Krakus książe nieznany/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Krakus książe nieznany |
Podtytuł | Tragedya |
Pochodzenie | Poezye Cypriana Norwida |
Wydawca | F. H. Brockhaus |
Data wyd. | 1863 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
IX.
(W głębi brama kryta łukiem — tłum się w nią ciśnie i czepia po wysokościach murów — na przodzie sceny gromady- zatrzymane gwarzą.)
PIERWSZY, w bramie.
To nie on! czer u palcem wytykacie? —
WTÓRY.
Byłżeby książę w tak szczególniej szacie,
Kapturem z wierzchu na oblicze kryty?
INNY.
Harfę ma złotą, lecz stoi jak wryty.
WIELU.
Trzeci raz turniej otrębują właśnie!
(Słychać trąby i wołania z wieży.)
WTÓRY.
To on, jeźli już trąbiono raz trzeci —
PIERWSZY.
Harfę wstrząsł, jako kiedy słońce gaśnie,
Złocistsze bardziej niż gdy za dnia świeci.
INNY.
Śpiewa — i przed się idzie w loch smokowy,
Wyprostowanej nie ruszywszy głowy;
Posągom z głazu podobny wyrżniętym;
Fałd żaden na nim zmięszanym ni krętym —
Osoba dziwna! —
WIELU.
— Kto bliższy, śpiew słyszy —
WIELU.
Ja słyszę —
MIESZCZEK.
Rycerz śpiewa, bądźcież ciszej —
(Tłumy się powoli uciszają.)
ŚPIEW.
Chodź! — stań! — przez wiarę wiar
Klnę cię, pożerco dusz —
Czar twój skończony już:
Czar mój, jest żaden czar —
Bóg wie, za ile win —
Twarz w twarz, począłem rzecz:
Broń ma, ten jeden miecz;
Pieśń ma — ten jeden czyn —
Pieśń ma, to nie pieśń już —
— — — — — — — — —
WIELU.
Przystąpił! — harfę podnosi i ciska
W pieczary ciemność —
INNY.
— Latawców mrowisku
Z dymu słupami wylatują w górę —
WIELU.
Widzieć nie można, taka ciemność pada!
INNY.
Tam, owdzie ptastwo błądzi w niej bez-pióre,
Jak niedoperzy i sów całe stada —
MIESZCZEK.
Ktokolwiek pierwszy zoczy co, niech gada! —
W BRAMIE.
Co widzisz? — widać co?!
PIERWSZY.
Widać — jak chmurę,
I jak grzbiet nagle zbudzonej mogiły,
Wydzierający się z ziemi rozpacznie!
I widać — jakby moc, zmienioną w bryły,
Co się wyciąga ze snu, nim iść zacznie
Po przyczajonych karkach stu tysięcy — —
(Po chwili.)
I — widać znowu ciemność — i nic więcej
Nie widać, tylko jakby błysk niebieski —
GŁOSY Z DALI.
Miecz księcia górą! — Górą miecz królewski! —
PIERWSZY.
A teraz widać wał, że jest ochwiany,
Zataczający się wał, jak pijany,
A zamek nad nim stoi — a wał owy
Nie jest już wałem — to cielsko jest smoka —
Legł! —
WTÓRY.
— Oszczepnicy skoczyli do głowy:
Rąbanie słychać — — słyszycie rąbanie? —
KMIEĆ.
Jak gdy kto w puszczy wycinanej stanie,
Gęsto rąbanie słychać — jeszcze — jeszcze —
MIESZCZEK.
Jako, gdy w kuźni żelazo czerwone
Miotami biją, obracając kleszcze!
WIELU.
I jeszcze słychać, jeszcze! nieskończone —
W BRAMIE.
Książe niech żyje. — Mąż co zabił smoka,
Jak rzekł — niech żyje! —
PIERWSZY.
— Straciłem go z oka —
GŁOSY RÓŻNE.
Na tarczach podnieść w górę! — Zbawcę w górę!
(Okrzyki podnoszą się i uciszają i znów podnoszą. — Od przodu sceny przez tłum ku bramie Rakuz przedziera się pieszo; przy nim Szołom i poczet dworski — za pieszymi prowadzą konie — wszystko w rynsztunku świetnym.)
GRODNI, tłum rękoma rozgarniając.
W lewo i w prawo — ustąp! — książę kroczy! —
SZOŁOM, głos podnosząc.
Książe potykać się wyruszył!
WIELU OD BRAMY.
— W porę!! —
GRODNY, do tłumu.
Ustąp! —
(Tłumy zaciskąją się pod bramę. — Rakuz z pocztem swoim zatrzymuje się.)
PIERWSZY W BRAMIE.
— Kapturny zbawca zakrył oczy.
INNY.
Nieporuszony, w kapturze zostawa!
WTÓRY.
Jestże kim z Bogów? — albo żywa Sława?
GRODNY, w tłumie.
W lewo i w prawo — ustąp! —
SZOŁOM.
— Panie Włady!
W bryłę się jedną skupiły gromady,
Ruszyć nie sposób —
RAKUZ, targając włosy.
Ha! — snu godzin parę
Dogonić, koniem po karkach tej rzeszy! —
Nie sposób! — kiedyś — któż temu da wiarę? —
GŁOSY Z DALI.
Górą! na tarczy górą! — Zbawca-leszy! —
W BRAMIE.
Trębaczy poczet, szeregami dwoma
Daje mu drogę ku nam —
SZOŁOM.
O! ruchoma
Rzeszo, na księżyc patrząca bladawy!
Słońce jest z tyłu — Rakuz, Książe czeka! —
PIERWSZY W BRAMIE.
Mąż się kapturem zasłonił od sławy —
Widzę go — tłum się poruszył jak rzeka,
Kiedy rozpuści i idzie z chałasem.
INNY.
Już i ja widzieć mogę jak na dłoni —
RAKUZ, skacząc na konia swego.
Kto żyw! niech za mną rusza! (do pocztu) Wy do koni —
A ktoby strzemion tykał, bić obcasem! —
(Z bramy pokazują się trębacze.)
TŁUM.
Górą nieznany zbawca! —
GRODNY.
— Rakuz górą!
(Trębacze i wielki tłum dwoma zastępami zbliżają się na przód sceny — środkiem Krakus w nieporuszonym kapturze postępuje.)
SZOŁOM, słaniając się w tłumie.
Książe ma słowo z konia, do narodu —
DWORSCY I GRODNY.
Cisza niech będzie! — starsi niech się zbiorą,
Niech się na kijach oprą starsi z grodu!
Kołem niech Lechy staną —
(Koło wielkie okrąża Rakuza na koniu stojącego. — Przed nim Krakus w kapturze zapuszczonym jak pierwej. — Cisza.)
NIEKTÓRE GŁOSY.
Górą! — górą! —
GRODNY.
Kto górą?! —
RAKUZ, z konia.
— Męże! ten, co w tym kapturze
Stoi — przez wielką pogardę dla tłumu,
Iż sławy nie chce, Bogom i naturze
Bluźni! — Przemawiam doń, i do rozumu
Przemawiam: — Odkryj czoło zapaleńcze! —
Ludowi pokłon daj, który cię sławi —
On głosi; słucha Bóg — ale ja wieńczę!
(Do Szołoma na stronie.)
Mów dalej, Szołom! — gniew mi tchnienia dławi —
SZOŁOM, na stronie.
Mój Książe dalej — już słuchają —
RAKUZ, płynnie.
— — nieco
Przemilkłem — czemuż? —
(Wskazując Krakusa)
Ah! — by posąg owy,
Poczuwszy wreszcie wnętrzności człowiecze,
Nad tłum zakrytej nie wynosił głowy!
Lecz —
(Rzucając się z koniem naprzód.)
koniec słowom! — niech rozpoczną miecze! —
(Do Szołoma.)
Turniej obwołać, że zaczął się —
(Trębacze uderzają w rogi — Krakus zasiania się mleczem.)
GŁOSY WIELU.
— Pada! —
Mąż cichy —
TŁUMY.
Zbawca, gdzie?! —
RAKUZ, z konia.
Zbawca? kto włada! —
KRAKUS, odrzucając kaptur w skonaniu.
Skończyłem! — Konam —
— — — — — — — — — — —
RAKUZ, SZOŁOM, GRODNY, rzucając się na ciało i zakrywąjąc je tarczami.
— Jak upadł, niech leży!
RAKUZ.
Turniej, że skończył się, otrąbić z wieży.
SZOŁOM, usuwając tłumy.
— Wola umarłych, jakaby nie była,
Święta jest — wola umarłych jest święta:
Jak kaptur ongi, tak odtąd mogiła
Skryje ten zacny proch, co zerwał pęta! —
Kończę — głos szczery nie bywa rozwlekły —
(Gromady, z dwuznacznem milczeniem cofają się.)
RAKUZ, z konia do cofających się.
O czyny wielkie tyś się ludu kusił,
Rzucam więc tobie ten miecz, krwią ociekły —
(Wyciska miecz z ręki daleko.)
Złamał on męża, który smoki dusił —
Któż z nas rycerskiej godniejszym jest chwały?
W turnieju pierwszy kto? — co żyw zostanie!? —
(Gromady, z dwuznacznem milczeniem cofają się.)
Mów, albo nie mów — ludu osłupiały! —
STARZEC, z tłumu.
Baczę — coś jakby amoka zmartwychwstanie —
INNY.
Obydwa godni są rycerskiej chwały —
(Rakuz przejeżdża zwolna ku bramie, choć gdzieniegdzie gromady zatrzymują. — Poczet książęcy w pośród nich przechodzi.)
GRODNY, do Szołoma.
Gromad się jedność to kupi, to sprzęga —
SZOŁOM, do ludu.
Męże! — ja jestem Runnik doskonały,
Pisarz koronny — który, jako księga
Ramiona ku wam i serce otworzę,
Mówiąc: rzeczone słowo było boże —
Bożym, rzekł — mówię — słowem, Książe Włady.
I liczne tegoż w dziejach są przykłady —
Ja sam, stilikiem rzeczy takich wiele
Skreśliłem — Teraz do dom, przyjaciele! —
(Poczet zachodzi w bramę.)
GRODNY.
W prawo i w lewo — ustąp! — poczet przodem —
SZOŁOM.
Ludu! idź do dom —
SETNI, obwołując tam i ówdzie.
— Kniaź uraczy miodem,
Ktoby się w grodzie jawił przed zachodem —
STARZEC, z tłumu.
— O trupie zbawcy myślcie też Lechowie,
By jak ocięty Karcz, nie pruchniał w rowie —
SETNI.
W prawo i w lewo — ustąp! — Runnik przodem.
(Runnik i setni zachodzą w bramę )