Kronika Akasha/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kronika Akasha |
Podtytuł | Wtajemniczenie w Odwieczną Pamięć Wszechświata |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1915 |
Druk | Drukarnia Zrzeszenia Samorządów Powiatowych |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jan Rundbaken |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Następujące wyciągi z kroniki Akasha cofają nas do czasów, poprzedzających opisane dotąd. Odważenie się na podanie tych rewelacji jest — wobec materjalistycznego sposobu myślenia naszych czasów — może jeszcze bardziej ryzykownem, niż to miało miejsce przy wykładzie poprzednich rozdziałów. Jakże łatwo rzeczom tego rodzaju współczesność stawia zarzut fantastyczności i bezpodstawnej spekulacji. Kiedy się wie, jak dalecy są ci, którzy mają w rozumieniu współczesnem przyrodnicze wykształcenie, od poważnego choćby traktowania tych rzeczy, wtedy może pobudzić do ich udzielenia jedynie świadomość, że się je sprawozdaje wiernie w myśl duchowego doświadczenia. Nie powiada się tu nic takiego, czegoby starannie nie sprawdzono przy pomocy środków wiedzy duchowej. Niechby tylko badacz przyrody był tak samo tolerancyjnym wobec wiedzy duchowej, jak ona jest tolerancyjną wobec przyrodniczego sposobu myślenia. (Porównaj moje „Poglądy na świat i życie w dziewiętnastem stuleciu”, gdzie mniemałem wykazać, że potrafię ocenić materjalistyczno-przyrodnicze poglądy). Tym zaś, którzy skłonni są (do przyjęcia treści) wiedzy duchowej, chciałbym w związku z niniejszem zwrócić jeszcze uwagę na coś szczególnego. W następujących wykładach omawia się bardzo ważkie rzeczy. A wszystko (razem) dotyczy dawno minionych czasów. Wprost niełatwem jest odcyfrować kronikę Akasha w tej dziedzinie. Piszący niniejsze nie rości sobie bynajmniej żadnego prawa do autorytetu. Chce udzielić rezultatu badań, osiągniętych przy pomocy najlepszych sił. Miłąby mu była każda poprawka, oparta na znajomości rzeczy. Poczuwa się do obowiązku mówienia o tych procesach rozwoju ludzkiego, ponieważ naglą do tego znaki czasu. Pozatem należy tym razem podać wielki okres czasu w zarysach gwoli łatwości przeglądu. O wielu zaledwie zaznaczonych obecnie rzeczach później powie się dokładniej. Zapiski kroniki Akasha dają się tylko z trudem tłómaczyć na nasz język potoczny. Łatwiej je wykładać w używanym w szkołach tajemnych symbolicznym języku znaków, udzielenie których jednak na teraz jest wzbronione. Dlatego niechby czytelnik przyjął niejedną ciemną rzecz i ciężko zrozumiałą, aby dobić się następnie jej zrozumienia podobnie, jak piszący starał się rzecz wtłoczyć w ogólnie zrozumiały sposób wykładu. A ujrzy się czytelnik wynagrodzonym za niektóre trudności odczytania, kiedy spojrzy w głębokie tajemnice, w ważkie zagadnienia ludzkie, o których niniejszem napomknięto. Przecież rzeczywiście samopoznanie człowieka wynika z tych wyciągów z kroniki Akasha, które stanowią dla badacza tajemnic tak pewne rzeczywistości, jak wzgórza i strumienia dla zmysłowego oka. Należy tylko zaznaczyć, że w uprzedniej części opisywano najpierw rozwój człowieka. Obok niego biegnie naturalnie rozwój innych królestw przyrody: mineralnego, roślinnego i zwierzęcego. O tem mają traktować następne rozdziały. Przytem powie się jeszcze niejedno, co ukaże wykład o człowieku w pełniejszym świetle. Nie można jednak mówić — w rozumieniu duchowej wiedzy — o innych królestwach ziemi, zanim nie przedstawi się stopniowego rozwoju człowieka.
Gdy cofamy się w rozwoju ziemi jeszcze bardziej wstecz, niż to miało miejsce w poprzednich rozważaniach, natrafiamy na coraz bardziej subtelne stany naszego materjalnego ciała niebieskiego. Materje, które przeszły następnie w stan stały, były przedtem ciekłemi, a w bardziej odległej przeszłości istniały w stanach jaknajsubtelniejszych (eterycznych). Zmieniające się ciepło dopiero spowodowało zestalenie się materji. Tutaj zatem cofamy się aż do najsubtelniejszych stanów eterycznych naszego ziemskiego miejsca zamieszkania. Kiedy ziemia poczęła się rozwijać, wstąpił na nią człowiek. Przedtem należał do innych światów, o których później będzie mowa. (Na wstępie) jeszcze słów kilka o stanie, który poprzedza opisany niniejszem. Był to tak zwany astralny, czyli świat duszny. Istoty tego świata nie prowadziły żadnego zewnętrznego (fizycznego) bytu cielesnego. I człowiek również. Wytworzył sobie właśnie wzmiankowaną w poprzedniem rozważaniu obrazową świadomość. Posiadał uczucia, pożądania. Wszystko to jednak zamykało się w ciele duszy. Widzialnym był taki człowiek jedynie dla wzroku jasnowidzącego. Takie jasnowidzenie posiadały przedewszystkiem wszystkie ówczesne wyżej-rozwinięte istoty ludzkie, choć (jasnowidzenie to było) zupełnie przytłumione i (jakby) w sennem marzeniu. Nie było to jasnowidzenie samowiedne. Te istoty astralne są w pewnym sensie przodkami człowieka. Co dziś nazywamy „człowiekiem”, posiadało właśnie w sobie świadomego siebie ducha. Ten (ostatni) połączył się z istotą, która powstała z owych przodków w połowie epoki lemuryjskiej. (Połączenie to omawiano właśnie w poprzednich rozdziałach. Rzecz ta da się jeszcze raz ściślej wyłożyć w toku przedstawienia biegu rozwoju przodków ludzkich aż do epoki niniejszej). — Przodkowie duszni albo astralni człowieka zostali przeniesieni na subtelną, eteryczną ziemię. Wchłaniali w siebie, (z gruba mówiąc), jak gąbka, subtelną materję. Przeniknąwszy się w ten sposób materją, tworzyli sobie eteryczne ciała. Te posiadały formę podłużnie-eliptyczną, z wykazanymi przez delikatne cieniowania materji zarysami członków i innych później formujących się organów. Cały jednak proces, zachodzący w tej masie, był czysto fizyczno-chemiczny, a tylko regulowała go i władała nim dusza. Kiedy taka masa materji osiągnęła określoną wielkość, wtedy dzieliła się na dwoje, a każda część podobna była do postaci, z której powstała, i zachodziły w niej te same procesy, co i w tamtej (zasadniczej). Każdy nowy twór tego rodzaju tak samo był obdarzony duszą, jak istota macierzyńska. Wypływało to stąd, że zstąpiła na ziemię nieokreślona ilość dusz ludzkich, ale jakby drzewo dusz, które mogło wydawać z siebie niezliczone istoty poszczególne. Jak roślina wyrasta wciąż nanowo z niezliczonych ziarenek nasiennych, podobnie (zachowuje się) życie duszne w (swoich) niezliczonych pędach, które powstają z ciągłego dzielenia się. (Owszem istniała od początku ściśle ograniczona liczba rodzajów duszy, o czem mowa później. Jednak wewnątrz tych rodzajów odbywał się rozwój w wyżej opisany sposób. Każdy rodzaj duszy puszczał niezliczone pędy).
Ze wstąpieniem w ziemską materjalność zaszła w samych duszach ważna zmiana. Dopóki dusze nie miały na sobie nic materjalnego, nie mógł na nie oddziaływać żaden zewnętrzny proces materjalny. Wszelkie oddziaływanie na nie było czysto duszne, jasnowidcze. Współżyły — ten sposób — ze wszystkiem, co duszne — w swojem otoczeniu. W ten sposób współżyły ze wszystkiem, co wówczas istniało. Działanie kamieni, roślin, zwierząt, które również egzystowały wówczas tylko jako twory astralne (duszne), odczuwano jako wewnętrzne przeżycia duszy. Ze wstąpieniem na ziemię przybyło do tego coś zupełnie nowego. Zewnętrzne materjalne zdarzenia oddziaływują na duszę, odkąd te (ostatnie) wystąpiły w materjalnej osłonie. Narazie były to procesy ruchowe zewnętrznego materjalnego świata, które wywoływały poruszenia wewnątrz samego ciała eterycznego. Podobnie, jak dziś spostrzegamy jako dźwięk — wstrząśnienia powietrza, to samo te istoty eteryczne (spostrzegały) wstrząśnienia otaczającej je materji eterycznej. Istota ta była właściwie jednym organem słuchu. Ten zmysł rozwinął się najpierw. Stąd zaś widać, że osobny zmysł słuchu utworzył się dopiero później.
W miarę zgęszczania się ziemskiej materji zwolna traciła istota duszna zdolność kształtowania tej materji. Tylko wytworzone już ciała mogły jeszcze wydawać z siebie — sobie podobne. Powstał nowy rodzaj rozmnażania. Istota pochodna pojawiała się jako twór znacznie mniejszy od istoty macierzyńskiej i pomału dopiero urastała do tej samej wielkości. O ile przedtem nie istniały żadne organy rozrodźcze, obecnie takie występują. Ale odtąd odbywa się w tworze nie tylko proces fizyko-chemiczny. Taki chemiczno-fizyczny proces nie mógłby teraz powodować rozmnażania. Zewnętrzna materja — z powodu swego zgęszczenia — przestała być taką, której mogła dusza bezpośrednio dawać życie. Zatem wewnątrz tworu wydzieliła się część odrębna. Usunięto ją od bezpośrednich oddziaływań zewnętrznej materji. Tylko ciała, znajdujące się nazewnątrz tej odosobnionej cząstki, pozostawało wystawione na oddziaływania (zewnętrznej materji). Znajduje się w tym stanie, w jakim było poprzednio całe ciało. W odosobnionej części działa dalej dusza. Tutaj dusza staje się piastunem zasady życia (w teozoficznej literaturze zwanej Prana). Zatem obecnie cielesny przodek ludzki okazuje się obdarzonym dwoma członami. Jednym jest ciało fizyczne (osłona fizyczna). Ono podlega chemicznym i fizycznym prawom otaczającego świata. Drugim jest suma organów, podległych zasadzie życia.
Przeto część aktywności duszy pozostała wolną. Nie posiada już żadnej mocy nad fizyczną częścią ciała. Ta część aktywności duszy zwraca się do wewnątrz i kształtuje z części ciała specjalne organy. I przez to poczyna się wewnętrzne życie ciała. Nietylko współżyje wstrząśnieniami zewnętrznego świata, ale zaczyna je odczuwać w sobie, jako odrębne przeżycia. Tu leży punkt wyjścia dla odczucia. Najpierw występuje odczucie jako rodzaj zmysłu dotyku. Istota czuje poruszenia świata zewnętrznego, ciśnienie, jakie wywierają materje i t. d. Również występują początki odczuwania ciepła i zimna.
Przeto osiągniętym został ważki stopień rozwoju ludzkości. Odjęto bezpośredniemu oddziaływaniu duszy — ciało fizyczne. Oddano je całkowicie fizycznemu i chemicznemu światu materji. Rozpada się w tym momencie, kiedy już dusza, działając z drugiej części, nie może nadal w niem panować. A dopiero wraz z tem występuje właściwie „śmierć”. W poprzednich stanach nie mogło być mowy o śmierci. Przy dzieleniu się żył nadal twór macierzyński w pochodnym. Ponieważ w nim, jak uprzednio w tworze macierzyńskim, działa całkowita przeobrażona siła duszy. Przy dzieleniu się nie pozostawało nic takiego, coby nie miało duszy. Teraz to uległo zmianie. Odkąd utraciła dusza moc nad ciałem fizycznem, podlega ono prawom fizycznym i chemicznym świata zewnętrznego, t. zn. umiera. Działalność duszy trwa tylko w rozmnażaniu i rozwiniętem życiu wewnętrznem. To znaczy: powstają potomkowie przez siłę rozrodźczą i zarazem obdarzeni są nadmiarem siły organotwórczej. W tym nadmiarze ożywa wciąż nanowo istota duszy. Jak uprzednio, przy dzieleniu się, całe ciało było wypełnione działalnością duszy, to teraz organa rozrodźcze i odczucia. Zatem w nowopowstałych organizmach pochodnych ma się do czynienia z reinkarnacją życia duszy.
W teozoficznej literaturze opisane są te dwa stopnie rozwoju człowieka jako pierwsze zasadnicze rasy naszej ziemi. Pierwsza nazywa się polarna, druga hyperborejska.
Należy sobie wyobrazić, że świat odczuć owych przodków judzkich był jeszcze zupełnie ogólny, nieokreślony. Z naszych współczesnych rodzajów odczuwania dwa tylko już się zróżniczkowały: odczucie słuchowe i dotyku. Skutkiem przemiany ciała zarówno jak fizycznego otoczenia nie mógł już być nadal cały twór ludzki — że tak powiemy — „uchem”. W odrębnej tylko cząstce ciała pozostała nadal właściwość przeżywania subtelnych wstrząśnień. Dostarczyła ona materjału, z którego w następstwie zwolna rozwinął się nasz umysł słuchu. Jednak organem dotyku pozostaje cała reszta ciała.
Widocznem jest, że cały dotychczasowy przebieg rozwoju człowieka ma związek ze zmianą stanu ciepła na ziemi. Faktycznym czynnikiem, który doprowadził człowieka do skreślonego (wyżej) stopnia, było ciepło, znajdujące się w jego otoczeniu. Ale to ciepło zewnętrzne doszło do punktu, od którego (poczynając) dalszy postęp tworu ludzkiego stałby się niemożliwością. Zatem wewnątrz tego tworu występuje pewne działanie, które przeciwstawia się (skutkom) dalszego ochłodzenia się ziemi. Człowiek staje się rodzicem własnego źródła ciepła. Dotąd posiadał stopień ciepła swego otoczenia. Teraz występują w nim organy, które czynią go zdolnym do wzniecenia w sobie tego stopnia ciepła, jaki jest niezbędny do (zachowania) jego życia. Dotąd przenikały jego wnętrze cyrkulujące materje, które pod omawianym względem zależne były od otocznia. Teraz mógł (obdarzać) te materje własnem, wzniecanem w sobie ciepłem. Soki ciała stały się ciepłą krwią. A przez to osiągnął, jako istota fizyczna, znacznie wyższy stopień samodzielności, niż go miał poprzednio. Spotęgowało się całe życie wewnętrzne. Odczucie zależało jeszcze zupełnie od świata zewnętrznego. Wypełnienie się własnem ciepłem nadało ciału samodzielne fizyczne życie wewnętrzne. Wewnątrz ciała posiada dusza arenę dla rozwoju życia, które przestało być współżyciem[1] jedynie ze światem zewnętrznym.
Skutkiem tego zdarzenia życie duszy zostało wciągnięte w obręb ziemskiej materjalności. Przedtem żądze, chęci, namiętności, zadowolenia i ból mogły powstawać w duszy tylko za przyczynieniem się znowu (przyp. tłóm.: jako element psychiczny) elementu psychicznego. Co pochodziło z innej istoty psychicznej budziło w pewnej duszy skłonności i niechęć, pobudzało namiętności i t. d. Żaden zewnętrzny przedmiot fizyczny nie mógł wywierać takiego działania. Teraz dopiero stało się możliwem, że takie przedmioty zewnętrzne miały dla duszy pewne znaczenie. Ponieważ odczuwała wzmożenie się zbudzonego wraz z własnem ciepłem życia wewnętrznego, jako błogostan, przeszkody w niem, jako niezadowolenie. Zewnętrzny przedmiot, który miał własność podtrzymywania cielesnego błogostanu, mógł stać się pożądanym, upragnionym. Tak zwana w literaturze teozoficznej „Kama” — „ciało życzeń” połączyło się z człowiekiem. Przedmioty zmysłów stały się przedmiotami zdolności pożądania. Przez swe ciało życzeń związał się człowiek z ziemskim bytem.
Fakt ten przypada na czas wielkiego zdarzenia kosmicznego, z którem wiąże się przyczynowo. Dotąd nie było materjalnego rozszczepienia pomiędzy słońcem, ziemią a księżycem. Te trzy stanowiły — w swojem działaniu na człowieka — jedno ciało. Teraz nastąpił rozdział: subtelniejsza materjalność, która zawierała w sobie wszystko, co przedtem nadawało duszy możność bezpośrednio ożywiającej działalności, wydzieliła się jako słońce; najtwardsza część wystąpiła, jako księżyc; a ziemia zachowała pod względem materjalności pośrednie miejsce pomiędzy obydwoma. Naturalnie, że rozdział ten nie dokonał się nagle, ale cały proces odbywał się powoli, kiedy człowiek od stanu rozmnażania się przez dzielenie przesuwał się do stanu ostatnio opisywanego. A nawet skutkiem omawianych procesów kosmicznych dokonał się właśnie ten dalszy rozwój człowieka. Najpierw wyciągnęło słońce swoją materjalność ze wspólnego ciała kosmicznego. Przez to pozbawioną została dusza możności bezpośredniego ożywiania pozostałej materji ziemskiej. Następnie zaczął się wydzielać księżyc. Przez to ziemia weszła w stan, który spowodował scharakteryzowaną (wyżej) zdolność odczuwania. Również w związku z tem zdarzeniem rozwinął się nowy zmysł. Takiemi stały się stosunki cieplne na ziemi, że ciała przybrały zwolna stałe granice, jakie dzielą przezroczyste od nieprzezroczystego. Wydzielone z masy ziemskiej słońce otrzymało zadanie darzenia światłem. W ciele ludzkiem powstał zmysł widzenia. Światło i ciemność wywoływały w człowieku uczucia nieokreślone. Naprzykład światło odczuwał w pewnych warunkach jako miłe, jako potęgujące jego życie cielesne, starał się o nie, dążył do niego. Obok tego wypełniały właściwe życie duszy wciąć jeszcze obrazy sennych marzeń. W życiu tem powstawały i znikały obrazy barwne, nie odnoszące się bezpośrednio do rzeczy zewnętrznych. Te obrazy barwne człowiek nawiązuje jeszcze do działań duszy. Ukazują mu się jeszcze obrazy barwne, kiedy doznaje przyjemnych oddziaływań psychicznych, ciemne obrazy, kiedy dotknie go nieprzyjemny wpływ psychiczny. Dotąd zaznaczono jako życie wewnętrzne to, co powstało przez wystąpienie własnego ciepła. Oczywiście nie jest ono jeszcze życiem wewnętrznem w zrozumieniu późniejszego rozwoju ludzkości. Wszystko odbywało się stopniowo, również i rozwój życia wewnętrznego. W myśl poprzednich rozważań — dopiero wtedy występuje to prawdziwe życie wewnętrzne, kiedy zachodzi zapłodnienie przez ducha, kiedy człowiek poczyna myśleć o tem, co działa nań z zewnątrz. Ze wszystkiego, opisanego niniejszem, widać, jak urasta człowiek w stan, przedstawiony w poprzednim rozdziale. I już poruszamy się właściwie w czasie, tam scharakteryzowanym, kiedy opisujemy, co następuje: Co dusza w sobie przeżywa, a co nawiązywała tylko do (świata) psychicznego, uczy się coraz bardziej nawiązywać (to) do zewnętrznego cielesnego bytu. Zachodzi to zatem (i) w stosunku do (omawianych) obrazów barwnych. Jak poprzednio kojarzono z jasnym barwnym obrazem wewnątrz własnej duszy — sympatyczne wrażenie psychiczne, to teraz (kojarzy się) świetlne wrażenie z zewnątrz. Dusza zaczyna widzieć barwnie przedmioty dokoła siebie. Ma to związek z wytworzeniem się nowego narządu widzenia. Do nieokreślonego czucia światła i ciemności w poprzednich stanach ciało posiadało dziś nieistniejące oko. (Legenda o cyklopie jednookim jest wspomnieniem tego stanu). Oba oczy rozwinęły się odkąd dusza poczęła intymniej łączyć zewnętrzne wrażenia świetlne ze swojem własnem życiem. A wraz z tem utracono zdolność spostrzegania psychicznego (bytu) w otoczeniu. Skutkiem tego dusza stawała się coraz bardziej lustrem zewnętrznego świata. Ten świat zewnętrzny zostaje powtórzonym wewnątrz duszy jako wyobrażenie. Jednocześnie z powyższem dokonywał się podział na płci. Z jednej strony ciało ludzkie staje się (podatnem) do zapłodnienia przez inną istotę ludzką, z drugiej — rozwijają się cielesne „organy duszy” (system nerwowy), przez które zmysłowe wrażenia świata zewnętrznego odbijają się w duszy. A to przygotowało wejście myślącego ducha w ciało ludzkie.