Ks. Norbert Bonczyk/Charakterystyka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ks. Norbert Bonczyk |
Wydawca | Tow. Oświaty na Śląsku im. św. Jacka |
Data wyd. | 1918 |
Druk | K. Miarka Sp. z ogr. por. w Mikołowie. |
Miejsce wyd. | Opole |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Usposobienie miał ks. Norbert łagodne i spokojne. Głównym rysem jego charakteru była skromność i pokora. „Chociaż posiadał wielkie talenta, mówił ks. Michalski przy jego pogrzebie, chociaż rozumiał kilka mów, chociaż był uczony, przecie wielką skromnością się odznaczał i nie lubił, gdy go chwalono; wszelkie pochwały oddalał słowami: „Nie żartuj sobie zemnie, nie miej mnie za błazna!“ — Parvum parva decent — obrał za godło dla swoich poezji; małemu mało przystoi — myślał też, gdy go książę-biskup Kopp chciał zrobić kanonikiem wrocławskim. Sam się od tej godności wymawiając polecił na nią ks. komisarza Marksa, proboszcza miechowskiego, który stał się później biskupem-sufraganem. W mowie ks. Bonczyk był bardzo ostrożny a wobec nieznajomych poprostu zamknięty i skryty. Lubił zacisze i samotność, aby zostać skupionym i móc żyć bogomyślnie. Często wieczorem jeszcze odwiedzał Przenajświętsze i klęczał przed ołtarzem zatopiony w głębokiej modlitwie. Szczególne nabożeństwo miał do Najsłodszego Serca Jezusowego i do Najśw. Marji Panny.
Wielką część dochodu obracał na upiększenie domu Bożego. Nietylko farny kościół, obok którego nowe wybudował probostwo, ale też kościółki św. Małgorzaty i św. Jacka i kaplicę Matki Boskiej Bolesnej kazał odnowić. Obrazy, figury, świeczniki i inne rzeczy, które nie odpowiadały jego wymaganiom estetycznym, darował biedniejszym kościołom, przeważnie do Polski, a natomiast zakupywał nowe płacąc dużo z własnej kieszeni. Na monstrancję n. p. która kosztowała 1000 twardych, ludzie złożyli coś 30 talarów, całą resztę on darował. Słowa psalmisty „Panie, miłuję ja okazałość domu Twego“ (Ps. 25, 8) i jego było hasłem. Jeszcze w testamencie zapisał przeszło 6000 marek na odnowienie ołtarza św. Józefa. Gorąco popierał też plan budowy kościoła w Łagiewnikach i 12000 marek na ten cel ofiarował. Niestety nie dożył nowej świątyni. Wdzięczni Łagiewniczanie pamiątce jego poświęcili trzeci dzwon, który nosi jego imię „St. Norbertus“ i napis: In memoriam defuncti parochi Norberti Bontzek 1896. — Niemniej szczodrym był dla ubogich, hojne dawając jałmużny, lecz zawsze tak, żeby lewica nie wiedziała, co prawica czyniła. W cichości świadczył dobrodziejstwa tak biednym rodzinom jak i niezamożnym gimnazjastom, których zawsze kilka wspierał. Towarzystwo św. Wincentego w nim miało największego dobrodzieja i najchętniejszego pomocnika. Pewnego razu spotkał się skarbnik tego towarzystwa, pozasłużbowy burmistrz Szabon z ks. Bonczykiem przy kościele. Na zapytanie: „Jak tam z kasą wygląda?“ odpowiedział: „Licho, bo już wybrano u piekarza chleba za 75 marek, a pieniędzy w tym miesiącu nie dostanę żadnych“. I rozeszli się. Gdy Szabon, staruszek osiemdziesięcioletni, powoli doszedł do swego mieszkania, tam już czekała służąca z probostwa wręczając mu 75 marek do kasy św. Wincentego. O tem się nikt nie dowiedział, aż kiedyś p. Szabon w Kasynie zdradził, co ks. Bonczykowi bardzo było niemiłem.
Ks. Bonczyk po mistrzowsku władał polskim, niemieckim i łacińskim językiem. Świadczą o tem jego poezje. Wydał bowiem i po niemiecku dwa zbiorki wierszów lirycznych „Karpathen-Märchen“ i „Gudrunlieder“ (bez nazwiska i bez roku). Ale przedewszystkiem był najlepszym znawcą polskiego języka pomiędzy duchowieństwem śląskiem. Dlatego książę-biskup Kopp tłumaczenie katechizmu Deharbe'go na język polski jemu powierzył (1889).
Ks. Norbert był wiernym synem swego ludu i kochał go jak rzadko kto. Kochał jego pobożność i prostotę, kochał też jego język i obyczaje. Gdy ks. Katryniok dla Alojzjanów piekarskich sprawiał sztandar, ks. Bonczyk taki dlań ułożył napis programowy:
Te młodzieży, wznoś sztandary,
Broń języka, broń swej wiary!
Kto te ojców skarby spodli,
Darmo się do Boga modli.
A w „Górze Chełmskiej“ (str. 29) zapewnia:
Ziemio, dokąd twój język kochasz, bądź spokojna.
Nikt ci wiary nie wydrze ani świętej cnoty,
Ni szczerości praojców, ni do prac ochoty!
Jak Machabejczycy był święcie przekonany, że narodowość i wiara są ściśle ze sobą złączone. Dlatego obronę języka polskiego na Górnym Śląsku uważał poprostu za obowiązek duszpasterski. Ks. Grelichowi, proboszczowi leśnickiemu, kładzie do ust pytanie:
„Któż tu w Górnym Śląsku
Język polski rozkrzewiać ma w swym obowiązku?
Ba, nie mówię rozkrzewiać, lecz bronić zagładzie?
Kto zagładza, pracuje w swej ojczyzny zdradzie“.
na co ten sam
Odparł Grelich: „Zważywszy rzecz, takie mam zdanie:
Od nas (księży) wszystko zależy. Byśmy wszyscy dbali,
Lud zdrowo strawi nowe, a stare ocali“.
(Góra Chełmska str. 40).
a dodaje:
„Ja nie dla polityki bronię tu polszczyzny,
Tylko by dla zbawienia dusz bywał zbiór żyzny".
(str. 42). Kilkakrotnie ks. Bonczyk podnosi potrzebę polskich księży na Górnym Śląsku. Czasem ksiądz jest „prawdziwy mąż Boży, — ale cóż, kiedy Niemiec, a tu w polskiej ziemi — trzeba polskich, by mogli rozmawiać z naszemi“, trzeba „takich, których przemowa i trwoży i cieszy, — obala i buduje i serca porywa, — gdyż się w języku ludu do ludu odzywa“. Wzór takiego kapłana przedstawił nam w ks. Stabiku michałkowskim:
Jemu strumień słów słodkich z polskich ust się toczy
W serca polskie, językiem wszystkim zrozumiałym
Wrył się w sumienia ludzkie, a swoim zapałem
Rozpaliwszy słuchaczy z ich się duchem spoił,
Sercom rany zadawał a zadane goił.
A gdy głosu zabrakło, rzęsne łzy płynęły,
Z niemi łzy i westchnienia ludu się łączyły.
(Góra Chełmska str. 109).
Polskie pieśni nabożne ks. Bonczyk takiemi wychwala słowy:
Pieśni polskie nabożne! Wam to Bóg sam chyba
Tak cudowny dał urok, iż aże do nieba
Tych uczucia wznosicie, co was czerpią słuchem;
Ktoby słów waszych nie znał, odgadnie je duchem,
Skoro zadrży powietrze waszą melodyją!
Gdy do boju wołacie, ostrza wasze ryją
Serca aż do żywego, dodawając męstwa:
Waszym ogniom Czech i Lach winni swe zwycięstwa!
Kto wami prosi Boga, pewien wysłuchania,
Kto wami płacze, kto w was chowa serca łkania,
W piersi zimnej, nieczułej jak lód, żal podwoi.
Wasz balsam zdrowych żywi, chorym rany goi.
Żeście duchem półświata, stąd się wróg wasz sroży;
Z wami istnieje naród, a w nim kościół Boży.
(Stary Kościół Miechowski str. 85).
Naturalnie ks. Bonczyk ostro potępiał też nowomodną szkołę pruską, w której dziecko polskie ani słówka w języku ojczystym nie usłyszy. Zdaniem jego są to „dziwne szkoły, — w nich się polska przerabia młódź w niemieckie woły“. Wobec tak nienormalnych stosunków tem więcej rodzice powinni dbać o wychowanie w języku ojczystym. Albowiem
Szulinspektorowski
Ukaz, toć jako ukaz; ale gdy już komu —
Nie w nos mówić po polsku w własnym nawet domu,
To już woła o pomstę. Takich ojców dzieci
Ni to Niemce ni Polki — rzeczywiste śmieci.
Jakiż chleb z takiej mąki?
(Góra Chełmska str. 40).
Na wiecu w Gliwicach (1885) przemawiał o cnotach i wadach Polaków śląskich. Zarzucał im zbyt wielką dobroduszność i narzekał, że lud sam się niemczy, a rząd mu tylko w tem pomaga. — „Trzymać się polszczyzny!“ oto hasło dla wszystkich. Dopiero wtedy krzyknąć będzie można: Niech żyje chłop śląski!
Ks. Norbert znał szeroki świat, gdyż prawie corocznie wyjeżdżał na parę tygodni do wód. Ale nadewszystko kochał górnośląską ziemię z wioską rodzinną. Słuchajmy, jak ją wychwala:
Ty, co gardząc ojczyzną zwiedzasz Alpów szczyty,
A żadnych miast widokiem nie mogąc być syty,
Aż do Włoch niesiesz oczy, aż do Neapolu,
Choć nie mniejsze piękności masz na polskiem polu,
Lecz żeś słyszał czy czytał, iż kto tego kąta
Ziemi nie zwiedził, darmo po świecie się krząta,
Błądzisz! Żal mi cię bracie, żal mi twej kieszeni!
Pójdź ty do Miechowic, zatop w ich zieleni
Lub w ich lasach twe oczy, tu łaź, tu oglądaj!
A gdyś widział choć cząstkę, nie umierać żądaj
Jak u stóp Wezuwjusza, lecz żyć! żyć! wszak włoskie
Nocy nie są tak piękne, jak nocy miechowskie!
(Stary Kościół Miechowski str. 88).
Chociaż był miejskim proboszczem, lubił życie wiejskie i często Miechowice odwiedzał; bo:
Niemać to żyć, jak na wsi: Tu człek człeka ceni,
Znając go od kolebki; tu w miłej przestrzeni
Domy, stajnie, stodoły, podwórki, zagrody;
W szczerej żyją przyjaźni ludzie i ich trzody;
Czyj koń, czyja krasula, nawet i psa znają;
Nad bydlątka upadkiem tyle smutku mają,
Jak w Berlinie nad zgonem ministra! Tu żyje
Człowiek z tego, co zasiał, uchował; tu tyje
Nie przy nocnych biesiadach, lecz przy błogiej pracy
Dziennej; w nocy odpoczywa. Mieszczanie nie tacy!
We dnie „myślą“ o pracy, wieczorem wychodzą
Na rozrywki; do domu ledwo rano zgodzą.
U nich noc bywa rano.
(Stary Kościół Miechowski str. 115).
Najlepszym przyjacielem ks. Norberta był ks. Karol Floeckner, profesor religji przy gimnazjum bytomskiem. Serdecznie też obcował z ks. Stabikiem michałkowskim († 1887) i ks. Michalskim z Lipin. Gdy ktoś w okolicy obchodził abrahamowiny albo srebrny lub złoty jubileusz kapłaństwa, ks. Bonczyk zwyczajnie uczcił go polskim, niemieckim, łacińskim albo makaronicznym wierszem. Te poezje okolicznościowe od podobnych utworów z pod innego pióra odbijają wykwintną formą i zwykle świetnym humorem były zaprawione. Gdy zaś przypadał jaki jubileusz biskupa, wtedy wydawał dla ludu broszurki ze życiorysem jubilata, tłumacząc dziełka niemieckie na język polski. Tak opisał życie księcia-biskupa Foerster'a (1875) i sufragana ks. Gleich'a, na cześć którego też osobny wiersz ułożył (1888). Ostatnim utworem jego był łaciński adres powitalny, który wysłało duchowieństwo górnośląskie (komisarjatu pszczyńskiego) księciu-biskupowi Koppowi, gdy w marcu 1893 roku przyjeżdżał z Rzymu z kapeluszem kardynalskim. Ułożył go ks. Norbert już na łożu śmiertelnym, podtrzymany przez konfratrów. Oby kler górnośląski zawsze takim został, jak on go wtedy charakteryzował: Bilingues sumus, sed concordes — Dwujęzyczni jesteśmy, lecz jednego serca!