[133]
X.
(Rozłogi w okolicach bramy miejskiej. Noc. Gdzieniegdzie pokotem śpiące gromady. — Rakuz i Szołom kapturami okryci i grabarskiemi uzbrojeni łopatami. — Szołom z latarką.)
RAKUZ.
Mądrości słowo, którem osłupiłem
Trzysta-set ludu, dziś mię w zamian boli —
Nie bacz, że dziwnie ci to wyraziłem:
Lepszego nie znam wyrażenia gwoli.
Boli mię słowo mówiąc: mówię o tem
Że: jakbym napiął łuk i cisnął strzałę
I zawróciła mi się w piersi grotem,
A ja-bym czuł ją i czuł, uleciałą —
I łuk trzymając lóźny, drżący jeszcze,
Szukał rannego, sam śmierci czuł dreszcze! —
Pisania sztukę, znając doskonałą,
Powiedz mi, naucz, ażali być może,
By kogo słowo rzeczone bolało? —
Tkwiło i pruło jak zbójeckie noże:
Słowo, o którem sam rzekłeś że Boże? —
SZOŁOM.
Pisania sztuka zwie się i kabałą —
Pisania sztuka ma swe tajemnice,
Runnikom samym dostępne —
(Rakuz upuszcza łopatę.)
— Ostrożnie!
RAKUZ.
Zbudził się który? —
[134]
SZOŁOM, wskazując latarką.
— Owdzie — zbieraj! — świecę.
RAKUZ, podejmując rydel.
Jako, gdy pola kto sierpami orżnie,
Pijani, widzę, spoczęli pokotem —
SZOŁOM.
Śnią się im wiadra miodu i wiwaty.
Nie rozbudziłbyś tej czeredy grzmotem,
A cóż dopiero upadkiem łopaty! —
Radzę ją wszakże nieco zgrabniej trzymać,
W ramię rzuciwszy prawe, jak motykarz:
RAKUZ.
Na życiu łopat nie myśliłem imać —
Nie jestżem Rakuz książę? — kogo tykasz!
SZOŁOM.
Trzeba się książę, umieć znaleźć wszędzie,
Trzeba mieć rozum taki, jak narzędzie.
RAKUZ, popychając ramię Runnika.
Szołom! — idź na przód — nie ucz nas —
(Słychać krok warty. — Szołom skoczywszy do Rakuza, groźnie.)
SZOŁOM.
— Milczenie! —
Łopata na dół — kto idzie?
GŁOS, mijającej straży.
— Sumienie!
SZOŁOM, do księcia.
Chasło, tej nocy dane przez setnika.
RAKUZ, osłupiały.
Przeszli? — czy przeszli już? —
SZOŁOM, klepiąc ramię Rakuza.
— W górę motyka! —
RAKUZ, oglądąjąc się do koła.
Osobo mądra! — ażali z prędkości,
Nie minęliśmy miejsca, gdzie trup leży? —
SZOŁOM, wznosząc latarkę.
Tarcz zdaje mi się blask, albo odzieży —
Bieliznę widzę.
[135]
RAKUZ.
— Mylisz się, to kości,
Rwane ze smoka bioder, ptastwo ciska,
Lub psy roznoszą. Patrz! — za onym padłem
Postacie jakieś i jakieś ogniska —
Ludzie — czy widma? —
SZOŁOM.
Znikli —
RAKUZ.
Wiem, że zbladłem:
W około oczów czuję to, na licach —
SZOŁOM.
Żebra smokowe, czy widzisz, jak wielce
Czernieją? — sterczą w księżycu,
Podobne żebrom nawy skołatanej.
Patrz tam — jak belka po belce
Lis pełza — owdzie kruków karawany —
To się poderwą, to siędą.
RAKUZ, rozglądając się do koła.
Długoż to potrwa! długoż widzieć, będą?
Że owdzie zwycięztwo było —
(Po chwili.)
Owdzie? wszak owdzie padł? —
SZOŁOM.
— Nie ma i śladu,
Tarcz nawet —
(Przebiegają łuny kagańców — wyświeca się na chwilę tumulus Krakusa.)
RAKUZ.
— W dali coś się zaświeciło!
SZOŁOM, porywając u ramię Rakusa.
Ludzie — tłum — ogień - stos i śpiew grobowy —
Kaptura książę nie podejmuj z głowy —
Łopaty na bok! — przysiądźmy w parowie:
RAKUZ, przysiadając z Szołomem pod wyniesieniem wału.
Straszliwa nocy!
SZOŁOM.
— Ciągną tu szeregiem:
RAKUZ.
Drżę — — a któż jestem?
[136]
SZOŁOM.
Jesteś Książe szpiegiem
Tajemnic, w życiu ukrytych i w mowie!
Ale, i owszem, musisz drżeć —
RAKUZ, groźnie.
— Runniku!
Nie jestżem Rakuz?
SZOŁOM.
— Trupów ogrodniku!
Byłżebyś sobą, będąc za się branym? —
RAKUZ.
Słuszna osobo! — czyń jak ci przystoi —
Bylebym męża, co w pamięci stoi —
Bylebym zbawcę, zwanego nieznanym,
Do ziemi środka wparł rydlem kowanym —
(Łuny wielkie oświecają tumulus Krakusa ogniami obłożony. Chóry zbiżajązbliżają się.)
STARZEC.
Ktoby zapragnął czyn wymazać krwawy,
Niech wstecznie kołem istności zawróci. —
CHÓR.
Niechaj zawróci — a gościniec sławy
Poczciwej znowu i manowce chuci
Przed zapastnikiem staną do wyboru!
Nie starczy może już złego potworu,
Lecz starczy mężów potwornych — niestety!
STARZEC.
Skończył i skonał — o! panie nasz — gdzie ty! —
CHÓR.
Gdzie ty, o, panie! — Świadomszych gromada,
Duchy pogodne i wietrzyk ochoczy,
Pancerz mogilny w ofierze ci składa,
Przyłbicą darni ocienia ci oczy. —
STARZEC i chór, rzucając amfory.
Miodem i mlekiem lśniące dzbany ciska —
CHÓR.
Gałęź modrzewiu i wieńce chmielowe
I mirry bursztyn kładzie w te ogniska: —
I łzy, i cichą, a poczciwą mowę,
(Łuny poruszonego ognia szeroko oświecają dolinę, na której kopiec Krakusa. — Chóry, podnosząc ostatnie garście piasku, stoją z ramionami w ruchu.)
[137]
SZOŁOM I RAKUZ, zakrywąjąc się w parowie i przylegając do ziemi.
Ciało spalone — kurchan usypany! —
STARZEC I CHÓRY, ciskając piasek i odchodząc.
Z popiołów cała i z kruszyn oręży,
Ziemia krakowska niechże ci nie cięży,
Sławny-nieznany! —
|