<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Któś |
Wydawca | Michał Glücksberg |
Data wyd. | 1884 |
Druk | Drukiem S. Orgelbranda Synów |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Smutno-by mi było opowiadanie to zamknąć bez epilogu, którym los — miłosierny czasem, gdy już się od niego nie spodziewamy litości — dokończył historyą Sylwana.
We dwa lata po wyjeździe z chutoru swego Sylwan Nitosławski znajdował się w Hyères. Stan jego zdrowia tak dalece się polepszył, iż najmniejsze mu już nie groziło niebezpieczeństwo, ale jakaś potrzeba ciszy, spokoju, ukojenia na duchu trzymała go na południu. W samym początku w Cannes i Hyères z doktorem, Sylwan dał się młodemu, a zapalonemu do nauki towarzyszowi swemu pociągnąć nieznacznie do poszukiwań i studyów z mikroskopem. Przyszło to nie odrazu; lecz gdy począł Nitosławski zabawiać się badaniami naczyń w roślinach, protoplasmów komórek, włókien — tak się zajął niemi, iż, książki i narzędzia sprowadziwszy, namiętnie oddał się temu, co nazywał zabawką, a co było już naukowem poszukiwaniem.
Doktor przeszedł od tych studyów do innych, Sylwan przy nich pozostał. Zrodziła się prawdziwa namiętność, a zatem poszła wprawa, coraz dalej rozpościerające się granice badań — i miłośnictwo, które zarówno śmiesznem jak godnem poszanowania uznać było można.
Wojtek Wierzbięta, uwiadomiony o tem, cieszył się — a żona jego ruszała ramionami.
Zimę tę spędzał Sylwan sam w Hyères, do którego się przyzwyczaił, choć ze stacyi klimatycznych w tych stronach jest to może najmniej powabna — i najsmutniejsza. Ale pokój i cisza błoga panują na tem wybrzeżu.
Zwykle posyłają tu takich chorych, którzy mało co wychodzą z domów: mieścina więc wydaje się pustą i wymarłą.
Wszystkie inne stacye, jak Cannes, Nicea, Monaco, San-Remo, Bordighera — więcej są ożywione, weselsze i mają czem zabawiać swych gości; Hyères nie stara się o to, a chlubi, że ma spokojniejsze powietrze, mniej wichrów i kurzawy. Nie wiem, czy tablice meteorologiczne potwierdzają tę pretensyą.
Jednego wieczora, wróciwszy z wycieczki do Norquerolles, Sylwan wchodził do swego mieszkania, niespodziewając się na stole nic znaleźć oprócz numeru wieczornego dziennika, który mu do herbaty podawano, gdy oczy jego zwróciła biała koperta.
Pocztowy stempel wskazywał, że pochodziła nie dalej niż z Cannes.
Tam nie miał nikogo znajomego. Otworzył kopertę z ciekawością: wewnątrz ćwiartka z czarną obwódką go uderzyła. Na żałobnym tym papierze stały tylko słowa:.
— Dawna znajoma, przypadkiem dowiedziawszy się o pobycie jego w Hyères, zasyła pozdrowienie i prosi, abyś ją kiedy odwiedził.
Nazajutrz pierwszym pociągiem Sylwan był w Cannes, a w ganku willi nad morzeni stojącej wśród eukalyptusów, blada i smutna, z uśmiechem na ustach podawała mu rękę, — wdowa po baronie Alfredzie.
Potrzebaż mówić, iż wrócili do kraju mężem i żoną!!