<<< Dane tekstu >>>
Autor Arkadij Awierczenko
Tytuł Krzaki nad rzeką
Pochodzenie Pamiętnik Adama w raju
Wydawca L. Wolnicki
Data wyd. 1925
Druk L. Wolnicki
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz J. M.
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
A. AWERCZENKO
Krzaki nad rzeką


— Panie Wopiagin! Oskarżony pan jesteś o to, że w dniu 17 czerwca roku bieżącego, ukrywszy się w krzakach, podpatrywałeś pan kąpiącą się nago kobietę... Czy przyznajesz się pan do winy?
Pan Wopiagin uśmiechnął się tak, że ledwie to można było dostrzec pod jego wspaniałymi, puszystemi wąsami, a zrobiwszy pełen szczerości, prostoduszny wyraz twarzy, odparł z westchnieniem:
— Cóż robić... przyznaję się! Jednakowoż mam na usprawiedliwienie łagodzące winę okoliczności...
— Aha... Doprawdy? Opowiedz-że nam pan tedy, jak się rzecz miała...
— Wyszedłem 17 czerwca z domu z fuzją, wczesnym rankiem, a nawałęsawszy się bez miary do samego obiadu, zbliżyłem się ku rzece.
Czując znużenie, wybrałem ocienione miejsce, usiadłem, wyjąłem z torby wędlinkę oraz koniaczek i począłem przegryzać... Naraz zwracam się twarzą ku wodzie — i widzę, że tam, koło brzegu, po drugiej stronie kąpią się jakieś trzy kobiety... Z nudów (spożywając równocześnie śniadanie, na co zwracam uwagę prześwietnego sądu!) — począłem się im przyglądać.
— To, żeś pan równocześnie spożywał śniadanie, nie umniejsza wcale pańskiej winy! A teraz powiedz pan, czy te kobiety, któreś pan tak obserwował, były przynajmniej w kostjumach kąpielowych, co?
— Jedna, panie sędzio. A dwie ot, tak. Ja też właściwie mówiąc, patrzałem na jedną — tylko na tę, która była w kostjumie. Być może, że to złagodzi nieco moje hm... przewinienie. Ale była ona doprawdy tak prześliczna, że nie podobna było oczu od niej oderwać!
Pan Wopiagin ożywił się, zagestykulował.
— Wyobraźcie sobie, panowie: młoda kobietka, lat około dwudziestu czterech, blondynka o białej jak mleko cerze, o przedziwnej talji, pomimo że — zwracam uwagę — była bez gorsetu! Kostjum kąpielowy bardzo plastycznie uwidaczniał jej giętki stan, miękką krągłość bioder, i swym ciemnym kolorem jeszcze lepiej odznaczał białość przecudnych, krągłych, zda się rzeźbionych nóżek o różowych, niby listki róży, kolanach i wprost zachwycających dołeczkach...
Sędzia zakasłał i przerwał smętnie:
— To, co pan opowiada... doprawdy, dziwi mnie...
Twarz pana Wopiagina pałała natchnieniem.
— Ręce miała krągłe, giętkie — no, wprost dwie białośnieżne żmijki, a piersi obciśnięte materją kostjumu kąpielowego, no... co do piersi, to te, być może, niektórzy znawcy uznaliby nieco za duże, niż być powinny, jednakowoż upewniam was, panowie, piersi te miały kształt przecudny, sformowane były bez zarzutu...
Sędzia słuchał, przymrużywszy oczy, poczem jakgdyby ocknął się, zrobił niecierpliwy ruch ręką zachmurzył się i rzekł:
— Jednakowoż, tam przecie były panie i... bez kostjumów?
— Dwie, panie sędzio. Dwie. Jedna smagła brunetka, wzrostu niedużego, szczupła i, aczkolwiek kształtna, ale już — nie to! Stanowczo, nie to.. A druga — przecudne dziewczątko ośmnastoletnie...
— Aha! — surowo rzekł sędzia, przechylając się naprzód. — Ot, widzi pan! I cóż pan nam o niej powie?.. Z czego pan wywnioskował, że jest to dziewczę i że ma ośmnaście lat? Hę?..
— Młode kształty jej postaci, panie sędzio, jeszcze nie osiągnęły należytego rozwoju. Piersi miała dziewiczo małe, biodra nie tak szerokie, jak u blondynki, ręce szczupłe, a śmiech, gdy się śmiała, rozbrzmiewał tak niewinnie, tak młodzieńczo, tak naiwnie, że...
W sali sądowej rozległ się śmiech publiczności...
— Proszę się mitygować, panie Wopiagin! — krzyknął sędzia. — Co mi pan tu wygaduje. Sędzia wcale nie musi wiedzieć tego... Zresztą, pańskie szczere przyznanie się i bezpremedytacyjność zbrodni — ratują pana od zasłużonej kary. Jesteś pan wolny.
Wopiagin skłonił się i skierował ku drzwiom.
— Jeszcze jedno pytanie, — zatrzymał go sędzia, coś zapisując. — Gdzie się znajduje... to miejsce?
— O dwie wiorsty od Sutugińskiego letniska, na skraju lasu. Pan przejdzie most, panie sędzio, dalej przejdzie pan koło powalonego drzewa, od którego do brzegu bieży wązka ścieżyna, a na tym brzegu znajdują się krzaki, wysokie, bardzo wygodne krzaki...
— Dlaczego wygodne? — nerwowo spytał sędzia, co to znaczy „wygodne“?
Wopiagin mrugnął dwuznacznie sędziemu, ukłonił się zgrabnie i, kołysząc się elegancko całem ciałem, wyszedł z sali.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Arkadij Awierczenko i tłumacza: anonimowy.