichru.
∗ ∗
∗ |
Lord Lister zdjął marynarkę i zapalił papierosa. Obłoki błękitnego dymu wznosiły się ponad jego głową i napełniły przedział lekką mgłą. Wyciągnął się na posłaniu i przymknąwszy oczy począł myśleć. Minęła godzina.
W wagonie sypialnym panowała absolutna cisza.
— Do dzieła — rzekł lord Lister, zrywając się ze swego posłania. — Jakież to szczęście, że zawsze mam przy sobie przyrządy włamywacza.
Wyjął z marynarki wspaniałe skórzane etui, z którego wyjął mały flakonik, napełniony płynem, obcęgi, piłę i śruby.
Zdjął buty i zbliżył się do ścianki, przylegającej do przedziału Adrianny. Usłyszał jej równy miarowy oddech: Spała głęboko.
Zakreślił ołówkiem na ścianie prostokąt, po bokach którego rozprowadził warstewkę płynu za pomocą małego pędzelka. Czynność tę powtórzył aż cztery razy. Dotknął wówczas palcem boków prostokąta. Ku jego wielkiemu zadowoleniu pod naporem palca drzewo ustępowało. Ujął borek i piłkę. Posypał się tuman miałkiego kurzu. Aby sprawdzić, czy praca jego została wykonana prawidłowo, wyjął z krawata wielka złotą szpilkę, przybraną wspaniałymi diamentami. Włożył ją w otwór, zrobiony borkiem. Ku swemu wielkiemu zadowoleniu spostrzegł, że szpilka zagłębia się aż na całe pięć centymetrów.
Lister z całej siły oparł się dłonią o prostokąt którego podpiłował brzegi. Prostokąt ustąpił. Lister zdążył jeszcze uchwycić go zręcznie aby nie upadł na ziemię.
Dzięki otworowi mógł teraz swobodnie obserwować wszystko to, co się działo w sąsiednim przedziale.
Nie mógł jednak ujrzeć tego, co się działo na górze. Nie wiedział więc, czy miss Wilson spała, czy też czuwała na swym łóżku.
Przyjmując to ostatnie, jako założenie, postanowił działać z jaknajwiększą ostrożnością.
Jakkolwiek nie mógł obserwować miss Wilson, zupełnie dokładnie za to widział Adriannę.
Pod koronką jej koszuli błyszczał tajemniczy kluczyk. Postanowił zdobyć go za wszelką cenę.
Lister westchnął głęboko. Wyjął malutkie obcęgi, sprawdził, że funkcjonują bez zarzutu i włożył na twarz czarną maskę.
Przylgnął całym ciałem do muru i wsunął obie ręce wraz z obcęgami do otworu. Każdy nieostrożny ruch mógłby obudzić Adriannę. Powoli wysunął Lister rękę z obcęgami ku górze. Chwycił obcęgami za klucz wiszący na szyi. Jednym ruchem odciął kluczyk od łańcuszka. Kobieta detektyw wychyliła się ze swego łóżka, łowiąc uchem szmery. Lister szybko wycofał ramię swe z otworu: Klucz już był w jego posiadaniu. Z westchnieniem ulgi cofnął się od ścianki.
W ręku ściskał mocno cenny klucz. Miał on dla niego większe znaczenie niż wszystkie skarby świata. Zwracał mu bowiem honor, wolność, a być może życie.
Lord Lister nie zwykł był oddawać się radości po dokonanym szczęśliwie wyczynie. Nie zatrzymywał się nigdy w środku jakiejkolwiek czynności. Schował klucz do kieszeni i wstawił z powrotem wycięty kawałek ścianki. Zapalił spokojnie papierosa. Włożył marynarkę i buciki. Spojrzał do lustra i stwierdził, że jest ubrany nienagannie. Uważał za wskazane opuścić wagon, aby nie być zauważonym przez Adriannę. Do tego jednak musiałby się przebrać. Ale skąd można było wytrzasnąć nagle przebranie? Gdy zastanawiał się nad tą kwestia, szczęśliwa myśl przyszła mu do głowy. Zaśmiał się i z kocią zręcznością opuścił przedział.
∗
∗ ∗ |
Lister spostrzegł w jednym z wagonów człowieka, który doskonale nadawał się do jego celu. Był to Hindus, przybrany w białą powiewną szatę i turban z cenną klamrą na czole. Znajdował się w swym przedziale sam jeden.
Na najbliższej stacji, gdzie pociąg pośpieszny zatrzymywał się tylko przez krótką chwilę, jakiś elegancki młody człowiek wszedł do tego przedziału i nawiązał z Hindusem ożywioną rozmowę, w czasie której Hindus opowiedział mu, że jedzie do Londynu, ponieważ kupiec, któremu sprzedał towarów na sumę dziesięciu tysięcy funtów, zawiesił wypłaty i miał zamiar uciec.
— Mam nadzieję, że zdążę przybyć jeszcze na czas, aby uniknąć tego nieszczęścia — rzekł Hindus. — Ostrzeżono mnie w porę. Ale gdybym jutro nie przyjechał do Londynu, straciłbym wszystkie pieniądze i musiałbym zbankrutować.
W każdym słowie tego człowieka przebijał strach. Młody Anglik uspokoił go.
— Wydaje mi się, że nie straci pan ani grosza, a moje przepowiednie sprawdzają się zawsze.
— Gdyby to mogła być prawda — wykrzyknął Hindus. — Mam żonę i czworo dzieci. Przez jednego oszusta mógłbym stracić cały majątek.
Młody człowiek zapalił papierosa.
— Czy pan pali? — zapytał swego towarzysza podróży.
Mówiąc te słowa lord Lister, bowiem on to był — zamknął szybko papierośnicę. Gdy ją otworzył po raz wtóry zawierała już papierosy inne, nie te same, z których jednego zapalił poprzednio.
— Zapalę chętnie — rzekł Yori Redżeb — zapach pańskiego papierosa jest tak miły, że mnie samego wzięła chętka.
— Ten papieros będzie panu smakował niewątpliwie. Proszę, oto ogień...
Hindus palił z prawdziwą przyjemnością. Zaczął znów opowiadać lordowi o swych dzieciach, zwłaszcza o swym starszym synu, studjującym medycynę.
Nagle z ust jego poczęły wydobywać się słowa bez związku, głowa opadła na ramiona, oczy zamknęły się. Zasnął.
— Śpij spokojnie, — szepnął lord Lister, nachylając się nad nim. — Gdybyś nawet jutro nie zdążył do Londynu, nic nie stracisz na tej przygodzie. Lord Lister zwraca zawsze to, co zabiera.
O brzasku pociąg zatrzymał się na dworcu w Hawrze. Jednym z pierwszych podróżnych, którzy wysiedli z pociągu, był smukły Hindus. Dygotał z zimna w swym długim białym płaszczu. Miał na głowie biały turban nasunięty na oczy.
Pierwszy wsiadł na statek. Natychmiast łamaną angielszczyzną zwrócił się do jednego z marynarzy:
— Czuję się źle... Proszę mnie zaprowadzić do kabiny.
— Dostał pan morskiej choroby, zanim jeszcze okręt wyruszył w drogę? — zapytał wilk morski śmiejąc się — Well! Za pieniądze może pan dostać wszystko na tym okręcie. Zaprowadzę pana do kierownika, który wskaże panu kabinę.
Hindus udał się za marynarzem, lecz zanim zszedł ze schodów prowadzących do kabin, zatrzymał się nagle. Na pokładzie ukazała się piękna kobieta, nader elegancko ubrana. Za nią szła inna, starsza trochę. Były to Adrianna i miss Wilson.
Obydwie kobiety obrzucały się nawzajem wściekłymi spojrzeniami. Kobieta detektyw na znak pogardy odwróciła się plecami do Adrianny.
— Rozumiem doskonale przyczyny tego nieporozumienia — rzekł lord Lister do siebie. — Ponieważ piękna Adrianna nie potrafi wytłomaczyć sobie zniknięcia klucza, podejrzewa o kradzież miss Wilson.
Podróż przeszła bez incydentów.
Gdy przybyli do Anglii, pierwszym pasażerem, który wysiadł na ląd, był znów nasz Hindus.
Przechodząc koło Adrianny spostrzegł, że uśmiechała się złośliwie, spoglądając na miss Wilson, na której twarzy malowała się bezsilna złość.
— To dziwne — pomyślał lord Lister. — Sądziłem, że utrata klucza wprawi markizę w gorszy, humor... Najważniejsze, że znajduje się on w mojej kieszeni.
Po przybyciu do Londynu, Lister wskoczył do taksówki i kazał się wieść na Regent-Street do swego mieszkania.
Jakież było zdziwienie szofera, gdy ujrzał wysiadającego z auta eleganckiego młodego człowieka, zamiast dziwacznie przybranej postaci, która kazała mu wieźć się na Regent Street.
Lord Lister spojrzał na zegarek.
Dochodziła czwarta. Przed piątą musiał być w Banku Anglii.
Wykapał się, ogolił i przebrał.
Zupełnie odświeżony zjawił się o godzinie wpół do piątej w Banku.
— Chciałbym otworzyć moją skrytkę pancerną.
— Czy ma pan klucz?
— Proszę — rzekł lord Lister, wskazując na przedmiot, który zdobył nadludzkim wysiłkiem.
Urzędnik obejrzał uważnie klucz.
— Pan się pomylił — rzekł. — To nie jest klucz od naszych schowków.
Lord Lister zadrżał. Błędnym wzrokiem spojrzał na klucz, którym nie mógł otworzyć skrytki lorda Frontignaca.